— Ludzie bywają naprawdę zabawni — mruknął Menma, leżąc na łóżku Sakury. Przyglądał się, jak zdenerwowana kursowała po całym pokoju. — Skoro masz potrzebę oddania moczu, po prostu idź i się wypróżnij.
— Boże drogi, wystarczy siku, naprawdę — sarknęła, zatrzymując się w miejscu. v Tłumacze ci przynajmniej od pół godziny, że jeśli go zobaczę, to zemdleję. — Zaczęła przestępować z nogi na nogę, miętosząc w dłoniach krawędź czarnej koszulki.
— Chcesz spędzić resztę życia w tym pokoju? — prychnął, zamykając powieki. — To twój dom, możesz po nim chodzić wolna, a nie się krępować. Zastanów się o czym mówisz.
— Jeżeli będzie trzeba, umrę tutaj samotnie.
Westchnął i podniósł się, by zejść z kanapy i podejść do drzwi. Nacisnął łapskiem na klamkę i uchylił skrzydło, wpuszczając do środka chłód z korytarza. Pokój naprzeciwko był otwarty i pusty.
— Widzisz? Droga wolna.
Sui wślizgnęła się do środka i wskoczyła na materac, na którym Menma z powrotem się ułożył. Haruno westchnęła i po cichu opuściła pokój, by czmychnąć do łazienki. Załatwiła potrzebę i zdecydowała się na szybki prysznic. Po jego wzięciu wróciła do sypialni się przebrać. Wskoczyła w dres i bluzę po czym wyjrzała przez okno.
— Idź na dół coś zjeść — zakomunikował wilk.
— Przecież on tam jest...
— Nie ma go?
— Jak to? — zerknęła na niego, marszcząc śmiesznie czoło.
— Wyszedł z domu po ósmej.
Dziewczyna poczuła, jak zapulsowała jej powieka.
— I mówisz mi to dopiero teraz?
— Nie pytałaś... — fuknął, odwracając obrażony wzrok.
Jęknęła głośno i wyszła z pokoju, kierując się prosto do kuchni. Gdy mijała miejsce nocnego zajścia, jej brzuch opętał demon przyjemność, który bardzo szybko ją rozgrzał.
Zegar wskazywał piętnastą trzydzieści; zrobiła sobie herbatę i kilka kanapek, po czym przeszła do salonu i zajęła miejsce przed telewizorem, ciesząc się chwilą wytchnienia, jednak w jej umyśle ciągle żarzył się niepokój — przecież Hatake mógł wrócić w każdej chwili.
— Pięć, cztery, trzy... — Usłyszała za sobą Menmę, który wczłapał do pokoju i dopiero gdy zakończył swoje wręcz cyniczne odliczanie, zrozumiała o co mu chodziło. — Dwa, jeden...
Drzwi domu otworzyły się cicho, a do jego wnętrza ktoś wszedł. Doskonale wiedziała, że to on — inni goście by zapukali, czekali na gospodarza, a nie wchodzili... Jak do siebie. Choć nie zadrżała, to w jej wnętrzu wybuchła istna panika, którą wilczysko oglądało z nie lada zadowoleniem.
Mężczyzna rzucił klucze na komodę i pojawił się po chwili w przejściu salonu, a ona zjechała po kanapie w dół udając, że wcale go nie słyszy, kiedy serce wręcz podrzucało jej lewą pierś.
— Wyspana? — Wstrzymała powietrze, słysząc jego spokojny ton. Jakby się nic nigdy nie wydarzyło!
— Tak — odparła zdawkowo, nie zdradzając swojego stanu.
— Robiłaś kiedykolwiek testy alergiczne? Możesz mieć tatuaż? — kontynuował, a ona wrastała w kanapę niczym przebiegłe roztocze.
— Mogę, a co? — Wyprostowała się w końcu, nie chcąc wyglądać na wariatkę. Skoro on potrafił zachować spokój, ona też musiała.
— Jutro nabór — rzucił chłodno. — Macie pewne miejsca z Naruto. Czeka was tatuowanie symbolu przynależności.
— To ten taki zawijas, który masz na ramieniu? — zapytała luźno, biorąc gryza kanapki. Co z tego, że udawała spokojną, skoro jej głos cholernie drżał.
— Tak, dokładnie ten — przytaknął, wychodząc.
Słyszała, jak wchodził po schodach. Plan udawania, że nic się nie stało, wydawał się być naprawdę niezłym pomysłem, tylko jak długo mogła trwać taka farsa? Przecież nie mogło tak być... To nie był przypadkowy całus, nie jakieś mizianie się po pijaku. Byli zupełnie trzeźwi, świadomi. Przepełnieni namiętnością i uczuciem, jak para stęsknionych kochanków, którymi przecież nigdy nie byli. Tego nie dało się wymazać z pamięci.
— Czerwienisz się — mruknął Menma.
— Boję się... Straszne się boję — szepnęła, zaciskając palce na materiale bluzy.
— Ale czego?
— Tego, że przez wczorajszą sytuację...
— Nie stracisz go.
Popatrzyła na niego zszokowana.
— Przestań się tym zamartwiać, Sakura — powiedział spokojnie. — Znam was może niedługi czas i nie znam się na ludzkich zachowaniach, ale gdy pierwszy raz pojawiłem się w twoim pokoju, wiedziałem, że nie jesteście przyjaciółmi. Wręcz szło wyczuć więź, jaka was łączy. Tak nie zachowują się przyjaciele. Nie czują do siebie tego, co czujecie wy. Przyznaj to w końcu sama przed sobą... Kochasz go.
— Menma...
— Przecież pragniesz miłości, czyż nie? Tak ona wygląda. Jest trudna, przynosi cierpienie i wiele niewiadomych, ale podtrzymuje cię na duchu i uskrzydla. Wzmacnia. A on? Myślisz, że tego nie czuje? To grubo się mylisz. Może i sam się w tym wszystkim pogubił, może nie wie jak oddzielić jedno od drugiego, ale gra w tę samą grę co ty. Czas staną na ziemi, Księżniczko. Bowiem ten, kto nie potrafi przyznać się do miłości, może stracić ją już na zawsze. — Położył głowę na łapach i zamknął powieki.
Spojrzała na swoje drżące dłonie i nie potrafiła zdzierżyć tego, że zwierze wypowiedziało zdania, które skrzętnie skrywała na dnie swojego serca. Nie potrafiła znaleźć dla nich żadnego wyjścia, dobrej i bezpiecznej drogi.
Nie potrafiła już nawet odnaleźć siebie.
Resztę dnia spędziła w sumie samotnie, ze śpiącym pod kominkiem zwierzęciem. Poszła raz do łazienki, dostrzegając uchylone drzwi w jego sypialni. Światło się nie paliło — pewnie odsypiał nieprzespaną noc.
Usiadła z powrotem w rogu kanapy, a wilk wczołgał się obok niej, ledwo się mieszcząc na meblu. Wsparł głowę na jej nogach i znowu drzemał, kiedy ona oglądała wszelkie, następujące po sobie filmy i programy rozrywkowe.
Nowy rok zaczął się dla niej fenomenalnie; nawet nie marzyła o takim przebiegu zdarzeń... A kiedy do niego doszło, zdrowy rozsądek zaczął filtrować pewne informacje, sprawiając, że nagle coś co miało być wspaniałym, okazało się być decyzją z trudnymi konsekwencjami.
Około dwudziestej słyszała jak schodził na dół. Ominął salon i wszedł do kuchni. Słyszała, jak wyciągał kubek z szafki, jak gotował wodę.
— Sakura? — Usłyszała i spięła się jak struna.
— Tak?
— Chcesz coś do picia?
Odwróciła głowę, chcąc w końcu na niego spojrzeć. Ich wzrok spotkał się pierwszy raz od wczoraj i oboje nie mogli uwierzyć w to, że wciąż drżeli na swój widok. Oboje byli wystraszeni, spłoszeni, niepewni. A ona dodatkowo zupełnie sparaliżowana.
Wilk uchylił jedną powiekę i obserwował ją, w końcu zaciskając łapię na jej udzie, by wbite pazury dały jej jakiś rozruch.
— J-jeśli byś mógł... — odparła w końcu
Uśmiechnął się lekko i wrócił do kuchni.
— Głupia... — mruknął wilk.
— Zamknij się. — Pociągnęła go lekko za ucho.
Po pięciu minutach Hatake wszedł do salonu i postawił kubek z parującym napojem na stoliku. Dziewczyna podziękowała mu cicho, a on chwilę później znowu ją opuścił, kierując się do siebie.
— A co, jeśli on tego żałuje? — szepnęła cicho.
— Zdziwiłabyś się? Pewnie tak właśnie jest — wymamrotało zwierzę. — Pocałował dziewczynę marzeń, która uciekła od niego, a teraz unika go jak ognia. Sam bym żałował. Lepiej porozmawiajcie i to szybko, bo was to zniszczy, dosłownie.
< < ♥ > >
— Haruno Sakura! Uzumaki Naruto! — Męski głos przeciął korytarz, sprawiając, że dwójka wezwanych wzdrygnęła się.
Przyjaciele popatrzyli po sobie i zeskoczyli z parapetu okna, po czym przecisnęli się przez tłum ludzi. Przeszli przez drzwi i znaleźli się w gabinecie Piątej, gdzie panowała grobowa cisza, w przeciwieństwie do harmidru roznoszącego się przed pomieszczeniem.
Za biurkiem siedziała Piąta, na której obecna tam starszyzna, wywierała ogromną presję. Do tego niemiłosiernie irytowała ją obecność Danzou Shimury, którego Naruto i Sakura niemalże od razu spostrzegli. Był jak zwykle blady, do bólu poważny, chłodny. Gardził wszystkim i wszystkimi, którzy się dookoła niego znajdowali. Sakura zastanawiała się, dlaczego jeszcze oddycha. Tsunade go nienawidziła; dziwnym było to, że jeszcze nie poderżnęła mu gardła.
Dziewczyna podeszła razem z Uzumakim bliżej i stanęła prosto, skupiając wzrok na blondynce. Mimo to, wyczuła, jak Danzou na nich spogląda, co podniosło im z lekka ciśnienie. Doskonale wiedzieli jak się sprawy miały; chciał zabić Saia i Kakashiego, a to było wręcz niewybaczalne. Naruto wręcz drżał ze złości, jednak oboje odpuścili, widząc jak za plecami Sakury pojawiło się dwóch, umundurowanych mężczyzn. Od razu rozpoznali sylwetki Kakashiego i Yamato. Mieli na twarzach maski, dłonie skrzyżowane na nerkach, stali w delikatnym rozkroku. Wyglądali poważniej niż zwykle, budzili dziwny respekt... Stali na baczność z delikatnie uniesionymi brodami; dzierżyli status młodszego oficera — Yamato, oraz generała brygady, którym mógł pochwalić się Hatake. Sakurę coś rozgrzało w środku. Poczuła dziwną dumę, podobało jej się to, że mężczyzna tutaj rządził. W końcu miała namiastkę tego, kim tak naprawdę był. Imponowało jej to tak samo jak Naruto.
— Oboje lat dwadzieścia. — Zielone tęczówki skryły się pod źrenicami; ani ona, ani Uzumaki, nie spodziewali się, że Danzou w ogóle się odezwie, tymczasem to on rozpoczął ich rekrutację. — Ranga, jonini klasy S. Status Legendarnych Sanninów. Nieprzeciętna ilość wykonanych misji rangi S. Zadziwiające — szeptał cynicznie. Odłożył kartki i popatrzył na nich. — Jinchuriki i jeden z najlepszych medyków w świecie ninja; bardzo ciekawe osobowości, harde charaktery. Widziałbym was w Korzeniu.
Jego usta wykrzywiły się w cynicznym uśmiechu, a spojrzenie jednego oka prześlizgnęło się po Tsunade, by zatrzymać się na Kakashim. Zarówno Sakura jak i Naruto cali się spięli, czując wzburzającą w nich złość. Haruno zauważyła, że Tenzou ukradkiem kręci przecząco głową, by tylko niczego nie powiedzieli, a pod maską Hatake rozbłysnął się sharingan. Przestraszyła się, wiedziała, że był gotowy do konfrontacji, zwłaszcza, jeśli chodziło o jego podopiecznych.
— Ty... — Usłyszała obok siebie, a jej krew na chwilę zatrzymała się w krwiobiegu.
Jego przemowę pełną obelg przerwał trzask, uderzającej o jego usta, dziewczęcej dłoni. Też miała ochotę krzyczeć i po prostu zabić Shimurę, jednak nie mogła narażać nikogo z nich.
— Miło nam, jednak jesteśmy zmuszeni odmówić. — Uśmiechnęła się sztuczniej niż Sai, z pełną świadomością owego czynu i zmrużyła powieki. — Nasze wstępne egzaminy, nadzorowane przez kapitana Yamato wykazały, że najskuteczniej sprawujemy się u jego boku, oraz pod wodzą generała Hatake. — Ciągnęła tak chłodno i poważnie, że wszyscy obecni skusili się, by uwierzyć w nieistniejące egzaminy.
Kakashi wystąpił na przód i zwrócił się do siedzących za biurkiem ludzi:
— Mamy za zadanie utworzyć oddział specjalny, składający się z elitarnej piątki członków rdzenia i służyć wyłącznie pod rozkazami samej Hokage — powiedział mechanicznie, jakby powtarzał to zdanie od dziecka jako pacierz. Był tak poważny, niewzruszony, że przez ciało różowowłosej przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
— Pięciu? — mruknął zaskoczony Danzou. — Kto będzie piąty?
— Ja.
Obok Hatake i Tenzou pojawił się zamaskowany chłopak, którego Sakura i Naruto poznali od razu. Sai prezentował się cały i zdrowy, przez co twarz Shimury spowiła się czerwienią. Sakura zaobserwowała, jak Kakashi niezauważalnie przesuwa dłoń i chwyta końcówkę kunai, by być w pogotowiu.
Tsunade dostrzegając to samo co dziewczyna, skorzystała z okazji i zabrała głos.
— Jesteście przyjęci do oddziału specjalnego. — Dwoje członków straży podeszło do młodzików i wręczyło im do rąk pakunki ze strojami i wyposażeniem. — Zejdźcie piętro niżej, czeka was tatuowanie.
Skinęli zgodnie głowami i zwrócili się do wyjścia. Gdy opuszczali gabinet, Sakura czuła na sobie spojrzenie Kakashiego; była pewna, że to ono wypala w jej plecach taką dziurę. Gdy zamykała drzwi, spostrzegła, jak jest zwrócony w jej stronę, a ukryte pod maską oczy kryły się w ciemności, w której prawie się utopiła.
Przez ten pocałunek wszystko się spieprzyło.
< < ♥ > >
— Na co nam tak naprawdę ten tatuaż? — zapytał Uzumaki, oglądając swoje ozdobione ramię.
— To informacja o tym, do jakiego rodzaju wojsk należymy — mruknęła dziewczyna, zaciskając zęby. Podczas tatuowania starała się być twarda, ale nie mogła ukrywać tego, że mimo wszystko to dosyć bolesna rzecz. — Myślisz, że sobie poradzimy?
Wyszli przed budynek siedziby, porażeni jasnym światłem, Promienie słońca odbijały się od grubej warstwy śniegu i skutecznie oślepiały każdą osobę, znajdującą się na zewnątrz.
— Nie wiem skąd w ogóle to pytanie — prychnął, śmiejąc się. — Własnoręcznie rozłożyłaś na łopatki członka Akatsuki. Mamy umiejętności na poziomie samych kage. Czym ty się martwisz?
— Nie mam pojęcia, odczuwam swego rodzaju stres. — Przewróciła oczyma i wzruszyła ramionami. Szli przez chwilę w ciszy, aż w końcu wzięła głęboki wdech i popatrzyła na przyjaciela. — Idziemy na ramen?
— Z chęcią, umieram z głodu. No i musisz mi co nieco opowiedzieć.
Popatrzyła na niego, marszcząc czoło.
— O czym ty mówisz?
— O tobie i sensei.
— O nie, nie, nie. — Miałą ochotę go rozszarpać. — Nie ma o czym opowiadać, człowieku.
— Słuchaj, widziałem swoje w sylwestra i już tego nie odzobaczę, czyż nie?
— Gadacie o tym ramenie już któryś raz, aż z chęcią go spróbuję. — Usłyszeli nagle i wyprostowali się jak struny, zaskoczeni nagłą inwazją Menmy.
— Cholera jasna, naucz się ostrzegać, głupi kundlu! — oburzył się blondyn, który chwilę później błagał o pomoc w wydostaniu się z gigantycznej zaspy śniegu.
— Nie zaczniesz krzyczeć? Śmiać się? Zarzucać mi, że miałeś rację? Cokolwiek? — wyliczała, machając pałeczkami.
Od kiedy opowiedziała mu o zajściu po powrocie do mieszkania, Naruto uparcie milczał, mieszając makaron w miseczce.
— Po prostu się cieszę — mruknął, uśmiechając się. — Cieszę się, bo wszystko w końcu zaczyna się dobrze układać, czyż nie?
Czuła się wypruta z emocji. Opadła na oparcie kanapy i popatrzyła pod stół, gdzie Menma drzemał spokojnie przy pustej misce.
— Nie powinnaś go jednak ignorować, Sakura — dodał nieco poważniej — to może doprowadzić do sporych kłopotów. Chcesz się od niego odciąć?
— Oczywiście, że nie... Czuję, że mi na nim zależy, cholernie. Ale wciąż zastanawiam się jaki to rodzaj więzi... Może tylko wydaje mi się, że się zakochałam? Może to wszystko wciąż jest tym samym, tylko zaczęłam nadinterpretować rzeczywistość? — Rozejrzała się po wnętrzu Ichiraku. — A jak z tobą i Hinatą?
— Co ma być — mruknął, przełykając zmiażdżone przez zęby jedzenie. — Powoli się to rozkręca. Ma fajne, delikatne usta. Mógłbym się od nich nie odrywać. A jej nieśmiałość mnie niesamowicie jara, serio.
— Dobra, już! Nie chcę więcej wiedzieć!
Dokończyli jedzenie i zapłacili za nie, dziękując za posiłek. Opuścili budynek i ruszyli wzdłuż ulicy.
— Ale się najadłem! — krzyknął blondyn, masując się po brzuchu. — I jak Menma, może być?
— Jadłem gorsze rzeczy...
— Gbur!
— Trochę się zasiedzieliśmy — szepnęła dziewczyna, spoglądając na granatowe niebo. — Już osiemnasta.
— Przynajmniej spożytkowaliśmy jakoś czas, czyż nie?
Zaczęli kierować się w stronę zamieszkałej przez nich dzielnicy, wciąż dyskutując i wybuchając głośnym śmiechem.
Menmą interesował się każdy, nie dało się przejść obok niego obojętnie. Sakura bardzo często od jego przybycia, przemierzała ulice Konohy w jego towarzystwie, by ludzie przyzwyczaili się do tego pozornie groźnego zwierzęcia. Dzieci uwielbiały go zaczepiać, ale bywali też tacy, którzy szybciutko chowali się za winkiel, przerażeni jego wielkością.
Znaleźli się na jednej z bardziej zatłoczonych ulic. Ludzie co i rusz się o siebie ocierali, było dosyć głośno. Mimo to Sakura wyczuła w powietrzu coś bardzo dziwnego. Zatrzymała się o spojrzała w górę, gdzie niebo przecięły dwie, czarne smugi. Menma i Naruto przerwali dyskusję na temat istnienia wilkołaków, zatrzymali się i popatrzyli na przyjaciółkę.
— Coś się stało? — zapytał blondyn.
— Mam złe przeczucia.
Nastający nieopodal wybuch był zwieńczeniem jej słów. Kłęby ciemnego dymu spowiły ulice.
— To park! Atakują nas! — Usłyszeli jakąś panikującą kobietę.
Przyjaciele wymienili zdezorientowane spojrzenia i po chwili ruszyli prędko do wymienionego miejsca. Gdy wbiegli na teren parku od razu zauważyli tłumy, zebrane przy stawie. Przecisnęli się przez ludzi i ujrzeli sporą dziurę w tafli lodu, jaka pokrywała zbiornik. Relacja krzyczących gapiów utwierdziła ich w przekonaniu, że ktoś się topił.
Haruno zaczęła ściągać z siebie kurtkę.
— Zgłupiałaś? — krzyknął Uzumaki, otwierając szerzej oczy. — Ja to zrobię!
— Jestem od ciebie lżejsza, pajacu — fuknęła stawiając nogę na lodzie. — Z resztą, chyba zapomniałeś o moich umiejętnościach.
Ludzie zamilkli, obserwując jej poczynania. Przesuwała się powoli w kierunku przerębli, czując powoli otaczający ją chłód.
— Sakura, pospiesz się! — ryknął Manma. — To Shikamaru! Jego ciało straciło już prawie całe ciepło!
Poczuła, jak uderza w nią determinacja i adrenalina. Złożyła kilka pieczęci, po czym mocno się skupiła; drogę, jaką sobie wybrała, ugościła kolejna warstwa lodu. Wszystko dzięki Mikashiemu; przekazał jej wiedzę na temat setek możliwości, jakich mogła dokonać z użyciem w wody w każdym jej możliwym stanie skupienia.
Zaczęła się coraz bardziej rozpędzać w stronę otworu, gdzie ciało Nary przestało już walczyć; bała się, że może być za późno.
Naruto stał przy brzegu i słyszał, jak zbierają się straże. Przeciskali się pomiędzy ludźmi razem z Tsunade, która została błyskawicznie poinformowana o tym, co zaszło.
— Gdzie Sakura? — Zagrzmiało nad głową blondyna. Kakashi pojawił się za nim. Chłopak wskazał ręką na Haruno, która była już bardzo blisko ich przyjaciela. — Puściłeś ją samą?!
— Uspokój się! — warknął Menma. — Nikt nie wykona tego lepiej niż ona, powinieneś o tym wiedzieć.
— Nic nie rozumiecie — syknął wściekły. — To Akatsuki, byli w wiosce!
Sakura go słyszała; jego głos bardzo szybko do niej dotarł. Nie pozwoliła jednak sobie na jakiekolwiek rozproszenie. W momencie, gdy dotarła do przerębli, jej serce pękło na pół. Shikamaru szedł na dno, a ona nie miała innego wyboru, jak po niego skoczyć.
— Przecież to samobójstwo! — krzyknęła jakaś kobieta.
Wszyscy z zapartym tchem obserwowali, jak woda w otworze się uspokaja. Wszyscy, z wyjątkiem Menmy, który stał na granicy wody i ziemi z zamkniętymi oczyma i silnie się na czymś skupiał. W pewnym momencie, strasząc wszystkich zebranych ludzi, wskoczył na lód. Znajdował się wciąż przy brzegu; nagle wzniósł się na swoje tylne łapy i z impetem uderzył o lód, roztrzaskując go w drobny mak z pomocą swojego gigantycznego cielska. Po chwili zanurzył w wodzie cała swoją głowę, a gdy zaczął ją wyciągać, wszyscy dojrzeli obejmującą jego szyję Haruno, trzymającą kurczowo Narę. Wilczysko zaczęło wyciągać ich z lodowatej cieczy, jednak przez ich wspólny ciężar, lód zaczął pod nim pękać. Finalnie zamachnął się głową, wyrzucając przyjaciół na brzeg, a sam w ostatniej chwili zniknął, unikając kąpieli.
Dwóch medyków podbiegło do nich, leżących na śniegu i zaczęli reanimację Shikamaru, który na szczęście szybko do nich wrócił. Sakura brała głębokie wdechy, obserwując duszącego się przyjaciela i czuła, jak całe jej ciało drętwieje z zimna.
Nagle coś w nią uderzyło; jej ciało zostało szczelnie owinięte suchym kocem, a ciało przyciśnięte do cudownego źródła ciepła. Drżała, ale w jej wnętrzu wybuchł najprawdziwszy ogień.
— Idiotka! — syknął, coraz mocniej ją do siebie przyciskając. — Idiotka, idiotka, idiotka!
— Kakashi...
— Nie rób tak więcej, słyszysz? — warknął, zaglądając jej w oczy. — Słyszysz?! Kiedy ty zaczniesz myśleć?
— Uspokój się! — warknęła, zauważając, że był naprawdę wystraszony. Aż nim telepało. Zaczął ściągać z siebie kurtkę, by zarzucić ją na jej ramiona. — Kakashi, spokojnie.
I znowu nie potrafił racjonalnie myśleć, kiedy wypowiadała jego imię. W tak spokojny, czuły sposób.
— Przepraszam — szepnął, opierając o nią głowę. — Naprawdę, przepraszam cię za ten głupi pocałunek. Nie chcę, by było jak teraz. Nie chcę być unikanym, spławianym. Chcę, by było jak dawniej. Nie potrafię i nie chcę żyć tak, jak to ma miejsce teraz. Nie chcę się bać, rozumiesz?
Zamilkła, spostrzegając, że jego oczy się błyszczą. Dłonie drżały; widziała w nim strach, który pokazał tylko jej. Zależało mu na niej, zrozumiałą to właśnie w tamtej chwili; wyłożył karty na stół.
Bowiem ten, kto nie potrafi przyznać się do miłości, może stracić ją już na zawsze. Słowa Menmy obijały się po jej głowie strasznym echem. Ale czy tak naprawdę ta troska Kakashiego była spowodowana miłością?
— Również przepraszam — szepnęła, opierając głowę o jego bark. — Głupia dziecinada... Niech wszystko wróci do normy, dobrze? Zapomnijmy o pocałunku i uczuciach. Będzie nam prościej tak żyć.
Skinął zgodnie głową.
— Porwali ją! — Usłyszeli nagle bardzo osłabiony krzyk Shikamaru.
Haruno otworzyła szerzej oczy — nie było wątpliwości, każdy wiedział, o kim musiał mówić. Wyswobodziła się z ramion Kakashiego i połów koca, po czym podbiegła do przyjaciela, opadając przy nim na kolana.
— Shikamaru, co się dzieje? Kogo porwali? — zapytał zdruzgotany Naruto.
— Ino! — syknął, krzywiąc się. Zimno sprawiało mu ból. — Akatsuki, porwali moją Ino. Musimy ją ratować.
— Ty na pewno nie powojujesz — warknęła zdenerwowana Godaime.
— Muszę!
— W takim stanie nie pomożesz, a tylko zaszkodzisz! — zagrzmiała.
— Shikamaru, uratujemy ją — oznajmił pewnie Uzumaki. — Masz moje słowo.
Tsunade popatrzyła na kakashiego i Sakurę.
— No, oddziale specjalny. Szykuje się wam pierwsza misja.
— Chyba oszalałaś! — oburzył się Hatake. — Sakura nigdzie nie idzie. Przecież to samobójstwo, dobrze o tym wiesz. Szukają jej, jestem wręcz pewny, że to pułapka. Widzą, że będzie chciała ruszyć w pościg. Do tego Naruto... Chcesz wystawić im jak na tacy dwie osoby, za którymi ganiają od miesięcy.
— Nie ma w wiosce nikogo bardziej kompetentnego od was, Kakashi — syknęła, odwracając się do nich tyłem. — Ino jest brzemienna, liczy się szybkość i skuteczność. Macie pół godziny na przygotowanie się. Wyślij psy, by zaczęły szukać.
Hatake prychnął wściekle i przywołał ninkeny. Otrzymały rozkazy i ruszyły w pościg, tylko Pakkun razem z Tsunade ruszył do siedziby.
< < ♥ > >
Gdy wpadli do do domu, w pośpiechu zaczęli pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Znowu się do niej nie odzywał; nie chciał powiedzieć za wiele przez złość na Tsunade. Wierzył w nią, to prawda, ale to nie zmieniało faktu, że wciąż się martwił — była celem, wiedział to każdy.
— Głupie babsko — warknął, wciągając na siebie bluzę.
Chwilę później był już na dole i czekał na nią. Zbiegła po schodach w długich, czarnych sznurowanych butach i granatowych spodniach; górę jej garderoby stanowił standardowy ochraniacz ANBU a w dłoni miała maskę.
— Czuję się... Mocarnie? — zaśmiała się, wiążąc włosy w kucyka. Zauważyła, że spoglądał na nią z dziwnym zatroskaniem. — Odpuść już... Dam sobie radę, rozumiesz?
— Łatwo powiedzieć — syknął, odwracając wzrok.
Podeszła do niego i stanęła tuż przed nim. Ta bliskość była niepotrzebna; budziła w nich niewłaściwe emocje.
— Jestem dużą dziewczynką, Kakashi — mruknęła, dziwnie akcentując jego imię. — Wiedz, że jeśli Tsunade nie wysłałaby mnie z wami, ruszyłabym w pojedynkę. Ino to moja przyjaciółka, pamiętaj o tym. Z resztą, będę z tobą, a wiesz co to oznacza?
— Nie...
— Jestem w najbezpieczniejszym miejscu na ziemi — wyszeptała, przywołując własne słowa z przeszłości.
Wstrzymał oddech i położył dłoń na jej głowie. Ten gest był dla nich obojga sentymentalny; nie potrafił zrobić niczego innego, choć tego pragnął.
— Nie dam cię skrzywdzić, Sakura.
— Wiem o tym — szepnęła, wspinając się na palce. Ujęła jego twarz w dłonie i ucałowała jego czoło. — Doskonale o tym wiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz