poniedziałek, 12 maja 2014

17. Gorączka

Pierwszy dzień świąt Sakura spędziła w tym samym towarzystwie, do którego dołączyli Ino z Shikamaru. Tematy do rozmów wciąż się nie kończyły, w przeciwieństwie do jedzenia, którego było dosłownie na styk. Naruto został wieczorem, by pomóc Kakashiemu w uporządkowaniu całego bałaganu z salonu. Sakura była na tyle wykończona skakaniem dookoła swoich gości przed prawie dwa dni i nieprzespanej nocy, że gdy pożegnała ostatnich, wychodzących przyjaciół — runęła na ścianę, trzymając się za głowę. Hatake zabrał ją na górę i zabronił ruszania się z łóżka. Sam zszedł na dół i dokończył z Uzumakim porządki, po czym pomógł mu zanieść do jego mieszkania kilka rzeczy. Podziękował za pomoc przed i poświąteczną, po czym wrócił do domu.
Był dumny z wyczyszczonego mieszkania; wiedział, że Haruno będzie im za to cholernie wdzięczna. Tamtego wieczora jej już nie budził, wiedząc, że musiała zregenerować siły. Gdy kładł ją do łóżka, dodatkowo wyczuł jej podwyższoną temperaturę, ale sądził, że pojawiła się ona z przemęczenia.
Cieszył się tym, że jutrzejszy dzień prawdopodobnie spędzi z nią zupełnie sam. Nie musiał siedzieć przy niej przez cały ten czas; wystarczała mu sama jej obecność i możliwość obserwowania.
Ruszył na górę, mijając się ze schodzącą na dół Sui. Wziął prysznic, rozbawiony sytuacją z rana, kiedy razem z Naruto uświadomili sobie, że zamknęli kotkę na strychu.
Zszedł potem z powrotem do kuchni, by napić się gorącej herbaty. Siedział przy stole i obserwował kocicę, która spoczywała na parapecie okna, za które wyglądała. Zegar wybił dwudziestą trzecią, zmuszając go w końcu do podniesienia się. Opłukał naczynie i zgasił światło, ruszając z wolna na piętro.
Jakoś nie chciało mu się spać, a jego książka została w jej pokoju. Postanowił po cichu się tam dostać i zabrać własność. Wszedł bezszelestnie i gdy tylko zlokalizował tomik, podszedł do szafki i wziął go do ręki.
— Kakashi. — Usłyszał jej słaby szept, kiedy był już w progu pokoju. — Pomożesz mi jutro posprzątać ten cały bajzel?
— Wszystko już błyszczy — odparł, odwracając się do niej. — Posprzątaliśmy z Naruto.
— Tak? — mruknęła z wciąż zamkniętymi oczyma. Niepokoiło go to. — Jesteście kochani.
— Cholernie — przytaknął, marszcząc czoło. — Wszystko w porządku?
— Nie.
Podszedł do niej, odkładając książkę na materac.
— Co się dzieje?
— Chyba mam gorączkę.
Mężczyzna wsunął dłoń pod różowe włosy i zagryzł policzki. Od kiedy ją tam położył, jej temperatura zamiast spaść, wzrosła. Jej ciało było gorące jak piec.
— Masz ci los — prychnął zdenerwowany — tak się kończy wychodzenie twoje na dwór. Wytrzepać obrus, przewietrzyć, przynieść chłodne sake, wyjść po Ino i Shikamaru. Wstawaj i się ubierz, zabiorę cię do szpitala.
— Przecież jestem lekarzem — warknęła, spoglądając na niego z zażenowaniem.
Dziewczyna podała mu nazwę leku, a ten szybko przeszedł do łazienki, gdzie znajdowała się apteczka. Zmoczył przy okazji mały ręcznik zimną wodą i złożył go. Po powrocie wręczył Sakurze dwie kapsułki leku, które miały zbić gorączkę i ból głowy. Pomógł jej się podnieść i przebrać, a gdy tylko leżała z powrotem w łóżku, obłożył jej czoło wilgotnym materiałem. Potem zaczęła się dyskusja na temat tego, że powinna leżeć nakryta kołdrą, którą co chwilę z siebie skopywała, twierdząc, że zaraz się udusi.
— Co z ciebie za lekarz? — syknął, po raz enty naciągając na nią pierzynę.
— Najlepszy — warknęła, zaciskając dłonie w piąstki. — Może mi powiesz, że stosujesz się wszystkich zaleceń lekarza?
— Jeżeli jest nim piękna i inteligentna kobieta, to robię wszystko co każe.
— Sensei! — wrzasnęła, gdy znowu złapał w dłonie kołdrę. — Jesteś okropny. I do tego chamski!
— Raczej po prostu szczery.
— Dobrze więc — uśmiechnęła się dziarsko i założyła dłonie na piersi, co komicznie wyglądało w pozycji leżącej — zapamiętam to. Pójdę jutro do naszego szpitala i poszukam doktora Akashiego, za którym wzdychają wszystkie pielęgniarki. Jest też inteligentny, więc twoja taktyka jest sensowna.
— Nie pójdziesz do lekarza — prychnął, dociskając do jej ciała pościel — sam cię wyleczę.
Prychnęła oburzona i zaczęła wymachiwać rękoma. Mężczyzna jednak naprawdę się zdenerwował, fuknął na nią i nakrył kołdrą, robiąc przy tym poważną minę.
— Chcesz się rozchorować na nowy rok? — zapytał, hardo patrząc jej w oczy. — Do tego wymyśliłyście sobie z Ino super wypad, który w ogóle mi się nie podoba. Mimo wszystko, jeśli chcesz spędzić tak sylwestra, musisz być zdrowa.
Od kiedy Yamanaka zaproponowała wyjście do klubu, w którym Kakashi ostatnio prawie dopuścił się mordu, jego myśli wciąż nie mogły złożyć się w sensowną masę.
— Wiem, że Ino chce dobrze — mruknął, zwieszając do tyłu głowę. — Wiem też, że ochrona w tamtym miejscu została wzmocniona po tamtym incydencie, ale wciąż mam obawy… I nie wyobrażam sobie, puścić cię na dół samej.
— Sama na pewno nigdzie się nie ruszę — sparowała momentalnie, zerkając na niego spod szmatki. — Nie ma takiej opcji.
— Będziesz się tam swobodnie czuć po ostatnich wydarzeniach? — zapytał spokojnie, spoglądając jej w oczy. — Zastanów się. Naprawdę nie chcę, by wyglądało to tak, jakbym próbował cię zniechęcić, ale martwię się.
— Rozumiem. — Uśmiechnęła się słabo. — Mamy jeszcze kilka dni, zastanowimy się nad tym, dobrze? A nawet jeżeli pójdziemy, jeżeli coś będzie nie tak, wrócę do domu.
— My wrócimy do domu.
— Co to, to nie! — zagrzmiała. — Nikt nie będzie mieć przeze mnie popsutego wieczoru.
— Ale ja nie chcę spędzać go bez ciebie.
Zamilkła, nie mając pojęcia co odpowiedzieć. Ciepło zalało jej serce.
— Pójdziesz ty w końcu spać? — fuknął, podnosząc się.
Nadąsała się, mrużąc oczy.
— Dobranoc — fuknęła zabawnie, zamykając oczy.
— Wołaj, gdybyś poczuła się gorzej.
— Taest.


< < ♥ > >


Sakura siedziała w salonie, tonąc w za dużej, granatowej bluzie, którą Hatake wcisnął jej, gdy zeszła do niego na dół. Mężczyzna chwilę po tym musiał wybrać się do siedziby, ponieważ dostał wezwanie od Tsunade.
Dziewczyna owinęła się również grubym kocem, bo przez nieustającą gorączkę wciąż przechodziły ją okropne dreszcze; pocieszał ją tylko brak bólu głowy, który zniknął po zażywanym leku. Mimo to, czuła się naprawdę chora i wciąż martwiła się, czy zdąży wyzdrowieć do sylwestrowego wieczoru, do którego pozostały tylko cztery dni. Jak na razie miała wrażenie, że wyciągnięto z niej całą energię życiową.
Okupowała więc kanapę w towarzystwie wielkiego kubka z gorącym kakao i dyskretnie wchłaniała zapach bluzy mężczyzny, który dosłownie ją otumaniał.
— Jak się czujesz? — Usłyszała, chwilę po tym jak Menma wczłapał do salonu. — Bo wyglądasz tragicznie — dodał, układając się pod kominkiem.
— Jesteś cholernie miły — sarknęła, ciągnąc nosem. — W każdym razie, okropnie.
— Nie wiem co to za uczucie, nigdy nie byłem chory. Mogę ci jakoś pomóc?
— Wyciągnij ze mnie jakoś to choróbsko, a stanę się twoją dłużniczką.
— A jak to się robi? — zapytał na tyle poważnie, by rozbawić dziewczynę.
— Nie da się kochany — odparła, kręcąc głową. — Ironia losu; medycy leczą śmiertelne rany, wyciągają trucizny z naszych ciał… A nie są w stanie wyleczyć nas z przeziębienia.
Drzwi mieszkania otworzyły się cicho, a po chwili słychać było szelest ściąganej kurtki. Kakashi wszedł do salonu i stanął za kanapą. Jego mina nie wyrażała nawet minimalnej krzty radości.
— Co chciała Piąta? — zapytała dziewczyna, zwieszając do tyłu głowę. Bardzo tego po żałowała; już po chwili pochylała ją do przodu, przyciskając do skroni dłonie.
— Dostałem dowództwo na misji — odparł luźno, jednak Menma dostrzegł na jego twarzy grymas niezadowolenia.
— Kiedy? — zapytała zaniepokojona, mając wrażenie, że jej czaszka zaraz pęknie.
— Dziś. — Położył na stoliku przed nią lekarstwa. Usiadł przy niej i dotknął jej czoła, chcąc skontrolować jej rzeczywisty stan. — O dwudziestej mam być w gabinecie z Gaiem, Lee, Saiem i Nejim, mamy eskortować Pana Feudalnego do portu.
— Kiedy wrócisz, sensei? — drążyła, opuszczając dłonie. Jego dotyk był dla niej cholernie uśmierzający.
— Powinienem być jutro po południu — mruknął, taksując ją spojrzeniem. Nie przyznawał tego głośno, ale uwielbiał widzieć ją w swoich ubraniach. — Manma, zostaniesz przy niej dziś w nocy czy mam sprowadzić tu Naruto?
— Nie ma problemu — odpowiedział leniwie wilk. — Tu przynajmniej się wyśpię.
— Nie mogli przydzielić kogoś innego?
Zaskoczony jej pytaniem i pretensjonalnym tonem, popatrzył na nią i zmrużył powieki. Naciągnęła koc na ramiona i z naburmuszoną miną spoglądała na telewizor.
— Widocznie nie. — Zamyślił się i oparł o kanapę, siadając wygodniej. — Pewnie gdybyś się dobrze czuła i była na siłach, to wysłali by nas razem z Yamato i Naruto. No ale nie ma takiej możliwości.
— Więc to moja wina? — prychnęła, zerkając na niego przelotnie.
— W sumie to tak.
Jego żarcik wcale jej nie rozbawił. Podniósł się i ruszył na górę, by przygotować sobie wszystko do wyjścia, od którego dzieliły go już tylko dwie godziny.
Dziewczyna odczuła przygnębienie; nie lubiła gdy chodził na te cholerne misje bez niej. Nie chciała zostawać sama. Fakt — Menma miał przy niej zostać, ale to nie zmieniało faktu, że będzie się o niego martwić.
Spojrzała na choinkę; od razu zrobiło jej się lepiej. Przypomniała sobie wszystkie starania chłopaków, a szczególnie słowa Kakashiego, dotyczące spędzenia świąt w naprawdę dobrej atmosferze. Dotrzymał słowa. Wciąż jednak po głowie tłoczyły się jego życzenia i to, jak przytulał ją w sypialni. Jej ciało opanowały przyjemne dreszcze, zwłaszcza, że miała wrażenie iż znowu czuje, jak ją obejmuje, dotyka… Jak jej łaknie.
— Nie widziałaś mojego ochraniacza? — zapytał, wyrywając ją z zamyślenia. Menma wciąż jej się z zaciekawieniem przyglądał.
— W łazience, na pralce — odparła mechanicznie, nie odrywając wzroku od ekranu. Przysunęła do ust koc, próbując uspokoić oddech, który nieznacznie przyspieszył.
Hatake kręcił się po domu, aż w końcu stanął w progu salonu i upewnił się, że wilk na pewno przy niej zostanie. Zamknął drzwi od wewnątrz, pożegnał i zniknął w obłokach dymu.
— Mogę cię o coś zapytać? — odezwał się Menma.
— Hm? — Uniosła śmiesznie brodę, wciąż gapiąc się na telewizor.
— Co tak naprawdę do niego czujesz?
Otworzyła szerzej powieki i w końcu uraczyła go spojrzeniem, które przepełnione było szokiem i niedowierzaniem.
— Skąd w ogóle takie pytanie? — mruknęła, nie mogąc wytrzymać naporu pomarańczowych ślepi. — Jest moim nauczycielem, przyjacielem…
— Kogo próbujesz oszukać? — Poruszyła ustami, jednak nie dał dojść jej do słowa. — Mówiłem ci, że te kamienie tworzą po między nami silną więź. Wyczuwam, jak twój nastrój się zmienia gdy go widzisz. Czuję twoją euforię i smutek, nawet to dziwne pożądanie. — Zrobiło jej się kosmicznie niezręcznie, choć on mówił o tym jak o najnormalniejszej rzeczy na świecie. — Wszystkie twoje zmysły wyostrzają ci się przy nim dziesięciokrotnie. Na jego dotyk, a czasem sam głos twoje ciało reaguje jak na jakiś narkotyk. Czym to wszystko jest?
Sakura wzięła głęboki wdech i zacisnęła mocno powieki. Natłok słów, jakie jej właśnie sprzedał, rozdarły ją na miliony kawałków. Próbowała wmówić sobie, że wcale nie dzieją się z nią takie rzeczy, o których zwierzę powiedziało, ale Menma właśnie ją uświadomił w tej cholernej prawdzie.
— Nie mam pojęcia czym — odparła cicho. — Czasem wydaje mi się, że to zwykłe zaburzenia w moim ciele, tęsknota za ciepłem drugiego człowieka. Innym razem, że to czyste pożądanie mężczyzny, szczególnie takiego jak on. Silnego, opiekuńczego… A może to miłość, której nie potrafię zdefiniować. Gdybym tylko wiedziała, czy on też tak na mnie reaguje…
— A nie? — fuknął, przeciągając się. — Jesteś ślepa? Nie widzisz tego? Czasem widzę, jak pożera cię wzrokiem, jak doskoczył by do ciebie i wpił się w twoje ciało. Jesteście okropni!
— Widzimy różne rzeczy — zauważyła — ale nie mamy pojęcia, co tak naprawdę siedzi w sercu i głowie drugiego człowieka.
— Wasz świat jest taki cholernie…
— Skomplikowany?
— Dokładnie.
— Masz rację — przytaknęła, uśmiechając się. — Ale gdyby wszystko przychodziło nam z łatwością, to przestalibyśmy czerpać satysfakcję z życia. Dlatego lubimy sobie wszystko utrudniać.
— Dlatego też cieszę się, że nie jestem człowiekiem. — Ziewnął głośno i położył pysk na łapach. — Pozwolisz, że utnę sobie krótką drzemkę? Jestem wykończony.
— Śpij dobrze — odparła, uśmiechając się.
Oglądała jeszcze jakiś czas telewizję, jednak poczuła, że musi w końcu rozprostować kości. Chwyciła pusty kubek i niechętnie wygramoliła się spod połów koca. Ciągnąc za sobą ciężkie nogi, powłóczyła do kuchni, jednak gdy mijała frontowe drzwi, coś ją zaniepokoiło.
Łańcuszek bujał się w lewo i prawo, jakby ktoś przed chwilą otworzył wejście.
— Menma! — zawołała, nie mogąc drgnąć. — Menma, obudź się!
Wilk momentalnie pojawił się obok niej i rozejrzał po pomieszczeniu. Nie zauważył jednak niczego niepokojącego.
— Wyczuwasz w domu kogoś, oprócz nas? — zapytała wystraszona.
— Sui śpi w twojej sypialni,a oprócz niej jesteśmy tylko my. O co chodzi?
— Łańcuch. — Wskazała na drzwi. — Chwieje się.
— Sakura, on jest napięty — zakomunikowało skonsternowane zwierzę.
Dziewczyna straciła ostrość widzenia. Zamrugała kilka razy krzywiąc się nieznacznie i oparła o ścianę ręką.
— Gorączka płata mi figle — szepnęła.
— Chodź, musisz się położyć.
Wilczysko pomogło jej wczłapać się na górę i dopilnowało by wsunęła się pod kołdrę. Siedziała na łóżku i przeglądała jakąś książkę, rozmawiając jednocześnie z Menmą. Zaczęła opowiadać mu o różnych rzeczach, jej przyjaciołach, wydarzeniach z przeszłości, by miał jakieś pojęcie na temat historii jej i jej bliskich.


< < ♥ > >


— Sakura jest strasznie ciepłą i kochaną osobą — szepnęła Ashi, siedząc wygodnie na kanapie. — Potrafi być agresywna i wulgarna, sprawiać wrażenie przerażającej… Ale naprawdę jest dobrym człowiekiem.
— Tak, to prawda — odparł Yamato, siadając obok niej. — Rzadko można spotkać na swojej drodze takie osoby. Gdy pierwszy raz spotkałem się z nią, Naruto i Saiem, w zastępstwie za Kakashiego, tylko ona przyjęła mnie z szacunkiem i naładowała mnie jakąś pewnością siebie. Sai i Naruto byli zajęci sobą.
— To znaczy?
— Sai był kiedyś zupełnie innym człowiekiem, niż go poznałaś. Od dziecka wychowywał się w Korzeniu. Tam panują okropne, zupełnie nieludzkie zasady. Już jako dzieci są wystawieni na okropną próbę. Nieświadomie budują więzi ze swoimi rówieśnikami, a ich zadaniem przejściowym jest wyeliminowanie najlepszego przyjaciela. W ten sposób ten odłam staje się bezwzględny. — Dziewczyna patrzyła na niego z przerażeniem. — Dlatego też z początku wszyscy go nienawidzili, bo nie miał pojęcia jak zachowywać się przy ludziach. Był jak wyciągnięty z dziczy. Do tego oschły, cyniczny, fałszywy. Na szczęście udało nam się go odmienić, nim Naruto wysadził go w powietrze.
Tokuno odwróciła wzrok w kierunku telewizora. Nic już nie mówiła; skupiła się na emitowanym dramacie, który po jakimś czasie ją wciągnął. Tenzou siedział wciąż obok, przeglądając jakieś papiery i sumiennie je wypełniając. Był strasznie zmęczony; podpuchnięte, przekrwione oczy i ciągłe ziewanie wskazywało na to, że niczego chyba nie pragnął tak bardzo, jak tego, by znaleźć się już w łóżku.
Nawet nie wyczuł, kiedy Ashi zmieniła swój obiekt obserwacji i zaczęła mu się z uwagą przyglądać. Miał na sobie ciemne spodnie i szarą koszulkę. Podpierał dłonią głowę, a ramię wspierał na oparciu kanapy w skupieniu śledząc tekst zawarty na kartkach. Badała wzrokiem jego męskie rysy twarzy, wąskie usta, kości policzkowe, lekki zarost. Uwielbiała, gdy kręcił się po domu, ubrany cywilnie; wyłączony z bycia żołnierzem. Był wiecznie zatroskany, przejęty, pobudzony, ale przy tym cholernie kochany i miły. Sama jego obecność sprawiała jej przyjemność i odwrotnie.
Podniósł nagle wzrok, przyłapując ją na obserwacji. Zdezorientowana odwróciła szybko oczy w kierunku telewizora, a on zmrużył powieki i uśmiechnął się po czym nie zmieniając wyrazu twarzy, ponownie skupił się na dokumentach.
— Przepraszam — mruknęła nagle.
— Za co? — spytał, czytając po raz trzeci niezrozumiałe zdanie w jednym z raportów genninów. Przejechał nerwowo dłonią po brodzie.
— Za gapienie się na ciebie. — Westchnęła, bawiąc się nerwowo paznokciami. — Jakoś lubię to robić.
Nic jej nie odpowiedział, dotarł do niej tylko szelest papieru. Podniósł się leniwie z kanapy i wyszedł z pomieszczenia, znikając w ciemnym korytarzu.
Zszokowana wbiła wzrok w przejście, zastanawiając się, czy powiedziała coś nie tak. Szybko stanęła na nogi i ruszyła za nim, szybko gubiąc się w mroku. Niemiłosiernie denerwowało ją to przejście przez okien, nigdy nie potrafiła znaleźć tam włącznika światła.
— Yamato, czy ja cię uraziłam? — zapytała, ostrożnie stawiając przed siebie kroki.
Nagle poczuła na biodra męskie, duże dłonie, z pomocą których ktoś sprawnie obrócił ją przodem do siebie i przyciągnął do własnego ciała. Oparł się plecami o ścianę i wpatrywał w jej oczy, sprawiając, że jej nogi niebezpiecznie zadrżały.
— Też lubię na ciebie patrzeć — szepnął cicho, muskając nosem jej odkryty obojczyk.
— Yamato — rzuciła na wydechu, nie mając pojęcia co się dzieje. Nie raz starała się wyobrazić sobie podobną sytuację, ale nie wierzyła, że kiedyś naprawdę do tego dojdzie.
Wzrok ciemnych oczu prześlizgnął się po jej twarzy i zjechał na dziewczęce usta. Widząc to, zacisnęła dłonie na jego napiętych ramionach. Czuła jego gorący oddech, który muskał jej skroń. Zadrżała, gdy dotknął ustami jej ucha, a zaraz potem zaczął obdarowywać jej żuchwę delikatnymi jednak czułymi pocałunkami, powoli zbliżając się do warg. Słysząc jej ciche westchnienia, nie potrafił się już powstrzymywać i ucałował ją, zamykając w żelaznym uścisku.
— Zapomniałem zapytać, czy nie masz nic przeciwko — szepnął, odrywając się od niej na moment.
— Nie, wręcz przeciwnie — odparła na wydechu i wspięła się na palce, z całego serca nie chcąc przerywać tej chwili.


< < ♥ > >


Wieczór następnego dnia nie był spokojny. Potężna śnieżyca nawiedziła Konohę, zakłócając jej spokojny żywot. Śnieg walił w szyby z potężnym łoskotem, jakby za wszelką cenę chciał się dostać do środka, strasząc przy tym domowników.
Kakashi wracał wykończony i potwornie zmarznięty z siedziby. Misja strasznie go wyczerpała, przez do nie mógł sobie nawet pozwolić na zmaterializowanie się w domu. Mimo to, im bliżej właściwego budynku się znajdował, tym lepiej mu się robiło. Gdy przekroczył próg drzwi, szybko je za sobą zamknął. Od razu się zaniepokoił, nie czując zbyt wielkiej różnicy w temperaturze.
— Sakura?! Wróciłem! — oznajmił krzykiem, zaglądając do salonu w którym świeciło pustkami. Zrzucił buty i cisnął plecak pod ścianę na korytarzu.
W kominku nawet się nie żarzyło. Wiedział, że dziewczyna była ledwo żywa, a wielki wilk nie bardzo miał jak sobie z tym poradzić. Doszedł do wniosku, że zobaczy co z nią i od razy wróci napalić. Wszedł do kuchni, w której paliło się światło. Nie było jej, a na ziemi spoczywały szczątki rozbitej szklanki, które pływały w resztkach herbaty. Jego wzrok skupił się jednak na czerwonej smudze, która ciągnęła się przez cały blat szafek.
— Krew? — mruknął oniemiały, podchodząc bliżej. — Ja pierdole, Sakura! Sakura?!
Wypadł z kuchni i wbiegł po schodach na górę, by moment później wparować do jej sypialni. Była tam, leżała na łóżku z niedbale zabandażowaną dłonią. Doskoczył do łóżka, by ją obudzić. Jej zimna skóra przyprawiła go o dreszcze.
— Obudź się, dziewczyno — szeptał, potrząsając nią lekko. — Sakura, cholera jasna!
— Menma? — mruknęła nieprzytomnie. — Już wróciłeś?
— To ja — odparł, błądząc spojrzeniem po jej twarzy.
Uchyliła powieki i uśmiechnęła się niemrawo i podniosła ranną dłoń do góry.
— Musisz mi to poprawić, Kakashi — mruknęła, a jego serce zabiło mocniej, gdy usłyszał jak niewinnie wypowiada jego imię. — Ten wilk nie ma za grosz zdolności manualnych.
Zerwał się na nogi i odrzucił z niej kołdrę. Wcisnął na nią swoją bluzę i chwycił drobne ciało w ramiona. Podtrzymując ją prawą ręką, lewą zabrał pierzynę i wyszedł z pokoju, kierując się na dół. Nie zwracał uwagi na to, co do niego mówiła, bo żadne zdanie nie trzymało się kupy. Posadził ją na kanapie i owinął kołdrą.
— Nie ruszaj się — syknął przy tym. — Zrobię ci coś gorącego do picia i napalę, zaraz będzie ciepło.
— Dobrze. — Skinęła głową, tworząc z pierzyny kaptur.
Mężczyzna wszedł do kuchni, a zaraz za jego plecami pojawił się Menma, który rzucił na stół jakieś zawiniątko.
— Gdzie byłeś, do cholery? — warknął Hatake, odpalając gaz.
— U Tsunade. Miałem zapytać za ile pojawisz się w domu i przy okazji powiedziałem o stanie Sakury. Okazało się, że się z tobą minąłem. — Szarowłosy odetchnął, wiedząc, że niesłusznie na niego naskoczył. — W szpitalu mają dużo ludzi, więc nie miała jak tu przyjść, ale przygotowała jakieś zioła, które mają pomóc utrzymać jej normalną temperaturę i postawić na nogi. Ach i dała jakiś antybiotyk, który Sakura ma zażywać co dziesięć godzin.
Kakashi przejrzał zawartość pakunku i podziękował zwierzęciu. Pozostawił owe zioła do zaparzenia, po czym porwał ze stołu tabletki i szklankę wody.
— Popij — nakazał, wręczając wszystko dziewczynie. Zerknął na zegarek, który wskazywał dwudziestą, by wiedzieć, kiedy podać jej kolejną dawkę. — O szóstej weźmiesz następną.
— Co to? — zapytała, krzywiąc się.
— Leki od Tsunade. Zaraz wypijesz jeszcze zioła — wtrącił się Menma, widząc, jak dłonie Hatake drżą od zdenerwowania.
Dziewczyna dostosowała się do zaleceń i schowała z powrotem pod kołdrą, chwytając wcześniej w dłoń pilota. Mężczyzna zaczął walkę z kominkiem i wykorzystał resztki chakry, by sprawnie rozpalić drewno, które po chwili zaczęło przyjemnie strzelać. Menma ulotnił się do siebie.
Skoczył na górę, by przebrać się w coś luźniejszego, czując jak w domu robi się cieplej. Wracając do salonu zgarnął zioła i wręczył je dziewczynie, każąc wypić płyn duszkiem. Robiła to z okropnym grymasem na twarzy, jednak z triumfem odstawiła puste naczynie na stolik.
Brutalnie odsunął kawałek nakrycia i dotknął jej ramienia, które wciąż było cholernie zimne.
— Sakura — mruknął, układając na wezgłowiu kanapy poduszkę. Usiadł tam i wziął głęboki wdech. — Chodź tu.
Dziewczyna ściągnęła brwi, przyglądając mu się. Położył się wygodnie i wyciągnął w jej stronę dłoń.
— Chodź tu, słyszysz? — powtórzył szorstko, lecz ona nadal nawet nie drgnęła.
— Sensei? Dobrze się czujesz?
Przewrócił oczyma i uniósł się lekko, by chwycić ją za ramię. Nim się obejrzała, leżała wtulona w jego szeroki tors, a jego ramiona przyciskały ją do siebie.
— Co robisz? — zapytała wystraszona. Im dłużej jej nie odpowiadał, tym dziwniej się czuła. Powieki same opadały w dół, a w głowie zaczęło się lekko kręcić. — Jesteś taki ciepły...
— Musisz się zagrzać — odparł w końcu, siląc się na spokojny ton. Wewnątrz jednak coś cholernie grzało jego wszystkie narządy. — Odpoczywaj.
Oparła czoło o jego pierś, słysząc jego serce. Dreszcze momentalnie zaczęły ustawać, a ciało rozluźniać się. Miała wrażenie, że jest pijana; wszystko dookoła zrobiło się jakieś takie inne, niewyraźne. Tylko on był cholernie rzeczywisty, bliski.
Uchyliła powieki i z uwagą skupiła się na jego napiętym bicepsie; zrobiło jej się jeszcze goręcej. Gdy tylko się poruszyła, zadrżał i wzmocnił uścisk, jakby bojąc się, że ktoś chce mu ją zabrać.
Podniosła spojrzenie w górę; obserwował ekran. Jego czarne oko błyszczało od emitowanego przez telewizor światła. Mogła przysiąc, że delikatnie się uśmiechał. Miał cholernie męski rysy twarzy, które wprawiały ją w zawstydzenie, gdy tylko dłużej im się przyglądała. Jej wzrok zjechał na napiętą szyję; jeden z obojczyków był odkryty i silnie się odznaczał. Jego anatomia cholernie ją fascynowała; każdy fragment jego ciała, każdy napinający się mięsień.
Nawiązał kontakt tylko z nią, kiedy nie było go w wiosce i wszyscy mieli go za martwego. Mieszkali razem, dobrze się ze sobą czuli. Mało nie zabił chłopaka, który próbował się do niej dobrać, przez jej własną głupotę. Zmasakrował cztery razy większego od siebie mężczyznę, który odgrażał się gwałtem. Zawsze się za nią wstawiał, awanturował. Bronił, troszczył się, pomagał; był gotów poświęcić dla niej naprawdę wiele, a nawet wszystko co miał. Zorganizował jej cudowne święta…
Spał przy niej, dotykał jej, przytulał. Reagował na jej dotyk tak samo, jak ona reagowała na jego. Czuła dziwną euforię, kiedy zostawali sami, gdy się zbliżał, gdy czuła jego bliskość. Wystarczyło, że szeptał i pobudzał w ten sposób jej zmysły, bo uwielbiała jego głos, tak samo jak zapach, wzbudzający swego rodzaju pożądanie. Od jakiegoś czasu był tylko dla niej i wcale na to nie narzekał. Obnażał się przed nią ze swoich barier, pokazywał kruche wnętrze, które od zawsze krył przed światem.
Może Menma miał rację, może Hatake naprawdę coś do niej czuł, może potrzebował jej tak samo, jak ona jego. Chciała to wiedzieć, ta wiedza była jej potrzebna. Nie lubiła żyć złudzeniami, cholernie. Jedno było pewne — relacja nauczyciel a uczeń, już dawno została zatarta. Teraz byli mężczyzną i kobietą, potrzebowali się nawzajem pod wieloma względami.
— Coś się dzieje? — zapytał, wyrywając ją z przemyśleń. Jego mrukliwy głos sprawił, że przeszły ją kolejne, przyjemne dreszcze. Mimo to, jego ciemne oczy były puste i chłodne… Ale nawet to wywierało w niej dziwne doznania.
Przesunęła wzrok na jego usta i wstrzymała oddech, bo coś cholernie kusiło ją do ich skosztowania.
Gwałtownie wtuliła się w jego szyję, w celu okiełznania nieodpowiednich myśli. Nie miała pojęcia czy jej wolno, czy nie, ale nie potrafiła przy nim już panować nad niektórymi odruchami. Przejechał spokojnie dłońmi po jej plecach, sprawiając, że wygięła się lekko, pobudzona jego dotykiem.
— Cieplej? — mruknął, wciskając nos w jej włosy.
— Tak — szepnęła, nie mając pojęcia co w ten sposób wywołała.
Spiął się cały, czując jak jego ciało zalewa nieopisane gorąco i dziwne odrętwienie. Docisnął ją siebie silnie, nie zważając na to czy sprawia jej w ten sposób ból. Wziął głęboki, głośny wdech ustami, odchylając lekko głowę do tyłu.
Wszystko przez to, że swoją krótką odpowiedzią, potraktowała jego szyję gorącym oddechem i musnęła ustami jego skórę — to działało jak zapalnik. Jednocześnie chciał się uspokoić… A z drugiej strony była w tej chwili zdana tylko na niego. Mógł zrobić co tylko by zechciał, ale nie miał serca i… Kurczę, odwagi też mu brakowało.
— Sensei? — szepnęła, odsuwając się od niego, zupełnie nieświadoma.
— Odwróć się do mnie tyłem — warknął, dziwnie jej się przyglądając.
Wszystkie jej nadzieje prysnęły jak mydlana bańka. Dał jej pewność; nie był dla niej, po co cokolwiek sobie wyobrażała? Posłusznie zwróciła się przodem do telewizora, oddychając szybciej. Nigdy nie było jej tak głupio, jak w tamtej chwili.
Nim oparła głowę o poduszkę, szybko wsunął pod nią lewe ramię. Gdy jej buzia miała znowu styczność z jego gorącą skórą, zacisnęła powieki. Nie miała już pojęcia co jest dobre za co złe.
Prawe ramię położył wzdłuż własnego ciała i zamknął powieki. Otworzył je po chwili, gdy dziewczyna odnalazła pod kołdrą jego dłoń i przeciągnęła jego rękę na siebie, jakby chcąc by ją obejmował. Przecież już to robił, prawda? W święta, doskonale to pamiętała… Czy tym razem nie mógł tego powtórzyć?
Mógł, ale bał się, że to zabrnie za daleko. Mimo to, owinął ją ramieniem i mocno do siebie przysunął. Wpasowała się w niego idealnie i boleśnie zagryzała dolną wargę, gdy w jej podbrzuszu pojawiły się przyjemne skurcze.
Byli pieprzoną bombą zegarową, której czas do detonacji uciekał coraz szybciej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz