czwartek, 20 marca 2014

5. Dywersja

— Nie wytrzymam tu długo... — szepnęła Haruno, czując coraz większy nacisk na jej psychice i wnętrznościach. Miała wrażenie, że dosłownie coś ją miażdży.
Przeciskała się wraz z chłopakami i zgrają psów przez wąską, ciemną i wilgotną szczelinę w skałach. Czego nie próbowała sobie wmawiać, napór ze strony nieruchomych ścian zdawał się rosnąć.
— Zaraz wyjdziemy na korytarz, wytrzymaj jeszcze chwilę. — Yamato przez cały czas szedł z asekuracyjnie wyciągniętą do przodu ręką, by w razie nagłego wypadku łapać podopieczną. Sam nie czuł się najlepiej, ale wiedział, że jego stan w porównaniu do jej, był po prostu niczym.
Sakura zacisnęła powieki i próbowała brać głębokie wdechy, czując, że niewystarczające dotlenienie pozbawi ją zaraz przytomności. To był dzień, który zapisze się na kartach jej życia, nie jako jedna z cięższych misji ratunkowych, tylko odkrycie klaustrofobii.
— Nie mogę — jęknęła czując jak słabnie.
Kiba idący przed nią, zatrzymał się i zwrócił w jej stronę. Złapał za dziewczęcą dłoń, pociągnął lekko w swoją stronę. Lekkie ciało przywarło do jego boku i pozostało do niego dodatkowo przytwierdzone, z pomocą silnego ramienia przyjaciela.
— Jeszcze moment — mruknął, ściągając brwi.
Było jej lżej, ale dalej czuła się, jakby jej płuca coś ściskało w dłoniach i z przyjemnością sprawiało jej nieprzyjemności. Jednak w głębokim zaufaniu do Inuzki ,zamknęła oczy i pozwoliła się prowadzić.
— Jesteśmy — szepnął Pakkun, po czym wystawił głowę i skontrolował sytuację na korytarzu. — Pusto, chodźcie.
Wszyscy posłusznie ruszyli za małym przewodnikiem i po chwili stali już w długim tunelu. Neji użył byakugana i rozejrzał się wokoło.
— Są dosłownie za tą ścianą — oznajmił, podchodząc i kładąc dłoń na kamiennej, zimnej powierzchni. — Jest tam od cholery straży. Nie twierdzę, że sobie nie poradzimy, ale mogą na tym ucierpieć dzieci.
Zanim skończył mówić, Sakura podeszła omawianej zapory i zaczęła badać dokładnie jej powierzchnie dłońmi, szukając choćby najmniejszej szczelinki, która umożliwiłaby realizację jej świeżego pomysłu.
— Ja i Sakura urządzimy małą dywersję — szepnął Yamato, rozciągając się głupkowato. — Neji bierz Kibę, Saia, ferajnę i szturmujcie wejście. Zróbcie tam jak największe zamieszanie. — Zaczął robić dosłownie to samo co Haruno. — Pakkun, zostań.
— A co wy robicie? — zapytał Inuzuka, nie ukrywając zdziwienia.
— Chodź, wyjaśnię ci po drodze — wymamrotał Sai, po czym wszyscy ruszyli za Hyugą.
— Mam — zakomunikowała kunoichi, ściągając na siebie wzrok Tenzou.


< < ♥ > >


— Wszyscy uciekli, a reszta jest martwa — wymamrotał Lee, pomagając rannemu Uzumakiemu dojść do szpitala — miejmy nadzieję, że Sakura i reszta kogoś sprowadzą.
— Swoją drogą — syknął Naruto, przyciskając do rannego boku materiał, by zatamować krew — jakieś wieści od nich?
— Niespełna pół godziny temu, Tenzou dał mi znać, że wchodzą do jaskini —odpowiedział Gai, niosąc na rękach umęczoną i lamentującą TenTen.
— Zniszczyli mi moje dwie najlepsze katany! — krzyczała półprzytomna.
— Ten, załatwimy ci nowe — bąknął mężczyzna.
— Ale moje katany!
— Te nowe będą lepsze.
— Obiecuje Sensei?
— Tak, na moją drogę ninja. — rzucił, przewracając lakonicznie oczyma.
— A, to jak tak, to spoko — mruknęła, po chwili odpływając.
— Hinata, z toba wszystko w porządku? — zapytał Naruto, zatrzymując się i odwracając w jej kierunku.
— Tak, Naruto — odparła cicho, lekko się rumieniąc. — Zranili mnie tylko w nogę.
Naruto doznał cudownego ozdrowienia i mimo, że sam nie był wstanie iść, uciekł spod ręki Lee i w przeciągu chwili znalazł się obok Hinaty. Spojrzał na jej nogę, po czym bez najmniejszego zastanowienia porwał dziewczynę na ręce.
— O nie, nie powinieneś! — krzyknęła zaskoczona, czerwieniąc się jeszcze mocniej.
— Csii — szepnął, uśmiechnął się do niej i ruszył przed siebie


— Zupełnie nie wiemy jak wam dziękować... Czuję się strasznie głupio, że nie mogłem pomóc.
— Daj spokój Gaara... — Machnął ręką Uzumaki, któremu ranę opatrywała właśnie Ino, nieźle się denerwując, przez pobudzenie psychoruchowe pacjenta.
— Naruto, proszę... — warknęła podirytowana blondynka — przestań się wiercić chociaż na moment, bo cię uśpię... — zagroziła, machając mu przed nosem strzykawką z wybitnie długą igłą.
— Hai, hai! — Otworzył szeroko oczy i cofnął do tyłu głowę.
— Co z resztą? — zapytała Temari, podając bratu szklankę ze świeżo zaparzonymi ziołami.
— Weszli do jaskini — mruknął Gai, wychodząc z łazienki. — Znaleźli już te dzieciaki, pozostaje kwestia zabrania ich stamtąd.
— Nie potrzebują wsparcia? — zapytał czerwonowłosy.
— Dadzą sobie radę, to grupa specjalna, stworzona do takich rzeczy — odpowiedział Asuma, zaciągając się głęboko papierosem. Stał przy oknie i wyglądał na panoramę Suny.
— W porządku... — Gaara czuł w środku, że jest mu dużo lepiej. Zarówno psychicznie jak i fizycznie. — Niech to wszystko się już skończy.. Jak ja wam się odwdzięczę? To już drugi raz, kiedy ratujecie mi skórę.
— Tak postępują przyjaciele — Uśmiechnął się Naruto. — Ale miską pysznego Ramenu nie pogardzimy, ha!
— Ale to już chyba jak wszyscy wrócą, nie prawda? — zapytała przez zęby Ino, zaciskając mu dłonie na barkach i zaglądając przez ramię.
— TAK, TAK, MASZ RACJĘ!
Po pomieszczeniu rozeszła się fala chichotu, tylko Shikamaru siedział na krześle, opierając brodę o skrzyżowane na stoliku ramiona, wpatrując się w walkie-talkie. Miał złe przeczucia.


< < ♥ > >


Sakura i Yamato stali w bezruchu, obserwując jeden punkt na ścianie. Tylko po to, by go przypadkiem nie zgubić. Było to małe pęknięcie w skale, w które każde z nich mogło spokojnie włożyć czubek palca wskazującego. Na ziemi siedział Pakkun; zaciskając powieki, mocno skupiał się na połączeniu telepatycznym z Shibą. Chwile się dłużyły, jednak w końcu pies otworzył szeroko oczy.
— Weszli, zaczynajcie — szepnął.
Zza ściany rzeczywiście słychać już było stłumione wrzaski dzieci, przekleństwa wrogów, krzyki naszych i szczekanie psów. Yamato podszedł do szczeliny i wsunął do niej palec, po czym jedną dłonią wykonał kilka pieczęci. Zaczęło się dziać to, co zazwyczaj wzbudzało w Sakurze nieprzyjemny dreszcz. W pęknięcie zaczęły wciskać się drobne, dębowe korzenie, rozsadzając skałę. Proces trwał dosyć długo, jednak w momencie gdy konary przebiły się na drugą stronę wrzawa stała się dziesięciokrotnie głośniejsza.
— Sakura, twoja kolej. Musimy się pospieszyć, zamieniamy dywersję z dyskretnej na huczną — mruknął Tenzou, odsuwając się od powiększonego otworu.
Haruno podciągnęła rękaw bluzy, cofnęła się trzy kroki do tyłu, po czym skupiając całą swoją chakrę, napinając wszystkie mięśnie i zbierając w sobie cała determinację — rozpędziła się, uderzając pięścią z niebywale zaskakującą siłą w uszkodzony fragment kamiennej ściany. Ta popękała w wielu miejscach, a po chwili zsypała się w dół, jak domek z kart, wpuszczając do ciemnego więzienia światło z korytarza. Pomieszczenie było wielkie, przypominało rozmiarami wielką halę sportową. Z prawej strony w głównym wejściu toczyła się zażarta walka między chłopakami a zamaskowanymi ninja. W lewym rogu, na wprost Haruno i jej kapitana, siedziała prawie setka dzieci ze związanymi, grubymi linami, rączkami. Patrzyły to na Sakurę i Yamato, to na walczących.
— NO DZIECIAKI, RUSZCIE SIĘ! — wrzasnęła różowowłosa, biegnąc w ich stronę.
Dzieci dosyć zdezorientowane podniosły się na nogi, jednak sparaliżował je widok nadchodzących oprawców, którzy szybko zorientowali się, co działo się za ich plecami. Sakura wbiegła w nich, chcąc dać dzieciakom czas na ucieczkę. Z łatwością rozrzuciła wrogów na boki, mocno kalecząc ich ciała w punktach witalnych. Byli unieruchomieni.
— A to, żeby przypadkiem nie przyszło wam do głowy uciec, bo mamy do pogadania. — Odwróciła się i podeszła do dziewczynki, w sumie nastolatki do bólu przypominającej jej Ino. — Słuchaj, dowodzisz — szepnęła, lekko dysząc ze zmęczenia.
— Ale j-ja — jęknęła spanikowana blondynka.
— Spokojnie, po prostu poprowadź je i nie odwracaj się za siebie ani na boki, biegnij i nawołuj te dzieciaki. Zabieramy was stąd, ale sama nie zapanuję nad tyloma dziećmi jednocześnie broniąc was. — Wskazała ręką na niedawno powstałe, nowe przejście, w którym stał Yamato, czekając na jakiś znak. — BIEGNIJCIE DO NIEGO, ILE TCHU W PŁUCACH, WYCIĄGNIEMY WAS STĄD! — wrzasnęła najgłośniej jak potrafiła, a dzieci widząc jej determinacje i ciepłe uśmiechy, włożyły całą siłę w ten bieg i po chwili zbierały się już wokoło Yamato, który zabrał się za rozcinanie więzów.
Sakura biegła prawie równym tempem, osłaniając ich z boku. Trafiła w pewnym momencie na silniejszego przeciwnika, jednak była od niego szybsza. Sprawnie uniknęła wszystkich jego ciosów, na koniec wyskoczyła do góry, wspierając się dłońmi na ramionach wroga. Przeskoczyła go, szybko zwróciła się za siebie, złapała za wielką rękę, którą następnie mocno wykręciła i uderzyła go kolanem w krzyż, a gdy ten opadł na ziemię, zadała mu ostateczny cios w kark, pozbawiając przytomności i ruszyła dalej za dziećmi. Gdy doprowadziła je do Tenzou, rozejrzała się w około i dopiero wtedy ujrzała, że jej chłopcy stoją unieruchomieni razem z psami. Biegała wzrokiem wokół nich, by znaleźć przyczynę, ale gdy w końcu ją spostrzegła nie wiedziała jak zareagować.
Dokładnie na wprost Kiby, jeden ze zbirów przyciskał do siebie małego, czarnowłosego chłopczyka, przystawiając mu do szyi kunai. Nieco bardziej w prawo zauważyła, że Neji trzyma jakiegoś człowieka z ciemnym workiem na głowie. Jej myśli rozsypały się na tysiące kawałków. Nie miała już w ogóle pojęcia, co robić i myśleć, a jej serce przyspieszyło tempa.
— Sakura... — szepnął Urushi, który znalazł się obok niej — dwie wiadomości. Po pierwsze, ten obok Nejiego to nie Kakashi. To jeden z ANBU, który mu towarzyszył. Może to nienajlepsza wiadomość, ale możemy się czegoś dowiedzieć. Druga. Nie ma tu też domniemanego zabójcy Hatake. Nawet jego zapachu. To inni ludzie mimo, że też z Wioski Deszczu.
— Czyli mogę go zabić bez wahania? — zapytała, wskazując na mężczyznę, trzymającego chłopca.
— Wygląda na to, że tylko ty możesz to teraz zrobić.
Sakura poprawiła kucyka, podciągnęła bluzę do góry i wyciągnęła z pochwy przyczepionej do pasa, obiegającego jej biodra, jedno, długie, srebrzyste i cienkie jak nić senbon. Skupiła chakrę w stopach i ruszyła w stronę wroga, bezszelestnie stąpając po ziemi. Chłopcy wiedzieli, że nadchodzi, ale nikt z nich nie spojrzał w jej stronę, by nie zdradzić jej pozycji.
Dziewczyna zatrzymała się jakieś cztery metry za nim, po czym precyzyjnie wycelowała igłą, zamachnęła się i rzuciła nią, doskonale zdając sobie sprawę, że jeżeli nie trafi, zmarnuje jedyną szansę, a śmierć może ponieść niewinne dziecko.
— Mam cię — syknęła.
Chłopiec poczuł, że uścisk rozluźnia się aż w końcu całkowicie puszcza. Przerażony odwrócił się i ujrzał kata leżącego na ziemi, któremu z krtani wystawała długa, obficie ozdobiona krwią igła. Wzdrygnął się na ten widok, a jeszcze bardziej gdy poczuł na karku oddech przynajmniej trzy razy większego stworzenia. Strach opadł, gdy okazało się, że stoi za nim Akamaru i merda do niego wesoło ogonem.
— Chcesz na nim usiąść? — zapytał Kiba, ocierając czoło z potu i ciężko utykając na prawą nogę.
— A mogę? — zapytał, a jego ciemne oczy nieco się powiekszyły.
— Siadaj! — krzyknął dziarsko, sadzając chłopca na psie. — Należy ci się, mistrzu.
Kiba klepnął w tył Akamaru i ruszył za nim, jednak coś mu przeszkodziło w dalszej drodze. Sakura podleciała do niego w ostatniej chwili, gdy leciał już na ziemię, zaraz po tym jak chora noga ześlizgnęła się z wilgotnej, pokrytej mchem skały. Sai również był mocniej pokiereszowany, ale nim zajął się już Neji. Haruno przerzuciła sobie lewą rękę Inuzuki za szyją i zaczęła go prowadzić.
— Szybciej! — ponaglił ich Yamato — to wszystko zaraz się zawali!
— Pakkun! — zawołała różowowłosa, przyspieszając kroku.
— Hai? — warknął, po chwili znajdując się już obok jej nogi.
— Wracajcie na razie i odpocznijcie. Dziękuję wam. Nie dalibyśmy bez was rady.
— Dobrze Sakura-senpai. W razie czego, wiesz co masz robić — szczeknął, po czym z resztą Ninkenów zniknął w chmurach dymu.
— Szybko, szybko... — mamrotał Tenzou, prowadząc za sobą wszystkich do głównego wyjścia, ponieważ szczelina którą się tu dostali, uległa zawaleniu przez wcześniejsze uderzenie Sakury.
Gdy połowa opuściła już jaskinię, ta zaczęła powoli ostrzegać szczękiem zasypujących się w głębi korytarzy, że zaraz wszystko runie. Różowowłosa podążała na samym końcu prowadząc szatyna i pospieszając dzieci.
Wydostali się stamtąd czując pod stopami jak wszystko z hukiem opada na ziemię.
— Sakura... — usłyszała w głowie. — Odwróć się...
Jej szmaragdowe tęczówki zniknęły gdzieś pod źrenicami, które rozszerzyły się do granic możliwości. Poczuła ucisk dłoni na ramieniu, którym obejmowała Kibę. Znała to uczucie. Nie miała pojęcia co się dzieje, szept powtórzył się, jednak tym razem wyraźnie usłyszała go za sobą. Mimowolnie zwróciła się za siebie widząc, jak do ostatecznego zawalenia się kryjówki pozostają dosłownie sekundy. Zamarła.
— Mino! TO MINO! — Zaczęły krzyczeć dzieci. — Ratujcie Mino!
Z głębi jaskini widać było, jak jakieś dziecko biegnie w ich stronę, tak naprawdę nie mając szans na ucieczkę.
— Zdążysz... — Usłyszała echo obijające się w jej głowie, ale ten głos nie należał do niej ani do nikogo z obecnych.
— Sakura! Biegnij! Uratujesz ją! — wrzasnął Kiba.
Byli najbliżej. Haruno szybkim ruchem posadziła Inuzukę i wystartowała w stronę małej, bezbronnej, kulejącej dziewczynki. Biegła tocząc w głowie walkę myśli. Jej serce zabiło mocniej, włożyła w ten bieg całą siłę.
Dobiegła, nie szacując niczego, liczyło się dla niej teraz tylko to dziecko. Złapała je w ramiona, kazała mocno się siebie trzymać. Odwróciła się, zrobiła kilka szybkich kroków, odskakiwała na boki przed upadającymi skałami. Dziewczynka zaciskała piąstki na jej kamizelce, płacząc cicho co dodatkowo napędzało Sakurę.
Odskoczyła od ostatniego kamienia, jednak siła natury ją oszukała, zerknęła szybkim ruchem w górę, leciała cała lawina ze szczytu góry. Nie miała dokąd odskoczyć. Obawiała się najgorszego, jednak spojrzała w błękitne, zapłakane oczy kruszynki, którą trzymała na rękach. Nie pozostało jej nic innego, jak rzucić się na ziemie i przeturlać jak najdalej. Tak zrobiła.
Jednak jej plan nie przewidywał uderzenia głową o korzeń wyrastający z ziemi, na brzegu.
Gdy kurz opadł tak samo jak huk zawalającej się jaskini, oczom pozostałych ukazał się trochę przerażający widok. Nad ciałem Haruno, małe drobne dziecko pochylało się i szarpało ją za bluzę.
— Pani Haruno, pani Haruno! Niech się pani obudzi! PANI HARUNO! — krzyczała nieporadnie, chwiejąc się na boki. — Pani Haruno... — załkała.
Yamato rzucił się przestraszony w ich stronę, odstawił dziecko na bok, które podreptało za niego jak pingwinek i zaczęło bić go piąstkami w plecy.
— Niech Pan ratuje śliczną panią! Niech ratuje! — krzyczała zanosząc się płaczem.
Kiba dokuśtykał do nich i wziął małą na ręce.
— Spokojnie, nic jej nie będzie — szepnął, ocierając rękawem obficie mokre od łez policzki dziewczynki — Sensei, to coś poważnego?
— Nie, straciła tylko przy..
— NIC JEJ NIE JEST?! — wrzasnęła różowowłosa, zrywając się do pozycji siedzącej z szeroko otwartymi oczyma, po chwili łapiąc się za tył głowy i rozmasowując guza.
— Wstawaj... — mruknął Tenzou, podnosząc ją — zabiję cię kiedyś, narobiłaś mi strachu...
— Pani Haruno! — krzyknęła rozpaczliwie dziewczynka, wyciągając rączki do Sakury, która po chwili przejęła ją od Kiby i umieściła na swoim prawym boku, podtrzymując ją ramieniem, lewą zaś leczyła jej zranioną nóżkę.
— To dlatego tak wolno biegłaś — szepnęła, uśmiechając się do niej.
— No... No taaak... Ale wiedziałam, że pani mnie uratuje!
Tenzou odszedł od nich i rozejrzał się po dzieciach, czy aby przypadkiem któreś nie potrzebuje pomocy. Dzieci jednak były tylko mocno umęczone i wygłodzone. Każde chciało wracać do domu.
— Ruszajmy! Wasi rodzice odchodzą od zmysłów! — krzyknął i zachęcił ich gestem ręki.
Wszyscy posłusznie ruszyli za mężczyzną, a cały korowód zamknęła Sakura, niosąc na rękach zasypiającą dziewczynkę i pomagając Inuzuce iść, przez co wlekli się najwolniej.
Tenzou prowadził przed sobą mężczyznę, na którego głowie nadal spoczywał worek, co dopiero dziewczyna zauważyła. Yamato musiał go ciągnąć już od momentu gdy opuszczali tamto wielkie pomieszczenie, jednak do tej pory nie rzuciło jej się to w oczy.
— To ten typ, co był z Kakashim — szepnął Kiba.
— Poważnie?! Dlaczego Yamato go nie rozwiązał? Albo chociaż nie zdjął tego worka z głowy?
— Nikt nie ma zaufania do ludzi Danzou, a tym bardziej nikt nie chce na niego patrzeć. Z resztą wiesz, jak oni liczą się z ukrywaniem swojej tożsamości. Nie ma maski, więc może sam zażyczył sobie dalsze duszenie się.
Myśli Sakury znowu gdzieś zabłądziły. Odczuła silną potrzebę rozmowy z Naruto. Natychmiast.


< < ♥ > >


— Maaamaaa!
— Taaatuś!!
— Dziecko moje kochane, jesteś cała?
— Nic Ci nie jest?
Głównie to dało się usłyszeć, chwilę po tym, jak Yamato wprowadził do wioski dzieci. Radość, towarzyszący jej płacz, śmiech. Jednak między nimi wyraźny był jeden, jedyny krzyk rozpaczy jednego z małżeństw, przemieszczającego się między ludźmi.
— Nie ma... Nie ma! Katini, nie ma jej! — wrzeszczała kobieta.
Płakała właśnie w pierś męża, gdy blondynka, która otrzymała od Sakury dowództwo w jaskini złapała ją za ramie.
— Państwo Mimeni?
— Hai — szepnął mężczyzna.
— Proszę się nie martwić. — Uśmiechnęła się i wskazała w stronę bramy, której przyglądał się również z niecierpliwością Naruto.
W końcu między dwoma filarami pojawiły się trzy postacie, które z tej odległości przypominały dwie mrówki i pchłę. Sakura niosła na rękach najspokojniej w świecie śpiące dziecko, a drugą ręką podpierała coraz bardziej wyczerpanego Kibę.
— Zaraz się tobą zajmę, tylko mi nie odlatuj... — gadała, delikatnie nim szarpiąc.
Gdy pojawiła się już przy wszystkich zaraz obok niej wstawił się Shikamaru i Asuma, którzy odebrali Inuzukę.
— Nie pozwólcie mu zasnąć — oznajmiła oddając im go.
— MINO, MINO! — Usłyszała wrzask z prawej strony.
W jej kierunku zmierzało własnie państwo Mimeni machając rękami do Haruno. Ta uśmiechnęła się pod nosem i zaczęła powoli rozbudzać dziewczynkę.
— C-co... się stało? — zapytała, przecierając oczka.
— Patrz kto tam biegnie. — Uśmiechnęła się ciepło i odwróciła do zbliżających ludzi.
— Mamusia! Tatuś! — krzyknęła.
— Boże dziecko, dziecko moje! — łkała kobieta, odbierając kruszynę z ramion Sakury, przytulając ją i całując.
— Jak my się pani odwdzięczymy? — zapytał mężczyzna, gładząc dziewczynkę po głowie.
— No chyba państwo oszaleli — mruknęła, ściągając rękawiczki.
— Pani Haruno mnie uratowała! Pobiegła po mnie i mnie zabrała i uciekałyśmy! Poświęciła się dla mnie!
— Oh... Bez przesady! — Dziewczyna poczuła jak się czerwieni.
Sakura porozmawiała jeszcze minutkę z wdzięcznymi jej rodzicami, jednak po chwili pożegnała się z nimi i nową, młodą przyjaciółką, tłumacząc się potrzebą pomocy jej przyjacielowi. Po chwili stała już przy Kibie, leżącym na łóżku obok drugiego, na którym siłą położono z powrotem Naruto.
— Sakura z tobą wszystko w porządku? — zapytał Uzumaki, mocując się z Choujim, który nie pozwalał mu wstać z łóżka pod nakazem Yamanaki.
— Tak — odpowiedziała niepewnie, sprawdzając palcami rozmiar guza z tyłu głowy. — Tak — powiedziała twardziej.
Zdjęła ochraniacz z głowy Kiby.
— Tak w ogóle to co mu się stało? — zapytała, odkładając opaskę na szafkę obok łóżka i odgarniając mu włosy dookoła rany.
— Najpierw oberwał czymś w głowę. Stwierdził, że to nic takiego jednak po chwili po jego twarzy spływała krew — zaczął Sai.
— Czemu wy opowiadacie to za mnie? — zapytał szatyn, z oburzeniem zrywając się do pozycji siedzącej.
— Bo ty jesteś takim typem człowieka, który nawet jakby ucięto mu ręce, rzekłby, że absolutnie nic mu nie jest — wymamrotał Shino.
Chłopak parsknął głośno i oddał się w ciszy rękom przyjaciółki.
— A potem zranili mu czymś nogę. Nie wiem co to było, na oczy nie widziałem takiego narzędzia, nawet w rękach Tenten — dokończył Neji.
Różowowłosa podwinęła nogawkę brudnych i zakrwawionych spodni Kiby i skrzywiła się. Spojrzała na chłopaka i oznajmiła głośno wiadomość, która niekoniecznie wszystkich zadowoliła.
— Będziemy musieli zrobić sobie małe wakacje w Sunie.
— Oczywiście miejsca dla was nie zabraknie... — powiedział stanowczo Gaara.
— Sakura, o co dokładnie chodzi? — zapytał Asuma, odpalając papierosa. — Ostatni dziś... — mruknął, uśmiechając się niemrawo do Ino, która spiorunowała go wzrokiem.
— Obydwie rany Kiby trzeba szyć. Gdyby to była tylko głowa, zrobiłabym to zaraz i rano już moglibyśmy iść. Jednak jest ryzyko, że szwy na nodze mogą puścić. A nie możemy wyruszyć bez zabiegu bo się wykrwawi. — Spojrzała na niego i przejechała dłonią po jego ramieniu w przyjacielskim geście. — A tego nie chcemy.
Wzrok Sakury przykuł osobnik siedzący pod ścianą, z wciąż nie ściągniętym z głowy workiem. Stała teraz przy nim Tenten i Gai.
Mężczyzna pokiwał do niej przecząco głową, wiedząc, że zaraz zacznie o niego pytać i głośno poinformował wszystkich, że nie będą nic robić na własną rękę i oddadzą go Ibikiemu.
— Ile trwałyby te wakacje? — zapytała Ino.
— Tydzień to ryzykowne minimum. — Odparła, wspierając się na łóżku. — Najwyżej ci, którzy muszą już wracać, wyruszą jutro o świcie, a ja z Kibą zostanę.
— Ja i Naruto również zostaniemy — wtrącił Yamato — nie możecie wracać potem sami, nigdy nic nie wiadomo. Reszta niech wraca, w Konoha brakuje ludzi, nie daj Kage, że jeszcze do czegoś dojdzie, a tam nikogo nie będzie do obrony.
Po tych słowach wszyscy zgodnie przytaknęli. Jednak do grupy, która pozostanie w Sunie dołączyła, chcąc nie chcąc, Hinata, która posiadała oprócz licznych, mocnych obrażeń — objawy silnego przeziębienia. Złapało ją już w drodze, rozwijając się niebezpiecznie szybko. Sakura nie pozwoliła jej iść — ku uciesze Naruto — bojąc się, że przyjaciółka dostanie zapalenia płuc.
Gaara podziękował Sakurze za medyczny ratunek, wyściskał ją mocno i otrzymał od niej rozpiskę dietetyczną na przyszłe dwa tygodnie. Razem z Temari wyprowadził wszystkich ze szpitala, prowadząc do znajdującego się zaraz obok moteliku, by zarezerwować trzyosobowy pokój na tydzień, a resztę na jedną noc dla swoich przyjaciół pozostawiając Sakurę, Hinatę i Kibę w sali i obiecując, że wróci rano, by mogła go przebadać. Haruno dała swoje rzeczy Yamato i poprosiła, by zabrał od niej ciemną bluzę i przyniósł jej cokolwiek na zmianę, bo nie przewidywała dziś przespanej nocy, chociaż marzyła o prysznicu i łóżku.
Gdy już wszyscy wyszli Sakura położyła Hinatę na łóżku, i rozmawiając z nią i Kibą, opatrywała rany, a na koniec podała zwykłe leki na przeziębienie, w tym jedną tabletkę wspomagającą sen, by dziewczyna usnęła szybko, nie męcząc się z gorączką.
— Dawno się tak nie urządziłeś... — mruknęła zielonooka, oczyszczając głęboką ranę na głowie przyjaciela. — Masz szczęście, że to w takim miejscu, że nie muszę wygalać ci włosów.
— Chyba bym cię zabił!
— Do twarzy ci w tej koszulce nocnej — zachichotała, mierząc go w stroju typowego pacjenta szpitala, który otrzymał po prysznicu.
— Oh, daruj sobie małpo.
Sakura stłumiła śmiech, by nie obudzić śpiącej łóżko dalej przyjaciółki przy której czuwał aktualnie Akamaru.
— Sakura... — mruknął chłopak, obserwując dziewczynę czyszczącą sterylnie igłę, którą niedługo miała zacząć go szyć. — Mogę cię o coś spytać?
— Tak, będzie bolało. Nie wstrzyknę ci znieczulenia w głowę, bo twój mózg jeszcze bardziej zwiotczeje.
— HA HA HA — burknął — nie o to mi chodzi..
— A o co? — zapytała, celując w oczko igły nicią chirurgiczną.
— Tam, przed jaskinią... Zanim pobiegłaś po tę dziewczynkę... Coś się wtedy stało.
Sakura dopiero teraz sobie przypomniała, że faktycznie tam coś zaszło. Słyszała w swojej głowie szept. I znowu poczuła dotyk na ręku. Ktoś znowu ją wołał. Ktoś dał jej znać o dziecku, zanim inne dzieci zaczęły krzyczeć. Ktoś powiedział, że zdąży. I ten ktoś miał rację. Znała ten głos. Znała bardzo dobrze.
— Nie odczytałem z twoich oczu zaskoczenia, strachu. Szukałaś czegoś, kogoś wzrokiem. Byłaś przez chwilę kompletnie nieobecna, jakbyś słuchała kogoś, kogo nie dostrzegłem.
— Wiesz... — mruknęła, idąc w jego stronę z gotową igłą i małym walcem z drewna, przypominającym kształtem i wielkością palec. — Nie wiem... Nie pamiętam... Przez to uderzenie w głowę cholernie się rozkojarzyłam — skłamała.
Co miała mu powiedzieć? Że słyszy głosy? Wystarczająco uchodzi w tym towarzystwie za wariatkę. Kocha Kibę jak brata, wie, że może mu ufać, jednak czuła, że to nie z nim powinna o tym porozmawiać.
Podała chłopakowi kawałek drewna i kazała mu go poprzecznie ułożyć między zębami, by przy szyciu od bólu nie uszkodził sobie szkliwa po czym zabrała się za robotę. Chciała to zrobić jak najszybciej, by chłopak długo nie cierpiał.


— Jak wam idzie? — zapytał Naruto, wchodząc cicho do sali.
Sakura uśmiechnęła się na jego widok. Jej oczy były strasznie zmęczone, a czoło zdobiły drobinki potu.
— Już kończymy — odpowiedziała, przeciągając przedostatni raz igłę przez znieczuloną skórę nogi Inuzuki.
— To dobrze — szepnął, kładąc na łóżku swoją pomarańczową bluzę. — Nie chcieliśmy ci grzebać w rzeczach z sensei, więc przyniosłem ci swoją. Słuchaj, siedzisz tu już trzecią godzinę, jest grubo po drugiej. Musisz odpocząć, jesteś wykończona. Ja tu z nimi posiedzę i popilnuję, przespałem się chwilę.
— No nie wiem — szepnęła, odcinając nożyczkami nitkę i wiążąc supełek przy samej skórze.
— Dziękuję Wisienko — mruknął Kiba, osuwając się na poduszkę — Naruto ma rację. Idź się prześpij. Zrobiłaś dziś już za wiele dobrego, czas byś w końcu odsapnęła.
— Nie jestem pewna — odpowiedziała myjąc ręce, w próbie pozbycia się nieprzyjemnego zapachu gumy z rękawic.
— Saku, w razie czego po ciebie pobiegnę. Teraz wynocha — oświadczył, wręczając jej swoją bluzę i kluczyk z numerem 19. — Trzecie piętro. Wejdź po cichu, Yamato już śpi. — Złapał ją za ramiona, stojąc za nią i zaczął pchać w stronę wyjścia. — Zarezerwowałem ci łóżko, za tą ścianką nawprost drzwi wejściowych, żebyś miała chociaż trochę intymności z nami w pokoju — zachichotał. — W łazience masz czyste ręczniki i żel pod prysznic. Migdałowy, ładnie pachnie. Śpij dobrze! — szepnął głośniej, wypychając ją na korytarz.
— Dobranoc Kiba! — zdążyła otrzymać uśmiech w odpowiedzi, zanim Narto zamknął jej drzwi przed nosem.
Stała chwilę w miejscu patrząc na kluczyk.
— Prysznic... — Westchnęła, po czym założyła na siebie jaskrawą bluzę i ruszyła do motelu.


Cicho przekręciła kluczyk. Wślizgnęła się do pokoju i po omacku ruszyła przed siebie jak nakazał Uzumaki. Natknęła się na ściankę, minęła ją i odnalazła łóżko, a na nim plecak ze swoimi rzeczami. Wyciągnęła z niego szarą koszulkę i czerwone spodenki, chwilę po tym jak odpaliła świeczkę stojącą na jej szafce nocnej. Delikatna poświata padła na sensei. Teraz dostrzegła, że Yamato twardo śpi przez to, że wziął tabletki które po powrocie ona sama mu przepisała z troski o jego nerwicę. Ale skoro wziął tylko te na uspokojenie, to znaczy, że pochłonął już te na sen i bał się tak szybko zgłosić po nowe. Dziewczyna wstała i ruszyła w stronę łazienki, cicho zamykając za sobą drzwi.
Pomieszczenie było małe, ale wyposażone i schludne. Sakura rozebrała się do naga i złożyła swoje ubrania na jednej z półek na których stała już jej kosmetyczka. Bez chwili głębszego zastanowienia weszła do kabiny, zasunęła szklaną ściankę i odkręciła gorącą wodę. Czuła, jak pot i brud spływają po jej ciele, odkrywając stare i świeże zadrapania. Nabrała na dłonie szamponu i wmasowała go we włosy rozpieszczając cebulki. Potem dokładnie dłońmi rozprowadzała żel do ciała po całej swojej delikatnej skórze, co wprawiało ją w jeszcze bardziej błogi stan. To dziwne, jak niewiele czasem człowiekowi potrzeba do szczęścia. Tym razem był to pierwszy od czterech dni prysznic. Jej skóra zarumieniła się od gorącej wody, mrowiąc ją delikatnie. Dziewczyna spłukała się dokładnie, zakręciła wodę i sięgnęła po ręcznik, następnie dokładnie się nim wycierając. Stojąc przed lustrem, ubrana, myjąc zęby, doszła do dwóch wniosków. Raz — kompletnie nic dzisiaj nie jadła, na szczęście nie koniecznie jej to przeszkadzało, gdyż wiedziała, że jutro to nadrobi. Dwa — potrzebny jej głęboki masaż. Wszystko, łącznie z palcami ją po prostu bolało.
Wychodząc z łazienki pomyślała, że zapyta jutro Gaarę o miejscowe spa i zabierze tam Hinatę, by wyciągnąć z niej chorobę przy czym o wszystkim w końcu z nią pogada, nadrabiając cały czas, gdy jej nie było. Usiadła na łóżku, ułożyła rzeczy w plecaku, wsunęła się pod kołdrę, zdmuchnęła świeczkę i wbiła wzrok w ciemny sufit. Normalnie nie byłaby taka spokojna, ciężko było jej usnąć w nowych miejscach, ale słyszała rytmiczny oddech Tenzou, co znacznie ją uspokajało. Myślała jeszcze chwilę nad szeptami, potem nad tajemniczym człowiekiem którego stamtąd zabrali. Następnie o swojej kotce, zastanawiając się czy ma jeszcze co jeść i nim zdążyła pomyśleć nad czymkolwiek innym, usnęła.


< < ♥ > >


— Uważajcie na siebie! — krzyknęła Sakura, tuląc Ino.
Każdy sprawdzał czy wszystko zabrał, a sam poranek pachniał wiosną, mimo że mieli już listopad. Światło słoneczne uwydatniało ciepły kolor wszechobecnego piasku, wprawiając wszystkich w lepszy nastrój.
— Wracajcie do nas szybko — oznajmił Gai, wyprowadzając przed szereg zakapturzonego mężczyznę, który o dziwo ani razu nie stawiał oporu.
Haruno nie do końca wiedziała, czemu wszyscy traktują go jak więźnia, wroga skoro pochodził on z Konohy. Nie wydawało jej się, by to status ANBU służącego Danzou, aż tak na nich działał. Może to czysta nienawiść, którą każdy go darzył za to, że to właśnie on przeżył, a nie ich przyjaciel.
— Sakura, obiecaj mi, że po powrocie wpadniesz do mnie na noc. Kupię dobre wino, obgadamy sobie w końcu wszystko... Od powrotu nie miałyśmy okazji... — jęknęła Yamanaka.
— Obiecuje! — szepnęła, uśmiechając się szczerze — powiedz mi... Ktoś już widział twarz tego człowieka? Wiedzą cokolwiek?
— Nie wiem nic, kochana. To znaczy wiem, że Asuma i Shikamaru go widzieli, ale byli w takim szoku, że nic nie powiedzieli, a gdy dopytywałam, Shikamaru stwierdził, że nie chcę tego wiedzieć, a szczególnie widzieć i kazał mi zamknąć temat. Podsłuchałam jeszcze rozmowę Gaia z Asumą, który stwierdził, że musiał być w bardzo brutalny sposób torturowany...
— INO, IDZIEMY! — zawołała TenTen, która podeszła również się pożegnać.
Sakura i Naruto razem z Gaarą odprowadzili ich pod główną bramę po czym wrócili do szpitala.
— Już nic ci nie będzie... — oznajmiła Haruno, osłuchując czerwonowłosego. — Stosuj się tylko proszę do diety, by twój przełyk wrócił do normy.
— W porządku — odparł, naciągając z powrotem na ramiona koszulkę. — Chcesz kawę? Bo widzę, że śpioch cię trzyma.
— Jeżeli bardzo chcesz mi ją zrobić, poproszę — uśmiechnęła się ciepło.
Dziewczyna cofnęła się do metalowego stolika, osadzonego na kółkach i wyciągnęła z pudełka dwie, białe rękawiczki. Naciągnęła je szelmowsko na dłonie i podeszła do Kiby.
— Tu też w porządku — mruknęła, oglądając dokładnie szycia. — Szwy są porządne, jestem z siebie dumna. Jednak jak dobre by nie były, i tak nie możesz wychodzić z łóżka mój drogi. Niech to wszystko chociaż trochę się zasklepi.
— Dobrze, ale daj mi coś przeciwbólowego, bo zaraz komuś zrobię krzywdę — mruknął szatyn.
— A co cię boli? — zapytała z niepokojem.
— Głowa...
— Sakura-senpai, jeśli można, wykluczyliśmy wstrząśnienie mózgu — odezwała się jedna z młodych lekarek.
Sakura objęła brodę dłonią i zaczęła dumać nad zaciskającym powieki z bólu przyjacielem.
— Zabierzcie go na tomografię głowy. Być może gdzieś zrobił się krwiak, a przy nim nie można zwlekać.
Lekarze posłusznie podnieśli z łóżka Kibę i posadzili go na wózku, ostatnie co było dane mu zobaczyć w tej sali to spojrzenie Sakury typu "spokojnie, nie pozwolę Ci umrzeć".
— Wyjdzie z tego? — zapytała Hinata, chwilę po osłuchaniu po czym zakasłała głośno co wzbudziło w Naruto jego nadopiekuńczy zew w formie przerażonego spojrzenia.
— Jeżeli nie, to sama go zabiję — mruknęła różowowłosa, sprawdzając przyjaciółce gardło.
— Zawsze musi się wpakować w jakieś gówno i cwaniaczyć, a potem trzeba walczyć o jego życie — bąknął Uzumaki bujając się na krześle.
— Zastanawiam się dalej, jak to jest, że on jeszcze chodzi. Z tobą też już dużo lepiej — dodała, prostując się na krześle. — Te ich ziółka i napary są dobre.
Hinata uśmiechnęła się i zaczęła zapinać koszulkę.
— Gaara.. — odezwała się Sakura, znad papierów, widząc jak czerwonowłosy wraca do sali — Macie tu spa?
— Mamy — odparł wesoło, stawiając jej kawę na biurku.
— Dziękuję ślicznie. — uśmiechnęła się biorąc duży, czerwony kubek do rąk — A ile kosztują takie przyjemności?
— Nie bądź głupia, wszystko macie tu za darmo — odpowiedział, oburzając się delikatnie.
— Oj przestań... — mruknęła biorąc łyka gorącego napoju.
— To ty przestań. Wiesz, że nie mam pojęcia jak się wam odwdzięczyć za pomoc, więc biorę pod uwagę każdą możliwość.
— Czyżbyś potrzebowała masażu? — zapytał Uzumaki, rozcierając kark.
— Tak. Koniecznie, bo ledwo się ruszam. No i chciałam zabrać Hinatę, by gorące kąpiele i sauna wyciągnęły z niej resztę choroby.
— Słuchajcie, możemy się przejść. Może jutro? Jak Kiba poczuje się lepiej? Nie miałbym serca zostawić go tu tak... — zaproponował Kazekage.
— Jestem absolutnie za! — krzyknął Naruto.
— Ja również... — odparł Yamato, przeciągając się leniwie na parapecie okna.
Dziewczęta uśmiechnęły się do siebie porozumiewawczo.
— No to ustalone. — Uśmiechnął się Kage.
— Ino nas zamorduje, że jej nie zatrzymałyśmy — prychnęła zielonooka.


— Nie masz krwiaka ani nic, czemu nie powiedziałeś skończony idioto, że boli cię w miejscu szwów. Myślałam, że to coś w środku! — warknęła Sakura, siedząc na krzesełku obok łóżka przyjaciela i klepiąc go coraz mocniej po brzuchu.
— Nie pytałaś... — mruknął.
— No zabiję go... — jęknęła, przewracając oczyma.
— Nie wkurzaj mnie, bo cię nie zbierzemy na masaż! — zagroziła mu Hinata, podając szklankę wody i dużą, niebieską tabletkę.
— A co to? — zapytał po popiciu.
— Śmierć w pigułce... — bąknęła Haruno.
Chłopak przełknął głośno ślinę, bo chociaż wiedział, że nie zrobiłaby mu krzywdy, nigdy nic nie było wiadomo..
— Silny lek przeciwbólowy — powiedziała różowowłosa, otwierając okno, by wpuścić troszkę świeżego powietrza.
— Powinien ci pomóc — dokończyła Hyuga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz