— Pakkun — mruknął Hatake, gdy tylko weszli z Sakurą do gabinetu Piątej.
Wewnątrz pomieszczenia znajdowali się już Tenzou, Sai i Naruto w strojach ANBU, a przy biurku stały Shizune i Ashi.
— Reszta ich dogoniła — odparł pies. — Kierują się na północny wschód, ale nie poruszają się zbyt szybko.
— A więc jednak podstęp — skwitował sucho Kakashi, zerkając znacząco na Tsunade.
— Podstęp czy nie, w naszych rękach spoczywa los Ino i jej nienarodzonej córeczki — wtrącił Yamato, poprawiając kamizelkę.
— Ashi z nami idzie? — zapytała Haruno, uśmiechając się do Tokuno.
Tak naprawdę mało ją to wtedy obchodziło; próbowała sobie tylko na wszelkie sposoby zająć głowę i paplała od rzeczy.
— Nie, ta misja jest zbyt wielkim wyzwaniem — odparł szatyn — pamiętajmy, że mamy do czynienia z Akatsuki.
— Czas ucieka — zagrzmiała Tsunade. — Jesteście gotowi?
Wszyscy skinęli zgodnie głowami, czując adrenalinę, która powoli zbierała się w ich ciałach.
— Nie ma więc na co czekać — kontynuowała — oficjalnie przydzielam pierwszą misję rangi S elitarnej drużynie Kaminari. Macie ją znaleźć i sprowadzić żywą.
— Grzmot? — zachichotał Uzumaki. — Nie lepiej już burza, czy coś?
— Zamknij się, to nie ma teraz znaczenia — mruknął szarowłosy.
Nie zwlekając dłużej, w pośpiechu opuścili gabinet i wystartowali w kierunku bramy. Po przekroczeniu murów wioski, u boku Sakury pojawił się Menma. Pakkun prowadził ich przez gęsty, zaśnieżony las. Każde z nich odczuwało coraz silniejsze napięcie, szczególnie Haruno; wiedziała, że Ino jest silna, że wytrzyma do ich przybycia, jednak płód znajdujący się w jej brzuchu był cholernie zagrożony. Zimno, nerwy, strach. Bóg jeden wiedział, czy Akatsuki nie posunął się do jakiś brutalnych gestów.
— Wiadomo z kim będziemy mieć do czynienia? — zapytał głośno Kakashi. — Czyżby nasz ulubiony duet?
— Nie tym razem — odezwał się Yamato, równając z nim krok. — Z opisu Shikamaru wychodzi na to, że będziemy mieć do czynienia z Deidarą i jeszcze kimś.
— Deidara po śmierci Sasoriego pojawiał się z tym idiota w masce — wtrącił Uzumaki.
— Tobi? — Sai leciał nieco wyżej nad nimi, na swoim atramentowym ptaku.
— Tak — przytaknął Tenzou — jednak nie jestem pewien, czy to był on. Tylko Shikamaru go widział, ale nie był w stanie dokładnie niczego określić.
Nie zwalniali. Nawet na chwilę. Parli przed siebie, dźwigając na barkach swego rodzaju brzemię. Z doniesień Pakkuna wnioskowali, iż dzieliło ich jeszcze jakieś piętnaście minut drogi od miejsca docelowego. Sakura podążała na końcu grupy, tocząc wojnę myśli i uczuć; rozumu i serca. Czuła się dziwnie rozproszona.
— Sakura... — Menma wyrwał ją z rozmyślań. — To będzie pierwszy raz, kiedy stoczymy wspólną walkę.
— Wiem — szepnęła — martwisz się, że nie damy rady? — Wilczysko skinęło zgodnie głową, patrząc przed siebie. — Spokojnie. Nad stawem nawet nie próbowaliśmy się dogadać, czyż nie? A wszystko poszło idealnie. Sądzę, że umiejętność współpracy została nam wszczepiona. Musimy po prostu być skupieni.
— Dobrze, księżniczko — mruknął, szczerząc swoje wielkie kły. — Czy wspomniany Deidara jest silny?
Sakura zerknęła w końcu na zwierzę i cofnęła głowę, otwierając szerzej powieki, mało tym samym się nie przewracając. Nie wiedziała, co bardziej ją zaskoczyło. To, że jego zęby stały się jeszcze dłuższe, ostrzejsze? Czy może to, że jego oczy emanowały jakąś dziwną, pomarańczową poświatą? Nie. Zdecydowanie najbardziej zaskoczył ją fakt, że stał się przynajmniej o połowę większy!
Potrząsnęła głową, sądząc, że dopadły ją jakieś omamy.
— Tak... W sumie to tak. Nie jest może najmądrzejszy i działa nieroztropnie, co jest dla nas cholernie niebezpieczne. W każdej chwili jest w stanie stworzyć bombę o szalenie wysokim zasięgu rażenia i powalającej sile. Gdy zdoła się ukryć i przez jakiś czas nie zostanie odnaleziony, potrafi wytworzyć coś na miarę bomby atomowej, która jest w stanie wysłać na przykład taką Konohę, do piekła. Jest jednak słaby w walce wręcz, szybki przeciwnik jest dla niego problemem. — Zamyśliła się. — Czy ty wchodzisz w jakiś stan?
— Szykuję się do walki — odparł spokojnie.
— Jeszcze nie raz mnie zaskoczysz, co?
— Muszę się w końcu wykazać, no nie? — prychnął. — Co jeszcze o nim wiemy?
— Po naszej ostatniej walce był mocno osłabiony — wtrącił Kakashi. — Z pomocą mangekyou urwałem mu ramię. A swoje ładunki tworzy z pomocą dodatkowych otworów gębowych, które miał umieszczone w dłoniach. Żuje wybuchową glinę, nie wiemy jakie to ma znaczenie, ale... Jakieś ma na pewno.
Menma skrzywił się i zwrócił przed siebie. Sakura również przelała całe swoje skupienie na drogę, jaka im pozostała. Kakashi głównie milczał; dziewczyna wiedziała, że zaprzątał sobie głowę tym, że pakuje się do paszczy lwa i nie mógł z tym zupełnie nic zrobić.
< < ♥ > >
— Mówcie szybko, co i jak — mruknął Hatake, opadając obok psiej watahy. — Nie mamy czasu do stracenia.
— Na pierwszy rzut oka, gdy spojrzycie na tę polanę nic tam nie ma. — Shiba wskazał głową na otwartą przestrzeń. — Ale tam, za tym dużym głazem, jest jakieś zejście do podziemi. Tam weszli, doskonale wiedząc, że są śledzeni. To wyglądało tak, jakby chcieli...
— Abyśmy ich znaleźli — sarknął Kakashi, łypiąc złowrogo na Sakurę.
— Dokładnie — odezwał się Urushi.
— Musimy tam zejść. — Sakura przykucnęła i zaczęła grzebać w plecaku.
— Sai, puść im tam kilka swoich myszek — nakazał Yamato.
Chłopak wykonał polecenie w trybie natychmiastowym. Kakashi odwołał w tym czasie psy, dziękując im za pomoc, po czym zaczął owijać dłonie i przedramiona bandażami. Różowowłosa wiedziała, że robił to za każdym razem, gdy był gotów na ciężką walkę wręcz. Bała się, że stanie mu się jakaś krzywda, bo nie pilnował siebie, a wciąż skupiał się na niej. Znała stany jego niepohamowanej furii. Podeszła do niego, korzystając z tego, że Naruto i Tenzou czekali na wieści od Saia.
— Co ty zamierzasz? — szepnęła, patrząc na jego skupioną twarz.
— Już ci powiedziałem. — Opuścił rękawy bluzy. — Nie pozwolę cię skrzywdzić, dziewczyno.
Dźwignął się na nogi z kucek i chciał odejść do chłopaków, jednak go zatrzymała.
— Jak daleko masz zamiar się posunąć? Za jaką cenę chcesz mnie chronić? Myślisz, że jak oddasz za mnie swoje życie, to mnie uratujesz? — szeptała wściekle. Zacisnęła powieki. — Grubo się w takim razie mylisz.
— Nie Sakura — prychnął, wyraźnie się uśmiechając. — Nie zginę, póki nie będę mieć pewności, że jesteś bezpieczna. Tego możesz być pewna. — Oparł dłoń na jej ramieniu i wyminął ją.
— Widzisz? — Usłyszała nad uchem po tym, jak odprowadziła mężczyznę wzrokiem. — Jest dokładnie tak, jak mówiłem.
— Co masz na myśli? — zapytała, odwracając się do Menmy. Cofnęła się jednak energicznie o krok, przykładając do ust dłoń. — Jasna cholera, co z tobą?!
Jego oczy wyglądały jak bursztynowe płomienie. Tańczyły wesoło, wchłaniając wcześniej niedostrzegalne już źrenice. Do tego jego ciało wciąż rosło.
— Kocha cię — dodał spokojnie.
— Nie mów mi takich rzeczy, kiedy jesteś w takim stanie! — syknęła, zaciskając piąstki. — Ja pierniczę, wyglądasz jak pieprzona choinka! Twoje oczy... się palą! I sierść. — Złapała za kosmyk futra. — Ona też się, kurna świeci! Jak mamy wejść tam niezauważeni?!
Kakashi podszedł do nich i przyjrzał się zwierzęciu.
— Twoja sierść też będzie tak zaraz wyglądać, prawda? Będzie płonąć, tylko na biało — wymamrotał.
— Owszem... Skąd o tym wiesz?
— Zajrzałem tu i ówdzie.
— Sakura, nie martw się. — Wilk popatrzył na dziewczynę. — Zbieram energię do walki. To taki rodzaj zbierania sił, jak w Trybie Mędrca.
— Będziesz pięknym światełkiem w kształcie wilka? Cudownie! — dziewczyna wyrzuciła w górę ramiona. — Możemy się pożegnać z dywersją.
— Sakura, oni doskonale wiedzą, że tu jesteśmy.
Dziewczyna zadrżała, zaciskając usta w wąską linię. Jej próbę odsapnięcia przerwał nagle przeraźliwy, kobiecy krzyk.
— To Ino! — syknęła, otwierając szerzej oczy. Bez najmniejszego zastanowienia wyrwała się do przodu i wybiegła na polanę.
— Głupia, zaczekaj! — krzyknął Hatake. — Zamorduję ją kiedyś... Ruszajmy!
Wpadli na ciemny, duszny korytarz, którym powoli podążali przed siebie, polegając na intuicyjnym poruszaniu się i słuchu. Menma pozostał na zewnątrz, chcąc zmagazynować więcej energii, skoro musieli stoczyć bój z Akatsuki.
Sakura z determinacją biegła przodem, nie chcąc stosować się do żadnych rozkazów Yamato czy Kakashiego, co cholernie podburzało tego drugiego. Po dłużącym się biegu, w końcu dojrzeli rozdroże; na końcu jednej ze ścieżek majaczyło blade światło. Bez zastanowienia ruszyli w tamtym kierunku. Naruto biegł z dłońmi złożonymi w pieczęć, by magazynować zbierać chakrę do trybu mędrca.
Gdy znaleźli się już blisko wyjścia z tunelu, Kakashi energicznie odbił się od ziemi, by wyprzedzić Haruno. Stanął jej na drodze, a ta niewzruszona chciała przebiec obok niego, jednak chwycił ją mocno za ramię. Złapała równowagę i zerwała z twarzy maskę.
— Co ty wyprawiasz? — syknęła.
— Sakura — warknął stanowczo, również odsłaniając twarz. Widziała po nim, że powoli wyprowadzała go z równowagi. — Od tej chwili, jeżeli chociaż raz nie zastosujesz się do moich rozkazów, złożę odwołanie o twoją służbę z ANBU, rozumiesz? Twoja samowolka i działanie bez planu, przyczynią się do katastrofy. — Popatrzyła na niego; choć starała się zachować niewzruszenie, jej oczy drgnęły z przestrachu. Zawsze gdy ją w ten sposób strofował, przybierając postawę cholernego służbisty, buntowała się. Jednak tym razem było inaczej. — Chcesz do końca życia obwiniać się za jej śmierć?
— Kakashi — szepnął oburzony Yamato. Mężczyzna nigdy nie widział, by jego przyjaciel zachowywał się w taki sposób. — Przystopuj trochę.
— Nie — warknął, wciąż patrząc na Haruno. Zaciskał boleśnie palce na jej przedramieniu. — Ino to też nasza przyjaciółka, też się o nią martwię, więc nie dopuszczę do takich działań. Doprowadzisz do tego, że stanie jej się krzywda, a do tego porwą jeszcze ciebie i Naruto. Zastanów się trochę.
Zacisnęła usta i zagryzła policzki, biorąc głęboki wdech. Miał rację, zawsze ją miał w takich sytuacjach. Zawsze była zdana na jego działania, bo był wyszkolonym żołnierzem, jednym z najlepszych, a tym razem miała wrażenie, że to ona sprawuje nad sobą władzę. To był błąd.
— Prowadź — szepnęła słabo, zakładając pokornie maskę.
Przez chwilę jej się przyglądał, jednak zwrócił się w stronę miejsca, do którego podążali. Odetchnął i ponownie zaczęli biec, by w końcu przekroczyć prowizoryczne przejście i doznać lekkiego szoku.
Znajdowali się wewnątrz czegoś, co uparcie przypominało gigantyczną jaskinię. Wszędzie dookoła było goła skała, na ziemi spoczywały kałuże różnorakich rozmiarów. W powietrzu panoszyła się zapach duszącej stęchlizny i wilgoć, wprawiająca w swoisty dyskomfort. W szczelinach umieszczono pochodnie, które nadawały wszystkiemu dziwną, pomarańczową poświatę. Pod przeciwległą ścianą, na kamienistym podłożu, leżała zmarznięta, nieprzytomna Ino. Już z tamtej odległości Sakura mogła dojrzeć, że miała umorusaną krwią twarz.
— Skurwysyny — warknęła, mimo prób trzymania nerwów na wodzy.
Poczęła krok w przód, jednak nagle obok Yamanaki pojawił się Deidara. Na jego twarzy widniał cyniczny uśmieszek; skierował ramię w stronę blondynki. Nagle zza jej pleców wypełzł niewielki, biały, gliniany pajączek, który przeszedł na brzuch i już tam pozostał.
Z wysokiej, skalnej półki zeskoczył Kisame, a zza nich, z korytarza wyłonił się Itachi.
— Tego się spodziewałem — zarechotał Deidara. — Patrzcie przyjaciele, dwie pieczenie na jednym ogniu. Dwa razy nie potrafiliście przyszpilić tej całej Haruno, a z moim cudownym pomysłem to przyszło tak łatwo.
— Zamknij się, dziewczynko — prychnął Hoshikagi. — Głupi ma zawsze szczęście.
Haruno nie zważała na przekomarzających się mężczyzn i rozejrzała się po wnętrzu jamy. Poczuła się spokojniej, gdy zauważyła duże pokłady wody w niektórych miejscach; gdy biegli korytarzem doskonale słyszała płynąc strumień wody. Gdzieś nad nimi znajdowało się koryto rzeki.
— Bardzo ładnie mnie ostatnio załatwiłaś. — Usłyszała za swoimi plecami. — Chciałbym cię jeszcze sprawdzić.
— Ja będę twoim przeciwnikiem, Itachi. — Kakashi pchnął ją lekko, na co dziewczyna zawrzała ze złości. Nie ważne, że był starszy, ona decydowała już za siebie, mimo wszystko.
— Przekonamy się! — Wzrok Haruno i Hatake skupił się pod ich nogami, gdzie została rzucona mała, gliniana kuleczka.
Odskoczyli na boki w ostatniej chwili, jednak podmuch powietrza po wybuchu, dotknął ich dosyć agresywnie. Ku uciesze Sakury, pchnął ją we wcześniej upatrzonym kierunku. Wylądowała miękko na ziemi, tuż przy pokaźnych rozmiarów kałuży. Uchiha pojawił się tuż przed nią, gdzieś w okolicy Deidara natarł już ka Hatake, a Naruto wciąż zbierał chakre, stojąc za Saiem i Yamato, którzy sterczeli naprzeciwko Kisame.
— Nie podchodź — syknęła zielonooka. Jednak brunet bez oporów szedł powoli w jej stronę. Za jego plecami pojawiło się kilka kruków, które nagle wyleciały w jej kierunku.
Wykonała szybki gest ręką, podrywając z ziemi wodę, która momentalnie zamieniła się w tarczę. Ptasie dzioby wbiły się w nią, kończąc swoją drogę. Gdy wszystko opadło w dół, zacisnęła zęby. Kakashi błyskawicznie pojawił się za brunetem i przejął go nagle na siebie. Chciała wykorzystać ten moment i podbiec do przyjaciółki. Jej drogę jednak zagrodził Deidara; wystraszona opadła na tyłek z uwagą lustrując jego sylwetkę.
— Naruto, długo jeszcze?! — jęknął Yamato, z uporem maniaka niszcząc po kolei każdego wodnego klona Kisame.
— Momencik, kapitanie!
Dziewczyna dźwignęła się na nogach i posłała swojemu przeciwnikowi łobuzerski uśmiech. Wykonała kilka pieczęci po czym opuściła ramiona wzdłuż ciała, a wokoło jej dłoni zaczęła zbierać się woda. Niewiele myśląc, dała susa przed siebie i zaczęła zwinnie okładać go pięściami i kopniakami, finezyjnie wijąc się przed nim w taki sposób, by nie miał szansy jej chwycić. Zebrany przy jej palcach płyn działał jak małe brzytwy, które rozrzynały skórę w styczności z nią. Gdy w końcu w pełni na niego natarła, wymierzyła mu prawego sierpowego, posyłając tym samym na kamienną ścianę.
W tym samym czasie Uzumaki naładował się maksymalnie i przy pomocy Kakashiego, wojowali z Itachim. W tej walce jednak kryło się wciąż coś podejrzanego; Hatake czuł, że nie walczy na poważnie i... kryje to.
— Sakura, uważaj! — Dziewczyna z impetem odwróciła się w stronę Saia, skąd w jej kierunku pędziły dwa, ptako-podobne stworzenia z gliny.
Odskoczyła w tył, krzyżując przed twarzą ramiona, jednak tym razem detonacja skupiła całą swoją siłę na jej ciele.
— Sakura! — ryknęli jednocześnie Uzumaki i Hatake.
Szarowłosy chciał pobiec w jej kierunku, jednak brunet go powstrzymał.
— Przecież to ja miałem być twoim przeciwnikiem — szepnął. Kakashi zacisnął zęby, jednak po chwili z niedowierzaniem zaobserwował, że Uchiha przepuszcza do dziewczyny Naruto.
— Co ty kombinujesz? — syknął, doskakując do niego. — Widzę co robisz...
Ten jednak nic nie odpowiedział, a wyciągnął spod płaszcza srebrzystą katanę i z niewzruszoną minął rozpoczął swój atak.
— Mam cię, głupia gówniaro — sarknął Deidara, stojąc przed chmurą pyłu. — Mam nadzieję, że jednak oddychasz, bo Pain mnie zabije.
Jego rechot przerwał wodny sznur, który wynurzył się z kurzu i błyskawicznie owinął dookoła jego szyi. Chwilę później Naruto wpakował mu kopniaka w żebra.
— Nie doceniasz nas — syknął Uzumaki. — Przypominam, że Sakura gołymi rękoma wykończyła twojego przyjaciela.
Akatsuki zadrżał w przypływie złości, a Sakura otrzepała się z brudu, gdy pył opadł.
— Nie radzę ci mnie prowokować — syknął, mrużąc powieki. — Życie twojej przyjaciółki leży w moich rękach.
— Niekoniecznie. — Odparł Naruto. Wyciągnął przed jego nos dłoń i zmiażdżył w niej glinianego pająka, który zamienił się w pył.
Mężczyzna uśmiechnął się posępnie, a jego śmiech stopniowo wzrastał. Woda opadła w dół, a Sakura bez zastanowienia porwała przyjaciela na bok, widząc, jak wrogie ciało zaczyna dziwnie puchnąć.
Jak się okazało, od początku walczyła z wybuchowym klonem, a prawdziwy Deidara nieprzerwanie trwał przy Ino, kryjąc się z pomocą jakiejś nieznanej jej techniki.
— Tchórz — parsknęła, mierząc go wzrokiem — boisz się konfrontacji, kryjesz się po kątach.
Uśmiech zniknął, a wesoły wyraz twarzy zastąpił nieopisany chłód.
— Śmieszna jesteś.
— Tchórz — powtórzyła, zaciskając pięści. Naruto przyglądał jej się z uwagą. — Sasori przynajmniej osobiście stanął ze mną do walki.
— Cofnij te słowa...
— Tchórz — wycedziła twardo, prostując się.
Blondyn tym razem osobiście na nią natarł, a ona w ostatniej chwili rzuciła Uzumakiemu znaczące spojrzenie. Przyjęła na siebie atak, dając mu czas do tego, by zabrał stamtąd Ino.
Deidara skupił się tylko i wyłącznie na różowowłosej, zapominając o innych aspektach jego misji. Napierał na nią jak mógł, wyrzucał przed siebie pięści, ciskał w nią bombami, a ona sprawnie wszystkiego unikała, doprowadzając go do jeszcze większego szału.
Kątem oka dojrzała, jak wodne klony Kisame uparcie pozbawiają Yamato i Saia możliwości do walki. Odskoczyła w ich stronę i wykonała jakieś pieczęcie. Rekinowate postacie rozlały się nagle na ziemi, a Hoshigaki prychnął z uznaniem, wiedząc, że mogło dojść do owej sytuacji. Miał świadomość jej wyższości nad niektórymi swoimi technikami.
Nie wyczuła, jak pojawił się za nią Itachi, który wyślizgnął się Kakashiemu. Chwycił ją za rękę i pchnął na ścianę, nachylając się za moment daj jej uchem.
— Pilnuj się Haruno — wyszeptał sucho. — Inaczej on na pewno cię dosięgnie.
Popatrzyła na niego z przestrachem, a chwilę później poczuła niewyobrażalny ból w boku. Deidara, nie zważając zupełnie na swojego partnera, wpadł w nich, odsyłając Sakurę kilka metrów w dal. Dziewczyna z hukiem uderzyła o ziemię, uderzając o nią głową.
— Teraz z tobą skończę — usłyszała nad sobą.
Zakrztusiła się śliną wymieszaną z krwią, którą splunęła na ziemię. Chciała się podnieść, jednak błyskawicznie opadła z powrotem na ziemię. Widziała, jak się do niej zbliża, a przez okropny szum w czaszce nie potrafiła określić nawet swojego położenia; wpaść na jakikolwiek sensowny pomysł na ucieczkę. Gdy na jej twarz wstąpił grymas bólu, gdy oślepiło ją przeraźliwie dokuczliwe, jasne światło. Była pewna, że to nadchodzący wybuch, powietrze zgęstniało, a ziemia się zatrzęsła.
Jasny blask opadł na podłoże i z powrotem wybił się z niego, po chwili pakując gigantyczne, ostre kły we wrogie ciało, powalając je tym samym na ziemię.
— W samą porę, Menma — syknęła, dotykając czołem kamienia. Z ulgą przyjmowała jego chłód.
Biały płomień, pod którego postacią kryło się wilczysko, przygwoździł blondyna do ziemi z pomocą swoich gigantycznych łapsk.
— Co to kurwa jest?! — wrzasnął Deidara.
Menma wydał z siebie dzikie ryknięcie, które wzbudziło dreszcze chyba w każdym z obecnych. Przysunął do twarzy ofiary swoje, ociekające krwią, zębiska i mruknął groźnie. Każdy ruch blondyna powodował, że wilcze pazury wbijały się głębiej w jego ciało. Sakura rzuciła przelotne spojrzenie w stronę Naruto, który niósł na rękach Yamanakę. Uśmiechnęła się pod nosem, jednak jej euforię przerwał głośny skowyt; ciało Menmy prawie w nią uderzyło, jednak wykorzystując własny refleks, nieporadnie go chwyciła i runęła ze zwierzęciem na ziemię. Deidara pognał w stronę Uzumakiego, a wilczysko błyskawicznie ruszyło w pościg, tak samo jak Haruno.
Wróg chciał zaatakować Naruto, jednak gdy tylko wzbił się w powietrze, Menma szybko go dogonił i chwycił w zęby jego nogę, po chwili zderzając go z podłożem.
— Sakura, zabieraj z Menmą Ino na bok i zajmij się nią, resztą się zajmę — poinstruował dziewczynę Kakashi.
Skinęła zgodnie głową; Naruto migiem posadził skołowaną Yamanakę, której powoli wracała przytomność, na grzbiecie Menmy, który zaczął oddalać się pod jedną ze ścian. Haruno z przerażeniem obserwowała, jak Hatake wyłamuje palce i powoli zmierza w kierunku Deia. Choć była wystraszona, skupiła się na doświadczeniach ze wszystkich przeżytych walk. On naprawdę nie dałby się zabić. Zwróciła się na pięcie i pognała do wilka.
Ściągnęła przyjaciółkę z jego ciała i posadziła ją na ziemi.
— Sakura... Sakura — mamrotała rozpaczliwie — moje dziecko, moja córeczka!
— Spokojnie, nic jej nie będzie — szepnęła, uwalniając chakrę i przykładając ją do rannego ramienia dziewczyny. — Menma, usiądź za nią, daj jej się oprzeć. Trzeba ją nieco ogrzać, traci temperaturę.
Głos dziewczyny powoli się łamał. Wilk szybko jednak wykonał jej prośbę, w ostatniej chwili dając oparcie omdlałej dziewczynie.
— Co z nią? — zapytał przejęty Uzumaki, pojawiając się obok. Deidara próbował wydostać się spod kupy gruzu. Kisame był już widocznie zmęczony przez chłopaków, a Hatake wojował z Itachim.
— Naruto, boję się — szepnęła zielonooka, patrząc na przyjaciela. — Boję się, że dziecko nie przeżyło takiego wychłodzenia.
— Spokojnie — odezwał się Menma. — Wyczuwam maleństwo. Jest słabe, ale nie da się tak szybko.
Sakura miała wrażenie, że kamień spada jej z serca. Blondyn wrócił do walki, osłaniając ich przed wybuchowymi ptakami.
— Wróciłeś do formy — szepnął Uchiha, obserwując Kakashiego. — A już zaczynałem w ciebie wątpić.
Kakashi zmrużył powieki, wciąż nie rozumiejąc zachowania bruneta.
— Co ty kombinujesz? — mruknął, przyglądając mu się.
Itachi powoli uniósł dłoń, na koniec celując w mężczyznę palcami.
— Miej oczy dookoła głowy. Niezmiennie, przez cały czas. Koniec jest coraz bliższy.
Rozchylił lekko usta, nie mając pojęcia o czym mógł mówić mężczyzna.
— Gdy zobaczycie kiedykolwiek Tobiego, uciekajcie.
Sakura obserwowała ich uważne, widząc skupienie obojga. nie walczyli, widocznie się porozumiewali, co nie było według niej normalne.
— Sakura, musisz iść zaraz do Yamato — odezwał się Menma. — Jest ciężko ranny.
— Dobrze — odparła, nie spuszczając wzroku z Kakashiego.
Jej oczy wodziły za jego ciałem, kiedy doskoczył do Itachiego; atakował, robił uniki, przemieszczał się... Coś ją tknęło; przypomniała sobie noworoczną noc i pocałunek. Nie rozumiała, dlaczego tak niebywale potężny człowiek; tak wspaniały mężczyzna... Skupił się właśnie na niej. Mógł mieć każdą, każda mogła być jego. Ale tak naprawdę to właśnie ją obrał sobie za cel. Nie miała pojęcia co takiego w niej go pociągało. Czuła się przy nim jak robak.
— Sakura! — huknął wilk, gdy dziewczyna złapała się za głowę. Opadła na kolana, zaciskając mocno powieki. Jęknęła głośno i pochyliła się do przodu. — Sakura!
Przewróciła się na bok i podkurczyła głowę, wydając z siebie bliżej nieokreślony dźwięk. Kakashi zwrócił za siebie głowę i wbił wzrok w dziewczynę, dając tym samym wolną rękę Itachiemu. Ten powalił go na ziemię i spojrzał prosto w jego oczy.
— A więc ona naprawdę jest twoją słabością — mruknął, przyciskając Hatake do ziemi. Boleśnie wbijał buta w jego klatkę piersiową. — Nie pamiętasz już co ci mówiłem? Nie pokocha cię.
Szarowłosy odchylił do tyłu głowę i spostrzegł, że przy dziewczynie pojawił się już Yamato. Zwrócił wściekły wzrok ku oprawcy, szybkim susem wypuścił powietrze z płuc, złapał go za kostkę i pociągnął mocno do siebie. Mężczyzna runął na skałę, a szarowłosy pojawił się błyskawicznie nad nim, z rozświetlającym się w dłoni raikiri.
— Nadal nie wiem o co ci wcześniej chodziło — warknął, pochylając się nad nim — ale ta śpiewka już mi się znudziła.
— Sakura. — Tenzou wciąż powtarzał imię dziewczyny, gdy ta lekko opadła w jego ramiona.
Menma obserwował przyjaciółkę, czując pulsujący ból. Zacisnął powieki i położył po sobie uszy, spuszczając lekko łeb.
— Yamato, sprawdź tył jej głowy — nakazał.
Mężczyzna podtrzymywał jej łepek prawą ręką. Nie rozumiejąc o co chodzi, odsunął jej ciało od siebie i spojrzał na dłoń, na której znajdowały się śladowe ilości krwi. Położył ją na ziemi i zaczął odgarniać jej włosy, doszukując się rany.
— Jest — mruknął. — Niewielka, ale jest.
— Musimy się stąd wynosić — oznajmił Uzumaki, doskakując do nich.
Kakashi pociągnął łokieć za siebie, gotowy do uderzenia, ale Itachi nagle rozpłynął się w powietrzu. Po chwili zorientowali się, że cała trójka Akatsuki znajduje się przy wyjściu.
— Jak nie tym, to innym razem — sarknął Deidara, podtrzymywany przez Kisame.
Itachi wciąż mierzył się wzrokiem z Hatake. Wycofali się jednak w głąb korytarza i pożegnali ich drobnym prezentem od blondyna, który rzucił na ziemię glinianego robaka. ten wybuchł, krusząc skałę i zawalając tym samym wejście.
— No i po ptakach — mruknął Sai. — Jak się wydostaniemy?
— Nie mam pojęcia — syknął Yamato, uciskając ranę we własnym udzie.
Sakura dźwignęła się nagle na rękach i przewróciła na tyłek. Wypuściła chakrę i przyłożyła dłoń do tyłu głowy, rozglądając się uważnie po pomieszczeniu. Nie zważała nawet na to, że Hatake leżał krzyżem niedaleko nich i normował oddech.
— Nie możemy zwlekać — mruknął Naruto. — Ino jest na wyczerpaniu, jeżeli się nie pospieszymy, naprawdę może być za późno.
— Zamknijcie się na moment — warknęła dziewczyna, zamykając powieki.
Zamilkli i obserwowali ją w skupieniu. Dziewczyna wyraźnie czegoś nasłuchiwała. podniosła się na nogi i chwiejnie ruszyła w kierunku jednej ze ścian. Przyłożyła do niej ucho, a następnie spojrzała w górę.
— Nie jesteśmy głęboko pod ziemią — szepnęła — koryto rzeki jest tuż za tą ścianą, a owa nie jest głęboka.
— Co chcesz zrobić? — Naruto przyjrzał jej się uważnie.
— Każde z nas umie pływać, prawda?
Odpowiedzieli jej zgodnymi skinieniami.
— Sakura — wtrącił się Menma — dawno nie walczyłem, więc szybko straciłem chakrę. Została mi jej dosłownie resztka, ale mam na tyle siły, by przenieść siebie i Ino do szpitala. Domyślam się, co chcesz zrobić... Stan tej dziewczyny na to nie pozwala.
— Idź — nakazała błyskawicznie.
Wilk zgiął łapy i poczekał, aż chłopcy umieszczą Yamanakę na jego grzbiecie w taki sposób, by nieprzytomna blondynka przypadkiem z niego nie zleciała. Moment później już go z nimi nie było.
— Więc jaki jest twój plan? — zapytał Tenzou.
Haruno wróciła do niego i przycupnęła na ziemi, by uleczyć jego ranę.
— Musimy zmienić kierunek strumienia wody — rzuciła. — Dacie radę zrobić w tej ścianie na tyle wielki otwór, by woda w miarę błyskawicznym tempie wypełniła to pomieszczenie?
— Chcesz nas utopić?! — oburzył się Uzumaki.
— Nie, głupcze — odparła zgryźliwie — gdy woda będzie nas unosić i będziemy znajdować się pod samym sufitem, wykorzystam resztę chakry, by zrobić w nim otwór. Wydostaniemy się na powierzchnię.
Hatake podniósł się zwinnie z ziemi, otrzepał i zwerbował chłopaków, gdy tylko różowowłosa skończyła leczenie. Dziewczyna stanęła w sporej odległości od nich razem z Saiem i obserwowała ich poczynania, kiedy chłopak obok niej zaczął malować gigantyczną płaszczkę.
Kakashi i Naruto stali po obu stronach Yamato, tworząc raikiri i rasengana. Musieli zgrać się idealnie w czasie; gdy tylko Yamato zamienił swoje ramię w kawał drewna, który z impetem rąbnął o kamienną powłokę, oni poszli w jego ślady i zaatakowali ścianę technikami.
Szczęk pęknięć, które rozchodziły się po powierzchni jak pajęczyna, zagrzmiał groźnie wewnątrz, a po chwili skała runęła na ziemię. Woda wtargnęła do środka, w błyskawicznym tempie wypełniając wnętrze. Sakura wykonała kilka pieczęci i czekała na rezultaty. Chłopcy obserwowali, jak obok Haruno z sięgającej im kolan wody, zaczyna formować się coś dziwnego. Wciąż rosło, z każdą chwilą nabierając znajomych kształtów. Gdy technika została ukończona, wszyscy podziwiali monumentalne smoczysko, które kołysało się delikatnie w powietrzu, czekając na ruch stwórcy.
— Pod ścianę! — krzyknęła.
Wyrzuciła w górę ramię, a w tym samym momencie smok sprężyście wystartował w górę, by uderzyć pyskiem o litą skałę. Ta przyjmując cios, rozkruszyła się i zsypała w dół. Kamienie zaczęły wpadać do wody, która obryzgała wszystkich obecnych.
Zbiegli się do Saia i wgramolili na płaszczkę i zaczęli unosić się ku górze. Wiedzieli, że po wydostaniu się na powierzchnię, będą musieli w błyskawicznym tempie dostać się do wioski, bo inaczej chyba pozamarzają. Mroźne powietrze zaczęło owiewać ich ciała już w połowie drogi.
Kakashi stał za Sakurą i wbijał spojrzenie w jej, brudne od krwi, włosy. Po raz kolejny cholernie mocno go zaskoczyła swoją siłą i determinacją. Odwróciła się w stronę Yamato i zaczęła o czymś z nim dyskutować. Przeniósł wzrok na jej siniejące od zimna usta i przeszedł go dreszcz, na wspomnienie ich smaku. W głowie jednak ponownie zaczęły obijać się słowa Itachiego. Znowu go bolały, mimo, że znał zdanie dziewczyny na ten temat.
Znowu było mu źle, znowu miał ochotę odpuścić.
— Jeszcze chwila — szepnął Naruto, kiedy byli blisko wyjścia.
Kakashi mimo to nie przerywał rozmyślań. Przed opuszczeniem wioski powiedział jej, że już woli zapomnieć o nieszczęsnym wieczorze, o pocałunku, by wszystko było jak dawniej, niż wypalać się jak świeca w zupełnej niewiedzy i dezorientacji. Teraz nie był tego taki pewien. Powinien był najpierw z nią porozmawiać, powiedzieć o tym, że uczucia względem niej nie są normalne, nie są takie jak kiedyś. Tymczasem porwał ją w ramiona i zaczął łapczywie całować, jakby świat miał dobiec końca. A to przyniosło za sobą tylko dystans i niewidzialną barierę.
Jej ramiona unosiły się przy każdym wdechu, bluza zsuwała się, odsłaniając bark. Miał ochotę znowu zamknąć ją w uścisku. Chciał całować każdy fragment jej ciała, słyszeć jak oddycha przy jego uchu, czuć zapach jej skóry. Ale nie mógł zrobić zupełnie nic.
— Przygotujcie się — rzucił Yamato.
Byli już pod samym otworem. Woda wypełniła jamę po brzegi, a płaszczka wypłynęła ponad ziemię, pozwalając im na ucieczkę. Zeskoczyli na suchy ląd, czując oplatający ich mróz, który z chęcią współpracował z ich mokrymi ciałami, ubraniami. Hatake obserwował Sakurę, której pierwsze kroki nie były pewne. Nim zdążył ją zapytać o jej stan, runęła na śnieg.
— Cholera — warknął, podbiegając do niej. Szybko podniósł ją z białego puchu, lekko nią potrząsając. — Sakura...
— Troszkę się przeforsowałam, Kakashi — odparła miękko, zamykając spokojnie powieki.
Miała wrażenie, że będąc w jego ramionach nie musiała się niczym przejmować. Hatake poinstruował resztę, że muszą biec do wioski, by nie dopuścić do odmrożeń. Nie zwlekając, ruszyli w kierunku Konohy.
< < ♥ > >
Sakura otworzyła oczy; przywitała je spowita ciemnościami, biel sufitu, który dobrze znała. Leżała we własnym, miękkim i zagrzanym łóżku w suchym dresie i bluzie z kapturem. Przykrywała ją pierzyna, na której spoczywał jeszcze koc. Sui drzemała na poduszce obok, a do jej uszu docierały dodatkowe, głośne, głębokie wdechy. Wsparła się na ramionach i dojrzałą w ciemnościach Menmę, który spał spokojnie na futrzastym dywanie.
Odczuwała silne pragnienie, więc zsunęła się na brzeg łóżka i postawiła bose stopy na panelach. Wyszła na tonący w ciemnościach korytarz, minęła zamkniętą sypialnię Kakashiego i zeszła na dół, by zwilżyć gardło. Wracając zahaczyła o łazienkę, a gdy znalazła się przy swoim pokoju, miała ochotę zajrzeć do mężczyzny, jednak zrezygnowała i wróciła do łóżka.
Gdy ponownie się obudziła, zegar wskazywał już kwadrans po dwunastej. Pokój był opustoszały; Menma zniknął tak jak kocica. Szybko się zebrała, chcąc wziąć prysznic. Gdy ponownie minęła wciąż zamknięte drzwi jego pokoju, machnęła na to ręką, sądząc, że miała na głowie nieco ważniejsze sprawy. Zjadła szybko śniadanie i zaczęła szykować się do wyjścia z domu, dopiero spostrzegając, że nie było nigdzie płaszcza Hatake. Zmarszczyła nos i również postanowiła pozostawić to na dalszym planie. Przecież wciąż miał swoje obowiązki.
Wyszła z domu i zatrzymała się przez chwilę na schodkach, by przyzwyczaić oczy do rażącej bieli. Popatrzyła na ścieżkę prowadzącą do furtki i zmarszczyła czoło; coś nacisnęło na jej skroń.
Miała dziwne przeczucia, coś było nie tak.
< < ♥ > >
— Jak się czujesz? — szepnęła, kładąc płaszcz na sąsiednim, pustym łóżku.
— Lepiej niż wyglądam — zaśmiała się blondynka. — A tak poważnie, jestem trochę obolała , nic poza tym.
Po drugiej stronie łóżka, w wielkim, brązowym fotelu, spał Shikamaru.
— Nie chciał iść do domu i tak to się skończyło — skwitowała Ino, uśmiechając się pogodnie.
— A co z maleństwem? — Haruno usiadła na brzegu łóżka i ujęła dłoń przyjaciółki.
— Ciąża była zagrożona, ale dzięki Menmie, Tsunade zdążyła je uratować. — Yamanaka przejechała wolną dłonią po brzuchu. — Dziękuję wam, Sakura. Gdyby nie wasza pomoc, nie wiem jakby się to skończyło.
— Nawet nie żartuj, głupia. — Sakura otaksowała ją oburzonym spojrzeniem. — Przecież to było normalne.
— Wiem... — Westchnęła i oparła głowę o poduszkę. — Co z Menmą? Gdy przyniósł mnie tu i się ocknęłam, widziałam, jak runął na ziemię.
— Wydaje mi się, że w porządku. W nocy czuwał przy moim łóżku — odparła, uśmiechając się. — Ale był wczoraj fenomenalny.
Sakura spędziła przy łóżku ponad godzinę. Opowiedziała Ino o pocałunku, obawach, zachowaniach i słowach, jakie padły z ust Hatake. Yamanaka powiedziała jej to samo co Naruto; jeżeli będzie udawać, że to wszystko się nie wydarzyło, może wiele na tym stracić, dodając jeszcze, ze Kakashi jest teraz po prostu bardzo przestraszony i sam nie wie co robić.
Shikamaru obudził się niedługo później i dołączyć do rozmów, w między czasie dziękując za wszystko Haruno. Gdy wskazówki zegara zaczęły zbliżać się do szesnastej trzydzieści, dziewczyna pożegnała się z nimi i obiecała, że wpadnie następnego dnia.
Idąc przez korytarz, zaczęła zakładać płaszcz, a gdy wyszła przed budynek — mróz, śnieg i wiatr zniechęciły ją do jakiegokolwiek spaceru. Mimo to, chciała wykonać wcześniej zaplanowane zadanie i ruszyła w kierunku cmentarza.
W kieszeni wyczuła zniszczoną paczkę papierosów i zapalniczkę. Postanowiła sobie nieco ulżyć; nie lubiła palić w domu, gdy Kakashi mógł to zobaczyć. I tak wiedziała, że wyczuje od niej smród, ale przynajmniej nie przyłapie jej na złych uczynkach.
— Tęsknię za wami — szepnęła, odpalając knot znicza. — Jest mi ciężko, choć pomoc przychodzi do mnie z każdej strony. Mimo to, brakuje mi waszego wsparcia. — Nakryła lampion i postawiła go na grobowej płycie. — Chyba się zakochałam... Nie, gorzej. Ja pokochałam... Chociaż może to nie miłość, nie wiem, jeszcze tego nie rozumiem. Mimo to, czuję się inaczej niż zazwyczaj... Myślicie, że mogłabym być z nim naprawdę szczęśliwa? — Spojrzała w stronę nieba, skąd zsypywały się białe płatki, którymi wiatr szastał jak chciał, tak samo jak jej włosami. — Daje mi szczęście. Daje uśmiech, ciepło, troskę, bezpieczeństwo. Wszystko, co dawaliście mi wy... i coś jeszcze. Coś, co potrafi mi dać tylko on; czym to jest? — Zamknęła oczy i westchnęła. — Stałam się silniejsza, mam skromną nadzieję, że to widzicie. Że obserwujecie mnie, cieszycie się z tego, że daję radę, nie stoję w miejscu, nie cofam się. Chcę dorównać Naruto, Tsunade... Kakashiemu. Chcę prześcignąć Sasuke, chcę pokazać swoją wartość. Chcę być szczęśliwa; tego mnie uczyliście. Tego, że mam dążyć do tego szczęścia, nie poddawać się i spełniać marzenia. — Zacisnęła dłonie i popatrzyła ponownie na nagrobek. — Dokładnie to robię.
Wyszła z terenu cmentarza, dyskretnie ocierając łzy. Jej oczy były zaczerwienione, a buzię ozdabiał delikatny, nieobecny uśmiech. Miała wrażenie, że w jakiś sposób oczyściła się z negatywnych emocji.
— Szukam cię od kilku godzin. — Usłyszała za sobą dosyć pretensjonalny szept. Zadrżała, zaskoczona jego nagłym pojawieniem się. Był rozdrażniony.
— Wybacz — odparła, próbując ustabilizować targające nią emocje.
Wyszedł zza niej i stanął twarzą w twarz, z wciśniętymi w kieszenie spodni dłońmi. Pochylił się i popatrzył jej w oczy.
— Czemu płakałaś?
— Nie robiłam tego — mruknęła, odwracając wzrok.
— A czemu przyszłaś tu o zmroku sama? Wiesz, że to niebezpieczne.
— Byłam u rodziców, Kakashi. — Zmarszczyła czoło i minęła go. jego pytania bywały niewygodne, czasem wręcz nie na miejscu. — Chyba mam do tego prawo. Gdzie byłeś rano?
— U Tsunade, zdawaliśmy z Yamato raport. — Ruszył za nią. — A ty nie powinnaś sama wychodzić z domu.
— Bo?
— Wniosłem cię wczoraj do niego ledwo żywą. Wciąż karcę się za to, że nie zaniosłem cię prosto do szpitala.
— Jak widzisz, nic mi nie jest.
Resztę drogi spędzili w milczeniu. Przeszli przez furtkę, która zaskrzypiała płaczliwie i ruszyli wydeptaną ścieżką. Gdy Haruno wspięła się po dwóch schodkach i zaczęła szukać klucza w kieszeni płaszcza, mężczyzna chwycił ją za nadgarstek.
— Huh? — odwróciła się do niego, nie kryjąc zdziwienia.
Światło księżyca padało na jego twarz, dodając dziwnego mroku jego ciemnym oczom. Przyglądał jej się, jakby doskonale wiedział, co miała w głowie. Dosłownie — czytał z niej. Wszedł po stopniach, nie puszczając jej przedramienia. Szelest kurtki dziwnie podrażnił jej zmysły, tak samo jak wiatr, poruszający zamarzniętymi gałązkami drzew i krzewów. Jej wzrok błądził po jego twarzy, cofnęła się o krok, przywierając plecami do drzwi. Nie wiedziała, nie miała zielonego pojęcia, co chciał zrobić, ale czuła się tak, jakby serce miało zaraz rozerwać jej klatkę piersiową. Zbliżył się maksymalnie, opierając czoło o wejście, tuż nad jej barkiem. Oddychał niespokojnie, a ona słyszała jak w jego piersi również coś szalenie łomocze.
— Musze ci coś powiedzieć. Coś ważnego — szepnął ochryple, przywołując w jej ciele kolejne dreszcze.
— To znaczy? — Miała wrażenie, że nie usłyszała samej siebie.
— Sakura, ja naprawdę...
— Hatake Kakashi? — Dobiegł do nich niski, poważny ton.
Dziewczyna widziała, jak Kakashi przewrócił wściekle oczami i odwrócił się w tył, przesłaniając jej widok. Wzdrygnęła się, gdy nagle cofnął się o krok, wyraźnie ją sobą zasłaniając.
— Kim jesteście? — mruknął oschle, cofając do tyłu dłoń.
Sakura wiodła wzrokiem za jego ręką, która powoli sięgała do kabury, w której trzymał kunaie. Wydała z siebie urywany oddech, kiedy po obu jego stronach pojawiło się dwoje ludzi. Nie wiedziała kim byli, mieli na twarzach maski, podobne do tych z ANBU. Nie byli to jednak członkowie ich wojsk.
Złapali go gwałtownie za ramiona i pociągnęli w dół, po oblodzonych schodach. Jeden z nich brutalnie chwycił w dłoń kark Kakashiego i nacisnął na niego, sprawiając, że ten opadł na kolana. Coś się w niej zagotowało, jednak nie potrafiła zrobić kroku do przodu.
— Hatake Kakashi? — powtórzył mężczyzna, stojący przed furtką.
— To ja — syknął, martwiąc się o bezpieczeństwo Haruno. — czego chcecie?
— Jesteś oskarżony o gwałt i potrójne morderstwo z premedytacją w Koorigakure.
— Co? — warknął wściekle, w tym samym momencie, kiedy Sakura zrobiła dokładnie to samo w towarzystwie zduszonego jęku. — To są jakieś żarty, prawda?
— Zostajesz aresztowany. Z mocą nadaną mi od Lorda Feudalnego Kraju Śniegu, zsyłam cię na wyspę Hiyochang.
— Nie macie prawa — syknął otumaniony Kakashi.
Obejrzał się na Sakurę i poczuł się tak, jakby ktoś wyrwał mu serce z piersi. Stała oparta o drzwi, jej policzki mieniły się od łez, a w oczach skrywało się przerażenie i strach, jakiego nigdy dotąd u niej nie dostrzegał.
— Sakura — krzyknął, szarpiąc się. — Sakura, ty chyba nie wierzysz w te brednie! — Nie odezwała się, nawet nie drgnęła. Coś sprawiło, że jej świat się zawalił. — Sakura! — ryknął potężnie, rozrywając jej umysł.
Nic więcej nie zdążył powiedzieć, bo zniknął nagle w chmurach dymu.
Wciąż nie drgnęła, nie kiwnęła palcem. Nie mogła, nie potrafiła. Czuła, jak zaczyna kręcić się jej w głowie. Coś zaczęło miażdżyć jej klatkę piersiową, odbierać oddech, który stawał się płytki i przyspieszony. Osunęła się nagle w dół, tracąc ostrość wzroku; tracąc przytomność. Runęła na oblodzone stopnie, a jej ciało zsunęło się po nich w dół. Słyszała, jak śnieg skrzypiał pod czyimiś butami; ktoś wbiegł na podwórze, ktoś krzyczał.
— Sakura! Sakura! — Docierało do niej, jak zza grubej ściany. — Cholera jasna, ona hiperwentyluje!
— Kapitanie. — Myślała, że ktoś ją słyszał. Tak naprawdę tylko poruszała ustami, nie dając żadnych innych oznak życia. — Naruto...
— Kurwa jebana mać! — ryknął blondyn. — Nie zdążyliśmy, kurwa!
— To nie jest teraz ważne, musimy ją zabrać do Tsunade!
— Kakashi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz