— Yamato-sensei, ogłoś proszę postój — szepnęła zdyszana Hinata, równając krok z mężczyzną.
Tenzou zatrzymał się, odwrócił i rozejrzał po kompanach. Każdy z nich był już wykończony, tak samo jak on, ale nikt nie odezwał się w sprawie odpoczynku, rozumiejąc wyższość sprawy.
— Jesteśmy zmęczeni, ponad połowa drogi za nami... — mruknął dowódca, zdejmując plecak. — Zatrzymamy się tutaj na jakiś czas, odpoczniemy.
— Co?! Nie! — żachnął się Uzumaki. — Musimy dostać się do Suny jak najszybciej! Gaara nas potrzebuje!
— Naruto — syknęła Sakura.
— Przecież tam giną ludzie. Czekają na naszą pomoc! — Blondyn kontynuował wrzaski.
— Naruto, wiemy o tym! — Zielonooka złapała go za ramię i odwróciła energicznie w swoją stronę. — Popatrz na nas, popatrz na siebie! Popełniasz ten sam błąd co wtedy, gdy już raz musieliśmy ratować Gaarę. On jest też naszym przyjacielem, ale byśmy mogli mu pomóc, musimy mieć na to siłę. Od ponad czterdziestu godzin podążamy bez przerwy.
Blondyn rozejrzał się po przyjaciołach. Jego mina zaczęła powoli rzednąć. Dopiero teraz dojrzał ich wycieńczenie, a jego nogi również odmawiały posłuszeństwa.
— Przepraszam — szepnął. — Przepraszam…
— Naruto, trzymaj w ryzach swoją młodzieńczą energię! — odezwał się Gai. — Przyda ci się na polu walki. — Poklepał go po ramieniu i wyminął, by pomóc Kibie podnieść Akamaru.
Sai zleciał na ziemię i zeskoczył ze swojego atramentowego ptaka. Wskazał miejsce, gdzie można bezpiecznie rozbić obóz. Nie chcieli, by Yamato tworzył domek, bo każde zapasy chakry były im potrzebne, a Haruno doskonale zdawała sobie sprawę, że takie rzeczy tylko wyglądają na łatwe.
< < ♥ > >
Mrok oblewał już wszystkie drzewa i ścieżki, budząc wewnętrzny niepokój. Pomarańczowe światło niedużego ogniska oświetlało twarze shinobi, siedzących dookoła niego w swoich śpiworach. Każdy pogrążony był w rozmowie; niebo było bezchmurne, gwiazdy wyraźnie błyskały na niebie, a księżyc dawał blady blask.
Yamato, Gai i Asuma przypisali sobie dyżury, by pilnować śpiącej reszty.
Pierwszy na szczycie drzewa ustawił się Might i siedząc cicho, bacznie rozglądał się dookoła, co jakiś czas schodząc, by dołożyć do ognia. Sakura leżała na boku, trzymając pod śpiworem Pakkuna, który spokojnie sobie chrapał.
— Należy ci się... — szepnęła, gładząc go po głowie.
Psia ferajna prowadziła ich lasem, tylko dlatego, że znała go bardzo dobrze i wiedziała jaką obrać drogę, by dojść do Suny jak najszybciej. Dziewczyna martwiła się, już teraz nie tylko o to, że Uzumakiemu odbije i zacznie szukać zemsty na własną rękę, ale też tego, że straci kontrolę nad zwierzęcą ekipą. Zwróciła wzrok przed siebie, niespełna metr obok leżał Kiba, ze skrzyżowanymi pod głową ramionami. Wpatrywał się w niebo, gryząc wystruganą wcześniej z gałązki, wykałaczkę.
— Nie umiem zasnąć — mruknął czując, że przyjaciółka go obserwuje. — Adrenalina już na mnie wpływa. — Uśmiechnął się i spojrzał na nią.
— Mnie już nuży — mruknęła beznamiętnie. — Myślisz, że damy sobie radę?
— Żartujesz sobie? — Zerknął na nią, nie kryjąc zdziwienia. — Mamy za sobą dużo cięższe i bardziej skomplikowane misje. Chodzi ci o Kakashiego? — Dziewczyna skinęła głową, spuszczając wzrok. — Spokojnie. Nie będzie powodu do słabości. Możemy ich tylko zniszczyć. A ty nie masz się czym przejmować, jesteś pod naszym okiem.
— Wiesz, że strasznie nie lubię, gdy trzeba się mną opiekować — jęknęła, zaciskając powieki. — To dla mnie uciążliwe, a czasem nawet przykre.
— Wiem, ale tym razem nie masz wyboru. — Uśmiechnął się ciepło i wyciągnął do niej rękę, wcisnął jej nos jak guzik, po czym odwrócił się z pleców na bok, przodem do niej i szepnął prawie bezgłośnie: — Śpij, Sakura.
Haruno, podbudowana zachowaniem przyjaciela, odwzajemniła wyraz twarzy. Ułożyła się wygodnie i zamknęła oczy. Myślała, że nie będzie tak łatwo ale dwudniowe zmęczenie pociągnęło ją za sobą do krainy Morfeusza szybciej, niż mogła sobie to wyobrazić.
< < ♥ > >
— Gdzie jestem... — syknęła dziewczyna. — Jak się stąd wydostać? — wrzeszczała spanikowana, rozglądając się po ciemnych czeluściach.
Sakura stała na środku jakiegoś dziwnego pomieszczenia. Na cztery kamienne ściany, tylko jedna posiadała jakiś otwór. Przerażający otwór, z którego co jakiś czas coś wypadało z ciężkim łoskotem na ziemię, sprawiając, że serce dziewczyny pękało. Nie było skrawka ziemi, czystej ziemi, posadzki, kamienia, piachu. Czegokolwiek... Stała na miękkich, zimnych, zakrwawionych ciałach, których przybywało. Przerażenie uniemożliwiło jej krzyk, coś uciskało jej gardło. Jak w najgorszych koszmarach. Strach obejmował ją z każdej strony, czuła, że zaraz dojdzie do jakiś torsji, nigdy nie chciała tak bardzo umrzeć jak teraz, gdy nie widziała ucieczki. Było jej niedobrze, odczuwała niesamowity chłód. Jej błagalne jęki nie wydostawały się stąd, tylko odbijały od ścian i podwójnym echem uderzały w umysł kunoichi. Złapała się za głowę zasłaniając uszy. Traciła kontrolę nad nogami, stawały się miękkie, bezużyteczne.
Nagle zauważyła, że ze ściany wyłania się jakaś postać. Niekoniecznie przypominała ona człowieka. To coś — bo na pewno nie ktoś — było wielkie, a im bliżej było Haruno, tym bardziej odczuwała nadchodzące poczucie śmierci. Gdy w końcu opuścił cień i mogła już go dostrzec, jej ramiona opadły luźno w dół, powieki rozchyliły się do granic możliwości. Nieporadne, grube, pulchne ramię sięgnęło za tył głowy, by wyciągnąć broń zawieszoną na plecach. Wielki, drewniany uchwyt, zakończony nieforemną kulą pełną grubych, ostro zakończonych kolców. Jego twarz zaczęła nabierać wyrazu. Była okropna, wstrętna, odrażająca. Dziewczyna czuła jak blednie. Oczy, nierówno ustawione, nos jakby ucięty, z kącików ust wydobywała się jakaś maź. Ni to ślina, ni krew. Skóra, jakby oblana najgorszym kwasem. Dyszał, a z jego wnętrza wydobywał się najgorszy możliwy smród. Czuła jak traci przytomność, jak wszystko ucieka. Jej nogi zaczęły się już uginać. Czekała na uderzenie, pragnęła go. Zacisnęła powieki, słyszała świst powietrza od zamachu bronią.
Nagle poczuła, jak czyjaś dłoń mocno zaciska się na jej ramieniu i pociąga za sobą. Jej ciało było wiotkie, miała wrażenie, że jest lekka jak piórko, że to wiatr ją niesie. Nie, czuła wyraźnie czyjąś ciepłą dłoń. Potwór nieznacznie się oddalił, jednak nadrobił drogi goniąc ją. Nie odwróciła się ani razu by sprawdzić co lub kto ją za sobą ciągnie.
Mrugnęła w końcu oczami i stała we wrotach wielkiej jaskini. Unosiła się na wodzie, mimo, że nie skupiła w stopach chakry. Widziała przed sobą brzeg jeziora, piach, jak na niedużej plaży. Drzewa, kwiaty, skały. Czuła spokój, a delikatny wiatr muskał jej policzki, dając przy okazji czyste, lekkie powietrze, które wciągała głębokimi oddechami.
Odwróciła się za siebie. Wnętrza jaskini nie wypełniało nic, oprócz ciemności i wody, która wpływała do środka. Wydobył się z niej ryk tego potwora. Zrobiła krok do tyłu czując pod nogami, jak woda się porusza, jak to coś się do niej zbliża. Chciała uciec, ale coś ją powstrzymywało.
— Kto mnie uratował? — mruknęła, zaciskając pięści.
— Uciekaj... — Usłyszała szept.
— Kim jesteś?! — krzyknęła zdeterminowana. — Wyjdź stamtąd, ratuj się! — Poruszyła się w stronę otworu.
— Uspokój się, to tylko sen. — Echo roznosiło się po okolicy. — Po prostu się obudź, to wszystko zniknie.
Znam ten głos — pomyślała.
Dwie skały, niczym skrzydła bramy, zaczęły się powoli zamykać. Jedyne co zdążyła dostrzec, to mały, czerwony punkt, który błyszczał od odbijających się od tafli wody promieni słońca.
— Obudź się! Po prostu się obudź, Sakura.
— Kim jesteś? — szepnęła, trzymając się za ramię, na którym w dalszym ciągu czuła czyjś dotyk.
— Sakura… — Jego głos zaczął transformować w inny. — Sakura! Sakura, słyszysz? Sakura!
Zielone oczy otworzyły się energicznie, ukazując tak samo gwieździste niebo jak przed tym koszmarem. Pochylał się nad nią Kiba, Akamaru, Pakkun, Naruto i Yamato, który zmienił już wartę. Mieli przerażone miny. Inuzuka pomógł jej się podnieść, do pozycji siedzącej, sam usiadł obok niej i mocno ją do siebie przycisnął. Dziewczyna rozejrzała się po kompanach. Wszyscy spali. Trzęsła się, mimo, że nie było jej zimno.
— Co się stało? — zapytała ogłuszona swoimi sennymi marami.
— Lepiej ty nam powiedz — mruknął Uzumaki, bacznie jej się przyglądając.
Haruno wplątała dłonie we włosy i chwilę pochylała się, obserwując ziemię między jej nogami.
— Śnił mi się koszmar. Ale inny niż ostatnimi czasy... Nie widziałam tego irytującego światła… — Zadrżała z obrzydzeniem. — To było ohydne, straszne!
— Tyle wiemy… — bąknął Pakkun.
Podniosła wzrok.
— Ale tym razem go pamiętam… Pamiętam dokładnie… — Po tych słowach zrobiła się blada jak ściana i poczuła jak wiruje jej w głowie.
Opadła w ramiona Kiby i przez chwilę się nie ruszała.
— Kakashi-sensei… — szepnęła.
— Co?! — zapytali chóralnie.
— Śnił mi się… — Westchnęła i zamknęła oczy. — Tak, to musiał być on.
— Co ci się śniło? — zapytał Pakkun, przekręcając na bok głowę.
Kiba popatrzył współczująco na przyjaciółkę. Miał wrażenie, że dziewczyna odchodzi od zmysłów przez tęsknotę.
— No to w sumie nie do końca wiemy, czy śnił ci się Kakashi.. — mruknął Tenzou.
— Widziałam Sharingana. — Popatrzyła na niego z powagą, po chwili się reflektując: — Tylko jedną tęczówkę.
— To mógł być Tobi — szepnął mężczyzna.
— Tak, członek Akatsuki by mnie uratował — prychnęła.
Cały czas trzymała się za ramię. Poważnie odczuła ten dotyk. Nie był to ból, ale czuła się nie swoja, tak jakby cały czas ktoś trzymał ją za te miejsce.
— A co jeśli — mruknął Naruto, rozkładając się na trawie i kładąc głowę na nogach Sakury — on przeżył? — Popatrzył na szatynów i psy, a potem znowu w niebo. — I gdzieś się ukrywa, ale nie może wrócić. Co jeśli daje nam w ten sposób znać? Nikt nie był naocznym świadkiem jego śmierci. Nikt nie może jej nam potwierdzić.
Przyjaciele nie poszli już spać, tylko tym razem rozmyślali już o innych, weselszych sprawach niż koszmar dziewczyny. Sakura zamyślała się co jakiś czas, zawieszając gdzieś wzrok, jednak co jakiś czas głośny, wesoły śmiech rozpraszał to dziwne uczucie zadumania.
— Fajnie było cię poczuć, o ile to byłeś ty... Jeżeli gdzieś tam jesteś i mnie słyszysz, wiedz, że tęsknię. I nie radzę sobie bez Ciebie... — szeptała, patrząc w coraz jaśniejsze niebo.
< < ♥ > >
— Temari, przynieś mi wody, proszę... — szepnął czerwonowłosy, osuwając się po ścianie swojego gabinetu.
Jego buzia była biała, oczy nie posiadały intensywnej, turkusowej barwy, a na skroniach błyszczały krople potu. Dziewczyna kiwnęła głową, przygryzając ze zmartwieniem wargi, po czym wybiegła na korytarz.
— Bracie, coraz gorzej z tobą — mruknął Kankuro, pomagając chłopakowi przenieść się na fotel, umieszczony w rogu pomieszczenia.
— Wiem, wiem — odchrząknął — muszę wytrzymać.
— A co jeśli nie zdążą? Ci z Konohy? — zmartwił się szatyn, jednak w jego głosie wyczuwalna była również jakaś dziwna ironia.
— Zdążą! — Gaara zagrzmiał, pierwszy raz od bardzo dawna. — Wiem, że im się uda. Wierze im, ufam. To przyjaciele. Tsunade wysłała mi już powiadomienie, że są w drodze. Wszyscy nasi przyjaciele.
— Jak to wszyscy? — spytała Temari, podając plastikowy kubek z chłodną wodą, chwilę po tym, gdy znowu pojawiła się w biurze.
— Wszyscy… — szepnął, biorąc większego łyka — łącznie z Uzumakim Naruto.
— Ha! — zaśmiała się blondynka. — Ten idiota, zawsze się gdzieś wciśnie! Czy on przypadkiem nie miał być na jakiejś misji z Różową?
Ich pierwszą, spokojną od kilku godzin rozmowę, zakłócił kolejny wybuch nieopodal siedziby Kazekage. Wstrząsnął nią do tego stopnia, że z sufitu zsypał się tynk.
— Ginie co raz więcej dzieci… — szepnął beznamiętnie Kankuro, wyglądając przez okno. — Nie wiemy gdzie je prowadzą, każde śledztwo kończy się porażką…
— Gdybym tylko był w stanie… — wycedził przez zęby Gaara, po czym zdusił go kaszel.
— Przestań… Wiemy, że sytuacja wyglądałaby inaczej, ale wygląda właśnie tak i tego nie zmienimy. — Temari zmartwiła się jeszcze bardziej widząc, jak jej brat nie może dobrze złapać powietrza.
— Będzie z nimi ten Kopiujący Ninja? — zapytał szatyn.
— Kakashi… — Kazekage uciekł gdzieś wzrokiem, a na jego twarzy pojawił się wyraz smutku. — Kakashi nie żyje.
— Co? Jak to? — zapytali równocześnie, nie kryjąc szoku.
— Już od ponad półtora roku. Od Czcigodnej Tsunade dowiedziałem się, że wśród sprawców rozbojów w naszej wiosce, może być jego zabójca. — Popatrzył na nich. — Prosiła o zgodę na zabranie go, w razie gdyby wyśledziły go psy tropiące. Swoją drogą nie wiem które. Tylko Kakashi posiadał Ninkeny ze znajomych mi z Konohy, ninja.
— A Inuzuka? — zapytała Temari.
— Kiba używa jakiegoś ninjutsu, stąd Akamaru. I posiada tylko jednego. Tsunade wyraźnie podkreśliła, że będą to psy nie pies.
Ich rozmowa zakończyła się wraz z wybuchem, którego skutkiem była utrata jednej ze ścian budynku. Osunęła się ona z hukiem, rozsypując się na ulicy. Rodzeństwo pogubiło się nawzajem w kłębach kurzu. Gaara podniósł się z ziemi resztkami sił. Usłyszał klekot lalek Kankuro i to jak za kimś wybiega.
— Temari?! — krzyknął ochryple.
Nagle przed jego oczami ukazała się postać, cała ubrana na czarno z zasłoniętą twarzą. Trzymała ona w ręku maczetę, a na jej czole widniał wyraźnie znak Wioski ukrytej w Deszczu. Chciał cofnąć się do tyłu, jednak wrak biurka blokował drogę. Zachwiał się i ledwo utrzymał pion. Był niesamowicie zdezorientowany.
— Mam cię zabić z polecenia naszego Pana — syknął przybysz, po czym zamachnął się ostrzem w stronę Kage.
Czerwonowłosy zacisnął powieki, wiedząc, że znajduje się w potrzasku. Usłyszał tylko świst ostrza, jednak nie z tej strony co trzeba. Otworzył oczy, którym ukazał się widok opadającego na ziemie zbira z kunaiem wbitym w lewą skroń. Nie śmiał się na początku rozejrzeć, jednak jego uwagę przykuł poruszający w chmurze pyłu, cień.
— Zdążyłem! — wrzasnął ktoś.
Jego sylwetka stawała się coraz bardziej wyraźna, przy opadającym kurzu, przez co na twarzy Gaary pierwszy raz od dawna zagościł szczery uśmiech.
— Naruto! — krzyknął.
< < ♥ > >
— Przybyliście w samą porę — szepnęła Temari, idąc obok Sakury.
Przed dziewczętami szedł Naruto i Kiba, a między nimi dreptał Akamaru, wesoło merdając ogonem i niosąc na swoim grzbiecie delikatnie poirytowanego Gaarę, który twierdził, że jazda na olbrzymim psie, obniża jego autorytet jako Kazekage. Za dziewczętami podążali towarzysze z Konohy, rozglądając się i oceniając zaistniałą sytuację, z którą za niedługo będą musieli się zmierzyć.
— Jest z nim aż tak źle? — zapytała Sakura, szczegółowo wertując kartki bilansu lekarskiego.
— Od dwóch dni nie miał już siły stać sam na nogach. — Blondynka westchnęła.
— Czemu nie zgłosiliście nam tego wcześniej? — zapytała, Ino przeglądając encyklopedię wszelakich trucizn i odtrutek, na bazie których dziewczęta mogły znaleźć potrzebne im do stworzenia antidotum zioła.
— Sęk w tym, że jastrząb z wiadomością został wysłany. Przez chwilę myśleliśmy, że Konoha nas wystawiła. — Dziewczyna się zmieszała. — Okazało się jednak, że nasz ptak został przejęty i wtedy zaczęły się ataki. Czekali na to.
— To nie jest taka sama trucizna, która pływała wtedy w żyłach Kankuro? — zapytała Yamanaka, której wtedy nie było razem z przyjaciółmi.
— Nie — odparła z zawodem Temari. — Dlatego cię wezwaliśmy. — Zwróciła się do Sakury. — Nasi medycy próbowali walczyć z tym na wszelkie sposoby, nawet używając tej twojej dosyć bolesnej metody.
— Nie udało im się jej wypłukać? — zapytała nieco poddenerwowana różowowłosa wiedząc, że ta metoda należała do tych ostatecznych.
— Niestety.
Cholera, co to może być? Klęła w myślach, czując jak jej głowa zaraz pęknie od natłoku domysłów, pomysłów i... Walki serca z rozumem. To uczucie. Ramię, nie dawało jej spokoju.
< < ♥ > >
— Gaara... Oddychaj spokojnie, chociaż przez chwilę.
— Ciężko mi… — szepnął do Haruno.
— Wiem kochanieńki, ale musisz. — Zwęziła usta w cienką linię. — Po pierwsze nie osłucham cię dokładnie, po drugie, nie dostarczając tlenu do organizmu, dajesz truciźnie wolną rękę do swawoli w twoim ciele... No, postaraj się.
Czerwonowłosy zaczął brać głębsze wdechy nabierając przy tym kolorów. Sprawiało mu to ból, ale w końcu poczuł się trochę lepiej.
— Czy oprócz zapisanych objawów w bilansie, nie działo się nic innego? — spytała, nadal go osłuchując, gdy trójka lekarzy stała obok siebie w pomieszczeniu, czując dziwny respekt do zielonookiej.
— Nie — odpowiedziało dwóch medyków jednocześnie.
Sakura sięgnęła po wacik i strzykawkę na której znajdowała się igła, jeszcze w zabezpieczeniu.
— Znowuuu? — jęknął, spuszczając głowę i podciągając rękaw lewej dłoni.
— Przykro mi — mruknęła, ściągając plastikową skuwkę. — Muszę sama przebadać krew i najlepiej świeżą. Będę ostrożna.
Sakura rzeczywiście zrobiła to w delikatny sposób i pobrała dosłownie kilkanaście mililitrów krwi. Zabrała wszelkie papiery, próbkę i swoje notatki po czym poprosiła medyków o zaprowadzenie jej do laboratorium.
— Ino! — krzyknęła, cofając się na chwilę do progu sali.
— Tak?
— Zabierz Hinatę i chodźcie ze mną
— Po co Ci wiadro? — zapytał przerażony Naruto.
— Trucizna... Miała za zadanie sprawić, że Kazekage się udusi — mruknęła Sakura, ściągając rękawiczki po wejściu na salę — skurczyła ona oskrzela już nie mówiąc o oskrzelikach, które zostały mocno uszkodzone. Boli cię krtań? — zapytała, zwracając się nagle do Gaary.
— Tak — odchrząknął.
— Twój cały układ oddechowy jest wyniszczony. Chodź ze mną do łazienki, nie będę ukrywać, że będzie to boleć.
Miny wszystkich były bezcenne.
— Spokojnie, ja go nie dotknę. — Uśmiechnęła się.
Gdy byli już zmienili pomieszczenie, Sakura kazała czerwonowłosemu stanąć przy nim.
— Twoja krtań, tchawica, oskrzela, płuca. Wszystko jest uszkodzone.. Musisz pogodzić się z tym, że to lekarstwo, ziejące prostotą, a raczej jego działanie, bardzo cię zaboli, jednak pomoże pozbyć się resztek trucizny, którą pewnie jak sam zauważyłeś, już nie raz odkasłałeś z krwią.
— Tak… Były w niej jakieś czarne — stęknął.
— Nie istotne. — Dziewczyna się wzdrygnęła. — Dlaczego nie wykryto jej w twojej krwi? Bo zalegała w żołądku.
Medycy zdumieli się, jednak po chwili machnęli na to ręką, świadomi, że mogą nigdy nie dorównać takiej medic-ninja jak ona.
— Masz. — Podała mu szklankę. — Pij.
— Co to? — zapytał, widząc jak nie tylko on czeka na odpowiedź, gdyż wszyscy wsadzili głowy do łazienki, mało się o siebie nie zabijając.
— Lekarstwo.
— A dlaczego każesz mi to pić nad kiblem? — drążył, patrząc na szklankę i jej białą, mętną, gęstą zawartość pod światło.
— Przekonasz się — szepnęła, klepiąc go po plecach — jednak pamiętaj, że musisz wypić całą szklankę. Całą, najlepiej duszkiem.
— To jest gęste jak klej, uda mi się to zrobić tak szybko? — Jego głos zadrżał.
— Skoro jesteś wielkim Kazekage, to nie powinno być dla Ciebie ciężkie zadanie. — Uśmiechnęła się i poklepała go po plecach.
Gaara wziął głęboki oddech, odchylił głowę do tyłu, budując napięcie między zgromadzonymi i przechylił naczynie. Jego reakcja na pierwszego łyka dała wszystkim do zrozumienia, że nazwanie tego lekarstwa świństwem to schlebienie tej cieczy.
Chłopak z każdym łykiem robił się coraz bledszy, jednak ku zdumieniu Sakury, Ino i Hinaty wypił wszystko w miarę dobrym czasie. Oddał szklankę stojącej obok blondynce stał przez chwile z zaciśniętymi powiekami, opadł na kolana i bardzo, bardzo obficie zwrócił wszystko co wypił z dodatkową czarną zawartością.
— Tak jak myślałam — bąknęła — wychodzimy, jak już nie będziesz miał siły, wołaj. Będziesz musiał dużo wypić, sól odwadnia.
— Sól?! — odezwało się kilka głosów.
— Owszem — mruknęła, wychodząc z łazienki. — To nie było żadne lekarstwo, tylko zawiesina z wody i jednej czwartej kilograma soli. Chodziło o wywołanie torsji, by mógł wydalić z żołądka to świństwo — tłumaczyła, zapisując to w bilansie i spojrzała na nich. — Przy okazji oczyściło wszelkie drogi oddechowe, ale również go odwodniło. Dlatego przygotujcie dużo, dużo wody i kroplówkę.
Kilku medyków wybiegło w popłochu, by przygotować wyżej wymienione rzeczy, a Sakura odłożyła na bok wszelkie papiery i wróciła do Gaary.
— Wszystko? — spytała, podchodząc do niego i kładąc mu dłoń na plecach.
— Tak... Nie mam już czym... — jęknął z mokrymi od łez oczyma.
— To chodź. — Pomogła mu się podnieść.
Złapała za ręczniki papierowe, leżące na półce nad zlewem i otarła mokre powieki i policzki,uśmiechając się do niego ciepło. Wyszli do reszty, jego siostra podbiegła do nich by pomóc.
— Boli? — zapytała, sadzając go z Haruno w fotelu.
— Troszkę — szepnął, wypijając duszkiem szklankę wody, która dała mu wyraźną ulgę.
— Czasem ból, to najlepsze lekarstwo — szepnęła Sakura, sprawdzając mu ciśnienie — Musisz teraz dużo wypoczywać i pić mój drogi. Unikaj przez jakiś czas ciężkostrawnych posiłków, żeby nie podrażniały ci do końca gardła.
Jej wykład przerwał nagle kolejny wybuch nieopodal szpitala.
— Uważam, że czas na starcie… — szepnęła Tenten, zarzucając na plecy swój wielki zwój.
— Ona ma rację — szepnął Shikamaru. — Jeżeli zaraz nie weźmiemy się w garść i nie zrobimy porządku, rozniosą pół wioski, a zostaje nam jeszcze kwesta odnalezienia dzieci — wymamrotał, masując skronie. — Ja zostanę tu z Gaarą. Musimy omówić kwestię obronną wioski. Niech zostanie ze mną Chouji i Ino. Oraz Asuma-sensei.
Yamato kiwnął zgodnie głową, widocznie ustalając to z chłopakiem już wcześniej, gdy Sakura zajęta była Gaarą.
— Słuchajcie — odezwał się nagle Tenzou — reszta dzieli się na dwa zespoły. A zważając na umiejętności nas wszystkich nie będzie z tym problemu. Jedna grupa będzie uderzeniową pod wodzą Gaia. Druga, razem ze mną zajmie się cichym prześledzeniem sytuacji i dotarciem do miejsca w którym trzymane są dzieci.
— Grupa szturmowa to! — krzyknął Gai, tryskając chorym poziomem energii. — Gai! Hinata! TenTen! Shino! — jęknął, a w tym momencie spojrzał na Uzumakiego. — Naruto!
Chłopak ucieszył się, bo wiedział, że do misji której warunkiem numer jeden była cisza i brak spontaniczności nie była dla niego, a w walce mógł się wykazać, do czego była jeszcze Hinata, ale poczuł ucisk w żołądku.
— Sakura, Sai, Neji, Kiba idziecie ze mną. Niech wszyscy się przygotują, wyruszamy za dziesięć minut. — Tenzou zaczął grzebać w plecaku.
Sakura ubrała znowu swoją czarną, ciepłą bluzę i konoszański bezrękawnik. Poprawiła kucyka i zaczęła wiązać pod kapturem ochraniacz.
— Może powinnaś założyć go na głowę... — usłyszała cichy szept.
— Nie strasz mnie głupku — mruknęła. — Nic mi nie będzie, Naruto.
— Boję się... Wiem, że tam wam się na dużo nie przydam, ale się o Ciebie martwię.
Sakura spojrzała na niego unosząc brew.
— Naruto... Będzie tam ze mną sensei, Sai, Neji i Kiba. Do tego zaraz przywołujemy ferajnę, żeby ściągnęły zapach tego zabitego. I byk Akamaru.
— No wiem…
— Jejku. — Westchnęła i odwróciła się w jego stronę. — Wiesz, że nie zawsze będziesz mógł przy mnie być. Nie na każdą misję wyruszymy razem. Jeszcze się to skończy tak, że pozbawisz mnie samodzielności a wtedy będę bezbronna nawet w sklepie nie wiedząc który płyn do mycia naczyń kupić bez Twojej pomocy. — Westchnęła. — Lepiej czułabym się, gdybyś we mnie uwierzył, a nie tylko się bał.
— Dzieciaki, Gai! — krzyknął Yamato. — Idziemy.
Wszyscy ruszyli za Tenzou, całą drogę dokonując ostatnich poprawek w swoim stroju i przygotowanym sprzęcie. Przed szpitalnym wejściem obaj sensei opracowali szybki plan działania, po czym grupa Gaia zniknęła, po chóralnym niech żyje siła młodości, chwilę przed tym Naruto podszedł do Kiby i wymamrotał mu coś na ucho.
— Co ci powiedział? — zapytała Sakura, wchodząc z Inuzuką zaraz po Yamato i Saiu do zniszczonego gabinetu Kazekage.
— Że urwie mi jaja, jak spadnie ci włos z głowy — zaśmiał się.
— On jest niemożliwy… — szepnęła, szukając w plecaku zwoju.
— Co lepsze, powiedział ile masz tych włosów i policzy je po naszym powrocie — dodał z głupim uśmiechem.
— Nie pozwolę mu więcej spać w moim domu… — jęknęła, rozwijając zwój chwilę po tym, gdy zarzuciła na ramiona plecak.
Wykonała tę samą czynność co w gabinecie Tsunade, po czym pojawiła się przed nimi psia zgraja.
— Śmierdzą? — zapytał Neji, patrząc na nie z niedającym się ukryć niesmakiem.
— Mogę go rozszarpać? — Shiba, najeżył kark i mierzył się z chłopakiem wzrokiem.
— O co wam, znowu, chodzi — warknęła Haruno, zwijając pergamin.
— Nie lubię psów. — Hyuga skrzyżował ręce na piersi.
— A my ciebie. — Dotarło do nich chóralnie.
— Możecie się przestać głupio przekomarzać? — zapytał Pakkun.
— Ciebie też nie lubię — odparł Neji i wyminął ich wolnym krokiem.
— Nasikam mu do butów — mruknął Urushi.
Sakura spiorunowała psy wzrokiem.
— Słuchajcie, nie ma ciała — szepnął Yamato, który pojawił się obok reszty razem z Saiem.
— Jak to? — wrzasnął Inuzuka.
— Są tam jakiś szczątki? — zapytał Pakkun. — Jakaś broń, skrawek ubrania. Cokolwiek?
— Jest krew — wtrącił Sai. — I na pewno należy do niego, bo ciało zostało dokładnie w tym miejscu.
— To nie mamy się czego obawiać — warknął Shiba, ruszając w tamtą stronę.
< < ♥ > >
— Nie doceniliśmy przeciwnika! — krzyknął Lee, opierając się plecami o tył Gaia.
— Wybili połowę mojego robactwa — warknął zza kołnierza Shino.
Naruto stał na środku pobojowiska, otoczony z jednej strony czwórką wrogich ninja. Za nim Hinata usilnie próbowała leczyć zranione ramię TenTen, którym dziewczyna nie mogła ruszać. Trzymał gardę a w jego dłoniach znajdowały się dwa kunaie naładowane chakrą.
— Przepraszam was — szepnęła szatynka.
— Przestań TenTen! To nie Twoja wina! — krzyknął Rock, odpierając ciosy większego od siebie o głowę shinobi. — Damy sobie radę!
Kunoichi zdeterminowana podniosła się, skinęła mu zgodnie głową, podziękowała Hinacie i obie wskoczyły w wir walki.
— Gai, Gai zgłoś się! — Rozległo się nagle w kieszeni mężczyzny.
— Tak Yamato? — zapytał, wciskając guzik walkie-talkie i jednocześnie uderzając pięścią w brzuch wroga. — Naruto, z lewej!
— Psy doszły za tropem pod jakąś jaskinie. Chyba jesteśmy na miejscu zaraz wchodzimy. Jak u was?
— Jesteśmy wykończeni ale tamci zaczynają się poddawać, przybyły posiłki z okolicznych wiosek. Tenten jest ranna ale damy sobie radę. Uważajcie na siebie.
Zanim jednak Gai puścił guzik, w urządzeniu które posiadała ekipa śledząca rozległ się niesamowity wrzask Hinaty.
— NARU... — Nagle coś przerwało niewyobrażalnie głośny krzyk.
— Kurwa, co tam się mogło stać? — syknął Neji.
Sakurze odebrało mowę i oddech do tego stopnia, że przysiadła. Buru pojawił się za nią, by nie obiła sobie pleców o drzewo, jednak ta uderzyła głową o nisko rosnącą gałąź.
— Sakura, spokojnie — szepnął Kiba. — Już cichutko... Wdech, wydech... Razem ze mną! Wdech... I wydech... Tak doskonale! — szeptał, trzymając ją za nadgarstki gdy ta miała wrażenie, że małe gwizdki latają jej wokoło głowy.
Cała sytuacja wyglądała jak na porodówce, gdy pielęgniarka uspokaja kobietę, z której powoli wysuwa się niemowlę.
— Szkoła rodzenia? — Neji prychnął cynicznie.
— Sakura, poradzą sobie. To jest Naruto, pamiętasz? — wyszeptał Sai, malując coś zawzięcie.
— Myszy? — zapytał sensei.
Chłopak skinął zgodnie głową.
Po chwili czarnowłosy chłopak machnął zamaszyście pędzlem i ożywił swoje malunki, które wyskoczyły z pergaminu i pobiegły w stronę jaskini, następnie wciskając się we wszelkie możliwe otwory.
— Dajmy im chwilę — szepnął i rozsiadł się na trawie.
Sakura uspokoiła oddech i kiwała zgodnie głową na każde słowa Inuzuki z szeroko otwartymi oczyma.
Ich spokój przerwał Bisuke, który zerwał się na cztery łapy.
— Ktoś się zbliża — warknął cicho — na ziemię.
Każdy posłusznie rozciągnął się na wilgotnej trawie i zastygł w bezruchu.
— Neji — szepnął Yamato.
— Tak, wiem.
Hyuga użył swoich umiejętności, uniósł się delikatnie na łokciach i rozejrzał po okolicy.
— Trzech dorosłych, piątka dzieci. Północny wschód. Kierują się do jaskini — wydukał półszeptem.
W tym momencie pod nosem Saia pojawiła się zdziesiątkowana mysia gwardia. Wszystkie weszły na papier, pękły układając się w jakiś napis.
— To tam, na sto procent. Około setki dzieci. I…
— I? — syknął Kiba.
— I jakiś Shinobi z Konohy.
Serce Sakury zabiło mocniej, jej ciało opanował przypływ silnego gorąca. Już chciała się zrywać na nogi gdy do ziemi przygniótł ją Akino i Shiba.
— Jeżeli to on — szepnął Pakkun, stając naprzeciwko jej twarzy — to sprzedaniem naszej obecności na pewno go nie uratujemy. Do tego nie mamy żadnej pewności. Żaden z nas nie wyczuł nawet najmniejszej, śladowej cząstki Kakashiego. Sakura-senpai, musisz odrzucić na bok emocje, teraz najważniejsze są te dzieciaki. Jeżeli on też tam jest, wydostaniemy go.
Sakura przez chwilę chciała go kopnąć jak piłkę, ale przyznała mu rację.
— Obok tego wejścia, w krzakach jest szczelina, przez którą się przeciśniemy i trafimy na jeden z korytarzy tej kryjówki — wyszeptał użytkownik Byakugana.
— Zbieramy się — szepnął Yamato.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz