wtorek, 1 kwietnia 2014

7. Uratowałaś mnie

Naruto biegł już w kierunku jego przyjaciół, stojących nieopodal wielkiego, niedawno postawionego Posągu Ognia. Mimo jeszcze sporej odległości wiedział, że wieści muszą być szokujące, bo niczego innego nie mogłaby oznaczać tamta mina Sakury.
— Co się dzieje? Kim oni są? — Zdyszany zaczął krzyczeć, gdy tylko do nich dołączył, opierając dłonie na udach ze zmęczenia.
— Nie przyjrzałeś ich ochraniaczom? — zapytała Haruno, tępo wbijając wzrok w ziemię.
— To ci sami ludzie, którzy zaatakowali Sunę — wymamrotał Shino.
— Kurwa no, czego oni od nas chcą? — syknął Uzumaki, poprawiając opaskę.
— Nie mamy pojęcia — szepnęła TenTen.
— Shikamaru? — odezwała się nagle Sakura.
— Tak? — Nara popatrzył na nią, znad papierów.
— Czy u nas też uprowadzili dzieci?
— Nie. Od razu skupili się na walce i niszczeniu. Nikogo nie pojmali, przynajmniej według najświeższych informacji.
— Ich celem musi być coś innego — wyszeptał Lee.
— Mam wrażenie, że ten atak na Sunę był przykrywką. Wiedzieli, że Piąta wyśle tam swoich najlepszych ludzi, odsłaniając tym samym drogę do łatwego wejścia na teren Konohy. — Sakura ciągnęła, nie patrząc na przyjaciół, tylko szukając czegoś zawzięcie w plecaku. — Nie spodziewali się tylko, że tak szybko sobie poradzimy i większość z nas będzie tu z powrotem. Oby nie mieli nic w zanadrzu.
Wyciągnęła w końcu z plecaka zielony zwój i zaczęła nad czymś myśleć.
— Dużo w tym racji, jednak co nimi kieruje? — dumał Asuma, wyciągając ostatniego papierosa ze zniszczonej już paczki.
W północnym sektorze wioski, w którym do tej pory nie toczyły się żadne walki, rozległ się głośny wybuch, który oczyścił wszystkie prowadzące z niego uliczki z liści i piachu, gorącym podmuchem wiatru, który uderzył w ich twarze.
— Co to było?! — krzyknęła Tenten, ściągając z pleców swój wielki zwój.
— Szpital!!! — Sakura niewiele myśląc, porwała się w bieg, a zaraz za nią Naruto, Sai, Yamato i Shikamaru.
Reszta została i szykowała się na zniwelowanie ataku nadchodzącego oddziału wroga, którego szturm był już wyraźnie słyszalny.


< < ♥ > >


— Wynoście się z wioski, albo własnoręcznie was wypatroszę! — Wrzask Tsunade zatrząsł okolicznymi budynkami.
Obok niej, przed wejściem do szpitala, stała jeszcze Ino, Hinata, Iruka, Shizune, a za nimi widok uwydatniała Katsuyu.
— Wyniesiemy się, ale dopiero po tym jak będziesz martwa, księżniczko — odparł jeden z wrogów, układając ręce do pieczęci.
— Spróbujcie szczęścia... — syknęła.
Po kilku chwilach doszło do konfrontacji, mogłoby się wydawać, że kobieta łatwo sobie z nimi poradzi, jednak wycieńczenie spowodowane wcześniejszą pomocą w leczeniu rannych i przyzwanie gigantycznego ślimaka, mocno ją osłabiło, więc napastnicy zyskali przewagę. Iruka zajęty odepchnięciem od rannej Shizune trójki wrogów, nie specjalnie zwrócił na to uwagę, tak jak Ino i Hinata, niepozwalające wedrzeć się kilku zbirom do wnętrza szpitala.
Piąta po raz drugi dzisiaj została przygwożdżona bez możliwości ucieczki.
— WARA OD BABUNI!!! — rozległ się wrzask przynajmniej trzydziestu klonów Naruto.
Wpadł razem z nimi i w dzikiej furii porozrzucał wrogów po ziemi i okolicznych płotach. Shikamaru dobiegł do Yamanaki i Hyugi, ratując swoją ukochaną i przyjaciółkę z opresji, chwilę później otrzymując wsparcie od Saia. Yamato wbiegł między Irukę a wrogów, kazał zabrać przyjacielowi Shizune i sam zajął się łotrami.
Sakura wparowała do szpitala, widząc jak dwójka intruzów dostała się do środka oknami prowadzącymi na porodówkę. Jednak gdy tam dotarła nikogo nie zastała. Zaczęła biegać między salami, pytając pielęgniarki, lekarzy i pacjentów czy nie widzieli ich na poszczególnych piętrach.
Dopiero głośny łomot nad jej głową uświadomił ją, gdzie ma się kierować. Zanim jednak to zrobiła, rozwinęła zwój, wykonała pieczęci, nadgryzła kciuk, postawiła pionową kreskę, na koniec uderzając w sam środek znaków pięścią, tworząc wgłębienie pod papierem.
— Wyjaśnię po drodze! — krzyknęła i ruszyła w stronę schodów, prowadzących na górę.
Razem z ferajną psów wspinała się błyskawicznie po stopniach, u ich szczytu skręciła w korytarz i biegła do pokoju, pod którym wcześniej stała.
— O boże! — wrzasnęła, zakrywając usta dłońmi, stojąc w wejściu i czując jak nogi uginają się pod ciężarem reszty ciała.
Osiem psów również zatrzymało się w miejscu, bojąc się wykonać jakikolwiek ruch, by nie doprowadzić do tragedii.
— Czekaliśmy na ciebie... — szepnęła jedna z postaci. — Chcieliśmy, byś zobaczyła jak ginie twój przyjaciel. Tak samo jak my patrzyliśmy na śmierć naszego — wycedził twardo przez zęby, po czym drugi z nich rzucił pod jej nogi senbon. — A potem do niego dołączysz — dodał.
To było to samo senbon, którym rzuciła wtedy, by ratować tego chłopca w jaskini.
Kiba klęczał między nimi w kałuży krwi, a pod nim leżał ledwo dyszący Akamaru. Chłopak jedno oko miał spuchnięte tak, jakby ktoś uderzył go w nie jakimś ciężkim przedmiotem; cała broda, usta, nos było zalane rubinową cieczą,a jego spojrzenie było po prostu. Martwe.
Jeden ze zbirów z nieukrywaną radością złapał go za włosy i odchylił mocno głowę, szarpiąc do tyłu, po czym oboje przyłożyli mu do szyi kunaie.
— Sakura... — wycharczał Inuzuka. — Uciekaj..
Ta jednak sparaliżowana nie drgnęła dalej patrząc na niego.
— Słyszysz? — chrząknął. — Wypierdalaj! — krzyknął ostatkiem sił, wyrywając głowę z ręki oprawcy i uderzając go łokciem w brzuch dla spowodowania zamieszania.
Po chwili złapali go oboje, bez grama szacunku szarpali jego ciałem i rzucili na ziemię. Patrzył na nią nieprzytomnie. Oboje napastnicy podnieśli ostrza za głowy po czym przygotowali się do ostatecznego ciosu.
— Nie! — ryknęła, a łzy wylały się potokiem, zdobiąc jej rumiane od chłodu policzki.
Zamach, świst... Zacisnęła powieki, zęby i pięści, a jej serce zdawałoby się, że stanęło. Usłyszała jak ciało tępo uderza o ziemię. Nie chciała tego widzieć, chciała umrzeć.
— Sakura! Sakura, spokojnie! Możesz otworzyć oczy! — usłyszała po kilku chwilach Pakkuna.
Dziewczyna myśląc, że zemdlała otworzyła powieki i uchyliła usta z wrażenia. Wrogowie stali nieruchomo. Kiba leżał na ziemi i próbował się podnieść.
Różowowłosa ujrzała na parapecie okna Ino i Shikamaru. Chłopak w skupieniu trzymał swoim jutsu cienia jednego z nich, a ciało dziewczyny spoczywało uśpione na podłodze pod oknem, widocznie nawet nie zdążyła usiąść, a chcąc ratować przyjaciela nie dbała o to, że uderzy o zimne linoleum.
— Sakura, zabij ich. Szybko! — wrzasnął na przyjaciółkę Shika.
Jednak ta dalej nie potrafiła drgnąć, była zdezorientowana.
— My się tym zajmiemy — szepnął Shiba.
Psy podeszły do wrogów i w brutalny sposób zaczęły rozszarpywać ciała sparaliżowanych w ostatnim momencie, gdy Ino wróciła umysłem do swego ciała, a cień Nary cofnął się.
Hruno zerwała z miejsca i doskoczyła do Kiby. Chwilę później w drzwiach pojawiła się jego matka. Widząc Haruno przy synu, nie chciała jej przeszkadzać bo wiedziała, że ona najszybciej i najskuteczniej mu pomoże więc zajęła się Akamaru, który również potrzebował natychmiastowej interwencji weterynarza, w tym przypadku jej samej.
— Shikamaru! Pomóż mi go położyć na łóżku! — krzyknęła różowowłosa — Ino! Morfina! Szybko!
Dziewczyna rozerwała koszulę poturbowanego przyjaciela i zaczęła go osłuchiwać. Ocierała rękawem łzy, oddychając szybko. Po chwili wpuściła chakrę do dłoni i zaczęła badać dokładnie jego ciało.
— Sakura, zostaw. Nic mi nie będzie, idź pomóc innym— wyszeptał Inuzuka, chwilę po tym gdy się ocknął i złapał ją za nadgarstek.
Bardzo cierpiał. Ból zajął całe jego ciało łącznie z umysłem. Ino po chwili stała obok przyjaciółki z gotową do podania morfiną.
— Aplikuj mu ją, szybko — szepnęła roniąc łzy.
— Sakura... — Blondynka popatrzyła ze smutkiem na zielonooką — Nie płacz, wyjdzie z tego. Jestem słaba, tylko w szpitalu coś jeszcze wskóram. Ty idź pomóc reszcie. Tam jesteś w tej chwili bardziej potrzebna. Zajmę się nim, obiecuję.
Ino jeszcze trochę ją przekonywała, jednak kolejne wybuchy zmotywowały ją do działania. Razem z Shikamaru i watahą pognała przed szpital.
— Jak się ma sytuacja? — zapytał Nara, wpadając do namiotu.
Zielonooka chwilę po wejściu za nim, pojawiła się obok Yamato i zaczęła uzdrawiać paskudną ranę na jego plecach.
— Dziękuję Sakura — szepnął.
Ta tylko posłała mu blady ze zmęczenia i strachu uśmiech, kontynuując leczenie.
— Był przez chwilę moment kiedy mieliśmy wrażenie, że się wycofują. Jednak po niespełna dziesięciu minutach znowu doszło do zmasowanego ataku — wymamrotał Aoba, pochylając się nad jakimiś papierami.
— Wiadomo już o co im chodzi? — zapytała rózowowłosa, pomagając Yamato założyć kamizelkę liścia.
— O nas — odezwała się Tsunade, wchodząc do namiotu.
— O medyków? — zapytała Tenten.
— O Kage — sprostowała ją kobieta — Gaarę spróbowali otruć, mnie zabić własnoręcznie, a Raikage prawie wysadzono w powietrze. Właśnie dostałam te wieści sokolą pocztą. Próbują wykończyć wszystkich liderów ukrytych wiosek, jednak nikt nie wie po co.
— Mi tu śmierdzi wojną... — mruknął Yamato.
— Zgadzam się z tobą, Tenzou — wtrącił Asuma — chcą doprowadzić do niewiarygodnego chaosu. Jednak są na to zbyt głupi, skoro biegają po naszych wioskach w opaskach. Czeka ich kara.
— Niekoniecznie... Musimy pamiętać, że to mogą być ludzie Paina — rzucił Yamato. — To może być jakiś podstęp, sztuczka... Tego nikt nie wie. Na razie trzeba ich stąd wypłoszyć.
— Słuchajcie! Nadchodzą! Cały oddział! — wykrzyczał Lee, chwilę po tym jak wpadł do namiotu.
— Tsunade-sama proszę wracać do szpitala — nakazał Shikamaru. — Nie przerabiajmy tego po raz drugi.


< < ♥ > >


— Ilu ich jeszcze będzie?! — rozległ się świst setek ostrzy, a razem z nim wrzask Tenten.
Opadła na ziemię, zamieniła sprawnie wielkie zwoje i znowu wyskoczyła w powietrze, by zaatakować ponownie całą salwą kilkoro wrogów, otaczających ją.
— Nie wiem, ale powoli to przestaje być śmieszne — wyszeptał Neji, atakując dwójkę kolejnych.
Przyjaciele wymieniali się uwagami, walcząc na wielkim placu. Wrogowie, oprócz nacierania na swoich przeciwników, w dalszym ciągu porywali się do podpalania okolicznych budynków. Do tego wszystkiego rozpętała się niemała wichura, której towarzyszył lodowaty, gęsty deszcz utrudniający walkę i ograniczający widoczność. Sakura i Naruto, jako jedyni walczyli w kompletnej ciszy, nie odrywając się wzajemnie od swoich pleców. Ich więź i lata wspólnego treningu doprowadziły do tego, że potrafili wykonać jakiś nawet najtrudniejszy, wspólny atak bez porozumiewania się.
Problem polegał tylko na tym, że tak jak reszta, tracili już wszystkie siły. Zmęczenie często wprowadzało już wszystkich w błąd, a ruchy nie były już takie szybkie. Haruno i Uzumaki walczyli już bez przerwy ponad 12 godzin, nie wspominając, że reszta zaraz skończy trzecią dobę.
Haruno odstąpiła od przyjaciela i postanowiła działać na własną rękę. Odseparowała od niego dwóch z walczących i skoczyła dalej, ciągnąc ich za sobą. Mimo już minimalnych zasobów siły, starała się nie zużywać prawie w ogóle chakry, która mogła się okazać później bardzo przydatna w szpitalu. Jeden z przeciwników zakręcił nad sobą grubym, srebrzystym łańcuchem, zakończonym mosiężną kulą z kolcami i rzucił tym w dziewczynę. Ta pozwoliła by łańcuch owinął jej przedramię, łapiąc kulę i odrywając ją bez większego wysiłku. Rzuciła ją za siebie i pociągnęła za łańcuch z całych sił, odrywając tym samym od ziemi mężczyznę, który nie puszczając swojej broni, leciał teraz prosto na nią. Wyciągnęła przed siebie kunai, a ten wbił się w środek głowy nadlatującego wroga. Opuściła ramię, a łańcuch stał się luźny i zsunął się z jej ręki, upadając z łoskotem obok martwego już przeciwnika.
— Teraz Ty — warknęła, wyciągając z kabury senbon, po trzy na dłoń, i umieszczając je między palcami, zwróciła się do drugiego mężczyzny.
Ruszyła biegiem w jego stronę, ten wyciągnął spod płaszcza dwa zwoje, lecz nim cokolwiek zaczął — leżał już na ziemi, a jego buzia wyglądała jak po nie do końca udanym zabiegu akupunktury.
Wzięła głęboki wdech i już miała ruszać do Naruto, gdy poczuła zbliżającą się do niej z niebywałą prędkością wrogą chakrę. Widziała jak otula ją coraz większy cień. Spojrzała w górę i ujrzała nacierającego na nią napastnika, który trzymał w dłoniach wieki miecz. Odskoczyła w ostatnim momencie, a ostrze wbiło się w beton na głębokość ponad połowy metra. Sakura nastawiła się bojowo, ukrywając zdumienie chociaż w głębi duszy czuła, że będzie z nim bardzo ciężko lub co gorsza, sobie nie poradzi.
Mężczyzna wyciągnął broń z ziemi i zarzucił ją tępą strona na ramię. Dziewczyna w ciemności dostrzegła tylko jego uśmiech, o dziwo biały.
— No, no, no. Znalazłem prawdziwą wisienkę na torcie — mruknął głosem przepełnionym ironią.
Rozsunął nogi, nastawił się do walki razem z ostrzem i patrzył na nią.
— Czego chcesz... — syknęła, zaciskając kurczowo palce na, wyglądających jak gówno przy jego broni, kunaiach; jej ramiona unosiły się od wdechów.
— Przyda nam się tak sławny ze swoich niebywałych poczynań medyk. Pójdziesz ze mną po dobroci czy siłą? — Napiął się, a światło płomieni palącego się nieopodal budynku, odbiło się od powłoki miecza i delikatnie ją poraziło.
— W ogóle! — wrzasnęła. po czym zrobiła kilka szybkich kroków do przodu, wyskoczyła w górę i obróciła się w powietrzu, by rzucić ostrzami z większą siłą, chwilę wcześniej wpuszczając w nie chakrę.
Gdy te jednak były w drodze na dół, spostrzegła, że napastnika tam nie ma. Znowu dokonał ataku z góry.
— Szybki jest — syknęła sama do siebie, krzyżując ramiona przed twarzą.
Tym razem było za późno na unik, więc osłoniła głowę gardą, po czym oberwała silnym kopnięciem i uderzyła z niebywałym impetem o ziemię. Ponownie w ostatniej chwili przetoczyła się metr dalej, a w miejsce w którym upadła wbił się miecz.
Poderwała się na nogi, jednak ból w kręgosłupie, spowodowany uderzeniem o podłoże, sparaliżował ją. Opadła na kolana wiedząc, że jest w niemałych tarapatach, a w tej chwili wszyscy są zajęci walką. Nie mogła krzyknąć. Ból zabrał jej oddech i głos.
Wróg zbliżał się do niej powoli, podnosząc coraz wyżej ostrze z wariacką furią w oczach.
— Jednak więcej przyjemności od uprowadzenia cię, sprawi mi zamordowanie. Pożegnaj się ze swoim krótkim życiem... — zamachnął się — GIŃ!
Wszyscy przyjaciele usłyszeli to i zwrócili się w tamtym kierunku. Aoba wysłał w ich stronę około setki kruków, jednak był pewien, że nie zdążą dotrzeć na czas. Naruto rzucił wszystko i ruszył przed siebie, czując jak w tym samym czasie jak jego chakra miesza się z chakrą Kyubiego. Nie zdąży, wiedział to.
Blask księżyca odbił się od metalicznej powłoki broni i oświetlił jej brudną i mokrą twarz. Ostrze przecięło gęste, mroźne powietrze. Jej wzrok gonił je, lecące ku niej, cienkie jak włos. Zamknęła oczy. To koniec...
— Sakura! — zachrypnięty głos Yamato rozdarł uszy wszystkich zgromadzonych.
Zacisnęła powieki jeszcze mocniej.
W momencie, gdy jej ciało miało zostać brutalnie rozdarte na dwie połowy — usłyszała jakby, zza grubej ściany, jakiś dziwny dźwięk. Nie potrafiła go opisać, miała wrażenie, że roznosi się on po całym jej ciele rażąc, drażniąc nieprzyjemnie jej wnętrze.
Szum, trzaski, wyładowania.
Otworzyła energicznie oczy, rozchyliła usta w niedowierzaniu. To był ten blask.
Niesamowicie jasny, sprawiający ból oczu, głowy. Blask, który oślepiał ją w tej chwili, jak każdej nocy przed przebudzeniem, od tygodni.
Centymetry od jej twarzy. Przez chwilę była pewna, że już jest w niebie. Jednak ocucił ją chrzęst. Dźwięk typowy dla zderzenia dwóch ostrzy.
Odgłosy dochodzące od blasku, zaczęły brzmieć tak, jakby były w centrum jej głowy; obijały się w jej wnętrzu tak samo, jak serce, próbujące wyrwać się z klatki piersiowej.
Żyła, światło rozgrzewało jej skórę, a włosy zaczęły unosić się ku niemu, tak samo jak kurz i piach. Moc była na tyle niewiarygodna, że powoli zacierała granicę pomiędzy rzeczywistością, a snem.
Ktoś powstrzymał atak ostrza zwykłym kunaiem. Ktoś stał przed nią, twardo, pewnie... Dumnie. Z łatwością trzymając wrogi miecz jak najdalej od jej ciała.
Czuła potwornie silną chakrę. Znała ją.
Obserwowała bezruch. Napastnika, wybawcy i przyjaciół. Była pewna, że to Naruto. Ale przecież on stał z boku i patrzył, był zszokowany, jak reszta. Miał uchylone usta, a jego oczy błyszczały.
Zerwał się wiatr; silny podmuch, który odgarnął jej włosy do tyłu. W jej nozdrza uderzył jakiś zapach. Znała go doskonale, rozpłynął się po jej ciele wyciszając wszystko wokoło. Wszystko! Tylko skąd tak dobrze go pamiętała?
W głowie pojawił się obraz, gdy dowiedziała się o śmierci rodziców. Przytulił ją wtedy mocno do siebie, a ona po raz pierwszy zaciągnęła się tą wonią tak mocno. Po raz pierwszy miała ku temu okazję.
Zamrugała kilka razy, wrócił jej słuch, zdolność do poruszania się.
Deszcz bębnił o ziemię, walki w tle drażniły serce, tak samo jak towarzyszące im okrzyki bólu.
— J-jak? — jęknęła beznamiętnie.


< < ♥ > >


— Ino! Podaj kolejną dawkę morfiny Kibie!
— Hai!
— Shizune! Biegnij na trzeci blok i nadzoruj operację!!
— Hai!
— Hinata! Przynieś mi tu więcej bandaży i gaz!
— Hai!
Tsunade rozrzucała komendami po lekarzach, sama walcząc z zatamowaniem krwi z przebitej tętnicy udowej Saia. Uciskała silnie kilka gaz, mając wrażenie, że chłopak już powinien mdleć, ale przez to, że wiecznie był tak blady, nie mogła nic oszacować.
— Nie mogłeś wybrać lepszego momentu?! — huknęła, wycierając twarz, na której widniały drobiny potu.
— Przepraszam Tsunade-sama — szepnął.
Hinata wbiegła do sali z wcześniej wymienionymi przedmiotami i ułożyła je szybko na szafce. Piątej zrobiło się słabo, jej twarz pobladła, a oddech stał się płytki, spazmatyczny.
— Niech Czcigodna odpocznie, przejmę to — wyszeptała po czym wzięła się do roboty.
Tsunade opadła na krzesło, czując się kompletnie bezsilna, jednak coś nie dawało jej spokoju. Zmarszczyła brwi i zamknęła oczy, czując coś dziwnego.
— Może zaboleć... — szepnęła ze smutnym wyrazem twarzy Hyuga, przyciskając dosyć sporą gazę do rany przyjaciela.
Zaczęła obwiązywać udo dokładnie bandażem. Zabezpieczyła go przed rozwiązaniem, dała przyjacielowi dwie silne tabletki przeciwbólowe i pobiegła umyć ręce. Sai podniósł się z łóżka, czując ból. Jednak założył na siebie plecak i ruszył do wyjścia.
— Sai, nie wiem czy powi... — zaczęła Hinata.
— KURWA JASNA!!! — ryknęła Piąta, zrywając się z krzesła, przewracając je tym samym.
— Chyba jednak zostanę... — szepnął przestraszony chłopak, chowając głowę w ramionach.
Ino z wrażenia upuściła na ziemię ręcznik. Szanowała Piątą, ale jej wrzaski i wybuchy przyprawiały ją o mdłości i omdlenia.
— ON JEST W WIOSCE! WYCZUWAM TO! — Blondynka otworzyła szeroko oczy.
Przyjaciele popatrzyli po sobie, a następnie znowu na Godaime.
— Kto?! — zapytali jednocześnie.


< < ♥ > >


— Raikiri! — rozległo się ciche, dosadne, przepełnione nienawiścią syknięcie.
Słowo to dzwoniło Sakurze w uszach, a oślepiający blask znowu wdarł się do jej umysłu.
Czy to możliwe, że to światło nigdy nie było koszmarem, tylko znakiem?
Ręka wybawcy uderzyła o wrogie ciało i przeniknęła przez nie z niesamowitą łatwością. Otworzyła szerzej oczy. Widziała jak miecz z łoskotem upadł na ziemię. A chwilę po nim napastnik z wielką dziurą w miejscu serca i otwartymi oczyma. Runął o ziemię topiąc się w błocie i uchodzącej z jego ciała krwi.
— Sensei... — szepnęła cicho.
Stał w bezruchu, opryskany wrogą posoką, która spływała bo jego skórze. Technika powoli gasła w jego dłoni, dźwięki jej towarzyszące również ucichły.
To znowu halucynacje. Przez głowę przeszło jej, że jednak nie żyje, a to wizja, która mogłaby okazać się początkiem życia w podniebnym raju. Potrząsnęła głową i zaczęła się podnosić. Po chwili zastygła miejscu. Mężczyzna poruszył się. Najpierw jego głowa odwróciła się w bok, wodził wzrokiem po ziemi. Zaczął odwracać się całym ciałem, jego ruchy były mechaniczne. Podniósł nieprzytomne spojrzenie i skierował je prosto w zielone oczy.
— Dziękuję... — Usłyszała szept, tak bardzo wytęsknionego głosu.
— Kakashi-sensei! — Rozległ się chóralny wrzask wszystkich przyjaciół, którzy dostali mocnego kopa do walki i zaczęli rozgramiać wszystkich przeciwników z nowymi siłami.
Śmiali się, krzyczeli! Byli niesamowicie radośni. Jakby otrzymali drugie życie!
Haruno zerwała się na nogi i wbiła wzrok w Hatake. Nim zdążyła dotknąć jego ramienia, spostrzegła, że jego ciało zwiotczało. Kunai wysunął się z dłoni, a on sam zachwiał się i poleciał do tyłu w ramiona dziewczyny. Chwyciła go i opadła z nim z powrotem na ziemię. Jego głowa spoczęła na jej udach. Dopiero teraz mogła zobaczyć jego twarz. Albo raczej część, bo maska zakrywająca usta nie zmieniła położenia, jednak była zmęczona i mocno poszarpana. Buzia mocno obita, brudna. W niektórych miejscach dostrzegła starą krew, a w innych świeżą.
— Boże, kto ci to zrobił…
Jego włosy były ciut dłuższe, niż gdy się ostatni raz widzieli, a oczy zamknięte, sine, podpuchnięte. Mimo mrozu miał na sobie tylko czarne, dresowe bojówki i czarną koszulkę. Obie zniszczone, odsłaniające jego ciało, które wskazywało na okrutne tortury, którym go poddano.
Wodziła wzrokiem po jego ciele. W końcu wrócił on na jego twarz. Uchylił powiekę prawego oka i patrzył na nią nieprzytomnie. Podniósł z trudem drżącą dłoń i przejechał opuszkami palców po jej policzku.
— Uratowałaś mnie... — szepnął.
Coś ucisnęło jej gardło. Z oczu wytoczyły się ciężkie łzy, opadła na niego, przytulając ucho do jego piersi. Męska dłoń opadła na tył jej głowy. Jednak po chwili jego ramię zsunęło się bezwiednie po jej szyi. Powieka zamknęła się. Ciało rozluźniło jeszcze bardziej, a głowa, którą delikatnie ujmowała w dłoniach, przechyliła się na bok.
— NARUTO! — wrzasnęła czując, że jej gardło się rozdziera; strach przejął nad nią kontrolę. — POMÓŻ MI GO ZABRAĆ DO SZPITALA!!!!
Uzumaki rzucił wszystko. Po chwili był obok niej, wziął Hatake na plecy i pognał z przyjaciółką do szpitala.


< < ♥ > >


W budynku przywitały ich okrzyki zdziwienia i zaskoczenia.
— ŁÓŻKO! — huknęła Piąta.
Pięciu lekarzy pchało materac na kółkach. Przed nimi podążała Hokage i Naruto, który bez najmniejszego oporu rozrzucał ludzi na ściany. Na samym łóżku leżał Kakashi, a na jego biodrach siedziała okrakiem, Sakura reanimując go.
— Krew, grupa 0 rh minus! — wrzeszczała przy uciskaniu klatki — MIGIEM!
Tsunade wprowadziła ich na jedyną wolną salę po czym kazała wyjść wszystkim oprócz Naruto.
Do pomieszczenia wpadła Shizune, a za nią jakąś mała pielęgniarka.
— Pani Haruno, nie mamy tej krwi. Wyszła cała... — odezwała się kobieta.
Zielonooka nie zwróciła na początku uwagi na nowego gościa, przejęła się tym, że serce Kakashiego przestało bić. Reanimowała go już prawie dziesięć minut, szanując mimo sytuacji to, że nigdy nie odkrywał twarzy, zupełnie nie myśląc robiła mu z przerażeniem wdechy przez maskę w przerwach w uciskaniu.
W pewnym momencie przestała. Jej policzki zalały się łzami, a zęby zacisnęły mocno. Przyłożyła ucho do jego lewej piersi, spod której nie wydobywało się nadal należyte bębnienie.
— Kakashi wracaj... — wycedziła. — WRACAJ!!! — wrzasnęła, po czym bardzo mocno uderzyła bokiem pięści w klatkę piersiową mężczyzny.
Powtórzyła to kilka razy, woda z mokrych ubrań bryzgała na wszystkie strony razem z juchą. Gdy sprzęt zasygnalizował charakterystycznym dźwiękiem, że serce znowu zaczęło bić, Hatake otworzył oczy i nabrał do płuc powietrza, tak, jakby od kilku godzin był pod wodą. Patrzył na nią. Jakby widział ducha... Jej brudne policzki błyszczały się od łez. Wydał z siebie jęk i zemdlał.
Sakura zeskoczyła z łóżka.
— Przygotuj sprzęt do pobierania krwi. A ty, Shizune, do wtaczania — dyktowała, ściągając bluzę.
Podleciała do szafki, wyrzuciła z niej kilka rzeczy na podłogę, wyciągnęła wacik i nasączyła go płynem dezynfekującym, którym po chwili zaczęła wycierać swoje zgięcie w ramieniu.
— Sakura, co robisz? — zapytał przerażony i zaskoczony jednocześnie Naruto, który nie widział do końca co się dzieje.
— Chce mu przetoczyć własną krew, bo mają tę samą grupę. To jedyny ratunek, stracił za wiele swojej. — mruknęła Tsunade, badając Hatake.
Chłopak nie wiedział co myśleć. Jednocześnie był szczęśliwy, że widzi Sensei, bał się, że Sakurze może się coś stać, wiedział, że musi wracać na pole bitwy chociaż nie chciał i zaczęło mu się kręcić w głowie. Shizune i pielęgniarka wpadły ze sprzętem. Uzumaki przystawił obok łóżka krzesło, by Sakura już nie martwiła się takimi rzeczami i oddalił się kawałek.
— Gotowa? — szepnęła Piąta.
— Hai... — odparła różowowłosa.


— Ona jest już biała jak mleko, babciu... — szepnął Uzumaki, trzymając ledwo przytomną przyjaciółkę za dłoń.
— Jeszcze chwila... — wyszeptała Haruno.
W międzyczasie do sali przyszły Ino i Hinata, które chwilę wcześniej przygotowały już gabinet Sakury do odpoczynku, która po takim zabiegu pozostanie na jakiś czas pacjentką szpitala.
— Sakura... Naprawdę już wystarczy... — mruknęła Piąta.
Haruno pozwoliła wyjąć sobie igłę i pozostała na krześle. Popatrzyła przez chwilę na swoją białą skórę, a potem spojrzała na Kakashiego. Był nieprzytomny, ale jego serce biło już równomiernie. Tsunade rozcięła jego koszulkę do osłuchania i teraz ukazało się jej oczom jeszcze więcej ran i siniaków. Przerażało ją to, jej skóra odrętwiała, a serce rozrywał ból. Zamiast się cieszyć czuła jeszcze większy niepokój.
— Słuchajcie... Teraz nic więcej nie zrobimy — wymamrotała Tsunade. — Zostawmy go w spokoju. Naruto, bierz Sakurę, przenosimy się do jej gabinetu.


< < ♥ > >


— Uratował cię i zemdlał, powiadasz? — zapytała Piąta, biorąc pierwszego od kilku dni łyka kawy.
— Tak — jęknęła Haruno.
— To wszystko jest jakieś poronione. Ale cieszę się, że wrócił — szepnęła zmęczona. — Sakura, przydzielam cię do opieki nad nim. Sałej — syknęła hardo. — Jak wszystko się uspokoi, będziesz monitorować stan jego zdrowia. Przez jakiś czas będziesz lekarzem rodzinnym — zażartowała.
Dziewczyna odpowiedziała bladym uśmiechem, chociaż wydawałoby się, że ta wiadomość wcale do niej nie dotarła.
— A teraz musimy zakończyć to wielkie gówno... — szepnęła. — Zajrzę do ciebie później. — Wstała i opuściła gabinet, zabierając ze sobą Ino i Hinatę.
— Sakura, mogę coś dla ciebie zrobić? — szepnął Naruto, siedząc na podłodze przy kanapie, na której leżała różowowłosa..
Dziewczyna podniosła się do pozycji siedzącej i popatrzyła na przyjaciela. Ujęła jego twarz w swoje dłonie i spojrzała mu w oczy.
— Idź tam... Idź tam proszę i skończ to... Dla mnie, dla nas, dla wioski — wyszeptała.
Naruto poczuł jak wypełniła go energia niewiadomego pochodzenia. Poderwał się na nogi, popatrzył na nią i uśmiechnął się ciepło.
— Już o to się nie martw! — krzyknął.
Założył bluzę i wybiegł z gabinetu, mijając się w przejściu z Yamanaką.
— Ten to nigdy na dupie nie usiedzi... — warknęła, zamykając nogą drzwi. — Masz tu słońce gorącą herbatę i czekoladę z orzechami. Zmęczenie szybciej minie. A tu suche ubrania, przebieraj się.
— Dziękuję... — odparła Sakura, biorąc od przyjaciółki kubek i słodycz.
Zielonooka zmieniła bluzkę i spodnie, które podała jej blondynka i opadła znowu na kanapę, czując jak kręci jej się w głowie.
— Prześpij się, proszę... — szepnęła, zasłaniając żaluzje w oknach. — Musisz, jesteś wykończona. A czeka cię teraz nie lada zadanie jeżeli chodzi o opiekę nad sensei.
— Masz rację, jednak nie wiem czy tu usnę... — mruknęła różowowłosa, przeciągając się.
— Dasz radę. Nasi chłopcy odciągnęli tych śmieci daleko od szpitala, jest już ciszej. Z resztą widać, że zaczynają się wycofywać. Wszyscy pacjenci też już śpią. Zauważ, że w szpitalu jest spokój. Z resztą, możesz się też zamknąć od wewnątrz.
— A co z Kibą?
— Śpi. On to też ma pecha... Dopiero wyszedł z jednego szpitala — zaśmiała się cicho, podając ciepły koc przyjaciółce, który znalazła w jednej z szafek. — Zdrzemnij się kotku. Będę czuwać nad Kakashim, obudzę cię od razu kiedy on się wybudzi.
— Dziękuję ci, kochana jesteś — wyszeptała, kuląc się już pod kocem.
Ino uśmiechnęła się ciepło do różowowłosej, po czym zgasiła światło i opuściła pomieszczenie.

< < ♥ > >


Piąta stała na przeciw łóżka, w którym leżał Kakashi. Wsparła się ramionami o jego oparcie w nogach i obserwowała jak ten powoli się wybudza. Otworzył prawe oko i przebiegł nim po sali. Spoczęło ono na oknie, przez które wpadały promienie jesiennego słońca. Piąta wyraźnie zauważyła jego uśmiech, który ukrywał się pod maską.
— Przez ponad rok nie widziałem słońca... — szepnął. — Nawet w snach nie było ono tak piękne, jak teraz.
— Jak się czujesz? — zapytała kobieta.
— Fizycznie czy mentalnie? — odparł w końcu, zerkając na nią.
— Na razie fizycznie. — Uśmiechnęła się słabo. — Dziś dam ci jeszcze spokój. Ale szykuj się, niedługo będziesz musiał mi wszystko powiedzieć. To cud, że przeżyłeś dzisiejszą noc. — Westchnęła.
— Co się działo? — mruknął.
— Sakura uratowała ci życie... Twoje serce stanęło, reanimowała piętnaście minut — szeptała — myśleliśmy, że to koniec. A potem oddała ci swoją krew. Za dużo jak na taką drobną osobę.
Patrzył na nią zszokowany. Nie wiedział co to za uczucie, które opatuliło jego serce, jednak było bardzo przyjemne.
— Czy nic jej nie jest? — uniósł głos.
— Nie. — Zamknęła zmęczone powieki.
Drzwi sali lekko się uchyliły. Do środka zajrzała Ino.
— Gomen Tsunade-sama, czy sensei Kakashi...
— Witaj Ino. — Blonydnka usłyszała męski głos, przez który aż się wzdrygnęła..
Uśmiech na jej twarzy rozpromienił salę.
— Idź, obudź ją. — Skinęła Kage.
Dziewczyna zniknęła równie szybko jak się pojawiła.
— Kogo? — zapytał.
— Sakurę, wypoczęła, teraz to ona będzie tobą rządzić. Masz jej się nie sprzeciwiać, słuchać wszystkich jej poleceń — nakazała — inaczej pozbawię cię tego i owego.
— Nie będę... Przecież zawdzięczam jej życie — szepnął.
— A ona tobie — mruknęła.


— No budź się, łajzo! — krzyczała blondynka, szamocząc przyjaciółką.
Sakura otworzyła leniwie oczy i przeciągnęła się. Usiadła na kanapie i spojrzała przez okno, które Ino chwilę wcześniej odsłoniła.
— Wynieśli się? — zapytała, przecierając oczy.
— Tak. Nie wiem co obiecałaś w nagrodę Naruto, ale podobno to on wszystkich rozniósł chwilę po tym jak cię wczoraj opuścił.
— Gdzie jest teraz? — zapytała, podnosząc się.
— Chodź... — zachęciła ją do podejścia do okna, przy którym sama stała.
— No patrzcie... — zdumiała się zielonooka.Wszyscy chłopcy ciężko pracowali. Przez szyby okna wdzierał się odgłos jak na budowie. Jak to na Konohę przystało, mieszkańcy od razu wzięli się za odbudowę. Naruto niósł na ramieniu jakieś belki, Neji i Chouji walczyli z gruzem, Sai przestawiał jakieś skrzynie, a reszta znajdowała się gdzieś dalej.
— Już czuję, jak Yamato nie będzie mógł się przez tydzień ruszyć... — bąknęła Haruno, obserwując jak jej sensei w magiczny sposób buduje fundamenty budynków swoimi technikami.
— O matko! — krzyknęła nagle Ino. — Z tego wszystkiego zapomniałam po co tu przyszłam!
— Hm? — mruknęła różowowłosa.
— Kakashi się wybudził!
Sakura otworzyła szeroko oczy. No tak, przecież to już nie był sen. On naprawdę wrócił. Uratował ją wczoraj i wrócił!
Wyszła za przyjaciółką i podążała za nią korytarzem, próbując oczyścić głowę z totalnego natłoku pytań, które chciała mu zadać. Kłóciła się sama ze sobą, widząc, że za wcześnie jest na jakikolwiek wywiad. Nim się zorientowała Ino już otwierała drzwi przed jej nosem.
— Przepraszam, że tak długo, ale nie mogłam jej obudzić... — usprawiedliwiała się blondynka. — Uciekam. W razie czego, wołajcie!
Sakura stała kawałek dalej, nie do końca wiedząc jak zareagować. Chciała mu się rzucić na szyję i mocno przytulić, a jednocześnie nawyzywać od najgorszych za to, że nie dał znaku życia. Wybrała więc trzecią opcję. Milczenie. Chociaż było zgubne, zwłaszcza, że nagromadzone emocje zaczęły się w niej burzyć.
Piąta widziała, że nic tu po niej. Wstała więc, rzuciła na odchodne, że wróci za godzinę i o dziwo CICHO zamknęła za sobą drzwi.
Haruno stała, nie wiedząc gdzie patrzeć. Chciała jego powrotu, a teraz bała się nawet na niego spojrzeć, bo nie mogła się spodziewać własnej reakcji.
— Podejdź i usiądź — szepnął zachrypniętym głosem.
Sam nie wiedział co robić, mówić. Nie wiedział nawet, czy powinien się poruszać, oddychać. Jednak dziewczyna zrobiła to o co ją poprosił. Podeszła niepewnie i usiadła krzesełku.
— Na początku chciałbym cię przeprosić, że w ostatniej chwili do ciebie dotarłem ale nie wie..
— Na początku bądź łaskaw powiedzieć mi, dlaczego przez ponad rok nie dałeś żadnego znaku życia! — wrzasnęła, podrywając się z siedziska i przewracając je z hukiem. Nawet nie wiedziała, kiedy łzy zaczęły spływać po jej policzkach, które wciąż nie nabrały swojego normalnego koloru. — Powiedz mi to! No powiedz!
Był zszokowany, a ona zaczęła odsuwać się od łóżka zalana łzami, zaciskając pięści na dolnej granicy bluzki.
— Powiedz czemu nam to zrobiłeś... — szepnęła, pomiędzy spazmatycznymi oddechami. — Czemu od dwóch tygodni pochylałam się nad twoim grobem... Czemu...
— Sakura, ja...
— Widziałam cię! A wszyscy mieli mnie za pieprzoną wariatkę, sensei! Dlaczego?!
— Sakura, daj mi...
— Dzień w dzień opłakiwałam cię, próbując zrozumieć co się stało. Modląc się o to, by poznać prawdę! Każdą noc... — Szybkim ruchem zerwała z szyi opaskę i cisnęła nią w na kołdrę obok jego nóg. — Każdą noc spędzałam na tym, by tylko nie zasnąć, by nie mieć tych pieprzonych koszmarów z twoim udziałem.
Kakashi zaczął podnosić się z łóżka i chociaż oboje wiedzieli, że nie powinien — nic z tym nie zrobili. Ból przeszywał każdy skrawek jego ciała, jednak wiedział, że musi do niej dotrzeć. Wspierając się na łóżku, zaczął przesuwać się w jej stronę. Gdy był już przy jego końcu, wyciągnął do niej rękę.
— Proszę cię podejdź tu i pozwól mi wyjaśnić... Nie miałem jak... — osunął się niżej.
Sakura zrobiła odruchowo krok do przodu, by pomóc. Jednak cofnęła się, gdy ten starał się znowu złapać pion o własnych siłach. Puścił się ramy łóżka i zrobił krok do niej. Gdy chciał złapać za dłoń, odskoczyła jak poparzona.
— Nie dotykaj mnie! — pisnęła, jakby bała się, że jest na coś śmiertelnie chory.
Patrzył na nią, czując jak jego serce się rozrywa. Nie chciał robić nic wbrew jej woli, zrezygnował. Gdy wracał na miejsce stracił jakąkolwiek kontrolę nad ciałem i runął w dół.
Dziewczyna poczuła, jak żal i wstyd zajęły jej ciało. Boże jaka ze mnie idiotka! — karciła się w myślach. W końcu poderwała się do pomocy, przepraszając, ale usłyszała coś, czego się nie spodziewała.
— Odejdź... Nie dotykaj mnie... — szepnął, łamiącym się głosem, jakby chciał, aby poczułą to co on.
Nie chciała dać za wygraną i złapała go za ramię, ale ten szarpnął nim i jakoś sobie poradził. Usiadł na łóżku, schował twarz w dłoniach.
— Sensei... — zawyła bezradnie. Dolna warga drgała, wprawiając ją w straszny dyskomfort. Nie radziła sobie. — Przepraszam, poniosło mnie, to przez wykończenie, stres, zmęczenie.. Tęsknotę. Naprawdę przepraszam, ale nie wyobrażasz sobie jaki to ból dowiedzieć się, że straciło się taką osobę... Według wszystkich byłeś martwy, nie dałeś znaku życia... Nie wiedzia....
— Ponad rok tortur. — Usłyszała jego stłumiony głos, odsunął ręce od twarzy. — To otrzymuję w zamian? Naprawdę, aż tak zawiniłem, by otrzymać tak chłodne powitanie od swojej byłej uczennicy?
Dziewczyną wzdrygnęło.
— Wyjdź... — szepnął. — Wyjdź stąd proszę.
— Ale...
— Wyjdź!
— Nie, proszę poczekaj.
Spojrzał gniewnie przed siebie.
— Nie wyjdę. — Tym razem powiedziała stanowczo.
Podeszła do łóżka i schyliła głowę z pokorą.
— Naprawdę, przepraszam...
— Wyjdź...


< < ♥ > >


— Sakura, otwórz. Błagam, nie przerabiajmy tego znowu. Wiem, że tam jesteś. — W całym domu roznosił się stłumiony głos Naruto, dobijającego się do drzwi Haruno.
Dziewczyna siedziała na kanapie i oglądała jakiś łzawy film, trzymając na kolanach kotkę.
— Sakura, wiesz, że i tak wejdę, a nie chce wywarzać drzwi. Mam dla ciebie twoją ulubioną czekoladę, babeczki od Hinaty, kilka książek od Shikamaru no i dosyć istotne wieści od Tsunade, które wolę przekazać ci wcześniej, niż w trakcie dokonywanego faktu.
Drzwi otworzyły się leniwie, a w przejściu stanęła różowowłosa, która wyglądała na chorą i osłabioną. W jego nos uderzyła woń dymu papierosowego.
— Znowu? — zapytał.


— Zjedz trochę tej czekolady, zrobi Ci się lepiej... — mruknął, odbierając kubek z gorącą herbatą od dziewczyny.
— Za chwilę. — usiadła i zaczęła przeglądać książki, które chwilę wcześniej chłopak położył na stole. — Jakie wieści od Piątej?
— Zacznijmy od tego, że powinnaś pójść do szpitala i z nim porozmawiać..
— Nie pójdę. Wyrzucił mnie — mruknęła mechanicznie.
— Sakura, zrobiłaś mu karczemną awanturę nie dając dojść do słowa! Z resztą to było tydzień temu!
— Przeprosiłam i i tak to zrobił — szepnęła, a na jej czole pojawiła się zmarszczka.
— Nie bądź taka uparta. Musisz to zrobić... Musisz z nim porozmawiać.
— Bo? — Podniosła wzrok.
— Bo... Tsunade.
— Co?
— Doszła do wniosku, że w szpitalu brakuje miejsc. Kakashi jest w sumie na tyle wypoczęty, że chce go z niego eksmitować, jednak musi mieć stałą opiekę lekarza przez najbliższy miesiąc. W dalszym ciągu nie może się dobrze samodzielnie poruszać, jego mięśnie jeszcze się nie zregenerowały. Musi mieć nadzór.
— To niech mu kogoś przydzieli.
— Właśnie to zrobiła.
— Nie chcę się nim opiekować! — Zamknęła z okładkę jakiegoś ciężkiego tomiszcza. — Nie po czymś takim. Przecież my się nie dogadamy! Jest mi głupio, pierwszy raz w życiu tak bardzo... Wstyd.
— To może daj mu w końcu szansę o wszystkim ci powiedzieć? Przecież on też chce to wyjaśnić. — Odstawił kubek. — Sakurcia, przypomnij sobie co przeżywałaś gdy się o tym dowiedzieliśmy. Przez co przechodziłaś. A teraz, gdy okazało się, że żyje to dzieje się coś takiego.
— Wiem. Wiem Naruto. — Przejechała dłońmi po twarzy. — I gdzie niby bym miała z nim siedzieć? U niego?
— No... W sumie to tak.
— Nie. Już wolę, by zamieszkał u mnie na ten czas. Jednak muszę się jeszcze zastanowić.
— Nie masz na to dużo czasu.
— Jak to? — uniosła do góry brew.
— Gdy wychodziłem ze szpitala godzinę temu, Piąta już wypełniała wypis.
— Rozumiem, że standardowo podjęła decyzję za mnie.
— Na to wygląda. — Westchnął.
— A on? Zgodził się na to?
— Niechętnie, ale tak.
— Łaski bez. — Dziewczynę zabolały te słowa i poczuła ucisk w gardle.
— Sakura przestań. Najpierw robiłaś wszystko, by dowiedzieć się gdzie on jest, a teraz traktujesz go jak obcego i chorego na jakieś zakaźne gówno, jeszcze po tym jak uratował ci życie. Ogarnij się dziewczyno. Wiem, że jest ci ciężko, ale tak być nie może. Wiem, że byłaś zdenerwowana, sam nie wiedziałem jak z nim na początku rozmawiać, też byłem zły... Ale potem zrozumiałem przez co on przeszedł.
Haruno poczuła wstyd i zażenowanie własnym zachowaniem, to ona w takich sytuacjach robiła za tą pouczającą jego. Jednak wiedziała, że blondyn ma rację. Doskonale wiedziała, że to przez nią wszystko się popierniczyło i to ona musi zadbać, by wróciła jakaś norma. Zdawała sobie również sprawę, że Kakashi potrzebuje pomocy bo jego ciało jest zbyt poturbowane, do czego doszły ją wieści, że z jego psychiką również nie jest najlepiej. Wiedziała, że ona najlepiej zawalczy o jego powrót do zdrowia, jednak bała się, że sensei nie będzie chciał od niej pomocy.
— Przyprowadź go... — szepnęła. Podniosła się, przeciągnęła i spojrzała na przyjaciela. — Bądźcie za dwie godziny. Przygotuję mu pokój i miejsce na jego rzeczy w łazience.
— Nie można było tak od razu? — zapytał z szerokim uśmiechem.
— Zaraz zmienię zdanie!
— No dobra, już... Dobra...
Sakura już miała iść na górę, jednak odwróciła się do chłopaka, który kierował się już do drzwi.
— Naruto..
— Tak? — Odwrócił się.
— Myślisz, że on mi wybaczy?
— Sakura, przestań. — Wypuścił głośno powietrze z ust. — To tylko głupia sprzeczka. Przypomnij sobie ile takich już z nim odbyliśmy! Nawet gorszych! To jest Kakashi.
— Ale sytuacja była inna.
— Przestań — bąknął — wiesz jaki on jest.


< < ♥ > >


Sakura toczyła wojnę myśli. Czy przenieść się do pokoju rodziców i oddać Hatake swój, czy zostać w nim, a jego udomowić tam. Po dłuższej chwili zdecydowała się na pozostanie. Domyślała się, że ten drugi pokój może nie pozwolić jej na sen przez wspomnienia po rodzicach, a wiedziała, że jemu i tak będzie wszystko jedno.
Weszła więc do pokoju naprzeciw swojego i wzięła się do roboty.
Odsłoniła okno i otworzyła je. Wyciągnęła z łóżka dwie poduszki i wielką kołdrę. Była idealna dla dwóch osób, na upartego dla trzech i bardzo ciepła. Do tego pokoju docierało zawsze najmniej ciepła, a nie chciała przecież, żeby jej gość, którego tak szanuje, źle się tu czuł i do tego marzł. Nałożyła czystą, świeżą, pachnącą pościel. Zrobiła mu miejsce w dużej szafie na przeciwko łóżka, którą ozdabiało największe lustro w domu. Wymieniła niedziałającą żarówkę w lampce nocnej przy łóżku. Wiedziała, że dużo czyta więc o to też musiała zadbać. Zamknęła okno i opuściła pokój. Kotka czekała na nią na korytarzu i podążyła razem z dziewczyną do łazienki.
— Zaraz cię nakarmię — szepnęła, grzebiąc w szafce w poszukiwaniu odpowiednio dużego ręcznika.
Gdy już go znalazła, powiesiła obok swojego. Popatrzyła na nie chwilę. Jej, blado-różowy, jego ciemno-granatowy. Poczuła w środku coś, co do bólu przypominało radość. Wiedziała, że teraz gdy będzie wracać do domu, nie zastanie pustych pomieszczeń. Mieszkanie będzie w końcu wypełnione kimś oprócz niej samej. Nawet poranna kawa pita z kimś, będzie lepiej smakować.
Zeszła na dół i skierowała się do kuchni. Nasypała kotce jedzenie i nalała wody. Odwróciła się do okna i trochę zmarniała. Na górze nie zwróciła uwagi na to, że jest już ciemno, wioskę otacza mgła, a wiatr zacinał siąpiący deszcz. Poczuła jak otula ją chłód. W kominku wygasło już jakiś czas temu, a widok jesiennego zimna za szybami jej o tym przypomniał. Miała pół godziny do przyjścia gości i nowego mieszkańca. Poszła więc do salonu napalić.


— Już otwieram! — krzyknęła, lecąc do drzwi, gdy usłyszała dzwonek.
Po otwarciu przywitała ją naburmuszona mina Godaime.
— Ooo, jak zimno... — jęknęła Piąta, wchodząc pierwsza i zacierając przy tym zmarznięte dłonie.
Za nią stali Yamato i Naruto, pomagający Kakashiemu. Blondyn i szatyn uśmiechnęli się do niej, ale Hatake nawet nie obdarował jej spojrzeniem.
— Kawy, herbaty? — zapytała różowowłosa, wchodząc za wszystkimi do kuchni.
Naruto odłożył torbę z rzeczami nowego lokatora, a Yamato pomógł przyjacielowi usiąść.
— Ja dziękuję i Tenzou też — odpowiedziała Tsunade, opierając się tyłkiem o blat szafek. — Wracamy zaraz do siedziby, mamy trochę do zrobienia. Wpadłam zobaczyć jak się czujesz, wyrwać ci nogi z dupy za papierosy. — Sakura spojrzała gniewnie na Naruto. — I obgadać kilka kwestii w sprawie zdrowia, tego tutaj. — Wskazała głową na Hatake.
— Naruto? — mruknęła pytająco.
— Nie ja też dziękuję, zmykam zaraz do Hinaty, idziemy dziś do kinaaa — zawył wesoło.
Sakura przełknęła ślinę.
— Sensei?
— Herbatę — odparł, patrząc Hardo na blat stołu.
Dziewczyna zalała wodą czajnik i wyciągnęła dwa kubki.
Straciła ochotę na wszystko przez jego zachowanie. Od Piątej dowiedziała się tylko w jakim jest stanie i dostała rozpiskę leków oraz godzin ich podawania. Nim się obejrzała, ku jej niezadowoleniu została w domu już tylko ona, Sui i on.
Zegar wskazywał już dwudziestą, a oni nie zamienili słowa od prawie pół godziny.
— Skąd się u ciebie wziął ten kot? — zapytał, tak jakby trochę od niechcenia, odstawiając pusty już kubek na stół i obserwując zwierzę, siedzące na parapecie. Kocica wyglądała na mokrą ulicę.
Sakura postanowiła nie wykazywać zachowań podobnych do tych, którym przywitała się z nim tydzień temu i łagodnym głosem zaczęła wypowiedź, zabierając ze stołu naczynie.
— To kotka... Nazywa się Sui. Znaleźliśmy ją z Naruto, w dniu gdy, wracaliśmy do Konohy po tych nieszczęsnych dwóch latach. Było mi jej szkoda, więc ją zabrałam i teraz nie odstępuje mnie na krok.
— To fajnie. Przynajmniej nie byłaś tu sama. — Westchnął, a po chwili dodał, jakby sam do siebie: — A w takim dużym domu, nie jest sympatycznie gdy jest się samemu. — Rozejrzał się po kuchni.
— Tak, to prawda. Chcesz coś zjeść, sensei?
— Nie, dziękuję — odparł cicho.
— No dobrze. — Poszybowała wzrokiem od okna do drzwi — To może pójdziemy teraz na górę, weźmiemy twoje rzeczy, pokaże ci pokój.
— W porządku — odpowiedział już spokojniejszym, mniej twardym tonem, co sprawiło, że dziewczynie trochę ulżyło.
Podniósł się z krzesła i ruszył dosyć niepewnym krokiem przed siebie. Był już kilka razy u Haruno więc wiedział, że jak na razie ma się kierować na górę. Sakura złapała jego torbę i ruszyła za nim, będąc w bezpiecznej odległości w razie upadku.
Gdy znaleźli się u szczytu schodów pokazała mu łazienkę po lewej stronie i zabrała go w prawą. Otworzyła drzwi jego nowej sypialni i zapaliła światło.
— Ojej — mruknął.
— Coś się stało? — zapytała, kładąc torbę na komodzie zaraz po prawej stronie wejścia.
— Takie duże łóżko... Śniłem o takim będąc tam. — Sakurę przeszedł delikatny dreszcz.
Czy on już chce zacząć tą ciężką rozmowę?
— Jak już w nim zasnę to przez tydzień mnie z niego nie wyciągnięcie! — zaśmiał się cicho, usłyszała to pierwszy raz po ponad dwóch latach. Tym razem zrobiło jej się przyjemnie ciepło.
— Ale najpierw gorąca kąpiel — Próbowała wtórować mu radosnym tonem.
— Ojej! — jęknął z rozkoszą.
Odwrócił się do niej z uśmiechem, jednak gdy ich wzrok się spotkał, oboje spoważnieli, a entuzjazm znowu spadł poniżej dna.
— Niech sensei się przygotuje, weźmie sobie coś do spania i rozłoży już część rzeczy w szafie, a ja pójdę przygotować tę kąpiel... — wymamrotała, po czym wyskoczyła z pokoju, dając upust emocjom.
Usiadł na łóżku. Objął ramieniem brzuch i skrzywił się mocno, zaciskając powieki. Wszystko go bolało. Jednak nie chciał nic pokazywać przy dziewczynie, wiedział, że zacznie się o niego bardzo martwić. Mimo, jeszcze trwającego, urazu z ich pierwszego spotkania, nie chciał by się jeszcze nim przejmowała, a robienie jej kłopotów to ostatnia rzecz o jakiej by pomyślał. Bardzo nie lubił gdy ogarniał ją smutek i zdecydowanie bardziej woli ją uśmiechniętą niż przejętą. Wygrzebał z torby ciemnozielone, szersze spodnie od dresu i podniósł się by umieścić resztę rzeczy w szafie. Gdy już ją otworzył i schylił się po ubrania, poczuł przeszywający kręgosłup ból. Oparł się ramieniem o szafę i próbował złapać oddech. W tym samym momencie do pokoju weszła Haruno, a widok ją przeraził. W mgnieniu oka znalazła się przy nim i pomogła mu dojść do łóżka.
— Nie zdawałam sobie sprawy, że twój stan, sensei, jest jeszcze taki zły... — szepnęła. — Rozpakuję te rzeczy... O ile mogę.
— Jeżeli ci się chce... — syknął przez zęby z bólu.
Chwilę jeszcze odpoczął po czym, po kilku namowach, dał się zaprowadzić do łazienki. Było mu strasznie przy niej głupio, gdy zdawał sobie sprawę, że nie może unosić się już honorem i tak naprawdę jest całkowicie od niej zależny. Nie narzekał, wiedział, że ona będzie obchodzić się z nim bardzo delikatnie jednak miał wrażenie, że tracił w jej oczach na autorytecie.
Po chwili jednak ku jego zaskoczeniu i chwilowemu zawstydzeniu, dziewczyna bardzo go uspokoiła.
— Sensei... — zaczęła, pomagając mu usiąść na wcześniej przyniesionym w tej myśli krześle — Proszę... Wiem jaki jesteś, i że najlepiej by było, gdybym nie zwracała na ciebie uwagi. Jednak jesteś bardzo chory. Byś mógł wrócić do zdrowia, musisz o siebie zadbać, a moją rolą jest pomoc w tym. Znamy się tyle lat. Proszę odstawić na bok wstyd, honor i męską dumę i dać sobie pomagać. Chce, by sensei wyszedł z tego jak najszybciej i już nie cierpiał. Więc jak, zgoda? — zapytała już odważniej, odnajdując jego wzrok.
— Zgoda — odpowiedział cicho, nie ukrywając, że cieszy się z jej pomocy, w końcu patrząc jej w oczy.
Oboje poczuli jak jedna z pierwszych i najgorszych barier została przełamana.
Sakura zaczęła rozpinać mu bluzę. I choć nie zwracała na niego uwagi, on przyglądał się jej poczynaniom i drobnym dłoniom. Zaczęła delikatnie ściągać z niego polar. Bała się sprawić mu nawet najmniejszy ból. Odłożyła ciuch na pralkę i czuła jak zaczyna się robić troszkę niezręcznie, jednak przed chwilą zawarli umowę więc musieli jakoś przez to przejść.
Stanęła przed nim i złapała za koniec koszulki w okolicach bioder. Zaczęła podciągać ją do góry. I tu skończyło się jej zawstydzenie, które zamieniło się z przerażenie.
Każdy centymetr ciała, który stawał się widoczny, pokryty był prawie czarnymi sińcami, głębokimi ranami, które dopiero co się goiły; wielkimi bliznami. Gdy jej dłonie z materiałem znalazły się na wysokości jego piersi, zacisnęła powieki w celu odgonienia łez.
Widział co się z nią dzieje, chciał to przerwać, jednak wiedział, że prędzej czy później i tak by to zobaczyła. Z bólem podniósł ramiona do góry, a ona przeciągnęła koszulkę przez jego głowę.
Gdy już ją z niego zdjęła i miała się odwracać, by odłożyć ją obok bluzy złapał ją za nadgarstek.
— Huh? — mruknęła zaskoczona, odwracając się do niego.
Ich wzrok spotkał się, a umysły ogarnęła przez chwilę jakaś blokada, nie pozwalająca na zmianę toru spojrzenia.
— Tak bardzo... — szepnął, nie do końca wiedząc dlaczego to w ogóle zrobił. — Tak bardzo nie chciałabym, byś na to patrzyła.
Haruno zaczęła czuć jak wargi drżą jej do płaczu, a nogi słabną.
— Więcej krzywdy... — kontynuował, tak naprawdę bojąc się jej reakcji na jego zachowanie. — Niż te rany wyrządza, mi ból na twojej twarzy.
Jej oczy zaszkliły się od łez i straciła równowagę, jednak napięła się z całych sił by ją odzyskać.
— Czemu ci to zrobili? — zapytała tak cicho, że przez chwilę miała nadzieję, że wcale jej nie usłyszał.
Poczuła jak jego palce zacisnęły się mocniej wokoło jej nadgarstków.
— Proszę, nie dziś — powiedział równie cicho — proszę.
Sakura skinęła posłusznie głową, otarła łzę spod oka, odłożyła koszulkę i odwróciła się ponownie. Zaczęła krzątać się po łazience, gdy mężczyzna nadal się rozbierał, aż w końcu z uśmiechem przylepionym do buzi.
Gdy zamknęła za sobą drzwi wszystko puściło. Była przestraszona a płacz w jakiś sposób wyrzucał z niej ten strach. Po chwili wzięła głęboki wdech i poszła do pokoju, rozpakować jego rzeczy.
— Mogę wejść? — zapytała pukając.
Mężczyzna założył na twarz swoją maskę i zaprosił ją do środka. Wślizgnęła się do pomieszczenia, położyła na pralce wcześniej wyciągnięte przez niego dresy, a ubrania wrzuciła do kosza na pranie.
Kakashi obserwował co robi, chowając się w pianie.
— Płakałaś... — szepnął, wbijając wzrok w kran naprzeciwko.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Zbliżyła się do wanny, usiadła na jej brzegu za jego plecami. Wzięła do ręki gąbkę i zamoczyła ją w wodzie. Wycisnęła ją i zaczęła dotykać nią jego karku. Delikatnymi muśnięciami zwilżała jego plecy w taki sposób, by żadna z ran go nie bolała. Drugą dłoń położyła na jego ramieniu, by mieć większą równowagę. Dopiero teraz poczuła jego wielkie, twarde i silne mięśnie, ukrywające się pod zniszczoną skórą. Poczuła coś dziwnego w środku.
On też czuł się dziwnie. Siedział cały nagi, odziany w śladowe już ilości piany, a ona swoimi delikatnymi dłońmi dotykała jego skóry. Wrażliwego karku, obojczyków, barków. Całe jego ciało pokryła gęsia skórka, której miał nadzieję, że dziewczyna nie zauważyła. Jednak ta dostrzegła zmiany na jego naskórku i troszkę się przestraszyła nieświadoma, że to właśnie ona spowodowała u niego taki stan. Zwolniła, dotykała jeszcze czulej myśląc, że to oznaka dreszczy powodowanych bólem. On jednak czuł się inaczej.
Po tym wszystkim co przeszedł, czułość była jak nagroda zesłana od Bogów. Była lekiem na całe zło.
Potrząsnął głową pozbywając się niezręcznych myśli.
— Czemu palisz? — wyrwał nagle, gdy cisza zaczęła ich już zjadać. — Zawsze powtarzałaś, że to okropne.
— Przegrałam z nerwami — odparła, kładąc mu bliżej ręcznik. — Susz się. I wołaj w razie czego. Chcesz coś do jedzenia, pooglądać telewizję, cokolwiek?
— Nie. Ale jeżeli możesz, to zrób mi herbatę i przynieś do pokoju — szepnął niepewnie.
— Dobrze, nie ma problemu.
Dziewczyna opuściła łazienkę i zeszła na dół.


Zalała herbatę, poszła sprawdzić kominek. Zgasiła światło przed domem, zamknęła drzwi na zamek i łańcuszek. Wróciła do kuchni, zabrała kubek i ruszyła na górę. Weszła do nowej sypialni Kakashiego i postawiła naczynie na szafce nocnej, włączając chwilę po tym lampkę. Zgasiła górne światło i poszła po niego do łazienki.
Drzwi były uchylone. Weszła, a jej oczy rozgrzał ponownie widok sińców i ran. Stał przed lustrem i próbował ogarnąć włosy, które ułożyły się każdy w inną stronę. Zwrócił się w jej kierunku. Dopiero teraz zauważyła, jak bardzo jego oczy są zmęczone.
W sypialni już więcej nic nie mówili. Sakura pomogła mu usiąść na łóżku, zasłoniła zasłony, a opuszczając pokój powiadomiła go, że w razie potrzeby ma ją zawołać. Pożegnała go uśmiechem, ruszyła do łazienki, wzięła szybki prysznic. Wracając do swojego pokoju zauważyła przez uchylone drzwi, że zgasił już światło. Zrozumiała, był bardzo zmęczony. Weszła do siebie, swoich drzwi również nie domknęła. Zdjęła koc z pościeli, złożyła go i położyła na fotelu stojącym pod oknem. Wyjrzała przez nie. W mieszkaniu Naruto paliło się światło, widziała jak krząta się po pokoju. W pewnym momencie zatrzymał się i zbliżył do własnego okna, wiedziała, że ją zauważył. Podniósł rękę do góry, na znak, że ją widzi i pomachał nią. Wykonała ten sam gest po czym poszła do łóżka. Sui już na nią czekała. Wsunęła się pod kołdrę, ułożyła wygodnie i natychmiast utonęła w natłoku myśli.
Co teraz po jego powrocie? Czy opowie jej o tym co się z nim działo? Kto tak bardzo go okaleczył? Jak sprawiał, że go widziała?
Zacisnęła dłoń na pościeli.
Czy uda im się tak razem żyć pod jednym dachem? Czy spodoba mu się u niej? I co to za uczucia, które tak ją nagle ogarnęły, gdy był taki bezbronny?
Nawet nie zdawała sobie sprawy, że w pokoju na przeciwko niej, rozgrywa się podobna walka myśli.
Czy ona z nim wytrzyma? Czy poradzą sobie, pogodzą się? Dojdą do jakiegoś porozumienia? I czemu tak reagował na jej dotyk, obecność? Co się stało?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz