środa, 28 maja 2014

23. Coś tu śmierdzi

Zegar na konoszańskim dziedzińcu wybił siódmą rano. Do gabinetu wpadały promienie wschodzącego, zimowego słońca; były oślepiające, wręcz boleśnie dostawały się do umysłu i go drażniły.
Naruto się zagotował — lisie wąsy nabrały wyrazistości, blond włosy mocno się najeżyły, a nos wydawał z siebie dzikie świsty. Menma zmrużył oczy, nie do końca wiedząc, jak ma zareagować. Yamato wciąż był mocno wstrząśnięty; stał w miejscu z lekko rozchylonymi ustami, a Sai ze stoickim spokojem stał przed wystraszoną Ashi, by móc ją w razie czego osłonić.
Kakashi zaciskał pięści do tego stopnia, że zbielały mu knykcie. Otworzył w ten sposób świeże rany, z których zaczęła wydobywać się krew. Sakura dostrzegała to kątem oka; obróciła się prędko i zaczęła grzebać w torbie za chusteczkami, by otrzeć ciecz, znajdującą ujście na podłodze. Mężczyzna w ogóle nie zwracał uwagi na jej dotyk; był dziwnie niewzruszony, chłodny — przerażał. Haruno nie wiedziała, czego powinna się bać najbardziej. Wybuchu wulkanu Uzumakiego? Niespodziewanego, błyskawicznego zabójstwa z rąk Hatake? Zwróciła niespokojny wzrok w stronę przybysza. A może to on stanowił w tamtej chwili największe zagrożenie?
— Co ty tu robisz, Sasuke? — warknął Naruto, robiąc krok do przodu.
Czarnowłosy chłopak był zaskoczony reakcją jego starego przyjaciela. Adoratorka sprzed lat, również nie pałała entuzjazmem na jego widok. Do tego sterczał przed nią jakiś gigantyczny wilk, który wyraźnie miał ochotę go rozszarpać, z boku kryła się jakaś ruda dziewczyna, Tenzou wbijał w niego swoje wyłupiaste oczy, Sai wkurwiał go samym bytem, a jego dawny sensei... Ten to był najmniej zadowolony ze wszystkich. Zmrużył powieki, marszcząc przy tym czoło i zastanawiał się, dlaczego Kakashi trzyma dłoń na boku Haruno.
— Odpowiadaj! — wrzask Uzumakiego wyrwał go z zadumy.
Uchiha przeniósł leniwie na niego wzrok i nadal milczał, próbując ułożyć sobie w głowie to, co miał okazję widzieć. Wylądował w innym wymiarze, gdzie Naruto nie pragnie za wszelką cenę sprowadzić go na dobrą drogę, a jakaś różowa przylepa nie rzuca mu się na szyję?
— Twierdzi, że chce wrócić do wioski — mruknęła chłodno Piąta. — Na stałe.
Sakura miała wrażenie, że ktoś wyrwał jej serce z piersi. Spłycony oddech zatrzymał się, a w głowie mocno się zakręciło, co poskutkowało zachwianiem. Ręka Kakashiego utrzymała ją jednak w pionie. Czuła bijącą od mężczyzny złość; nie, to był przerażający gniew.
— To prawda. — Głos Sasuke wdarł się do jej głowy niczym piorun, siejąc w umyśle jeszcze większe spustoszenie. Najgorszym było dla niej to, że wciąż jej się przyglądał. — Wiele przemyślałem i chcę wrócić do Konohy.
— A pomyślałeś, że może nikt inny cię tutaj nie chce? — wycedził Uzumaki, który na dobre zaczął zmierzać w jego kierunku. — Już nie pamiętasz, jak nas ostatnio potraktowałeś? Miałeś nas w tym swoim egoistycznym dupsku przez siedem lat! Czego od nas oczekujesz?! Przebaczenia? A może mamy ci zakurwić imprezkę powitalną, co?!
Uchiha nie spuszczał oczu z Sakury, co — rzecz jasna jak słońce — nie uniknęło Kakashiemu. Dziewczyna jednak unikała spojrzenia smolistych oczu, jak ognia. Wbiła wzrok w czubki zimowych butów, próbując uspokoić oddech. W myślach błagała o to, by się obudzić, przygryzając przy tym wargę.
— Niczego od was nie oczekuję. Wiem, że zasłużyłem na takie traktowanie, ale wróciłem i chcę spróbować wszystko naprawić — powiedział cicho.
— Naprawić? — Naruto uśmiechnął się cierpko. — Co ty chcesz naprawić? Nasze uczucia? Zagubione nadzieje? Już dawno je sobie odpuściliśmy, traktowałeś nas jak zwykłe śmieci! Chciałeś zabić Sakurę! — wrzasnął, wskazując na oślep ręką przyjaciółkę.
Dziewczyna poderwała wzrok z uchylonymi ustami, wdychając gwałtownie i głośno powietrze. Miała ochotę wytargać blondyna za jaja. Mogła przysiąc, że każda, obecna w sali osoba, łącznie z ANBU, powtórzyła nieme "co?". Najgorsze było spojrzenie Kakashiego, które wypalało właśnie w tyle jej głowy wielką dziurę.
— Byłem wtedy niepoczytalny — odparł Sasuke. — Chcę za wszystko przeprosić. Odpokutować.
— Nie, nie, nie — prychnął Kakashi, śmiejąc się przy tym. Wyszedł zza dziewczyny i stanął naprzeciwko bruneta, nawet na moment nie pozbywając się kpiny w swoim głosie. — Najpierw wytłumaczcie o co chodzi. Jak to, chciał ją zabić? — Popatrzył wyczekująco na Naruto.
Uchiha patrzył na byłego sensei wzrokiem pełnym pogardy. Nie miał najmniejszego zamiaru się przed nikim tłumaczyć, a dziwne zachowanie mężczyzny sprawiało, że przed nim już szczególnie.
— Na naszej ostatniej misji... — zaczął cicho Naruto.
— Naruto — jęknęła Haruno, krzywiąc się. Wiedziała, że zaraz zacznie płakać; napór nieprzyjemnego spojrzenia Hatake był dla niej zabójczy.
— Zamknij się — syknął szarowłosy, patrząc jej prosto w oczy. Był wściekły, że zataiła przed nim ten fakt. — Słucham dalej.
— Spotkaliśmy go. Kpił z nas, z naszych uczuć. — Niebieskie oczy przeniosły się na byłego przyjaciela. — Sakura powiedziała mu wtedy, żeby sobie za wiele nie wyobrażał. Że dla niej może gnić, razem ze swoją zemstą... Gdybym nie zdążył, poderżnąłby jej gardło. Nie wahał się, nawet chwilę.
Dwójka przyjaciół czułą na sobie zdenerwowane spojrzenia reszty. Mimo wszystko — mimo krzywd, ran, cierpienia, bólu, które im zadał — nadal kryli go jak członka drużyny, jak przyjaciela, aż do tego dnia, kiedy emocje wzięły górę. Kakashi wpatrywał się prosto w wodniste, zielone oczy. Czuła jego wściekłość; nie potrafiła nawet myśleć o tym, co się rozpęta gdy zostaną sami, gdy będzie kazać jej się tłumaczyć. Z drugiej strony — gdyby chciała o tym rozmawiać, już dawno znałby całą prawdę.
— Chcę za wszystko przeprosić — odezwał się brunet. Mimo tych słów, jak i tych następnych, wcale nie wykazywał żadnej skruchy. Był tak samo chłodny jak zawsze. — Za wszystko, co do tej pory zrobiłem. — Nieoczekiwanie zaczął zbliżać się do Sakury. Stawiał w jej kierunku spokojne, powolne kroki, wpatrując się w nią. — Co mam zrobić, byście chociaż mi uwierzyli, że mam dobre intencje? Nie liczę na wasze zaufanie, przynajmniej nie szybkie, ale...
Wykonał jeszcze jeden krok. Powietrze zgęstniało od nadmiernego uwolnienia chakry; powietrze przeciął podmuch wiatru, który poruszył różowymi włosami, a umysł wypełnił pisk i wyładowania elektryczne.
— Nie! — zawyła, chcąc ich powstrzymać.
Piąta zerwała się przy biurku, przewracając fotel, a dwójka ANBU wystartowała w tym samym kierunku, co Naruto i Kakashi, którzy zamachnęli się swoimi technikami na bruneta. Na szczęście refleks Yamato okazał się być niezawodny i tylko dzięki niemu uniknęli katastrofy; chwycił ich za nadgarstki, ciągnąc je gwałtownie w dół. Techniki rozprysły się w powietrzu.
— Wszystko rozumiem — sapną Tenzou — ale sądzę, że wysadzenie nas wszystkich w powietrze, to nienajlepszy pomysł.
— Dosyć tego — warknęła Piąta i zwróciła się do Uchihy. — Masz jedną, jedyną szansę. Jeżeli coś mi się nie spodoba, wylatujesz stąd lub własnoręcznie cię zabiję. Rozumiesz? Będzie pod stałym nadzorem. Każdy twój niepożądany ruch...
— Rozumiem — przerwał jej, odchylając dziwnie głowę. Jego wzrok znowu skupił się na Haruno. — Wszystko rozumiem.
Dziewczynę przeszedł dreszcz; on nawet się nie wzruszył atakiem chłopaków. Bała się go i wcale nie czuła bezpiecznie, wiedząc, że wrócił. Czuła nadchodzące kłótnie, konflikty, złość... Czuła zawieszoną w powietrzu katastrofę.
— Kakashi, Yamato... Jesteście wzywani do rdzenia, na siedemnastą. Teraz zostaniecie u mnie i zdacie raport. Naruto, zaprowadź Ashi do mieszkania. Menma, ty zabierz Sakurę do domu. — Godaime podniósł brutalnie fotel i opadłą na niego.
Sasuke przeniósł swój wzrok na wilka, który wciąż bacznie mu się przyglądał. Nie miał pojęcia czym było zwierzę i w jakim celu się tam znajdowało, ale czuł przed nim dziwny respekt i odnajdywał w nim potencjalne zagrożenie.
Sakura drżała. Czuła dziwne obrzydzenie i chłód. Opamiętała się i wróciła na ziemię, gdy Kakashi chwycił ją za ramię i zajrzał w jej zielone oczy.
— Masz mi obiecać, że wrócisz z Menmą prosto do domu... — To nie brzmiało jak prośba, a swoisty rozkaz. Mimo to, skinęła zgodnie głową.
— Obiecuję — odparła ochryple.
— Wiecie co — wtrącił Yamato — niech Sakura wróci z Naruto i Ashi do mnie. Jak skończymy raport, podejdziesz ze mną i ją odbierzesz.
Sasuke obserwował jak szeptali między sobą. Doskonale wiedział, że to on był powodem ich niepokoju. Mimo to, był zaskoczony tym, jak został przyjęty. Może i nie spodziewał się fajerwerków, ale ilość skierowanej wobec niego nienawiści, przewyższała jego założenia. Był pewny, że Sakura i Naruto staną się jego filarami, które pomogą mu odbudować dobre imię. Jak się jednak okazało, było zupełnie inaczej. Do tego zachowanie Kakashiego względem Sakury, było dla niego największą, jak na tamtą chwilę, nierozwiązywalną zagadką.
— Sakura, chodź — szepnęła Ashi.
Ruda objęła ją ramieniem i pociągnęła w stronę wyjścia. Przed nimi szedł Naruto i Menma, który uspokajał chłopaka. Haruno rzuciła ostatnie spojrzenie za siebie. Zarówno Kakashi jak i Uchiha, odprowadzali ją swoimi spojrzeniami.
Czuła ból w klatce piersiowej. Wierzyła, że po powrocie z Hiyochang, wszystko się dobrze ułoży. Tym czasem wszystko się posypało.


< < ♥ > >


— Wcale wam się nie dziwię — mruknęła Ashi, nakrywając siedzącą na kanapie Sakurę, kocem. — Sama nie wiem, jaka byłaby moja reakcja, na waszym miejscu. Sama jego mroczna aura sprawiła, że nie potrafiłam wykrztusić z siebie słowa. Czułam się jak memeja.
Naruto siedział na kanapie, a na jego kolanach spoczywała głowa Haruno, która nie spała przez całą poprzednią noc i zdążyła przysnąć w mieszkaniu Yamato. Uzumaki opowiedział Tokuno całą historię związaną z Sasuke. O jego odejściu, powodach, sytuacjach. Menma leżał na ziemi i słuchał go z taką samą uwagą, jak dziewczyna.
— Myślisz, że Sakura nadal może coś do niego czuć? — zapytała rudowłosa, siadając w fotelu.
— Mam nadzieję, że nie — odparł chłopak, ściągając z twarzy przyjaciółki kosmyk włosów, przez który zaczęła grymasić. — Walczyła z tym naprawdę długo, sporo wycierpiała. Nie raz mówiła, że to już koniec, ale tak naprawdę, nie wiem co kryje się w jej sercu... Zwłaszcza teraz, gdy Sasuke wrócił. — Westchnął głośno i opadł plecami na oparcie. — Jeżeli ją skrzywdzi, po prostu go zabiję.
— Ale teraz jest Kakashi, co nie? — Ashi związała włosy w wysokiego kucyka. — Przecież go nie odpuści, nie po tym wszystkim.
— Ona go kocha — wtrącił wilk. — Cholernie mocno. Gdy zobaczyła, że to Sasuke krył się pod osłoną płaszcza, przestraszyła się. Nie wzbudził w niej żadnych, pozytywnych emocji. Gdy ostatnio ze mną o nim rozmawiała, powiedziała, że nie ma cienia szansy na to, by jej uczucia względem tego mordercy wróciły. A sam Kakashi... Uważacie, że oddałby ją bez walki?
Usłyszeli, jak drzwi mieszkania się otworzył. Do salonu weszli Yamato i Kakashi; ten drugi wyglądał już na opanowanego. Odnalazł wzrokiem różowowłosą i uśmiechnął się, widząc ją beztrosko śpiącą. Podszedł do kanapy i usiadł na podłodze, tuż przy dziewczynie. Odetchnął głośno, zjechał po panelach niżej, by wesprzeć głowę na siedzisku.
— Chcecie kawy? — Ashi wstała, wiedząc doskonale, że nie powinna kontynuować tematu przy szarowłosym.
— Kawa — odparło leniwie całe, męskie grono.
Sakura mruknęła coś przez sen, ku rozbawieniu obecnych. Ruda wyszła do kuchni, a Tenzou zajął jej miejsce w fotelu.
— Piąta ciągnęła jego temat? — zapytał Naruto.
— Nie — odpowiedział szatyn, pocierając palcami skroń — stał tam jeszcze jakiś czas, ale wyczuł, że Kakashi miał ochotę ukręcić mu głowę, więc się w końcu zmył. Podobno poszedł zobaczyć w jakim stanie jest jego dzielnica i dom.
— Kurwa, martwię się — szepnął niespokojny Hatake — Tsunade może go przydzielić z powrotem do naszej drużyny, co wcale a wcale mi się nie widzi. Wyobrażacie sobie to? Po tym wszystkim?
— Raczej nikomu się to nie podoba — odparł Yamato.
Uzumaki wspierał łokieć na podłokietniku kanapy i pocierał brodę, w zadumie obserwując okno , zza którego dobijała się do nich miejska gwara.
— Nad czym dumasz? — Szarowłosy odchylił do tyłu głowę i popatrzył na swojego starego ucznia.
— Jakieś podejrzane mi się to wydaje. Tak nagle? Bez zapowiedzi?
— Obserwowałem go — rzucił mężczyzna, spoglądając znowu przed siebie. — Gdy mówił, że chce przeprosić i odrobić wszystkie swoje grzeszki, jego przepływ chakry nie został zakłócony.
— Przeprosić, nie przeprosić — mruknął Tenzou — i tak nie możemy mu ufać.
Kakashi odkręcił głowię i spojrzał na śpiącą dziewczynę. Po pierwsze; raczej nigdy nie doświadczył tego swoistego uczucia zazdrości i obiecał sobie, że tym razem też do tego nie dojdzie, bo był na to za stary. Z drugiej strony jednak cholernie się o nią martwił i nie chciał by miała styczność z Uchihą. Wmawiał sobie, że naprawdę chodziło o jej bezpieczeństwo i w sumie strach był tego następstwem, jednak gdzieś na dnie jego umysłu kołatały się nieprzyjemne myśli dotyczące jej uczuć względem mściciela.
— Nie martw się przyjacielu. — Szatyn wyciągnął go z kociołka nieprzyjemnych myśli. — Nikt ci jej nie zabierze.
Hatake popatrzył na niego nieco zdumiony, a moment później poczuł rozchodzące się w całym ciele przyjemne ciepło. Nim dobrze usłyszał za sobą słodkie, ciche westchnienie i skrzypnięcie skórzanej kanapy — długie, smukłe ramiona owinęły delikatnie jego szyję. Mimo nałożonej na twarz maski, doskonale wyczuł na policzku gorący, dziewczęcy oddech. Sakura zsunęła się z Naruto i wtuliła w mężczyznę, zwieszając głowę na jego ramieniu. Choć nie chciał tego przyznać, nawet przed samym sobą, miał wrażenie, że jego ciało topniało przez nadmiar endorfin. Zawiesił dłonie na odkrytych, ciepłych ramionach i odwrócił głowę w jej stronę, by dostrzec ledwo uchylone powieki zaspanych oczu i nikły uśmiech.
— O czym rozprawiacie? — bąknęła cicho.
— Męskie sprawy — odezwał się Uzumaki, uśmiechając się na ten słodki widok.
— Powiedział mężczyzna — zironizował Yamato.
— No ej!
Szatyn zaczął otwarcie dokuczać chłopakowi, a Menma warczał na nich, próbując się zdrzemnąć. Kakashi nadal wpatrywał się w zielone oczy. Dziwna, magnetyczna siła kazała jej przysunąć głowę bliżej, aż ich nosy się zetknęły. Przymknął lekko powieki; ochota na pocałunek zaczęła mieszać mu w głowie.
— Jak myślicie, po co wzywają was do rdzenia? — zapytała Ashi, wchodząc z powrotem do salonu. Postawiła na stoliku tacę z filiżankami. — Sakura, tobie też zrobiłam kawkę.
— Dziękuję. — Różowowłosa wyszczerzyła ząbki w uśmiechu.
Podniosła się do pozycji siedzącej, ku skrywanemu niezadowoleniu Kakashiego, i wzięła naczynie w dłonie. Skrzyżowała nogi tuż za nim, dzięki czemu mógł oprzeć na nich głowę.
— Zakładam, że będą kazać mi złożyć raport wewnętrzny. — Westchnął leniwie.
Sakura rozwiązała supeł jego opaski i delikatnie ją ściągnęła. Zranione oko standardowo pozostawało zamknięte, a szare kosmyki opadły na czoło. Zaczęła się nimi delikatnie bawić, mrużąc oczy w skupieniu.
— Myślicie, że co nim kieruje? — zapytała nagle, po dłuższej chwili wahania.
Uśmiechy zebranych natychmiast zniknęły. Hatake zamknął zdrowe oko i wziął głęboki wdech..
Nie lubił go.
Nie lubił o nim rozmawiać; nie chciał tego robić.
A gdy ona o nim wspominała, coś zaciskało się w jego żołądku.
— Nie wiadomo — szepnął Yamato — możemy tylko mieć nadzieję, że naprawdę się opamiętał.


< < ♥ > >


Przemieszczał się ulicami Konohy, czując na sobie posępne, wręcz nienawistne spojrzenia przechodniów. Wieść o tym, że zjawił się w wiosce rozeszła się bardzo szybko, tak samo jak ta, dotycząca powtórnego przyjęcia go do szeregów armii. Mimo to, nie szczędzili sobie nieprzyjemnych, głośnych uwag i wytykania palcami.
Było mu zimno; śnieg lekko prószył, a od jego starego domu dzieliło go jeszcze jakieś dziesięć minut drogi.
— To Sasuke Uchiha? — Nie zwrócił na to uwagi; słyszał te wszystkie szepty, od kiedy przekroczył bramę.
Założył na głowę kaptur i szedł spokojnie dalej, próbując wyłączyć się na otoczenie. Było mu ciężko, nie przeczył temu. Był przygotowany na to, że gdy powróci niczym syn marnotrawny, nie spotka go nic sympatycznego. Zachowania jego dawnych przyjaciół i mieszkańców Konohy całkiem jasno dawały mu do myślenia o tym, jak wielki błąd popełnił w przeszłości.
Po jakimś czasie przekroczył w końcu bramę dzielnicy i stanął w końcu przed właściwym budynkiem. Jego stary dom znajdował się na obrzeżach tego miejsca. Pięć przecznic dalej usytuowane były domy Sakury i Naruto. Jego ogród był zapuszczony; wszystkie krzewy wystawały zza płotu i straszyły okoliczne, bezdomne koty, a ściany domu porosły bluszczem. Na całe szczęście, drzwi i okna pozostawały nienaruszone. Tylko herb klanu, który widniał kiedyś nad wejściem, zniknął ze swojego miejsca, pozostawiając na kamieniu jasny ślad. Przeskoczył nad furtką i ruszył intuicyjnie zaśnieżoną ścieżką. Policzył kroki i przykucnął, rozkopując dłońmi mokry śnieg. Rozgrzebał cienką warstwę lodu i mokrej, nadgniłej trawy, by dostać się do kamiennej płyty... Lub tego, co się pod nią znajdowało.
— Chyba nadal wszyscy boją się tu przychodzić — szepnął do siebie, wyciągając zabłocony, stary, zardzewiały kluczyk.
Stanął przed drzwiami i próbował wcisnąć przedmiot w tak samo pordzewiały zamek. Walczył z tym kilka chwil i chciał już odpuścić, kiedy mechanizm blokady w końcu zaskoczył. Nacisnął klamkę i pchnął stare, dębowe drzwi. W jego nozdrza momentalnie uderzył zapach stęchlizny i poruszone przeciągiem, tumany kurzu. Wejście wprowadzało prosto do minimalistycznie umeblowanej kuchni. Przeszedł przez nią, wyszedł na korytarz i pewnie skierował się w kierunku schodów. Minął łazienkę, salon, stary gabinet ojca. Wdrapał się w końcu na górę i odnalazł swój pokój. Wszedł do środka; z niewzruszonym wyrazem twarz rozejrzał się po wnętrzu zaciemnionego pomieszczenia. Wszystko wyglądało dokładnie tak, jak tamtej nocy, kiedy zabrano go z tego pobojowiska. Nie był tu, od kiedy Hiruzen załatwił mu inne lokum.
— Chyba rok będę to sprzątać — sarknął, dostrzegając wszędzie przerażająco grube warstwy kurzu. Do tego był pewny, że zadomowiło się tutaj jakieś zwierzątko, a może i dziesięć. Słyszał tuptanie małych nóżek nad głową. — Mam nadzieję, że to koty.
Podszedł do okna i je otworzył, wpuszczając do środka świeże powietrze; temperatura nie miała znaczenia. W środku i na zewnątrz było równie zimno; wewnątrz jednak ciężej było oddychać, nie dusząc się przy tym.
— Posprzątać, sprawdzić sprzęty... — szeptał, krążąc po pokoju. — Pralka. Tak, koniecznie. Ją jako pierwszą. Włączyć ogrzewanie i ciepłą wodę; dam radę, nie muszę robić wszystkiego od razu. Sypialnia, kuchnia i łazienka wystarczą.
Zatrzymał się na chwilę. Odwrócił gwałtownie za siebie i wbił wzrok w przedmiot na komodzie. Podszedł do niej i ujął w dłonie ramkę ze zdjęciem rodziców. Przypomniał sobie jednak inną fotografię; tę, drużyny siódmej. Mimowolnie się uśmiechnął, choć ten wyraz twarzy nie gościł na jego buzi zbyt długo. Momentalnie przypomniał sobie ich dziwne zachowania z gabinetu hokage. Irracjonalną relację Kakashiego i Sakury, która zaskoczyła go najbardziej.
Mimo wszystko, nie pojawił się w wiosce bez celu.
Miał zadanie i musiał je wykonać.


< < ♥ > >


— To do jutra! — krzyknął Naruto, gdy rozchodził się z Sakurą, Kakashim i Menmą, pod domem dziewczyny.
— Ja też znikam — mruknął ospale wilk — muszę ogarnąć kilka spraw u siebie. W razie czego, wołaj.
Skinął im głową i po chwili rozpłynął się w powietrzu. Kakashi pchnął zaśnieżoną furtkę i przepuścił Sakurę pierwszą, by zamknąć przejście. Dziewczynie doskwierał cholernie silny ból głowy, od tego całego natłoku zdarzeń, a biel śniegu wcale tego nie niwelowała. Podeszła do drzwi i słyszała za nimi nawołującą Sui. Gdy wgramoliła się do mieszkania, szybko doszła do wniosku, że trzeba napalić w piecu. Zaczęła ściągać buty, kiedy nagle drzwi się zatrzasnęły, a ona podskoczyła w miejscu. Odwróciła powoli głowę, by zastygnąć w bezruchu. Mężczyzna stał oparty plecami o drewniane skrzydło, ze skrzyżowanymi na piersiach ramionami. Patrzył wyzywająco prosto w jej zielone oczy.
— Nie — warknęła nagle i odwróciła się w kierunku kuchni.
Nim jednak zdążyła dać przed siebie choćby krok, błyskawicznie pojawił się obok. Złapał ją za napięte ramię i odwrócił w swoją stronę.
— Wytłumacz mi — syknął wściekły.
— Nie! Nie mam się, cholera jasna, z czego tłumaczyć! — Wyrwała rękę i znowu się odwróciła, chcąc tylko nie mieć styczności z jego wzrokiem. On jednak powtórzył manewr, tym razem lekko nią szarpiąc. — Kakashi! To boli! — On jednak jakby zupełnie jej nie słyszał, wciąż ciężko oddychał i wyczekiwał odpowiedzi. — To boli, słyszysz?! — Pchnęła go, sprawiając, że lekko otrzeźwiał. Puścił ją i zrobił nieznaczny krok w tył. — Co w ciebie wstąpiło?!
— Czemu nigdy nie powiedziałaś, że targnął się na twoje życie? — wyszeptał, zaciskając prawą pięść.
— Zapomniałam o tym... — odparła, zagryzając policzki. — Powinieneś to rozumieć. Ty również nie pamiętasz, ile razy otarłeś się o śmierć. Jesteśmy ninja, takie nasze życie. Nie widzę w tej sytuacji nic nadnaturalnego. — Wyminęła go, by w końcu znaleźć się w kuchni. — Z resztą, Naruto wszystko wyjaśnił, nie rozumiem skąd w tobie znowu ta nagła zmiana.
— Stąd, że Sasuke jest teraz w twoim zasięgu. A raczej ty w jego, rozumiesz to dziewczyno? — sarknął, idąc za nią. — Może to powtórzyć. Tym razem z zamierzonym skutkiem.
— Nie powtórzy — prychnęła. — Jest pod nadzorem. Jest tu, w wiosce. A ty jesteś przy mnie. Wątpię, czy tak bardzo spieszy mu się do grobu.
Westchnął i wrócił do przedpokoju, by zrzucić z siebie kurtkę i buty. Dziewczyna wypełniła czajnik wodą i wsypała do miseczki kocią karmę. Sama nie była pewna tego, co powiedziała. Przecież nikt nie miał pojęcia, po co Uchiha wrócił do wioski. Jednak sianie niepotrzebnej paniki w niczym im nie pomagało.
— Będziesz mieć się na baczności? — zapytał, wchodząc do pomieszczenia z powrotem.
— Będę — przytaknęła, wyciągając z szafki dwa kubki.
— Może ściągnę tu kogoś na siedemnastą? Boję się zostawić cię samą... — zaproponował, siadając przy stole.
Dziewczyna wsparła się ramionami o kuchenkę. Przez chwilę miała spuszczoną głowę. Odwróciła ją jednak w kierunku mężczyzny.
— Nie — mruknęła hardo. — Nie przesadzaj, dobrze? Jego też pilnują, więc czego by nie zrobił, automatycznie zostanie powstrzymany. Chcę w spokoju wziąć kąpiel, posprzątać dom. Niepotrzebny mi ktoś, kto będzie się kręcić pod nogami. A w razie czego mogę wezwać Menmę.
— Dobrze. — Zwrócił wzrok na okno, by skryć przed nią zdenerwowanie.
Usłyszał, jak najbliższe krzesło zostaje wysunięte, a po chwili dłoń, którą trzymał na blacie stołu, objęło ciepło. Przeniósł wzrok na jej drobne palce, okalające jego skórę.
— Nie możesz tak postępować — wyszeptała słabo.
— Jak? — Skupił swoje spojrzenie na jej twarzy. Uniósł jej rękę w górę i przyłożył delikatną dłoń do ust.
— Nie możesz mnie zamknąć teraz w klatce i dostać jakiejś obsesji na punkcie mojego bezpieczeństwa. Wiesz o tym?
— Wiem. Paranoja mi nie pomoże.
— Obiecaj mi więc, że nie oszalejesz. — Skinął powoli, zgodnie głową. — Wrócił. Dla mnie też jest to szok, też mi się to nie podoba, mimo, że walczyliśmy o niego tyle lat. Ale musimy się z tym pogodzić i trzymać dystans, to wszystko.
— Masz rację... — Uśmiechnął się i zsunął maskę. Ucałował delikatnie wewnętrzną stronę jej nadgarstka. Raz, drugi, trzeci, czując pod palcami gęsią skórkę. Przez jego głowę przebiegły dziwne myśli. — Idę wziąć prysznic.
Wstał od stołu i nachylił się nad nią, by złożyć na jej policzku czuły pocałunek. Przez kilka chwil siedziała na krześle, uśmiechając się do siebie. Przejechała opuszkami po rozpalonej skórze ręki. Czułą jego usta pierwszy raz, od kiedy wbiegła wtedy do celi. Zdążyła zapomnieć o tym, jak bardzo to było przyjemne. Mimo wszystko, było pomiędzy nimi niewiele czułości; szybko traciła wspomnienie jego dotyku. Pragnęła otrzymywać tego nieco więcej, wiedząc równocześnie, że nie miała prawa być nachalna.
Otrząsnęła się z tych myśli i rozejrzała po kuchni.
— Kakashi! — krzyknęła, spoglądając na opustoszałe półki lodówki.
— Tak?! — Dobiegł do niej stłumiony głos mężczyzny, który prawdopodobnie był już w łazience.
— Na zakupy też mnie nie puścisz samej, prawda?! — wrzasnęła, stając w przejściu kuchni. Skrzyżowała ramiona na piersiach i oparła się o framugę.
— Skoro wiesz, to po co głupio pytasz?!
— Za jakie grzechy... — prychnęła, kręcąc głową.
Po piętnastu minutach wkroczył do kuchni w samych spodniach od dresu. Przez szyję przewiesił ciemny ręcznik, a na jego torsie można było dostrzec jeszcze małe, błyszczące kropelki wody. Dziewczyna z początku nie zwróciła na niego uwagi, zaaferowana sporządzaniem w głowie listy zakupów. Gdy jednak zwróciła się ku niemu, aby zapytać go o to, co mogliby zjeść na kolację, jej wzrok zatrzymał się na szerokiej klatce piersiowej. Błądziła po niej wzrokiem, ciesząc oczy wyrzeźbionym brzuchem i silnymi ramionami; była pewna, że nawet siedząc w tej głupiej celi, nie odpuszczał sobie ćwiczeń. Zmrużyła powieki; miała wrażenie, że robił to w tamtej chwili specjalnie. Zwróciła się na pięcie i zaczęła energicznie grzebać w jednej z szuflad.
— Czego szukasz? — zapytał, podchodząc bliżej.
Cała się spięła, nie rozumiejąc, dlaczego właściwie panikowała. Ale im bliżej był, tym było jej goręcej.
— Tego! — krzyknęła nagle, odwróciwszy się w jego stronę. Sama nie wiedziała, co dokładnie trzymała w ręku, bo zaciskała powieki, z wyciągniętą do niego ręką. Nie chciała na niego patrzeć, wyobrażać sobie zbyt wiele. — Dokładnie tego...
— Po co ci folia aluminiowa? — zapytał, nie kryjąc zdziwienia.
Uchyliła jedną powiekę i zrozumiała, że robienie z siebie wariatki w jego towarzystwie, przychodziło jej z coraz większą łatwością. Przyciągnęła dłoń do siebie, patrząc na rolkę. Westchnęła głośno i odłożyła ją na blat, odchodząc. Skierowała się do sypialni, by przypomnieć sobie o miękkości jej cudownego łóżka.
Była cała napięta. Mimo wszystko, od kiedy pierwszy raz ją pocałował, łatwiej było jej wyobrazić sobie podobne sceny. A to wiązało się z nieposłusznym podnieceniem czy pożądaniem, które ogarniały jej umysł. Przejechała dłońmi po twarzy i zamrugała kilka razy. Drzwi pokoju otworzyły się cicho; ubrał już koszulkę i bluzę. Stanął przed łóżkiem i popatrzył na nią zmęczony.
— Co chcesz z tego sklepu? — zapytał, zasuwając suwak.
Podniosła głowę i popatrzyła na niego, śmiesznie marszcząc czoło.
— Nie pójdziesz sam — odparła buńczucznie, siadając. — Nie wiem co dokładnie kupić. Kiedy będę łazić po sklepie, skojarzę co będzie mi potrzebne.
— No to ruszaj się.


— Który, który, który... — szeptała do siebie, biegając wzrokiem po opakowaniach makaronów.
Kakashi stał obok niej z koszykiem i opierał się o filar. Ze spokojem znosił jej bieganie pomiędzy regałami, wmawiając sobie, że już wieczorem w nagrodę położy się w łóżku i będzie miał wszystko w dupie.
— Od dzisiaj, przed wyjściem, spisujesz sobie wszystko na karteczce — mruknął.
— Bez sensu — zauważyła, wzruszając ramionami. — I tak zawsze kupuję inne rzeczy, niż te, które zapiszę.
Stanęła na palcach, chcąc sięgnąć z najwyższej półki karton soku pomarańczowego. Szarowłosy przez chwilę obserwował jej zabawne zmagania, jednak kiedy zrzuciła opakowanie prosto na swoją głowę, znalazł się za nią i chwycił picie w ostatnim momencie, sprawnie pociągając jej ciało za siebie.
— Wiesz... — zaczął, wzdychając.
— Nie kończ — warknęła z wciśniętym w jego plecy nosem.
Po chwili oboje się roześmiali i zaczęli o czymś rozmawiać. Przemierzali działy, a Sakura w każdym znajdowała pierdyliard rzeczy, które zdawały się być niezbędne. Gdy weszli na dział chemiczny, Haruno wystartowała przodem, a Hatake szedł sobie wolnym krokiem, spoglądając przed siebie. Zatrzymał się w końcu w półkroku i zmarszczył nos.
Wyczuwał go.
Z początku wzdrygnęło nim ze złości, jednak nie mógł od razu zarzucić, że ich śledzi. Mieszkają teraz w swojej okolicy, więc bardzo prawdopodobnym było spotkać go w tamtym sklepie. Z zamyślenia wyrwała go dziewczyna, która stanęła przed nim, na tyle blisko, że musiała mieć zadarty do góry nos, by widzieć jego pozornie obojętną twarz.
— Który wciąż dla ciebie? — zapytała, trzymając w dłoniach dwa, różne szampony.
Patrzył jeszcze chwilę przed siebie, ponad jej głową, czując, jak się zbliżał. Wyszedł zza półek i niemalże natychmiast ich spostrzegł. Zatrzymał się, a jego pociemniały, chłodny wzrok spotkał się z tym bardzo podobnym, należącym do Kakashiego. Szarowłosy obserwował go bacznie, zaciskając szczękę. Schylił jednak głowę w kierunku dziewczyny, zerknął na kosmetyki i uśmiechnął się pogodnie.
— Wybierz ten, który ci odpowiada zapachem — mruknął chrapliwie, ukierunkowując jej myśli na odpowiedni, nieco zawstydzający ją tor.
Zamrugała kilka razy, ze śmiesznie rozchylonymi ustami. Wzruszyła ramionami, kryjąc zarumienioną twarz w szaliku i wróciła do wybranej półki. Hatake cieszył się, że dziewczyna go nie zauważyła. Zwrócił głowę w jego stronę, ale przejście było już puste.
— Chyba mamy wszystko! — krzyknęła i wrzuciła kilka rzeczy do koszyka. — Wracamy?
Skinął głową i ruszyli w stronę kas.
— Odstawię cię do domu i muszę uciekać — oznajmił, pomagając wyładować zakupy na taśmę.
— W porządku — odparła zadowolona ze wszystkich, wybranych rzeczy — nie wiesz, o której wrócisz?
— Nie mam pojęcia.
Odstawił koszyk obok innych i wrócił do Haruno. Znowu go wyczuł, odwrócił głowę w bok i rozejrzał się kątem oka, tak, by dziewczyna tego nie zauważyła. Był całkiem niedaleko.
— Kakashi, to Sasuke... — szepnęła, ciągnąc go delikatnie za rękaw kurtki.
Cholera — pomyślał. Odwrócił się przed siebie.
— Wiem. Nie zwracaj na niego uwagi — nakazał, nie patrząc na nią.
Nie było to jednak łatwe. Odwracała głowę i rozglądała się, jakby bojąc się, że ich zaatakuje. Hatake czuł, jak jej ręce drżały; chowała twarz za włosami.
— Czym ty się tak martwisz? — zapytał.
— Boję się.
— Co? Przecież jesteś ze mną.
— Wiem.
Wciągnął głośno powietrze, zamykając powieki. Myśl, że w niego nie wierzyła, była dosyć uwłaczająca.


< < ♥ > >


— Masz nikomu nie otwierać — rzucił sucho.
— Dobrze — odpowiedziała, stojąc za nim w przedpokoju.
— Ufam ci.
Jego szept wzbudził w niej dziwne dreszcze. Szybko wyszedł; zamknęła za nim zamek i wróciła do kuchni, gdzie zaczęła leniwie rozpakowywać torby.
— Cholera, nie kupiłam karmy dla Sui...
Toczyła walkę myśli; wiedziała, że jeżeli wyjdzie i Kakashi się o tym dowie, to sprawi jej jesień średniowiecza, na którą nie miała najmniejszej ochoty. Usłyszała za oknem znajomy, wesoły krzyk. Podleciała do drzwi i otworzyła je zamaszyście.
— Konohamaru! — krzyknęła głośno, pocierając ramiona. Mróz był cholernie silny.
Chłopak i jakiś dwóch jego kolegów zwróciło się z zaciekawieniem w stronę dziewczyny, a na twarzy Sarutobiego zagościł uśmiech.
— Siostrzyczka Sakura! — zawołał wesoło, przechodząc przez furtkę.
— Moglibyście coś dla mnie zrobić?
— Pewnie! O co chodzi?!
— Idźcie proszę do sklepu i kupcie karmę dla mojego kocura. Wróciłam przed chwilą obładowana zakupami i zupełnie o niej zapomniałam, a nie mam siły znowu tam iść.
Chłopiec bez słowa narzekania odebrał od niej drobne i pobiegł z kolegami w głąb ulicy. Zamknęła zadowolona drzwi i wróciła do kuchni. Po dwudziestu minutach dzieciaki wróciły z wymaganym zakupem.
Około dziewiętnastej zdecydowała się na kąpiel. Wlała do wanny gorącej wody i z zadowoleniem do niej weszła. Zsunęła się jak najniżej i zamknęła powieki ciesząc się ciszą, spokojem i cudownym zapachem nowego płynu. Dużo myślała o Sasuke; głównie o tym, czy jego intencje są naprawdę szczere. Gdy zobaczyła go u Tsunade, zrobiło jej się słabo. Od razu przypomniała sobie ich ostatnie spotkanie, na którym mało nie straciła dla niego głowy. I to dosłownie.
Spędziła w wannie dobrą godzinę. Gdy woda zrobiła się chłodna, postanowiła już wyjść. Stanęła na miękkim dywaniku i owinęła się ręcznikiem. Wysuszyła ciało i wciągnęła na siebie wcześniej przygotowane, jasne, szare getry i czarną koszulką z nadrukowanym znakiem ognia. Przeczesała dłonią mokre włosy i ruszyła do drzwi, które niemalże natychmiast otworzyła. Momentalnie spostrzegła, że w ciemnościach kryła się jakaś postać, tuż przed nią! Bez zastanowienia zamachnęła się i uderzyła przybysza pięścią prosto w nos, słysząc i czując przestawiające się kostki. Gdy tylko intruz zawył, myślała, że wejdzie na dach i się z niego rzuci. Zapaliła przerażona światło i wbiła wzrok w Kakashiego, który opierał się o przeciwległą ścianę . Trzymał dłoń przy nosie, z którego lała się krew.
— Jezu, nie wiedziałam, że to ty! — pisnęła. — Czaiłeś się jak jakiś włamywacz!
— Dobrze, rozumiem... — mruknął, odsuwając rękę od twarzy. Ze zdumieniem doglądał ilości juchy, jaka znajdowała się na jego palcach. — Zgrozo.
Gdy zrobiła krok w jego stronę, odruchowo powstrzymał ją drugą ręką.
— Nie podchodź — rzucił na wydechu — złamany nos mi wystarczy.
— Przepraszam, naprawdę...
— Przestań, Przynajmniej wiem, że jesteś czujna — zaśmiał się, a jego usta przecięła kolejna stróżka krwi.
Mimo jego protestów, dziewczyna zaprowadziła go do łazienki. Usiadł na pralce, ściągną poplamioną bluzę, a przy nosie trzymał zmoczony ręcznik.  Gdy do niego podeszła, rozstawił nogi, by mogła stanąć bliżej niego. Zadrżała, widząc to, jednak zbliżyła się, udając niewzruszoną.
— I jak było? Czego chcieli?
— Sprawozdania... — syknął, a chwilę później zawył z bólu, gdy z zaskoczenia nastawiła jego nos.
— Po krzyku — zakpiła.
Zmoczyła kolejny ręcznik i zaczęła oczyszczać jego twarz z krwi. Obserwował uważnie jej twarz i to, jak z całych sił próbowała nie spojrzeć mu w oczy.
— Naprawdę nie chciałam — szepnęła, odkładając materiał obok jego nogi.
Odważyła się w końcu podnieść wzrok. Błądziła chwilę po jego męskich rysach, by napotkać jego pociemniałe spojrzenie. Wnet jego nogi zacisnęły się mocniej dookoła smukłych bioder, przysuwając ją w ten sposób jeszcze bliżej siebie. Chwyciła jego napięte ramiona, nie wiedząc co konkretnie się działo. Klęła na siebie w myślach; jego dotyk sprawiał, że traciła władzę nad swoim ciałem. Niespodziewanie oparł brodę na jej głowie.
— Już jakoś od tygodnia mam cię blisko — wyszeptał — a wciąż nie wiem jak ci powiedzieć, że cholernie tęskniłem.
Przyjemne ciepło opatuliło jej serce. Wtuliła noc w jego koszulkę i zaciągnęła się swoim ulubionym zapachem.
— Dotrzymałaś danego słowa, uratowałaś mnie.
— Nic takiego — odparła słabo, zaciskając palce na materiale dresowych spodni.
— Moje życie to nic takiego? — prychnął, unosząc brew. — W porządku.
Zeskoczył nagle z pralki i opuścił łazienkę, głupkowato się z nią drocząc.
— Bez jaj! — jęknęła, urażona. — Nie powiedziałam czegoś takiego!
Posprzątała łazienkę, wrzuciła jego bluzę do kosza i zeszła na dół, zastając go w salonie, gdzie przełączał kanały w telewizji.
— Naprawdę uważasz, że mam cię w nosie? — Zaśmiał się cicho, gdy za nim stanęła. — Chcesz herbaty?
— Czy mogę? — mruknął, zwieszając do tyłu głowę.
Nagle nie wyglądał na rozbawionego; w jego głowie kotłowało się tysiąc myśli na raz.
— Głupie pytanie... Skoro robię sobie, to co to za problem...
Nim zdążyła dojść do progu pokoju gościnnego, kiedy telewizor został bezpodstawnie wyłączony. Odwróciła się na pięcie i uderzyła nosem o coś twardego. Stał przed nią nieruchomy, wpatrując się w jej oczy. Ułożył dłonie pod jej drobnymi uszami, grube pasma włosów różowych włosów, na których zacisnął palce.
— Czy mogę cię pocałować? — Zadrżała, tracąc zmysły. — Za pierwszym razem postąpiłem niegrzecznie, a drugi był pod wpływem chwili.
Ciężko było jej dostrzec w ciemnościach jego obłędne spojrzenie. Bała się wydobyć z siebie chociaż jedno słowo. Oparł czoło o jej głowę, czekając cierpliwie na odpowiedź.
— Na pewno tego chcesz? — zapytała ochryple, jakby chcąc go podjudzić.
— Chcę; niczego innego tak w tej chwili nie pragnę... — wyszeptał prosto w jej usta.
Zamknęła powieki, dając mu tym samym klarowną odpowiedź. Musnął dziewczęce wargi; raz, drugi. Czuła na piersiach jego napinające się mięśnie, gdy przywarł do niej mocniej.  Objęła go delikatnie, czując przez materiał koszulki jego ciepło. Przejechał koniuszkiem języka po jej ustach, prosząc w ten sposób o pogłębienie pieszczoty. Podrażnił jej pożądanie na tyle mocno, że zmiękły jej nogi. Chwycił ją mocno i zakleszczył pomiędzy sobą a ścianą, a paznokcie dziewczyny wbiły się w jego plecy. Z jego krtani uciekł zduszony pomruk, a ciało całe się spięło. Wpił się w nią, pogłębiając pocałunek; języki tuliły się w wolnym, czułym tańcu, pobudzając do reszty ich zmysły. Oddechy wzmagały się z każdą chwilą; nie wytrzymał i poderwał jej ciało do góry. Oplotła nogami jego biodra, a on w końcu bezkarnie mógł błądzić dłońmi po dziewczęcych udach.
— Kocham cię — wyszeptał zdyszany, pozwalając im na złapanie oddechu. — Kocham, głupia. Ponad wszystko inne.
Objęła jego głowę ramionami, wtuliwszy twarz w szare włosy. Zacisnęła powieki, chcąc skryć przed światem dziecięcy uśmiech.
— Ja ciebie równie mocno, zazdrośniku.
Uwolnił się z jej uścisku i spojrzał w oczy. Szybko opuścił ją stan euforii, widząc jego niepokojący wyraz twarzy.
— Co się dzieje? — zapytała zaaferowana.
— Tylko mnie, prawda?
— Kakashi... — Utkwiła spojrzenie w jego zdrowym oku, nie kryjąc zdumienia. — Oczywiście, że tak. Skąd w ogóle to pytanie?!
Postawił ją na ziemi i cofnął się o krok. Jej przyzwyczajony do ciemności wzrok skupił się na wyostrzonych rysach na męskiej buzi.
— Przepraszam — powiedział nagle. Złapał ją za tył głowy i gwałtownie ucałował jej czoło. — Śpij dobrze, Sakura.
Stałą przez chwilę w miejscu, zastanawiając się, co tak naprawdę się w tamtym momencie stało. Miała wrażenie, że zrobiła coś źle, póki nie doznała nagłego olśnienia.
— O nie — syknęła i pobiegła w stronę schodów.
Wspięła się po nich błyskawicznie i bez pukania wpadła do jego sypialni. Siedział na łóżku, zwrócony tyłem do wejścia. Podeszła do mebla, stawiając ciężkie kroki; wpięła się na materac i przeczołgała tuż za jego plecy. Klęknęła wygodnie i wtuliła się w jego plecy.
— Głupi draniu — szepnęła — boisz się, że znowu poczuję coś do Sasuke?
Milczał, wprawiając ją w coraz większe zdenerwowanie.
— Już kiedyś o tym rozmawialiśmy, pamiętasz? Zapytałeś mnie o to. Wyjaśniłam ci, jak sprawa się miała... I jak ma. On dla mnie już nic nie znaczy, rozumiesz? Od bardzo dawna. — Błądziła dłonią pomiędzy jego łopatkami. — Już znalazłam najważniejszego mężczyznę w swoim życiu. Kogoś, komu oddałam swoje serce, powierzyłam życie. Jesteś nim ty, Kakashi. Nieodwołalnie.
Wyprostował się i głośno westchnął. Zwrócił głowę w bok i popatrzył na nią kątem oka.
— Pamiętasz, co mi powiedziałeś, wychodząc na spotkanie? Że mi ufasz... Jeżeli naprawdę mnie kochasz, to poszerz skalę tego zaufania na obszar wszystkich moich uczuć i czynów. Bez całkowitego zaufania, nie ma szczerej miłości. A ja nie potrafię cię okłamać, rozumiesz? Nie potrafię.
Odwrócił się bardziej i patrzył na jej buzię, którą oświetlały blade światła ulicznych latarni, które dostawały się przez okno.
— Chcę być twoja. Tylko i wyłącznie twoja. — Ucałowała czule jego policzek. — A ty mój. Jedyny.
W końcu się uśmiechnął. Naprawdę, zrobiło mu się lepiej. Przeczesał szare włosy i zamknął oczy.
— Śpij dobrze — szepnęła, gdy schodziła z łóżka.
— Ty również...
Wsunął się pod kołdrę, gdy tylko drzwi się zamknęły. Wpatrywał się w czarne niebo, z którego wciąż prószył śnieg. Nie minęło nawet dwadzieścia minut, kiedy znowu stanęła w progu sypialni z naburmuszoną miną i ściągniętymi brwiami. Bezceremonialnie obeszła łóżko i wsunęła się pod jego nakrycie. Objął ją i mocno do siebie przytulił.
— Pająk? — zaśmiał się cicho.
— Prawie go zdeptałam. A byłam boso — odparła cichutko, nie zmieniając pozycji.
— Jutro go znajdę...
— Ale po co? — zapytała, zaciskając dłonie na jego koszulce. Szukanie byle jakiej wymówki, by móc spać z nim w jednym łóżku, było tylko pozornie łatwe. — Niech tam mieszka.
— Ale ty masz większe łóżko — szepnął.
Zacisnęła powieki, znowu przybierając dziecięcy wyraz twarzy. Odwróciła się do niego plecami, układając głowę na jego wyciągniętym ramieniu. Przytulił ją do siebie, zatapiając nos w burzy różowych włosów.
Tak im było najlepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz