poniedziałek, 24 marca 2014

6. Nieoczekiwane zwroty akcji

— Nie mówisz poważnie! — Syknięcie Sakury rozeszło się cichym echem po przestrzennym pomieszczeniu. Zakryła usta dłońmi, przechodząc z kabiny przebieralni do szatni, w bikini i z zawiniętym na biodrach ręcznikiem. — Jak to się stało?
— Sama do końca nie wiem... — Hyuuga zaczerwieniła się dosyć mocno i skryła buzię pod kaskadą fioletowych włosów.
— Hinata! — krzyknęła, opadając na ławkę obok przyjaciółki. — Nie żartuj sobie. Przecież to był… No kurczę, prawie pocałunek!
— Boli mnie to "prawie". — Dziewczyna lekko posmutniała, upinając włosy w kok jak przyjaciółka. — Co tu dużo mówić, wychodziłam od Kiby, a on akurat do niego biegł i gdy zamknęłam drzwi, wpadł we mnie, przyciskając mnie do nich całym... Swoim... Pięknym...
— Hinataaa...
— CIAŁEM! Czułam po prostu tą bliskość, a gdy otworzyłam oczy to ten cudowny, głęboki błękit jego oczu...
— Hinataaaaa…
— Pochłonął mnie bez reszty! — jęknęła na wydechu. — Ale najbardziej mnie sparaliżowało, gdy poczułam jego oddech na moich ustach... Już rozchylił swoje, już było tak blisko... Ale ten nieszczęsny Sensei... — zawyła.
— Wiesz, że gdybyś nie uciekła, Naruto być może wcale nie zwróciłby na niego uwagi, a Yamato widząc to, zmyłby się? A przez raban, który narobiłaś ucieczką, Naruto się speszył, a Tenzou nic nie zrozumiał... — wyjaśniła swoją tezę, gestykulując dłonią.
— Oj nie dokładaj mi, co poradzę, że jestem taka a nie inna... — Hyuuga spuściła głowę.
— Hinata... I tak bardzo się zmieniłaś. Stałaś się bardziej otwarta... Wasz związek to już kwestia czasu. Pokazałaś mu na ile cię stać a on w końcu to wszystko pojął. Tylko teraz i on sztywnieje na twój widok... W dwóch, tego słowa, znaczeniach... — zachichotała, zakładając za ucho kosmyk różowych włosów.
W tym momencie drzwi pomieszczenia, w którym siedziały dziewczęta, otworzyły się, prezentując w ten sposób trzy męskie, młode, prawie nagie, umięśnione sylwetki. Naruto i Gaara podtrzymujący Kibę. Każdy z nich był już ubrany w kąpielówki, na szyjach widniały przewieszone przez nie białe, firmowe ręczniki, a ich miny wyrażały zniecierpliwienie.
— Ile można na was czekać? — jęknął blondyn.
— Zarezerwowałem nam wszystkim jedno, odseparowane od reszty, gorące źródełko. — Uśmiechnął się Gaara.
— Ojej... — Westchnęła Haruno. — Po tych masażach, saunie i okładach z błota, taka kąpiel będzie idealna...
Hinata zaklaskała w dłonie z zadowoleniem i podniosła się z ławki.
— Jednak... — mruknęła Sakura. — Kiba, w twoim stanie kąpiel nie jest wskazana. Rana może mu zmięknąć przez co też szew.
— Sakura... — przerwał jej szatyn — Możesz mnie po prostu nie wkurzać? Ruszcie te swoje drobne tyłeczki i chodźcie. Najwyżej zszyjesz mnie jeszcze raz, po powrocie do domu znowu nie będzie na nic czasu. Daj mi skorzystać. Chyba, że czerpiesz przyjemność z mojego cierpienia. Dla ciebie wszystko. — To ostatnie powiedział z wyraźną ironią, wystawiając przy tym język.
— Żebyś potem nie żałował — rzuciła, mijając ich razem z przyjaciółką.
Szły przodem, kontynuując rozmowę, a chłopcy dreptali im po piętach, zachwycając się widokiem.
— Może są wredne — szepnął Uzumaki — ale nogi to obie mają jak z bajki.
— Tyłki też — dodał Gaara.
Kiba i Naruto zatrzymali się i popatrzyli na przyjaciela z wielkim zdumieniem.
— No co, też jestem facetem... — bąknął, patrząc na nich z wyrzutem. — Jeżeli do tej pory mieliście mnie za geja, to nie wiem czemu tak śmiało się przy mnie przebraliście — dodał z łobuzerskim uśmiechem i ruszył za dziewczynami, wprawiając chłopaków w stan delikatnego zażenowania.
— Nareszcie! — krzyknął siedzący już w wodzie Yamato, zarumieniony od gorącej wody i wypitego alkoholu. — Tam macie przygotowane drinki! Bierzcie je i wchodźcie.
Wszyscy, oprócz Gaary, którego gardło nie przyjęłoby jeszcze czegoś, co zawiera w sobie najmniejszy procent alkoholu, wzięli do rąk szklanki i weszli do gorącej wody, siadając wygodnie na półkach znajdujących się pod nią. Naruto mocną drogą kombinacji znalazł się jakoś obok Hinaty, która siedziała między nim a Sakurą, po której prawej stronie siedział Kiba. Gaara wciągnął się z Sensei w rozmowę na temat nowego rozstawienia składów ANBU, które byłoby najbardziej korzystne dla wioski.
— Słuchajcie... — zaczęła niepewnie Sakura — pamiętacie naszą rozmowę o Kakashim? Po tym moim dziwnym śnie?
Kiba i Naruto pokiwali zgodnie głowami, jednak Hinata słodko wtedy drzemała. Uzumaki przybliżył jej zaszłą wtedy sytuację.
Sakura opowiedziała im dokładnie wydarzenie, podczas odbijania dzieci. Szepty, ostrzeżenie, zwrócenie uwagi na dziecko. Pominęła tylko kwestię dotyku, bo doszła do wniosku, że to mogła sobie nieświadomie wmówić.
— Czemu mnie okłamałaś?! — huknął niesamowicie obrażony Kiba, zakładając ramiona na piersi.
— Oj przestań... Po prostu nie chciałam o tym gadać — odpowiedziała, mocując się z jego głową, by zwrócić ją z powrotem do siebie i przyjaciół. — Musiałam to sobie przemyśleć!
— Sądzisz, że Kakashi-sensei Cię... Nawiedza? — zapytała Hinata, próbując nie używać słów wskazujących na to, że mogła pomyśleć, iż jej przyjaciółka zwariowała, zwłaszcza, że naprawdę jej wierzyła. W jej rodzinie temat zaświatów nie był tematem tabu.
— Może niekoniecznie nawiedza — odparła głośno wzdychając i bawiąc się palcami wodą. — Mam coraz dziwniejsze wrażenie, że on by tam tak po prostu nie zginął. Poczytałam trochę od powrotu i popytałam. Ci z ANBU baliby się od tak zostawić tam ciało takiego shinobi jak on... Wiedzieli, że Tsunade by ich zabiła, nawet Danzou by im nie pomógł.
— Ale przecież zdali to w raporcie... — odezwał się Kiba.
— Oczywiście. W protokole mogli napisać coś ciekawego. Wszystko, co nie dałoby cienia szansy na sprowadzenie jego martwego ciała z powrotem. Spadł w przepaść, utonął, wilki go rozszarpały, rozpuścił się — wyliczała różowowłosa, podając coraz mniej realne przykłady i popijając drinka.
— Gdy tak naprawdę mógł zniknąć im z oczu, a oni z góry założyli, że już nie żyje — dokończyła Hinata.
— Dokładnie — odparła zielonooka, kiwając przy tym zgodnie głową.
— Czyli zakładasz, że sensei żyje i próbuje się z tobą jakoś skontaktować, stąd te dziwne rzeczy? — zapytał Kiba.
— Myślałam tak przez chwilę... Jednak... — Zawahała się. — Niemożliwe jest to, że nie dałby żadnego znaku życia gdy minął już ponad rok. Zrobiłby to jakoś, na pewno. Nawet gdyby był więziony, on potrafi dosłownie wszystko. Stąd już się nie łudzę — szepnęła, bujając szklanką. — Tęsknię za nim. Cholernie — dodała, po czym dopiła resztę alkoholu, odstawiła puste naczynie na kamienną posadzkę i zjechała niżej, do momentu, aż woda zakryła jej usta.
Zamknęła oczy i spróbowała się zrelaksować. Inni bez słowa zrobili to samo, wymieniając przed tym tylko pełne współczucia spojrzenia i trwali w tej ciszy dosyć długo. Naruto nie potrafił już nic powiedzieć widząc ból wymalowany na jej twarzy. Chciał go na siebie przejąć, ulżyć jej. A jedyne co tak naprawdę mógł zrobić, to wysłuchać i powiedzieć, że wszystko się jakoś ułoży. Strasznie go to rozdrażniło.
— Kiba czy czujesz się na siłach, by wracać już jutro? — zapytała Haruno, wynurzając się nagle.
— Wydaje mi się, że tak... Z pomocą Akamaru nie powinienem mieć problemu... — odparł.
— Sakura, on zawsze mówi, że jest w porządku... Gdy wcale nie jest.. — szepnęła Hinata.
— Najpierw mówiłaś, że odpoczywamy, że mamy wakacje... — Naruto wtrącił się nagle, zaskakując wszystkich swoim złowrogim tonem. — Że będą trwać minimum tydzień, a teraz chcesz już wracać? Narażasz go na niesamowity ból. Do czego, jeszcze jeśli ktoś nas zaatakuje, nie będziemy mieli jak go bronić. Musisz tak egoistycznie się zachowywać? — zapytał, sprawiając wrażenie człowieka skrywającego głęboką urazę czym spowodował zdumienie i szatyna i fioletowowłosej, jednak Sakura pozostała pozornie niewzruszona.
— Nazwałeś mnie egoistką, bo zapytałam o wcześniejszy powrót do domu? — Zmarszczyła nos. — Myśląc nie tylko o sobie, ale też o każdym z nas? O tym, że oprócz tego, że chcemy być w domach to do tego powinniśmy być w naszej wiosce, bo mogą nas potrzebować? O tym, że prawdopodobnie nie długo mamy z Hinatą komisję w akademii, bo wyszkolono wielu nowych medyków, którzy muszą przejść kwalifikacje, by móc przydzielić ich do nowych drużyn? To, że ty się lenisz, nie znaczy, że my nie mamy obowiązków!
— Nie wsiadaj na mnie! — Blondyn podniósł głos.
— To ty zacząłeś się do mnie rzucać bez powodu! — Mówiąc to zerwała się na nogi.
Nie ukrywając złości, wyszła z wody, owinęła się ręcznikiem i weszła do budynku, zatrzaskując za sobą drzwi.
Blondyn odprowadził ją wzrokiem jak reszta po czym spojrzał na mierzących go Kibę i Hinatę.
— Naruto, kurwa mać — warknął Kiba, — Przecież ona naprawdę tylko zapytała, nic więcej nie zdążyła powiedzieć!
— Kiba ma rację, zacząłeś być dla niej niemiły bez powodu — szepnęła Hyuuga.
Blondyn nie już się nie odezwał, czując, że skoro nawet jego ukochana stwierdziła, że coś z nim nie tak, to niczym się z sytuacji nie wybroni. Sam nie wiedział co go napadło. Odpłynął i usiadł dużo dalej od nich, by na spokojnie ustawić samego siebie do pionu i ogarnąć myśli.


< < ♥ > >


— Co za wstrętny gnojek! — klęła pod nosem, zatrzaskując drzwiczki szafki, w której wcześniej znajdowały się jej rzeczy i ubrania. — O cholerę się do mnie rzucił?!
Wyszła z szatni na długi biały korytarz. Idąc zastanawiała się nad zachowaniem przyjaciela. Mijała ludzi i nie zważając, na ich reakcje dalej mamrotała coś pod nosem.
Oddała w recepcji kluczyk od szafki, pożegnała się wymuszonym uśmiechem, a gdy wyszła przed budynek jej policzki objął chłód. Nie chciała siedzieć w pokoju sama i nudzić się. Jednak była za lekko ubrana, by móc spokojnie spacerować. Skierowała się więc do motelu, by zmienić wierzchnie ubranie
Naciągnęła na siebie czarne spodnie i swoje ulubione białe trampki, na górę wsunęła granatową bluzę, na nią zieloną kamizelkę liścia i opuściła pokój.
Kluczyła uliczkami Suny, niespecjalnie wiedząc gdzie się kierować. Mijała różne sklepy i puby, aż w końcu jeden przyciągnął ją do siebie, goszcząc miłą dla ucha muzyką, ciepłem i zrównoważoną atmosferą. Przeszła przez drzwi, a cicha gwara znajdujących się tam ludzi rozluźniła ją. Przysiadła przy barze, niedaleko telewizora, zdjęła kamizelkę i oparła się o krzesło z ulgą.
— Podać coś? — zapytała z uśmiechem na twarzy młoda barmanka, wycierając szklankę.
— Piwo poproszę — odparła, odsyłając wyraz twarzy.
— Z sokiem?
— Tak, tak. — Uśmiechnęła się.
— Za chwilkę podam! — Blondynka krzyknęła wesoło i oddaliła się.
Sakura spojrzała na ekran. Włączony był program, na którym zazwyczaj leciały same seriale komediowe, jednak tym razem trafiła na wiadomości. Niebywale przystojny prezenter stał na środku jakiegoś placu przed wielkim budynkiem i zawzięcie o czymś opowiadał. Nie dane jej było tego usłyszeć, bo gwar panujący w barze wzrósł i zagłuszał dźwięk, już i tak cicho ustawionego odbiornika.
Barmanka postawiła przed Sakurą kufel z piwem, uśmiechnęła się i rzuciła na odchodne, że w razie potrzeby ma ją wołać.
Kunoichi wzięła do ręki naczynie, popatrzyła na nie chwilę i wzięła kilka porządnych łyków, po czym odstawiła je i zaczęła oglądać telewizję, podpierając się pod brodą. Czas powoli płynął na beznamiętnych przemyśleniach. Każde jednak sprowadzało się do Niego.
— Nie denerwuj mnie! — Wrzask i dźwięk tłuczonego szkła rozległy się na tyle nagle, że dziewczyna poskoczyła na stołeczku.
— Zamknij pysk, bo ci go rozwalę! — krzyknął drugi głos.
Sakura leniwie odwróciła się na krześle i zaczęła obserwować z minimalnym zainteresowaniem sytuację przy stoliku pod wejściem, tylko przez zirytowanie się przerwaniem oglądania. Dwóch mężczyzn wyraźnie napotkało jakiś problem.
— Niech się panowie uspokoją! — krzyknęła barmanka, lekko drżącym głosem.
Lecz ci, jakby jej w ogóle nie słysząc, krzyczeli na siebie coraz głośniej, aż w końcu ten mniejszy skoczył do gardła temu większemu. Ich szarpaninie przyglądał się cały bar, jednak nikt nie zareagował. Tak jakby wszyscy byli już przyzwyczajeni.
Sakura, chcąc nie chcąc, złapała szklankę i dopiła resztę piwa, położyła pieniądze na barze, wstała, założyła kamizelkę i zaczęła iść w ich stronę. Gdy stanęła nad nimi, głośno chrząknęła by zauważyli, że zaszczyciła ich obecnością.
— Panowie przestaną, czy mam panów wyprowadzić? — zapytała, pochylając się nad nimi.
Mniejszy chciał już coś powiedzieć, jednak zamknął usta i zeskoczył z leżącego pod nim kolegi, chwilę po tym, gdy zrozumiał kim jest grożąca im dziewczyna. Widział ją, gdy razem ze swoimi przyjaciółmi wkroczyła do Suny kilka dni temu i z miejsca zaczęła robić porządek z wrogami. Wolał nie mieć z nią do czynienia i cofnął się dalej.
— No co ty, Kashimi — zadrwił ten większy, podnosząc się z ziemi. — Tej panienki się boisz? Przecież to kruche jest, niczym porcelana.
Koledzy zaczęli wysyłać mu alarmujące gesty, ten jednak nic nie rozumiejąc, zwrócił się do Haruno.
— Uciekaj, bo jeszcze zrobię ci krzywdę — warknął do zielonookiej.
— Wydaje mi się, że to ty zaraz będziesz zbierał swoje zęby z podłogi — odparła spokojnie.
— Dziewczynko, uważaj na słowa! — huknął i zaczął podciągać rękawy.
Sakura czując, że nie pozostawił jej wyboru, jednym zwinnym ruchem posadziła go na ziemi, przykucnęła za nim i przyłożyła mu kunai do gardła.
— Ludzie przyszli tu odreagować, a nie słuchać twojego bluźnierczego zachowania... — syknęła mu do ucha.
Miała już coś dopowiedzieć, jednak jej wzrok znowu nagle przykuł telewizor. Poznawała prezenterkę i widok za jej plecami. Jej serce stanęło.
— Możesz dać głośniej? — zapytała barmanki, nie odrywając wzroku od ekranu, tak samo jak ostrza od przerażonego mężczyzny.
Dziewczyna schyliła się energicznie pod ladę, złapała pilota i zrobiła to, o co poprosiła kunoichi
— Znajduję się teraz na dachu siedziby głównej Konohy. Od kilku godzin w wiosce dochodzi do dziwnych i licznych wybuchów, oraz podpaleń. Stolica kraju Ognia wyraźnie jest teraz atakowana.
Obok niej, w kadrze, pojawiła się wściekła Piąta, która niespecjalnie zwracała uwagę na kamerę i mikrofon, który podsuwała jej pod nos dziennikarka.
— Jakiś komentarz Czcigodna? Czy wiadomo już coś w tej sprawie?
— Nie, jednak uparcie nad tym pracujemy... — mruknęła po czym spojrzała prosto w obiektyw — A wy zamiast, sterczeć tu na tym dachu, moglibyście ruszyć te swoje leniwe dupska, zejść na dół i pomóc reszcie gasić płomienie! — huknęła tak głośno, że mikrofon aż zapiszczał.
Transmisja została przerwana, różowowłosa poderwała się i wybiegła bez słowa, zostawiając na ziemi sparaliżowanego łobuza.


< < ♥ > >


— Dalej chcesz mnie oskarżać o egoizm?! — wrzasnęła Uzumakiemu w twarz, gdy ten pakował w pośpiechu rzeczy.
— Nie, ale o alkoholizm mogę... — mruknął zaczepnie, czując zapach piwa.
Sakura spiorunowała go wzrokiem i odskoczyła do swojego plecaka.
— Wysłać z wami swoich ludzi? — zapytał Gaara, pomagając upchnąć Kibie rzeczy do plecaka.
— Nieee — mruknął Yamato — dają sobie jakoś radę bez nas, z nami będzie lepiej, a twoi ludzie niech odpoczywają po własnej walce. W razie czego damy ci znać.
— Jednak wolałbym... — jęknął Kage.
— Kazekage-sama, naprawdę — wtrąciła Hinata — twoi ludzie toczyli ostatnio wojnę. Muszą odpocząć. My to już zrobiliśmy i jesteśmy gotowi, by pomóc. Damy sobie spokojnie radę.
— Jak uważacie. — Westchnął. — Ale będę czekać na wieści.
— Nie martw się! — krzyknął Naruto, zarzucając plecak na barki. — Diabli złego nie wezmą! — dodał, dźgając łokciem Sakurę.
Znała go za dobrze. Wiedziała, że próbuje takim zachowaniem załagodzić sytuację sprzed jej wyjścia ze spa.
Po kilku minutach byli gotowi. Wyszli z pokoju, zamknęli go i ruszyli do recepcji. Tam zostawili kluczyk, podziękowali za miłą obsługę. Mimo zapadającego zmroku ruszyli do bram wioski w towarzystwie Gaary, jego rodzeństwa i kilku jouninów.
Pożegnali się ze sobą ciepło, obiecali sobie niedługo jakieś spotkanie i ruszyli w drogę.
Akamaru widząc, że jego pan bardzo się męczy biegiem, zaskomlał cicho by ten, usiadł na nim i dał się nieść, jednak Kiba chciał używać własnych kończyn, póki jeszcze mógł, by nie obciążać przyjaciela. W tej chwili rozpoczął się kolejny wyścig z czasem. Bali się, że to dopiero początek.


< < ♥ > >


— Akamaru! Schowajcie się za mną! — huknął Yamato, składając już dłonie do pieczęci.
— Nie mamy czasu się z wami bawić — syknął Naruto, na którego twarzy, ze złości wyostrzyły się lisie wąsy, a źrenice z okrągłych zaczęły się wydłużać w koci pion, w momencie gdy dusił jednego z napastników niewiadomego pochodzenia.
— Hinata, zostań przy Kibie i go osłaniaj — szepnęła Sakura.
Osiemnaście godzin... Tyle dzieliło ich od Kono hy, gdy mieli zrobić postój przez ich wycieńczenie ciągłym biegiem — ktoś na nich napadł. Okazało się, że napastnikami byli ci sami ludzie, którzy zaatakowali Sunę.
— Naruto, opanuj się! — wrzasnęła Haruno, odpierając nawał ciosów i ostrzy.
Wykończenie dawało się we znaki. Walka przedłużała się na ich niekorzyść, gdy w wiosce ich potrzebowano.
Nagle rozległ się przeraźliwy wrzask. Należał do Hinaty’ wrogowie zrobili odwrót, zapuszczając wszystko zaporą dymną. Gdy chmury opadły, dusząc się, zaczęli rozglądać się w którą stronę mają biec, by ratować przyjaciółkę. Węch Akamaru przez kurz, był do niczego. Wszędzie las, ciemno. Cisza.
Nagle między drzewami pojawiła się jakąś sylwetka. Wskazywała ręką jakąś ścieżkę. Sakura nie wiedziała czy ufać oczom. Oczywiście, że nie powinna, skoro właśnie zobaczyła Hatake. Znowu jej pomagał mimo, że istniał tylko w jej umyśle. Doszła do wniosku, że później będzie myśleć o swoich złudzeniach, jednak teraz znowu im zaufa. Wskoczyła między krzewy. Mijała go. Rozmył się jak obłok na niebie. Poczuła ucisk w gardle, w sercu. Biegła. A za nią reszta. Natknęli się na jakieś rozdroże. Znowu. Stoi. Ponownie wskazuje ręką drogę. Sakura się zawahała. Jednak przekonał ją krzyk przyjaciółki, który słychać było z oddali. Patrzył na nią.. Przyjaciele ją wyprzedzili i pobiegli tą drogą. Po chwili słychać było odgłosy walki.
A ona stała... Nie do końca wiedziała czemu. Wiedziała, że to co widzi to tylko wytwór jej wyobraźni.
— Czy ty żyjesz? — szepnęła, łudząc się o odpowiedź.
Nic, cisza. Patrzył na nią.
— Proszę powiedz coś — jęknęła — powiedz... Sensei!
Patrzył dalej. Jednak zmrużył oczy do tego swojego ciepłego uśmiechu, którym zawsze podnosił ją na duchu. Nawet teraz to czuła.
Zaczął iść w jej stronę. Stała nieruchomo. Był coraz bliżej.
Wiedziała, że powinna tam pobiec i im pomóc, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Wyciągnęła do niego rękę. Stanął metr przed nią, dalej się uśmiechał.
— Żyjesz? — zapytała.
Zero reakcji. Zrobiła niepewny krok do przodu, chcąc dotknąć tego, co widzi.
Cofnęła jednak palce. Bała się.
— Gdzie jesteś? — ciągnęła.
Otworzył tylko szerzej powieki.
— Gdzie mamy cię szukać?
Tym razem jego wyraz twarzy zmienił się diametralnie. Był to gniew, a jednocześnie w jego spojrzeniu widziała, że bardzo się przestraszył. Zaczął kręcić przecząco głową, patrząc jej w oczy, tak jakby chciał krzyczeć.
— Nie chcesz, byśmy cię szukali?
Tym razem kiwał zgodnie, jednak oburzenie nie zniknęło.
— Czemu?! Kakashi! — Zacięła się na moment, zważając na to, że krzyknęła po imieniu. — Powiedz mi, czemu! Czy znalazłeś miejsce, z dala od nas gdzie jest ci lepiej?! — Jej oczy zaszkliły się.
Znów zaczął przeczyć. Teraz patrzył tak, jakby wszystkie jego troski stały przed nim.
Sakura spoglądała na widmo z otwartymi ustami, spazmatycznie oddychając. Nie wiedziała co robić. Chciała tylko usłyszeć jego głos i dowiedzieć się, czy wszystko jest w porządku. Uspokoiła się jednak i spojrzała na niego. Znowu się uśmiechał. Lecz teraz wydawało jej się to sztuczne. Skrywał coś.
— Nie chcesz, żebym cię szukała.. Bo się o mnie boisz? O to, że coś mi się stanie? O to chodzi? SENSEI!
Tym razem nie machał głową. Potwierdził jej słowa jednym, stanowczym skinieniem.
Poczuła jak kręci jej się w głowie. Obraz pochłaniała ciemność. Jego twarz bardzo posmutniała wyciągnął do niej ręce, tak jakby chciał ją chwycić. Gdy zderzyły się z jej skóra, prysły jak bańki. Poleciała do tylu, poczuła pod sobą chrzęst suchych liści.
Za dużo... Za dużo wrażeń, wspomnień, bólu. Odpłynęła.


< < ♥ > >


Otworzyła oczy, goszcząc tym samym widok gwieździstego nieba. Czuła ciepło i słyszała strzelający ogień. Wsparła się po chwili na łokciach i rozejrzała. Kiba i Hinata spali oparci głowami o brzuch Akamaru. Obok niej, oparty o drzewo, w pozycji siedzącej, spał Naruto. Wiedziała, że znowu jej pilnował, jednak był zbyt zmęczony, by wytrwać. Nie było wśród nich Tenzou. Spojrzała na drzewa, które znajdowały się dookoła nich. Siedział na czubku, nieopodal.
Dopiero teraz przypomniała sobie wydarzenia sprzed utraty przytomności. Podniosła się powoli i zapięła kamizelkę pod samą szyję, a śpiworem pod którym się obudziła, nakryła Uzumakiego, ten wymamrotał coś i przytulił się do wielkiego korzenia.
Gdy szła w stronę Yamato i zatrzymała się dokładnie pod gałęzią na której koczował, ten zauważył ją i po chwili znalazł się na dole.

— Wyspałaś się? — zapytał z troską podając jej herbatę.
— Powiem szczerze, że czuje się lepiej — odparła, biorąc małe łyki napoju.
— Co tam się stało? Zaatakował cię któryś z nich? — Badał ją, a ona doskonale wiedziała, że gdy skłamie to i tak będzie wiedział.
Te jego oczy.
— Nie... Zemdlałam — zakręciła — to z tego zmęczenia.
— Zanim zostałaś w tyle, byłaś jeszcze żywotna. — Uniósł ku górze brew.
— Tak wiem, ale zaczęłam już mieć halucynacje... — zaśmiała się, chowając głowę między ramionami.
— Sakura, wydaje mi się, że od jakiegoś czasu nie mówisz mi o czymś istotnym. — Wypuścił głośno powietrze z płuc. — Nie naciskałem, bo sądziłem, że w końcu sama do mnie przyjdziesz z tym problemem. Jednak widzę, że niepotrzebnie zwlekałem. Co cię męczy, powiedz mi.
Haruno rozejrzała się po reszcie, by sprawdzić czy na pewno śpią. Yamato był dla niej jak ojciec, nie miała przed nim żadnych oporów, jeżeli chodzi o szczerość, ale to wydawało jej się być coraz bardziej głupie. Z drugiej strony, musiała się komuś w końcu wygadać.
— Sądzę, że słyszałeś o czym mówiłam przed opuszczeniem źródeł — bąknęła.
— Tak, wszystko. — Uśmiechnął się rozczulająco.
— Myślałam, że to dopiero było coś. Jednak dziś… Matko, sensei... — jęknęła i schowała twarz w dłoniach.
— Mów.
— Widziałam go! Znowu! To on mi pokazał, gdzie mam biec — szeptała z przejęciem. — Potem tam, na tym rozdrożu. Stał tam, znowu. Nawiązałam z nim jednak tym razem kontakt. On gdzieś jest. Jest, ale nie chce byśmy go szukali. Twierdzi, że zginiemy, jeśli dowiemy się gdzie się znajduje i po niego pójdziemy. — Zatrzymała się i spojrzała na niego. — Wierzysz mi?
Zdawało jej się, że on jako dorosły już na pewno jej nie zrozumie, jednak sprawa nabrała dziwnego obrotu.
— Rozmawiał z tobą? Mówił coś? — Zmarszczył czoło.
— Nie. Tak jakby nie mógł, jakby coś mu nie pozwalało. Albo tak, jakby się chował, wiedząc, że jeżeli coś powie, to ktoś może go usłyszeć.
Yamato zaczął nad czymś dumać.
— Sakura — szepnął. — Wierzę ci. Jednak niech to na razie zostanie między nami. Nikomu więcej o tym nie mów.
— Masz jakiś pomysł? Wiesz, gdzie może być? — Nachyliła się w jego stronę.
— Nie, ale wiem, że czymś takim udowodnił, że nie jest martwy. — Wbił wzrok w ziemię. — Lub bawi się w twojego Anioła Stróża.
— Co masz na myśli? — zapytała, czując jak nadzieja oplata jej narządy w środku.
— Na razie nic nie mogę ci powiedzieć. Ale jak się czegoś dowiem, będziesz pierwszą osobą którą poinformuje. — Uśmiechnął się. — Wiem tyle. Tylko ty go widzisz, bo wiedział, że jako jedyna będziesz do końca wierzyć, że żyje, a tylko z taką osobą mógł się skontaktować. Jesteś jego darem, jego drogą do domu. Jednak żeby ją pokonać, potrzebuje twojej pomocy.
— Ale ja przecież nic nie mogę zrobić... — szepnęła, zaciskając dłonie na suchej trawie.
— Wierzysz w niego. A to jest najważniejsze. Twoja wiara jest jak jedyna droga spośród setek, która jest oświetlona. — Podniósł wzrok na jej buzię.
— Zaczynasz mówić jak jakiś opętany mistyk... — mruknęła z nieudaną próbą uśmiechu.
— Może... — szepnął, spoglądając w soczyście czarne niebo. — Jednak to dobry znak.
Sakura już nic nie odpowiedziała. Spojrzała w tym samym kierunku i położyła się na śpiworze krzyżując ramiona pod głową.


< < ♥ > >


— Leeee! Z lewej! — Rozdarł się ryk Tenten, która robiła właśnie taktyczny unik, by złapać małą dziewczynkę, stojącą pośrodku pola walki.
— Neji, to ostatni palący się budynek, do roboty! — poinstruował chłopaka Shikamaru, który osłaniał go razem z Gaiem.
Hyuga użył byakugana i zaczął oglądać wnętrze budynku z największą uwagą, by nie pominąć czegokolwiek.
— Dwie osoby! Tenten, wchodzimy! — wrzasnął.
Dziewczyna oddała dziecko jednej z nauczycielek, po czym szybko dołączyła do przyjaciela i jeszcze jednego shinobi, specjalizującego się w wodnych jutsu, po czym wdarli się jakoś do budynku.
— Chouji! Gdzie do cholery podziała się Ino?! — wrzasnął Nara, tracąc skupienie z delikatną paniką.
— Jest w szpitalu, Piąta ją wezwała! — odparł powiększony chłopak, który rozrzucał napastników na boki.


< < ♥ > >


— Jest za dużo rannych, nie nadążamy! — wykrzyczała Shizune, chwilę po tym jak weszła do gabinetu Tsunade.
Kobieta stała i obserwowała z okna, nastający blady świt, przyozdobiony kłębami dymu i czerwienią płomieni.
— Czcigodna, zejdziesz nam pomóc? Potrzebujemy cię — szepnęła brunetka.
— Tak, za chwilę... — odparła beznamiętnie.
— Coś się dzieje?
— Nic.
Do gabinetu wleciał zdyszany Kotetsu.
— Ci sami! To ci sami którzy zaatakowali Sunę! — wrzasnął.
Zmarszczka na czole Hokage odznaczyła się mocno, zęby zacisnęły się równo z pięściami. Odwróciła się do nich energicznie.
— Shizune, musicie poradzić sobie beze mnie. Poszukaj wszystkich uczniów Sakury i Hinaty. Zabierz ich do szpitala, też się przydadzą. Niedługo przyjdę i wam pomogę. Teraz jestem potrzebna tam — mówiła to wszystko bardzo mechanicznie, zdejmując płaszcz. — Idziemy — rzuciła do mężczyzny, przekraczając próg pomieszczenia.
— Co Czcigodna tu robi?! — Gai wskoczył między nią a straże.
— Nie mogę wiecznie stać i na wszystko patrzeć... — warknęła, rozglądając się na boki.
Podchodziła do każdego shinobi i leczyła powierzchowne rany. Była czymś strasznie przejęta, nie do końca potrafiła się skupić na tym co robi, a jej wzrok często w wyczekujący sposób kierował się w stronę głównej bramy.
— Są jakieś wieści od nich? — zapytał Shikamaru.
— Żadnych... — odparła, opatrując go.
Nagle poczuła, że chłopak łapie ją za ramiona i z całych sił wyrzuca od siebie, sam odskakując w inną stronę. W miejsce w którym się znajdowali wbił się wielki, srebrzysty miecz.
Gai doskoczył do kobiety i podniósł ją z ziemi.
— Dlatego to nie jest miejsce dla Czcigodnej. Proszę wracać do szpitala, tam pani potrzebują najbardziej. — Nie drgnęła. — Hokage-sama! To tam pani potrzebują...
Piąta, chociaż nie chętnie, przytaknęła mu skinieniem głowy i poderwała się na nogi. Mijała walczących, ale próbowała na nich nie patrzeć, by przypadkiem coś jej nie wróciło na pole bitwy. Wpadła w jedną z ciemniejszych uliczek i podążała nią ile sił w nogach. W oczy jednak rzucił jej się leżący plecami do góry mężczyzna.
— Choleraaa... — syknęła i podbiegła do niego.
Sprawdziła puls, żył. Jednak się wykrwawiał, więc niewiele myśląc złapała go pod ramię i zaczęła ciągnąć powoli za sobą. Czuła niepokój... Tak, zaraz zostanie zaatakowana. I faktycznie, cień pod nią zaczął w niebywale szybkim tempie rosnąć. Spojrzała w górę, napastnik zeskoczył z drzewa prosto na nią. Odepchnęła się od ziemi i odskoczyła z rannym, jednak straciła równowagę i upadła na plecy. Wróg zbliżył się do niej, trzymając miecz w górze.
— Zginiesz... — warknął.
Piąta, niebywale rozkojarzona, patrzyła na niego nie wiedząc, jak zareagować. Wiedziała, że zaraz umrze, a ciało odmówiło jej posłuszeństwa. Czy tak zginie wielka Hokage? Piata władczyni Kraju Ognia, która była na tyle rozkojarzona, by umrzeć przez jakąś słabą jednostkę?
Nie... Coś mocno ją oślepiło. Gdy próbowała dojrzeć co się dzieje, nie było jej to dane przez blask. Znała jednak nową chakrę, która przed chwilą się tu pojawiła. Gdy wszystko ustało, zobaczyła, że w brzuchu napastnika jest wielka dziura, a jego ciało po chwili osuwa się na ziemię.
— Nic ci nie jest, babuniu? — Usłyszała.
— Jak zwykle, w ostatniej chwili — parsknęła.
— Takie życie! — krzyknął Uzumaki, podnosząc ją z ziemi, a zaraz po tym biorąc się za rannego mężczyznę.
— Gdzie reszta? — spytała cicho, otrzepując się z piachu.
— Dołączyli do żołnierzy — odparł, gdy postawił trzymał na plecach rannego.
Piąta przejęła go od chłopaka i popatrzyła na niego stanowczo.
— Idź do nich i im pomóż, a Sakurze powiedz, że ma być gotowa na wezwanie do szpitala. — Ruszyła w stronę wymienionego budynku. — Pośpiesz się!
Skinął do niej głową na wznak, że zrozumiał i ruszył w przeciwną stronę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz