środa, 21 maja 2014

21. Ruszajmy!

Wykończony chłopak siedział w fotelu; jego zmęczone, podkrążone oczy nie miały zupełnie żadnego wyrazu, który odwiecznie im towarzyszył. Do pomieszczenia wpadało blade światło latarni, przedzierające się przez ciemne zasłony. Pokój wypełniała gorzka cisza, przerywana cyklicznym, irytującym pikaniem.
Nie dawał jednak za wygraną i nie chciał zmienić warty; czuł, że ta noc będzie przełomowa. Wiedział, że musi być przy niej, tam, w szpitalu. Leżała na łóżku, podpięta do kroplówki i dziwnej maszyny, która go przerażała. Jego słuch przywykł już do denerwującego dźwięku, nie mógł jednak patrzeć na maszyny i jej blade ciało. Spojrzał pod nogi. Wielki, biały wilk leżał na ziemi i ciężko oddychał. Cholernie zmarniał przez ten czas — dzielił z nią każdy ból, jednak niezmiennie był jej oddany. Nie odpuszczał, wciąż przy niej trwał, udowodnił wszystkim, że nie został zesłany na ziemię bez przyczyny.
Blondyn poruszył się w fotelu i zerknął w stronę okna, za którym prószył śnieg. Westchnął cicho i zamknął oczy.
— Wróć już, Sakura... Wróć do nas, nie mam już siły patrzeć na to, jak giniesz w moich oczach — szeptał słabo — jesteś nam potrzebna. Jesteś potrzebna jemu.
Jego zbłąkany wzrok obiegł ściany, aż w końcu zniknął pod ciężkimi powiekami. Oparł głowę o wezgłowie i zaczął powoli odpływać. Gdy był na granicy snu, poczuł jak coś lekko zaciska się na jego dłoni. Obrócił energicznie głowę w stronę dziewczyny; trzymała go za dłoń i spoglądała na niego spod uchylonych powiek.
— Naruto...
Energicznie dźwignął się na nogi i zastygł w bezruchu. Zaczął nagle szarpać Menmę za sierść, a po chwili opadł na materac i wtulił się w jej słabe ciało.
— Boże, nareszcie! — jęknął, płacząc. — Wróciłaś! Czułem to...
Patrzyła na niego, blado się uśmiechając. Nie rozumiała jednak o co mu chodzi. Gdy chciała usiąść na łóżku, położył ją z powrotem.
— Leż i się nie ruszaj — mruknął — jeszcze nie możesz się podnosić. — Zaraz przyjdę, Menma pilnuj jej!
Wilk oparł pysk na materacu łóżka i czekał na jakąś najmniejszą pieszczotę, skomląc cicho. Dziewczęca dłoń utonęła w białym futrze i zaczęła je przeczesywać.
— Naprawdę miał przeczucie — szepnął, zamykając powieki. — Wiedział, że to dziś...
— Menma, ale o co wam chodzi...
Do sali wszedł z powrotem Uzumaki, a zaraz za nim wpadła Tsunade z zaszklonymi oczyma, oraz Yamato, który również wyglądał na takiego, co miał się rozpłakać.
— Niczego nie rozumiem — szepnęła cicho, gdy Piąta chwyciła jej ciało w objęcia. To nie było do niej podobne.
— Czego? — spytała blondynka.
— Przecież ja tylko zemdlałam, skąd ten raban?
Bursztynowe tęczówki kobiety dziwnie zadrżały, budząc w Haruno niepokój.
— Sakura... — mruknął Uzumaki, zaciskając pięści.
— Byłaś w śpiączce — dokończyła Godaime.
Dziewczyna zamrugała kilka razy i popatrzyła na nich wystraszona. Znowu chciała się podnieść, ale Tsunade ją przytrzymała.
— Ile czasu? — spytała zdumiona, obiegając ich wzrokiem.
— Prawie pięć tygodni.
Dziewczyna, mimo protestów, usiadła w końcu na łóżku. Chciała zaprzeczyć, chciała prosić, by przyprowadzili Kakashiego, bo on na pewno by zaprzeczył... Ale wtedy jej głowę przeszył obrzydliwy, nieznośny ból. Złapała się za włosy i zacisnęła zęby, gdy wspomnienia uderzyły w nią z szalonym impetem.
— Zabrali Kakashiego — syknęła — on kogoś zabił! Zabił, zgwałcił... Boże kochany, czy to prawda?!
Tsunade popatrzyła na dziewczynę i westchnęła głośno, kiwając głową. Podniosła się i chwyciła za materiał bluzy Naruto.
— Idziemy, musisz się przespać kretynie. Nie opuszczałeś stanowiska ponad trzy doby. Przyjdziesz do niej jutro, z samego rana. — Zerknęła na wilka. — Menma, ty też wracaj. Musisz się zregenerować. Gdy tylko Sakura wróci do zdrowia, wyruszacie. — Popatrzyła na Sakurę. — Zajrzę do ciebie później, a tymczasem wysłuchaj Yamato.
Haruno nie puszczała tyłu głowy, odprowadzając rozbieganym wzrokiem Piątą. Gdy została sama z Yamato, jej zielone tęczówki wwierciły się w jego twarz. Zdjął kamizelkę, przewiesił ją o wezgłowie łóżka i usiadł na materacu. Patrzył na nią spokojnie; jego przygnębienie cholernie ją przytłaczało. Był też niesamowicie zmęczony.
— Śpiączkę wywołały powikłania po twoim uderzeniu głową podczas walki przy odbijaniu Ino. Do tego zsumowane z hiperwentylacją, jakiej doznałaś przed domem, gdy zabrano Kakashiego.
— To ty i Naruto zabraliście mnie do szpitala?
— Tak... Nie zdążyliśmy na czas, może udałoby nam się to jakoś powstrzymać.
— Co z Kakashim? — szepnęła. — Gdzie on teraz przebywa? Dlaczego to zrobił? — Jej wzrok spotkał się z tym, należącym do Yamato. Jego oczy pociemniały w niebezpieczny sposób. — Czy w ogóle to zrobił...
Jego milczenie było dla niej katorgą. Nie wierzyła w jeszcze niewypowiedziane słowa; czy on naprawdę mógłby coś takiego zrobić?
— Nie — uspokoił ją i westchnął, zwieszając do tyłu głowę. — Ale może od początku. Tamtego wieczora byłem u Piątej razem, z Naruto i Kakashim. On wyszedł nieco wcześniej, bo po południu nie zastał cię w domu, więc zaczął się martwić.Niedługo po jego odejściu w gabinecie pojawiło się siedmioro obcych ninja. Powiedzieli nam, że poszukują Kakashiego, a gdy zapytaliśmy kim są i czego od niego chcą, zawiadomili nas o rzekomym gwałcie i potrójnym zabójstwie. Zaczęliśmy robić wywiad, bo to było zbyt podejrzane. Piąta spytała kiedy do tego doszło, podali dzień, kiedy pomagałem mu doczłapać się do twojego mieszkania, gdy miał w nim zamieszkać. Zaczęliśmy się więc kłócić, Tsunade wyciągnęła raport, który był niepodważalnym Alibi. Dali nam jakąś kasetę i zniknęli. Gdy dotarliśmy do twojego domu, było już za późno.
— Mój boże... — Zacisnęła palce na pościeli. — Co było na tej kasecie?
— Nagranie z fabrycznej kamery. Widać na nim wyraźnie posturę, twarz Kakashiego, mordującego jakiś ludzi. Był to sfingowany materiał, przecież Kakashi wciąż był przy mnie... — warknął. Jego usta zwęziły się w cienką linię, widziała, jak zagryzał policzki. — Ktoś musiał używać techniki transformacji.
— Gdzie on jest? — mruknęła, zrzucając z siebie kołdrę. — Muszę z nim porozmawiać.
— Sakura. — Chwycił ją za nadgarstek. — Kakashiego nie ma. Został pojmany i zabrany na wyspę Hiyochang, której położenia nie zna zupełnie nikt, oprócz znajdującej się na niej straży i Rady Kraju Śniegu. To więzienie jest najsilniej strzeżonym miejscem na świecie. Skazani są tam prowadzeniu zupełnie w ciemno i... Nigdy nie wracają. — Przełknął głośno ślinę, nie potrafiąc na nią spojrzeć. —  Tsunade otrzymała wczoraj pismo. Dokładnie od dzisiaj, za tydzień, w południe... Kakashi zostanie poddany egzekucji.
Drgnęła niespokojnie, patrząc na niego szeroko otwartymi oczyma.
— Kapitanie... Kapitanie! — ryknęła, szarpiąc się. Wyrwała wenflon, sprawiając, że krew zaczęła chlapać na śnieżnobiałą pościel. — Nie mogą! Nie mogą, do kurwy nędzy! Nie mogą zabić Kakashiego!
— Sakura!
— Yamato, błagam! — wrzasnęła, zdzierając gardło.
Chwycił ją w ramiona i mocno do siebie przycisnął. Podrygiwała od spazmatycznego płaczu, kiedy starał się ją uspokoić. Musiał jednak prędko wstać z łóżka; sięgnął z metalowego stolika gazy i niedbale przycisnął do jej skóry, by zatamować szybko krew.
— Z naszego więzienia ponownie, dwa dni przed uprowadzeniem Kakashiego, zbiegł Satoshi Ao. Ten, któremu odbiliśmy Ashi... Wszystko złożyliśmy do kupy, Sakura. — Ujął jej policzek w dłoń i wpatrzył się w nią. — To plan zemsty, którym nam się odgrażał.
— Jezu, czy ktoś go szuka? — jęknęła chrapliwie. — Ktoś go szuka? Ktokolwiek wie, jak dotrzeć do Kakashiego?
— Nie Sakura — odparł hardo, przez co zadrżała. — Musisz wypocząć, rozumiesz? Nabrać sił, masz na to niecałą dobę i nie wiem jak to zrobisz, ale bez ciebie po niego nie ruszymy. — Wciąż dziwnie zanosiła się powietrzem, nie mogąc uspokoić ciała i duszy. — Przez cały ten czas zbieraliśmy informacje na temat trasy, która może nas tam doprowadzić. Pomogli nam nawet Kage z innych krajów, gdy dowiedzieli się o tym podstępie. Wiemy, gdzie powinniśmy się kierować, chociaż to cud. Zebraliśmy najlepszych ludzi, uda nam się, jeśli dotrzemy na czas. Oprócz Kakashiego, znajduje się tam wiele naprawdę niewinnych osób. Dziewcząt, które są wykorzystywane przez strażników. Dzieci, zapędzanych do ciężkich robót. Setki niewinnych dusz. — Wzbierała w niej dziwna energia. — To nasza misja, Sakura. Musimy uratować Kakashiego. Z mocy nadanej przez tymczasowy Sojusz Pięciu Nacji, mamy zniszczyć Hiyochang.
— Ruszajmy natychmiast! — huknęła, chcąc znowu zeskoczyć z łóżka, jednak przygwoździł ją do niego.
— Nie! Byłaś nieprzytomna przez półtora miesiąca. Musisz nabrać sił. Tsunade ma na to jakiś sposób... Wypływamy jutro, o osiemnastej. Chociaż to i tak, do cholery, za wcześnie dla siebie.
— Dopiero?
— Tak. Czekamy na Gaarę.
— Jak to?
— Uparł się, że musi nam pomóc. Zawsze cenił Kakashiego i w końcu odnalazł sposób na to, by odwdzięczyć się za naszą pomoc. Z resztą dowiedział się, że na wyspie znajdują się również jego rodacy.
Dziewczyna uspokoiła się i wzięła głęboki wdech. Tenzou miał rację; jeśli nie zacznie używać zdrowego rozsądku, to za nic w świecie go nie uratują.
— Kto jeszcze z nami płynie? — spytała, opadając na łóżko.
— Podróż nie będzie miała sensu bez Shikamaru, który już prawie rozgryzł trasę. Ashi powiedziała, że mnie zamorduje, jeśli nie pozwolę jej płynąć. Naruto, Sai, Kiba, Lee, Tenten, Shino, Gai i Chouji wrócili dopiero tydzień temu z innych krajów, gdzie musieli załatwić sprawę z innymi stolicami. Uzumaki przyprowadził ze sobą Bee. Neji i Hinata spędzili dwa tygodnie, pływając po oceanie i szukając wyspy; znaleźli kilka potencjalnych miejsc, które razem z Narą i Aobą poddali dogłębnej selekcji. Nawet Menma skołował wiele informacji z innych wymiarów, kosztem swego zdrowia. Na pewno możemy liczyć na Gaarę, Temari i Kankuro. Oraz nasza dwójka, Shizune i sama Tsunade.
— Czy to nie za mało ludzi? — mruknęła, przejeżdżając dłonią po twarzy.
— Wyliczeni wejdą na wyspę, Sakura. — Popatrzyła na niego uważnie. — Pamiętaj, że liczy się jakość, nie ilość. Wielu joninów będzie czekać na statkach, by odebrać swoich rodaków i w razie czego nam pomóc... Do bezpośredniej walki wybraliśmy najsprytniejszych, najprzebieglejszych. Najsilniejszych, najszybszych, najskuteczniejszych. Z takimi ludźmi nie mamy szans na przegraną. Musimy mieć tylko pieprzoną nadzieję, że odnajdziemy tę wyspę.
— Czemu to jego ciągle muszą nam zabierać? — syknęła, zakrywając oczy przedramieniem. Obserwował kaskadę różowych włosów, która rozsypała się na błękitnej poduszce. Jej ciało było wątłe, blade i słabe. Nie miał pojęcia, co planowała Tsunade, ale miał nadzieję, że naprawdę doprowadzi dziewczynę do porządku.
— Wiesz, kim on jest... Mało kto go nie zna. Sporo ludzi chce go po prostu wyeliminować.
— Która godzina? — zapytała po dłuższej chwili milczenia.
— Po trzeciej.
Zerknęła na niego kątem oka.
— Co wy tu robicie?
— Czuwamy. — Uśmiechnął się do niej pogodnie, zabierając gazy i przykładając nowe. Zrobił jej opatrunek.
Odetchnęła głośno. Wciąż czuła dziwne skurcze od płaczu. Rozejrzała się po sali i dostrzegła na etażerce wazon, ze świeżymi kwiatami.
— Ino... — mruknęła. — Co z nią?
— Piąta wypuściła ją jakoś tydzień po tym, jak zapadłaś w śpiączkę. Odwiedza cię każdego dnia.
Kąciki jej ust lekko drgnęły, lecz poczucie zadowolenia było ulotne. Utkwiła wzrok na końcu łóżka i starała się przestać płakać. Musiała uspokoić pobudzone myśli.
— Zdążymy? — szepnęła nagle.
— Nie mamy innego wyjścia, Sakura.
Nie rozumiała, jakim prawem w ogóle dopuściła do swojej głowy to, że Kakashi naprawdę mógł być winny. Karciła się w myślach za to, że mu wtedy nie pomogła, że ich nie odpędziła, nie zatrzymała go przy sobie. Czuła się jak żałosna idiotka, która bała się zaprotestować, martwiąc się, że nierealne zarzuty mogą mieć w sobie jakąś namiastkę nadziei.
Potrzebował jej wsparcia, a ona zabrała je gwałtownie, pozostawiając go samego. Z wiedzą, że w niego zwątpiła.
— Nienawidzi mnie — szepnęła. — Znienawidził całym sercem.
Spod jej powiek wytoczyły się perliste łzy. Już nie była porywcza, poddała się poczuciu winy. Tenzou przysiadł przy niej i złapał ją za rękę.
— To nie prawda, on wie, że byłaś w szoku.
— Zawiodłam go... Zawiodłam siebie — syknęła, zaciskając zęby. — Spierdoliłam na całej linii.


< < ♥ > >


Yamato z przerażeniem przyglądał się Sakurze, która stała przy biurku jak nowonarodzona. U jej dumnie trwał Menma.
Do pomieszczenia wpadały pomarańczowe promienie zachodzącego słońca, a wnętrze wypełniały tylko ciche oddechy wszystkich zebranych, których Godaime otaksowała spojrzeniem.
— Słuchajcie — odezwała się nagle, wstając z krzesła. — Jest już piętnasta, niedługo musicie ruszać. Pragnę, byście wszyscy wstawili się o siedemnastej pod zachodnią bramą, skąd ruszycie do portu, gdzie będzie na was czekać Kazekage i jego towarzysze. Weźcie tylko najpotrzebniejsze rzeczy... Pamiętajcie, ta misja może się okazać najtrudniejszą z jaką będziecie mieć do czynienia; oprócz odbicia naszego żołnierza, Kakashiego Hatake, i innych bezbronnych, niewinnych ludzi... A także przestępców, którzy zostaną przydzieleni do poszczególnych więzień w wioskach; macie zniszczyć to miejsce. Zrównać Hiyochang z ziemią, nieodwracalnie zatopić w oceanie. — Przeszła przed biurko. — Wybrałam swoich najlepszych żołnierzy, w których bezgranicznie wierzę. Nie zawiedźcie mnie i innych. A przede wszystkim, wróćcie żywi.
Wszyscy chóralnie odpowiedzieli na rozkazy, a w gabinecie wybuchła swoista gwara. Sakura podeszła do Hokage, chwilę po tym, jak ta skinęła do niej przywoławczo głową. ten sam gest wykonała w kierunku Inuzuki, który zjawił się obok. Popatrzyła dosyć  złowrogo na szatyna.
— Słuchajcie — zaczęła cicho. — Kiba, twoja rola na tej misji jest bardzo istotna. Razem z Akamaru masz obowiązek nie spuszczać oka z Sakury. Macie być nierozłączni. Każdy ma już przydzielone zadania, a ty masz dbać o to, by z jej pięknej główki nie spadł nawet jeden włos. Rozumiesz?
— Dobrze, Hogake-sama — odparł poważnie. Sakura czuła jakąś dziwną aurę, którą roztaczał wokoło siebie chłopak. Był inny niż zawsze.
— Sakura, to działa w dwie strony. Masz się go pilnować. Jesteś jeszcze nieco osłabiona, nie życzę sobie więc żadnych przedwczesnych wyskoków.
— Rozumiem.
— Ta wyprawa jest bardzo ciężkim zadaniem. Nie możecie podchodzić do niej zbyt emocjonalnie. Szczególnie ty. — Blondynka popatrzyła na podopieczną. — Każde niepowodzenie was opóźni, a będą liczyć się sekundy. Wciąż nie wiemy, gdzie dokładnie znajduje się wyspa, więc gdy tylko ją odnajdziecie, wkraczacie. Menma i Akamaru nie skupią się na walce, a na poszukiwaniach Kakashiego. Sądzę, że uwolnienie go w pierwszej kolejności może być bardzo udanym pomysłem, bo sam będzie chciał zrobić trochę bałaganu. Zły Kakashi, to potężny Kakashi. — Menma zbliżył się do nich, ocierając się bokiem o Haruno. — Mam nadzieję, że wypocząłeś.
— Średnio — odparł, zerkając na różowowłosą. — Dlatego muszę wrócić na siebie, by zregenerować resztę sił. Sądzę, że to nie będzie problem. Gdy tylko znajdą się na miejscu, stanę u boku Sakury.
— Dobrze — odparła kobieta i westchnęła głośno, po czym ponownie zwróciła się do wszystkich zebranych. — Każdy już wie, na czym polega to zadanie. Wierzę, że moi shinobi nie zawiodą i ściągną tu swoich rodaków. Powtarzam, macie wrócić w pełnym składzie, nie przyjmuję innej możliwości. Teraz idźcie się przygotować! Powodzenia!
— Przyjdę po ciebie — rzucił Kiba do dziewczyny, oddalając się.
Skinęła zgodnie głową i zacisnęła powieki.
Kakashi, trzymaj się. Za wcześnie, byś mnie opuszczał.


< < ♥ > >


— Nie wiem ile schudłaś — szepnął Menma, niosąc na grzbiecie Haruno — ale mam wrażenie, że nikt na mnie nie siedzi.
Nogi Sakury zwisały bezwiednie, obijając się o jego żebra. Brzuch wpasował się pomiędzy poruszające się łopatki, ramiona obejmowały jego wielką szyję, a głowa spoczywała pomiędzy wielkimi uszami. Dziewczyna leniwie obserwowała drogę.
— Śpiączka jest lepsza niż dieta — mruknęła, śmiejąc się.
— Nie denerwuj mnie — warknął, podrzucając jej ciało.
Mijali na ulicy uśmiechniętych ludzi, bawiące się dzieci. Jej wzrok błądził po ich twarzach, a serce rozrywał niewyobrażalny ból. Ona nie miała się z czego cieszyć, nie miała powodów do uśmiechu. Zazdrościła im tej niewiedzy, braku trosk. Czuła się, jakby nie miała zupełnie nic, jakby wszystko straciła w mgnieniu oka, a szansa na odzyskanie była równa zeru.
Gdy znaleźli się przed domem, zsunęła się z wilka i otworzyła drzwi.
— Kto tu bywał? — zapytała, widząc w mieszkaniu względny porządek. Kotka była nakarmiona, lodówka pełna, a na meblach nie dostrzegała kurzu. Czuła, że często było wietrzone.
— Ashi, Hinata, Yamato, Naruto... Kto tylko miał czas, przychodził i dbał o wszystko, chcąc, byś wróciła do czystego domu.


— Ubierz się ciepło.
— Wiem.
— Zabierz tylko potrzebne rzeczy.
— Wiem.
— I coś na przebranie...
— Wiem.
— I dla Kakashiego też w sumie weź.
— Wiem...
— A i jeszcze...
— Wiem! — krzyknęła ziolonooka, odwracając się do wilka.
Menma siedział na łóżku i nieprzerwanie obserwował dziewczynę. Wertowała szuflady i szafki, pakując wszystko do torby. Klęła cicho pod nosem, bojąc się, że nie starczy jej czasu, że coś pominie.
Nie sposób było opisać co czuje. Jej wnętrzem targały same negatywne emocje; strach i niepewność, które szczypały ciągle jej serce.
— Sakura, damy radę. — Chciał ją pocieszyć. Popatrzyła na niego, gromiąc rozgniewanym spojrzeniem. — No co?
— Nic nie mów — warknęła, upychając ciuchy. — Staram się po prostu nie myśleć, nie utrudniaj mi tego. Wciąż nie mogę pojąć tego, że wpuściłam do serca tamte informacje, nie wiem jakim cudem w to uwierzyłam. I oddałam go im bez walki.
— Przestań się obwiniać, nie ma w tym nawet grama twojej winy! To był głupi podstęp! — zawarczał, schodząc na podłogę. — Twoje łóżko przez cały czas było przez kogoś pilnowane, a szpital obstawiony przy każdym wejściu. Wszystkie okna były obserwowane. Po ucieczce Satoshiego, nikt nie był spokojny. Rozpętało się piekło. Nie reagowali na nasze prośby, dowody, a nawet groźby. Postawili nas przed faktem dokonanym, a przez pieprzone, irracjonalne prawa, nie mogliśmy ściągnąć Kakashiego z powrotem do wioski. On nie jest jedyną ofiarą tej intrygi. — Obserwowała go w milczeniu. — Musisz porozmawiać z Yamato, on ma dużo do powiedzenia na ten temat, jednak nie chciał ryzykować od razu po twoim przebudzeniu. A teraz wynoszę się do siebie. Niedługo wrócę; wołaj, gdybym był potrzebny.
Skinęła tylko głową.
Nie wiedziała, co Tenzou mógł mieć jeszcze do powiedzenia w tej sprawie.
Założyła granatową bluzę z kapturem, a na nią wciągnęła konoszański bezrękawnik. Na ramiona zarzuciła plecak, a w dłoń chwyciła torbę. Gdy chciała już opuścić pokój, coś ją powstrzymało. Popatrzyła na szafę i odsunęła jego z jej skrzydeł. Wyciągnęła z niej długi, biały płaszcz. Wszelkiego zakończenia materiału, ozdobione były błękitnymi wzorami w kształcie płomieni. Miała wrażenie, że to był ten czas, kiedy w końcu powinna go założyć. Spakowała ową rzecz do torby i zeszła pospiesznie na dół. Nim zdążyła założyć buty, przed domem pojawił się Inuzuka.


< < ♥ > >


— Gaara! — krzyknął wesoło Naruto i podbiegł do nadchodzących shinobi Piasku.
Wszyscy przywitali się z dalekimi przyjaciółmi, ustawiając się po chwili w grupkach. Obok stali Yamato, Gai i Aoba, którzy dyskutowali o czymś z właścicielami statku, udostępnionego na rzecz misji. Sakura stała spokojnie z brzegu i rozmyślała nad nadchodzącymi wydarzeniami.
Uzumaki dał jej do zrozumienia, że w jego plecaku również znajdował się odpowiedni płaszcz. Zrozumiała w tamtym momencie, że to nie będzie tylko niepowtarzalnie trudna misja, ale też zdarzenie, umożliwiające pokaz jej prawdziwej siły. Jej współpracy z Naruto w duecie Legendarnych Sanninów. Jej walki u boku Menmy. Jej szybkości, sprawności, odwagi.
Sprawdzian jej uczuć. Uczuć, które ją napędzały.
Muszę powiedzieć ci coś ważnego. Sakura, ja naprawdę.
Potrząsnęła energicznie głową. Nie wiedziała, co chciał jej wtedy powiedzieć, ale była pewna, że to cholernie ważne.
— Ruszajmy! — krzyknął Gai, rozpraszając jej rozterki.
Wszyscy podążyli za trójką dowodzących. Po przejściu niewielu metrów zorientowali się, że ich transport to gigantyczny, potężny statek. Powietrze przesiąknęło szeptami zachwytu.
— No, ładujcie się! — nakazał Tenzou. — Nie ma czasu do stracenia!
Wszyscy wspięli się po specjalnych schodach, łączących pokład z mostkiem w porcie. Gdy znaleźli się już na pokładzie, głośne dzwony oznajmiły im, że właśnie odbijali od brzegu. Sakura podeszła do barierki i obserwowała oddalający się port; ludzie maleli w jej oczach, osiągając rozmiary mrówek.
— Już niedługo — usłyszała za sobą. Popatrzyła na spokojną twarz Ashi. — Odbijemy go, zobaczysz. Kto wie, może sam już ich wszystkich pokonał, a teraz tylko czeka, aż go odbierzemy? — zaśmiała się.
Sakura zmarszczyła zabawnie nos. Nie pomyślała o takim przebiegu zdarzeń, choć owy w przypadku Kakashiego, był prawdopodobny.
— Dziewczyny! Chodźcie tu!
Yamato przywołał je gestem ręki. Gdy znalazły się w końcu przy reszcie, ruszyli by zająć swoje kajuty. Sakura nawet nie zastanawiała się nad tym, kto będzie dzielił z nią miejsce spoczynku, pamiętając, kto sprawował nad nią pieczę.
— Nawet wygodnie — prychnął Iznuzuka, opadając na swoją pryczę.
— Słuchajcie... — Ich wzrok zwrócił się ku drzwiom, w których pojawił się Tenzou. — Na końcu korytarza są schody. Dokładnie pod nami jest kuchnia i jadalnia, za dziesięć minut kolacja. — Uśmiechnął się pogodnie i ruszył dalej, by powiadomić pozostałych.
— O tak! — zaszczebiotał szatyn. — Jestem potwornie głodny.
Dziewczyna wzruszyła ramionami, grzebiąc w torbie. Wisiały nad nią ciężkie chmury; jej ponury nastrój bardzo szybko można było wyczuć w powietrzu.
— Co się dzieje? — zapytał i dźwignął się na łokciach, by przyjrzeć się przyjaciółce. Nie odwracała się do niego przez kilka chwil, nie przerywając czynności. — Dziewczyno, jeśli będziesz mieć cały czas takie skoki nastroju, to wyrzucę cię za burtę — zażartował kąśliwie, a ona posłała mu tylko pełne poirytowania spojrzenie. — Zrozum, że każdy z nas się martwi — szepnął, stając na ziemi. Przeszedł dwa kroki i stanął tuż za nią, oplatając delikatnie jej przedramiona dłońmi. Potarł je pocieszająco i westchnął głośno. — Ale nie można pozostawać w tak wisielczym humorze. Jak masz zyskać siły i motywacje?
— Wiem, wiem! — prychnęła, odwracając się do niego. Oparła czoło o szeroką klatkę i zacisnęła powieki. — Chciałabym zająć sobie czymś głowę, ale to jest naprawdę cholernie ciężkie.
— Przede wszystkim masz się dzisiaj położyć wcześniej spać. Jutro zaczynasz przecież trening z Menmą — stwierdził, odsuwając ją lekko od siebie. — Pięć dni to dosłownie chwila, więc lepiej, żebyście się do tego przyłożyli i mieli choć trochę siły.
— Masz rację — przytaknęła, uśmiechając się.
— Może i ma, co nie zmienia faktu, że musi cię jeszcze zaciągnąć na kolację. — Usłyszeli Menmę, który nie wiadomo skąd pojawił się i leżał właśnie na łóżku dziewczyny. — Musisz się wziąć za siebie. Jeżeli nie odzyskasz sił, osobiście dopilnuję, abyś została na statku, kiedy dotrzemy do wyspy.


Wszyscy głośno o czymś rozmawiali, pochłaniając jedzenie i gorące napoje, które przygotowywała im kucharka wraz ze swoją załogą. Sakura jednak siedziała zamyślona nad talerzem i nawet nie ruszyła swojej porcji, wciąż wpatrując się w koszyk z pieczywem.
— Jak Boga kocham, Sakura — warknął Inuzuka, zaglądając przez jej ramię na jej chłodny posiłek.
— Licz się z tym, że nie wrócimy do kajuty, dopóki nie zjesz i nie wypijesz gorącej herbaty — mruknął, siedzący pod stołem Menma. — Naprawdę masz zamiar zachowywać się jak pięciolatka i zmuszać nas do karania cię?
Dziewczyna nadęła policzki i w końcu zabrała się za jedzenie, nie mając ochoty na wysłuchiwanie ich zrzędzenia. Z drugiej strony, przypominała sobie, że Kakashi traktował ją bardzo podobnie, co jakoś niespodziewanie rozgrzało jej serce.
Wchłonęła posiłek, wypiła herbatę i po chwili wrócili do pokoju, gdzie zabrała rzeczy i udała się do łaźni, w której szybko się opłukała.
— Jak tu zimno! — jęknęła, wchodząc do kajuty.
Mimo grubych, dresowych spodni i ciepłego polaru, wciąż mocno nią telepało. Na jej pryczy siedział Uzumaki, a pod nim drzemał Menma. Rzuciła rzeczy na szafkę i wcisnęła się za blondyna, by po chwili owinąć się kołdrą i przytulić głowę do poduszki. Rozprostowała nogi, o które Naruto zaraz się oparł i przymknęła powieki, chwilę wcześniej doglądając leżącego na swoim materacu Kiby.
— Sakura, musimy być spektakularni — mruknął niebieskooki, przeciągając się. —Sannini nie mogą dać ciała, co nie? Dobrze, że zabraliśmy płaszcze, to doda nam jakiegoś uroku i mocarności...
— Chyba zapomniałeś jaki jest nasz cel, tumanie — skwitował Inuzuka.
— Nie zapomniałem! — krzyknął zdenerwowany, odgrażając się pięścią. — Rozniesiemy to miejsce w chwile i zabierzemy stamtąd Kakashiego!
— Powinieneś się modlić o to, byśmy zdążyli na czas — szepnęła dziewczyna, nie otwierając oczu. — Jeśli nam się nie uda, zabiję wszystkich. Nawet niewinnych.
Chłopcy wymienili wystraszone spojrzenia.
— Widzę, że zapał wrócił.
— Jak najbardziej.
— Sakura, Naruto. — Haruno otworzyła powieki, słysząc Tenzou. — Chodźcie na chwilę ze mną.
Blondyn zsunął się z łóżka, ze zdziwioną miną. Sakura poszła w jego ślady, owinięta kołdrą i nawet nie miała zamiaru słuchać protestów względem okrycia.


< < ♥ > >


Yamato spoczywał sporej, drewnianej skrzyni, pocierając podbródek. Sakura siedziała na jego łóżku, zawinięta w pierzynę i wodziła wzrokiem za Naruto, który krążył po pomieszczeniu.
— Czyli my tak naprawdę nawet nie mamy pewności, czy Kakashi żyje? — zapytała cicho. Czuła okropną gulę w gardle.
— Można tak powiedzieć — odparł mężczyzna, nawet na nią nie patrząc. — Ten list mógł być zwykłym oszustwem. Jeśli zależało im na jego śmierci, zabili go na początku.  Przecież wiedzą, że, poniekąd, nie mamy możliwości na odnalezienie wyspy. Musimy być gotowi na wszystko, kochani.
Dziewczyna schowała twarz w kołdrze. Łzy nie zbierały się pod jej powiekami, miała wrażenie, że jej kanaliki łzowe nie są zdolne do produkcji słonych kropli. Czuła się wyzuta ze wszystkich uczuć, które normalnie powinny jej teraz towarzyszyć. Nie miała nawet siły krzyczeć z rozpaczy, czegoś zniszczyć, umrzeć. Wszystko było jej obojętne, jeśli Hatake naprawdę nie żył.
— Ale nie możemy tego z góry zakładać, tak? — Yamato poruszył się poddenerwowany. — Musimy być przede wszystkim cholernie ostrożni. Podobno na Hiyochang zalegalizowana jest broń palna. Jeden celny strzał z ich strony, a my możemy stracić życie i żaden medyk nam nie pomoże. Tak jak było powiedziane, musimy liczyć się z każdą sekundą; nie mamy pojęcia gdzie odbywają się egzekucje, więc pewnie po wtargnięciu na wyspę Menma, Kiba i Akamaru rozproszą się, by odnaleźć jak najszybciej zapach Kakashiego, a Hinata i Neji użyją byakugana. Wejdą jako pierwsi, razem ze mną, Gaarą i waszą dwójką; my najskuteczniej zrobimy zamieszanie. Reszta po chwili zajmie się wyżynaniem strażników.
— Co, jeżeli wśród strażników również będą ludzie zmuszani do tej pracy? — zapytał badawczo Naruto.
— Nie ma szans — prychnął mężczyzna — każdy strażnik, jaki stacjonuje na wyspie, musiał zgłosić się na to stanowisko sam, z własnej woli. Dobrze wiedział, jakie panują tam warunki. Inni pracownicy, tacy jak kucharze, sprzątacze; to są niewolnicy. O nich musimy pamiętać. Gdy tylko znajdziemy wyspę, roześlemy jastrzębie to wszystkich krajów, ze współrzędnymi wyspy. Przybędą inne statki, wypełnione oddziałami ANBU, które zajmą się tymi ludźmi. Powinni mieć ze sobą listy, na których będzie wyszczególnione, czy toś trafił tam bez przyczyny czy za jakiś występek.
— Ludzie z Kraju Ognia też tam są? — Naruto usiadł obok Sakury.
— Nie. Trzeci, Czwarty i Piąta wystrzegali się posyłania tam ludzi. Nie ma tam więc nikogo, poza Kakashim.
— Musimy go od razu znaleźć — szepnął chłopak, spoglądając ukradkiem na przyjaciółkę, której twarz wciąż kryła się w połach kołdry. — Pewnie sam z wielką chęcią będzie chciał ich powybijać.
— Bardzo prawdopodobne — prychnął Yamato. — Z informacji naszych najlepszych tropicieli wynika, że Satoshi Ao, również może się tam znajdować. Nie wiem jak na to wpadli, skoro nawet nie wiedzą gdzie jest wyspa, ale niech was to nie zaskoczy. W końcu to on to wszystko uknuł. Obawiam się więc, że nawet jeżeli Kakashi żyje, to po raz kolejny możemy go zastać w niebywale ciężkim stanie.
— Dlaczego to wszystko zawsze spotyka jego? — Usłyszeli szept Sakury, która w końcu podniosła głowę, dumnie prezentując łzy. Łzy, które w końcu znalazły drogę ucieczki, popędzane przez bolące serce i zmęczony umysł. — Najgorsze rzeczy, tortury, niszczenie jego, i tak kurwa, słabej psychiki... Nieważne jak jest silny... Jak wytrzymały. Ile można wciąż być wystawianym na tak ciężkie próby? — Złapała się za głowę i zacisnęła palce na włosach.
Ja pierdole, nie. On musi żyć, nie ma innej możliwości. Odbijemy go i nie pozwolę na to, by ktokolwiek, kiedykolwiek go jeszcze zranił — pomyślała.
— Kapitanie — mruknął Naruto, spoglądając na mężczyznę. Trzymał mocno dłoń dziewczyny, zabierając ją z jej głowy. — W jaki sposób dokonują egzekucji?
— Miałem nadzieję, że nie zapytanie. — Westchnął i spuścił wzrok. — Z opowiadań, które przekazywane były pomiędzy wioskami, przez byłych pracowników... Ofiary giną od strzału w głowę.
— Jezu. — Haruno się zatrzęsła.
— Przecież to jest nieludzkie! — syknął Uzumaki. — Niepojęte!
— Owszem... Ale takie mają tam zasady. Nikt, nigdy nie miał na to wpływu. — Tenzou popatrzył na małe okienko, za którym rozciągała się nieskończona woda. — Pozostaje nam tylko wierzyć w szczęście. Nie mamy nawet grama przekonania, że tam dotrzemy. Przepraszam Sakura... — Zerknął na podopieczną. — Nie mogę jednak chodzić i słodzić; wmawiać, że wszystko będzie dobrze, skoro nie potrafię tego obiecać. Tym razem naprawdę niczego nie możemy być pewni... Chociaż jest jedna rzecz, jedno wiem na pewno. — Przyjaciele popatrzyli na kapitana, a w ich oczach nie odbijało się nic, prócz bólu i żalu do świata za to, jak bardzo im dokuczał. — Nie poddamy się, do samego końca.


< < ♥ > >


— Co to za miejsce? — szepnęła Sakura.
Jej głos obijał się cichym echem od czegoś, czego nie dostrzegała. Stała po środku niczego, dosłownie.
Nie było tam podłoża, ścian, sufitu, drzew. Biała jak mleko, pusta przestrzeń, która dziwnie ją przytłaczała. Zrobiła krok do przodu, obróciła się w tył. Przebiegła kilka metrów, chociaż miała wrażenie, że wciąż stoi w miejscu.
— Menma?! — krzyknęła, sądząc, że ją usłyszy.
Powinien, przecież zawsze ją słyszał! Jednak tym razem tak nie było.
Miała wrażenie, że powietrze jest cięższe niż zazwyczaj. Usłyszała dziwny dźwięk i wstrzymała oddech, odwracając się w lewo. Na białym tle pojawił się jakiś punkt; rósł, zbliżając się do niej. Nabierał smukłych, ludzkich kształtów.
— Halo! — krzyknęła, zaciskając mimowolnie pięści. — Kim jesteś?!
Zaprzestała staraniom i w spokoju obserwowała, jak wciąż parł w jej kierunku. Wrosła w nieistniejący grunt, wbijając spojrzenie błyszczących oczu w znaną, potężną sylwetkę. Stanął w końcu tuż przed nią, jego twarz była spokojna. Odbijało się na niej zmęczenie, jednak nic więcej nie potrafiła z niej wyczytać. Oczy pociemniałe, nie znalazła w nich żadnych uczuć.
Był ubrany w standardowy strój ninja. Granatowe spodnie, czarne buty, gruba bluza i konoszański bezrękawnik. Opaska, maska, ochraniacze na dłoniach.
— Kakashi? — mruknęła, jednak nie drgnęła. — Nic ci nie jest?
Uśmiechnął się do niej, była pewna; zmarszczki przy oczach to zdradziły. Przyłożyła dłoń do własnego czoła, zaciskając powieki w zrezygnowaniu.
— Nie zaczynajmy tego znowu, błagam — stęknęła, przypominając sobie sposób na kontaktowanie się z nią w czasie, gdy był przetrzymywany przez Akatsuki. Rozejrzała się jeszcze raz dookoła, jakby miała nadzieję, że coś w mlecznej przestrzeni się zmieniło... Jednak nie; wciąż sterczeli gdzieś w przytłaczającej pustce. — Gdzie jesteśmy?
Odwrócił się w lewo, wciskając dłonie w kieszenie. Skierowała się w tę samą stronę, a fala dziwnego, ciepłego powietrza uderzyła w nią, mierzwiąc kaskadę różowych włosów. Zasłoniła oczy przedramieniem, mrużąc powieki. Po chwili znalazła się w szpitalnej sali. Hatake wciąż stał przy niej. Natomiast dostrzegła na łóżku małe dziecko, a przy nim kobietę i mężczyznę, który w ogóle ich nie zauważali.
Rozpoznała ich dopiero chwilę później, odpędzając od siebie szok.
— Mama? Tata? — szepnęła, czując w sercu dziwne ukłucie.
Nie reagowali. Zrozumiała, że była to swego rodzaju retrospekcja.
Milczeli, a zza drzwi dobiegła do nich cicha rozmowa. Kakashi popatrzył na wejście, przez które po chwili weszła Tsunade, a zaraz za nią dwóch, młodych ninja.
— Kakashi — warknęła Godaime — nie obchodzi mnie, czy lubisz dzieci, czy nie. To rozkaz trzeciego, a ty masz go wykonać. Nie musisz nic robić, masz tylko czuwać i nie wpuszczać do niej obcych ludzi. Rozumiesz?
— Muszę? Naprawdę nie mógłbym dostać bardziej sensownego zadania? — jęknął znudzony, młody Hatake.
— Zaraz powyrywam ci te szare kłaki — odparła rozdrażniona kobieta.
Towarzyszący im Yamato, załagodził jakoś sytuację i razem podeszli do łóżka. Sakura dostrzegła w dziecku siebie samą, małą i wyczerpaną.
— To wtedy, gdy moje moce zaczęły się uaktywniać? — zapytała, spoglądając na swojego milczącego kompana.
W odpowiedzi skinął zgodnie głową. Kunoichi zwróciła wzrok z powrotem w kierunku łóżka. Jej rodzice, Tsunade i Tenzou opuścili salę, w celu ustalenia jakiś szczegółów. Nastoletnie Hatake przysiadł na taborecie przy łóżku i skrzyżował gniewnie ramiona na piersiach. Popatrzył pogardliwie na śpiącą dziewczynkę i nadął policzki.
— Przez ciebie, głupi bachorze, muszę tu siedzieć — burknął, stukając czubkiem buta w nogę łóżka.
— Co ja ci takiego zrobiłam? — warknęła Haruno, spoglądając na dorosłego Kakashiego. Miała dziwną ochotę, by go uderzyć. Zwłaszcza, że znowu się uśmiechał. Powędrowali wzrokiem z powrotem w stronę niewidzących ich ludzi.
Sceneria nagle uległa gwałtownej zmianie. Za oknami zapanował mrok, który co chwilę przerywany był oślepiającymi błyskawicami. Deszcz bębnił o okna i parapety, a mała Sakura siedziała w kącie sali, cicho płacząc. Do pomieszczenia wszedł Hatake, który roztaczał wokoło siebie nieco inną aurę, niż wcześniej. Przestraszył się, widząc puste łóżko i nie potrafił uspokoić, dopóki nie odnalazł wzrokiem dziecka.
— Wracaj do łóżka — mruknął, podchodząc do okien. Przeciągnął zasłony, by zakryć wyginających się drzew. Dziecko jednak pokręciło głową na nie. — Sakura, proszę cię.
Nawet nie drgnęła. Nie chciała ruszać się z miejsca; każdy błysk i silny grzmot, który wprawiał budynek w drżenie, sprawiały, że kuliła się coraz bardziej. Podszedł do niej, chcąc wciąż ją na ręce, jednak dziewczyna sama poderwała się na nogi i zaskoczyła go, wtulając się w jego ciało.
— Boję się, Kakashi-kun! — krzyknęła, zaciskając powieki. — Boję się piorunów!
Chłopak był zdezorientowany, jednak nachylił się i chwycił ją w ramiona. Posadził dziewczynkę na brzegu łóżka, niechlujnie otarł jej mokre policzki rękawem bluzy i odsunął się o krok, by dobrze ją widzieć.
— Nie masz się czego bać — stwierdził poważnie, choć jego głos za tamtych czasów wcale na poważny nie brzmiał. — Obronię cię, popatrz.
Wyciągnął przed siebie dłoń i zaczął ostrożnie tworzyć raikiri, by przypadkiem jej bardziej nie wystraszyć. Sakura podkuliła nogi i obserwowała zjawisko z nieopisanym zdumieniem.
— Jeżeli wpadnie tu jakiś piorun, to złapię go i wyrzucę z powrotem za okno! — oznajmił żywo i wzniósł dłoń w górę. — Widzisz? To pioruny boją się mnie. Ty nie powinnaś się przed nimi ukrywać.
Przerwał technikę, widząc jej lekko rozpromienioną twarz. Usiadł w dużym fotelu przy łóżku, wcześniej układając dziecko do snu, jednak Haruno wgramoliła się nagle na jego kolana z kocem, twierdząc, że tam będzie bezpieczniejsza i niedługo po tym usnęła.
Dorosłą Sakura zaśmiała się cicho i popatrzyła na Hatake.
— Władca piorunów — prychnęła, ostentacyjnie ocierając łzy rozbawienia. On jednak wpatrywał się w ten obrazek jak zahipnotyzowany. Spoważniała, biorąc głęboki wdech. Mrugnęła, a chwilę po tym znowu znaleźli się pośrodku białej przestrzeni. — Chroniłeś mnie już od tak dawna... A ja już wtedy wiedziałam, gdzie będę najbezpieczniejsza. — Uśmiechnęła się blado, próbując utkwić gdzieś wzrok, jednak wszystko się zlewało. — Czemu pokazujesz mi to dopiero teraz?
Mrugnął, wpatrując się w nią.
— Jeżeli to ma być forma pożegnania — zaczęła rozgniewana, jednak mężczyzna gwałtownie zasłonił jej usta dłonią.
Objął ją mocno i do siebie przycisnął. Czuła się tak, jakby to działo się naprawdę. Mimo przyjemności, wyczuwała, że coś jest nie tak; nie czuła komfortu, a czyste przerażenie. Bała się, że to naprawdę może być ostatni raz, gdy go widzi.
Jego uścisk zelżał, odsunęła się i popatrzyła na jego buzię. Był niespokojny, poruszony. Uważnie czegoś nasłuchiwał, by nagle otworzyć szeroko oko. Spojrzał na nią, złapał za policzki i gwałtownie oparł czoło o jej głowę. Widziała, jak bardzo pragnął coś jej powiedzieć, wręcz wykrzyczeć. Coś cholernie dla niego ważnego, dla niej również, jednak jego czas się kończył i... Zniknął. Prysnął jak bańka, nie zostawiając po sobie śladu.
— Sakura... — Usłyszała zniekształcony szept. — Obudź się, Sakura!
Powieki otworzyły się nagle, odkrywając jej oczy. Tonęła w mroku, jednak dostrzegała nad sobą sylwetkę Inuzuki.
— Co się dzieje? — szepnęła, czując jak jej twarz wilgotnieje.
— Chciałbym zapytać cię o to samo... — mruknął zatroskany, przejeżdżając kciukiem po jej czole. — Miałaś jakiś koszmar, prawda?
— Nie wiem — odparła na wydechu. — Krzyczałam?
— Nie. — Usiadł na materacu i popatrzył na nią. — Ale zaczęłaś się strasznie wiercić i mruczeć coś pod nosem. Myślałem, że rzucasz na mnie zaklęcia, wiedźmo.
— Przepraszam. — Uśmiechnęła się słabo. — Nie chciałam cię obudzić.
— Przestań. Co ci się śniło?
Dziewczyna przetarła oczy, siadając. Wplątała dłoń we włosy, zaczesała je do tyłu i westchnęła krótko, otwierając szerzej powieki.
— Muszę zobaczyć się z Yamato!
— Sakura, jest trzecia w nocy...
— On ma dzisiaj wartę! — stęknęła, patrząc na przyjaciela. Skinął zgodnie głową, po chwili zastanowienia. — Zaraz wrócę! — Zrzuciła z siebie kołdrę i opadła na podłogę.
— Ej! — Złapał ją za rękę. — Wiesz, że mam cię nie odstępować na krok.
— Uspokój się! — Wyrwała się i podbiegła do drzwi. — Zaraz będę z powrotem.
Wybiegła na korytarz i rozejrzała się. Nie pamiętała, jak wychodziło się na pokład, ale ku logice, wdrapała się schodami na górę, po chwili znajdując się na zewnątrz, gdzie zimne powietrze do reszty ją otrzeźwiło.
— Kapitanie?! — krzyknęła, czując jak jej ciało drży z zimna. Nagle zatęskniła za skrzypiącą, niewygodną pryczą i pierzyną.
Rozglądała się dookoła, słabe światło lamp woskowych nie pomagało jej w odnalezieniu mężczyzny, tak samo ja wszechobecny, morderczy mróz.
— Co ty tu robisz, dziewczyno?! — Usłyszała znajomy głos. Zwróciła się na pięcie, czując jak za nią stoi i spotkała się z karcącym wzrokiem mężczyzny. — Czemu nie śpisz? — W jej oczach pojawiły się nagle niekontrolowane łzy, a na twarzy malowała się jakaś dziwna ulga. — Sakura, co się dzieje?
— On żyje... — szepnęła słabo, zaciskając piąstki przy ustach. — Jeszcze żyje!
— Skontaktował się z tobą... — Bardziej stwierdził, niż zapytał, choć szok wzdrygnął jego ciałem.
— Tak, choć nie wyglądało mi to najlepiej.
— To znaczy?
— Miałam dziwne wrażenie... — Spuściła wzrok, spoglądając na nieco za długie rękawy kurtki Kiby, która porwała z kajuty. — On chyba chciał się pożegnać. Pokazał mi wspomnienie z dnia, kiedy pierwszy raz mnie zobaczył. Zaczynaliście wtedy opiekę, przed zapieczętowaniem drugiego źródła chakry.
Mężczyzna zamknął oczy i odchylił do tyłu głowę, uśmiechając się.
— Pamiętam... Pamiętam doskonale — prychnął — tak wtedy narzekał. A potem, z dnia na dzień, przywiązywał się do ciebie coraz bardziej. Już wtedy nie byłaś mu obojętna. — Tenzou rozumiał sytuację. Wiedział, że tym razem nie są to jakieś przelewki względem życia jego przyjaciela. Nie miał ochoty zostawać już przy jakiś tajemnicach. — Gdy przyszedł dzień, kiedy mieliśmy zakładać pieczęć, miałaś zostać uśpiona na kilka dni... Wziął cię wtedy na ręce, a z jego oka wypłynęła łza. Pierwsza, którą u niego widziałem. — Zaśmiał się i wzruszył ramionami. — Chodźmy się czegoś napić.
— Teraz? — zapytała zdumiona.
— Może już nie być okazji na to, co chcę ci powiedzieć.


— Zdajesz sobie sprawę z tego, jakimi uczuciami darzy cię Kakashi? — Patrzyła na niego z pewną dozą niezrozumienia. Owinęła palcami szklankę, wypełnioną do połowy rumem. — Zabawne... Znam go tyle lat, a nigdy dotąd nie był tak radosny. Zaczęło się, gdy u ciebie zamieszkał.
— Kapitanie, przestań — burknęła, czując jak jej policzki czerwienieją. Nie miała pojęcia czy od alkoholu czy zawstydzających słów.
— Oj tak, widać to po nim. Wpadł po uszy — zarechotał, przykładając dłoń do czoła. Odchylił się na krześle do tyłu i wbił otumaniony wzrok w sufit. — Ale nigdy się chyba do tego nie przyzna.
— Boję się...
— Czego znowuż?
— Kapitanie... — Pociągnęła nosem i zamrugała kilkakrotnie. — Co jeśli on mi nie wybaczy?
— Czego, do cholery?
— Tego, że pozwoliłam im go zabrać... Ostatnie co widziałam, to ból w jego oczach, spowodowany tym, że nie potrafiłam zareagować.
— Bywasz durna, Haruno — syknął, wspierając się łokciami o drewniany stół. — Myślisz, że nie wiedział, że mogłaś być przerażona? Kakashi nie jest głupi, nie dopuszcza do siebie nigdy tylko jednej opcji. Z resztą, on wybaczy ci wszystko... — Zamilkł na jakiś czas, pozwalając na to, by przetworzyła jego słowa. Przeraził ją jednak, podrywając się energicznie na nogi. — Czy Menma potrafi rozrosnąć się do takich rozmiarów jak Żabi Szef, Katsuyu?
— Tak...
— A jaka jest natura jego chakry?
— Błyskawica.
— Cholera — syknął — chyba wpadłem na pomysł.
Dziewczyna popatrzyła na niego pytająco, czując jak statek mocniej się zakołysał.
— Będziemy mieli fenomenalną dywersję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz