poniedziałek, 14 kwietnia 2014

10. Czy to jest bezpieczne?

Leżała na łóżku, wbijając na wpół przytomny wzrok w sufit. Próbowała skupić myśli, skleić wszystko w jakąś sensowną całość, ale za nic nie dawała rady. W głowie huczało jej od przesadnie spożytego poprzedniego wieczora alkoholu i natłoku emocji, jakie zdążyły się w niej zebrać. Czuła do siebie dziwne obrzydzenie, jednak nie poddawała się czarnym myślom. Przez własną głupotę mało nie oddała się obcemu facetowi, którego znała może dwie godziny. Nie, w sumie nie znała. Tylko razem tańczyli i wymienili kilka uprzejmości. Wciąż czułą jego dotyk, przez co przechodziły ją cholernie nieprzyjemne dreszcze, jednak wciąż powtarzała sobie jak mantrę, że na szczęście nie udało mu się osiągnąć swego.
Nie potrafiła tylko zaakceptować faktu, że obudziła się w łóżku Kakashiego. Pamiętała, jak do niego przyszła. Jak dziękowała, opowiadała o strachu i niemo dawała po sobie poznać, jak bardzo wdzięczna jest mu za jego obecność. Uratował w końcu jej dumę, honor… A nawet życie! Była pewna, że jeśli Heiko zdążyłby zrobić to, do czego skrzętnie dążył, to byłaby w stanie zrobić sobie naprawdę złe rzeczy, nie mogąc zdzierżyć tego co jej zrobiono.
Wciąż nie mogła również pozbyć się widoku Hatake, w którego wstąpiła nieopisana złość, wręcz taka… Demoniczna? W pewnym momencie poważnie się przestraszyła; była pewna, że on naprawdę go zabije. Mimo to, gdy mu przeszkodziła, wrócił do postawy starego, poczciwego senseia, który wiecznie sprawował nad nią pieczę. W tamtej chwili też nie odpuścił, jak zawsze zresztą.
— Matko — jęknęła, przewracając się na bok. Podkuliła nogi i zamknęła oczy.
Zastanawiała się czy wciąż powinna mu dziękować, a może przepraszać. Narobiła problemów nie tylko sobie, ale też jemu i reszcie przyjaciół. Do tego spała całą noc wtulona w ciało swojego byłego nauczyciela, co nijak imało się przyzwoitości.
Jej rozmyślanie przerwało pukanie do drzwi wejściowych. Przestraszyła się, nie wiedziała gdzie był Kakashi — gdy się obudziła, miejsce obok niej było już puste i chłodne.
Bała się, że nie ma go w budynku, że pod drzwiami stoi Heiko, który przyszedł się zemścić. Dosłownie żołądek zrobił fikołka, sprawiając, że odczuła silne mdłości. Zacisnęła dłonie na kołdrze, siedząc wyprostowana jak struna — co miała zrobić?
Skupiła się najmocniej, jak potrafiła i rozluźniła mięśnie. Wyczuła jego chakrę, a chwilę później usłyszała, jak drzwi są otwierane od wewnątrz.
— Witajcie. — Usłyszała jego cichy, zachrypnięty głos.
— Cześć sensei. — Od razu rozpoznała głos Naruto i drugi, należący do Ino.
— Jak ona się czuje? — Yamanaka była cholernie przejęta.
— Zasnęła jakoś wczoraj? — Uzumaki również nie krył swojego zdominowanego przez smutek humoru.
Haruno nie usłyszała odpowiedzi Kakashiego. Bała się tego, co tak naprawdę sobie o niej pomyślał. Najpierw mało nie dała się zgwałcić, a potem wlazła do jego łóżka.
Wstała i po cichu wyszła z pokoju, by oprzeć się o ścianę na korytarzu przy samych schodach. Tam mogła lepiej zrozumieć rozmowę, którą widocznie chcieli zachować dla siebie.
— Zabrali go, został deportowany do więzienia w innej wiosce. Gwarantowane dziesięć lat za próbę gwałtu... — oznajmił Uzumaki. Wiadomość może i była dobra, jednak w jego głosie nie można było dostrzec grama satysfakcji czy zwykłego zadowolenia. Sakura czuła, że to był koniec dobrych wieści, a czekały na nią już te złe.
— Niestety tamtejsze władze domagają się się twardych dowodów przeciwko jego niewinności. — Ino głośno westchnęła, na co dłonie różowowłosej zacisnęły się w pięści. — Póki ich nie otrzymają, ty również musisz zostać doprowadzony pod ostrzał władz, za zmasakrowanie go, sensei.
Podsłuchująca zakryła usta dłonią, by stłumić jęknięcie. Nie spodziewała się takiego obrotu spraw, za nic w świecie! Przez jej własną głupotę on miał cierpieć? To niedorzeczne!
— Spodziewałem się tego. — Głos Hatake złamał ją jeszcze bardziej.
— Nie ma się o co martwić — prychnął Naruto, siląc się na radosny ton. — Dowody są, trzeba je tylko zebrać. Do tego Tsunade rozpęta piekło, bo nawet nie trzeba było jej mówić o tym, że stanąłeś w obronie Sakury, przed… No wiecie.
— Zawszałym, śmierdzącym recydywistą, pierdolonym, bezwartościowym śmieciem, który już dawno powinien gryźć piach — dokończyła Ino, cytując słowa Hokage.
— Kiedy po mnie przyjdą? — spytał Kakashi.
— Będą czekać w siedzibie Piątej o czternastej.
— To za pół godziny… — zauważył mężczyzna. Serce Sakury zmiażdżyła jakaś niewidzialna pięść.
— Tak — mruknęła Ino.
— Uwolnią cię od razu, gdy dostarczymy im nagrania z klubu i gdy… Sakura będzie gotowa złożyć zeznania uzupełniające jako poszkodowana.
— Szczęście w nieszczęściu, ten prostak zaciągnął ją pod wejście magazynu, tam musiały zostać zainstalowane kamery.
— Rozumiem. — Haruno była pewna, że Kakashi właśnie się beztrosko przeciąga. — No nic, muszę się zbierać. Zajrzycie do niej później? Wyjaśnicie sprawę?
— Pewnie, sensei — powiedziała spokojnie Ino. — Zajmiemy się nią do twojego powrotu.
Szybko opuścili dom, a zielonooka pobiegła z powrotem do pokoju mężczyzny, gdy tylko usłyszała, jak ten wchodzi po schodach. Wskoczyła na łóżko i nakryła się kołdrą; dosłownie w ostatniej chwili zamykając powieki, by sprawić wrażenie śpiącej. Wszedł cicho do pokoju i zatrzymał się przy łóżku, po chwili siadając na jego brzegu. Była cholernie ciekawa co jej powie. Dotknął delikatnie jej ramienia, jakby była ze szkła.
— Sakura, budź się — szepnął. — Sakura.
Udała, że się przebudza. Nie zmieniła jednak pozycji, a jej wzrok spoczął na jego silnie spuchniętych kostkach dłoni. Widniały na nich świeże strupki; momentalnie uderzył w nią wspomnienia minionego wieczora. Zauważył to i skrył dłoń w połach kołdry.
— Sakura, ja… — Widziała, że intensywnie wymyślał nad jakąś sensowną bajką, która mógł jej wcisnąć, by tylko się nie martwiła. — Dostałem misję z ANBU.
Z jednej strony wolała się z nim nie sprzeczać i nie wypominać kłamstewek, skoro zrobił dla niej wczoraj tak dużo… Jednak trochę ją to ubodło. Mógł przecież powiedzieć jej prawdę. Cóż, za bardzo nie chciał dokładać jej dodatkowych zmartwień.
— To znaczy? — szepnęła słabo.
— Nie będzie mnie kilka dni — stwierdził, podnosząc się. Zaczął grzebać w szafie. — Ale widziałem się już rano z Kibą, a przed chwilą byli tu Ino i Naruto. Zajmą się tobą, będą mieć dom na oku przez cały czas.
Wstała i owinęła się kołdrą, robiąc z niej nawet prowizoryczny kaptur. Podeszła bliżej, marszcząc czoło; obiecał coś innego.
— Wczoraj powiedziałeś…
— Wiem, co mówiłem, Sakura. — Odwrócił się do niej, a jego ton był cholernie poważny. — Nie zostawiam cię samej. Gdy tylko wyczuję, że coś ci grozi, od razu wrócę. Będę tu w mgnieniu oka, rozumiesz?
Przytaknęła zgodnie głową.
Tym razem mówił prawdę.


Spakował się; za pięć minut miał być u Piątej. Mimo to nie potrafił wyjść z domu. Widział, że Sakura walczy z jakimiś nieprzyjemnymi myślami, które biły od niej na kilometr, jak ciemna aura. Opierał się biodrem o kuchenny blat i obserwował ją, jak piła kawę, którą jej przygotował. Miał wrażenie, że nie chodziło już o wczorajsze wydarzenie, a o coś o wiele gorszego.
— Niedługo wrócę, naprawdę — szepnął, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
— Obiecujesz? — szepnęła beznamiętnie, wciąż wpatrując się w okno.
— Przysięgam, Sakura.
— Tak samo… — Zacięła się i przeniosła na niego wzrok. Zielone oczy zaszły łzami. — Dokładnie to samo powiedziałeś Tsunade, zanim opuściłeś wioskę dwa lata temu.
Westchnął głośno, zamykając oczy. Odbił od blatu, przejechał dłonią po czubku jej głowy i skierował się do wyjścia.
— Ona nie jest dla mnie tak ważna, jak ty — rzucił chłodno, zamykając drzwi, gdy podążyła za nim do przedpokoju. Nie potrafiła wypuścić go bez odpowiedzi, a ta wcale nie przyniosła jej niczego miłego.
— To dlaczego mnie okłamujesz, Kakashi?


< < ♥ > >


— Czemu mu nie powiedziałaś, że nas słyszałaś? — obruszyła się Yamanaka, siadając na plastikowym krześle.
— Nie wiem, jakoś nie potrafiłam burzyć jego planu.
— O jezu — jęknęła, przewracając lakonicznie oczyma. — Zastanów się trochę, Sakura.
Wzrok Haruno spoczął na twarzy Ino, której policzki były rumiane od chłodu, panującego na dworzu.
— Wiem, przez co wczoraj przeszłaś. Najchętniej sama ubiłabym tego gnoja gołymi rękoma. Ale spójrz, co Kakashi dla ciebie zrobił, co nadal robi. On był cholernie blisko zamordowania Heiko, już nie mówiąc o nocy i o tym, że był obok ciebie.
Sakura poczerwieniała, wypuszczając z płuc dym. Trzymałą w palcach papierosa i zaciągała się na zmianę nikotyną i mroźnym, wieczornym powietrzem, stercząc razem z przyjaciółką na tarasie.
— Jestem pewna, że jego zachowanie nie dzieje się bez przyczyny. To nie jest zwykła więź między byłą uczennicą a jej nauczycielem — kontynuowała Yamanaka. — Tak, wiem co zaraz powiesz. Że zawsze był taki wobec ciebie, okej, rozumiem. Ale to jak na ciebie patrzy bardzo się zmieniło, nie zauważyłaś tego?
— Co ty w ogóle wygadujesz, Ino? — prychnęła głośno, zaciągając się kolejną dawką papierosa.
— Mówię, że człowiek nie zachowuje się tak jak on, bez jakiś powodów! — Blond włosy rozsypały się na ramionach właścicielki, gdy poruszyła gwałtownie głową. — Sakura, popatrz na to trzeźwo. Oboje byliście poniewierani przez ludzi, w życiu nie zagrzaliście miejsca przy kimś na długo. Albo byliście zupełnie sami, co w jego przypadku trwało cholernie długo. Oboje cierpieliście. — Weszły do salonu, gdy Sakura zgasiła papierosa. Spojrzenie lazurowych oczu zatrzymało się na zdjęciu drużyny siódmej. — Możesz się na mnie denerwować, ale ja wiem swoje. Widzę, jak na siebie patrzycie. Może i jeszcze tego nie rozumiecie, ale przyjdzie na to czas… Jestem pewna, że los postawił na was pewną kartę.
Opadły na kanapę i przez chwilę milczały, wpatrując się w telewizor.
— Przy nikim nie czułam się taka…
— Bezpieczna? Doceniona, kochana? — Ino weszła jej w zdanie.
— Ta… Chociaż kochana, to chyba za dużo powiedziane.
— Nie czepiaj się. — Yamanaka pokazała jej język. — Ale sama widzisz, on przy tobie też jest inny. Zupełne przeciwieństwo starego, samotnego, niewzruszonego Kakashiego. Po prostu, by to wszystko otrzymało jakiś rozruch, potrzebne były te wszystkie złe impulsy. Po to, byście pojęli, że jesteście sobie potrzebni.
— Bredzisz od rzeczy i mieszasz mi w głowie, kretynko — warknęła, kręcąc energicznie głową. — Skończ już.
— Jesteś przepiękną kobietą, za którą ugania się wielu mężczyzn. — Ino wciąż nie przerywała swojej tyrady. Sakura była jej wdzięczna za wsparcie, ale usilne próby udowodnienia czegoś, co nie miało miejsca, zaczynały się robić irytujące. — A on nieziemsko przystojnym mężczyzną, na którego widok kobietom staniki same się rozpinają. — Haruno prychnęła gromkim śmiechem. — Razem jesteście idealni.
— Skończ już, proszę cię. — Zielonooka westchnęła głośno i rozsiadła się wygodniej. — Czas pokaże, czy twoja wizja miała sens. Jeśli się kiedykolwiek spełni, to będę twoją służącą przez okrągłe miesiąc.
— Szykuj fartuszek… — szepnęła mrukliwie. — Myślisz, że pozwoliłby ci od tak wejść do swojego łóżka?
— Doskonale wiesz, jaka była sytuacja!
— Bez znaczenia — rzuciła filuternie.
— Jesteśmy! — Usłyszały, gdy do mieszkania weszli uzumaki i Inuzuka.
— Co do tego przesłuchania. — Sakura zwróciła się ponownie do Ino, chcąc zmienić temat. — Myślisz, że mogę się tam wybrać już jutro?
— Ta, co w gorącej wodzie kąpana — skwitował Uzumaki, podchodząc do kominka, w którym ogień powoli chciał zakończyć swoją egzystencję. — Niestety, musisz przeczekać te cztery dni, aż do piątku. Piąta wyznaczyła mnie, Kibę, Yamato, Saia, Lee, Gaia i Tenten do eskortowania cię tam. Wioska oddalona jest od nas aż dzień marszu.
— Dlaczego musimy tyle zwlekać? — Haruno odebrała od Kiby puszkę piwa, które jej otworzył. Czuła, że ten napój pozbawi ją bólu głowy, który wciąż towarzyszył jej po popijawie z poprzedniego dnia.
— Nagrania. — Ino nakryła się kocem, siadając wygodniej. — Facet, który zajmuje się w klubie monitoringiem, musi wrócić z urlopu. A ma kawałek drogi.
— No! Nie smucimy się już! — rzucił Naruto, obejmując dziewczyny za szyje, gdy stanął za kanapą. Rzucił na stolik opakowania z płytami DVD, a Kiba ruszył do kuchni z resztą zakupów. — Wybierzcie coś, a my przygotujemy jedzenie.
— Mogę zrobić leczo? Robię dobre leczo — mlasnął Inuzuka.
— Ale ja go nie lubię — fuknęła Ino, na co chłopak warknął coś pod nosem.
— Co z Hinatą i Shikamaru? — zapytała Sakura, gdy chłopcy przenieśli się do pomieszczenia obok. — Nie są źli?
— Nie ma ich. — Yamanaka pokręciła głową i wzięła do ręki jedną z płyt. — Są razem na misji zwiadowczej. Tsunade wysłała ich dziś rano.


< < ♥ > >


Hatake całą drogę szedł w milczeniu, nie zważając na dwóch strażników, którzy byli od niego przynajmniej dwa razy więksi. Był zły, wręcz wściekły. Obiecał jej, że nie spuści jej z oka, że się nie oddali, a kilka godzin później musiał opuścić wioskę. Miał ochotę ogłuszyć tę dwójkę i wrócić do Konohy. I choć wiedział, że zajmie mu to trzy sekundy, nie próbował dopuścić się takiego aktu. Odbiłoby się to na wiosce, a nie daj boże jeszcze na Sakurze, która i tak musiała jeszcze swoje wycierpieć przychodząc po niego i zeznając, co równało się z przywołaniem przykrych wspomnień.
Przekraczając bramę wioski, od razu czuł się dziwnie zaniepokojony. Było tu cholernie ciemno i cicho. Nigdzie nie świeciła się żadna latarnia, budynki były obdrapane i straszyły swoją starością. Wręcz groziły zawaleniem. Ulice zaniedbane, brudne, puste. Ludzie, którzy go mijali byli wściekle denerwujący i tak samo jak on, nie pałali żadną sympatią. Czuł na plecach spojrzenia podejrzanych typów, którzy palili fajki przed swoimi ulubionymi spelunami, skąd dochodziła do niego gwara pijanych ludzi.
Miał złe przeczucia.


— Hatake Kakashi… — Dobiegło do jego uszu.
Za biurkiem siedział stary, gruby, wąsaty i w dodatku, prawie łysy mężczyzna w zgniłozielonym mundurze. Do piersi miał dumnie przypiętą, lekko zardzewiałą plakietkę porucznika, który prosiła o litość.
Szarowłosy popatrzył na niego leniwie, nie okazując nawet drobiny szacunku czy swoistego zainteresowania.
— Draniu, to ty tak skrzywdziłeś mojego syna! — Usłyszał nagle z boku. Zwrócił wzrok ku kobiecie, której wcześniej nie dostrzegł. Jej skąpe odzienie wskazywało na to, że była cieszącą się dobrą sławą ladacznicą, która lubiła swoją pracę. Do tego ledwo stała na nogach, ale niesamowicie intensywny zapach alkoholu ulatniał się z niej i dobiegał do jego nozdrzy, zniesmaczając.
— Ciekaw jestem, co też takiego musiał pani opowiedzieć, że tak go pani szkoda — zauważył lekko, lustrując ją spojrzeniem.
— Proszę nie udzielać się nie będąc proszonym o zabranie głosu — fuknął strażnik.
— To proszę mi nie ubliżać. — Kakashi zwrócił się spokojnie z powrotem w jego stronę, na co ten poderwał się za biurkiem i uderzył pięścią o stół.
— Głuchy?! — ryknął, oddychając ciężko przez zaciśnięte zęby. — Masz się zamknąć.
— Pani syn. — Hatake zupełnie go zbył, rzucając pogardliwe spojrzenie kobiecie. — Chciał zgwałcić moją uczennicę. Powinienem był go zabić, ale ta mała, głupiutka istotka mi na to nie pozwoliła. — Kobieta wstrzymała oddech i otworzyła szeroko oczy i usta. Kakashi był już pewny, że znała zupełnie inną wersję wydarzeń. — Zaczął spełniać swój plan w klubie pełnym ludzi.
— Zamknij się! — huknął ponownie porucznik, zdzierając swoje przepite gardło. Wyczołgał się zza biurka, chcąc uderzyć Kakashiego, lecz ten bez najmniejszego wysiłku odbił jego cios i złapał go za rękę, by jeszcze raz popatrzeć na niedoinformowaną matkę.
— Nie w moim interesie leży to, czy szanowna pani mi wierzy, czy też nie. W piątek przybędzie tu ta dziewczyna, a razem z nią nagranie z tamtej nocy. Jeżeli chce pani znać prawdę, zapraszam na seans — syknął cynicznie, odrzucając ramię porucznika.
— Do celi z nim — wycedził, próbując ulizać swoje trzy włosy, znajdujące się na czubku głowy.
Strażnicy, którzy prowadzili go tam z Konohy, weszli do sali i wyprowadzili go z biura. Zeszli z nim dwa piętra niżej i wepchnęli do kamiennej klitki, w której znajdowała się stara, rozpadająca prycza z kilkoma kocami i wygniecioną poduszką; przekrzywiony zlew, w którym najprawdopodobniej nie było wody i kibelek, do którego nawet nie podchodził.
Żelazne kraty zatrzasnęły się hucznie, a strażnicy oddalili się w głąb korytarza.
— Dobranoc koledzy! — krzyknął wesoło, rzucając torbę na podłogę.
Zdjął kamizelkę i powiesił ją na czymś, co przypominało hak. Odpalił świeczuszkę stojącą na rozpadającym się stoliku obok łóżka.
Rzucił się na skrzypiący materac, którego sprężyny ochoczo wbijały się w plecy i sięgnął po książkę. Mógł stamtąd wyjść w każdej chwili, nikt nie przyjął nad nim dozoru; chyba nie zdawali sobie sprawy z tego, kim tak naprawdę był.
— Byle do piątku. — Westchnął głośno.


< < ♥ > >


— Naruto! Ile na ciebie trzeba czekać?! — wrzeszczała Tenten, wymachując w złości ramionami. Skrzyżowała je nagle na piersi i zamknęła powieki. — Czekamy już pół godziny! Wiesz, że musimy się pospieszyć, by przypadkiem nie musieć zostać tam na noc.
Jej mina wyrażała przynajmniej pięćdziesiąt nienawistnych określeń dla czegoś, co musiało być nieziemsko ohydne.
— No przepraszam, zaspało mi się trochę — ziewnął, dołączając do nich. — Możemy iść?
Szatynka warknęła coś pod nosem i zwróciła się na pięcie.
Sakura wiedziała, dlaczego się spóźnił. Siedział u niej wczoraj do bardzo późna, zanim Kiba zjawił się na swoją “zmianę”. Nawet nie chciał słyszeć nic o tym, by iść do domu, póki Inuzuka nie pojawił się w progu salonu.
Wszyscy sprawdzali zawartość ekwipunku i po chwili ruszyli za Yamato. Sakura szybko do niego dołączyła i szła u jego boku, milcząc, dopóki nie skończył studiować mapy.
— Kapitanie? — mruknęła, gdy chował zwój do plecaka.
— No co tam? — Uśmiechnął się do niej ciepło, mrużąc przy tym swoje ciemne oczy.
— Czemu Tenten i Lee mówią o tej wiosce z takim sceptyzmem?
Naruto, Sai i Kiba przyłączyli się do pytania i spoglądali wyczekująco w stronę Tenzou.
— Widzicie… — Westchnął i chwilę myślał. — Drużyna Gaia była kiedyś zmuszona do wyprawy w tamte rejony, przez bardzo podobną sprawę. Zabrano tam na przesłuchania jednego z naszych strażników, który był zupełnie niewinny. Już pomijając fakt, że tamtejsi mieszkańcy traktują obcych jak wrogów i śmieci… To wioska sama w sobie wygląda jak pogorzelisko, gdzie mieszkają same szczury. Zero uprzejmości, taktu, gościnności. Przestępczość wykracza poza normę, a głównym źródłem dochodów są kradzieże lub… No, sami wiecie. Kobiet do towarzystwa jest tam od groma.
Sakura poczuła niepokój. Martwiła się o Kakashiego przez cały okres jego nieobecności, ale Tenzou dołożył jej teraz kolejnych zmartwień.
— Innymi słowy, kompletne dno. Nikt nie chce się tam wybierać.
— Nie martw się, Sakura. — Kiba zrównał z nią kroki. — Ta wioska to zakała Kraju Ognia. Ci ludzie nie mają pojęcia o lepszym życiu i nie chcą go nawet mieć. Żyją według przestarzałych przekonań i nie mają pojęcia co się aktualnie dzieje na świecie. Nawet nie wiedzą kim tak naprawdę jest Kakashi. Wchodzimy, zabieramy go i wychodzimy, a jak ktoś będzie stawiać opór, to nawet nie dostaniemy przy nich zadyszki.
— Nie to mnie martwi, Kiba — szepnęła, wciąż wbijając spojrzenie w stopy.
— A co? — wtrącił się Uzumaki.
— Od rana męczy mnie złe przeczucie. — Skrzywiła się i dmuchnęła w górę, by niesforny kosmyk włosów wrócił na swoje miejsce.
— Wiele ostatnio przeszłaś, może to z przewrażliwienia — zauważył Sai.
— Może tak, może nie… Chcę tylko szybko wrócić do domu.


< < ♥ > >


Kakashi siedział w fotelu, usytuowanym w kącie sporej sali. Było to pomieszczenie, w którym więźniowie mogli spędzać w jako-tako przyjemny sposób swój czas. Telewizor, szafa grająca, mała biblioteczka, kilka plansz do shōgi i stosów kart.
On jednak z nikim się nie zaznajamiał i przychodził tu tylko dla starych tomiszczy książek, które jako jedyne przynosiły mu trochę rozrywki.
Przy jednym z okien zaczęła kręcić się licha awantura. Nie liczył nawet która, bo owych było tam od cholery, cyklicznie jedna na godzinę; nie przejął się więc ani trochę. Jednak gdy doszły do niej wrzaski, uniósł leniwie wzrok w kierunku szarpaniny; największy byczek, który od samego początku próbował uświadomić Kakashiemu, że nie powinien do niego fikać, miotał właśnie jedynym typkiem, z którym Hatake znalazł jakiś wspólny język. Chorowite i nerwowe usposobienie tego biedaka, działało wręcz rozczulająco.
Normalnie by to olał, to pewne. Jednak zadziorność osiłka działała mu co raz bardziej na nerwy. Odłożył książkę, wstał i ruszył w ich kierunku spokojnym krokiem.
— Szarak, przyszedłeś na baty? — prychnął agresor, który wciąż zaciskał palce na koszuli chuderlaka.
— Puść go, bo narobisz sobie kłopotów — mruknął Kakashi, chwytając go lekko za nadgarstek. Duży fuknąć coś pod nosem, a po chwili klęczał na ziemi i jęczał głośno, gdy Hatake niewzruszony wykręcał mu rękę.
— Zaraz rozwalę ci twarz, konoszański dupku!
— Nie wiem jak na innych, ale na mnie twoja postura nie robi najmniejszego wrażenia. — Westchnął i puścił wrogą rękę. — Skończ odstawiać te szopki, bo stanie ci się krzywda.
Ten jednak poderwał się z ziemi, by wymierzyć szarowłosemu cios w tył głowy. Kakashi jednak zgrabnie się obrócił, nie wyciągając nawet rąk z kieszeni i kopnął go w twarz.
— Ostrzegałem. Za co w ogóle siedzisz? Za głupotę?
— Tch… — Splunął krwią i popatrzył na Kakashiego. — Płacą mi za to, że robię porządek z takimi jak ty…
— A ja chciałem dla zabawy zabić człowieka i wciąż mam na to ochotę, więc proszę, odpuść, bo rozwalę ci głowę bez najmniejszego wahania.
— Hatake Kakashi! — Zwrócił się w kierunku wejścia, w którym stał jeden ze strażników. — Porucznik wzywa cię na górę, przyszli ludzie z twojej wioski. Zbieraj rzeczy i chodź.
— Nareszcie — mruknął i zwrócił się ostatni raz do swojego przeciwnika. Skinął na swojego kolegę i powiedział: — Załatw mu wyjście z tego miejsca, bo inaczej z chęcią tu wrócę.


Głośne westchnięcie rozeszło się echem po gabinecie.
— Widzi pani? — mruknął Kakashi, opierając się plecami o ścianę.
W pomieszczeniu znajdował się teraz on, porucznik, matka Heiko oraz Sakura, spoczywająca przy biurku, za którą hardo stał Yamato.
— Chce pani coś dodać? — warknął gruby służbista, zerkając lekceważąco na Haruno.
Zielone oczy podniosły się na niego. Były przygnębione, zaszklone. Wszyscy wiedzieli, że wspominanie takich chwil i ich ponowna projekcja nie były przyjemne. Zadrżała, jednak nim zdążyła mrugnąć, Yamato stanął po jej lewej stronie, kładąc przy tym dłoń na barku, a Hatake błyskawicznie pojawił się po prawej.
— Nie chcę — syknęła, podnosząc się nagle — mam tylko nadzieję, że ten głupi skurwiel zgnije w więzieniu, a pan razem z nim.
Porucznik się zapowietrzył, kobieta rozpłakała jeszcze głośniej. Sakura wymaszerowała z pomieszczenia, z dumnie wypchniętymi do przodu piersiami, a zaraz za nią wybiegł Yamato.
— Miło było poznać! — Kakashi uśmiechnął się ciepło i machnął mężczyźnie ręką, kierując się do wyjścia.
— Możemy już iść? — mruknęła Tenten, rozglądając się dookoła. Dygotała ze zdenerwowania, nikt nie starał się jej uspokoić w obawie przed utratą jakichś części ciała.
— Tak, zbierajmy się — zarządził Tenzou.
Hatake pomógł Sakurze założyć płaszcz, zarzucił bluzę i kamizelkę, po czym wszyscy prędko wymaszerowali ze środka i skierowali się prosto do bram małej wioski. Mimo lekkiego przymrozku, pomarańczowe słońce uwypuklało nędze tego miejsca.
— Jak się czujesz? — usłyszała.
Kakashi szedł u jej boku i patrzył w niebo. Za dużo już się nasiedział w ciemnej celi, zdecydowanie te dodatkowe cztery dni nie były mu potrzebne.
— Zmęczona całonocną wędrówką, ale nie jest źle. — Uśmiechnęła się radośnie, kryjąc w sobie pokłady wielkiego szczęścia. Było jej lepiej, gdy był obok.
— A tu? — mruknął, dotykając jej czoła, a następnie wskazując na serce. — I tu?
— Lepiej… Dużo lepiej.


Popołudnie mijało im w spokoju; dobre humory nie chciały ich opuścić, jednak Hatake wciąż był zamyślony, a Sakura nie mogła pozbyć się swojego przeczucia.
Wzmogło się ono, kiedy Akamaru gwałtownie się zatrzymał i razem z Kibą zaczęli się nieco denerwować.
— Kakashi — mruknął Yamato, sięgając do kabury z kunaiami.
— Idą za nami od godziny — szepnął, cofając się o dwa kroki, z wyciągniętą za siebie dłonią. — Myślałem, że odpuszczą.
Sakura powiodła wzrokiem za jego ramieniem. Stanął przed nią, co zarejestrowała dopiero po chwili. Bez zawahania chciał ją osłaniać.
— I nic nie mówiłeś, sensei? — warknął Kiba, którego trójki się wyostrzyły.
— Możecie już wyjść — rzucił Hatake, spoglądając w tylko sobie znanym kierunku.
Od początku czuł, że chakra dwóch, śledzących ich osób, była potwornie silna i demoniczna. Przynosiło mu to złe wspomnienia, ale nie dał tego po sobie poznać. Nawet wtedy, kiedy Itachi i Kisame wyszli zza drzew.
— Jeszcze wam się nie znudziło? — jęknął Naruto, podpierając się pod boki. — Kiedy zrozumiecie, że nie macie szans mnie pojmać.
— Jak zwykle wyszczekany! — zaśmiał się Hoshigaki. — My tym razem jednak nie po ciebie, szczeniaku.
Zaniepokoiła się, kiedy Yamato nagle pojawił się tuż za nią i biła od niego straszna niepewność. Jego płytkie oddechy dosłownie rozwiewały jej włosy, napawając przerażeniem. Błagała, by obeszło się bez konfrontacji, jednak Kakashi wyciągnął kunaie.
— Nikogo z nas nie dostaniecie — rzucił Inuzuka.
— Uspokój się, Hatake — mruknął Uchiha, patrząc prosto w jego oczy. — Nie mamy ochoty na walkę.
— Chcemy tylko przysporzyć sobie rozrywki, robiąc wam na złość. — Kisame zerknął na Tenzou, który chwycił Sakurę za ramiona i pchnął lekko na bok, by zamknąć do niej dostęp wrogowi. — Na walkę też przyjdzie czas, ale później.
— Zamknijcie się — warknął Yamato.
Jego zachowanie było dla Sakury strasznie niezrozumiałe. Zazwyczaj zachowywał zimną krew, przez co była teraz zupełnie zdezorientowana. Wyszła zza mężczyzn, gdy nie skupili na niej uwagi i popatrzyła na Uchihę. Zadrżało w niej, na wspomnienie opowieści Kakashiego, najchętniej sama by ich pozabijała, mimo, że w rzeczywistości nie miała na to szans. Kisame podniósł dłoń i wskazał palcem na różowowłosą.
— Ty dziś jesteś celem — mruknął chrapliwie.
— Nikogo nie będę leczyć, wolałabym zdechnąć — syknęła hardo.
— Ach. — Niebieski machnął ręką. — Gdyby o to nam chodziło, już dawno mielibyśmy się w swoich szeregach. Ale na to też przyjdzie czas, nie martw się.
— Więc o co wam chodzi?
— Jesteś obdarowana wielkimi pokładami chakry, dzięki naukom Piątej Hokage, czyż nie? — mruknął Itachi. — Tak samo jak ten młotek, uczeń Jiraiy.
— Ej! — jęknął Uzumaki, na co Kisame wyszczerzył swoje rekinie kły.
— Twoi sensei doskonale wiedzą, że coś się w tobie kryje. Sami nawet nie zdają sobie sprawy z potęgi tej siły. Niestety dostali nakaz zatajenia tego przed wszystkimi, nawet przed tobą. — Itachi obserwował Sakurę, która przyglądała mu się z niezrozumieniem.
Dziewczyna przygnieciona natłokiem zdarzeń z ostatnich dni i absurdalnymi informacjami, które właśnie otrzymała, zaczęła czuć, jak odpływa. Nie mogła brać normalnych wdechów i dosłownie, zaczęło boleć ją serce.
Kakashi doskoczył do niej i chwycił za ramię, które nerwowo wyrwała. Odwróciła się do niego i wbiła spojrzenie w niespokojne, czarne jak smoła, tęczówki.
— Kłamstwo za kłamstwem, Hatake — wycedziła, wciąż hardo na niego patrząc. Przeniosła spojrzenie na Itachiego, którego twarz ozdabiał nikły, słaby uśmiech. — O czym mowa?
— My ci nic koleżanko nie powiemy. — Kisame wzruszył ramionami. — Niech twoja przełożona sama ci o wszystkim opowie, a uwierz nam, że to bardzo ciekawa historia, co nie, Hatake?
Nagle zniknęli, a dziewczyna zatoczyła się lekko, próbując dać krok do przodu. Naruto podbiegł do niej i chwycił w ramiona. Zdenerwowany popatrzył to na Hatake, to na Yamato i zagryzł dolną wargę.
— Na waszym miejscu zacząłbym się martwić — szepnął chłodno, ruszając do przodu.
— Co teraz? — Tenzou przełknął głośno ślinę, patrząc na swojego przyjaciela.
— Nie wiem. Nie mam pojęcia skąd mogli o tym wiedzieć. — Kakashi przetarł twarz dłonią. — Przecież tylko ja, Ty, Tsunade, Trzeci, Minato, Kushina, Mebuki i Kizashi o tym wiedzieliśmy.
— Co, jeśli będzie chciała zdjąć pieczęć?
— Póki jej nie dotkniesz i nie sprawisz, że znak stanie się widoczny, będziemy kłamać. Dla jej dobra.
— Kiedy ja nie chcę jej okłamywać!
— Ja też, ale nie mamy wyjścia.


< < ♥ > >


— Z całym szacunkiem, Tsunade-sama… Ale chcę wiedzieć o co chodzi i mam do tego prawo. — Sakura stanęła przed biurkiem, gdzie Piąta z uwagą jej się przyglądała. Kobieta wstała i jak to miała w zwyczaju, podeszła do okna, by spojrzeć na panoramę Konohy.
— Yamato, odsłoń pieczęć — szepnęła, spoglądając na niego przez ramię.
— Piąta, nie! — Kakashi warknął i dał krok do przodu, jednak chłodny wzrok rozwścieczonej Sakury zatrzymał go w miejscu.
— Już wie, to jej decyzja co z tym zrobi.
— Dokładnie! — zawtórowała jej różowowłosa, nie mając w sumie zielonego pojęcia o czym mówią.
Hatake parsknął zdenerwowany i powiódł wzrokiem za Tenzou, który podszedł do Haruno i przykucnął przy niej.
— Podciągnij rękaw — szepnął.
Dziewczyna posłusznie podwinęła materiał bluzy i z uwagą obserwowała, co robi szatyn. Ten ujął jej dłoń w swoją i obrócił ramię wierzchnią stroną ku górze. Przyłożył do ust dwa palce, mocno się skupił, wyszeptał kilka niezrozumiałych słów, po czym musnął opuszkami jej skórę. Wstał i odsunął się, a w dotkniętym przez niego miejscu pojawiła się pieczęć, przypominająca bransoletkę. Składała się z liter, cyfr i dziwnych oznaczeń, których Haruno nigdy nie widziała. Popatrzyła na rękę, a potem na Kapitana.
— Ten znak trzyma w ryzach dodatkowe pokłady chakry, jakie zostały w tobie zapieczętowane — mruknęła blondynka, wychodząc przed biurko. — Naruto, podejdź.
Chłopak, który w milczeniu wszystko obserwował, podniósł się i zbliżył do kobiety.
— Jak wiecie, ja, Jiraiya i Orochimaru uchodzimy za słynnych, Legendarnych Sanninów. Gdy oboje mieliście po cztery lata, okazało się, że wy i Sasuke jakiś chorym trafem zostaliście obarczeni mianem naszych następców. Dlatego Uchiha miał też własne powody, by dostać się w łapska Orochimaru. Jakimś trafem sam się o tym dowiedział.
— Tryb mędrca i te sprawy? — spytał luźno Uzumaki.
— Tak. — Yamatko skinął zdawkowo.
— Ale Ero-sannin miał przede mną innych uczniów, w tym tatę…
— Tak, kretynie, ale padło na ciebie. — Na czole Godaime pojawiła się zmarszczka, zwiastująca niebezpieczeństwo. — Ty natomiast, Sakura, otrzymałaś nie tylko kompetencje na jednego z najlepszych na świecie medyków. W twoich genach mocno się coś pomieszało i wtedy sprawiało jeszcze zbyt duże zagrożenie dla twojego życia. Przez to, ze tak wielka siłą uaktywniła się w tak młodym ciele, nie byłaś w stanie nad nią zapanować. Pamiętasz, jak dziesięć lat temu leżałaś w szpitalu z cholernie wysoką gorączką?
— Jak przez mgłę — odparła dziewczyna, nie odrywając wzroku od Piątej.
Kobieta usiadła na biurku. Założyła nogę na nogę i westchnęła.
— Twój stan śmiało można było określić agonalnym. Mebuki i Kizashi błagali mnie o pomoc, a ja tak naprawdę nie potrafiłam nad tym zapanować, ponieważ przerastało to moje możliwości. Wtedy też, dzięki Trzeciemu hokage, poznałam Yamato i Kakashiego, którzy już w wieku szesnastu lat uchodzili za specjalistów z dziedziny łamigłówek. Utworzyliśmy zespół, który miał za zadanie opracować bardzo silną pieczęć, tłumiącą twoje moce.
— I udało się? — spytała dziewczyna, z zaciekawieniem słuchając historii.
— Owszem — odparła, spoglądając na mężczyzn. — Zajęło nam to tydzień, ale zdążyliśmy na czas. Oczywiście nie wyobrażaj sobie za wiele. To nie jest żadna super moc na poziomie Kuramy czy innych bestii. Ale wyglądało to tak, jakby oprócz twojej chakry, znajdowało się wewnątrz ciebie źródło dodatkowej, o naturze wody, która nie chciała się dać kontrolować przez małe dziecko. Możesz zażyczyć sobie odwołania blokady. — W sali rozszedł się pomruk niezadowolenia Kakashiego. — Zwłaszcza, jeśli przyjdzie do konfrontacji z Akatsuki… Lepiej żebyś wiedziała czego bronisz i jak się bronić.
Dziewczyna wbiła wzrok w okna i próbowała poukładać poruszone myśli. Już pominęła fakt, że ponownie coś przed nią ukrywano, ważniejsze było to, czym to “coś” było.
Kakashi sterczał nieruchomo, udając niewzruszonego, jednak w środku jego głowy panował istny chaos.
— Czy to jest niebezpieczne? — spytała nagle. — Może sprawiać zagrożenie ludziom dookoła mnie?
— Wtedy było, ponieważ byłaś mała — odpowiedział jej Yamato. — Teraz dojrzałaś i urosłaś w siłę. Twój organizm na początku może być niezadowolony z kolejnego źródła chakry, jednak pieczęć Yin może ci w tym pomóc.
— Osobiście uważam — zaczął Hatake, lecz Piąta brutalnie mu przerwała.
— Nie istotne co ty uważasz — mruknęła — istotne jest to, czego chce Sakura.
Zielone oczy omiotły spojrzeniem pomieszczenie i zatrzymały je na stercie jakiś papierów. Zastanawiała się przez jakiś czas i spojrzała na Naruto, który niemalże natychmiast się do niej uśmiechnął.
— Wiesz, ze będę przy tobie i będę wspierać — mruknął, unosząc w górę kciuk.
— Nie mam innego wyjścia — powiedział Yamato, gdy popatrzyła również na niego. — Znam się na tym, pomogę opanować.
— Jako moja pierwsza uczennica, możesz na mnie liczyć, pamiętaj — wtrąciła Piąta.
Dziewczyna była im cholernie wdzięczna, ale wiedziała, że nie podejmie decyzji, dopóki Kakashi czegoś nie powie. Miała dziwne wrażenie, iż bez niego może nie dać rady.
— Twój wybór, Sakura — rzucił beznamiętnie. — Dostosuję się.
Poczuła się inaczej, niż zawsze. Miała wrażenie, że poczucie beznadziejności przy Naruto czy Sasuke w końcu zostanie zniwelowane do zera.
— Jestem gotowa! — oznajmiła hardo, podrywając się z krzesła. Przyjęła pozycję myśliwego, który zdobył swoją zwierzynę.
— Hola, hola — zaśmiał się Yamato, unosząc w górę dłonie. — Nie tak szybko. Dopiero jutro będziemy mogli coś z tym faktem zrobić.
Dziewczyna się naburmuszyła.
— Jesteście zmęczeni, a zdjęcie tej pieczęci zużywa mnóstwo energii, którą Kakashi i Yamato muszą zregenerować. Zajmiemy się tym jutro. Dogadam się z Ibikim, by zaklepał dla nas jedną z tych swoich... — Tsunade się wzdrygnęła. — Sal w podziemiach. Tymczasem Kakashi.
— Hm?
— Opowiedz jej nieco o tych umiejętnościach w domu. Niech przygotuje się mentalnie.
— W porządku.
— No, a teraz uciekajcie. A! Kakashi czy rozmawiałeś o kwestii Ak... — zaczęła.
Sakure zaskoczyło jej pełne zdziwienia spojrzenie, skierowane w strone mężczyzny. Ten natomiast patrzył na nią tak, jakby miał zamiar dokonać zamach stanu. Yamato patrzył to na jedno, to na drugie, stanął po chwili przed Hatake, depcząc mu przy tym specjalnie nogę i zwrócił się do Tsunade.
— Doszliśmy do wniosku, że z tym poczekamy... No Czcigodna, dzisiaj doszły nowe obowiązki, na razie chyba nie warto... — plątał się.
— Macie czas do piętnastego grudnia. Trzy dni później są nabory, jeżeli nie, wyręczę was.
— O co chodzi? — zapytała Haruno równocześnie z Uzumakim.
— O nic — bąknęła i odwróciła się tyłem do nich na krześle. — Do jutra.


< < ♥ > >


— No mów! — wrzasnęła po raz piąty.
— Nie teraz.
— Powiedz mi! — Tym razem użyła demonicznie niskiego głosu.
— Nie.
Szli ciemną ulicą, którą nieznacznie oświetlały latarnie. Pożegnali się już z Yamato przed siedzibą, Naruto zaś jakieś pięć minut wcześniej odłączył od nich, gdy po drodze spotkał Irukę, zmierzającego ku Ichiraku. Od domu dzieliło ich już jakieś dziesięć minut drogi.
— Kakashi-sensei, proszę!
— Od kiedy zrobiłaś się taka denerwująca?
— Gadaj!
— Jesteś bardziej nieznośna niż Naruto...
— Mów albo cię zabiję! — Głośne syknięcie otworzyło mu oczy, chwilę przed tym, gdy kunai przedarł powietrze przed jego nosem.
— Daj mi spokój, babo! Wejdziemy do domu, usiądziemy i na spokojnie pogadamy. Daj mi się nacieszyć w spokoju świeżym powietrzem. — Zaczął sięgać po książkę, lecz ku jemu zaskoczeniu i przerażeniu, dziewczyna trzasnęła go w dłoń swoją i wyglądała, jakby miała mu zaraz wydłubać oczy.
— Sakura... — jęknął, trzymając czerwoną od uderzenia rękę.
— To powiesz, czy nie?!
— To bolało... — jęknął masując obolałą skórę.
Haruno zatrzymała się przed nim, stanęła przodem do niego, wspięła się na palce i zagroziła mu palcem wskazującym.
— Jeżeli zaraz mi nie powiesz, to sprawię ci jeszcze więcej bólu… — jej pouczenie przerwało coś, czego najmniej się teraz spodziewali.
Wielkie krople, lodowatego deszczu, zaczęły pojedynczo spadać z nieba i rozbijać się o ziemię i ich kurtki. Z sekundy na sekundę deszcz wzmagał na sile, a głośny łoskot zaczął wypełniać okolicę.
— O — mruknął — to ostudzi twój zapał — prychnął i popatrzył na nią. — Do zobaczenia!
Zniknął w chmurze dymu, na co dziewczyna z początku nie potrafiła zareagować. Złość, jaka wypełniła jej ciało, dosłownie zaczęła rozrywać jej wnętrzności.
— Jak on mógł?! — syknęła, stąpając twardo po śliskim podłożu. — No jak?!


— Jak było? — mruknął beztrosko, opierając się o ścianę przy wejściu do kuchni.
Nic nie odpowiedziała, zdjęła tylko buty, pokazując mu przy tym swoją złość. Żarty żartami, ale ten należał do tych wyjątkowo nieprzyjemnych. Cisnęła obuwiem o podłogę, zrzuciła z siebie płaszcz i pomaszerowała do kuchni.
Połowa złych emocji ulotniła się, gdy spostrzegła na stole dwa kubki, pełne gorącej herbaty i talerz pełen onigiri. Gest ten, choć wykonany ciut za późno, sprawił, że jej skostniałe z zimna ciało zaczęło lekko się ogrzewać. A może to przez to, że zdążył napalić w kominku?
Mimo to, wstrząsy cały czas przechodziły przez jej ciało. Owinęła się ramionami i zadrżała, czując, że płaszcz przepuścił zbyt dużo wody, która wsiąknęła w jej ciuchy.
— Zimno — szepnęła, rozcierając dłonie.
— Ściągaj to z siebie, musisz się wysuszyć. — Poinstruowana jego poważnym tonem, w którym mogła odnaleźć nutę zażenowania i poczucia winy, rozpięła suwak bluzy.
Pomógł jej ją zdjąć, co wywołało w dziewczynie mieszane uczucia, lecz nie gorsze od tych, jakimi wychłostano jej wnętrze po chwili. Kakashi złapał za dolną krawędź własnej koszulki i ściągnął ją z siebie, po chwili wręczając ciuch w jej dłonie. Choć wiedziała, że to zupełnie nieodpowiednie, i że nie raz mogła już uraczyć się tym widokiem, tym razem jego mięśnie wywołały w niej dziwne fale ciepła.
— Załóż to, zaraz przyniosę ci spodnie — rzucił, wychodząc z pomieszczenia.
Odprowadziła go wzrokiem, wciąż nie domykając ust. Zrzuciła bluzkę i wciągnęła na siebie własność Hatake i zsunęła z siebie spodnie. Darowany materiał sięgał jej do połowy ud, więc nie musiała czuć się bardzo zażenowana. Kiedy jednak z powrotem pojawił się w kuchni, musiała kryć zawstydzenie pod mokrymi włosami.
Odebrała od niego dres i szybko w niego wskoczyła, za to Kakashi przewiesił przez jej głowę suchy ręcznik.
— Dziękuję — szepnęła cicho, chwytając w dłonie gorący kubek. Nie zważając na to, że napój miał jeszcze dosyć wysoką temperaturę, zaczęła brać małe łyczki i cieszyć się tym, jak rozgrzewał jej wnętrze. Pochłonęła kilka onigiri, nie odzywając się do niego, kiedy zbierał jej rzeczy i poszedł zanieść je na górę. Za drugim razem wrócił już ubrany i usiadł na krześle przy niej, obserwując jej buzię. — Nie patrz się na mnie — fuknęła ostrzegawczo — to co zrobiłeś było cholernie wredne, wiesz?
— Przepraszam — odparł mrukliwie, biorąc do ręki drugie naczynie. — Naprawdę, przepraszam.
Przełknęła, nic nie mówiąc. Zebrała się w końcu i podniosła, po czym pobiegła na górę, by wziąć szybki, gorący prysznic.
Gdy tylko się wysuszyła, bez namysłu zarzuciła na siebie z powrotem jego koszulkę i na parę chwil zastygła w bezruchu. Przycisnęła do nosa ciemny materiał i zaciągnęła się zapachem, który dosłownie ją obezwładnił. Nie wiedziała, co się dzieje, ale ten stan zdawał się być czymś nieosiągalnie cudownym.
— Co ja robię — szepnęła, wciąż zaciskając palce na ciuchu. — Ino, ty głupia jędzo…
Wyszła z łazienki pięć minut później, gdy unormowała niespokojny oddech. Zeszła na dół, zgarnęła z kuchni ostatnią, ryżową kulką, by przejść do salonu i zająć miejsce przed samiuśkim kominkiem, usadawiając się na dużej, miękkiej poduszce.
— Gotowa? — spytał, siadając po jakimś czasie przy niej.
— Hm? — Popatrzyła na niego, wyrwana z zamyślenia. Jej policzki wypchane były jedzeniem, a oczy błyszczały od ognia. — Na co?
Nie odpowiedział jej, tylko zamilkł. Przyciągnął do piersi kolano i oparł o nie ramię, przyglądając jej się z uwagą. Ciepłe płomienie okalały całe jej ciało; miał cholerną potrzebę… By jej dotknąć.
— Sensei — mruknęła chrapliwie, ocierając usta z okruszków. — Nie gap się tak na mnie, mam gdzieś ryż?
— Nie — prychnął, śmiejąc się.
Rozczulało ją to. Uśmiechnęła się i popatrzyła na rozżarzone drewno. Nagle do jej głowy napłynęła jakaś myśl, która od razu ją ożywiła.
— Mów! Ile mam jeszcze czekać?! — obruszyła się
— Gdy miałaś dziesięć lat — mruknął po namyśle — zaczęły się dziać wokoło ciebie różne, dziwne rzeczy. Zaczęło się od tego, że twój tata wbiegł do szpitala z tobą na rękach, pamiętam to jak dziś. Wróciłem z jednej z misji i musiałem odeskortować jednego z podopiecznych, którego nieźle poturbowano. Cholernie lało i wiało, twoja mama płakała, jednak zachowywała zimną krew. — Westchnął i zwiesił do tyłu głowę. — Byłaś jeszcze cholernie mała, ale i tak każdy bez trudu cię rozpoznawał, przez kolor włosów. Ja też kojarzyłem cię głównie przez niego. W każdym razie, leżałaś salę obok. Zastanawiałem się wtedy, co mogło ci się stać, ale natłok innych zajęć trzymał mnie z daleka od szpitala. Do czasu… Tydzień później zostaliśmy wezwanie do siedziby, gdzie czekał na nas trzeci i, już wtedy, cholernie krzykliwa i pijana blondynka.
Sakura zachichotała i zmieniła pozycję na wygodniejszą, jednocześnie siadając przodem do mężczyzny.
— Hiruzen powiedział nam właśnie wtedy, że mamy pomóc w przygotowaniu cholernie mocnej pieczęci, która miała blokować nadmierną ilość chakry. — Złamał gałązkę, którą wyciągnął z koszyka i wrzucił ją do ognia. — Nie mieliśmy pojęcia dla kogo będzie ona poświęcona. Zakładaliśmy, że chodziło o Naruto, bo Minato wspominał mi, kiedy jeszcze żył, że jego pieczęć może zostać kiedyś naruszona… — Zawiesił się na chwilę i nad czymś myślał. — Tsunade powiedziała nam, że stworzenie kodu zajmie jej kilka dni, a nam kazano cię pilnować. Jak wiesz, Tenzou dzięki wszczepionym komórkom Pierwszego, może kontrolować nawet chakrę Kyuubiego, więc mógł pomóc i tobie. Mało się mną wtedy interesowałaś, Yamato wciąż wymyślał ci nowe zabawy i był tym fajniejszym, a ja… Nudnym. — Sakura zaśmiała się znowu, widząc jego zrezygnowaną minę. — Na początku nie wiedziałem, dlaczego wszczęli wokoło ciebie tyle zachodu, aż do któregoś dnia, kiedy mieli podać ci przy nas pierwszy zastrzyk. Pielęgniarka poprosiła Yamato, by wziął cię na kolana i jakoś zajął. Lecz byłaś sprytniejsza i doskonale wiedziałaś, co się szykuje… Wtedy też zobaczyłem po raz pierwszy zobaczyłem z czym mamy do czynienia. Twoje oczy wypełnił strach, przerażenie. Niedaleko was stał wazon z kwiatami i to on przykuł moją uwagę; był oszroniony, a woda w nim zgęstniała, powoli zamieniając się w bryłę lodu. Podniosłem się i podszedłem do zlewu, był koniec czerwca, więc coś takiego nie było naturalne. Woda jednak za nic nie chciała wypłynąć z kranu; rury doprowadzające były lodowate do tego stopnia, że skóra do nich przymarzała.
Dziewczyna, choć oniemiała historią, zaproponowała mu przejście na kanapę. Zawinęła się w koc, oparła o jej wezgłowie i wlepiła wyczekujące spojrzenie w mężczyznę.
— Inna sytuacja okazała się być dla mnie większym zaskoczeniem, mimo, że po wielu przemyśleniach i tak się tego spodziewałem. Otóż, Yamato cię strasznie rozpuścił; wciąż przynosił ci słodycze, które zajadałaś po kryjomu przed rodzicami. Któregoś razu twoje mama przyszła z obiadem i przyłapała cię z lizakiem, którego ci zabrała i wrzuciła do kosza. Strasznie się wtedy nadąsałaś i zaczęłaś odstawiać jakieś fochy, a ja od razu przeniosłem wzrok na wazon. Woda w nim bulgotała. Nieświadomie, ale cholernie skutecznie; twoje humory działały na wodę. Smutek sprawiał, że woda była chłodna, a strach, że zmieniała się w lód.
— Analogicznie, jeśli byłam zła to się gotowała, a kiedy szczęśliwa…
— Robiła się ciepła. Jako dziecko, nie zwracałaś na to żadnej uwagi, do czasu, aż poparzyłaś swoje dłonie. — Uśmiechnął się ciepło, wiedziała, że na myśl przyszło mu coś miłego. — Wtedy po raz pierwszy nie byłem tym złym, nudnym ochroniarzem. Przytuliłaś się do mnie i prosiłaś o to, bym jakoś uśmierzył twój ból. Yamato wtedy nie było, a ja średnio przepadałem za dzieciakami, jednak ty miałaś ten swój fajny urok.
— Nadal go mam — rzuciła żartobliwie, poprawiając w ostentacyjny sposób włosy.
— Nie zaprzeczę — odparł momentalnie, na co ta poczerwieniała. — Od tamtej pory chętniej spędzałaś ze mną czas, a ja mogłem eksperymentować.
— Co? Na mnie?!
— Można tak powiedzieć.
— Jesteś okropny, sensei — jęknęła, spoglądając na niego nieprzychylnie. — Wykorzystywałeś dziecko.
— Bez znaczenia, krzywdy ci żadnej nie robiłem. — Rozsiadł się wygodniej. — A poznałem lepiej twoje umiejętności. Oprócz nieświadomego zmieniania stanu jej skupienia, potrafiłaś ją ożywiać. Unosiłaś ją nad nami, nadawałaś przeróżne kształty, bardzo mnie to fascynowało. Niestety, starszyzna i twoi rodzice bali się, że możesz zrobić sobie krzywdę, stąd decyzja o pieczęci. Ani ja, ani Yamato nie mieliśmy nic do gadania. Chcieliśmy cię nawet wziąć pod swoje skrzydło, teraz byłabyś już nieźle wyszkolona w technikach wodnych. No, uśpili cię na ponad dobę, Tenzou ze łzami w oczach nakładał ze mną pieczęć. Nic więcej w sumie nie pamiętam, oprócz tego, że jak się rano obudziłaś, to bez przerwy biadoliłaś o jakiś pomarańczowych oczach.
Dziewczyna zamilkła i zbierała do kupy swoje myśli. Wiedziała, że teraz wcale nie będzie łatwo, Kakashi miał rację. Gdyby nie zablokowali jej umiejętności, w tej chwili potrafiłaby nad nimi zapanować, a teraz? Teraz musiała zaczynać od nowa i nawet nie próbowała wmawiać sobie, że da radę… Bo nie miała zielonego pojęcia, jak to wszystko się potoczy. Jedyne, co podtrzymywało ją na duchu to fakt, że miała przy sobie ich — ludzi, którzy jej pomogą.
— Wiesz… — odezwała się nagle. — Gdy tak już o tym wspomniałeś… Te pomarańczowe oczy nawiedzają mnie do tej pory.
Mężczyzna popatrzył na nią uważnie i podrapał się po skroni.
— Sprawdzałaś w sennikach?
— Nie — mruknęła zdziwiona. — Nigdy o tym nie pomyślałam.
— Bibliotekę masz niedaleko — rzucił ospale, przeciągając się. — Idziemy spać?
Skinęła głową i podnieśli się z kanapy, kierując od razu na górę. Dziewczyna jednak zatrzymała się w połowie schodów, co Hatake od razu wyczuł.
— Coś się dzieje?
— Myślisz, że temu podołam? — zapytała cicho, mrużąc oczy.
— Takich umiejętności nie nabywają zwykli ludzie… Tacy, którym nie jest to pisane. — Odwrócił się przodem do niej. — Jesteś niesamowicie silna, nie ma innej możliwości.
— Dziękuję — szepnęła z uśmiechem — sensei.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz