— Tak się zastanawiam, czy aby na pewno pamiętam wszystkie procedury — mamrotał sam do siebie, pocierając nerwowo podbródek.
— Tenzou! — ryknęła Piąta. — Dziewczyna i tak jest wystarczająco zestresowana, twoje żarty są nie na miejscu!
— Kiedy ja nie żartuję… — rzucił pod nosem, nachylając się nad jakimś zwojem.
Rzeczywiście — mimo pozorów, jakie Sakura próbowała stwarzać, siedząc grzecznie i cicho po środku niedużego pomieszczenia, w którym nie było dosłownie nic; w kręgu dziwnych znaków i pieczęci wydrążonych w betonie, dookoła niej. Mimo to, twardo się trzymała, chciała za wszelką cenę odkryć to, co trzymane było w tajemnicy przez tyle lat. Wiedziała, że Tsunade miała rację — jeśli Akatsuki po nią przyjdą, będzie musiała wiedzieć o co walczy i jak się walczy.
Yamato usiadł na kamienistej powierzchni, tuż przed nią, krzyżując nogi. Ich kolana prawie się stykały.
— W razie czego urwie ci tylko dłoń — rzucił luźno — bądź całe ramię. Z taką stratą da się żyć.
— Co?! — wrzasnęła, otwierając szeroko oczy. Wyprostowała się i schowała dłonie za plecami.
— Yamato, zwolnię cię dyscyplinarnie! — ryknęła blondynka, stając za nim.
Haruno poczuła na ramieniu ciepłą dłoń. Hatake kucał obok niej i uśmiechał się ciepło, chcąc ją nieco uspokoić.
— Nie martw się. — Próbował przekrzyczeć wrzaski Tsunade. — Yamato żartuje, wie co robi. Nic ci nie grozi. Jeżeli tylko coś będzie nie tak, natychmiast przerwiemy, rozumiesz?
— Kiedy ja nie chcę stracić rąk, sensei — jęknęła, przełykając ślinę.
— Nie żartuj — prychnął wesoło. — Ze mną jesteś bezpieczna.
Jej serce zabiło mocniej. Wiedziała, co miał na myśli, jednak… Poczuła się cholernie dziwnie. Dobrze, ale dziwnie.
— Gotowa? — Yamato zakasał rękawy.
— Chwila, jeszcze ja — powstrzymał go Hatake.
Sakura poczuła, jak kładzie dłonie na jej ramionach. Złapał za końce kołnierza bluzki i zaczął powoli zsuwać z jej ramion cienki materiał, przez co zadrżała. Ponownie wiedziała, czemu to robił, ale odbierała te sygnały w inny sposób. Sposób, w który odbierać nie chciała.
— Spokojnie — mruknął — muszę mieć dostęp do miejsca, pomiędzy łopatkami.
Gdy plecy dziewczyny były już nagie, mężczyźni skinęli do siebie głowami, na znak gotowości. Yamato ujął delikatnie dziewczęcą dłoń, i tak samo jak wtedy w gabinecie, odwrócił ją wnętrzem ku górze. Poczuła ciepłe palce Kakashiego na swojej skórze. Mężczyźni przyłożyli dwa palce wolnych rąk do ust i mocno się skupili.
A ona? Siedziała i czekała, wmawiając sobie spokój. Ich skupienie budowało w jej wnętrzu niesamowite napięcie, które zaczęło tworzyć nieopisane poczucie obaw.Martwiła się, że może jednak naprawdę nie podoła? e nikt nie będzie w stanie jej pomóc? Ale na to było za późno.
Wszystkie pieczęci, każdy najmniejszy znak znajdujący się na betonie oraz jej nadgarstku, zaczął powoli emanować coraz jaśniejszym światłem. Nie odczuwała bólu, tylko lekkie mrowienie w całym ciele i nie mogła pozbyć się uczucia fascynacji. Jej włosy zaczęły się lekko unosić, a następnie czuła, jak powietrze wiruje i gęstnieje; jego chłodne podmuchy wydobywały się dosłownie spod niej, jakby ich źródłem były wydrążone znaki. Nagle jej uszy zaczął wypełniać szum, który powoli przekształcał się w nieprzyjemny pisk. Blask bijący od pieczęci stawał się nieznośny, nawet gdy zamknęła oczy jego siła sprawiała, że głowę nawiedzał cholernie silny ból. Cała się napięła, co Kakashi niemalże natychmiast wyczuł. Przycisnął do jej ciała dłoń jeszcze mocniej, aby tylko wyczuła jego obecność; to, że cały czas przy niej jest.
— Sakura, jeszcze moment! — Usłyszała głos Yamato, który dobijał się do niej jakby zza grubej ściany.
Otworzyła oczy, chcąc go przed sobą dojrzeć, jednak piorunujące światło za nic nie chciało na to pozwolić.
Jęknęła głośno i przeciągle, gdy coś przeszyło jej ciało na wskroś. Nie było to ani przyjemne, ani bolesne; po prostu dziwne i wyczuwalne. Wypełniła ją obca i silna energia, która pomnożyła pierwotne pokłady chakry, jakie do tej pory utrzymywała w sobie.
Otworzyła szeroko oczy, które w tamtej chwili tak samo jak pieczęcie, wypełniały się dziwnym blaskiem, a jedyne co widziała, to po raz setny pomarańczowe źrenice, które zdawały się płonąć, a wnętrze jej głowy przecinało wycie. Wycie psa, wilka, jakiegoś dzikiego zwierzęcia, które za wszelką cenę chciało jej dać o sobie znać.
Poczuła jak uścisk dokoła jej nadgarstka zelżał, tak samo jak dotyk Kakashiego i czucie w jej mięśniach. Mimowolnie, całe jej ciało się rozluźniło i osunęła się w dół. Oddychała cholernie ciężko, zaciskając zęby.
— Koniec? — szepnęła, wciąż nie otwierając oczu.
— Na to wygląda. — Usłyszała Piątą.
W jej głosie można było wyłapać nutę zdziwienia. Haruno w końcu otworzyła oczy i podparła się ramionami, by móc jakoś usiąść. Skupiła wzrok na Yamato, który wciąż siedział przed nią i wyglądał, jakby wyzionął ducha. jego wielkie, przerażające oczy, były w tamtej chwili rozwarte do granic możliwości i ciężko mu było złapać oddech. Za sobą usłyszała ciężki łoskot i szybko się odwróciła, doskonale wiedząc, że był to czyjś upadek. Hatake siedział na ziemi, podpierając się jedną ręką, a drugą trzymając za głowę. Był równie wycieńczony co Tenzou.
— Nie te lata, przyjacielu… — wydyszał szatyn.
— No nie przesadzaj… — wyszeptał, cholernie głośno oddychając — jesteśmy dopiero po połowie… połowy… średniej wieku w tym kraju.
— Sakura, jak się czujesz? — zapytała Piąta, ignorując stan mężczyzn.
— Wydaje mi się, że dobrze — odparła cicho, obserwując swój nadgarstek, na którym wciąż widniała pieczęć. — Wydawało mi się, że zniknie.
— Niestety — cmoknęła kobieta. — To coś jak blizna. Z resztą, przydatna. Jeśli coś będzie nie tak, w każdej chwili znowu będziemy mogli odciąć ci dopływ chakry.
— O w życiu — jęknął Yamato. — Nie w tym stuleciu, nie dam radym, wykituję — mamrotał i w końcu zaczął próbować ogarnąć oddech. — Czujecie to? Czy tylko ja mam wrażenie…
— Czujemy — wtrącił Kakashi — trudno nie czuć.
Sakura też to czuła. Powietrza wciąż było gęste, a omawianą przez nich kwestią, była właśnie ona. Bałą się wykonać jakiś gwałtowny ruch.
— Nie martw się, Sakura — zaczął szatyn, opadając krzyżem na beton. — To normalne, że odczuwasz dużo większe pokłady chakry. Twój organizm nie jest do nich jeszcze przystosowany. Jednak to nic niebezpiecznego, nie masz się czym martwić. — Zamknął oczy i wziął głęboki wdech. — Piąta, biorę chorobowe na tydzień.
— Yamato ma rację — fuknęła blondynka, krzyżując ramiona na wielkich piersiach. — To nic złego, myśl o tym jak o normalnej energii. Panujesz nad tym, jest tego po prostu… Ciut więcej.
— Co teraz? — spytała Haruno.
— Zaraz się przekonamy — rzuciła kobieta, po czym ruszyła w stronę drzwi. — Idziemy.
Dziewczyna popatrzyła na Hatake. Widziała, że był czymś zaniepokojony. Podszedł jednak do przyjaciela i pomógł mu się podnieść, choć sam z trudem stawiał pewne kroki.
— Wyszliśmy z formy — rzucił, ustawiając szatyna do pionu.
— Mów za siebie — prychnął — znalazłem ostatnio na głowie siwego włosa.
— To jakaś sugestia? — warknął Hatake, przerzucając ramię towarzysza przez własną szyję.
— Być może…
— Zamknij się, bo połamię ci nogi, a brzydzę się przemocą. — Zaczął ciągnąć Yamato do wyjścia, jednak przystanął i popatrzył na Haruno, która stała w miejscu. — Idziesz, czy ci się tu spodobało?
Zdumiona zarzuciła w końcu bluzkę na ramiona i podbiegła do nich, zamykając za nimi drzwi.
— Jak się czujesz? — zapytali, patrząc na nią.
— Dobrze… Wręcz wspaniale!
< < ♥ > >
— Zdumiewające — szepnął Tenzou, nie mogąc oderwać oczu od dłoni Sakury. Zupełnie tak jak pozostali zresztą.
— Zupełnie jak wtedy w szpitalu — odezwał się równie zaciekawiony Kakashi, trzymając w dłoni pustą szklankę. — Bawisz się nią tak samo, jak Gaara piaskiem.
Haruno stała na środku gabinetu Piątej i operowała wyciągniętymi przed siebie dłońmi. Próbowała w jakiś sensowny sposób wykorzystać nieznaczną ilość wody, która wznosiła się kilka centymetrów nad jej rękoma.
— Wiecie co? — zapytała nagle. — Nawet nie mam pojęcia jak to robię.
Posmutniała. Woda opadła wraz z jej ramionami na ziemię, opryskując jej stopy. Piąta popatrzyła na nią z drobnym niepokojem.
— Sakura — rzucił przeciągle Yamato, podchodząc do dziewczyny. — Myślisz, że jak ja, dotykając ziemi sprawiałem, że kiełkowały rośliny, wiedziałem jak to robię? Nie miałem zielonego pojęcia, a sama wiesz ile teraz potrafię.
— Do wszystkiego trzeba się przyzwyczaić, dziewczyno — odezwała się Piąta. — Musisz to opanować, zrozumieć.
— Nie bez przyczyny to ty zostałaś wybrana do posiadania takich umiejętności — kontynuował szatyn — los postawił na ciebie nie bez przyczyny. Wiedział, że dasz radę to opanować. A jeśli się przyłożysz, zrobisz to w mgnieniu oka.
Kakashi nie odrywał wzroku od dziewczęcej buzi, która znowu zaczęła promienieć. Jednak to wcale go nie uspakajało.
— No, słuchajcie. Idźcie już sobie w cholerę. — Piąta usiadła za biurkiem. — Sakura, szykuj się na wezwanie jutro z rana do mojego biura. Tymczasem zejdźcie mi z oczu, bo limit dziennego czasu, który mogę poświęcić tym dwóm tutaj, wyczerpał się, gdy tylko ich zobaczyłam — wymamrotała, wskazując na Kakashiego i Yamato.
Sakura popatrzyła na zażenowanych opiekunów i roześmiała się. Złapała torbę i opuściła z nimi gabinet kobiety, a chwilę później siedzibę.
— Dziś niedziela, co nie?— zapytał Tenzou, zapinając kamizelkę pod samą szyję.
— Owszem — odparł spokojnie Kakashi, biorąc głęboki wdech i wkładając dłonie do kieszeni.
— Piwko? — rzucił szatyn, zerkając na towarzyszy. — Tak dla uczczenia nowych umiejętności Sakury. Ja stawiam!
— Czemu nie? — Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie i spojrzała na pomarańczowe od zachodzącego słońca niebo. — Ale ja chce grzane! Strasznie zmarzłam w tych podziemiach.
— Dobrze, dobrze — zaśmiał się szatyn. — Chodźmy, przy okazji coś zjemy.
< < ♥ > >
— No weź coś pokaż! — ryknął Kiba, uderzając pięściami w stół.
Chłopak siedział w barze z Lee i Shino, pijąc piwa do upadłego, bo jak stwierdził — ma wolne i może.
— Daj spokój — rzuciła Haruno i wsparła brodę na dłoni. — Jeszcze tego wszystkiego nie ogarniam, jak się nauczę, to zorganizuję ci pokaz. — Każda wymówka na tamtą chwilę była dobra; mózg szatyna przyswajał połowę informacji, a wszystkie interpretował jako te dobre.
— No, trzymam cię za słowo! Lee? Jeszcze po jednym?
Jego policzki były już mocno zaczerwienione, a wzrok lekko otępiały. Tylko uśmiech, który dziewczyna zawsze uważała za przeuroczy i poniekąd cholernie seksowny, wciąż mocno trzymał się jego twarzy. Lubiła go obserwować, zawsze ładował w nią multum pozytywnej energii, ponownie do Uzumakiego, który nota bene, jak się przed chwilą dowiedziała, miał się zaraz pojawić z Hinatą, tak samo jak Shikamaru i Ino.
— Ucieszą się, jak cię zobaczą — wybełkotał, spoglądając nad jej głową w stronę drzwi. — O, idą!
— Może już więcej nie pij… — Westchnęła, widząc nieudolną próbę zerwania się na nogi w wykonaniu Inuzuki.
— Sakura? — krzyknął oniemiały Naruto. — A my się do ciebie dobijaliśmy dobre piętnaście minut!
— Niespodzianka. — Pomachała im dziarsko z lekkim uśmiechem.
Dziewczęta pozostawiły chłopców we własnym towarzystwie, a same zajęły stolik z wysokimi krzesełkami. Hinata i Sakura wzięły po mocniejszym drinku, a Ino musiała pocieszyć się sokiem z granatu.
— Jesteście niemiłe — mruknęła Hinata, skubiąc skórki przy paznokciach. — Jak mogłyście mi nic nie powiedzieć? Który to tydzień?
— Siódmy — odparła zawstydzona Ino.
— No nie! — Słaby głos Hyuugi lekko stężał.
— Oj, nie gniewaj się — bąknęła Haruno. — Ino, mów lepiej, jak poszła rozmowa?
Blondynka obdarowała przyjaciółki nadzwyczajnie szerokim uśmiechem.
— Słuchajcie! — Rozpostarła lekko dłonie z niesamowitym entuzjazmem i zadowoleniem. — Już pomijam to, że przygotował wspaniały wieczór, przepyszną kolację… — Dziewczyna wyciągnęła przed siebie dłoń, a przyjaciółki zapiszczały głośno, upojone widokiem przepięknego, smukłego, złotego pierścionka przyozdobionego drobnym, apatytowym serduszkiem. — Myślałam, że zemdleję!
— Jaki cudowny! — Hinata przysunęła łonie do ust, a jej oczy zaczęły stawać się wilgotne.
— A informacja o ciąży? — zapytała Sakura.
— Na początku patrzył na mnie tak, jakby myślał, że robię sobie z niego żarty. Ale gdy w końcu pokazałam mu zdjęcie USG, zaczął się cieszyć jak małe dziecko.
Jej opowieść przerwał nagły, chóralny wrzask przy stoliku chłopców, przy którym spoczywali również Yamato i Kakashi. Kufle zderzyły się triumfalnie, a Kiba zaczął cholernie głośno wrzeszczeć, chwilę później do dziewcząt dotarły strzępki rozmów, dotyczących ojca chrzestnego.
— Idę siusiu — oznajmiła beztrosko Hinata, która chwiejnym krokiem pomaszerowała w stronę łazienek.
Gdy ta oddaliła się na bezpieczną odległość i zniknęła za ciemnymi drzwiami, Ino chrząknęła głośno i wbiła w ramie Haruno palec.
— Co? — mruknęła, wypuszczając z ust słomkę.
— Calusieńki czas… — szepnęła filuternie blondynka.
— Hę?
— Bez przerwy się na ciebie patrzy! Nie odrywa wzroku!
— Kto?! — Sakura naprawdę wydawała się być zupełnie nieświadoma.
— Kakashi, kretynko! — Dziewczyna się obruszyła. — Masz taką wielką głowę, a w jej wnętrzu chyba świeci pustkami.
Haruno oblał rumieniec. Okej, dużo nad tym ostatnio myślała. Martwiła się, bo głównie to siebie przyłapywała na dziwnym obserwowaniu jego ruchów, wsłuchiwaniu się w jego głos czy oddechy. Jego zapach sprawiał, że dosłownie coś ją ogłuszało, a dotyk przysparzał dreszczy… Ale czy takie reakcje mogły działać obustronnie?
— Błądzi za tobą wzrokiem… — Yamanaka zbliżyła się do jej ucha i szeptała prosto do niego. — Obserwuje każdy ruch… Gdy barman zaczął cię zagadywać przy barze, zaczął zaciskać dłoń w pięść i prostować na zmianę, wciąż się w ciebie wpatrując.
— Ino, nie mieszaj mi znowu w głowie.
— Spójrz na niego… Uśmiechnij się, on cholernie potrzebuje twojej uwagi, wiesz?
Zielone oczy wpatrywały się w te niebieskie z zupełną dezorientacją. Mimo to, jakaś siła kazała jej się odwrócić w kierunku stolika, gdzie siedzieli chłopcy, gdy Ino zagadała się Hinatą.
Ich wzrok od razu się spotkał. Yamanaka miała rację, wpatrywał się w nią z dziwnym spokojem i fascynacją, która działała na Sakurę wręcz rozgrzewająco. Nawet się nie przejął tym, że został przyłapany na gorącym uczynku, a ona? Ona się uśmiechnęła. I nie dlatego, że Ino tak chciała. Po prostu mężczyzna sam wywoływał na jej twarzy uśmiech. Uśmiech, który nieświadomie sprawił, że tym razem zareagował. Jego wzrok odwrócił się gdzieś w bok. I choć nie była w stanie dostrzec jego wyrazu twarzy przez maskę, wiedziała, że odwzajemnił gest. Przy jego oku pojawiła się lekka zmarszczka, która bezprecedensowo na to wskazywała.
— Mówiłam. — Głos blondynki znowu rozdźwięczał się nad jej głową.
< < ♥ > >
— O czym tak dyskutowaliście z kapitanem, gdy przyszliśmy do baru?
Sakura szykowała swoje łóżko, a delikatnie zakręcony alkoholem Kakashi spoczywał w wielkim fotelu w rogu jej pokoju.
— ANBU — odparł zdawkowo, głaszcząc siedzącą na jego kolanach Sui.
Sakure niesamowicie irytowało już to pojęcie, ale musiała przeboleć.
— A o jakich naborach wspominała Tsunade-sama?
— No tak się właśnie składa, że do ANBU.
— Jesteś cudowny sensei, gdy jesteś pijany. — Uśmiechnęła się pod nosem.
Oczywistym było to, że gdyby był trzeźwy, to unikałby tego tematu jak ognia.
— Zawsze jestem cudowny — prychnął luźno. — Zrobisz mi na śniadanie omlet? Ile lat go nie jadłem, nie zliczę… Zaraz, czemu cudowny? — Przyjrzał jej się uważniej, z trudem skupiając wzrok.
— Po prostu, sensei.
— Eee?
— Czemu w zeszła sobotę wpadłeś do domu taki wściekły? — Podparła się pod boki i wbiła w niego harde spojrzenie.
Uśmiechnął się, co tym razem widziała doskonale, bo po wejściu do domu od razu pozbył się maski. Podniósł się leniwie, a wyraz jego twarzy sprawił, że dziewczynę przeszły dziwne dreszcze. Podszedł do niej i zrobił coś, co zupełnie zwaliło ją z nóg.
Złapał lekko za dziewczęcy podbródek i uniósł jej twarz ku sobie, przyglądając się jej z uśmiechem.
— Pijany, nie znaczy głupi — szepnął chrapliwie. — Sakura.
Rozchyliła usta, chcąc powiedzieć coś sensownego, ale język ugrzązł jej w gardle.
— Dobranoc — rzucił i opuścił pomieszczenie, odprowadzony jej wzrokiem.
< < ♥ > >
Wilki. Słyszę jak wciąż wyją — czegoś ode mnie chcą?
Stoję pośrodku leśnej polany, mrok pochłania wszystko, bez reszty. Chce pochłonąć też mnie.
— Chce ciebie. — Słyszę czyjś głos.
Dlaczego? Czyżbym była komuś do czegoś potrzebna?
Przez moje uszy przedziera się wilczy płacz; rozrywa umysł na kawałki, to zwierze cierpi, prawda?
— Jest tylko jeden. Tylko on cię potrzebuje.
Nic nie rozumiem, szukam czegoś w tej ciemności. Chcę się wydostać; słyszę kroki. Ktoś zmierza ku mnie, chłód obejmuje całe moje ciało. Rozglądam się i widzę; tam! Między drzewami, dostrzegam je. Te sam co zawsze. Silne, gorące, pomarańczowe, ufne, prawdziwe — mam wrażenie, że płoną.
— Sakura! — Usłyszała nagle. — Sakura, obudź się!
Szarpał nią delikatnie, otworzyła oczy słysząc jego zdenerwowany głos.
— Sensei?
— Ale mnie przestraszyłaś! — fuknął na wydechu. Pochylał się nad nią, wciąż czułą od niego alkohol, ale powaga na twarzy mówiła o tym, że już musiał być trzeźwy. — Co ci się śniło? Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha i jesteś… Lodowata.
— Która godzina? — spytała, widząc, jak słońce próbuje się dostać do pomieszczenia przez zasłony.
— Siódma trzydzieści. Sakura...
— Cholera! — zerwała się nagle na nogi i rozejrzała dookoła siebie. — Od ósmej mam dyżur!
Pognała do łazienki, gdzie wzięła szybki prysznic, po czym wpadła z powrotem do pokoju, gdzie Kakashi spoczywał na jej łóżku i wertował strony zaczętej przez nią książki.
— Powiesz mi w końcu? — mruknął, gdy przekopywała szafę.
— O czym, do cholery?
— Co ci się śniło?
— Nie pamiętam — mruknęła, przeciskając głowę przez bluzkę. — A ty czemu nie śpisz? Masz dziś wolne.
— Mam wezwanie do korzenia w sprawie — mruknął i zaznaczył w powietrzu cudzysłów — “niedopowiedzeń” związanych z moją felerną misją.
Dziewczyna zastygła w bezruchu, a przez jej nie do końca obudzone ciało, przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Odwróciła się do niego przodem i popatrzyła chwilę, marszcząc gniewnie czoło. Zarzuciła biały sweter i zapinając go, podeszła do łóżka.
— Nie idź tam — szepnęła.
Zamknął książkę, z uwagą jej się przyglądając. Usiadł na materacu i odłożył tomiszcze na etażerkę.
— Czemu? — spytał, mrużąc powieki.
— Proszę, po prostu nie idź, sensei.
— Hej — mruknął przeciągle, uśmiechając sie — o co ty się martwisz?
— Danzou jest nieobliczalny, oboje o tym wiemy. Jego ludzie też, chcieli zabić Saia po twoim zniknięciu.
— Wiem… — odparł cicho. — Jednak…
— Sensei, proszę cię.
— Sakura, nic mi nie będzie — powiedział stanowczo, próbując być przekonującym.
— Przynajmniej nie idź tam, do cholery, sam.
— Sakura, chyba mówię...
— Uszanuj moją prośbę.
Wzdrygnął się. Rzadko była wobec niego taka stanowcza. W sumie, nie przypominał sobie żadnej takiej wymiany zdań, jaka miała miejsce w tamtej chwili. Mimo to, czuł się wręcz uskrzydlony. Cholernie zależało jej na jego bezpieczeństwu, co władowało w niego dawkę endorfin. Nie pamiętał tego uczucia.
— Dobrze — szepnął, chwytając w dłoń jej rękę. Przez chwilę bawił się drobnymi palcami, a potem nagle ucałował jej wierzchnią stronę. — Wezmę Yamato, w porządku?
Uśmiechnęła się słabo w odpowiedzi.
Wolałaby, żeby w ogóle tam nie szedł.
< < ♥ > >
— Jezu… Ale on jest… — Zacięła się. Nie mogła znaleźć odpowiedniego określenia. — Seksowny? Jakie ma usta? Miękkie? Takie najfajniej się całuje.
— Ale ty jesteś sprośna, Ino! — Hinata się wzdrygnęła.
— No co?
— Miękkie, bardzo miękkie… — Sakura westchnęła głośno i objęła dłonią kubek, do połowy wypełniony kawą. — Nawet nie umiem wam opowiedzieć o tym, co kryje się pod maską. Od zawsze wiedziałam, że kryje pod nią te cholernie męskie rysy twarzy, ale gdy już się je zobaczy na własne oczy, to brakuje słów. I oddechów.
— Sakura, Tsunade-sama cię wzywa!
Zielone oczy zwróciły się ku Saiowi, który stanął tuż przy stoliku. — Witajcie, dziewczyny.
Haruno dopiła napój i podniosła się leniwie.
— Dobrze, że jesteś — mruknęła, kładąc na stoliku drobne za kawę. Zebrała swoje rzeczy i uśmiechnęła się ciepło. — Niedługo wrócę! — rzuciła dziewczynom i zaczęła oddalać się w kierunku wyjścia ze stołówki.
— Czyżbym był ci do czegoś potrzebny? — zapytał, otwierając przed nią drzwi.
— Przeszedłbyś się ze mną wieczorem do biblioteki?
— Nie ma problemu — stwierdził zdziwiony. — Szukasz czegoś konkretnego?
— Opowiem ci później.
— No dobra, o której po ciebie wpaść?
— Kończę dziś po dwudziestej, mamy dziś szczepienia. — Westchnęła, ocierając dłonią czoło.
— Będę czekać przed szpitalem — rzucił, znikając gdzieś po chwili.
— No dobrze, dobrze. O której mam po Ciebie być?
— Po 21 kończę zmianę, dziś straszny zapiernicz.. — westchnęła ocierając dłonią czoło.
— W porządku, to do zobaczenia! — rzucił i ruszył w swoją stronę.
Szła dobrze znanym jej korytarzem, trzymając w rękach spory plik papierów i układając sobie w głowie plan zajęć na dzisiejszy dzień.
Minęła się z Yamato, któremu posłała ciepły uśmiech, jednak w jej głowie włączyła się jakaś dziwna, ostrzegawcza lampka.
— Kapitanie! — krzyknęła za nim. Odwrócił się i popatrzył na nią, po czym podszedł bliżej. — Wróciliście już z Kakashim z podziemi?
Jego mina zaniepokoiła ją jeszcze bardziej.
— Z tego co wiem, miał iść tam sam — odparł spokojnie. — Mijałem go z pół godziny temu, jak tam zmierzał.
Coś się w niej zagotowało. Mrowiła ją dłoń; dlaczego była taka głupia? Zawsze, gdy zachowywał się tak dziwnie, uroczo, wręcz pociągająco, gdzieś za tym kryło się drugie dno, na które była zupełnie ślepa.
— A to podły kłamca! — wycedziła hardo, zaciskając palce na kartkach.
— Wypraszam sobie! — krzyknął szatyn, cofając oburzony głowę.
— Aj, nie ty! — sarknęła, próbując opanować oddech. — Ten głupi Hatake!
— Ja też sobie wypraszam. — Usłyszała za sobą stonowany, męski głos.
Bez zastanowienia, odwinęła się w tył z zamiarem uderzenia go w twarz, lecz ten szybko chwycił ją za nadgarstek, a drugą ręką złapał papiery, które upuściła.
Na korytarzu zapanowała niezręczna cisza, jakieś stażystki przyglądały się z przerażeniem sytuacji.
— Jeszcze mnie tam nie było, przyszedłem po Yamato, zapytać, czy ze mną pójdzie — mruknął oschle, puszczając jej ramię. Patrzył na nią w ten wstrętny, chłodny sposób, którego nienawidziła. — Tak, jak obiecałem.
Dziewczyna zmarszczyła czoło, wyrwała mu z ręki swoją własność i w towarzystwie ciężkich kroków oddaliła się w sobie znanym kierunku.
— Następnym razem mnie uprzedzaj, co? — mruknął Tenzou, drapiąc się po głowie.
— Jakby pytała, byłeś ze mną — rzucił Hatake, a jego ton sprawił, że i jego przyjaciel poczuł dreszcze.
— Dobra, dobra...
< < ♥ > >
— Sprawa wygląda tak — zaczęła Piąta, podpisując jakąś kartkę. — Wysłałam wczoraj jastrzębia do mojego znajomego. Owy człowiek zarzekał się kiedyś, że w ramach wdzięczności, za uratowanie życia, ma u mnie dług. I jeżeli będę czegoś potrzebować, mam się do niego niezwłocznie zgłosić. Mężczyzna ten jest wybitnym użytkownikiem i znawcą żywiołu wody.
Oczy Haruno zabłyszczały się, a usta zaczęły wykrzywiać w radosnym uśmiechu.
— Napisałam więc list, w którym opisałam twoją sytuację i zapytałam, czy nie chciałby przyjąć na kilka dni pod swoje skrzydła ciebie, by wpoić ci do głowy chociaż same podstawy, które możesz rozwinąć już tutaj, sama czy pod okiem kogoś z naszych ludzi. Wiadomo, początki są najgorsze.
— Mam się już pakować?! — krzyknęła, zupełnie poważna.
Piąta rzuciła w jej kierunku zwojem, który dziewczyna nieporadnie chwyciła.
— Tu masz mapę. Musisz tam dotrzeć sama, tak więc usiądź nad nią i bacznie przestudiuj. Chciałby, byś jutrzejszego wieczora się u niego zjawiła. prosił również o to, by nikomu o tym nie mówić. Trasa nie przewiduje żadnych zagrożeń, to coś w stylu drogi ewakuacyjnej z Konohy, więc będziesz bezpieczna. — Kobieta popatrzyła na podopieczną, która aż trzęsła się z radości. — Przyjdę dziś pod twój dom, punkt czwarta i odprowadzę cię pod jedno z ukrytych przejść. Weźmiesz ze sobą Katsuyu.
— W porządku — odparła wdzięcznie. — Dziękuję!
— Zmykaj, widzimy się nad ranem.
< < ♥ > >
Haruno spędziła męczący dzień w szpitalu, jednak gdy tylko miała wolną chwilę, wpatrywała się w zwój podarowany przez Tsunade. Pozornie długa trasa, była łukiem, prowadzącym przez Kanion Wiatru, który dziewczyna znała bardzo dobrze. Gdy tylko zegar wybił dwudziestą, a ostatni pacjent opuścił salę, dziewczyna pożegnała sprzątające pielęgniarki i wyszła przed szpital, gdzie czekał na nią Sai.
— Czego szukamy? — spytał, gdy stanęli w przejściu biblioteki.
— Senniki — szepnęła.
— Co?
— Senniki — powtórzyła, spoglądając na niego. — Muszę odgadnąć znaczenie jednego z moich snów.
— Nie mów mi, że wierzysz w takie rzeczy — prychnął, jednak jej poważna mina sprawiła, że po chwili tonął w opasłych tomiszczach przeróżnych ksiąg.
Gdy zegar, wiszący nad ladą przysypiającej bibliotekarki oznajmił, że dochodzi dwudziesta trzecia, chłopak pojawił się obok Haruno, która z uporem maniaka przewracała karty księgi, zapisanej jakimiś starożytnymi hasłami.
— Tu piszą — zaczął, sunąc palcem po papierze — że jeśli widziałaś wilka we śnie, to ktoś z twoich bliskich umrze brutalnie zamordowany.
— Co?! — jęknęła przestraszone.
— Zaraz, spokojnie — szepnął, widząc jej przerażenie. — Mówiłaś, że słyszałaś wilki, a nie widziałaś?
— Tak, tak… I ktoś ze mną rozmawiał, sądzę, że one.
— Jeżeli zaś wilka słyszałeś i nie danym ci było go ujrzeć, znaczy to, że przyjdzie moment, kiedy pewna osoba, która zna cię od dziecka, w końcu ci się ujawni. Stęskniona ucieszy się, gdy w końcu ją dostrzeżesz i pragnie pozostać przy tobie już na zawsze — wyczytał na głos i podniósł wzrok na przyjaciółkę, głęboko sie nad czymś zastanawiając. — Rozumiesz, co nie? Trochę zawiłe, brzmi jak definicja niespełnionego stalkera.
— Jedyną osobą, która przychodzi mi do głowy, jest Sasuke… — prychnęła niezadowolona, kiedy przyjaciel usiadł obok niej. Biegła wzrokiem po pojęciach, aż w końcu się zatrzymała i nabrała do płuc powietrza. — Mam. Pomarańczowe oczy; znak ciepła, bezpieczeństwa, bliskości mentalnej. Odbudowanie filarów dawnej relacji, lub ujawnienie się.
— To na pewno nie Sasuke — mruknął sugestywnie, nie kryjąc ironii.
— Na pewno.
< < ♥ > >
— Jestem! — krzyknęła, zamykając drzwi domu.
Zegar wskazywał wpół do pierwszej. Z przedpokoju widziała, że w salonie chodzi telewizor. Odwiesiła kurtkę i weszła do dużego pokoju. Z początku go nie zauważyła, ale gdy weszła głębiej, od razu usłyszała jego głębokie oddechy, zastanawiając się, czemu telewizor jest wyciszony. Miała wrażenie, że na nią czekał. Spał na kanapie, z ręką podłożoną pod głowę, a drugą na brzuchu, która unosiła się nieznacznie przy wdechach. Leżał w swoim ulubionym dresie i czarnej koszulce, która niemiłosiernie opinała się na jego bicepsach, barkach, brzuchu. Nie miał maski; usta delikatnie rozchylone, wypuszczały z siebie ciche, regularne wydechy.
Wyglądał niewinnie, beztrosko. Był wręcz bezbronny, mogła z nim zrobić co tylko chciała. Obeszła kanapę i klęknęła przy kanapie, obserwując jego spokojną twarz. Uniosła dłoń i dotknęła nią jego policzka; od razu przeszły ją dreszcze, gdy poczuła jego ciepło. Może i była wciąż zła za sytuację w szpitalu, mimo iż okazało się, że Yamato wprowadził ją w błąd… Ale wiedziała, że to nie pierwszy i nie ostatni raz, kiedy dojdzie do takich spięć…
Nachyliła się nad nim, spokojnie i powoli, podziwiając jego twarz. Gorąc buchnął w niej, a w brzuchu rozbił się dziwny ucisk — ten cholernie przyjemny, kiedy jego gorący oddech owiał jej twarz. Zamknęła powieki, coś było nie tak. Cholernie nie tak.
— Co ja wyprawiam — syknęła, podrywając się na nogi.
Żal jej było go budzić. Poszła na górę, skąd zniosła jego kołdrę. Nakryła nią go, wyłączyła telewizor i lampkę, po czym poszła do kuchni. Czekał tam na nią kubek, wypełniony do pełna herbatą. Nie była gorąca, ale jeszcze w miarę ciepła, co wskazywało na to, że nie zasnął tak dawno.
— Mógł się obudzić, idiotko — mruknęła do siebie, zasysając dolną wargę. — Co byś mu wtedy powiedziała? e sprawdzasz jego drogi oddechowe?
Miska kotki też była pełna, naczynia pozmywane. Podłogi odkurzone, kurze starte. Od kiedy tu mieszkał, bardzo starał się pokazać, że dba o ten dom jak o swój i nie ma zamiaru sprawiać dziewczynie żadnych problemów, tylko nieść pomoc, na jaką zasłużyła.
Poszła pod gorący prysznic, gdzie spędziła sporo czasu. Gdy wyszła do pokoju, wycierając głowę, zegar właśnie wybijał drugą. Nie opłacało jej się nawet kłaść do łóżka. Owinięta ręcznikiem, krzątała się po pokoju i pakowała najpotrzebniejsze rzeczy, mając ciągle wrażenie, że gdzieś, ktoś wciąż siedzi i obserwuje jej każdy ruch. Gdy wracała z biblioteki, również to czuła. Zastanawiała się jednak, dlaczego skoro ewidentnie była śledzona, to nie odczuwała niepokoju? Czemu spacerowały za nią dobre przeczucia i spokój? Tak jakby ktoś nad nią czuwał, nie odstępował na krok, a jednak nie mógł się ujawnić. Tłumaczyła to sobie zlikwidowaniem pieczęci i miała nadzieję, że słusznie.
Spakowana torba czekała na nią przy wyjściu. Kotka siedziała na stole kuchennym i obserwowała, co robi jej właścicielka. Ta, gotowa do opuszczenia domu, siedziała przy stole i kończyła mocną, czarną kawę. Wyglądała za szybę, oczekując nadejścia Hokage.
Skończyła napój, umyła kubek, a kuchenne okno zadrżało. Zerknęła w jego stronę, gdzie dojrzała Tsunade, stojącą na schodkach przed drzwiami frontowymi, opatulona płaszczem. Dziewczyna pożegnała Sui i zajrzała jeszcze raz do Hatake, który leżał na boku i spokojnie drzemał. Uśmiechnęła się pod nosem, żałując, że nie może się z nim osobiście pożegnać, ale była pewna, że gdyby tylko go uprzedziła — wyrzucił by jej setkę argumentów, dla których powinna zostać w wiosce, lub po prostu w ogóle by jej nie puścił. Tym najbardziej niepodważalnym byłby fakt, że znowu będą kawał od siebie, a on będzie zachodzić w głowę, czy wszystko z nią dobrze i odwrotnie. Gdy nie musiała tego słuchać, było jej prościej podjąć decyzję.
Miała ślepą nadzieję, że nie będzie miał jej tego za złe. Chciała mu z całych sił zaimponować. Pokazać, że stała się kimś o wiele potężniejszym.
— Wrócę silniejsza — szepnęła, znikając w przedpokoju.
Złapała torbę, zamknęła dom, schowała klucze i ruszyła, prowadzona przez Tsunade.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz