Dni płynęły powoli swoim tempem, które dla niektórych dłużyło się w nieskończoność, a dla innych pędziło na tyle szybko, by zacząć wpadać w panikę, podczas gdy świąteczna gorączka ogarnęła już całą Konohę.
Tamtego popołudnia, w domu Sakury, trwały już przygotowania do wieczoru, na który dziewczyna cały czas czekała. Kakashi i Naruto krzątali się po budynku, sprzątając każdy jego zakamarek i szykując tak zwaną noclegownie w razie gdyby ktoś — wcale nie mieli na uwadze Tsunade — skonał i nie chciał wracać do domu przez gigantyczne zaspy śniegu, który przysypał Wioskę na dobre.
O ósmej rano, Haruno zamknęła za sobą drzwi domu i przeszła kilka metrów, by zacząć walkę z furtką. Ta jednak za nic w świecie nie chciała się ruszyć, oznajmiając w ten sposób, iż przymarzła i tak było jej dobrze. Dziewczyna przeskoczyła nad nią zwinnie i z dziarskim uśmiechem zaczęła przekopywać biały puch, kierując się do centrum. Dobry humor towarzyszył jej od rana, zdecydowanie nie chcąc jej odpuścić. Witała się chyba z każdym mijanym przechodniem, uśmiechała się do ludzi i życzyła sobie z nimi wesołych świąt, samej nie mogąc doczekać się wieczoru.
Gdy mijała kwiaciarnie Yamanaka, zajrzała do środka i przywitała się z mamą przyjaciółki. Pogawędziły chwilkę, zakupiła upatrzoną roślinkę, złożyła życzenia i ulotniła się, nie chcąc tracić czasu. Wiedziała, że jeszcze zdąży dziś odwiedzić Ino razem z Kakashim i Uzumakim, by złożyć życzenia zarówno jej jak i Shikamaru, oraz ręczyć mały upominek, na cześć nadchodzącego, nowego życia.
Weszła do sklepu i zaczęła kluczyć pomiędzy regałami, mając w głowie swego rodzaju pustkę. Była tak zaabsorbowana świętami, że zapomniała przygotować sobie głupią kartkę z zakupami — musiała się mocno skupić, by przypomnieć sobie brakujące produkty. Skończyło się na tym, że wyszła z marketu obładowana po szyję siatkami, które wypadały jej z rąk, a chodzenie po śniegu z takim bagażem było naprawdę na swój sposób nierealne.
— Menma, przydałbyś mi się — mruknęła, mrużąc powiekę, jakby bała się, że wilk rzuci w nią śnieżką, za tak błahy powód do wezwania.
Mimo to, poczuła jak ktoś delikatnie odbiera z jej dłoni większe reklamówki.
— Armię masz zamiar wykarmić? — mruknął, zawieszając torby na swoich gigantycznych kłach dolnej szczęki.
— Armię nie, ale Naruto tak — zaśmiała się — wiesz, będzie nas troszkę. Siedem osób to już sporo, do tego jeszcze ty; taki wielki byk. — Poklepała go po wielkich żebrach, które znajdowały się na wysokości jej własnej klatki piersiowej.
— Mówiłem, że nie jadam waszego, ludzkiego jedzenia. Jest okropne.
— Moja będzie ci smakować, zobaczysz.
— Mhm… — mruknął z niedowierzaniem i wyszczerzył kły, gdy dziewczyna przewróciła lakonicznie oczyma.
— No i jeszcze dochodzi niespodziewany gość, na którego trzeba być przygotowanym.
— To znaczy?
— Tradycja mówi, że w Boże Narodzenie, przy wigilijnym stole powinno znajdować się zawsze o jego nakrycie więcej, niż ilość zasiadających przy stole domowników. W razie gdyby jakiś biedny, zmęczony i głodny wędrowiec chciał się posilić i ogrzać.
— Acha, w ten sposób pokazujecie, że potraficie być dobrzy raz w roku?
Dziewczyna zatrzymała oddech, nigdy nie patrząc na to w ten sposób.
— Nie prawda… Ja jestem skora do pomocy każdemu, o każdej porze…
Wilk prychnął głośno i zwrócił wzrok przed siebie.
— Wierzę.
— Wsadź sobie tę ironię w swój wielki nos — warknęła, dąsając się.
— Nie znam się na waszych ludzkich tradycjach. Pierwszy raz będę spędzać z kimś święta. U nas nawet czegoś takiego nie ma; nie mam pojęcia na czym to polega.
— Zanim usiądziemy do stołu, dzielimy się opłatkiem i składamy sobie życzenia, a potem zaczynamy się zajadać. Później ktoś rozdaje prezenty, znajdujące się pod choinką. Wiesz, każdy może komuś coś kupić, to taki dodatek. — Tłumaczyła mu, śmiesznie gestykulujące rękoma, obciążonymi przez reklamówki. — A potem jemy dalej, rozmawiamy i różne takie. Chodzi głównie o spędzenie czasu z ukochanymi osobami.
— Prezenty? — fuknął, zatrzymując się. — Czemu nie powiedziałaś mi nic wcześniej? Przecież nic dla nikogo nie mam!
— Ty nie musisz nic mieć! — rzuciła, idąc dalej przed siebie. — To nie jest obowiązek, po prostu mówię ci co i jak.
Dziewczyna do samej furtki tłumaczyła mu inne rzeczy, żeby Menma nabrał jako-takiego obeznania z sytuacją. Wilk pchnął swoją wielką łapą furtkę, która zaskrzypiała płaczliwie, a dziewczyna zmrużyła powieki, nie rozumiejąc dlaczego sama nie dała sobie z nią rady. Sądziła, że on potrafił wyważyć siłę potrzebną do ruszenia skrzydła; ona nie mogła tego zrobić, bo w najgorszym wypadku zniszczyłaby połowę ogrodzenia. Drzwi domu otworzył im rozentuzjazmowany Uzumaki, który wyglądał na nich z kuchennego okna; miał przewiązany przez głowę i szyję złoty, choinkowy łańcuch.
— Mamy dla ciebie niespodziankę z sensei! — zawył radośnie, odbierając od niej zakupy.
Dziewczyna ze zdziwioną miną ściągnęła buty i wniosła do kuchni resztę zakupów, po czym zdjęła płaszcz i wkroczyła z Menmą do salony. Niemalże od razu poczuła, jak jej oczy szklą się od łez wzruszenia. Obok kominka, w rogu pokoju, stał wielki, gęsty świerk, a obok niego piętrzyły się pudła z bombkami, łańcuchami i lampkami. Zapach drzewka roznosił się po salonie, wprowadzając dodatkowy, błogi nastrój.
— Jest taka cudowna! — zaświergotała Haruno, plącząc palce dłoni przed samą buzią. Podeszła bliżej i podziwiała jej rozmiary. — Piękna!
— Sensei ją wybrał! Nawet nie wiesz, jak się męczyliśmy, żeby donieść ją tu w jednym kawałku przed twoim powrotem — wymamrotał Naruto, opadając na kanapę.
Kunoichi odwróciła się za siebie i wbiła wzrok w Hatake, który stał w progu salonu i opierał się o framugę. Założył ramiona na piersiach i uśmiechał się do niej ciepło, jakby chcąc sprawić by poważnie się rozpłakała z niewiarygodnego poczucia szczęścia. Podbiegła do Uzumakiego i uściskała go mocno, dziękując i śmiejąc się głośno, po czym podeszła do mężczyzny i oparła głowę o jego klatkę piersiową.
— Dziękuję, sensei…
Objął jej głowę ramionami i przycisnął do siebie, gniotąc dziewczęcy nos. Wcisnął nos w jej włosy, korzystając z tego, że Naruto i Menma zaczęli się o coś spierać.
— Przecież obiecałem, że postaram się, by te święta były najlepsze — wyszeptał, prosto do jej ucha.
Poczuł, jak zacisnęła palce na jego brzuchu. Po chwili odsunęła się, patrząc mu w oczy.
— Będą — mruknęła, ocierając łzy. — Naruto, ubieramy ją?
— Tak! — zawył, odchodząc od Menmy, który ledwo powstrzymywał się od zatopienia w nim zębów.
— To ja pójdę ogarnąć zakupy — rzucił Hatake, odwracając się na pięcie, jednak dziewczyna złapała go za ramię i pociągnęła w głąb dużego pokoju.
— Chyba sobie żartujesz — rzuciła oschle, popychając go w kierunku drzewka. — Ubieramy ją razem, albo wcale!
Z przystrojeniem zeszły im niespełna dwie godziny. Niezliczona ilość lampek, połączonych zielonym kablem, kryła się w gałęziach; łańcuchy mieniły się, odbijając światło lampy i płomieni paleniska, tak samo jak bombki. Uzumaki podłączył światełka do prądu, sprawiając, ze salon rozjaśnił się jeszcze bardziej, ciesząc ich oczy nietuzinkowym widokiem. Białe lampki uwypuklały każdą ozdobę.
Sakura stała i wpatrywała się w czubek choinki, podrzucając czerwoną gwiazdę, która właśnie tam powinna się znaleźć.
— Maleństwo — zachichotał Uzumaki.
Dziewczyna chciała już coś odburknąć, jednak silne męskie dłonie złapały ją w pasie. Zacisnęła powieki, a już po chwili siedziała na ramionach Hatake, który zbliżył się do świerku.
— Czyń honory, pani domu — mruknął, zerkając na nią z dołu.
Wyciągnęła ramię i umieściła świecidełko na samiusieńkim czubku choinki, czując wewnątrz rozpierającą dumę.
— Chociaż zupełnie się na tym wszystkim nie znam, mam wrażenie, że jest idealna — mruknął Menma, gdy wszyscy oddalili się od drzewka.
— Tak… — Westchnęła, układając dłonie na szarej czuprynie. — Taka, jaką zawsze chciałam.
< < ♥ > >
— Menma, tylko się nie spóźnij! — nakazała Haruno, zapinając guziki płaszcza. — Będziemy w domu około czternastej, idziemy tylko złożyć życzenia, dać prezent i wracamy szykować resztę.
— W porządku — odparł, stojąc wciąż w salonie — ja też mam coś do załatwienia.
— Musimy owinąć karton jakąś folią, bo śnieg wszystko zamoczy — zauważył Kakashi, stawiając gigantyczny pakunek na podłodze.
— Ja się tym zajmę. — Chłopcy popatrzyli na Sakurę nią ze zdziwieniem, po czym wymienili pytające spojrzenia.
Mimo to wyszli przed dom, gdzie Haruno zamknęła dom na klucz i stanęła przed nimi. Złożyła kilka pieczęci i skupiła się na krótki moment, by po chwili wprawić ich w drobne osłupienie. Płatki śniegu z gracją omijały pudełko i opadały na ziemię.
— Myślałem, że tylko nieświadomie możesz zmieniać stan skupienia wody — mruknął Hatake, gdy ruszyli przed siebie. — Nie sądziłem, że panowanie nad różnymi jej rodzajami tez ci tak dobrze idzie.
— Trening czyni mistrza — wspomniała słowa Mikashiego, uśmiechając się pod nosem.
Dziewczyna ponaglała ich ochoczo, chcąc już dotrzeć na miejsce i zobaczyć się z przyjaciółmi. Gdy znaleźli się przed kamienicą, szybko wspięli się po schodach i stanęli przed drzwiami mieszkania przyszłego państwa Nara, w które kunoichi rytmicznie zapukała.
— Co, już są? — Usłyszeli stłumiony, przeciągły jęk Shikamaru, który po chwili otworzył im drzwi i zaskoczony wbił spojrzenie w twarz Naruto, który nie mógł przestać się głupio uśmiechać. — To tylko wy…
— Wesołych świąt! — krzyknęli zgodnie, wchodząc do środka bez żadnego zaproszenia. Zrzucili buty i przeszli do salonu, gdzie Ino stała przy stole w swoim błękitnym fartuszku.
— O matko! — Yamanaka odstawiła szybko garnuszek z jakimś daniem, wytarła mokre dłonie o fartuch i podeszła do nich.
— Mamy dla was drobny upominek — mruknęła Sakura, gdy tuliła przyjaciółkę.
— Drobny?! — żachnęła się, patrząc na dzierżony przez chłopców karton. — Oszaleliście?
— Słuchajcie, nie byliśmy przygotowani… Wszystkie pieniądze wsadziliśmy w mieszkanie… — wydukał Shikamaru, stojąc na tyłach.
— Ooo, zamknij się! — jęknął Uzumaki, przewieszając ramię przez szyję bruneta.
— Nie chcemy niczego w zamian. — Kakashi uśmiechnął się ciepło i oparł pakunek o kanapę.
Sakura wyciągnęła z kieszeni płaszcza zgiętą na pół kartkę i wręczyła ją Ino. Dziewczyna rozłożyła papier i przebiegła po nim wzrokiem, a w jej oczach pojawiły się błyszczące łzy.
— O mamusiu… — pisnęła, zakrywając usta dłonią.
— Co to jest? — Shikamaru podszedł do blondynki.
— Wyniki przedwczorajszych badań i zdjęcie USG waszej córeczki. — Uśmiechnęła się różowowłosa.
Twarz Nary pobladła.
— No, otwierajcie! Musimy uciekać, a chcemy zobaczyć wasze miny! — krzyknął Uzumaki, podsuwając karton pod ich nogi.
Oboje zaczęli walczyć z ozdobną tasiemką, której Haruno sobie nie pożałowała i w końcu dotarli do wnętrza pakunku. Ino momentalnie zalała się łzami, a Shikamaru — nieco zszokowany — przycisnął ją do siebie i popatrzył na przyjaciół. Zapach pieluch, pełno dziewczęcych śpioszków dla niemowlaka, jakieś drobne zabawki, butelki, smoczki. Wszystko po to, by było im łatwiej wystartować, kiedy ich rodzinka się powiększy. Wszystko jednak przykrywało piękne, drewniane łóżeczko do samodzielnego złożenia, które sprawiało, że karton był taki wielki.
— Jak my się wam odwdzięczymy? — zapytała blondynka, uspokajając nieco oddech.
— Nawet mnie nie denerwuj — oburzyła się Haruno. — To jest prezent! Przecież mówiłam, że otrzymacie od nas wsparcie i dotrzymuję słowa! Więc przestań beczeć, głupia!
— Sakura ma rację — mruknął Kakashi, klepiąc po głowie Shikamaru, który wciąż klęczał na podłodze. — Miło widzieć wasze łzy, jakkolwiek to nie zabrzmi.
Gdy Yamanaka w końcu się nieco uspokoiła, podała wszystkich gorącą herbatę. Posiedzieli w kuchni, rozmawiali i komentowali coraz większy brzuch gospodyni, która dumnie go przed nimi prezentowała. Czas jednak był tamtego dnia cholernie cenny. Pożegnali się, składając sobie najserdeczniejsze życzenia. Gdy byli w połowie schodów, Nara dogonił ich i zapytał o coś Kakashiego, na co ten lekko zdębiał. Mimo to, dał mu jakąś odpowiedź, a szatyn pognał zadowolony z powrotem do mieszkania.
Mimo nieustannego męczenia przez Sakurę i Naruto, dopiero gdy znaleźli się w kuchni, w domu Haruno, raczył im oświadczyć o co chodziło.
— Shikamaru chce oświadczyć przy rodzicach, że chcą wziąć ślub — mruknął, filetując rybę.
— Co?! — huknęli jednocześnie, przerywając własne zajęcia.
— Szybki jest… — skwitował po chwili Uzumaki.
— No wiesz — zaczęła Sakura, wsuwając do piekarnika blachę z ciastem. — Poród zbliża się wielkimi krokami. Z resztą kochają się naprawdę bardzo mocno, są ze sobą szczęśliwi, więc co tak naprawdę miałoby ich powstrzymywać? Ich rodzice są za tym związkiem… Mam tylko nadzieję, że wybiją się finansowo. Kupili to mieszkanie głównie pod dziecko, nie szczędzili sobie.
— Nie martw się. — Hatake wziął łyka kawy, spoglądając na nich. — Po nowym roku zaczynamy nowy sezon, będzie od groma misji. Shikamaru się dorobi, do tego Tsunade postara się o jakieś dodatki do jego pensji. A Ino będzie regularnie otrzymywać pieniądze ze szpitala. Swoją drogą, jestem cholernie ciekaw waszych min, gdy dostaniecie prezent od Yamato i Piątej.
— Co to takiego? — zapytał Uzumaki, marszcząc czoło.
— Przekonacie się — odparł, śmiejąc się chrapliwie.
Sakurę na ten dźwięk przeszły dziwne dreszcze.
— No jak zacząłeś to dokończ! — oburzył się blondyn.
— Już tylko kilka godzin, wytrzymasz.
— Zrobiłeś to specjalnie, sensei!
— Ej, ludzie! — Sakura przeniosła wzrok z przekomarzających się chłopaków na przejście. W korytarzu stał Menma.
— Co się stało? — zapytała dziewczyna, odkładając na stół wytarte sztućce.
Wilka popatrzył na nią w dosyć dziwny sposób i kila razy, ruchem głowy, zachęcił ją do podejścia do siebie. Kakashi i Naruto obserwowali jak znikają w korytarzu, a po chwili wzdrygnęli się, słysząc jej gromki śmiech.
— Jesteś niemożliwy — zachichotała. — Chodź, pomogę ci.
Dziewczyna przejęła od zwierzęcia cztery ozdobne torebki i ruszyła do salonu, a wilczysko poszło w jej ślady.
— Prezenty składamy pod choinką — mruknęła, uśmiechając się. Wsunęła torby pod gałęzie świerku, układając je obok tych, które wcześniej wcisnęła tam ona i chłopaki. — Tak mówi tradycja.
— Dużo ich — skwitował, doglądając pakunków przez igły.
— To dlatego, że nas też będzie dużo.
A to cholernie ją cieszyło.
Nim się obejrzeli, za oknem już się ściemniało, a w granicach osiemnastej rozległo się pierwsze pukanie. Sakura ubrana odświętnie w beżową spódniczkę i biały sweterek, zbiegła po schodach i podleciała do drzwi. Otworzyła je, wpuszczając do środka zasypaną śniegiem Tsunade, a zaraz za nią pojawili się Yamato i Ashi, oraz rozkojarzony Sai, który nie zdążył odespać swojej ostatniej misji. Za gospodynią pojawił się Uzumaki, który pomógł im z bagażami.
Po przejściu do salonu przywitał ich zapach świerku i potraw, które czekały na nich na stole, przeniesionym z kuchni przez chłopców. Na samym środku blatu stała zakupiona przez Haruno — gwiazda betlejemska, gęsta od czerwonych kwiatów.
— Czujcie się jak u siebie. — Chyba każdy widział emanujące od Sakury zadowolenie. — Za chwilkę zaczynamy!
Wyszła z salonu i pognała na górę, orientując się, że nigdzie nie widziała Kakashiego. Weszła ostrożnie przez uchylone drzwi sypialni; stał przed lustrem w ciemnych spodniach i białej koszuli, walcząc z krawatem.
— Nie umiem — fuknął, opuszczając ramiona wzdłuż ciała — nigdy nie potrafiłem wiązać tego gówna — dodał, odwracając się do niej.
— Pomogę — rzuciła, podchodząc do niego.
Zaczęła zwinnie przeplatać ciemny pasek, kiedy on uważnie otaksował ją spojrzeniem.
— Pięknie wyglądasz — rzucił nagle, na co jej policzki automatycznie się zarumieniły.
Uśmiechnęła się. Ocierała o jego tors dłońmi, co jak każdy jej dotyk, okropnie intensywnie na niego działało.
— Dziękuję — szepnęła. — Za wszystko, gdyby nie ty i Naruto, możliwe, że nie dałabym rady tego wszystkiego przygotować.
— To chyba ja powinienem ci dziękować za to, że w ogóle mogę tu być.
Popatrzyła na niego zdziwiona, przecież nawet gdyby nie mieszkali ze sobą, nie odpuściłaby mu; musiałby być z nią.
— Gotowe — mruknęła, klepiąc go w pierś. — A teraz migiem na dół, czekamy tylko na ciebie.
Odwróciła się i skierowała do wyjścia.
— Sakura…
Nie słyszała go, zdążyła wyjść. Po chwili zrozumiał, że dobrze, iż tak się stało. Bo naszła go jakaś chora ochota, by powiedzieć jej o tym wszystkim, co czuje. Co się z nim dzieje, gdy jest obok. O tęsknocie, bólu, powodach do zazdrości. Nie potrafił jednak określić czym było to spowodowane. Zwykłą chęcią zagarnięcia jej dla siebie czy czymś naprawdę głębszym. Wciąż było to za trudne.
Za trudne by uwierzyć w miłość.
— Sensei, bo cię zabiję! — Usłyszał, gdy wpadła nagle do pokoju, złapała za nieszczęsny krawat i pociągnęła brutalnie za sobą, twardo stąpając po panelach.
Wszyscy zaczęli składać sobie życzenia. Niektóre były zabawne, inne poważne. Ashi czuła się coraz lepiej w ich towarzystwie i z radością wieszała się na szyi każdego, nawet Piątej, która oznajmiła jej, że dzisiejszego wieczora nie jest tu dla nikogo Hokage. Uśmiech Saia wydawał się być mniej sztuczny niż zazwyczaj, Naruto kilkukrotnie rozgniewał Menmę, jednak zaczął go przepraszać, gdy wilk zagroził mu eksterminacją. Mimo to, blondyn objął zwierzę, że co by się tak naprawdę nie stało, wciąz będzie go kochać. Tsunade zdzieliła przez głowę Yamato, gdy ten, życząc jej mniej nerwów, dziwnie się uśmiechnął.
Sakura obserwowała ich wszystkich, nie potrafiąc oderwać od swojej twarzy szczęśliwego uśmiechu. Zadowolenie wypełniało ją po brzegi, wręcz czuła jak nim emanuje. Z telewizora dobiegały do niej przyjemne, świąteczne melodie.
— Sakura! — Naruto pojawił się nagle przed nią, wybijając ją ze spokoju. Dzielenie się opłatkiem zawsze sprawiało, że się zawstydzała. — Nie chcę składać ci jakiś bezsensownych, nic niewartych życzeń. Wiesz, że chcę, by układało ci się jak najlepiej i niech tak pozostanie. Mam też nadzieję, że spełnią się wszystkie… Naprawdę, wszystkie twoje życzenia.
Zdębiała, gdy chłopak zerknął w kierunku Hatake. Zaraz z powrotem zwrócił się do niej z radosnym uśmiechem.
— Życzę ci tej najpiękniejszej miłości — dodał i mocno ją do siebie przytulił.
Objęła go ramionami, nie mogąc uwierzyć w to co powiedział. Nie sądziła, że Ino mu cokolwiek powiedziała… Czy naprawdę sam się domyślił? Choć uchodził za głupka numer jeden, zawsze był dobrym obserwatorem. Lepszym od kogokolwiek z nich wszystkich.
Złożyła mu życzenia i zaczęła się śmiać, kiedy wciąż jej nie puszczał i zaczął kołysać ich ciałami.
— Dobra, zjeżdżaj! — Usłyszeli nagle. — Teraz ja!
Uzumaki odszedł do Tsunade, a Haruno wpatrywała się w pomarańczowe ślepia Menmy.
— Totalnie nie umiem tego robić — warknął naburmuszony.
— Cholernie ciężkie zadanie, co? — zaśmiała się. — Niby masz tylko złożyć życzenia, a i tak przychodzi ci to z trudem, niezależnie od relacji z rozmówcą.
— To jest wręcz zawstydzające — sapnął i westchnął głośno. — No nic, życzę nam wytrwałości, dobrej współpracy i tego, by nasza przyjaźń rozwinęła się w jak najlepszym kierunku
— Nie ma innej możliwości — odparła, zatapiając nos w miękkim futrze pomiędzy jego uszami.
Przez chwilę rozmawiali, jednak wilk w pewnym momencie przerwał swój monolog i ponownie westchnął, zamykając powieki.
— Na mnie czas — rzucił odchodząc. — Ślimacza Księżniczko!
Sakura zmarszczyła czoło, dopiero po chwili rozumiejąc, co tak naprawdę miało tam miejsce. Menma wyczuł kto czekał na swoją kolej i zwolnił ją właśnie dla niego.
Spuściła wzrok, czując jak jej policzki czerwienią się momentalnie, po chwili dosłownie zaczynając ją piec.
— Złożyłaś już każdemu życzenia? — zapytał, a ona zamknęła powieki, słysząc jego kojący głos.
— Tak, prócz ciebie.
— Sakura. — Nachylił się nad nią, zmuszając tym samym, by na niego popatrzyła. — Życzę ci więc z całego serca, byś zawsze była taka wesoła, silna i piękna. Żeby ten cudowny uśmiech przenigdy nie schodził z twojej buzi, aby twoje serce zawsze było tak czyste i dobre. Niech otaczają cię sami dobrzy ludzie, a zdrowie niech nigdy nie odpuszcza. Abyś wciąż rosła w siłę, nie odwracała się za siebie, nie zwalniała. Pragnę, by twoje wszystkie życzenia się spełniły, byś spotkała na swojej drodze w końcu mężczyznę, który ostatecznie skradnie twoje serce i odpowiednio się nim zajmie.
Każde jego słowo sprawiało, że jej nogi słabły. Uciekała wzrokiem, ponieważ ten, należący do niego, przeszywał ją na wskroś. Hipnotyzował ją, sprawiając, że chciała za wszelką cenę rzucić mu się w ramiona.
— Już to zrobił — szepnęła prawie bezgłośnie, zaciskając palce na krawędzi spódnicy.
— Słucham? — zapytał, mrużąc oczy.
— Nie, nic! — pisnęła, zwracając wzrok ku jego oczom. Przez chwilę poruszała ustami, zupełnie nie wiedząc co powiedzieć i prześlizgnęła spojrzeniem po jego twarzy prosto na wąskie wargi, od których już nie potrafiła się oderwać. — G-głupio mi… Miałam ci tyle do powiedzenia, życzyć ci tego samego… A ty wyjąłeś mi to z ust, jakbyś czytał w moich myślach…
— Też mam być piękną, uśmiechniętą kobietą?
— Oj nie pogrążaj mnie, sensei! — fuknęła, zakładając ramiona na piersiach. Gdy rozluźnił atmosferę, prościej było jej skrzyżować ich spojrzenia. — Jesteś okropny.
Uśmiechnął się ciepło i dotknął jej podbródka palcami. Uniósł lekko jej głowę i ucałował czule jej policzek, po czym szepnął prosto do jej ucha:
— Kakashi.
Otworzyła szerzej oczy, a on odwrócił się plecami do niej, klasnął w dłonie i zapytał głośno, czy zabierają się za jedzenie.
Stała w miejscu, będąc pewną, że się przesłyszała. Czy w ten sposób pragnął przekazać jej, by zwracała się do niego po imieniu? Kiedyś się nad tym zastanawiała, ale strasznie ciężko przechodziło jej to przez gardło, nawet gdy dochodziło do kryzysowych sytuacji.
Wciąż zwrócony do niej plecami, sięgnął po jej dłoń i chwycił ją mocno, by pociągnąć ją do stołu.
Wszyscy zachwalali potrawy przygotowane przez Sakurę i chłopaków, nikt nie siedział cicho, każde śmiało się w głos i z kimś dyskutowało, co jeszcze bardziej podnosiło na duchu gospodynię. Tsunade była trochę rozdrażniona, ponieważ Starszyzna dała jej w kość z samego rana, jednak Naruto znalazł na to złotą radę. Wyszedł do kuchni i po chwili wrócił, stawiając przed każdym z nich czarkę, która niedługo miała się wypełnić wysoko procentowym napojem.
— Też chcesz? — zachichotał, spoglądając na zdziwionego Menmę, który spoczywał przy kominku, blisko Sakury.
Wilk wyszczerzył w odpowiedzi swoje ostre, groźnie wyglądające kły, chcąc nastraszyć chłopaka, który szybciutko zmył się z tamtego miejsca ponownie do kuchni, wracając z butelką sake w ręku.
— Babuniu, robię to dla ciebie! Może się nieco rozluźnisz — zażartował.
— Czy ja jestem spięta? — warknęła, mierząc go wzrokiem.
— Nie — wtrącił przeciągle Yamato.
— Alkohol przy takim święcie? — zapytał cicho Menma, gdy chłopak wypełniał czarki.
— Wiesz. — Sakura nachyliła się do niego. — Nie wszędzie się to preferuje, ale taka symboliczna ilość nie zaszkodzi.
— Symboliczna? — prychnął, kładąc głowę na łapach. — Zdążyłem was poznać.
Dziewczyna zaśmiała się i wyprostowała, po chwili wdając w jakąś rozmowę z Tokuno.
Rozmowy i jedzenie ciągnęły się dosyć długo, dopóki Naruto nie przypomniał sobie o prezentach i nie przypisał roli roznosiciela. Kluczył pomiędzy krzesłami, wręczając każdemu poszczególne pakunki i niemiłosiernie się przy tym ciesząc. Tylko do Menmy zbliżał się z dystansem i poważną miną, co by sobie za specjalnie nie zaszkodzić.
Absurdalnym mogłoby się wydawać to, że Tsunade otrzymała od każdego butelkę jakiegoś wytrawnego, zagranicznego alkoholu. Kobieta jednak była cholernie zadowolona, a jej radość wzrosła, gdy Ashi pomogła jej założyć łańcuszek od Menmy; wisiorek przedstawiał drobnego ślimaka, którego skorupkę zastępował jakiś szlachetny, błękitny kamień. Sama Hokage obdarowała każdego butelką dobrego wina, które jak twierdziła, pędziła sama.
Sai otrzymał pełno zestawów malarskich: nowych pędzli, ołówków, drogich farb. Jednak najbardziej cieszył się z grubego, tomiszcza, zatytułowanego jako “Poradnik uśmiechu”.
Ashi została obdarowana wieloma przedmiotami, które przydały jej się przy nowym starcie w nowym miejscu, co cholernie ją ucieszyło. Nie podobało jej się to, że musiała w jakiś sposób wciąż żerować na Tenzou, więc szczerze okazywała swoją wdzięczność. Jej oczy zabłysnęły jednak najbardziej, kiedy rozpakowała prezent od Sakury i Kakashiego — dwie, nowe, srebrzyste katany; ostre jak brzytwa.
Yamato z zadowoleniem wertował strony nowej książki, przyciskając do piersi ramkę ze wspólnym zdjęciem nowego składu drużyny siódmej; z całych sił starał się ukryć łzy, jednak jego nienaturalnie wielkie i przerażające oczy, szybko go zdradziły.
Naruto przechadzał się po salonie w masce ANBU, o którą truł Kakashiemu przynajmniej od tygodnia, nie rozumiejąc, iż ową otrzyma kiedy przyjmą go podczas naboru; kilka zestawów ninja, które cholernie chciał wypróbować, jednak Hatake kategorycznie zabronił mu tego robić w zamkniętym pomieszczeniu, w którym znajdowali się inni ludzie. Na szyi dyndał przewieszony na grubym rzemyku, wilczy kieł, z którego cholernie się cieszył, ale wciąż bał się podejść do Menmy i mu za niego podziękować.
Sam wilk z zadowoleniem żuł swoje nowo nabyte, soczyste steki i nie przeszkadzała mu w tym nawet czapka mikołajka, która gościła na jego głowie, oraz czerwona mucha okalająca grubą szyję.
Oczy Kakashiego świeciły się, gdy spoglądał posępnie na stosik nowiutkich, kieszonkowych książek, a na koszulę wciągnął czarną koszulkę ze swoją komiczną karykaturą. Wyłączył się jednak z radosnych rozmów, obserwując dzierżony w dłoni prezent od Sakury, który sprawił, że odleciał myślami w zupełnie odległe miejsce. Złota obrączka jego matki, przewieszona na grubym łańcuszku, mieniła się w jego dłoni — jedyna pamiątka po jego rodzicielce. Był pewny, że biżuteria zaginęła podczas pożaru w jego mieszkaniu; wyryta w jej wnętrzu data zawarcia małżeństwa przez jego rodziców rozczuliła go jeszcze bardziej, przez co schował oczy pod włosami.
Sakura nie była w stanie ogarnąć własnych prezentów wzrokiem, ani myślami, bo było ich od groma. Skupiła się głownie na pozłacanej ramce, w której schowana była fotografia jej i rodziców. Na jej nadgarstku spoczywała prześliczna, srebrna bransoletka, którą otrzymała od Kakashiego. Gdy Naruto pomagał jej ją założyć, wciąż powtarzała, że już przenigdy jej nie zdejmie.
— Słuchajcie — odezwał się nagle Yamato, zwracając na siebie uwagę wszystkich obecnych. Zerknął porozumiewawczo na Tsunade, która miała już rumieńce od wypitego sake. — Czas chyba na prezent specjalny.
Piąta podniosła się leniwie z krzesełka i zatrzymała na środku salonu, odgarniając nieporadnie włosy. Założyła na swoich gigantycznych piersiach ramiona i odchyliła do tyłu głowę, zupełnie, jakby na coś czekała. Wtem wnętrze domu wypełniło głośne walenie do drzwi, jakby ktoś za wszelką cenę chciał się ich pozbyć. Sakura poderwała się z miejsca, by pójść i otworzyć, jednak Yamato ją powstrzymał, zapewniając, że sami się tym zajmą. Godaime poszła otworzyć, przeklinając na głos gościa najsiarczystszymi bluźnierstwami, a po chwili wróciła w jego towarzystwie do salonu.
— Ero-sannin! — ryknął Uzumaki, bezceremonialnie rzucając się na mężczyznę.
Menma skinął z szacunkiem do przybysza, który był nieco zdziwiony jego obecnością.
— Pomijając fakt, że Tenzou udało się go jakoś ściągnąć — zaczęła blondynka, wyciągając coś z kieszeni długiego, szarego swetra i obserwując ze zniesmaczoną miną Uzumakiego, tulącego Jiraiyę.
— Mamy dla was coś, co bardzo waszą dwójkę ucieszy — dokończył Yamato, przywołując do nich Sakurę gestem ręki.
Dziewczyna stanęła przy Naruto, a dwójka obecnych sanninów i sam Tenzou podeszli do nich, wprawiając młodzież w dziwne zakłopotanie. Wręczyli im zwój i obserwowali ich wyczekująco.
— No otwierajcie! — ponaglił ich Jiraiya.
Oboje posłusznie zaczęli rozwijać papier.
— Jak doskonale wiecie, mamy takie rangi jak gennin, chunnin, jonin specjalny, jonin i hokage — mamrotała Tsunade — jednak między joninem a kage skrywa się mało popularna, jednak bardzo ważna ranga. Tak zwany jonin klasy S.
— Czyli ktoś taki jak Kakashi — nakreślił Yamato.
Sakura popatrzyła ukradkiem na Hatake, który wciąż ją obserwował. Nie miała pojęcia, że miał taki tytuł.
— Ową rangę otrzymują tylko ci ninja, którzy posiadają siłę, dumę, zdolności, inteligencję i charakter na poziomie kage.
Oczy Haruno i Uzumakiego zaświeciły się, gdy jednocześnie dotarły do linijki, którą kunoichi wyczytała na głos:
— Ogłaszam więc zakwalifikowanie Szanownej Pani Sakury Haruno do otrzymania rangi Jonina Klasy S w związku z dziedzictwem tytułu Legendarnego Sannina, rzadko spotykaną odwagą oraz specjalnymi udziałami na rzecz obrony Konohy i całego Kraju Ognia. Wciąż nie możemy wyjść z podziwu, że tak młoda osoba potrafi przewyższać najlepszych w swoich dziedzinach. Mamy nadzieję, że będziesz godnie reprezentować swoje nowe stanowisko. Z poważaniem: Piąta Hokage oraz jedna z Legendarnych Sanninów, Tsunade. Pustelnik, Mędrzec, jeden z Legendarnych Sanninów, Jiraiya. Rada Konohy, Homura Mitokado i Koharu Utatane oraz Lord Feudalny, Daimyō Kraju Ognia — wyczytała głośno, po chwili zerkając w zwój Naruto, gdzie widniała identyczna informacja. — O rany boskie, to jest żart, czy wy tak poważnie?! — zapytała zszokowana.
— Następne pokolenie zawsze wyprzedzi poprzednie — szepnął Kakashi, zwracając ku sobie jej wzrok. — To jeden z niekończących się cyklów życia, czyż nie? — Była pewna, że już kiedyś wypowiedział te słowa.
— Sakura! — zawył Naruto, wieszając się na jej szyi. — Czuję się tak mocarny, że w głowie się nie mieści!
Dziewczyna obserwowała Tsunade zaszklonymi oczyma, uśmiechając się do niej z wdzięcznością. Nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, że sprawy mogły się tak potoczyć. Przestała powstrzymywać wzruszenie, Kiedy Yamato i Jiraiya wręczyli im płaszcze, wskazujące, iż ich właściciele są nikim innym, jak właśnie Legendarnymi Sanninami.
Sakura popatrzyła na Hatake, wznosząc lekko do góry brodę i uśmiechnęła się do niego łobuzersko. Doskonale wiedział, co chciała mu przekazać.
Doganiała go, bardzo szybko.
Po kilku kolejnych godzinach rozmów, śmiechu i wysłuchiwania opowieści Jiraiyi, którego Sakura i Naruto nie widzieli naprawdę szmat czasu, wszyscy zaczynali odczuwać coraz silniejsze zmęczenie i… Upojenie. Sakura, Tsunade i Ashi z pomocą Naruto i Saia — znosiły naczynia do kuchni i zabrały się za ich zmywanie, przy okazji wałkując jakieś niepoprawne, alkoholowe tematy. Yamato, ero-sannin i Kakashi zażarcie o czymś dyskutowali, a Menma ulotnił się do swojego wymiaru, wcześniej dziękując za mile spędzony czas. W salonie rozłożono kanapę, na której spoczęli Jiraiya i Piąta; Ashi z Yamato pospali się w sypialni Kakashiego, a Naruto i Sai zagościli w sypialni, w której niegdyś zamieszkiwała babcia Haruno.
Sakura siedziała na swoim łóżku z nakrytymi kołdrą nogami i uważnie przyglądała się swojemu nadgarstkowi. Prezent od Kakashiego był tak cholernie śliczny, że nawet nie miała pojęcia, jak mogłaby za niego podziękować. Drzwi pokoju skrzypnęły ostrzegawczo, dając jej czas do szybkiej zmiany pozycji jej wzroku i dłoni. Kakashi wkroczył do środka, ubrany w szary dres i czarną koszulkę, w której dziewczyna wręcz uwielbiała go oglądać. Mężczyzna zamknął za sobą i podszedł bliżej materaca, by na nim spocząć. Wyciągnął przed siebie dłoń z obrączką i popatrzył na dziewczynę.
— Jak to zrobiłaś?
— W dniu pożaru, po wejściu na teren zgliszczy… — szepnęła, sama obserwując przedmiot z dziwną pasją w oczach. — Od razu rzuciła mi się w oczy. Połyskiwała od słońca, bardzo chciała, żebym ją znalazła. Więc zgarnęłam ją szybciutko, by nikt inny mnie nie uprzedził. Jednak schowałam ją i zupełnie o niej zapomniałam, a gdy już pamięć wróciła, postanowiłam zaczekać ten czas pozostały do świąt, w razie gdybym nie wpadła na jakiś lepszy pomysł.
— Myślałem, że przepadła — mruknął wzdychając. — Cudowna niespodzianka, naprawdę dziękuję. — Popatrzył na jej nadgarstek i uśmiechnął się. — Nie ściągniesz jej do snu?
— Nigdy w życiu! — rzuciła oburzona.
Mężczyzna przyjrzał się jej uważnie i musiał ponownie przed sobą przyznać, że gdy dziewczyna była lekko wypita, ubrana tak skąpo do snu, stawała się zupełnie niewinna i jeszcze bardziej pociągająca.
— Chodź no tu do mnie — mruknął. Podniosła na niego zmieszany wzrok, zupełnie nie rozumiejąc o co mu chodzi. Zniecierpliwiony sięgnął ramionami do jej ciała i przysunął do siebie, energicznie przesuwając ją po materacu. — Dziękuję.
Trzymała uniesione ku górze dłonie, kiedy wtulił się w jej ciało. Nie miała pojęcia co zrobić, choć jednocześnie czuła się najszczęśliwszą osobą na ziemi. chciała poprosić go, by ścisnął ją jeszcze mocniej.
— A-ale za co? — spytała cicho, zbierając się na odwagę. Położyła dłonie na jego plecach i zaczęła powoli przesuwać je wyżej. Było jej cholernie przyjemnie. Za przyjemnie.
— Za wszystko, Sakura — odparł mrukliwie, czując jak drżała. Nie wiedział dlaczego, ale to sprawiało, że czuł nad nią jeszcze większą przewagę. — Boisz się mnie?
— Nie…
— Czemu więc się trzęsiesz? — Odsunął głowę od jej ciała i spojrzał w jej na wpół przymknięte oczy. Oddychała przez lekko uchylone usta, co zadziałało na niego jak jakiś zapalnik. Nie miał siły się powstrzymywać.
— Nie wiem. — Zabrała delikatnie ręce, wolno opuszczając je w dół.
Zabrał swoje — przecież nie mógł popełnić żadnego głupstwa. Pogłaskał ją po głowie, stając na nogi i obszedł łóżko, by położyć się na przygotowanym wcześniej futonie.
— Dobranoc — rzucił, nakrywając się po szyję kocem.
Opadła na poduszkę i zgasiła lampkę, obserwując sufit.
— Dobranoc, sensei.
Nie potrafiła użyć jego imienia. Zaczęła się zastanawiać, czy też na pewno o to chodziło.
Zrobiło jej się zimno gdy odszedł.
Tak pusto.
Mijały kolejne minuty, kwadranse, godziny. Wciąż nie mogła usnąć, a jej przyzwyczajony do ciemności wzrok biegał po całym pomieszczeniu. Miała wrażenie, że jego dłonie wciąż spoczywają na jej ciele… Niewiarygodnie mocno pragnęła, by nie było to tylko i wyłącznie wrażenie. Jej serce biło strasznie szybko, a jego uderzenia co jakiś czas były na tyle silne, że musiała zacisnąć zęby, aby nie wydać z siebie żadnych dźwięków.
Uspokoiło się jednak, gdy przypomniała sobie o sytuacji sprzed dwóch dni. Przeszły ją dziwne dreszcze, a sumienie szczypało jej umysł, jakby chcąc wypowiadać się za nią.
— Dlaczego nie śpisz? — Usłyszała i przełknęła głośno ślinę. Skąd wiedział, że nie mogła usnąć? — Nie udawaj, słyszę twój oddech. Jest nierówny.
— Kakashi — szepnęła krótko, czując w gardle dziwny ucisk. Leżał wciąż plecami do niej z zamkniętymi oczyma. — Jest coś o czym chyba powinieneś wiedzieć.
— Mianowicie? — Podniósł się do siadu i zwrócił spojrzenie ku niej.
— Pamiętasz moje nagłe wezwanie do szpitala, dwa dni temu?
— Pamiętam.
— Musiałam odwiedzić ciężko rannego więźnia — szepnęła, odwracając od niego głowę. Wciąż spoczywała na plecach. — Został zmasakrowany.
Usłyszała szelest, a po chwili wyczuła jak wszedł na łóżko. Moment później, wbił dłonie po bokach jej głowy, a jego twarz znalazła się tuż przed nią. Mimo ciemności dostrzegała w jego oczach panikę zmieszaną ze wściekłością.
— Sakura, zrobił ci coś? — Jego głos się łamał; miała wrażenie, że jest na skraju spokoju. — Zrobił? Dotknął?
— Nie — odparła oniemiała — ale to właśnie on skatował tego więźnia. Gdy wracałam z zabiegu i mijałam jego celę, wyciągnął w moim kierunku rękę. Chciał mnie chwycić, ale szybko odskoczyłam. Potem nazwał mnie śliczną przyjaciółką Hatake i kazał mi się mieć na baczności.
— Czemu mi tego wcześniej nie powiedziałaś? — zapytał, używając cholernie ostrego tonu. — Sakura, masz mówić mi o takich rzeczach!
— Bałam się! — syknęła, zwracając ku niemu zaszklone oczy. — Nie chciałam, żebyś narobił sobie jakiś problemów, sensei…
— Nie płacz. — Poczuła, jak kładzie się obok niej, a po chwili objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie. — Nie płacz, bo nie mogę na to patrzeć. Jeśli obiecasz mi, że nie pokażesz się tam więcej, ja przysięgnę, że go nie odwiedzę.
— Obiecuję — sparowała momentalnie. — Obiecuję…
— Więc ja również.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz