— Sensei! — zawyła głośno Haruno, opierając się o zamknięte drzwi łazienki. — Błagam cię, wyłaź stamtąd.
Usłyszała szczęk zamka i nim zdążyła się odsunąć, runęła do tyłu prosto na Hatake.
— Wolałem cię chorą — mruknął, ustawiając ją do pionu. — Byłaś cicho i mnie nie denerwowałaś. I przede wszystkim, byłaś milsza.
— Wciąż jestem chora — zauważyła, wchodząc do środka. Położyła ubrania na pralce i popatrzyła na niego. — Tylko dzięki antybiotykowi stoję na nogach.
— Zdaję sobie sprawę — mruknął, spoglądając na nią uważnie. — Pamiętaj, że jak zobaczę cię gdzieś w pobliżu alkoholu, to wracamy do domu.
Podszedł do zlewu, w samych, pieprzonych dresach, eksponując przed nią nagi tors. Przewieszony przez szyję ręcznik położył na głowie i zaczął wycierać nim włosy. Dziewczyna bacznie otaksowała jego ciało i uśmiechnęła się ciepło, co nie umknęło jego uwadze.
— Wszystkie twoje rany w końcu się zagoiły — szepnęła, przygotowując sobie rzeczy do kąpieli.
— Czas najwyższy. — Westchnął, oglądając się w lustrze.
Jego spokój został zaburzony, gdy spostrzegł, że dziewczyna z uwagą przygląda się jego przedramieniu. Wspomnienie pamiętnej, samotnej wyprawy do korzenia i próby wyeliminowania go, wróciło bardzo szybko do jego głowy.
— Tej nie pamiętam — zauważyła, podchodząc bliżej. — Po czym to?
— Po misji, kiedy ratowaliśmy Ashi — skłamał, nie chcąc doprowadzić do zbędnej awantury.
Zmarszczyła nos, jednak odwróciła się w stronę wanny i odkręciła gorącą wodę.
Chwilę się z nią przekomarzał, gdy chciała wyrzucić go z łazienki, jednak w końcu wyszedł na korytarz, pożegnany hucznym zamknięciem drzwi. Ruszył do swojej sypialni i gdy tylko chciał do niej wejść, coś podkusiło go do zajrzenia do pokoju dziewczyny. Na jej łóżku leżała czarna, matowa, wyprasowana sukienka. Nie potrafił dokładnie oszacować jej długości, ale miał wrażenie, że jest zbyt krótka… W jego mniemaniu. Miała długie, czarne rękawy i głębokie wcięcie na plecach. Już teraz był pewny, że będzie wyglądać w niej nieziemsko seksownie i dokładnie to mu się nie podobało.
Nagle fakt, że inni mężczyźni mogli ją podziwiać, stał się dla niego bardzo niewygodny. Pragnął, by należała tylko do niego i nie chciał, by inni mogli pomyśleć o tym samym.
— Przecież jej nie zabronię — mruknął do siebie, idąc do własnego pokoju. — Ale w takim wypadku nie odstąpię jej na krok.
Otworzył szafę i wyciągnął z niej czarne bojówki. Nie miał ochoty wyglądać elegancko i wcale tego nie planował. Wciągnął na siebie wspomniane spodnie, a na łóżku położył szarą, dopasowaną koszulkę.
Popatrzył na siebie w lustrze i skrzywił się niezadowolony. Zmarniał, dawno nie ćwiczył. Nie był świadomy tego, że jego ciało i tak wystarczająco imponowało Haruno,a pragnął by właśnie tak było. Spojrzał w górę i zmrużył powieki, widząc ciemne, drewniane belki. Westchnął, ustawił się tyłem do drzwi i niewiele myśląc, wybił się do góry. Chwycił się drewnianego elementu i wypuścił głośno powietrze, po chwili zaczynając energicznie się podciągać.
Robił to z niewyobrażalną lekkością, jakby jego ciało zupełnie nic nie ważyło.
— Co ty robisz, sensei? — Usłyszał za sobą.
Zwiesił do tyłu głowę i zwęził usta w cienką linię, widząc stojącą w progu Haruno, odzianą tylko i wyłącznie w ręcznik. Przyglądała mu się z zaciekawieniem, sprawiając, że oblał go rumieniec. Puścił belkę i opadł lekko na podłogę, odwracając się do niej po chwili.
— Sprawdzam, czy dach nam się nie zawali na głowę — mruknął, posyłając jej z lekka ironiczny uśmiech.
Cofnęła głowę i pokręciła nią z niedowierzaniem.
— Sprawdził dokładnie dwieście siedemdziesiąt trzy razy. — Usłyszeli z korytarza. Po chwili za dziewczyną pojawił się Menma. — Widzisz jak dba o twoje bezpieczeństwo?
— Oj, sensei — zaśmiała się gromko i popatrzyła na mężczyznę. — Ktoś tu wyszedł z formy? Mało jak na ciebie. — Wyszła do siebie.
Zabrał koszulkę i ubrał ją, wychodząc za dziewczyną.
— Naprawdę zabawne — fuknął, stając w progu jej pokoju. — Może to prawda? Bawi cię moje nieszczęście?
— Przecież wszystko jest z tobą w porządku — odparła, nie patrząc na niego. Delikatny uśmiech nie schodził jej z twarzy. Podeszła do komody i wysunęła jedną z szuflad, po chwili wyciągając z niej czarne rajstopy. — Uciekaj stąd, chcę się przebrać.
Mężczyzna westchnął z niezadowoleniem i razem z Menmą zszedł na dół.
— Nie wiem czy powinniśmy tam iść — mruknął, siadając na kanapie.
— Wiesz, skoro ona twierdzi, że będzie dobrze, to nie powinieneś szukać dziury w całym, tylko dać jej się wybawić — zauważyło wilczysko. — Z resztą nie sądzę, byś tym razem spuścił ją z oka.
— Oj nie — rzucił na wydechu, aż coś w nim zadrżało.
— No widzisz? Nie ma się o co martwić. A teraz podrap mnie po brzuchu.
Mężczyzna odwrócił mechanicznie głowę w kierunku zwierzęcia i ściągnął brwi.
— Co?
— No podrap mnie — powtórzył, wchodząc na kanapę. Usiadł i podniósł wielką łapę do góry, by umożliwić lepszy dostęp do włochatego torsu.
— Żartujesz sobie ze mnie?!
Wilk uderzył w jego ciało łapą, zrzucając go tym samym na podłogę a po chwili nad nim stanął i pochylił się nad jego głową.
— Drap — nakazał hardo — inaczej o wszystkim jej opowiem.
— O czym niby?!
— O tym, jak obserwujesz jej pośladki, gdy nie patrzy — wycedził — ty sprośny chłoptasiu… Drap!
— Sensei?!
Hatake odwrócił głowę w kierunku progu, gdzie Naruto i Kiba z niedowierzaniem przyglądali się zaistniałej sytuacji.
— Mówiłem, żeby zapukać — stęknął Inuzuka
— Sensei — jęknął przeciągle blondyn — ufałem ci!
Kakashi wygramolił się spod wilka, wciąż badawczo na niego patrząc. Może groźba ta nie była taka straszna, jednak z drugiej strony Sakura mogłaby go posądzić o prawdziwe zboczenie i przestać się czuć przy nim bezpiecznie.
— Pamiętaj — szepnął Menma, odchodząc od niego — jeszcze wrócę. Jak odmówisz, będziesz cierpieć. — Wlazł z powrotem na kanapę i wyjrzał zza jej oparcia na Naruto. — Blondasku, podrapiesz mnie?
— Nie! — oburzył się, nagle poważniejąc.
Zwierzę zmrużyło powieki.
— O tobie też dużo wiem… — mruknął, a Uzumaki po chwili się przy nim pojawił i zatopił palce w białym futrze.
Kakashi stanął na równych nogach i podszedł do drzwi tarasowych. Wyjrzał na śnieżycę i westchnął głośno niepocieszony. Zimno nie kojarzyło mu się z niczym przyjemnym.
— Jak wyglądam? — Głos Sakury przeciął ciszę, przerywaną wcześniej co jakiś czas pomrukiwaniem Menmy.
Wszystkie pary oczu zwróciły się za plecy Kiby, który aż cofnął się z wrażenia.
Sukienka ciągnęła się do połowy uda i była idealnie dopasowana do jej smukłej sylwetki. Jej seksowne nogi przyciągały uwagę jeszcze bardziej niż dotychczas, kiedy prezentowały się w szpilkach i ciemnym materiale rajstop.
— Fenomenalnie — wyszeptał Inuzuka, który z trudem próbował odwrócić od niej wzrok.
— Tak! — krzyknął Uzumaki. — Sensei, nie gap się tak na nią! To gorszące!
Kakashi oderwał wzrok od dziewczyny i popatrzył prosto na wilka, który posyłał mu znaczące spojrzenie.
Naruto podszedł do Sakury i chwycił za kraniec jej sukienki, pociągając go w dół.
— No, no sensei — wydukał zastanawiająco — nie będziesz mógł dzisiaj za dużo wypić. Trzeba będzie jej pilnować. Będzie jak magnes na facetów!
Haruno zaśmiała się i uderzyła go w dłoń. Wciąż jednak po cichu liczyła na jakąś opinię ze strony Kakashiego, który milczał jak grób.
— Która godzina? — zapytała cicho.
— Powinniśmy się już powoli zbierać — rzucił szatyn, opierając się o ścianę. — Zanim dojdziesz tam w tych swoich bucikach, to troszkę nam zejdzie.
— Ja jej nie niosę — stwierdził głośno Hatake, mijając dziewczynę. Posłał jej złośliwy uśmiech.
Zmrużyła powieki, nie rozumiejąc o co mu chodzi.
< < ♥ > >
Zanim dojrzeli gmach budynku, muzyka zdążyła już do nich dotrzeć. Naruto dreptał wesoło na przodzie, gestykulując energicznie dłońmi i opowiadając o czymś, a Kakashi dreptał tuż obok Inuzuki, niosącego na plecach Haruno. Dziewczyna była niesamowicie zadowolona z tego, że nie musiała wkładać w tę podróż absolutnie żadnego wysiłku i wciąż truła mu nad uchem, czego chłopak powoli zaczynał mieć dość.
Przyjaciele przywitali ich gromkim śmiechem z Inuzuki i jękami niezadowolenia spowodowanymi tym, że jak zwykle to oni musieli się spóźnić.
— Nie przesadzaj, nie jestem aż tak ciężka — fuknęła, gdy Kiba postawił ją na ziemi i coś mamrotał pod nosem.
— Nie czepiam się wagi, a twojej wciąż otwartej jadaczki — mruknął, prostując się i przeciągając. — Kiedyś opatentuję technikę milczenia i wykorzystam ją na tobie.
Dziewczyna zgromiła go wzrokiem, po chwili przenosząc swoją uwagę na Ino, która chwyciła ją za ramię.
— Jesteś pewna, że chcesz tam wejść? — zapytała cicho.
— Oj dajcie już spokój! — Uśmiechnęła się i poprawiła sukienkę. — Było minęło, prawda? Z resztą… — Podeszła do Kakashiego i złapała go pod rękę, sprawiając, że zwrócił ku niej spojrzenie. — Mam ze sobą jego, prawda?
— Nie bądź taka hop do przodu, co? — mruknął, gdy ruszyli do wejścia.
— Przecież sam mówiłeś, że nie odstąpisz mnie na krok, czyż nie? — zapytała cicho, zaciskając palce na jego ramieniu. — Chyba nie złamiesz danego słowa, sensei.
Znowu w ten irytujący sposób nacisnęła na ostatnie słowo. Miał ochotę dosłownie kopnąć ją w tyłek, jednocześnie nie potrafiąc powiedzieć jej wprost, że wolałby, gdyby po prostu mówiła do niego po imieniu, bo sensei stwarzało między nimi jakiś kretyński dystans, którego nie rozumiał.
— Nie zamierzam, Sakura — odparł hardo, przyciągając ją do siebie. — Nie spuszczę z ciebie oka, ale nie będę chodzić za tobą jak cień.
— Dobrze — przytaknęła z zadowoleniem.
Gdy przeszli przez klubową bramkę, od razu skierowali się na pamiętny balkon, który i tym razem zarezerwowała dla nich Yamanaka. Było ich tam od groma, nawet sama Tsunade uraczyła ich swoją obecnością, przemykając niezauważona z Shizune przez tłum.
Kakashi stał przy balustradzie razem z Yamato i Naruto, śmiejąc się głośno i żartując ze zdarzeń w ich wspólnej przeszłości, jednak uwadze Hatake nie umknęła sytuacja rozgrywająca się kilka metrów obok. Tenten i Ashi zerkały na jakiegoś chłopaka, kręcącego się w tłumie, którego wskazywała im Ino, a Sakura z Hinatą stały krok za nimi, niemiłosiernie się krzywiąc. Mężczyzna mimowolnie spojrzał w tamtym kierunku i przyjrzał się obiektowi ich rozmów. Był wysoki i postawny, a na głowie miał czarne jak smoła, poczochrane włosy.
— Znam go — odezwał się nagle Uzumaki. — Nie ma się czego obawiać, nazywa się Keyto.
— Kto to? — zapytał Yamato, a Hatake odetchnął zwolniony z obowiązku zbierania informacji na głos. Bał się, że w jego tonie wykryli by zazdrość, która powoli zaczynała burzyć się w jego głowie.
— Sakura spotykała się z nim przez dłuższy czas przed naszą misją.
— A, faktycznie! — przytaknął Tenzou. — Pamiętam go.
Yamato nagle otrzeźwiał i popatrzył na szarowłosego, zaciskając usta. Hatake zamknął oczy i zaczął masować palcem skroń, starając się nie wypowiedzieć żadnych niepotrzebnych słów.
— Byli ze sobą ponad rok! — kontynuował rozentuzjazmowany blondyn. — Ale to przeszłość — prychnął i machnął ręką.
— A cóż to się stało?— zapytał ochoczo Kakashi, nawet nie próbując pozbyć się ironii.
— Sakura od początku nie chciała się z nim wiązać, bo po prostu nic do niego nie czuła. Była przez jakiś czas zainteresowana, ale jak sama to ujęła, po prostu brakowało jej mężczyzny. On natomiast wystartował do niej z oświadczynami. — Uzumaki ciągnął luźno temat, kiedy Yamato próbował mu na wszystkie sposoby przesłać sygnały, by się w końcu zamknął. — Śmiesznie było! Sakura go spławiła, a on nie odpuszczał. Codziennie rano, znajdowała pod drzwiami kwiaty, albo jakieś miłosne liściki; taki był z niego romantyk, że aż chciało nam się rzygać. Ciekaw jestem co zrobi, jak ją dziś zobaczy…
Tenzou nie wytrzymał i z całej siły uderzył go w potylicę, a Kakashiego pociągnął w stronę stolika, gdzie stały czarki, wypełnione sake.
— No, no Sakura! Nie lada wyzwanie przed tobą — zaśmiała się Ino.
— Osobiście nie widzę w tym zupełnie nic zabawnego. — Hinata ścisnęła mocniej ramię różowowłosej, która wpatrywała się w gigantyczny sufit sali.
— Muszę po prostu go unikać — skwitowała, wzdychając — póki mnie nie zobaczy, będę bezpieczna.
— I tak się na ciebie długo nie popatrzy, bo ktoś mu tu szybko skręci kark — zachichotała Tenten.
— Nie żeby coś, ale słyszałam, jak Naruto przed chwilą wszystko wyśpiewał Kakashiemu — wtrąciła Ashi, popijając piwo. — Po jego reakcji zakładam, że prędzej się powiesi, niż puści cię na dół.
— Pięknie! — Sakura wyrzuciła w górę ramiona. — To naprawdę nie jest śmieszne! Ja już nie wiem czego mam się spodziewać po tym człowieku.
— A według mnie to urocze i podniecające, że jest taki zaborczy — skwitowała Ino, wzruszając ramionami. — Na twoim miejscu bym się cieszyła.
— Cześć dziewczyny! — ryknął Kiba, zawieszając się na Haruno i Hyuudze. — Idziemy na dół?
Sakura przewróciła lakonicznie oczyma i zerknęła w kierunku Kakashiego. Wiedziała, że jako jedyny wypił może ze trzy kieliszki sake i wcale nie miał zamiaru dzisiaj przesadzać z alkoholem. Wiedziała również, że naprawdę nie spuści z niej oczu i niechętnie przyjmie informacje o tym, że chce zejść na dół. Ona sama nie wykazywała takich chęci, wiedząc kto jest na dole.
Postanowiła pozostać na górze, póki jej adorator się nie ulotni — zwłaszcza, że całkiem niedawno dał o sobie znać
Czas powolutku płynął, zbliżając wszystkich do przełomowej godziny zero. Dzieliły ich od niej jeszcze jakieś trzy godziny. Sakura, mimo braku jakiegokolwiek alkoholu we krwi, naprawdę dobrze się bawiła. Hatake poprzestał na pięciu kieliszkach sake i nie czuł się nawet trochę pijany, jednak panowanie nad silną wolą zaczęło mu gdzieś po drodze umykać. Sakura wyglądała naprawdę seksownie i denerwowali go nawet głupi kelnerzy, którzy nie mogli odpuścić otaksowania jej swoimi głodnymi spojrzeniami. To stało się na tyle denerwujące, że zaczął działać im na przekór, trzymając ją wciąż blisko siebie.
Haruno za to nie potrafiła zwracać uwagi na nikogo innego niż on. Wciąż na niego spoglądała, wciąż zagadywała i nieprzerwanie zaczepiała, łaknąc jego uwagi. I choć oboje mieli pełną świadomość, że każde z ich przyjaciół doskonale widziało, co się między nimi działo, nie zwracali na to uwagi. Co śmieszniejsze, wszyscy kombinowali i podpuszczali ich do niezręcznych sytuacji. Nie była to złośliwość, broń Boże. Widzieli tę chemię i ich potrzebę bliskości, widzieli, że potrzebują siebie nawzajem.
— Naruto! Nie denerwuj mnie! — krzyknęła Haruno, stając na środku przejścia i tarasując je tym samym.
— Nie przesadzaj, proszę cię! — jęknął głośno z niezadowoleniem.
Wziął ją nagle na ręce, przerzucił przez ramię i zaniósł, niczym worek ziemniaków, w stronę Kakashiego. Wiedziała, że nie zwiastowało to niczego dobrego, zwłaszcza, gdy chłopak zatrzymał się przed mężczyzną i zrzucił ją z siebie, sadzając w ten sposób na kolanach Hatake. Odwróciła się do niego energicznie, a gdy ich spojrzenia się ze sobą spotkały, poczerwieniała. Czuła jak w podbrzuszu kumuluje się cholerne ciepło, które zmuszało ją do pochylenia się do przodu.
— Sensei! — huknął Uzumaki. — Trzymaj ją, a ja idę po dostawę sake
Kakashi przebiegł wzrokiem po nagich plecach dziewczyny i zacisnął mocno szczęki.
— Naruto, nie możecie przesadzać! — warknęła, odgrażając się pięścią.
Gdy tylko chciała zsunąć się z powrotem na ziemię, silne ramię owinęło jej brzuch i pociągnęło do siebie. Uderzyła plecami o szeroki tors, wydając z siebie urywany oddech.
— Daj spokój — mruknął jej do ucha, oplatając ją również drugą ręką. — Niech się chłopak napije, to nie twoja sprawa.
Poruszyła się niespokojnie, czując jego ciało i przyjmując gorący oddech na swoją szyję. Zacisnęła powieki i naburmuszyła się.
— Jak się poupijacie, to nie będę was pilnować — sarknęła, próbując oderwać się od ciała Kakashiego, a chłopcy zawyli radośnie, po chwili zbierając się przy schodach.
Poczuła jak Hatake oparł czoło o jej plecy i odruchowo złapała go za dłoń, która spoczywała na jej brzuchu. Ciężko było jej się uspokoić, jednak po jakimś czasie, gdy nikt zupełnie nie zwracał na to uwagi, znormalniała.
Kakashi zagadał się z siedzącym obok niego Asumą, a ona wciąż siedziała na jego nogach, rozkosznie przebierając swoimi. Nie dosięgała nimi do podłogi, a buty zsuwały się z jej stóp, co z rozbawieniem obserwował Yamato. Zaniepokoił się, zwracając uwagę na to, że Haruno z uwagą obserwuje bliznę na przedramieniu szarowłosego. Nim się spostrzegł, Sakura patrzyła już prosto na niego z podejrzliwą miną. Tenzou zesztywniał i zaczął się do niej głupkowato uśmiechać, jednak na ratunek było już za późno. Wykorzystała to, że kapitan idealnie czytał z ruchu warg, po czym szepnęła bezgłośnie: ty coś wiesz.
— Mów — warknęła hardo, opierając się o barierkę. Wypiła duszkiem pół szklanki soku i popatrzyła na niego.
— Sakura — jęknął, zwieszając do tyłu głowę.
Oboje doskonale wiedzieli, że Kakashi uważnie im się przyglądał.
— No więc? — ponagliła go, stukając paznokciami w szkło. — Ta blizna wcale nie jest po misji, w której ratowaliście Ashi, prawda? Okłamał mnie?
— Jejku, nie wiem czy od razu okłamał…
— Kapitanie!
— Został zraniony w korzeniu.
— Kiedy? — zapytała, otwierając szerzej oczy.
— Przed twoim treningiem.
— Ach, więc poszedł tam jednak bez ciebie? — W odpowiedzi zrobił tylko wymowną minę, przez co coś się w niej zagotowało. — Dlaczego go zaatakowali?
— Chcieli go zabić za odmowę złożenia całkowitego raportu.
— To gnoje! — oburzyła się, otwierając szerzej oczy.
— Błagam cię, nie rób awantury! — Chwycił za jej ramiona i potrząsnął nią lekko, by na niego popatrzyła. — Nie psujmy tak fajnego wieczoru… Chcesz to wszystko zepsuć?
Dziwnie nacisnął na wszystko, ale wiedziała, że chodziło o nią i Hatake.
— Nie zostawię tego tak…
— Zastanów się, czy warto Sakura.
— Warto — sarknęła, zaciskając zęby — to nie pierwszy raz.
— A kiedy w końcu zauważysz, że on to wszystko robi dla twojego dobra? — Popatrzyła na niego zdenerwowana. — Chce cię chronić jak tylko może więc milczy, by nie stwarzać ci dodatkowych nerwów. Jako jonin i przywódca w ANBU jeszcze nie raz spotka się z takimi sytuacjami, jak nie gorszymi i nikt nie będzie mieć na to wpływu. Może robi źle, ale w dobrej wierze.
Nagle obok nich pojawili się kompletnie pijani Kiba i Lee, którzy chwycili ją za ramiona i brutalnie pociągnęli w kierunku schodów.
— Czas najwyższy cię trochę rozruszać! — zaśmiał się Inuzuka.
Gdy mijała Kakashiego, rzuciła mu wściekłe spojrzenie. Naprawdę była zła; nienawidziła gdy ktokolwiek ją okłamywał, ale gdy robił to on… Coś w niej pękało.
— Sakura! — krzyknął za nią.
Wyczuła w jego głosie zdenerwowanie i przyjęła to z triumfem.
Nie miała zamiaru mu tego darować.
Do północy pozostało już tylko kilka minut. Wszyscy ludzie wyszli przed budynek, na spory plac. Ochroniarze szykowali już rakiety, a barmani rozdawali wszystkim symboliczne lampki szampana i zimne ognie.
Sakura stała pomiędzy przyjaciółmi, a jej wzrok biegła po ludziach. Ino tuliła się do Shikamaru, Naruto obejmował Hinatę, Tenten opierałą się o Nejiego, a Asuma spoczywał wiernie przy Kurenai. Nawet Ashi mocno ściskała w dłoni palce Yamato. Czuła się pusto. Samotnie.
Wypiła duszkiem szampana, gdy ludzie zaczęli powoli odliczać od dziesięciu w dół, co niosło się echem chyba po całej wiosce. Czuła, że mimo uśmiechu do jej oczu napływają łzy. Myślała, że ten rok rozpocznie się inaczej, że będzie miała kogoś u boku. Pragnęła w końcu przestać być wolną i niezależną; z całych sił chciała, by miłość w końcu ją usidliła. Przez chwilę miała nawet wrażenie, że tak właśnie było, jednak sterczała tam zupełnie sama.
Rakiety zostały odpalone; słychać było jak knoty szeleszczą, z każdą chwilą skracając się, by iskra dała oczekiwany zapłon. Czekała, aż miliony kolorowych światełek obsypią niebo, aż nieprzyjemny wybuch nieco ją ogłuszy.
I stało się — świst startujących rakiet wzbudził w niej dreszcze, przez co zacisnęła powieki. Chwilę później, jej ciało otulił materiał puchowej kurtki, do nozdrzy dotarł ukochany zapach. Silne ramiona zamknęły ją w żelaznym uścisku, a szeroki tors przywarł do jej pleców, uwalniając z jej oczu wielkie łzy, które choć z początku zbierane były przez smutek, przeistoczyły się w te pełne szczęścia.
— Zdążyłem — szepnął na wydechu, opierając czoło o jej głowę.
— Kakashi — jęknęła, nie potrafiąc nawet drgnąć.
— Chcesz się znowu rozchorować, głupia? — prychnął jej do ucha, wzmacniając uścisk.
Niebo rozjarzyło się od setek kolorowych światełek, a powietrze wypełnił zapach siarki.
— Jakieś noworoczne postanowienia? — zapytał, obserwując niebo.
— Jedno — szepnęła, opierając swój ciężar na nim.
— Jakie?
Zamilkła i odchyliła bardziej głowę, chcąc spojrzeć mu w oczy. Gdy jej się to udało, uśmiechnęła się ciepło, zamykając powieki.
< < ♥ > >
Zabawa trwała w najlepsze. Żadne z nich nie pamiętało, kiedy ostatnio tak dobrze się bawili. Sakura była adorowana przez wielu mężczyzn, ale ku uciesze Kakashiego, każdego z nich odsyłała z kwitkiem. Wszystko więc działo się we względnym i przyjemnym porządku, do godziny czwartej, kiedy czar szybko prysł.
Tuż po tym, gdy Sakura i Naruto odprowadzili Ino i Shikamaru do wyjścia, natknęli się na Keyto. Choć Naruto posłał mu niebezpieczne spojrzenie, ten bezceremonialnie chwycił Sakurę pod bok.
— No proszę! — ryknął jej do ucha, trzymając w drugim ręku drinka. — Ile to minęło? Prawie dwa lata! A ty wciąż piękniejesz!
Sakura przewróciła oczyma, doskonale znając owe zagrywki chłopaka.
— Wybacz, Keyto — wtrącił Uzumaki, wypowiadając imię chłopaka tak, jakby dosłownie śmierdziało — ale Sakura jest dzisiaj zajęta.
— Może przez ciebie? — prychnął intruz.
Od samego początku ci dwa darzyli się awersją, jednak Naruto starał się zachowywać spokój ze względu na Sakurę. Niestety tamte czasy minęły i w tej chwili nie musiał się ograniczać.
— Nie, ale…
— No to skończ — przerwał mu Keyto, po czym popatrzył na Haruno. — Chodź kochana, napijemy się za nowy rok, porozmawiamy. Kto wie, może to będzie nasz rok!
— Nie sądzę — burknęła, wysyłając do blondyna błagalne spojrzenie.
— Nie pozostawiłeś mi wyboru — skwitował Uzumaki, wzruszając ramionami.
Spokojnym krokiem skierował się do balkonów. Gdy stanął u szczytu schodów, szybko odnalazł Kakashiego, który od północy nie ruszył już nawet grama alkoholu.
— Gdzie Sakura? — zapytał mężczyzna, gdy blondyn znalazł się przy nim.
— Keyto… — odparł przegrany.
Yamato schował szyję pomiędzy barkami, czując w kościach nadchodzące piekło.
— Keyto co? — drążył Hatake, nawet na chwilę nie wyzbywając się swojego chłodnego opanowania.
— Nie chciał mnie słuchać i zabrał ją na drinka.
Kakashi podniósł się ospale z kanapy i przeciągnął.
— Iść z tobą? — zapytał Tenzou.
— Po co? — Kakashi uśmiechnął się do niego pogodnie. — Po prostu ją stamtąd zabiorę, to wszystko.
— A ja? — zawtórował Naruto.
— Dam sobie radę, chłopaki — rzucił, odchodząc. — Ach, jakbyście mogli… Przygotujcie nasze płaszcze, muszę zabrać ją do domu na ostatnią dawkę antybiotyku.
Poprawił koszulkę i włosy.
— Kakashi, co ty planujesz? — krzyknął za nim Yamato.
— Nic, przyjacielu! — Machnął do niego ręką, gdy już schodził po schodkach.
— A co jak będzie stwarzać problemy? — Szatyn podbiegł do stopni razem z Naruto.
— Sądzisz, że będzie? — Kakashi zatrzymał się w połowie drogi i popatrzył na przyjaciół. — Uwłacza mi twój brak wiary we mnie.
— Raczej boję się, że go połamiesz — odparł szeptem.
— Może jednak za nim pójdziemy? — zapytał Uzumaki.
— Jak Kakashi mówi, że załatwi coś pokojowo, to tak zrobi…
— Ty sam nie wierzysz w to co mówisz.
— Oczywiście, że nie! Marsz do barierki!
— Postawiłem ostatnio willę po drugiej stronie parku. Mam piękny ogród ze stawem i własnym ogrodem, oraz kryty basen — przechwalał się brunet.
Haruno siedziała przy barze, leniwie podpierając policzek. Cholernie nie chciała tam być.
— Większość mebli wykonana jest z bardzo rzadkiego drewna i ręcznie zdobiona! Nie mówiąc o łóżku… Jest ogromne, a materac miękki jak chmurka… — Chłopak zajrzał jej w oczy. — Spodobałoby ci się tam, wiesz kochana?
Wyprostowała się na stołku i popatrzyła na niego z zażenowaniem.
— Po cholerę rzucasz te sugestie? — warknęła hardo. — Kiedy zrozumiesz, że nie chcę mieć z tobą już zupełnie nic wspólnego, człowieku.
— Ale Sakurciu. Wysłałem ci ostatnio taki piękny list miłosny…
— Tak! Był cudowny! — ryknęła z ironią, wyrzucając w górę ramiona.
— Nie daj się prosić, dziewczyno — mruknął, przejeżdżając palcami po jej ramieniu. — Jesteśmy młodzi, wolni, stworzeni dla siebie.
— Nie jestem wolna — rzuciła na wydechu, mając nadzieję, że da jej spokój.
— Nie wierzę ci. — Uśmiechnął się posępnie. — Gdybyś z kimś była, ten ktoś nie odstępowałby cię na krok. Jesteś zbyt piękna, by puszczać cię gdziekolwiek samą.
— Obserwuje mnie, to mu wystarcza.
— I w czym jest niby lepszy ode mnie? Na pewno nie ma tylu pieniędzy co ja i nie zapewni ci dostatniego życia. Wiem, że jesteś silną kobieta ninja, a ja nie specjalizuję się w takich rzeczach, ale czy to nie lepsze? Zrzekniesz się bycia kunoichi i zamieszkamy razem, założymy rodzinę…
— Tworzę już udany związek, Keyto — mruknęła, zsuwając się z krzesełka. — Daj mi już spokój, człowieku.
Złapał ją w pasie i pchnął z powrotem na siedzisko, ujmując jej palce w swoją dłoń.
— Ile razy mam powtarzać, że nie jestem już tobą zainteresowana. Mam kogoś innego. — Wyrwała rękę, marszcząc nos.
— Kogo, do cholery? — jęknął, przewracając lakonicznie oczyma.
Otworzyła usta, by rzucić jakieś imię, ale ktoś w tym czasie objął ją w pasie.
— Cześć kochanie. — Usłyszała głośne mruknięcie, a po chwili poczuła, jak ktoś wtula twarz w jej szyję, jakby chcąc ją ucałować. Nie wierzyła w to, co się działo. Nie potrafiła.
— Kakashi — rzuciła na wydechu. Była zdumiona, wystraszona i zawstydzona jednocześnie; czuła jak momentalnie jej buzię zalała purpura.
Zsunął ją z siedziska i przysunął do siebie na tyle blisko, by ich biodra się zderzyły i mocno do siebie przywarły. Jego pociemniałe spojrzenie wwierciło się w nią jak ofiarę; póki on miał być jej mordercą, to nie miało znaczenia.
— Wszędzie cie skarbie szukałem — kontynuował, nie ściągając z niej wzroku.
— Kto to jest? — jęknął pretensjonalnie Keyto, a wręcz pisnął wskazując dłonią na przybysza.
— Wybacz mi to grubiańskie zachowanie — prychnął Kakashi i wyciągnął do bruneta rękę. — Kakashi Hatake.
Oczywiście, że pobladł. Kto nie znał tego nazwiska, musiał być po prostu chory. Mimo to, Sakura zszokowana wciągnęła powietrze, kiedy Keyto odtrącił dłoń mężczyzny.
— Niemiluch — mruknął, a Haruno wyczuła, jak roztoczył dookoła siebie groźną aurę. Mimo to, panował nad sobą i znowu na nią popatrzył. — Sakura, wracamy. Musisz wziąć antybiotyk, pamiętasz?
— T-tak — odparła, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, jak się do niej zwracał. Wiedziała, że była to tylko gra, jednak każda kolejna sekunda sprawiała, że czuła się jak w pieprzonym niebie. — Chodźmy stąd.
Kakashi odwrócił się do bruneta i przyciągnął Haruno do swojego boku. Keyto stał przez chwilę w miejscu, tocząc walkę myśli. W pewnym momencie odbił się od posadzki i pognał za nimi. Sakura momentalnie wyczuła, że coś się do nich zbliża, lecz zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, napastnik chwycił za kołnierz koszulki szarowłosego, pozbawiając go równowagi. Dziewczyna spostrzegła, jak w czarnym oku pojawia się iskra. Popchnął ją delikatnie w bok i sięgnął za siebie ręką. Złapał za nadgarstek intruza i zamachnął się na tyle potężnie, by przerzucić go nad sobą i rąbnąć nim z impetem o parkiet.
— Kakashi! — wrzasnęła Sakura, zaciskając pięści.
Po chwili znalazła się w ramionach Tenzou, który wyciągnął ją z tłumu i wprowadził po schodach na górę. Naruto chwycił Hatake za kark i brutalnie pochylił w dół, po chwili wciągając w rozjuszony tłum, by ochrona nie miała szans ich złapać.
— Jesteś popieprzony, sensei! — ryknął Uzumaki, gdy wbiegali po schodach, z których widzieli, jak ochroniarze z trudem odlepiają od podłoża Keyto.
— Ja nie zacząłem! — sarknął, śmiejąc się głośno.
Radość przerwała mu jednak stojąca u szczytu schodów Sakura, której mina nie wyrażała niczego poza nieopisaną wściekłością.
< < ♥ > >
— Nigdy więcej, nigdzie się z tobą nie wybiorę, sensei! — huknęła, zatrzaskując za nimi drzwi domu.
Ściągnęła szpilki i cisnęła nimi o podłogę, czując wzbierającą złość.
— Znowu źle?! — syknął, rzucając kurtkę na podłogę. — chciałem cię stamtąd zabrać… Ach zaraz, chyba, że chciałaś iść z nim do jego cudownej, nowej willi z ogrodem.
— O matko boska! — Złapała się za głowę i zatuptała w miejscu. — Chodzi o to, że istnieją inne sposoby rozwiązywania konfliktów, a nie tylko te siłowe!
— Widziałaś dobrze, że to on nas zaatakował — warknął, celując w nią palcem. — Widziałaś też, że od początku nie miałem zamiaru robić dymu!
— Jesteś taki…. Taki… Cholera jasna! — Oburzyła się i gwałtownie odwróciła w kierunku schodów.
— Jaki? — Chwycił ją za ramię, być może trochę zbyt mocno, bo wywołało to na jej buzi nieprzyjemny grymas. — No słucham, jaki?
Zamilkła na chwilę. Wiedziała, że po raz kolejny wyciągnął ją z tarapatów i to w sposób, który jej się nawet nie marzył… Jak prawdziwy, zazdrosny o nią mężczyzna. Jednak to nie zmieniało faktu, że znowu czuła się okłamana.
Jej wściekłe oddechy rozchodziły się echem po mieszkaniu tak samo jak dźwięk bulgoczącej w rurach wody, reagującej na jej złość.
— Czemu mnie znowu okłamałeś? — wyparowała, wyrywając ramię.
— Co? Kiedy niby?!
— Czemu nie powiedziałeś mi, że poszedłeś do Korzenia sam? Czemu skłamałeś, że ta pieprzona blizna została po misji ratunkowej? — huknęła, nie panując już nad tym, że bolą ją struny głosowe.
Cofnął do tyłu głowę, wciągając głośno powietrze.
— Nie chciałem cię, kurwa mać, denerwować.
— O super idea! — ryknęła, wplątując dłoń we własne włosy. — Nic jej nie powiem, niech dowie się od innych. Na pewno się nie zdenerwuje, co?! Ile jeszcze tajemnic wyjdzie na jaw?! Ilu rzeczy dowiem się od innych, a nie ciebie?!
Pchnął ją lekko na ścianę i uderzył dłonią o chropowatą powierzchnię, pozbawiając ją jakichkolwiek chęci do obrony, ucieczki. Coś w niej zapłonęło, a jego klatkę piersiową zaczęło rozsadzać jakieś dziwne, drapiące uczucie, którego nie potrafił dokładnie określić.
— Ja o tym pieprzonym Keyto też nie dowiedziałem się od ciebie… — wycedził.
— To była dawna sprawa! Nic mnie z tym człowiekiem nie łączy i nie będzie łączyć! Myślisz, że było mi na rękę, gdy go tam zobaczyłam?!
Prychnął głośno i zaśmiał się.
— No nie wiem czy było czy nie! — Rozpostarł ramiona w towarzystwie cynicznego uśmiechu. — Mimo to, naprawdę nie pogardziłbym jakąś minimalną wdzięcznością, głupim dziękuję! No chyba, że ci się z nim podobało, a ja to zniszczyłem… — Wskazał dłonią na drzwi. — Proszę, droga wolna.
Otworzyła szerzej oczy i rzuciła torebką na ziemię.
— Wiesz co? — warknęła, wyciągając do przodu głowę. Nie chciała być w tej chwili ofiarą. Chciała walczyć. — Pieprz się, s e n s e i.
Ponownie przygwoździł ją do ściany, tym razem zakleszczając ją między własnym ciałem, a chłodną powłoką.
— Kakashi, do cholery — wycedził wściekły — mam na imię Kakashi.
— I co z tego?! — ryknęła, próbując go odepchnąć, jednak przywarł do niej jeszcze mocniej. Zrobiło jej się nienaturalnie gorąco, a w głowie zawirowało.
— Przestań się drzeć.
— Bo co?!
Złapał jej brodę w dłoń i pociągnął ku górze, patrząc jej prosto w oczy w taki sposób, że nie mogła drgnąć.
— Bo to.
Krótki oddech owiał jej policzki, a nos delikatnie musnął czoło. Gorące, duże dłonie przejechały wzdłuż jej ciała i zatrzymały się na szyi, opatulając ją swoim ciepłem. Zacisnęła powieki, czując okropnie silny skurcz w podbrzuszu. Jego gorące, miękkie wargi objęły te jej, odbierając możliwość oddychania.
To trwało chwilę, ale w jej mniemaniu całą wieczność.
Oderwał się od niej, chcąc pozwolić na zaczerpnięcie powietrza. Oparł czoło o jej głowę, zaciskając zęby i powieki; miał ochotę krzyczeć, zupełnie tak jak ona.
— Masz trzy sekundy na ucieczkę — syknął, błądząc dłońmi po jej ciele. Tracił zdrowy rozsądek. — Inaczej przyznasz, że jesteś moja.
Nie ważyła się drgnąć, ta opcja nawet nie przeszła przez jej głowę. Przecież, do jasnej cholery, już od jakiegoś czasu pragnęła być jego. Tylko jego!
Zacisnął palce na jej biodrach, gdy niewinnie patrzyła na niego z dołu i ponownie do niej przywarł, tym razem nie mając zamiaru jej wypuścić. Gdy tylko rozchylił usta, momentalnie zrobiła to samo, zapraszając go do siebie; sprawiając, że ustąpiły jej ostatnie blokady. Mimo to, mimo, że pragnęła tego od jakiegoś czasu, nie potrafiła dotrzymać mu kroku; nie mogła wciąż uwierzyć, że to działo się naprawdę. Jego zapach sprawiał, że kręciło jej się w głowie. Nie była pijana, ale miała wrażenie, że zaczynała osiągać podobny stan. Wyobrażenia przepadły w porównaniu z rzeczywistością. Jego wielkie, silne ciało było czymś w rodzaju ostoi i schronu. Pragnęła nigdy się już od niego nie odsunąć, trwać tak do końca życia; tak blisko, tak nierozerwalnie. Napierał na nią, budząc potworne pożądanie, które przerwało w końcu jej paraliż. Objęła jego szyję, wplątując palce lewej dłoni w jego włosy i z niesamowitym zaangażowaniem zaczęła oddawać pocałunki; przecież stało się, on pierwszy ją pocałował, nie mogła pokazać… Że jest gorsza. Te pogłębiały się z każdą chwilą coraz bardziej, angażując języki w energiczny, czuły i pożądliwy taniec, jakiego jeszcze nigdy nie uprawiała.
Mieli wrażenie, że ta chwila była cholernie wymowna; pocałunek opowiadał o ich uczuciach i tęsknocie, która potrafiła być niemalże zabójcza. Oddychali głośno, wręcz spazmatycznie, z nutą jakiejś agresji i chorego pragnienia. Chcieli przez siebie przeniknąć.
Odsunął się od niej, czując, jak zaczyna brakować jej powietrza. Wzięła może ze dwa, głębokie, głośne wdechy i przyciągnęła go z powrotem do siebie, wbijając paznokcie w jego ramiona, gdy usłyszała jak mruknął i wypuścił nosem powietrze.
Oderwał ją nagle od ziemi, chwytając pod kolanami, a jej plecy wciąż przyjmowały chłód ściany, który jako jedyny chyba utrzymywał ją jeszcze przy jakiejś świadomości. Oparła prawą dłoń na jego klatce piersiowej i czuła, jak jego serce łomocze. Jej krew również tłoczona była w zastraszającym tempie, aż szumiało jej w uszach. Nie potrafiła nawet przez chwilę pomyśleć o tym, by to przerwać. Pragnęła więcej i więcej, zupełnie tak jak on.
Jej usta wydawały się przesłodkie, niewinne mruknięcia pobudzały go stokroć bardziej. Miał ochotę zamknąć ją w jakieś złotej klatce, by nikt i nic nie mogło jej dotknąć, by była cała dla niego. Mógł dotykać skóry jej szyi, wchłaniać jej zapach, trzymać blisko siebie i czuć podniecenie zarówno swoje, jak i jej. Bez żadnych oporów, dotykał jej nóg, gładząc kciukami cienką warstwę rajstop, które chciał z niej po prostu zerwać. Ale nie mógł, nie potrafił… Bo wciąż była jego małą, kruchą Sakurą.
Objął ją mocno, gdy oplotła jego biodra nogami i spojrzał w jej zamglone oczy, wiedząc, że jego spojrzenie musi wyglądać dokładnie tak samo. Oddychał głośno i miał wrażenie, że materiał koszulki miażdży jego płuca. Dziewczyna zsunęła się z niego i stanęła boso na panelach, spuszczając przegrany wzrok. Przejechał dłonią wzdłuż jej ciała, by ułożyć ją na długiej szyi. Muskał opuszkami fakturę jej skóry, a w głowie czuł zupełną pustkę.
Poruszyła się nagle gwałtownie i wzięła głęboki wdech, by po chwili wyślizgnąć się z pułapki i pobiec w stronę schodów.
— Sakura! — krzyknął za nią, słysząc jak rytmicznie uderza o stopnie. Chwycił za balustradę, widząc jak jej sylwetka znika w ciemnościach u szczytu. — Sakura!
Przebiegła przez korytarz i wpadła do swojej sypialni, zatrzaskując hucznie drzwi. Zaczęła cofać się w stronę łóżka, trzymając dłoń przy pulsujących, rozgrzanych ustach. Mrowił ją każdy fragment ciała, którego dotykał; wciąż miała wrażenie, że czuje jego ciepłe dłonie. Oblizała wargi, które mimo wszystko, zdążyły wyschnąć przez głębokie oddechy i owinęła ramionami brzuch, w którym rozbijało się nienaturalne ciepło. Zgięła się wpół, pochylając do przodu i zacisnęła powieki.
— Nie wierzę — wyszeptała, ponownie dotykając czubkiem języka ust. — Matko, nie wierzę…
Zamilkła, słysząc jego leniwe kroki. Opadłą tyłkiem na łóżko, bojąc się, że wejdzie do środka, jednak po chwili usłyszała, jak drzwi jego pokoju cicho się zamykają.
Uciekła, bo nie mogła wytrzymać presji. Nie rozumiała pustki, jaka narodziła się w jej głowie i euforii, która targała jej sercem. Co teraz miało nastąpić? Mieli udawać, że nic się nie stało? A może przeprowadzić poważną rozmowę, której skutkiem będzie jakiś rozłam… Bałą się. Cholernie się bała.
Tak jak on. Siedział na skraju łóżka i krył twarz w dłoniach, karcąc się za to co zrobił. Wolał mieć ją obok i tłumić swoje zapędy, niż oglądać to, jak od niego ucieka.
— Ładnie spierdoliłeś, Kakashi — szepnął do siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz