poniedziałek, 10 marca 2014

3. Piąta was wzywa

Słońce jak na przekór wszystkiemu, chwaliło się tego poranka swoją niepowtarzalną siłą i blaskiem. Usilnie chciało dostać się do pokoju Haruno, jednak ciemne zasłony walczyły o jej spokojny sen. Do momentu, w którym do pokoju wszedł Uzumaki, skierował się w stronę okna i powoli odsunął ciemny materiał, oświetlając tym samym całe pomieszczenie, łącznie ze śpiącą na łóżku zielonooką, nakrytą kołdrą po czubek głowy. Wchodząc, w jego nozdrza uderzył silny zapach alkoholu, więc poczuł się nawet do otwarcia okna. Śpiew nielicznych ptaków dostał się do środka, wraz z zapachem uciekającego z kraju ciepła, wypędzając nieprzyjemny odór.
— Sakura, czas wstawać — powiedział cicho, stawiając na szafce obok jej łóżka szklankę wody, obok której położył, rozpakowane już, dwie tabletki aspiryny. — Sakura, wstawaj! — kontynuował, szarpiąc ją lekko za ramię, po totalnym braku reakcji z jej strony.
Złapał za róg kołdry i ściągnął jej ją z głowy. Widok wydawał mu się być nadzwyczaj komiczny i beztroski. Każdy kosmyk włosów sterczał w inną stronę, jeden nawet wchodził do szeroko rozchylonych ust. Tusz do rzęs troszkę się rozmazał, tworząc lekki efekt pandy, a na policzku miała kilka wgnieceń od pościeli, przez brak zmian w pozycji. Jedno ramie spoczywało nad jej głową, drugie zaś obciążało płaski brzuch dziewczyny.
— Sakura! — wrzasnął w końcu, tracąc resztki cierpliwości.
Różowowłosa nie drgnęła, jednak jej powieki rozchyliły się jak na komendę, ukazując głębię zieleni. Zamknęła je po chwili łapiąc się za głowę. Zacisnęła je równie mocno jak zęby. Światło zadawało jej niewyobrażalny ból, słońce zdawało się być dzisiaj bezlitosne.
— Proszę, zasłoń to okno. Proszę... — jęknęła.
Uzumaki niechętnie podszedł i wykonał to o co prosiła. Wrócił szybko do łóżka, wsunął ramię pod jej plecy i podniósł ją do pozycji siedzącej. Sięgnął po wodę i tabletki. Spojrzał na nią z politowaniem, uśmiechając się drwiąco.
— Naruto... — chrząknęła, nie puszczając głowy.
— Cicho. Zanim coś powiesz, wiedz, że nie jestem na ciebie zły. — Prychnął lekko. — Weź tylko to i popij, zrobi ci się troszkę lepiej.
Dziewczyna posłusznie wzięła szklankę i leki; ospałym ruchem popiła je i odstawiła naczynie na szafkę.
— Wiesz… — mruknęła i popatrzyła chłopakowi przez chwilę w oczy.
— Tak?
— Chce mi się siku — jęknęła zmienionym głosem, mlaszcząc przy tym głośno.
— To wstawaj głupku — zaśmiał się i pomógł jej się podnieść.
Całą drogę szła, trzymając się za głowę, krzycząc jak bardzo ją ona boli i zaciągając każde zasłony, które krok za nią z powrotem poprawiał Naruto.
Zanim pozwolił jej zamknąć drzwi łazienki, poinformował ją, że ma ich w razie czego nie zamykać na zamek i wziąć prysznic. Poinstruowana dziewczyna, zatrzasnęła je szybko i poszła w końcu zabić upragnioną potrzebę. Rozebrała się i weszła pod prysznic. Ukarała samą siebie za wczorajsze wystąpienie i odkręciła kurek z zimną wodą. Ten prysznic nie należał do najprzyjemniejszych ale z pewnością poprawił jej stan. Owinęła się swoim ciepłym, puchatym szlafrokiem, zawinęła ręcznik na głowie i wyszła, kierując się na dół; trzymając się kurczowo barierki, bo schody tego południa wydawały się być zupełnie inne niż te, po których schodziła i wchodziła całe życie.


— Mówisz poważnie? — zapytała z nutą niedowierzania, odejmując sobie od ust kubek z gorąca, czarną, niesłodzoną kawą.
— A wyglądam w tej chwili, jakbym sobie żartował? — mruknął blondyn, przewracając właśnie naleśnika na drugą stronę.
— Te koszmary mnie nie opuszczają od kilku dni... Pamiętam, że poprosiłam cię, byś został. Ale nie kojarzę momentu, kiedy się obudziłam, krzyczałam. W ogóle nie pamiętam snu. Tylko znowu ten blask.
— Blask czego? — zapytał, unosząc brwi.
— Sama nie wiem… — Westchnęła i zamknęła oczy. — Nie mam pojęcia — zawyła, znowu łapiąc się za głowę.
— Sakura, byłaś kompletnie pijana. Masz prawo nie pamiętać większości zdarzeń z wczorajszego wieczora.
— Czy ja wiem. — Oparła czoło o blat stołu. — Pamiętam też wszystko do ostatniego kieliszka, jak żegnaliśmy się prawie jako ostatni goście... Jak doszłam do domu? — zapytała, jakby czar bólu prysł, podrywając głowę do góry, czego po chwili pożałowała.
— Na pewno nie o własnych siłach — odparł niebieskooki, kładąc przed nią talerz z gorącym, parującym naleśnikiem.
— Przepraszam.
— Przestań już, nudziaro — prychnął poirytowany. — Mogłem cię stamtąd zabrać wcześniej, a zostaliśmy bo się dobrze bawiłaś. No i ja skorzystałem, bo posiedziałem sobie z Hinatą. Z resztą i tak by nas stamtąd nie wypuścili.
Sakura uśmiechnęła się pod nosem i pogłaskała Sui, siedzącą jej na kolanach.
— Mamy dziś w ogóle coś do zrobienia? — zapytał chłopak, siadając obok niej przy stole.
— Nie, nic nikt nie mówił — bąknęła, z pełnymi ustami. — Tsunade odpuściła nam już badania. Zresztą, dziś niedziela. — Wzruszyła ramionami. — Muszę się jutro przejść do niej w sprawie powrotu do szpitala. Mój gabinet jest pewnie w lepszym stanie niż dom po naszym powrocie. A, no i ogród! Muszę zająć się tą junglą.
— Pomogę ci. — Uśmiechnął się.
— Nie, nie — zaprzeczyła, kręcąc przy tym głową.
— Czemu? — krzyknął z oburzeniem i naleśnikiem, wystającym z buzi.
— Spójrz przez okno. — Jej wzrok poszybował na szybę. — Taka pogoda może się już nie nadarzyć w najbliższym czasie. Może to szansa na to, by zabrać Hinatę na jakiś spacer? — zauważyła, zerkając znowu na niego. — Naruto działaj! Skoro los daje ci jeszcze takie okazje, to korzystaj z nich. Chcesz potem żałować do końca życia?
— Strasznie tego nie lubię.
— Czego? — Uniosła do góry brew.
— Tego, gdy masz rację.
Sakura uśmiechnęła się triumfalnie i ugryzła kawałek naleśnika.
— Smaczne — stwierdziła, po czym utonęła w planach dotyczących prac za domem.


< < ♥ > >


— Że też ani razu nie pomyślałem, by przyjść tu i o to zadbać — mruknął Yamato, stojąc z Haruno na jej tarasie, który sam obrośnięty był po sam czubek jakąś dziwną winoroślą.
— Nie prosiłam cię o to przed opuszczeniem wioski, więc nie jest to twoja wina, sensei. — Uśmiechnęła się przelotnie. — Ale skoro nabyłeś już nowe umiejętności, wydajesz mi się być w tym przypadku idealną pomocą.
Tenzou westchnął głośno, złożył ręce do pieczęci, a Sakura rozsiadła się na drewnianej ławie, obserwując jak wszystko samo się porządkuje. Warstwy nie zgrabionych liści wsiąkają w ziemię, tworząc idealny nawóz; gałęzie krzewów skracają się; bluszcz obrastający pnie dwóch, wielkich dębów, zwijał się jak wąż ogrodowy; a ku jej radości wyłonił się hamak, który przysypany liśćmi, zdawał się być w dobrym, nienaruszonym stanie. Wykorzystała wiedzę zdobytą od Gaia, na temat tego, że jej sensei w tej chwili nie włada tylko nad wszelakim drewnem, ale już w pełni igra z naturą. Cóż, może czuła się jak ostatnia wyzyskiwaczka, ale wiedziała, że mistrz zrobi to w chwilę, a ona — z wciąż towarzyszącym jej bólem głowy — nie zadziałała by zupełnie nic. Po kilku dłużących się chwilach, Yamato zamknął pieczęć i odetchnął z silną ulgą.
— Co ja bym bez ciebie zrobiła? — mruknęła, podnosząc się z ławy. — Chodź do środka. Kawy, herbaty?
— Poproszę herbatę... — wydyszał, prawie wczołgując się do mieszkania i zasuwając za sobą szklane drzwi tarasowe.
— Widzę, że nie sam wczoraj zabalowałem — zauważył, gdy weszła do salonu, z naczyniami, wypełnionymi gorącym płynem.
— Daj spokój! — chrząknęła zachrypniętym głosem, podając kubek siedzącemu na kanapie mężczyźnie. — Myślałam, że dziś umrę. Dosłownie. Gdyby nie Naruto, najprawdopodobniej nie dotarłabym do domu.
— Ja miałem tyle szczęścia, że Sai odstawił mnie na miejsce. — Wypuścił głośno powietrze. — Potem tylko walczyłem dodatkowe pół godziny z trafieniem kluczem w dziurkę od zamka, która, jak się okazało, była po prawej, a nie lewej stronie drzwi.
Sakura roześmiała się głośno i pogłaskała kocice siedzącą obok niej na kanapie. Rozmawiając z mężczyzną, włączyła telewizor i zaczęła biegać po kanałach, na których nie pojawiało się nic interesującego. Jeden jednak przykuł ich uwagę bardziej niż inne.
— Straty szacuje się już na trzydzieści pięć ofiar śmiertelnych, około dwustu rannych oblega szpitale w Sunagakure. Sprawca ataków nie jest do tej pory znany, a Kazegake odmawia wszelkich komentarzy na ten temat, przy okazji nie opuszczając swojego gabinetu. Miejmy nadzieję, że skupia się teraz na jakimś niewiarygodnie dobrym planie ratowania Suny inaczej śmierć może ponieść dużo więcej ludzi. Oczekujemy również wsparcia z innych wiosek.
Dziennikarka była brudna, pokiereszowana, a jej czoło przecinała nad lewą brwią stróżka krwi. Kamera obejmowała większą część Wioski Piasku, która spowita była dymem z wybuchów, a w tle, oprócz dźwięków walki, dało się jeszcze słyszeć wrzaski dzieci i kobiet.
— Najgorsze w tym wszystkim jest to, proszę państwa, że napastnicy porywają dzieci. Jesteśmy co raz bardziej bezradni — dodała kobieta.
Po tych słowach komentatorki, serce Sakury stanęło. Poczuła jak krew odpływa jej z twarzy, a koniuszki palców lekko drętwieją.
— Gaara... — szepnęła.
Yamato również odjęło mowę. Gapili się przez chwilę w ekran, nie mając pojęcia jak zareagować.
— Dlaczego nikt nas nie powiadomił?
— Haruno Sakura, Kapitanie Yamato. Jesteście wzywani do Piątej — odezwał się nagle męski, cichy, niski głos.
Tenzou dalej nie drgnął, przyzwyczajony do wejść członków ANBU, a dziewczyna podskoczyła na kanapie. Po chwili dezorientacji, podnieśli się, wyłączyli telewizor, pobiegli założyć buty. Sakura naciągnęła na siebie tylko cieplejszą bluzę i pognali ile sił w nogach, do siedziby, będąc już pewnymi, że chodzi o Sunę.


< < ♥ > >


— A Gaara? Wszystko z nim w porządku?! — Naruto wrzeszczał, wymachując rękoma w gabinecie wypełnionym ludźmi. — Dlaczego nic wcześniej nie powiedziałaś?!
— Tak, tak, Gaara żyje! — krzyknęła Godaime, masując skronie. — Właśnie dostałam od niego wiadomość: jest chory, ale chronią go jego ludzie. Mieszkańcy postrzegają go jako takiego, który się tylko ukrywa, ale Gaara napisał mi, że ma jakiś plan. Prosi mnie o spore wsparcie. Wcale bym cię tam Uzumaki nie wysłała — warknęła cicho — ale wiem, że jakbyś się dowiedział to i tak byś mnie nie posłuchał. Sakura. — Zwróciła się do dziewczyny. — Wiem, że on pójdzie bez względu na wszystko, powiedz mi czy ty czujesz się już na siłach.
— Tak, oczywiście! — krzyknęła, bez najmniejszego zastanowienia.
— W porządku... — mruknęła, grzebiąc w papierach.
Zaczęła się już denerwować, nie mogła znaleźć jakiejś kartki, którą po chwili podała jej Shizune.
— O tak, tak... — wyszeptała, zdawałoby się, że sama do siebie, zakreślając coś na papierze.
— Trochę musiałam pomieszać, wybaczcie. Ale to dla większej równowagi. — Badała tekst oczami, które po chwili podniosła na zebranych. — No i grupowania w razie ataku, który was rozproszy.
Wszyscy ze skupieniem czekali na przydzielenie do drużyn, każdy był zdenerwowany, zwłaszcza, że Gaara stał się ich dobrym przyjacielem, a nie tylko zwykłym sprzymierzeńcem dla Kraju Ognia.
— Yamato. Tobie przypada rzecz jasna Naruto... Hinata i Chouji. Tylko ty będziesz mógł, w razie czego, kontrolować sytuację. — Ściągnęła brwi, zerkając na Uzumakiego.
— Hai — odkrzyknęli zgodnie i cofnęli się do tyłu.
— Asuma, Ino, Shino i Neji. — Yamanaka wzdrygnęła się wiedząc, że Nary przy niej nie będzie.
— Hai!
— Gai, TenTen, Lee, Sai.
— Taest! — Krzyk Sensei i Rocka był donośniejszy i bardziej przepełniony determinacją, niż reszty.
— Shikamaru... Ty, Sakura i Kiba. — Zawiesiła na nich wzrok.
Znowu zaczęła grzebać w papierach, lecz po chwili zajrzała do szuflady i wyciągnęła z niej dwa zwoje. Jeden był czerwony, drugi zaś zielony.
— Reszta grup ma za zadanie nie spuszczać z oczu tej trójki. Oczywiście walka w Sunie jest rolą każdego, jednak oni będą tutaj ważniejsi. Sam Kazekage poprosił o Shikamaru, jako stratega. — Podała chłopakowi czerwony zwój. — Tu masz dokładne plany Suny. Gaara chce, byś rozplanował straże i powymyślał jakieś zmyślne pułapki inne bzdety, na których się nie znam — parsknęła, wracając do biurka. — Wszystkie informacje poda ci na miejscu. Przestudiuj ją dobrze, bo nie będzie czasu na dumanie.
— Hai — odpowiedział, oglądając już wnętrze zwoju.
— Sakura. Ty idziesz tam jako moja uczennica i jeden z najlepszych medyków. Jesteś potrzebna, jak już wspomniałam, Gaara choruje, został otruty. To zapewne było częścią planu natarcia, bo w momencie gdy choroba zaczęła z nim wygrywać, nastąpiły ataki. Musisz go wyleczyć. To dla ciebie sprawa pierwszorzędna. — Drugi zwój trzymała cały czas w ręku. — Suna jest naszym poplecznikiem, ale też przyjacielem. Nie możecie zawieść ani mnie, ani Kazekage. Macie chronić Sakurę i Shikamaru do upadłego. Muszą tam dotrzeć, zrozumiano?
— Tak!
— Co do wroga... — Zacisnęła pięści — Trzymaj — dodała cicho, podając Sakurze zielony zwój. — Ze zdobytych informacji, donosi się, że atakujący to ludzie z Wioski Ukrytej w Deszczu.
Zdawałoby się, że źrenice wszystkich przejęły tęczówki, wyglądało to jak zbiorowa hipnoza. Szepty ustały, a w gabinecie słychać było tylko zwykły gwar uliczny, wpadający przez okno. Po plecach różowowłosej przeszedł nieprzyjemny dreszcz, który na koniec zacisnął się dookoła jej krtani.
— Nie chcę dowiedzieć się — zaczęła cicho Piąta — że którekolwiek z was, odłączyło od misji by dokonać jakiejkolwiek zemsty na własną rękę. To nie jest wasze zadanie. — Mówiąc to, patrzyła to na Uzumakiego, to na Haruno.
Sakura widziała, jak blondynem zaczyna nosić. Owszem przeszło jej to przez myśl, ale wiedziała, że ratowanie Gaary jest teraz ważniejsze. Ona to zrozumiała jednak problem z opanowaniem zabójczego zewu Naruto, mógł stać się sporą przeszkodą.
— Co to za zwój? — spytała, by chociaż na chwilę odbiec od tematu.
— Macie trzy godziny na przygotowanie się do misji — zaczęła Tsunade — ruszajcie do swoich domów spakować się. O siedemnastej widzimy się pod bramą główną. Sakura, ty zostań u mnie jeszcze na chwilkę…
Gabinet po niespełna minucie opustoszał, została w nim tylko Hokage, Shizune i Haruno.
— Znasz pieczęci przywołania? — zapytała blondynka, wychodząc zza biurka.
— Owszem — odpowiedziała kunoichi.
— Rozłóż zwój i wykonaj je — nakazała.
Dziewczyna posłusznie rozłożyła go na podłodze, nadgryzła opuszek kciuka, zakreśliła na papierze kreskę, po czym wykonała kilka znaków. Uderzyła otwartą dłonią w okrąg na zwoju.
— Kuchiyose no Jutsu! — syknęła i cofnęła się krok.
Wsadziła do ust kciuka, w próbie tamowania ledwo widocznej krwi i obserwowała po delikatnym wybuchu, co tak naprawdę wyłoni się z chmury dymu. Chodź nie opuszczało jej wrażenie, że znała ten zwój.
— Witaj Sakura-senpai! — wrzasnęła ferajna.
Przed oczyma dziewczyny pojawiła się psia sfora: Pakkun, Shiba, Akino, Guruko, Bisuke, Uhei, Urushi oraz Buru.
— Witajcie! — krzyknęła z promiennym uśmiechem; zawsze bardzo lubiła tę ekipę.
— Pakkun miał rację — przytaknęła ze zdumieniem Tsunade.
— A o co chodzi? — zapytała Haruno, klepiąc po głowie Guruko, odwieczne psie odzwierciedlenie Uzumakiego.
— Pakkun przekazał nam, że ostatnią wolą, jaką było mu dane usłyszeć od Kakashiego, było przekazanie zwoju właśnie tobie. Przez co tylko ty mogłaś przywołać ninkeny.
— Oddał mi pod opiekę całą ferajnę? — zapytała, nie ukrywając zdumienia.
Psy ustawiły się w równym rzędzie i przybrały pozycję, przypominającą ukłon.
— Oddajemy się pod twoje dowództwo, Sakura-senpai — wyszeptał Akino.
Dziewczyna błądziła wzrokiem po psich pyskach, nie wiedząc co powiedzieć, a ich ukłon wprowadzał ją w dodatkowe zakłopotanie.
— Nie wiem, czy jestem godna — odparła niepewnie.
— Tu nie chodzi o godność — odezwał się Pakkun — to wola Kakashiego. Powiedział mi, że ty będziesz jego następczynią i będziesz o nas dbać. Zresztą… — Uchylił powieki i spojrzał na nią. — Od zawsze cię lubiliśmy — mruknął, szczerząc pogonie kły.
Dziewczyna nie miała pojęcia co powiedzieć. Była bardzo mile zaskoczona taką decyzją świętej pamięci senseia, i jednocześnie rozpierała ją duma. Bardziej logicznym wyjściem wydawałoby się być oddanie ferajny pod opiekę Kiby. Jednak od zawsze — w przeciwieństwie do Naruto i kiedyś Sasuke — potrafiła znaleźć z psami ten wspólny język.
— Jeżeli nie zjecie mojego kota, przyjmę was. — Założyła ręce na piersi, unosząc do góry brodę. — Jeśli jednak kotka mi się poskarży, to będziecie siedzieć w tym swoim świecie, a będę was przywoływać gdy tylko będzie taka potrzeba!
— Hai, Sakura-senpai!
— Miałam ci przekazać ten zwój później, bo rozważałam kilka wątpliwości. Jednak, gdy dowiedziałam się, że ludzie nacierający na Sunę mogą być tymi, którzy pozbawili życia jednego z najlepszych shinobi Konohy i naszego przyjaciela, zdecydowałam zrobić to natychmiast. — Westchnęła głośno. — Yamato, Asuma i Gai dostali instrukcje, w razie złapania wroga mają go tu sprowadzić, by Ibiki dowiedział się o co mogło chodzić. Psy świetnie wyczują, czy pośród intruzów nie znajduje się przypadkiem zabójca Hatake. A ten wtedy zostanie sprowadzony do wioski i poddany nawet torturom, jeżeli nie będzie chciał mówić.
Przez ciało Haruno przepłynął prąd determinacji. Po tej informacji jej ochota na tę misję wzmogła się dziesięciokrotnie.
— Idź się szykować.
— Hai! — odkrzyknęła i wybiegła z gabinetu, prowadząc za sobą sforę.


< < ♥ > >


— To jak już potrafisz się z nią dogadać, to zapytaj ile karmy mam jej nasypać — mruknęła Sakura, miotając się po sypialni w poszukiwaniu potrzebnych rzeczy. — Możesz mi w ogóle wyjaśnić, jak to jest, że pies rozumie kota? — zapytała, zastygając w jednej pozycji i przyglądając się Pakkunowi.
— Język zwierząt jest uniwersalny. Do tego ten twój nowy pupil jest jakiś dziwny — burknął, trącając kota nosem.
— Co chcesz przez to powiedzieć? — zapytała, wciągając na siebie ciepłe, grube, czarne getry.
— Sam nie wiem. W każdym razie twierdzi, że masz zostawić karton z karmą na wierzchu, a ona już sobie poradzi.
Sakura spojrzała w podejrzliwy sposób na kotkę, jednak niewiele się zastanawiając, zgodziła się na taki układ. Do jej sypialni wpadały ostatnie ciepłe promienie słońca.
Zielonooka zniosła na dół spakowany plecak i położyła go przy wejściu. Przeszła po całym domu, zasłoniła wszystkie zasłony i sprawdziła każde okno. Wystawiła na wierzch karton z karmą i wlała do większej miski sporo wody. Kot z wdzięcznością miauknął i domagał się pogłaskania.
— Życzy ci powodzenia i czeka, aż wrócisz — mruknął Shiba, wdreptując do kuchni. — Gotowa?
— Już prawie — rzuciła, wybiegając z pomieszczenia stanęła przed lustrem i sięgnęła z komody czarną, grubą bluzę, kangurkę.
Przecisnęła głowę, naciągnęła rękawy i wygładziła ją. Czuła się ciepło ubrana i wygodnie, czyli tak jak powinna. Naciągnęła na nogi cięższe, mocniejsze, również kruczoczarne buty do połowy łydki i zaczęła je sznurować siedząc na drugim od dołu stopniu schodów.
Znowu stanęła przed lustrem i poczuła, że czegoś jej brakuje. W jej oczach pojawiła się delikatna panika. Zaczęła wiązać włosy w wysokiego kucyka. Mimo uniesionego ogona, jej różowe kosmyki sięgały łopatek. Już miała biec na górę, jednak pod jej nogami pojawił się Uhai, trzymając na nosie ochraniacz.
— Od razu ją wyczuliśmy… — mruknął cicho Pakkun. — Chciałbym wierzyć, że zostało po nim coś więcej niż ta opaska i my…
— Została pamięć po nim... Jego nauka i wiedza, którą się z nami dzielił. Jego duma i siła — wyliczała, wiążąc ochraniacz pod kapturem. — Wiele po nim zostało. Ale również jedna, wielka…
— Dziura… — szepnął Shiba.
— Tak — potwierdziła cicho. — Nikt go nigdy nie zastąpi, a my go pomścimy. Zaprzysięgłam to sobie.
— Pomożemy ci — wtrącił Bisuke.
— Wiem — dodała twardo, zakładając grubą, puchową, zgniłozieloną kamizelkę ze znakiem Konohy.
Wyciągnęła spod jej kołnierza kaptur bluzy. Zarzuciła na ramiona kremowy, nieduży plecak, podeszła do kotki i cmoknęła ją w głowę.
— Nie rozrabiaj — szepnęła, biorąc z szafki klucze.


< < ♥ > >


— Nie lubię cię już, Sakura — syknął Naruto, patrząc to na sforę, to na Sakurę.
Dziewczyna posłała mu tylko głupkowaty uśmiech i naciągnęła na głowę kaptur, wypuszczając z prawej strony szyi kucyka.
Psy siedziały na ziemi, otaczając dziewczynę półokręgiem, warcząc coś do siebie porozumiewawczo. Większość ludzi sprawdzała, czy na pewno wszystko wzięła. Naruto biegał gdzieś myślami i w ogóle nie słuchał instruktażu Yamato.
— Nie martw się... — szepnęła Haruno, obejmując mocno blondwłosą przyjaciółkę. — Przecież tak naprawdę idziemy wszyscy razem, podział był konieczny w razie ataków. On cały czas z tobą będzie, blisko. Nie opuści cię.
— Masz rację... — burknęła cicho. — Jak zwykle za dużo się przejmuję.
Sakura uśmiechnęła się do niej jak najcieplej potrafiła. Nie rozumiała tylko do końca, czemu dziewczyna aż tak bardzo się tym przejęła.
— Wiem co czujesz... Normalnie na tej misji na sto procent byłby z nami Kakashi. Przez jego nieobecność sama nie jestem pewna swego bezpieczeństwa... Ale, wiesz — wyszeptała.
Ino oplotła wzrokiem psy, a potem stuknęła paznokciem w ochraniacz przewieszony przez szyję Sakury.
— On tu jest. Pozostawił ci spadek po sobie. Czuwa nad tobą — mruknęła i znowu wtuliła się w przyjaciółkę.
— Masz rację. — Sakura poczuła lekki przypływ euforii.
— Pamiętajcie. — Piąta zaczęła swoje ostatnie przemówienie. — Gdy ninkeny wyczują wroga, odpowiedzialnego za śmierć Kakashiego nie zabijajcie go. Macie rozkaz pojmania i doprowadzenia go do wioski. Idźcie już i wróćcie cali, oczekuję codziennego raportowania. — Kobieta rzuciła Naruto i Sakurze poirytowane spojrzenie.
— Tak jest!
— Ruszajcie! Powodzenia!
Wszyscy odwrócili się w stronę, ledwo już widocznego, zachodzącego słońca. Gai tym razem słusznie poinstruował ich, że czas narzucić jak najszybsze tempo. To nie wycieczka. To misja ratunkowa. Ludzie ginęli, czekając na ich pomoc.
Rozpoczął się wyścig z czasem.
— Gaara… Trzymaj się… — wyszeptał niebieskooki shinobi, którego lisie rysy znacząco się wyostrzyły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz