czwartek, 1 maja 2014

15. Menma

— Jak się tu dostałeś? — szepnęła słabo, przenosząc dłonie z koszulki Kakashiego na jego ramię. Tym razem nie był w stanie zareagować na dotyk jej ciepłych dłoni, bo widok wciąż nie napawał go spokojem.
— Normalnie — odparł zdawkowo gość.
Szkoda, że w nim samym nie było nic normalnego!
Na łóżku ułożył się wielki… Nie. Gigantyczny, śnieżno-biały wilk, którego oczy — mimo zapalonego światła — wciąż zdawały się emanować pomarańczową poświatą. Nad lewym okiem posiadał jakiś czarny znak, wtapiający się w jego długie, miękkie futro. Nie byli w stanie się go dopatrzeć i zrozumieć, bo bardziej skupiali się na tym, czy nie zostaną zaraz rozszarpani przez ostre kły zwierzęcia. Z jego nosa wydobywały się głośne, groźne oddechy, a bicie jego serca dudniło w ich uszach. Wielkie cielsko nie mieściło się na sporym łóżku Sakury, gigantyczne łapska, które swoją wielkością z pewnością przerastały ich głowy, wisiały luźno nad podłogą, a po lewej stronie jego torsu coś mieniło się na zielono.
— Ale jak już mamy się uszczegóławiać, to w domu siedzę od momentu, kiedy jegomość zatrzasnął ci przed nosem drzwi, a ty zaczęłaś płakać. — Wskazał głową na Kakashiego.
Haruno westchnęła i odskoczyła od Kakashiego, jakby zażenowana tym, iż wilk zdradził jej słabość. Mężczyzna popatrzył na nią uważnie, wwiercając w jej buzię spojrzenie swoich ciemnych tęczówek. Ściągnięte do siebie brwi dokładały mu jakiejś grozy.
— Płakałaś już wcześniej? — zapytał chrapliwie i cicho, jednak mu nie odpowiedziała. — Przeze mnie?
— Nagle ma to dla ciebie jakieś znaczenie?
— Ma, bo nic mnie tak nie wkurwia, jak ja sam prowokujący u ciebie łzy.
Wyraz dziewczęcej twarzy złagodniał, a wilk odchrząknął głośno, chcąc zwrócić uwagę na to, że wciąż z nimi był.
— Widzisz, dopiero jakoś od niespełna tygodnia mogłem stać się dla was widoczny — rzekł leniwie. — Do tego czasu obserwowałem cię z ukrycia, a potem zastanawiałem się, jak się przywitać, jednak dzisiejsze popołudnie zmusiło mnie do odrzucenia czegoś w rodzaju powitalnej wieczerzy. Masz prawo nie wiedzieć kim jestem.
— Czułam, że ktoś mnie obserwował… — szepnęła. — Przez cały czas, od kiedy…
— Zdjęli z ciebie pieczęć — dokończył drapieżnik.
Podniósł się leniwie na materacu, a konstrukcja łóżka jęknęła płaczliwie, grożąc zawaleniem. Zszedł z mebla i zaczął powoli zbliżać się w kierunku Haruno. Ani ona, ani Hatake nie mieli pojęcia, jakie były zamiary ich gościa, więc odruchowo stanął przed dziewczyną.
— Spokojnie, bohaterze — mruknął Menma, zupełnie zbywając jego zachowanie. — Teraz w końcu będziesz mógł odsapnąć, trochę cię odciążę. — Zatrzymał się i pochylił nisko głowę. — Sakuro, nie bój się mnie. Jestem ci przypisany od momentu twojego poczęcia. Powinienem być przy tobie od dekady, aktywnie cię chronić i walczyć u twojego boku, jednak zostaliśmy od siebie odgrodzeni.
— Ja naprawdę nic nie rozumiem… — szepnęła niespokojnie.
— Jeżeli nie macie nic do roboty, to mogę zapoznać was z ową historią przy pomocy mojego monologu. — Oboje zastanawiali się, dlaczego wilk tak dziwnie z nimi rozmawia. — Tylko przestańcie trząść portkami, bo to frustrujące.
Kakashi opadł z wrażenia na fotel i przetarł twarz dłonią, a Sakura ostrożnie podeszła do łóżka i przycupnęła na jego brzegu, by w razie czego móc szybko uciec.
— Jak już wspomniałem, na imię mam Menma — rzucił, siadając pomiędzy nimi. Jestem jednym z legendarnych stworzeń, które mieliście już nie raz okazję poznać. Kochana Katsuyu Ślimaczej Księżniczki, Żabi Gang wówczas należący do Jiraiyi czy Manda, spoczywająca w łapach Orochimaru. Nie jestem więc kimś, kto pojawił się znikąd, ale na pewno o mnie nie słyszeliście.
Pokiwali zgodnie głowami. Hipnotyzujący wzrok pomarańczowych oczu zatrzymał się na Sakurze.
— Pewnie spodziewałaś się, że tak jak Naruto odziedziczył żaby, a Uchiha węża, tak ty dostaniesz ślimaka? — prychnął, jednak dziewczyna nie rozumiała jego rozbawienia. — Gdybyś nie odziedziczyła dodatkowego źródła chakry, prawdopodobnie by tak było. Zakładam, że potrafisz przyzwać Katsuyu. — Dziewczyna skinęła przytakująco. — Ja jestem chowańcem. Kimś, kto bez względu na wszystko, egzystuje samoistnie. Nie czerpię twojej chakry, nie musisz mnie przyzywać i nie odwołasz mnie, jeśli sam nie będę chciał wrócić. Czuwam przy tobie i mam za zadanie chronić cię.
— Z przymusu?
— Nie — odparł krótko. Jednak widocznie się namyślił. — Z własnej woli, Wilcza Księżniczko.
— Czyli powodem, dla którego tu jesteś, jest dodatkowe źródło chakry? — wtrącił Hatake. Wilczysko przeniosło na niego wzrok.
— Owszem — przytaknął — poprzedni właściciele byli durni, niechlujni i mało interesujący. Ty natomiast mi się spodobałaś, więc postanowiłem zstąpić tu z innego wymiaru,
— Dlaczego gadasz jak pokręcony mistyk? — zapytała rozbawiona.
— Dopiero uczę się waszego języka — odparł, nieco urażony. — W każdym razie… Od szóstego roku twojego ludzkiego życia, gdy chakra zaczęła samowolkę, byłem gotowy wstawić się u twego boku i zacząć naszą wspólną przygodę, nauczyć walczyć i opiekować się tobą, chronić. Niestety, niczego nieświadomi ludzie założyli na ciebie pieczęć, która pozbawiła nas tej możliwość. Zostało mi tylko obserwowanie cię… Jakoś nigdy nie traciłem wiary, wiedziałem, że nasze spotkanie jest nam przeznaczone.
Wilczysko westchnęło, widząc konsternację na dziewczęcej buzi. Cóż, wiedział, że coś takiego mogło mieć miejsce, więc nie przejmował się tym specjalnie
— Rozpakuj to pudełko — mruknął, wskazując na miejsce obok Haruno. Zdziwiona popatrzyła na wymięta kołdrę, na której rzeczywiście pojawiło się drobne pudełko. Zbliżyła do niego drżącą dłoń i po chwili otworzyła, a jej oczom ukazał się drobny, zielony kryształek, zawieszony na cienki, srebrnym łańcuszku. Wzięła do w dłoń i obserwowała, niczym malutki skarb. — Załóż go i nigdy nie ściągaj. Widzisz, mam taki sam. — Popatrzyła na niego i zrozumiała, że zielony punkcik, który migotał na jego piersi, odbijając światło, był tym samym kamieniem. — Nasz dusze zostaną dzięki temu połączone nicią chakry, dzięki której zawsze będę wiedzieć, co się z tobą dzieje, nawet gdy będę daleko i da mi to możliwość szybkiego zmaterializowania się obok ciebie. Jestem inny niż Katsuyu, Gamabunta czy Manda… — Zmrużył pomarańczowe oczyska
— Jestem bardziej rzeczywisty.
— To znaczy? — zapytał Hatake, obserwując Sakurę.
— To znaczy, że oboje będziecie musieli przyzwyczaić się do mojej obecności przy was. — Wilk westchnął głośno i rozprostował łapy, by przejść się po pokoju. — Nie lubię swojego wymiaru, u was podoba mi się bardziej. Zresztą na początku będę musiał dużo przebywać przy Sakurze, by przywykła do mojej obecności. — Menma popatrzył na dziewczynę. — Jesteś gotowa na rozpoczęcie naszej przyjaźni i, jakby nie było, wspólnej przygody?
Sakura się wahała. Nie było to spowodowane strachem czy jakąś niechęcią, bo Menma wywarł na niej bardzo dobre wrażenie, mimo drastycznego sposobu na pierwsze odwiedziny. Im dłużej go obserwowała i słuchała, tym bardziej wzrastało jej wrażenie, że naprawdę zna tego wilka, tylko nie może przypomnieć sobie za cholerkę skąd.
— Myślisz, że dam radę? — zapytała cicho.
Wilczysko podeszło do niej i wsunęło pysk pod jej dłoń, tak jakby domagał się pieszczot, głaskania. Jego białe futro było jedwabiście miękkie, puszyste, a spod niego emanowało przyjemne ciepło.
— Nie ma innej możliwości, Sakuro.
Poczuła, jak wszystkie blokady w jej ciele puszczają. Siedziała wciąż na łóżku, a wilk był na tyle duży, że gdy swobodnie stał, jego ślepia znajdowały się na wysokości jej własnych oczu. Wypełniało ją dziwne poczucie szczęścia, spokoju i ciepła, które mieszały się z jakąś dumą.
— Kakashi podniósł się z fotela i przeciągnął, ziewając przy tym głośno.
— Nie żeby coś — mruknął, przyciągając ich uwagę — ale niech Sakura założy go od razu, bo zaraz go gdzieś posieje. — Wskazał na wisiorek.
Haruno spojrzała na piękny prezent trzymany wciąż w lewej dłoni. Podniosła się i podeszła do Hatake, podając mu do ręki biżuterię. Odwróciła się do niego tyłem i uniosła do góry włosy, dając znać, by pomógł jej go założyć. Wykonał tę czynność bardzo delikatnie, a możliwość dotknięcia jej szyi cholernie go pobudziła.
— Dobrze więc… — Menma wyprostował się i odchrząknął leniwie. — Odwiedzę was jutro.
Uśmiechnęli się do niego ochoczo w odpowiedzi.
— No to dobranoc kochani — rzucił i zamknął powieki, chcąc się zdematerializować, jednak coś go powstrzymało. — Wiem, że dochodzi czwarta rano, ale zanim położycie się spać, wyjaśnijcie sobie tę wieczorną sprzeczkę, bo widzę pomiędzy wami wiele niedopowiedzeń. — Wymienili speszone spojrzenie. — Hatake, jak Księżniczka jeszcze raz będzie przez ciebie płakać kilka godzin, to osobiście rozszarpię ci brzuch i połknę twoje flaki. — Popatrzył gorzko na mężczyzną i wrócił do różowowłosej. — A wazon oddam, jak tylko znajdę podobny.
— Ty go stłukłeś? — zapytała cicho.
— Taa… — rzucił niechętnie. — Chciałem do ciebie wtedy podejść, ale strąciłem go ogonem i przestraszyłem samego siebie. Dobranoc!
Zniknął po cichym wybuchu, a jego ostatnie słowa mocno ich zażenowały. Dziewczyna po chwili ruszyła w kierunku łóżka, zdegustowana swoim własnym jak i jego zachowaniem. Wsunęła się pod kołdrę i odwróciła tyłkiem do drzwi, pokazując mu, że nie chce z nim rozmawiać i chwyciła w palce wisiorek.
— Zgaś proszę światło, jak będziesz wychodzić, sensei — szepnęła, z nadzieją zaciskając powieki.
Pomieszczenie rzeczywiście oblała ciemność. Czuła się jak kretynka — mówi jedno, a pragnie drugiego. Poderwała się na łóżku, chcąc z niego zeskoczyć i za nim pójść, jednak jego sylwetka, która rysowała się w ciemnościach sprawiła, że zastygła w zupełnym bezruchu. Stał przy łóżku, na którym po chwili usiadł, bez przerwy się w nią wpatrując. Rozluźniła się lekko, zaciskając dłoń na prześcieradle.
— Nie miałem najmniejszego prawa dotknąć tej koperty, wiem o tym doskonale — szepnął, podnosząc lekko jej głowę za podbródek. Wstrzymał oddech. Nie ruszała się, tylko spoglądała na niego niepewnie, nie próbując nawet wydusić z siebie żadnych słów
— Wczoraj mi grożono. Satoshi Ao, o którym opowiadał ci Yamato… Ta sytuacja, o której mówił, to że prawie go zamordowałem. Myślałaś, że nie miałem powodu? Jest bratem tego śmiecia, który dobierał się do ciebie w klubie,
Przed jej oczyma stanęły momentalnie nieprzyjemne wspomnienia.
— Zagroził mi, że w akcie zemsty za tamtego i powtórne wsadzenie go do więzienia, naśle na ciebie swoich ludzi, którzy będą cię gwałcić,a potem zamordują.
Jego głos się łamał, a jej poprzednie nastawienie uleciało równie szybko, co para znad kubka z gorącą kawą.Znowu się o nią martwił, robił coś ze względu na jej bezpieczeństwo, nie zważając na konsekwencje.
— To był jedyny powód, dla którego odczytałem jego treść… Przecież nic mi do twojego prywatnego życia. — Westchnął, czując po chwili, jak dziewczyna się do niego przysuwa. Nie chciał, by to robiła. Przecież naprawdę chciał się od niej odłączyć, a każda jej bliskość to zupełnie uniemożliwiała. — Jestem wstrętnym gnojem… Może nie umiem się odpowiednio zachować, ale wiedz, że naprawdę doceniam wszystko co dla mnie zrobiłaś i wciąż robisz, Sakura. Przepraszam, że wyszedłem na tak długo… Musiałem po prostu poukładać sobie nieco w głowie.
— Wystarczyło po prostu zapytać, sensei… — Oparła czoło o jego bark, zamykając powieki. — Naprawdę.
— Nie chciałem wyjść na wścibskiego — prychnął, spinając się. — Nie mogę ingerować w twoje związki, co nie?
— Jakie znowu związki — zaśmiała się, nie odrywając głowy od jego ciała. — Nie ma żadnych związków, nie chcę ich.
— Bo wciąż kochasz jego?
Wyprostowała się, gwałtownie, a jej włosy spłynęły po bladych policzkach. W oczach skrywał się dziwny niepokój, który sprawił, że poczuł się winny.
— Mówisz o Sasuke? — zapytała, ściągając brwi.
— Wciąż coś do niego czujesz? — mruknął chwilę po tym, jak siknął zgodnie głową.
— Tak — odparła zdawkowo.
Miał wrażenie, że w jego głowie i sercu coś pękło. Dziwny ból przeszedł czaszkę, dobiegając po chwili do jego piersi, w której coś załomotało. Zacisnął zęby i wyrzucił z płuc głośny wydech.
— Ale tylko żal… — odezwała się nagle, zwracając jego wzrok ku sobie. — Czy można kochać kogoś, kto sprawił, że spadło się na samo dno? Kogoś, kto od początku równał cię z ziemią i z całych sił próbował udowodnić ci, że jesteś nikim? Musiałam kiedyś pojąć, że moje uczucia względem niego były głupim złudzeniem. To nie jest nienawiść, bo mimo wszystko pomiędzy naszą czwórką pozostała jakaś nierozerwalna więź… Jednak drużyna siódma już dawno przestała istnieć. Gdy tylko odszedł.
Obserwował grę emocji, jaka toczyła się na jej twarzy. Nie była przygnębiona czy smutna. Po prostu odpłynęła gdzieś swoimi myślami, wciąż jedną dłonią bawiąc się nowym wisiorkiem.
— Rok temu, gdy napotkaliśmy go z Naruto na swojej drodze, nie powiedział nawet słowa. Gardził na mi, brzydził się. — Zacisnęła zęby i zmarszczyła gniewnie czoło. — Tylko ten głupi Uzumaki wciąż go nawoływał, wciąż się łudził… Ale to był ostatni raz. Po tamtej sytuacji zamknęliśmy w końcu ten rozdział… A może to Sasuke go zamknął? — Podniosła wzrok na Kakashiego. Jej twarz z powrotem złagodniała. — Czy więc warto w ogóle o nim pamiętać?
Spoglądał na nią oniemiały, czując w sercu rosnącą dumę. Nie chodziło o niego i jego uczucia, a o to, że znowu widział, jak cholernie wydoroślała. Zrozumiała, otworzyła oczy.
— Na przestrzeni czasu… — szepnął niepewnie. — Czy rozumiesz teraz ile przez niego wycierpiałaś?
— Tak — odparła, unosząc się na kolanach. Nie miał pojęcia co robiła, czuł się dziwnie zaalarmowany. — W końcu, nareszcie.
Objęła mocno jego szyję, wtulając się w jego ciało. Oniemiały nie miał pojęcia co zrobić z rękoma.
— Nie kłóćmy się więcej, sensei — wyszeptała prosto do jego ucha, pobudzając każdą komórkę jego ciała. — Dobrze?
Westchnął głośno i wcisnął czoło we wgłębienie nad jej obojczykiem, przesuwając dłonie po jej plecach. Jej zapach i ciepło budziły w nim dziwne doznania.
— Dobrze, Sakura.
Odsunęła się i uśmiechnęła promiennie.
— Co mam jutro zrobić na obiad?
Zrobiło mu się głupio, zwłaszcza po dzisiejszej akcji.
— Nic — odparł, wstając. — Ja się nim zajmę.


< < ♥ > >


Haruno siedziała w salonie. Zawinięta szczelnie w koc, oglądała jakiś serial, w trakcie gdy Kakashi krzątał się w kuchni, walcząc o ich wspólny posiłek.
— Jaki wolisz ryż? — krzyknął, by dobrze go słyszała.
— Wszystko jedno! — Odparła równie głośno, nie odrywając oczu od ekranu.
Usłyszała skrzypnięcie podłogi i kroki. Nie zważając na to, że wszedł do pomieszczenia, wciąż śledziła postacie w telewizji.
— I jak ci idzie? — zapytała zagapiona.
— Może być brązowy?! — Jego głos ponownie dotarł do niej z kuchni.
Jej źrenice zastąpiły zielone tęczówki. Skoro Hatake wciąż był w innym pomieszczeniu, to czyj oddech słyszała za sobą. Odwróciła mechanicznie głowę, by po chwili z wrażenia spaść z kanapy na podłogę, przy okazji wywracając pustą szklankę na szklany stolik. Kakashi błyskawicznie znalazł się w salonie.
— Cholera — jęknęła, masując plecy. — Musimy ustalić niektóre rzeczy, Menma. Już drugi raz straszysz mnie do tego stopnia, że jedną nogą jestem już na tamtym świecie.
— Twój dom jest postawiony na granicy jakichś światów? — zapytało wilczysko, siadając przy kanapie.
Sakura i Kakashi wymienili zdziwione spojrzenia.
— Nieważne… — mruknęła.
Wiedziała, że ktoś, kto pochodzi z innego wymiaru, może mieć problem z rozumieniem tego, w którym się znajduje… Brał wszystko na poważnie.
— Wybacz Wilcza Księżniczko — rzucił, rozglądając się po salonie.
— Proszę, mów mi po imieniu… To brzmi absurdalnie.
Kakashi wzruszył ramionami i opuścił salon, a Menma podszedł do kominka, pod którym po chwili się rozłożył.
— Lada dzień spadnie śnieg — mruknął — czuję to w kościach…
— W końcu co to za zima bez niego… — Podniosła się w końcu i z powrotem zajęła miejsce na kanapie. — Nie mówiąc o Bożym Narodzeniu…
— Jeszcze będziesz miała go dość. — Popatrzył na telewizor, śmiesznie poruszając uszami. — Co to za wihajster?
— Telewizja — odparła spokojnie.
Popatrzył na nią niezrozumiale i westchnął.
— Wydaje mi się, że powinniśmy dziś odwiedzić Ślimaczą Księżniczkę i przedstawić jej sytuacją, jak i twoim przyjaciołom. Nie chcę, by ludzie reagowali na mnie, tak jak wy dzisiaj w nocy.
— Podzielam twoje zdanie, ale nigdzie się nie ruszę, dopóki nie zjem obiadu. — Zatarła dłonie. — Czekam od rana!
— Mówiłem, żebyś zjadła jakieś śniadanie! — Głos Kakashiego ponownie przybiegł do niej z kuchni.
Sakura powiodła wzrokiem za Sui, która weszła do dużego pokoju i gdy tylko zlokalizowała Menmę, podeszła do niego i położyła się obok.
— Możesz mi to wyjaśnić? — spytała różowowłosa, wskazując na zwierzę.
— Żabia Wyrocznia przepowiedziała nam, że twoja pieczęć zostanie niedługo zdjęta. Nie mogłem cię obserwować osobiście, gdy byłaś w domu, bo Kopiujący wyczułby za szybko zmianę w poziomie chakry, jaka była w tym domu. — Trzeba było wysłać kogoś niepozornego i padło na nią, która przypadkiem znalazła się na twojej drodze.
— Od początku wiedziałem, że z tym kotem jest coś nie tak — warknął Hatake, celując w stronę wąsacza widelcem.
— Kakashi! — Dziewczyna skarciła go wzrokiem.
Menma obserwował ich wymianę zdań, unosząc w górę brew. Przez związanie chakrą, doskonale wiedział, co odczuwa dziewczyna, gdy ten mężczyzna znajduje się blisko niej. I zdawał sobie sprawę, że działa to w dwie strony.
— Kto się lubi, ten się czubi — mruknął złośliwie, kładąc pysk na łapach.
— Chyba żartujesz! — fuknęli jednocześnie.


< < ♥ > >


— Ja pierniczę, co to jest?! — ryknął Naruto, znajdujący się w gabinecie razem z Hinatą, Ino, Yamato i Ashi. Dosłownie obmacywał wilcze ciało, miętosząc w palcach jego sierść. — Jaki gigantyczny! — jęknął nagle, łapiąc go za głowę i wpatrując się w pomarańczowe ślepia. — I te oczy… Tylko trochę psem zalatuje… — Odwrócił się do Sakury z markotną miną. — Wykąpcie go.
— Poślę cię zaraz do piekła, gdzie nieskończona ilość dusz nieczystych pochłonie i twoją... — warknął, kładąc uszy po głowie.
— To Menma — odezwała się w końcu Haruno — mój przyjaciel.
Tsunade obserwowała zwierze, wcale nie kryjąc swojego zaskoczenia. Wielki, śnieżnobiały wilk sterczał na środku gabinetu, a ona przez cały czas próbowała sobie wmawiać, że to Akamaru, którego Kiba bezceremonialnie spasł.
— Zdumiewające… — mruknęła w końcu. — Do tego ta historia. Byłam pewna, że Katsuyu będzie jedynym stworzeniem, nad którym Sakura posiądzie władzę, a tu sprawy mają się zupełnie inaczej.
Naruto zwrócił uwagę na zielone kamienie.
— Co to? — zapytał, wciskając ten, należący do wilka. Zwierzę traciło resztki cierpliwości.
Kakashi pokrótce wyjaśnił działanie kryształów.
— Nie wiem, co mam mówić — mruknęła Tsunade. Rozłożyła ramiona i zamknęła oczy. — Witamy w naszych szeregach i mamy nadzieję, że ci się u nas spodoba. Akatsuki już rozpoczęło nagonkę na Sakurę, więc pojawiłeś się w odpowiednim momencie.
— Tak, wiem o tym — odparł Menma. v Dlatego też nie zamierzałem dłużej czekać.
Godaime zamyśliła się na chwilę, po czym spojrzała znacząco na Tenzou. Mężczyzna zmarszczył czoło, a po chwili na jego twarz wstąpiło zrezygnowanie.
— Kakashi — mruknęła, przenosząc wzrok na szarowłosego. — Chciałabym, abyś omówił dziś z Sakurą pewną kwestię.
Niechętnie skinął głową, spoglądając w stronę okien.
— Jaką? — zapytała Haruno.
— W domu — sparował natychmiast.
Już nic nie mówiła, widząc, że wyraźnie się zdenerwował.
Manma wciągnął głośno powietrze, sprawiając, że wszyscy się zlękli. Jak się okazało, on też był czymś zaskoczony. Zmrużył powieki i spojrzał na zielonooką.
— Wybaczcie, wzywają mnie — rzucił na wydechu. — Sakuro, w razie czego, po prostu mnie zawołaj.
I zniknął, a Naruto zrobił zawiedzioną minę.
— Cały czas jest taki gburowaty? — mruknął, zakładając ramiona na piersi i podchodząc do przyjaciółki.
— Jego poczucie humoru jest… Trudne — zauważył Kakashi.
— Tak, to prawda — potwierdziła dziewczyna.


< < ♥ > >


Chociaż panował nieopisany mróz, jakoś nie spieszyło im się do domu. Wyszli z siedziby we dwoje i powłóczyli nogami, w ciszy. Każde zastanawiało się nad swoimi sprawami, kiedy latarnie na ulicach rozżarzyły się na pomarańczowo. Szron na trawie mienił się jak brokat, a ich policzki rumieniły od chłodu.
— Wracamy do domu? — zapytał, zerkając na nią w końcu.
— Nie chce mi się — rzuciła, spoglądając w stronę parku. — Co o tym myślisz?
— I tak nie mamy nic lepszego do roboty. — Wzruszył ramionami i ruszył za nią.
Nim znaleźli się na jego terenie, wciąż milczeli. Nie cieszył się obecnością wielu ludzi, a staw pokrywała gruba płyta lodu. Zgodnie stwierdzili, że przejdą się dookoła.
— Możesz powiedzieć, o czym wspominała Tsunade-sama? — zapytała nagle, wyrywając go z zamysłu. Popatrzył na nią uważnie, ściągając brwi.
— Zaraz po Nowym Roku jest nabór do ANBu — rzekł, zwracając spojrzenie przed siebie.
— Co w związku z tym?
— Piąta wyznaczyła ciebie i Naruto do wzięcia w nim udziału. Ja, Yamato i Sai siedzimy w tym już wiele lat. Tsunade chce, byście do nas dołączyli. Mamy stworzyć zespół, działający jak jej prawa ręka.
Zielone oczy otworzyły się szerzej, odbijając jednocześnie światło latarni.
— To wspaniale! — krzyknęła rozentuzjazmowana. — W końcu misje! Mam dość siedzenia w szpitalu!
Poczuła na sobie jego wzrok. Był pełen jakiś dziwnych obaw, których nie rozumiała.
— Sensei?
— Oponowałem. — Wzruszył ramionami, odwracając głowę. — Nie chciałem, byś brała w tym udział. Martwiłem się. Jednak zrozumiałem, że wolę mieć cię obok siebie. Oczywiście przez wzgląd na twoje bezpieczeństwo.
Teraz ona przeszywała go na wskroś wzrokiem.
— Masz rację — odezwała się nagle, unosząc w górę ramię, by złapać się za biceps. — Chcę znowu aktywnie walczyć u twojego boku.
Uśmiechnął się, mrużąc oczy. Zniknęły nawet jego obawy, jej słowa nieco go ożywiły, a nawet pocieszyły. Była coraz silniejsza, posiadała chakrę, która była na jego poziomie, a być może jeszcze wyższa. Stała się kobietą…
— Kakashi, a co z Wigilią? — zapytała nagle.
— Hm? — mruknął, spoglądając na nią przez ramię. — A co ma być?
— Zastanawiałam się, czy robimy ją w końcu u mnie w domu. — Zamyśliła się. — To znaczy u nas! — Szybko się poprawiła i wyszczerzyła ząbki. — I nie wiem, co w końcu ty o tym myślisz.
— Zastanawiałem się nad tym ostatnio — oznajmił, poprawiając kołnierz kurtki. — Zakładam, że pojawili by się Tsunade, Sai, Yamato… No i Ashi, jakby nie patrzeć, przecież nikogo prócz nas nie ma. Nie wiem co z Naruto, być może spędzi ten wieczór z Hinatą, więc będzie trzeba go zapytać.
— Spotkałam ją dzisiaj rano w sklepie — wtrąciła — mówiła, że wyjeżdża gdzieś z rodziną.
— No więc i Naruto… co razem z nami daje siedem osób i wielkiego wilka.
— Który dzisiaj? — zatrzymałą się nagle i popatrzyła na niego.
— Osiemnasty grudnia.
— Cholera! — Uderzyła dłońmi o policzki. — Tylko sześć dni na przygotowanie wszystkiego!
— Tylko? — Sądził, że aż.
Widział jak intensywnie myśli. Była piękna; nie ważne jakie uczucia jej towarzyszyły. Każde sprawiały, że pragnął dostarczać ich więcej, lub ją przed nimi bronić.
Poczuła, jak coś zimnego dotknęło jej nosa. Otworzyła powieki i skupiła wzrok na jego czubku, dostrzegając na nim topniejący płatek śniegu. Wciągnęła powietrze jak niemowlak, zaabsorbowany czymś zaczarowanym.
— Mamo! Mamo śnieg! — krzyknęła jakaś dziewczynka.
— Menma miał rację. — Hatake uśmiechnął się, patrząc w niebo. Wsunął dłonie do kieszeni i wziął wdech.
Jej spojrzenie również powędrowało ku górze. Z nieba sypało coraz gęściej, powolutku otulając zmarzniętą ziemię.
— Wspaniale! — jęknęła i podskoczyła w miejscu. — W wigilię może będzie biało!
Jej wzrok spotkał się z jego. Przyglądał jej się z rozczuleniem, wciąż podziwiając jej urokliwą naturę. I rozumieli się bez słów; nie zwracali uwagi na mijających ich ludzi, na chłód, na wiatr. Na nic. Było im razem dobrze, nie ważne, czy rozmawiali, czy milczeli, czy nawet gdy się kłócili, z zaufaniem wyrzucając wobec siebie wszystkie uczucia i winy.
— Mam was! — wesoły rechot ściągnął ich na ziemię.
Ktoś gwałtownie wpadł na Kakashiego i powalił go na ziemię, a szyję Sakury oplotły czyjeś ramiona, sprawiając, że jej plecy przywarły do czyjegoś brzucha. Dziewczyna nie mogła przestać się śmiać, obserwując, jak wielki, szorstki język Akamaru, pozostawiał na twarzy Hatake mokre ślady. Inuzuka zawiesił się na jej szyi i śmiał wesoło, próbując jednocześnie uspokoić przyspieszony oddech.
— Dobra Kiba, zdejmij go z sensei, bo to się źle skończy — rzuciła rozbawiona.
Szatyn wyszedł zza niej i podszedł do nich, jednak przy nieudolnych próbach odciągnięcia zwierzęcia, sam wylądował na ziemi, a ciało psa go do niej przygwoździło.
— Wywiozę go na drugi koniec kraju, przysięgam — wymamrotał Kakashi, wycierając twarz z psiej śliny.
— Wiesz, że i tak by wrócił? — mruknął Inuzuka. — Szukałem was, a w domu nie zastałem! Siedzimy w barze, chodźcie do nas.
— Mam ochotę na piwo — mruknął szarowłosy.


< < ♥ > >


Dziewczęta standardowo siedziały oddalone od chłopców, którzy zachowywali się wybitnie głośno. Rozmawiały o swoich sprawach, nie zważając na to, iż tamci upijają się w najlepsze.
Tokuno niemalże natychmiast znalazła wspólny język z dziewczętami i czuła się w ich towarzystwie naprawdę luźno. Nawet przy Sakurze, z którą wciąż dopiero poznawała. Przyjaciółki bardzo ciepło przyjęły ją do swojego grona i nawet przez chwilę tego nie żałowały, ciesząc się tym, ze Yamato w końcu był na naprawdę dobrej drodze do szczęścia.
— Jak z Kakashim? — zapytała zaczepnie Yamanaka, korzystając z okazji, że Hinata, Tenten i Ashi o czymś się zagadały.
Sakura spojrzała na nią kątem oka, popijając swoje grzane piwo.
— Nie zaczynaj…
— Gadaj!
— Różnie — wyrwała, wiedząc, że blondynka nie odpuści. — Pocięliśmy się wczoraj i czuję, że gdyby nie Menma, ten stan milczenia i nienawiści wciąż by się utrzymywał.
— O co poszło?
— O jego nadopiekuńczość. — Blondynka przewróciła lakonicznie oczyma. — Znalazł list od Keyto.
Yamanaka zakrztusiła się i to całkiem srogo, przez co Sakura nie wiedziała co ma zrobić. Chłopcy ucichli i zaczęli je obserwować.
— Nic się nie dzieje, zajmijcie się sobą — fuknęła Haruno, klepiąc przyjaciółkę po plecach. — Uspokój się!
— Jaki list?!
Zapytała za głośno. Sakura błyskawicznie wyczuła, że spoczęlo na niej spojrzenie Kakashiego.
— Gdy mnie nie było, przysłał go… — Opadła na krzesełko. — Przepraszał i zapraszał do siebie.
— Jeszcze jego brakowało… — mruknęła, ocierając usta chusteczką. — Jak zareagował Kakashi?
— Był zły, ale nie wiem jak tę złość odebrać . — Wzruszyła ramionami. — Tłumaczył to strachem przed tym Satoshim.
— Ach tak, byłam tam wtedy… Ale mam wrażenie, że kłamie.
— Hm?
— No, że po prostu jest zazdrosny.
Sakura wplątała palce w różowe włosy i zacisnęła powieki. Biła się z myślami, a na wspomnienie zeszłego poranka, skuliła się.
— Sakura?
— On… — zaczęła cicho, nie wiedząc gdzie patrzeć. — Rano… Weszłam do niego do pokoju i głupia dotknęłam jego brzucha, a dokładnie blizny. — Niebieskie oczy zdawały się rosnąć. — Złapał mnie tak… Jakoś… Przyciągnął do siebie, czułam jego oddechy na ustach. Mało nie wyciągnęłam szyi i go nie pocałowałam…
Blondynka zawyła głośno, tym razem sprawiając, że cały pub ucichł i skupił na niej wzrok.
— Uspokój się — syknęła zielonooka. — On dobrze wie, że o nim rozmawiamy.
— I dobrze! — Yamanaka wyprostowała się i zerknęła przez ramię w stronę chłopaków. Wciąż nie mogła przyzwyczaić się do ego, że Kakashi w ich towarzystwie ściągał maskę bez najmniejszych oporów. — Popatrz na niego.
— Nie.
— Spójrz na niego!
Sakura zwróciła ku niemu wzrok. Zmarszczki spowodowane poirytowaniem zaczęły znikać z jej buzi.
— Przyjrzyj mu się, do cholery…
Nie miał na sobie kurtki, a szara bluza była rozpięta. Czarna koszulka, znajdująca się pod nią, opadła idealnie na jego brzuch, chętnie eksponując wyrobione przez lata mięśnie. Jedną rękę wsunął w kieszeń spodni, a drugą trzymał kufel z piwem. Biceps odznaczał się pod bluzą. Jako jedyny siedział tam spokojnie; czasem śmiał się w głos, czasem coś wtrącił w rozmowę, ale nie wiercił się jak reszta i nie wrzeszczał. Miał tak gorący, seksowny uśmiech, że za każdym razem sprawiał, iż w jej podbrzuszu pojawiała się burza motyli. Szare kosmyki opadały na czoło; uwielbiała, gdy chodził cywilnie ubrany — bez opaski, maski, kamizelki. Luźno, w dresie, bluzie… Był wtedy taki… Jej.
— Jaki on jest… — szepnęła, mrużąc powieki.
— Idealny? — mruknęła Ino. — Tak Sakura, dla ciebie jest idealny, jedyny. Oddałby za ciebie swoje życie, bez najmniejszego wahania. Myślisz, że spotkasz na swojej drodze jeszcze kogoś takiego jak on? Uderz się w pierś i powiedz, że nie, a ja dam ci spokój. Zmienił się, cholernie. Kilkukrotnie obserwowałam jego reakcje na słowa, dotyczące siebie. Tylko w związku z tobą jest tak cholernie emocjonalny, wiesz? Ashi wypaliła do niego z pytaniem, czy jesteś jego żoną. Dlaczego? Bo wciąż się tak o tobie wypowiada. Tak, jakbyś była jego. Tylko jego.
Sakura dosłownie zjadała go wzrokiem, a jej głód wzrastał z każdym słowem Ino.
— Może nie potrafi wysyłać ci jakiś szczególnych znaków, ale samo to jak na ciebie patrzy, zdradza go — szepnęła. — Wciąż się mijacie, kiedyś może być za późno. Weź to pod uwagę. — Zbliża się nowy rok. Lepiej zrób sobie listę postanowień, a on niech widnieje na jej szczycie.
Haruno poczuła się nagle, jakby ktoś wcisnął w nią zastrzyk jakiejś obcej energii i jakiegoś uczucia, którego nie potrafiła bliżej określić. Położyła głowę bokiem na stoliku, zwracając spojrzenie ku męskiemu gronu. Słowa ino tym razem otrzymały odpowiedni, zaplanowany przez blondynkę skutek. Może i jej obserwację były słuszne, ale Sakura wiedziała, że tylko i wyłącznie Hatake miał pojęcie na temat prawdy.
Obserwowała jak przechylał szklankę, a do jego ust wlewa się alkohol. Każdy szczegół w jego ciele ją cholernie fascynował. Zwłaszcza, że w jej domu czuje się coraz swobodniej i nie raz miała okazję podziwiać jego silny brzuch, czy szerokie plecy. Uwielbiała, gdy czymś się zajmował, a gra jego mięśni była dostępna tylko dla niej.
Odstawił szklankę na stolik i odetchnął, zamykając powieki. Nagle odwrócił głowę w jej kierunku i otworzył oczy, wpatrując się w jej zielone tęczówki. Uśmiechnął się, widząc jak opiera głowę o drewniany blat, jednak ten uśmiech nie krył w sobie tylko i wyłącznie rozbawienia. Pociągał ją, cholernie mocno. Zapragnęła być z nim przez chwilę sam na sam, teraz, natychmiast.
Yamato objął go jednak za szyję i wciągnął z powrotem w rozmowę, a Yamanaka nachyliła się nad jej uchem.
— Miłość — szepnęła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz