niedziela, 8 czerwca 2014

26. Jujutsu: Shiji Hyoketsu!

— Itachi wpadnie w szał, kiedy się dowie, że to ja cię zabiłem — wyszeptał Hidan, prowadząc ze sobą swoisty monolog. — Chociaż nie, to Kakuzu był zawsze na ciebie najbardziej cięty.
Oboje byli zmęczeni walką, która trwała dobre kilkanaście godzin. Ledwo trzymali się na nogach, które niebezpiecznie uginały się pod ciężarem ciał. Te stawały się wiotkie, odrętwiałe. Palce dłoni drżały z bólu po zadawanych ciosach w walce wręcz, gdy chakra stałą u schyłku wyczerpania. Barki unosiły się od ciężkich oddechów, które były coraz trudniejsze w wykonywaniu. Drobiny potu zdobiły ich twarze, tak samo jak smugi błota, w którym co jakiś czas lądowali. Kakashi mimo wszystko nie chciał dopuścić do tego, by ktokolwiek włączył się do tej konfrontacji z obawy o ich życia. Zdawał sobie sprawę, że potyczka jeden na jednego z tym człowiekiem, to czysta głupota i zwykła strata czasu.
— Spróbuj szczęścia, może tobie jedynemu się uda — odparł Hatake, w akcie prowokacji. Wziął głęboki wdech i przyjął ponownie gardę.
Hidan zaśmiał się niczym psychopata i zarzucił na bark swoją kosę. Doskoczył błyskawicznie do Kakashiego, lecz ten zwinnie obronił się nędznym kunaiem, kopiąc wroga w brzuch. Nim ten się oddalił, machnął kosą jeszcze jeden, nieudolny raz. Hatake odskoczył w tył i poczuł, jak opaska zsuwa się z jego głowy, po chwili opadając z łoskotem na ziemię. Przełknął nieprzyjemną gulę, zdając sobie sprawę z tego, że wróg prawie go miał. Zebrał się i rzucił w jego stronę, wyskakując wysoko w górę; zaatakował silnym, zamaszystym kopnięciem, jednak cel go uniknął. Opadł na ziemię i przekoziołkował kilka metrów, by uniknąć kosiarza. Dźwignął ciało, prostując ramiona. Stojąc na rękach zrobił kolejny obrót, kopiąc Hidana w twarz.
— Nie podoba mi się ta przepychanka — szepnął Neji.
Siedział razem z Narą i Mightem niedaleko, przyglądając się walce i czekając na jakikolwiek znak czy rozkaz. Kakashi podniósł się z ziemi i zaczął nabierać coraz szybszego tępa; ciężko było im wychwycić ciosy przyjaciela, które członek Akatsuki z trudem odpierał.
— Mi też — przytaknął Shikamaru — jednak wiem, że sensei ma jakiś plan. Powiedział, że gdy będzie mógł go wprowadzi, zawoła mnie, bym złapał go moją techniką cienia.
— Tylko na co on czeka? — zapytał Hyuuga — walczyliśmy z nim razem już prawie dobę, a nagle stwierdził, że mamy się wycofać. Jego plan jest albo szalenie trudny albo beznadziejnie głupi! Walka w pojedynkę z nieśmiertelnym wrogiem to samobójstwo.
— Kakashi postępuje nierozsądnie, bo przysiągł sobie, że nie pozwoli, by ktoś tu zginął — wtrącił Gai, a Neji przyjrzał mu się w zastanowieniu. — Widocznie jego plan obejmuje kogoś z tamtej ekipy, skoro wciąż czeka. Pamiętajcie, że to elitarny geniusz. Hidan go tak łatwo nie poko....
— Kurwa mać! — ryknął Shikamaru, podrywając się na nogi — drasnął go!
— To niemożliwe!
Tak jednak było. Kakashi stał nieruchomo, z szeroko otwartymi oczyma. Bluza na jego prawym ramieniu była rozszarpana, a z niewielkiej rany sączyła się krew, która prędko wsiąkała w materiał ubrania. Mimo, że było to dosłownie draśnięcie, wystarczyło do rytuału Hidana.
Wróg, śmiejąc się w głos, zaczął kreślić pod sobą symbol Jashina.
— Wiedziałem... Wiedziałem! — krzyknął, wielce rozentuzjazmowany — Pain będzie taki dumny... A mój Bóg cholernie szczęśliwy! Tak dawno nie dałem mu żadnej, godnej ofiary! Miałem dzisiaj szczęście, pomodlicie się ze mną?! — Popatrzył na na nich z nadzieją. — Jujutsu: Shiji Hyoketsu!
Za Hatake pojawili się chłopcy. Kakashi wciąż się nie poruszał, jego wzrok opustoszał. Nie mógł przełknąć śliny, poczuł jak jego ciało do reszty drętwieje.
— Musimy odwrócić jego uwagę! — krzyknął Neji.
Shikamaru zaczął już składać pieczęci, jednak Gai go powstrzymał.
— Sensei! Musimy go opóźnić! Zaraz skończy! — Chłopak próbował użyć swojej techniki, jednak Might nieprzerwanie go blokował.
Ciało Hidana zdążyło przybrać czarną barwę.
— Jakieś ostatnie słówko Hatake? — zawył radośnie. — Może chcesz kogoś pozdrowić?
Kakashi uniósł wysoko brodę, a jego klatka piersiowa unosiła się od głębokich wdechów. Pięści zacisnęły się, sprawiając, że skóra na kostkach zbielała.
— Gai! — ryknął Nara, będąc pewnym, że Might stracił zmysły.
Do tego ich przywódca wciąż milczał.
Hidan posłał im ostatni uśmiech.
— Kakashi!


< < ♥ > >


— Kiba, proszę cię... — Słaby szept Sakury przebiegł przez salę.
— Nie — odburknął chłopak.
— Proszę!
— Nie ma mowy, dziewczyno.
— O co chodzi? — Menma podszedł zaciekawiony do łóżka.
Haruno siedziała na nim po turecku i próbowała wcisnąć do rąk Inuzuki pieniądze, prosząc o to, by poszedł wykonać dla niej drobny zakup.
— Chce, żebym poszedł i kupił jej papierosy — warknął szatyn, po raz kolejny odpychając od siebie rękę dziewczyny.
— A co to takiego? — zapytało zwierzę.
— Coś, co wyniszcza jej organizm od wewnątrz. — Kiba wsadził dłonie do kieszeni i ani myślał podnieść się z krzesełka. — Nie paliłaś kilka miesięcy, czemu znowu cię naszło?
— To przez nerwy... Kiba, proszę cię.
— Rozumiesz, że nie chcę, byś się truła?
— Potrzebuję tego.
— Nie i basta!
Dziewczyna wbiła w niego przygnębione spojrzenie i westchnęła głośno, zagryzając dolną wargę. Zaczęła zaczepni dźgać palcem jego ramię.
— To będzie ostatni raz... — wyszeptała.
— Przysięgasz?
— Tak — odparła z nutą entuzjazmu.
Niechętnie, lecz przyjął w końcu jej pieniądze. Wstał zrezygnowany, zarzucił na siebie bluzę i ruszył do wyjścia, zarzucając na głowę kaptur, będąc śledzonym przez Akamaru.
Haruno przeniosła spojrzenie na nogi, a potem na łóżko obok. Cała aparatura wskazywała, że chłopakowi nic się nie dzieje; po prostu stał. Tylko jego sen był nie do przerwania, co strasznie ją dobijało.
— Wiesz, co może mu się śnić? — szepnęła, gdy wilk przy niej spoczął.
— Nie — odparł — ale jego aura jest spokojna. Więc to pewnie dobry sen.
— Tak bardzo chciałabym, żeby tu wrócił.
— Jest z nim coraz lepiej. — Menma westchnął i podrapał się za uchem. — Ty za to możesz się szykować do dzisiejszego wypisu. Ślimacza księżniczka powiedziała, że dosyć się należałaś i szybko wylizałaś, więc nie możesz tu nadal przebywać i się obijać.
— Gadanie — bąknęła — i tak nigdy nie może znaleźć dla mnie sensownego zajęcia.
Zsunęła się z łóżka i podeszła do okna. Oparła się o parapet i rozejrzała po okolicy. Marzec niósł za sobą ciepłe promienie słoneczne, a śnieg topniał w zastraszającym tempie.
— Już niedługo zakwitną kwiaty. — Wzięła głęboki wdech. — Trzeba będzie zająć się ogrodem.
— Pomogę!
Minęlo kilka chwil milczenia, gdy wciąż obserwowała panoramę Konohy. Ktoś wszedł do pomieszczenia i wyczuła to, zanim Menma wydał z siebie niezadowolone burknięcie.
— Gdzie wojownik? — Uchiha stanął przy jej pustym łóżku.
— Poszedł do sklepu, zaraz powinien być z powrotem — odpowiedziała, nie odrywając oczu od nieba.
Sasuke zbliżył się do Naruto. Z dziwną miną popatrzył na sprzęty, a potem na samego blondyna. Chwilę nad czymś dumał, zerknął na Haruno. Wciąż stała tyłem, a Menma siedział za nią z miną pokerzysty, bacznie go obserwując. Na twarzy bruneta wymalował się dziwny grymas, gdy ponownie zerknął na Uzumakiego.
— Wiadomo już, kto was zaatakował?
— Akatsuki? — mruknęła, wzdychając. — Nie wiem... Na dziewięćdziesiąt dziewięć procent, tylko oni byli w pobliżu.
Mówiąc o tym, zacisnęła powieki. Nikt jej nie informował na bieżąco o przebiegu misji. Była zaniepokojona, ciągle coś ją rozpraszało. Chciała, by Kakashi był przy niej. Odwróciła się w końcu w stronę gościa. Był ubrany w czarne spodnie, a spod granatowej bluzy wyglądał biały podkoszulek. Czarną kurtkę rzucił na szafkę, pomiędzy łóżkami. Przypominał jej nieco stare czasy.
— Czy to mógł być...
— Itachi? — weszła mu w zdanie. — Nie, twój braciszek ostatnio pojawił się u nas przed świętami i dał się zamknąć w klatce. A następnie spotkałam go po Nowym Roku, gdy porwali Ino.
— Ino? — zdziwił się. — Po co mu Yamanaka?
— Po Sakure — wtrącił Menma.
— Widzisz Sasuke — zaczęła, wracając na swoje łóżko — nie było cię. A wiele zdążyło się w tym czasie wydarzyć. Pamiętasz nasze ostatnie spotkanie? Ty może nie — zaśmiała się, nakrywając nogi kocem — ja tak. W końcu nie codziennie kończy się prawie bez głowy.
— Przeprosiłem za tamto. Naprawdę byłem... Niepoczytalny.
— Nieistotne. — Pokręciła głową, ignorując jego słowa. — Niedługo po tym wróciliśmy z Naruto do Konohy. Okazało się, że AKatsuki przez półtora roku trzymali Kakashiego u siebie. W końcu udało mu się zbiec i od tamtej pory często wchodzimy sobie z nimi w drogę.
Brunet na wydźwięk imienia jego byłego sensei, skrzywił się i poruszył nerwowo. Nie mógł na niego patrzeć od kiedy wrócił do wioski. Słuchać go... Czy też o nim.
— Jaki jest ich powód? — zapytał po chwili.
— Ja jestem tym powodem, jakkolwiek zuchwale to nie zabrzmi — odparła, wzdychając.
Spuściła wzrok i zaczęła bawić się rogiem nakrycia. Chłopak złapał krzesło, przysunął je do łóżka i usiadł przy niej, wciąż kontrolowany przez Menmę.
— Opowiesz mi? — zapytał.
— Ja, ty i... — Zerknęła na blondyna. — Naruto. Odziedziczyliśmy pewien spadek.
— To znaczy?
— Jesteśmy następcami Legendarnych Sanninów, Sasuke. Stąd Menma. No wiesz... Naruto ma pod sobą Żabi Gang, ty węże... Ja wilka.
— Żartujesz? — Otworzył szerzej oczy.
Było jej dziwnie. Nie dość, że rozmawiała z nim po tym wszystkim co jej zrobił — twarzą w twarz — to pierwszy raz w życiu to właśnie ona mówiła, a on z zainteresowaniem słuchał.
— Poważnie. — Uśmiechnęła się. — Niedawno moja siła wzrosła. Nie jestem już tylko zwykłym medykiem. Potrafię dużo więcej... Kakashi i Yamato zdjęli ze mnie pieczęć, którą nałożyli przed laty. Władam w tym momencie wachlarzem wodnych technik, wytrenowana przez mistrza Mikashiego. Jednak Akatsuki upiera się przy mnie, ze względu na to, że moje umiejętności medyczne osiągnęły już najwyższy poziom. Potrzebują mnie do czegoś i od tamtej pory urządzają sobie na mnie nagonkę. Posuwają się do coraz niebezpieczniejszych czynów. Porwanie Ino? Jak najbardziej zamierzone. Wiedzieli, że to moja przyjaciółka, że jest w ciąży. Zdawali sobie sprawę, że nie będą musieli na mnie długo czekać.
— Ino jest w ciąży? — zapytał zdumiony.
— Poród przewidujemy na początek wakacji. — Uśmiechnęła się.
— O masz... — Jego usta również lekko się wygięły. — Z Shikamaru, prawda? Chłopiec czy dziewczynka?
Była zaskoczona jego przyjazną postawą.
— Tak, będą mieli córeczkę — odpowiedziała po chwili.
Błądził gdzieś myślami. Jego mina zrzedła. Wyprostował się na krześle i westchnął głośno, krzyżując ramiona na piersiach.
— Jak bardzo Naruto mnie nienawidzi? — spytał, spoglądając na niego.
— Sasuke — szepnęła — zastanów się... Wiesz, z kim masz do czynienia. Mimo tego co mówił, to wciąż ten sam Uzumaki. Jego nastawienie się nie zmieniło. — Brunet przyjrzał jej się z uwagą. — Dla niego zawsze będziesz kimś, o kogo będzie walczył. Chyba, że coś odwalisz. Jest w stanie bez wahania cię również zabić. W tej chwili wszystko zależy od ciebie... Jeżeli naprawdę wróciłeś z dobrymi intencjami, zostań tu i napraw to wszystko, co zniszczyłeś. Jeśli jednak coś knujesz, uciekaj. Najlepiej jak najszybciej. Zginiesz, jeżeli znowu odwrócisz się od wioski. Twoja krew będzie na rękach nas wszystkich... Na moich też.
Odchylił do tyłu głowę. Ona nie była już tą samą Sakurą Haruno, którą zostawił wtedy na środku alei w parku. Stała się dojrzała, twarda, konsekwentna... Kobieca. Tak, stała się też piękna. I nie mógł temu zaprzeczyć.


< < ♥ > >


Shikamaru zacisnął mocno powieki, oczekując rychłego zakończenia życia swojego starszego przyjaciela, jednak jego głowy nie wypełnił wrzask bólu, zwiastującego śmierć. W jego uszach zadzwoniło własne imię.
— Shikamaru, teraz!
Nara otworzył oczy. Hidan stał skrępowany przez grube konary drzew. Przez chwilę nie potrafił uwierzyć w to, co prezentowało się przed jego oczyma, jednak otrząsnął się i złożył dłonie do pieczęci, wybiegając jednocześnie z krzaków. Dobiegł do walczących, by spętać wrogie ciało dodatkowym zabezpieczeniem w postaci jego cieni. Dzięki jego pomocy, oraz sile Yamato — udało im się wyciągnąć z kręgu oponenta. Hatake sięgnął za siebie ręką, by wysunąć z futerału zamieszczonego na plecach, ostrą jak brzytwę katanę.
— Myślicie, że to koniec?! — wrzasnął Hidan — dobrze wiecie, że nie można mnie zabić! Ha!
Kakashi zbywając jego wrzaski, z wolna zbliżył się do swojej ofiary. Członek Akatsuki chciał wykorzystać fakt, że chłopcy byli osłabieni wielogodzinną walką. Zaczął się coraz silniej szarpać, by tylko uciec z sideł konoszańskich ninja, gdy nagle powietrze rozdarł pełen entuzjazmu, krzyk Ashi. Dziewczyna wyskoczyła finezyjnie w górę, by po chwili cisnąć swoimi ostrzami we wrogim kierunku, wówczas pozbawiając go ramion.
— Jashin wam nie daruje! — wycharczał, gdy z jego ust zaczęła powoli wydobywać się krew. — Zapłacicie mi za to!
Kakashi wpuścił w swoją broń błyskawicę i zmrużył pociesznie oczy.
— Nie wiem, czy bez głowy będzie ci tak łatwo się mścić. Ale nikt nie broni ci spróbować.
— O nie, nie, nie! — Akatsuki zacisnął zęby. — Nie zrobisz mi tego, szaraku! — zaskrzeczał, gdy poirytowany Yamato zacisnął na nim mocniej drewniane pnącza.
— To przykre, że wciąż w nas nie wierzysz. — Hatake westchnął i ujął rękojeść ostrza w obie dłonie, by po chwili odchylić ją do tyłu. — Ale obiecuję, że tym razem zabieramy twój baniak ze sobą.
— Nie!
Powietrze przeciął niegłośny świst w towarzystwie dźwięku elektrycznych wyładowań. Świetliste ostrze zatopiło się w szyi ofiary, by moment później ostatecznie się przez nią przedrzeć. Shikamaru i Tenzou odpuścili, a ciało pozbawione kilku członków, runęło na ziemię, podnosząc na kilka chwil kurz. Głowa runęła prosto pod nogi zdegustowanej Ashi.
— Zemszczę się, skurwysyny! Zobaczycie! — wrzasnął rozczłonowany Hidan, a Tokuno cofnęła się o krok.
— Matko jedyna, rzeczywiście nieśmiertelny! — Wzdrygnęła się i niekontrolowanie kopnęła głowę z nieopisanym obrzydzeniem.
Kakashi przykucnął i rozwinął jakiś zwój; położył go delikatnie na ziemi, wykonał kilka znaków i uderzył otwartą dłonią w sam środek. Przed jego oczyma pojawiła się niewielka, zdobiona skrzynia, a w jej zamku tkwił lekko zardzewiały klucz. Dźwignął się leniwie, by podejść do nieznośnie ujadającej, szarej głowy.
— Ej... Ej! Zaraz, co ty ze mną robisz?! — oburzył się Hidan. — Jasna cholera odłóż moją głowę sukinkocie! Słyszysz?!
— Mam cię już serdecznie dosyć — burknął Hatake, trzymając go za włosy.
Ruszył z powrotem w kierunku skrzynki, i brutalnie cisnął w jej głąb swoją zdobycz.
— Nie macie prawa! — Wydobyło się spod zamkniętego wieka. Kakashi nie wytrzymując, zacisnął zęby i rąbnął otwartą dłonią w drewniane pudło, tworząc wówczas w jego wnętrzu ogłuszający rezonans. — O boże...
Wykonał kilka znaków, a skrzynia zniknęła.
— Gdzie go odesłałeś? — spytał Yamato, podchodząc bliżej.
— Do Ibikiego — odparł, idąc po swoją opaskę. Powstrzymał go jednak krzyk młodszego kompana.
— Jak następnym razem, do jasnej cholery, przyjdzie wam do głowy tak durny pomysł, to raczcie mnie poinformować, zanim mi serce wyskoczy, co?! — wywrzeszczał Shikamaru, łapiąc się za serce. — Boże jedyny, co za beznadzieja!
— Och, uspokój się! — Ashi poklepała go po plecach. — Masz dziecko w drodze, nie powinieneś się tak denerwować.
— Żartujesz?! — ryknął nagle.
— Co z Deidarą? — Kakashi zwrócił się do Yamato. Mina jego przyjaciela wcale go nie pocieszyła, lecz wciąż zachowywał spokój. — Jeżeli uciekł, to trudno. Jak nie tym, to innym razem.
— No, uciekł... — odparł niepewnie.
— Ale? — Hatake uniósł ku górze brew.
— Tenten i Sai mają bardzo poważne obrażenia. Musimy szybko wracać do wioski, by ktoś się nimi zajął.
Szarowłosy zwrócił się do niego bokiem i zawiesił wzrok na Nejim, który trzymał na rękach poturbowaną dziewczynę. Kawałek dalej Gai i Aoba podtrzymywali ledwo przytomnego Saia.
— Tak... — szepnął, odczuwając drażniące poczucie winy. — Ruszajmy.
Tenzou otwarł czoło i zwrócił się do niego tyłem, chcąc podejść do swojej ukochanej. Czarne oczy Hatake wzniosły się ku górze, gdy tylko umieścił opaskę w kieszeni kamizelki i błyskawicznie zawiesiły wzrok na plecach szatyna. Poczuł, jak jego serce przestaje tłoczyć krew, jak robi mu się zimno, jak dreszcze obejmują całe jego ciało.
Na plecach jego przyjaciela pojawił się znikąd gliniany pająk.
— Yamato! — ryknął, zrywając się do biegu. W międzyczasie wyczuł chakrę Deidary. Doskoczył do Tenzou i złapał za kołnierz jego kamizelki i zerwał ją z niego, chcąc prędko odrzucić ją na bok. Miał wrażenie, że wszystko działo się w zwolnionym tempie. Kopnął mocno w plecy szatyna, by odrzucić go tylko jak najdalej od siebie, a gdy zamachnął się i wypuścił z dłoni materiał, dostrzegł niedaleko przed sobą blondyna, który wpatrywał się w niego z czystym obłędem.
— Katsu!
Huk niewyobrażalnie silnego wybuchu, przedarł całą okolice, zmuszając siedzące na drzewach ptaki, do ucieczki. Okoliczna ziemia podniosła się ku górze, a nadzwyczaj silna fala uderzeniowa, porozrzucała jego kompanów na boki.
— Cholera... — syknęła Ashi, wznosząc się na drżących ramionach. Przeniosła skołowany wzrok na wznoszący się pył. — Kakashi! — ryknęła nagle, lecz nie otrzymała żadnej reakcji. — Kakashi!
Przyjaciele z przerażeniem obserwowali jak wiatr powoli rozrzedza kurz. Ashi łkała coraz głośniej, zdzierając gardło przez wrzaski. Yamato czuł nadchodzące przez przerażenie torsje; jego wnętrze opanowało najczystsze przerażenie. Wokół gardła oplątał się niewidzialny sznur bólu i nienawiści.
— O Boże... — załkała Tokuno.


< < ♥ > >


— Sakura, coś się dzieje? — Sasuke zerknął na nią, gdy nagle przestała opowiadać o misji na Hiyochang.
Zamilkła, ściągnęła brwi, a źrenice maksymalnie się rozszerzyły. Jej oddech zwolnił, stał się płytki, zduszony. Umysł opanował mrok.
— Sakura... — Menma podszedł do łóżka, czując jej nieprzyjemną aurę. — Co się dzieje?
— Nie wiem — wyszeptała mechanicznie. — Nie wiem, nie mam pojęcia, ale coś jest nie tak. Nagle poczułam... Coś złego. Coś strasznie złego — mruczała cicho, zaciskając pięści.
Przycisnęła odruchowo dłoń do piersi, czując ukłucie w sercu. W jej głowie rozdarł się wrzask pełen przerażenia. Zrobiło jej się zimno, źle. Swąd śmierci sięgnął jej zmysłów.
— To znaczy? — Uchiha wyjrzał na jej oczy.
— Menma... — Poderwała wzrok na wilka. — Przenieś się do Kakashiego. Natychmiast.
— Nie mogę, Sakura. Nie mam pojęcia gdzie oni są, a nie potrafię wykonać wstecznego przywołania.
Dziewczyna złapała za kołnierz bluzki i rozciągnęła go, pokazując mu dekolt. Pusty dekolt.
— Gdzie wisiorek? — zdziwił się.
— Wrzuciłam go do kieszeni Kakashiego, gdy się żegnaliśmy — odparła rozjuszona. — Błagam cię, błagam! Tam się coś stało!
— W takim razie, niedługo wracam — rzucił szybko i zniknął im z oczu.
Był lekko poirytowany, sądząc, że zachowała się nieco nieodpowiedzialnie. Jednak wiedział, że nie była głupia, że dobrze to wykombinowała, że miała jakieś przeczucia.
— Sakura — szepnął brunet, wyciągając w jej kierunku dłoń.
Nim jednak zdążyła podnieść na niego wzrok, pomieszczenie wypełniło się groźnym warczeniem.
— Mówiłem, że masz się tu nie pokazywać... Zdążyłeś zapomnieć? — Kiba zaczął powoli zbliżać się do łóżka.
Jego zęby zaciskały się złowrogo; Sakura obserwowała go spod grzywki, drżąc. Mijając łóżko, rzucił na pościel paczkę papierosów, a Sasuke podniósł się z krzesła, nie pozbywając się prowokacyjnej miny. Inuzuka zatrzymał się dopiero wtedy, gdy ich twarze dzieliły centymetry.
— Wynoś się stąd, zasrańcu — syknął jadowicie.
— Wyjdę, gdy nabiorę na to ochoty — sparował Uchiha.
Szatyn zaczął podwijać rękawy bluzy i nic nie zwiastowało tego, że dadzą sobie spokój.
— Chłopaki... — szepnęła dziewczyna, mechanicznie sięgając po papierosy.
— Zaraz rozwalę ci mordę.
— Próbuj szczęścia.
— Chłopaki — powtórzyła nieco głośniej.
Kiba złapał za koszulkę Sasuke i zmrużył oczy, cofając ramię.
— Jasna cholera, co tu się dzieje?! — W wejściu pojawiła się Tsunade.
— Kiba! — ryknęła Haruno, podrywając się z łóżka.
Przed jej nosem przeleciała pięść szatyna. Poczuła pchnięcie; z niedowierzaniem rzuciła krótkie spojrzenie na Sasuke, który pchnął ją z powrotem na materac, by przypadkiem nie oberwała jakimś rykoszetem. Zacisnęła powieki, po chwili słysząc dwa, tępe ciosy. Wstrzymała oddech, słysząc łomot rozwalającej się w wióry szafki i upadek czyjegoś ciała, przynajmniej dopóki jej włosami nie poruszył lekko tajemniczy prąd powietrza.
Zebrała się na odwagę i uchyliła powieki, dostrzegając Uchihę w zgliszczach szafki, a Inuzukę siedzącego na posadzce. Byli przerażeni, w jakiś sposób skonsternowani. Zwróciła wzrok przed siebie, spotykając się tym samym z lazurowym, zaspanym spojrzeniem.
— O matko — wybełkotała zdumiona.


< < ♥ > >


Wielkie, białe łapy wbiły się w ziemie, w akcie niepohamowanej wściekłości. Zmaterializował się dokładnie pomiędzy swoimi towarzyszami a miejscem wybuchu. Nad czyimś, zwęglonym ciałem unosił się kurz, a pomiędzy nimi nie mógł dopatrzeć się Kakashiego.
— Nie... — warknął groźnie, a jego sierść najeżyła się niebezpiecznie, by po chwili buchnąć białym światłem, zaś pomarańczowe oczy zapłonęły żywym ogniem. Wilcze ciało zaczęło powoli rosnąć, kły wydłużały się w obrzydliwy dla oka sposób, przynosząc wszystkim widok niczym z najgorszych koszmarów. — Ktokolwiek to zrobił, zapłaci mi za to...
Ashi poderwała się na nogi i zaczęła przeć pędem w kierunku ciała. Z przerażenia plątały jej się nogi, a wszyscy inni byli na tyle sparaliżowani strachem, by nie móc nawet drgnąć. Łzy lały się potokiem po jej policzkach, lecz nie dawała za wygraną; ślizgając się na piachu, wyhamowała tuż przy truchle. Opadła na kolana, nie dbając o nic i przyłożyła ucho do klatki piersiowej, po chwili wydając z siebie skowyt rozpaczy. Ten przerwany wilczym rykiem ustąpił z przestrachem, a białe łapy odbiły się od podłoża by w nienaturalnie błyskawiczny sposób znaleźć się przy przerażonej ofierze, która drżała jak osika.
— Zabiję cię — warknęło zwierzę.
Deidara czuł, jak gorące oddechy Menmy poruszają jego brudnymi, tłustymi włosami.
— Nie boję się ciebie — odparł, siląc się na powagę. Dłonią zaczął sięgać do pochwy z gliną.
Lecz nim zdążył, długie, białe kły zatopiły się w jego barku. Posoka trysnęła na wszystkie strony, a ofiara wrzasnęła, kiedy ból wdrożył się w jej ciało. Wilk zamachnął się i rzucił ofiarą na pole walki. Z wolna począł kroczyć w jego kierunku, wówczas gdy krew wsiąkała w jego białą jak śnieg sierść. Gdy stanął nad wijącym się z bólu chłopakiem, wziął głęboki oddech a jego oczy na moment znormalniały; płomienie wygasły, a źrenice całkiem mocno się zmniejszyły. Wilcze spojrzenie straciło na pokrzepieniu, by zacząć emanować dezaprobatą, obrzydzeniem i nienawiścią.
— Twój czas dobiegł końca — wyszeptał.
Otworzył szeroko pysk, przed którym pojawił się drobny, świetlisty punkt. Rósł i rósł, zmieniając się w skumulowaną energię; w potężną błyskawicę. Gdy nabrał odpowiednich rozmiarów, Menma cofnął lekko głowę, gotowy do oddania strzału, lecz całą tę farsę przerwał czyiś zachrypnięty głos.
— Nie rób tego.
Elektryczna materia rozpłynęła się w powietrzu. Wilczysko zwróciło za siebie łeb, zamykając przy tym paszczę. A więc grał na czas — pomyślał, zwracając się z powrotem w stronę swojej niedoszłej ofiary mordu. Zwierzę stało w pułapce, pomiędzy jednym Deidarą a drugim. Ten zakrwawiony, leżący na ziemi, na którego ustach malował się obłędny uśmiech, był rzecz jasna tym prawdziwym, który stworzył swojego glinianego klona i czekał na okazję, by dać własne przedstawienie. Przyłożył do ust palce, by przygotować się do wypowiedzenia słów, służących detonacji. Wilcze ślepia podniosły się i zawiesiły na wciąż łkającej nad ciałem Ashi.
Wybacz Sakura, dałem się podejść. Zawaliłem.
Gdy po raz ostatni wziął w swoje wielkie płuca wdech, powietrze po obu stronach jego głowy przecięły dwa kunaie. Precyzyjnie wymierzone w dłonie Deidary, wtopiły się boleśnie w jego skórę, roztrzaskały paliczki. Rozbiły pieczęć blondyna, który z niedowierzaniem popatrzył w górę.
— Nie wierze! — ryknął wściekle.
Menma nie spuszczając wzroku z Tokuno, dojrzał, jak zwęglone ciało zamienia się w pozostałości Hidana. Po chwili, idąc w ślady blondyna, zerknął ku górze.
— Co za dupek! — ryknął poirytowany. Przez jego udawaną śmierć odsłonił się z uczuciami i brakiem opanowania, tracąc imię niewzruszonego. — Kakashi, ty durniu!
Szarowłosy opadł na ziemię i błyskawicznie się wyprostował, po czym z całej, pozostałej siły rąbnął w twarz kopię Akatsuki. Ta zaczęła nagle puchnąć, zwiastując jedno — najgorsze.
— Doton! Doryuheki! — ryknął głośno.
Zdobiona psimi głowami ściana, wyrosła z ziemi niemalże w ostatnim momencie. Płomienie wybuchu okalały ją, wybiegając po bokach; Menma i Kakashi przywarli do niej, by przypadkiem nie oberwać.
— Zyskałeś dla mnie trochę czasu — wydyszał mężczyzna.
— Myślałem, żeś martwy! — wrzasnęło poruszone zwierzę. — Czemu nie dałeś jakiegoś znaku?!
— Jak się tu dostałeś? — Czarne oczy zlustrowały wilka.
— Sakura wyczuła, że coś jest nie tak. Pewnie przez te grobową aurę twoich towarzyszy!
Kakashi przymknął powieki i uśmiechnął się, na wspomnienie ukochanej. Jedyne na co miał teraz ochotę, to runąć z nią na łóżko i pójść spać. Zastanowienie jednak wróciło.
— Nadal nie wiem, jak się tu znalazłeś!
— Sprawdź kieszenie! — krzyknęło zwierze, rwąc się w pogoń za Deidarą, który właśnie miał zamiar im uciec na swoim glinianym ptaku.
Mężczyzna marszcząc czoło sięgnął do owej skrytki i wyczuwając w palcach łańcuszek, otworzył z niedowierzaniem, szerzej oczy. Wyciągnął pospiesznie biżuterię i mruknął pod nosem, doglądając zielonego, błyszczącego kamyka.
— Jesteś niemożliwa... — wyszeptał, zaciskając pięść.
— Nie wierzę! — Krzyk Ashi przedarł okolicę. Złapała się za głowę i pochyliła do przodu. — Nie wierzę! Kakashi! Ty... Ty draniu! Jak mogłeś mi to zrobić?! Nie jestem przyzwyczajona do takich akcji!
Szarowłosy zaśmiał się pociesznie, obserwując jej nerwowe zachowanie, lecz humor go opuścił, gdy oberwał w głowę drobnym kamieniem. Zdekoncentrowany popatrzył na rozwścieczonego Shikamaru.
— Kurwa, prosiłem cię o coś stary dziesięć minut wcześniej! — wrzasnął, tupiąc w złości nogą. — Rzucam tę robotę!


< < ♥ > >


— Naruto!
Uzumaki stał o własnych lecz niepewnych siłach. Widząc jak Sakura zaczyna płakać — niekoniecznie rozumiejąc, że ze szczęścia — postawił krok do przodu. Jego obolałe, zastałe ciało runęło jednak do przodu, prosto w ręce dziewczyny, przy której momentalnie pojawiła się Tsunade.
— Jak to zrobiłeś? — Różowowłosa ścisnęła go mocniej w swoich ramionach, by po chwili pomóc Piątej przenieść go z powrotem na łóżko.
Kiba i Sasuke podnieśli się na nogi, wciąż wymieniając rozzłoszczone spojrzenia.
— Ale co? — zapytał beztrosko blondyn. Uśmiechał się, ciężko dysząc.
— Jak to możliwe, że tak nagle się wybudziłeś? — drążyła Godaimie, karcąc chłopaków wzrokiem.
— Kurama przekazywał mi informacje z zewnątrz — rzucił, jakby to było oczywiste. — Kazał mi wypoczywać, ale gdy usłyszałem krzyk Sakury, to jakoś samo przyszło. — Zamilkł na chwilę. Złapał za dłoń przyjaciółkę i zmrużył powieki. — A wy? Musicie robić takie bardachy? Kiba, mogłeś się powstrzymać. Albo załatwić to gdzieś, gdzie Sakura nie musiałaby tego oglądać. A ty Uchiha, skoro cię wypraszają... To powinieneś wyjść.
Mówiąc o brunecie, nie patrzył na niego. Sasuke przez chwilę miał ochotę powiedzieć Sakurze, jak bardzo się myliła. Że Naruto go nienawidzi.
— Co poradzę, że ten bałwan mnie nie słuchał? — bąknął Inuzuka.
— Kiba... — jęknęła Haruno.
— Przemoc idzie w parze ze złem — mruknęła cicho Tsunade, spoglądając na Uchihę — lub z zazdrością.
Chłopak pozostał niewzruszony i obserwował dawnego przyjaciela, który  wpatrywał się w okno. Sięgnął po chwili po kurtkę i skierował się do wyjścia.
— Wracajcie do zdrowia — rzucił na odchodne.


< < ♥ > >


Sakura poszła z Tsunade po wypis, czując niewiarygodne szczęście. W końcu mogła opuścić szpital, czuła się już lepiej i Naruto wracał do siebie. Do późnego wieczora, razem z Kibą, towarzyszyli Uzumakiemu, by nie czuł się zbyt samotny. Hinata dzień wcześniej musiała ruszyć na jakąś misję, więc nie mogła przy nim zostać.
— Jakieś wieści od Menmy? — zapytał Inuzuka, gdy po dziesiątej wieczorem przemierzali konoszańskie ulice.
— Cisza — odpowiedziała spokojnie — gdybym miałąa wisiorek, może udałoby się nam skontaktować.
— To niedobrze — odparł chłopak. — Będziesz sama w domu, a po tym wszystkim co się działo, to całkiem niebezpieczne. Z drugiej strony, ja nie będę pchać się do ciebie na siłę.
— Nigdy nie powiedziałam, że przeszkadza mi twoje towarzystwo — powiedziała, marszcząc czoło.
— Dobrze, to inaczej. — Westchnął i popatrzył na nią. — Mam zostać?
— Myślę, że nie ma takiej potrzeby. Dam sobie radę.
— Sakura... Nie odzyskałaś jeszcze sprawności i sił.
— Dam radę, młotku — zaśmiała się, odchylając do tyłu głowę.
Zawiesiła wzrok na gwiazdach.
Zastanawiała się, kiedy Kakashi do niej wróci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz