środa, 4 czerwca 2014

25. Nie płacz

— Martwię się o nich... — Cichy, kobiecy szept wypełnił przestrzeń niewielkiej sypialni.
Yamato i Ashi leżeli w łóżku; dziewczyna tuliła się do niego i zataczała palcem kółka, gładząc materiał jego koszulki.
— Uwierz mi na słowo, znam ich już tyle lat... To co się tam teraz dzieje, to przy innych ich przygodach, tylko średnie zagrożenie. — Uśmiechnął się i ujął dziewczęcą dłoń, by ucałować jej wierzchnią stronę. — Wyjdą z tego, są naprawdę silni.
— Mam nadzieję, że się nie mylisz. — Przewróciła się na plecy, a jej rude włosy rozsypały się po białej pościeli, w której się wylegiwali. — W Trawie, gdy ktoś był w takim stanie, zostawał automatycznie spisany na straty. Medycy mieli w nosie ludzi ze swojej wioski. Dla każdego liczył się tylko czubek własnego nosa. — Szatyn zerknął na nią uważnie. — Jak byłam młodsza, dostałam bardzo silnej gorączki. Nie chcieli mnie nawet przebadać. Gdyby nie babcia, już mogłoby mnie tu nie być.
— Całe szczęście, że zabraliśmy cię stamtąd. — Wtulił nos w jej włosy. — Napijemy się kawy?
— Z chęcią, mało spałam.
Mężczyzna wyszedł z pomieszczenia, a Tokuno leżała jeszcze chwilę, rozmyślając. Podniosła się jednak i opuściła pomieszczenie. Przemierzała z wolna korytarz, bosymi stopami przyjmując chłód podłoża. Weszła do kuchni, przeciągając się i ziewając głośno. Tenzou opierał się tyłem o szafkę; wyciągnął do niej ramię, by podeszła. Przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił, czując łaknienie jej ciepła.
— Nie wiem, jak zająć sobie głowę, by o nich nie myśleć — mruknął przygnębiony, wtulając twarz w jej szyję.
— Czuję to samo...
Przez dom przebiegło ciche pukanie do drzwi. Odsunęła się od niego i popatrzyła w stronę wejścia. Ruszyła, by otworzyć i zaskoczona spoglądała na zamaskowanego mężczyznę, który skinął jej na powitanie głową.
— Kapitan jest w domu? — zapytał cicho.
— Yamato! — krzyknęła, odwracając się do niego bokiem. Przywykła już do nagłych najść ANBU.
Szatyn momentalnie znalazł się przy nich i oparł o ścianę dłonią, przyglądając się strażnikowi z dziwną miną.
— Co się dzieje? — zapytał.
— Szef zbiera zespół — odparł gość.
— Wiecie już, kto to zrobił? — Tenzou i Tokuno popatrzyli na siebie poruszeni.
— Wszelkie informacje zostaną przekazane na zebraniu o siedemnastej w gabinecie hokage.
— Ashi, poradzisz sobie beze mnie? — zapytał mężczyzna, zerkając na ukochaną.
— Nie jestem dzieckiem... — bąknęła, robiąc znaczącą minę.
— Szef prosił również o obecność Ashi Tokuno — wtrącił gość.
Uśmiech Yamato momentalnie zniknął. Uniósł do góry brew i zerknął na ANBU.
— Jesteś pewny?
— Tak.
Nim zdążyli zadać jakiekolwiek, dodatkowe pytanie, intruz rozpłynął się w powietrzu.
— Czemu jesteś taki niezadowolony? — prychnęła, wchodząc do kuchni. — W końcu przyszedł na mnie czas!
— Daruj sobie...


Kilka godzin wcześniej…
Menma pojawił się w salonie domu Sakury. Wszechobecna cisza budziła dziwny niepokój, tak samo jak temperatura, która niewiele różniła się od tej na zewnątrz. Od razu wiedział, że Kakashi nawet nie kwapił się, by ruszyć kominek. Wyszedł leniwie na korytarz i zajrzał do kuchni; Sui siedziała na stole i wyglądała przez okno, zakreślając w powietrzu łuki, swoim puszystym ogonem.
— Cześć — mruknął.
— Witaj, Menma. — Jej melodyjny głos zawsze go uspokajał.
Kotka odwróciła się w jego kierunku i przyjaźnie zmrużyła powieki.
— Niczego wczoraj nie widziałaś, prawda?
— Niestety — odparła niepocieszona — gdy ktoś zapukał do drzwi, byłam w pokoju Sakury. Tak samo jak Kakashi, zupełnie niczego nie wyczułam. Chwilę po wybuchu, Hatake zbiegł na dół, a ja wyskoczyłam na dach, ale nikogo nie było w okolicy. Nawet najmniejszego śladu, zapachu.
— Rozumiem. — Był coraz bardziej zrezygnowany. — A jak Szarak?
— Och... — Na jej kocim pyszczku pojawił się dziwny grymas. — Źle to wszystko zniósł i nie mógł sobie poradzić, po powrocie do mieszkania.
— To znaczy?
— Wejdź na górę, zrozumiesz.
Zeskoczyła ze stołu i ruszyła przed siebie. Wyminęła wilka i skierowała się ku schodom, prowadząc go na górę. Wczłapali się na piętro, a gdy stanęli przed drzwiami sypialni rodziców Sakury, wahali się. Były one tylko przymknięte; w końcu pchnął je nosem. Zapach alkoholu momentalnie dotarł do jego czułego nosa. Wkroczył powoli do środka, trącając niechcący butelkę po sake, która potoczyła się w stronę łóżka i zatrzymała dopiero na męskiej dłoni.
Kakashi leżał na brzuchu; jego lewe ramię bezwiednie zwisało, ręka dotykała knykciami zimnych paneli. Głośny łoskot szkła dotarł do jego śpiącego umysłu. Mruknął coś i przekręcił głowę w prawą stronę. Wilk westchnął głośno i podszedł do okna; wsparłszy się na parapecie łapami, pchnął klamkę i pociągnął ją zębami, by wpuścić do środka trochę rześkiego powietrza. Opadł na ziemię i odwrócił się w stronę łóżka, po czym się wzdrygnął. Hatake nie zmienił nawet w minimalny sposób pozycji. Tylko jego czarne, paciorkowate oko wpatrywało się w wilka z dziwną nostalgią, co nieco przestraszyło zwierzę.
— Alkohol? Naprawdę? — mruknął niby niechętnie. — Sądziłem, że ktoś taki jak ty, stroni od owych rozwiązań.
Wciąż patrzył na chowańca swojej ukochanej, jak zahipnotyzowany. Zamknął jednak powiekę i westchnął głośno.
— Wstawaj Kakashi. Już ósma, wydawało mi się, że chcesz ją zobaczyć jak najszybciej.
Sui wskoczyła na łóżko i zaczęła ocierać się łebkiem o głowę mężczyzny.
— Nie dam rady... — odparł cicho.
— Co proszę? — Menma nie ukrywając zdumienia, cofnął głowę.
— Jak tam wejdę i zobaczę ją nieprzytomną, podpiętą do tych wszystkich maszyn... Chyba mnie popierdoli.
— Nie żartuj sobie! — Wilczysko wskoczyło na łóżko i chwyciło w zębiska kołdrę. Zrzucił ją na ziemię i trącił przyjaciela łapą. — Ona cię potrzebuje!
Szarowłosy dźwignął się leniwie i usiadł na brzegu łóżka. Przetarł twarz dłońmi, biorąc głęboki wdech.
— Przeze mnie się tam znajduje.
— Nudny już jesteś... — warknęło zwierzę. — Wmówiłeś sobie, że to twoja wina. Zupełnie niepotrzebnie! Jedyną osobą, która jest temu winna, jest ten, który zaatakował. Równie dobrze ja powinienem przy niej być, a mnie nie było, prawda? Przestań się zadręczać i wstawaj. — Popatrzył na niego z niesmakiem. — Umyj się i idziemy. Masz pół godziny, inaczej pójdę sam.
Kakashi popatrzył jeszcze chwilę na niego. Podniósł się jednak i poszedł do łazienki, trzymając się za bolącą głowę.
— Ciężko tu z nimi masz... — szepnął wilk, spoglądając na Sui, siedzącą na komodzie.
— Ach... Karmią mnie, głaszczą. Mam dach nad głową, ciepłe miejsce. Nigdzie nie mogłoby być mi lepiej. Z resztą, do wszystkiego można przywyknąć.


< < ♥ > >


Kroczyli znanym korytarzem. Malowane na beżowo ściany, przeplatane ciemno-brązowymi wstęgami, wydawały się być jaśniejsze niż zazwyczaj. Słońce usilnie próbowało dostać się do budynku każdym oknem, stwarzając iluzję wiosennego poranka.  Kakashi zapukał do drzwi szpitalnego gabinetu Hokage, a Menma zajrzał do sali naprzeciwko, uszczęśliwiając tym samym kilkoro leżących tam dzieciaków.
Hatake wszedł do pomieszczenia i zawiesił wzrok na siedzącej za biurkiem kobiecie. Miała spuszczoną głowę, jakby modliła się do stojącego przed nią kubka z zimną już kawą.
— Jesteśmy — odezwał się cicho.
Tsunade przeczesała włosy i opadła plecami na siedzenie. Przyjrzała mu się przez chwilę i skrzywiła w dziwnym, ironicznym uśmiechu.
— Widzę, że nie tylko ja miałam ciężką noc — prychnęła, zamykając spuchnięte powieki.
Mężczyzna nie wiedział, czy to z niewyspania, czy od płaczu — miał jednak dziwne przeczucia. U jego boku pojawił się Menma.
— Coś się z nimi w nocy działo, prawda?
Godaime przetarła twarz dłońmi i westchnęła głośno.
— Prawie straciłam Naruto — odparła, łamiącym się głosem.
— Jak to? — zapytali niemalże jednocześnie.
— Pielęgniarka zaalarmowała mnie w nocy o pogorszeniu ich stanu — zaczęła po chwili milczenia. — To Sakura była w tym gorszym. Musiałam ją intubować i tak się na tym skupiłam, że nie zauważyłam kiedy Naruto zaczął  schodzić. Reanimowałam go prawie pół godziny, w głowie powtarzając sobie, że to już naprawdę koniec, ale nagle wyczułam chakrę Kyuubiego, który widocznie walczył o podtrzymanie go od wewnątrz.
Obserwowali ją z przestrachem, jednak nie byli w stanie nic więcej powiedzieć. Niepokój powstały przez to zagrożenie wypełniał ich serca po brzegi.
— Chodźcie — szepnęła, podnosząc się ospale z fotela.


Weszli do sali; jedynie dźwięk chodzącej aparatury rozpraszał się po pomieszczeniu. Hatake momentalnie czuł, jak pęka, choć robił dobrą minę do złej gry. Menma wtopił spojrzenie w młodych ludzi, którzy leżeli nieprzytomni na wąskich, szpitalnych łóżkach. Na twarzach mieli maski tlenowe, które zaparowały od ich oddechów. Skóra była biała jak mleko, oczy podkrążone, sine. Dla bliskich ludzi, widok ten był przerażający, wręcz depresyjny. Przy Naruto spała Hinata, która nie chciała się stamtąd za nic w świecie ruszyć i czuwała nad nimi, póki nie opadła z sił.
— Wieści szybciutko rozeszły się po wiosce, pojawiła się tu całkiem szybko po waszym wyjściu — powiedziała kobieta. — Nie było na nią mocnego.
— Spędziła tutaj całą noc?
Tsunade skinęła zgodnie głową. Pomiędzy łóżkami stała szafka, a na niej ciemny wazon ze świeżymi kwiatami.
— Ino też tu była? — zapytał Kakashi, podchodząc bliżej łóżka Haruno.
— Tak, przyszła razem z Ashi i Yamato.
Hatake popatrzył na Sakurę, czując przepełniające go ból, gorycz i żal do siebie. Jej klatka piersiowa ledwo się unosiła, a serce biło bardzo wolno. Wsparł się łokciami o materac i ujął jej dłoń w swoje. Przyłożył zimne palce do ust, okrytych maską; czuł jak coś w nim pęka, ginie. Jak wielka dziura rośnie i wysysa z niego resztki szczęścia. Tsunade opuściła pomieszczenie, wywołana na korytarz przez pielęgniarkę, a Menma przysiadł obok przyjaciela. Kakashi wsparł o własne czoło jej rękę, by skryć pod nią twarz.
— Śni o tobie — wyszeptało zwierzę. Szarowłosy zerknął na niego kątem oka. — To była chyba wasza pierwsza, wspólna misja w wiosce Mgły. Napadli na was Demoniczni Bracia, opowiadała mi o tym. Widzę jak ją osłaniasz, w ostatniej chwili, gdy byli tuż przed nią.
— Pamiętam to — odpowiedział, ochrypłym głosem. — Gdybym nie zdążył, mogłoby być krucho. Chciała bronić tego mężczyznę, ale wtedy była jeszcze małą sierotą i to ją trzeba było chronić.
Aparatura nie wydała z siebie najmniejszego dźwięku, jednak wyczuł delikatny skurcz w jej dłoni. Uniósł przestraszony wzrok na bladą twarz Sakury. Miała delikatnie uchylone powieki, a źrenice skierowane prosto na niego. Puścił przestraszony rękę i cofnął głowę, biorąc głośny, krótki wdech.
— Piąta! — ryknął nagle.
Menma zaskomlał cicho, wybudzając Hinatę do reszty. Godaime wpadła do sali i podbiegła błyskawicznie do łóżka. Haruno ospale zbliżyła dłoń do swojej twarzy i zsunęła z niej maskę tlenową.
— Sam jesteś sierota — wychrypiała.
— Sakura — szepnął, nie do końca wiedząc jak się zachować. — Wróciłaś...
Opadł głową na pościel i zamknął powieki, chcąc unormować oddech. Wciąż wstydził się okazywać nadmiar buzujących w nim uczuć, ale cieszył się jak dziecko.
— Znowu... — wyszeptała dziewczyna, przenosząc spojrzenie na wilka.
— Znowu co? — mruknęło zwierze, wspinając się przednimi łapami na łóżko.
— Znowu nie było mnie kilka miesięcy? — Po tych słowach intuicyjnie przyłożyła maskę z powrotem do twarzy.
— Nie — zaśmiała się Piąta — tym razem tylko niespełna dobę.
Dziewczyna powoli zwróciła głowę w bok. Dostrzegła na łóżku obok nieprzytomnego Naruto i przygnębioną przyjaciółkę. Hyuuga popatrzyła na nią i uśmiechnęła się słabo, nie werbalnie błagając niebiosa o to, by i Uzumaki zaraz się wybudził. Różowowłosa zmarszczyła lekko czoło.
— Co się wczoraj stało?
— Zaczęłaś się bardzo dziwnie zachowywać — szepnął Kakashi, wracając do przyzwoitej pozycji. — Krzyczałaś, że chcesz do domu, że mam cię do niego zabrać. Chwilę potem doznałaś krwotoków i drgawek, tak samo jak Naruto.
— Te notki... To przez nie?
— Były zatrute — wtrąciła Godaime.
— Co z Naruto? — Głos Sakury nabrał twardszego tonu.
Zaczęła się podnosić, jednak Kakashi szybko jej to uniemożliwił.
— Hola, hola. Nie wolno ci się jeszcze ruszać — mruknął mężczyzna.
— Jest w nieco gorszym stanie — zakomunikowała Tsunade.
— Wiecie już, kto to zrobił?
— Czekamy na wieści od ANBU, ale jak na razie nic się nie pojawiło.
Różowowłosa posmutniała i zwiesiła głowę. Źle czuła się z tym, że jej przyjaciel pozostawał uśpiony,a jemu życiu wciąż coś zagrażało.
— Dajcie mi proszę coś do picia...
Kakashi wstał i wyszedł z sali, by przynieść jej butelkę wody. Menma spoglądał na dziewczynę przygnębionym wzrokiem, a Godaime opadłą na krzesło. Zielone oczy skierowały się ponownie ku Hinacie. Wiedziała, że jej przyjaciółka jest nerwowa, łatwo ją wystraszyć i nie ciężko u niej o smutek, ale ta sytuacja musiała być dla niej jeszcze bardziej dotkliwa, niż dla samej Haruno.
— Księżniczko — odezwał się Menma, zwracając ku Tsunade — możesz zostawić nas na chwilę samych?
Kobieta wiedziała do czego dążył i bez słowa wykonała jego prośbę, mijając się w przejściu z Kakashim. Ten wręczył Sakurze picie i cofnął się razem z Hokage i Hinatą na korytarz.
Hyuuga pod przymusem Piątej wyruszyła do domu, by nieco odpocząć, a sama Tsunade ruszyła z Hatake do swojego gabinetu. Nim tam jednak dotarli, w połowie drogi natknęli się na dwoje członków ANBU.
— Czcigodna, szefie — wyszeptała kobieta, która skinęła im głową — w wiosce nie ma nikogo podejrzanego, jednak...
— Jednak? — zapytali jednocześnie.
— Na terenie kraju ognia znajduje się dwójka Akatsuki. Jeden z nich nie został w ogóle rozpoznany, miał przez cały czas szczelnie zakrytą kapturem twarz. Drugi natomiast posiada średniej długości, szare włosy. Nosi na plecach spore oręże, przypominające kosę z trzema ostrzami.
— Hidan — wyszeptał Hatake, zaciskając pięści — jeżeli to on...
— To? — Blondynka popatrzyła na niego nieprzychylnie.
— To mamy problem. — Mężczyzna westchnął głośno. — Odwołajcie stamtąd ludzi, natychmiast — nakazał ostro. — Piąta, zbieram ludzi i ruszam.
— Jesteś pewny?
— Tak, raz już z nim walczyłem, więc wiem jak do tego podchodzić. — Zamyślił się na chwilę. — Tylko ogranicza mnie niewiedza na temat drugiego.
— Więc, może jednak...
— Nie, poradzę sobie. Potrzebni mi ludzie walczący z dystansu. Szczególnie Shikamaru.


< < ♥ > >


— Nie.
Stanowczy, dziewczęcy głos zazgrzytał w czułych, wilczych uszach. Zwierzę zerknęło na przyjaciółkę, siedzącą na łóżku. Była nieco bardziej ożywiona, niż kilka chwil wcześniej, kiedy Kakashi ją tam zostawił. Mimo, że na niego nie patrzyła, szarowłosy był świadomy, że dezaprobata była kierowana prosto do niego.
— Sakura, nikt inny nie walczył z Hidanem — wyszeptał, wspierając się o metalowe elementy, na drugim końcu łóżka. — Idę tam, bo jako jedyny mam szansę coś zdziałać.
— Szansę! — krzyknęła, zaciskając palce na pościeli. Podniosła na niego zbolały wzrok. — Słyszysz siebie? Szansę! Całkiem niedawno, drugi raz walczyłam o to, byś do nas wrócił, kiedy zaraz miałeś zginąć. A ty znowu uciekasz się do samobójczej misji. Po co ja to robię? Po co za tobą biegam i cię ratuję?
Nieważne jaka była ich relacja, denerwowało go to, gdy myślała, że może decydować o jego czynach. Mimo to, wiedział, że miała rację. Marnował jej starania i poświęcenie, jednak świadomość, że jeżeli nic nie zrobi z Hidanem i jego partnerem, narazi ją na kolejne niebezpieczeństwa.
Westchnął, chcąc jej oznajmić, że tak czy siak musi iść, jednak przerwał mu jej cichy szloch.
— Czemu mi to robisz? Czemu znowu mnie zostawiasz?
— Sakura, to nie tak — warknął, nieco poirytowany. — Muszę tam iść i chcę. Chcę cholernie. Mam szansę na to, by odegrać się  za to, co ci zrobili i nie mam zamiaru jej zmarnować. Spójrz gdzie jesteś, w jakim stanie jest Naruto. Popatrz na niego. — Wskazał ręką na chłopaka i westchnął. — Zostawiłabyś to tak, gdybym to ja tu leżał?
— Nie — sparowała buńczucznie, wyłamując palce.
— Posłuchałabyś mnie, gdybym zabronił ci wyruszyć?
— Nie...
Podszedł bliżej niej i złapał delikatnie jej podbródek, by unieść głowę ku górze i skierować twarz w swoją stronę.
— Spójrz na mnie. — Szepnął, lecz zamknęła powieki. — Cholera jasna, proszę cię, spójrz na mnie!
Wbiła spojrzenie zielonych tęczówek w jego ciemne oko, którym prześwietlał jej ciało. Łzy spłynęły po jej policzkach, drążąc mokre ścieżki; jedna z nich dotarła do jego kciuka.
— Ufasz mi, prawda?
— Ufam — odparła.
— Więc obiecuję, że...
— Że wrócisz — dokończyła tonem pełnym wyrzutów. — Nienawidzę, gdy tak mówisz.
Zabrał dłoń i wyprostował się.
— Sakura, nie masz innego wyjścia, po prostu musisz to zaakceptować — rzucił nieprzyjemnie, zapinając suwak bluzy. — Czy tego chcesz, czy nie, pójdę.
Posłała mu nienawistne spojrzenie. Menma postawił uszy i dźwignął się na łapy, by podejść bliżej łóżka.
— Obiecałem sobie, że będę cię chronić i dotrzymam danego słowa, przed samym sobą — wyszeptał, po chwili dodając słabym głosem: — Kocham cię.
Wilk czuł, jak ciało jego opiekunki zaczyna rozpierać złość, strach, żal i smutek. Popatrzył rozgniewany na szarowłosego i wziął wdech, napotykając jego spojrzenie.
— Idź już... — warknął — po prostu idź.


< < ♥ > >


— Są wszyscy? — zapytała głośno Piąta, siedząc za swoim biurkiem.
Kilkanaście osób chóralnie i zgodnie jej odparło. Słońce uciekało już ku horyzontowi; ostatnie, pomarańczowe promienie oświetlały połowę jego ciała. Szare kosmyki przybrały ciepłą barwę, a w cieniu krył się aktywny sharingan. Obserwował wszystkich, których kazał sprowadzić. Yamato był na niego zły, głównie przez to, że poprosił również o obecność Ashi, dla której według Tenzou ta misja była bardzo złym pomysłem. Hatake twierdził jednak, że przez brak informacji na temat drugiego osobnika, Ashi mogła się okazać kluczową osobą, tak samo jak inni wezwani. Dlatego też pośród obecnych w gabinecie, znajdowały się osoby z przeróżnymi umiejętnościami, wyszkolone w swoim fachu.
— Skoro wszystko już wiecie... — Tsunade wstała i popatrzyła na nich. — Idźcie się szykować. Za pół godziny wyruszacie spod wschodniej bramy. Wszystkie pytania kierujcie do Kakashiego.
Gwara cichła w miarę opuszczających gabinet. Kakashi stał nadal w miejscu.
— Jesteś pewny, że nie potrzebujecie medyka? — zapytała kobieta, wstając i podchodząc do okna.
— Nie. Przy Akatsuki albo się ginie, albo wychodzi cało. Nie mamy czasu na chronienie słabszych.
Popatrzyła na niego z lekkim przestrachem. Miała wrażenie, że przejawiał stare zachowania; znowu był oschły, zimny i niewzruszony. I choć kiedyś była do tego przyzwyczajona, to teraz taki wizerunek przestał do niego pasować.
— Kakashi, nie zrób nic głupiego...
— Będę ich chronić, spokojnie.
Zmarszczyła zaskoczona czoło. Jednak opuściła głowę, by po chwili wbić wzrok w widok za oknem.
— Wiesz, że robię co w mojej mocy...
— Wiem — przerwał jej — ufam ci i wiem, że dasz radę ich wyleczyć. Tymczasem ja idę porozmawiać z Kibą. Myślisz, że się zgodzi?
— Jestem pewna. Dla niego to sama przyjemność.


< < ♥ > >


Sakura spała na boku, wtulona w poduszkę. Miała zaciśnięte powieki, a na buzi malowały się nieprzyjemne grymasy bólu. Naruto leżał nieprzytomny już ponad dwie doby, wciąż nie mogąc samodzielnie oddychać.
Przebudziła się, gdy słoneczne promienie zaczęły drażnić jej powieki. Wiedziała, że śnieg już topnieje; na dachach okolicznych budynków nie zostały go nawet śladowe ilości. Do jej uszu docierał dźwięk psiego powarkiwania, które do bólu przypominało psią rozmowę. Uniosła się lekko i spojrzała w kąt sali, gdzie na podłodze spoczywali Menma i Akamaru, przy okazji zażarcie o czymś dyskutując.
— Jeden woli wieprzowinę, a drugi wołowinę — usłyszała za sobą.
Zwróciła się ospale za siebie. Na krześle, obok łóżka, bujał się Kiba. Opierał się nogami o ramy łóżka, z wciśniętymi w kieszenie bojówek, dłońmi. Miał na sobie czarny podkoszulek, który wystawał spod szarej bluzy. Twarz była zmęczona, a oczy lekko podpuchnięte.
— Długo tu siedzisz? — zapytała, przecierając oczy.
— Od szesnastej.
Przekalkulowała wszystko w głowie i szybko zrozumiała, że chodziło jeszcze o poprzedni dzień. Nie chciało jej się wierzyć, że znowu spała tyle godzin.
— Czemu?
Zabrał nogi, a krzesło swoimi uderzyło o linoleum. Odkleił się od oparcia i pochylił lekko nad przyjaciółką.
— Mam cię pilnować, panienko — zachichotał.
Zmrużyła powieki; doskonale wiedziała, że szpital obstawiało ANBU, a Menma nie odstępował jej na krok. Przekręciła oczami, domyślając się o co chodzi.
— Czyżby z rozkazu Kakashiego?
— Raczej prośby — odparł spokojnie, wracając do poprzedniej pozycji.
— A jaki był jej konkretny powód?
Z początku milczał i twardo utrzymywał uśmiech, lecz ten zaczął blednąć.
— Raczej się domyślasz. — Odwrócił głowę w bok, wbijając gdzieś spojrzenie.
— Sasuke? — Milczenie utwierdziło ją w jej zdaniu. — Mogłam się tego spodziewać.
Opadła na poduszki i zamknęła oczy.
— Wiesz, mi też niespecjalnie podoba się jego powrót — mruknął chłopak, krzyżując ramiona za głową. — Czuję się nieswojo, kiedy przypominam sobie, że człowiek, którego pół roku wcześniej ścigaliśmy, by go zgładzić... Nagle wraca do wioski i jak gdyby nigdy nic, mieszka tu sobie, chodzi po ulicy. Do tego informacje o tym, że chciał cię zabić, szybko do mnie dotarły. Jak tu takiego normalnie traktować?
— Kiba... — Westchnęła cicho. — O starych dziejach trzeba czasem zapomnieć, wiesz?
— Wiem, jednak urazy często zostają z nami do końca życia. — Popatrzył na nią, dając do zrozumienia, że nie zmieni swojego zdania.
— Nie spałeś całą noc? — mruknęła, chcąc zejść na lżejsze tematy.
— Nie.
Dziewczęcy wzrok obiegł całą salę. Ciszę, która zapanowała na moment w sali, przerwał huk wariującej aparatury. Pisk, pikanie, wycie. Nie musiała się zastanawiać, nawet przez krótką chwilę, co się działo. Nie zważając na swój stan, zrzuciła z siebie kołdrę, poodrywała wszelkie kabelki i doskoczyła do łóżka Naruto, który dostał ataku. Czuła, jak jej własne serce staje ze strachu, jak kręci jej się w głowie. Mimo to, była już przy Uzumakim. Jego maska tlenowa wypełniła się krwią, zalewającą jego twarz i pościel.
— Nie, nie, nie, kurwa, nie! — piszczała, próbując coś zrobić. Cokolwiek. Odwróciła się zalana łzami w stronę Inuzuki, który przeskoczył sprawnie nad jej łóżkiem. — Biegnij po Tsunade, szybko! — ryknęła zrozpaczona.


< < ♥ > >


— Przestań się złościć na Kakashiego. — Ashi stanęła naprzeciwko Tenzou, który krył się w gałęziach wysokiej sosny. Obserwował wrogą kryjówkę. — Jesteśmy żołnierzami, Yamato. Na mnie musiała przyjść pora, tak samo jak przychodziła na każdego. Do tego Sakura i Naruto, to również moi przyjaciele, którym chcę pomóc. Chcę za nich walczyć.
Mężczyzna nic nie odpowiedział. Zamyślił  się i westchnął, odwracając głowę w jej stronę, by popatrzeć w fioletowe oczy.
— Walczyć? — mruknął, mrużąc jedno oko.
— Owszem.
— Ashi, to Akatsuki — rzucił z wyrzutem i zwrócił się w stronę opuszczonych budynków. — To nie są zwykli ninja, to zbiegli shinobi klasy S, wykwalifikowani zabójcy o unikatowych zdolnościach. Widziałaś, jak silny jest Kakashi, prawda?
— Widziałam.
— Jest jedyną osobą, która przeżyła tyle spotkań z tą organizacją. Tylko i wyłącznie dzięki temu, że jest równie silny jak oni. Ale my... Tak naprawdę nie dorastamy mu do pięt. Prędzej bylibyśmy dla niego ciężarem.
— Nie prawda! — uniosła się dziewczyna. — On na nas liczy! Liczy na naszą pomoc...
— Dziękuję ci Ashi. — Do rozmowy wytrącił się trzeci głos.
Hatake stał na gałęzi, niedaleko nich, trzymając dłonie w kieszeniach. Delikatny wiatr poruszał jego włosami i materiałem bluzy. Na plecach znajdował się szkarłatny pokrowiec, a w nim ostra jak brzytwa katana. Yamato popatrzył na niego rozżalony.
— Naprawdę tak myślisz? — Kakashi podszedł bliżej, nie spuszczając wzroku z szatyna. — Gdybym nie uważał was za równie silnych, nie zabrałbym was tu. W życiu nie poświęciłbym waszego życia wiedząc, że nie uda wam się bronić.
— Kakashi, wiesz jednak, że Ashi nie ma doświadczenia w walce, do tego rzuciłeś ją na głęboką wodę...
— Chcesz, by to doświadczenie zdobywała, siedząc wiecznie w domu pod twoim czujnym okiem? — mruknął szarowłosy. — Na Hiyochang pokazała klasę i udowodniła mi, że nie ma sobie równych w walce z użyciem broni białej.
Tokuno zaczynała czuć się coraz gorzej, będąc obiektem spekulacji. Cofnęła się o krok i chciała im powiedzieć, że nie powinni się kłócić o takie rzeczy, jednak jej plany przerwał głośny wybuch.
— To z obozu — syknęła, mrużąc powieki.
Zeskoczyli na ziemię i sprawnie przemieścili się do przyjaciół, którzy stali już gotowi do walki.
— Tak myślałem — westchnął Hatake, występując przed szeregi. — Deidara, skąd twoja wiedza na temat trucizn... W końcu współpracowałeś z Sasorim. Ale żeby używać notek, a nie swojej pseudo-sztuki?
Blondyn rzucił mu nienawistne spojrzenie, marszcząc ze złością brwi. Jego policzki nadęły się od zebranego powietrza, a na skroniach pojawiły krople potu.
— Wystarczy, że zaatakowanie w ten sposób twojej przyjaciółki i tego kretyna, jinchurikiego, dało wam w kość — odpysknął, machając w złości ramionami.
Za plecami blondyna pojawił się uśmiechnięty Hidan.
— Niewiarygodne, że Pain wysłał was razem na misję. Dwie największe zakały inteligencji tej organizacji. — Hatake prowokował ich z najczystszą przyjemnością. — Tak bardzo nas nie docenia?
— Licz się ze słowami, psie! — Rozzłoszczony Hidan wyskoczył zza kompana.
Zamachnął się na Kakashiego, ale gdy był już całkiem blisko, atramentowy lew Saia wpadł w niego z boku i odrzucił kilka dobrych metrów.
— Oboje są tacy nadpobudliwi? — bąknął Shikamaru. — To uciążliwe.
— Neji, Shino, Chouji, Aoba, Yamato, Ashi, Tenten — wyliczył szarowłosy — Deidara jest wasz — nakazał.
Na przeciwko kosiarza pozostał tylko on, Gaii, Shikamaru i Sai.
— Pamiętajcie, nie możecie dać się drasnąć...


< < ♥ > >


— Nie płacz... Proszę cię, nie płacz! — Kiba przyciskał do siebie zrozpaczoną przyjaciółkę. Sakura łkała głośno, tuląc się do jego piersi. Siedzieli na jej łóżku, oboje przerażeni. — Nie płacz...
Sam był bliski płaczu, a jego głos wciąż się łamał.
— Ja nie mogę! — wydyszała w jego bluzę. — Nie dam rady... Boże, nie dam rady...
— Uspokój się, proszę cię! — Wtulił twarz w jej włosy, zaciskając palce na szpitalnej koszuli.
Ściskał ją mocno i powstrzymywał przed tym, by nie spoglądała na puste, zakrwawione łóżko, wciąż powtarzając, by tam nie patrzyła. Drzwi sali się otworzyły, a do środka wkroczył Menma. Jego futro było nasączone krwią Uzumakiego, którego przeniósł szybko do sali operacyjnej. Wilcze oczy nie wyrażały niczego, poza zmęczeniem.
— Menma! Co z nim? — zawyła, nie puszczając chłopaka, który również spoglądał wyczekująco na zwierzę.
— Jego stan nie jest najlepszy, ale przynajmniej stabilny — wyszeptał.
— O mój boże — jęknęła, wtulając się z powrotem w przyjaciela. —  Żyje...
— Tak, żyje — powtórzył szatyn, obejmując ją mocno. — Żyje, czego się spodziewałaś. To Naruto.
— Co się w ogóle stało? — zapytała, wyglądając na Menmę.
— Pod jego wątrobą krył się niewielki bąbel z trucizną, który został przeoczony przez Piątą. Rozpuścił się i zaatakował wątrobę.
— Pękła?
— Tak, ale otwór był niewielki. Tsunade udało się to zasklepić i pozbyć resztek tego świństwa. Teraz może być już tylko lepiej...
Dziewczyna się rozluźniła. Wciąż cicho łkała, czego w żaden sposób nie potrafiła powstrzymać. Pomieszczenie wypełniło ciche pukanie. Nawet nie drgnęła, a Kiba zaprosił przybysza do środka, czego później bardzo szybko pożałował. Sakura nie wiedziała kto przyszedł, w sumie mało ją to interesowało, dopóki Kiba nie stanął na nogi, a jego aura nie przemieniła się w cholernie groźną.
— Cześć. — Usłyszała znajomy głos. — Wpadłem dowiedzieć się, co z wami...
Haruno dźwignęła się do pozycji siedzącej i otarła mokre od łez skronie. Sasuke stał przy samych drzwiach, niespokojnie zerkając na obdarowujących go nienawistnymi spojrzeniami Kibę, Menmę i Akamaru.
— Witaj. — Uśmiechnęła się mimowolnie, jakby z lekką ironią. — Jak widzisz, ja wracam do siebie.
— A Naruto? — Wbił spojrzenie w sąsiednie łóżko.
— Miał wylew, Piąta właśnie skończyła go operować — wtrącił wilk. — Jest w ciężkim stanie, nadal nieprzytomny.
Inuzuka spoglądał zaskoczony na zwierzę, które diametralnie zmieniło stosunek do Uchihy. Podejrzewał, że mogło to wyjść za sprawą jego mentalnego związku z Sakurą, która, według nie go, nie powinna być tak miła dla ich gościa.
Menma miał wrażenie, że Sakura próbowała grać twardą. Mówiła mu kiedyś, że Sasuke nienawidził w niej nadmiaru empatii, uczuciowości i tego, że była beksą.
— Wyjdzie z tego? — zapytał brunet.
— Musi — szepnęła dziewczyna.
Kiba westchnął głośno i zwiesił do tyłu głowę.
— Sądzę, że powinieneś stąd wyjść — rzucił, jakby od niechcenia.
Uchiha pozostał jednak niewzruszony i obserwował dawną przyjaciółkę, która wbijała wzrok w krajobraz za oknem. Jej twarz była spokojniejsza niż wcześniej, jednak oczy wciąż się szkliły. Menma czuł znowu tę dziwną blokadę, przez którą nie mógł połączyć się z jej duszą.
— Sakura, co się dzieje? — Inuzuka odwrócił się do niej i podszedł bliżej.
Ta jednak zwróciła wzrok w kierunku gościa.
— Czemu zacząłeś się nagle nami interesować? — zapytała, marszcząc czoło.
— Nie takie nagle — odparł Uchiha.
— Nie obchodziliśmy cię siedem lat... A teraz? Nagle się martwisz?
Wilk poczuł, jak sierść na jego karku się nastroszyła. Blokada dziewczęcego umysłu puściła, a płomienie jej złości nagle ogarnęły jego serce.
— Każdy kiedyś musi zmądrzeć... — Sasuke wsadził dłonie w kieszenie spodni.
— To nie ta kwestia — szepnęła — wzbudzasz złość, strach i obrzydzenie. Myślisz, że wszystko wróci tak szybko do normy? — zacisnęła palce na pościeli.
Kiba, widząc ten gest, przestał się wahać. Spokojnie ruszył w kierunku Uchihy.
— Wyjdź stąd — warknął. Brunet spojrzał na niego pogardliwie. — Wyjdź, póki cię grzecznie wypraszam — dodał, eliminując dystans pomiędzy nimi.
— Nie próbuj podnieść na mnie ręki, bo pożałujesz — wycedził brunet.
— Powiedziałem, wyjdź. — Inuzuka nie miał zamiaru odpuścić, choć zdawał sobie sprawę z różnicy w poziomie ich siły.
— To chyba jej decyzja, czy mogę tu przebywać, nie sądzisz?
— A ja mam rozkazy i się ich trzymam. Wynoś się.
Szatyn zakasał rękawy.
— Od Hatake?
Wzrok Sakury, który był zwrócony gdzie indziej, przez brak zainteresowania gówniarską sprzeczką, nagle skierował się ku dawnej miłości. Nie miała pojęcia, skąd mógł to wiedzieć, patrzył prosto w jej oczy.
— Gówno cię interesuje to, na czyje zlecenie tu jestem. Ale jeżeli nie wyjdziesz, to nie ja porachuję ci kości. A teraz, wypierdalaj stąd.
Haruno szybko zrozumiała, że brunet znalazł potwierdzenie dla swojego pytania, a jego wzrok stał się iście prowokacyjny w stosunku do jej przyjaciela. Robił to zawsze, wręcz uwielbiał wszczynać takie sytuacje.
— Sasuke — szepnęła — proszę, wyjdź. Nie jestem jeszcze gotowa na jakąkolwiek rozmowę z tobą. A wasze awantury nie pomogą ani mi, ani Naruto. Możesz nas jutro odwiedzić, ale dziś proszę cię o opuszczenie sali.
Spoglądał na nią chwilę i uśmiechnął się nagle, zupełnie nie zrozumiale. Normalnie, grzecznie; czyli nie tak, jak to miał w zwyczaju.
— Do jutra, zdrowiej — rzucił, wychodząc.
— Chyba zgłupiałaś, jeśli myślisz, że go tutaj wpuszczę jeszcze raz — parsknął Inuzuka.
— Pomogę ci — dodał Menma.
— Nie będziecie decydować o tym, kto może mnie odwiedzać — oburzyła się Haruno.
— My nie, ale Hokage tak.
— Podtrzymuję. — Głos Piątej wypełnił pomieszczenie. Stanęła w przejściu i założyła ramiona na piersiach. — Nie życzę sobie, żeby cię odwiedzał. Nie ufam mu, tak jak inni. Do tego liczę się z prośbą Kakashiego.
— Co z Naruto? — Sakura zbyła jej słowa.
— Jego serce bije już normalnie. Jest lepiej.
— Wróci tu? — zapytała dziewczyna, obserwując pielęgniarkę, która weszła do sali.
Zaczęła zmieniać pościel Naruto, a Haruno wodziła wzrokiem za drażniącą ją czerwienią, która wsiąknęła w materiał.

— Tak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz