wtorek, 4 marca 2014

2. Bezsens

— Nie chce mi się — bąknął przeciągle blondyn, leżąc na miękkim materacu, ze skrzyżowanymi pod głową ramionami.
Naruto nie spał od ósmej, jednak czuł się wybitnie wypoczęty. Być może za sprawą jego ukochanego łóżka, w którym śpi mu się najlepiej, ale na pewno duży udział w tym miała świadomość, że nie musi być czujnym na atak. W końcu był w swojej wiosce, we własnym mieszkaniu. Był bezpieczny.
Podniósł się bez większego wysiłku i skierował w stronę łazienki. Wziął szybki prysznic, który trochę utrudniała mu złamana ręka. Po wyjściu spod niego, próbował wytrzeć się jak najdokładniej, lecz ból w ramieniu nie dawał za wygraną. Założył świeże bokserki i swoje czarne bojówki. Wycierając głowę ręcznikiem szedł do kuchni, stąpając po chłodnej podłodze. Przewiesił mokry materiał przez ramię, wziął do ręki czajnik, wypełnił go do połowy wodą i zaczął ją gotować. Sięgnął do suszarki po wcześniej używany, czysty kubek i postawił go obok gotującej się wody. Zaczął grzebać w reklamówkach z wczorajszymi zakupami po czym jego ramiona opadły w akcie zrezygnowania.
— Co... — jęknął — nie wziąłem kawy?
Zaczął repetę toreb jeszcze raz, po czym lamentującym głosem klął na siebie, że jest pewny, iż kupił ją poprzedniego wieczora. Prawdopodobnie mu wypadła lub w pośpiechu wrzucił ją do zakupów Sakury.
Z niechęcią wyjrzał przez okno. Deszcz ustąpił, ale szaruga trzymała się czubków dachów i najwyraźniej wcale nie miała zamiaru puścić.
— Trudno — mruknął, sznurując już swoje ciepłe buty — najwyżej ją obudzę, ale jeżeli nie wypiję kawy to będę do niczego.
Założył białą koszulkę, ciepłą czarną bluzę z kapturem, a na to zieloną, konoszańską kamizelkę, po czym zarzucił kaptur na jeszcze wilgotne włosy. Wyszedł, zamknął za sobą drzwi i ruszył powoli do przyjaciółki, przeklinając pod nosem, że nie usztywnił sobie w żaden sposób ręki, która zaczęła go boleć od nadmiaru ruchu i luzu. Powstrzymał się jednak, wiedząc, że za jakieś dwie godziny zrobi to za niego Tsunade, chociaż wolałby się obejść bez gipsu.


< < ♥ > >


— Kocie... — jęknęła wybudzona ze snu Haruno. — Kocie, daj mi, proszę, spać.
Lecz kot, jakby w ogóle nie słyszał jej protestów, dalej trącał jej policzek łapą wtórując temu cichym miauczeniem. Sakura dopiero po pięciu minutach tej katorgi zrozumiała, że zwierzę próbuje ją wybudzić nie z własnych pobudek, lecz przez dźwięk pukania do drzwi frontowych. Spojrzała na zegarek, który wskazywał jedenastą siedemnaście. Dziewczyna dopiero po chwili bardzo niechętnie podniosła się z łóżka. Zapięła guziki koszuli, skrzyżowała ramiona na piersi i leniwym krokiem, ze spuszczoną głową, ruszyła w stronę wejścia.
Już w połowie schodów słyszała płaczliwie wymawiane jej imię, tłumione przez grube drewniane drzwi.
— Sakura... Proszę, wiem, że nie śpisz... — jęknął blondyn, opierając się czołem o wilgotne z jego strony drewno, w które walił rytmicznie kostkami dłoni.
W końcu usłyszał charakterystyczny dźwięk zamka i łańcuszka, a wrota otwarły się ukazując mu jego przyjaciółkę, w totalnym roztrzepaniu i zaspaniu, przy czym ziewała głośno, a w jej nogach kręciła się kotka.
— Co się stało? — mruknęła, zamykając za nim drzwi.
Chłopak zdjął buty, kurtkę i rozsunął bluzę, po czym od razu skierował się do kuchni.
— Kupiłem wczoraj kawę, prawda?
— No tak — odparła, wchodząc za nim do pomieszczenia.
Złapała za kartonowe opakowanie i wsypała do pustej już miseczki trochę karmy, po czym odpaliła kuchenkę, chwyciła czajnik, zalała go wodą i postawiła na ogniu.
— Nigdzie jej nie ma, przeszukałem torby jakieś trzy razy, nie ma! — Denerwował się krążąc po kuchni.
Sakura podeszła do swojej, której jeszcze nie rozpakowała i zaczęła w niej szperać.
— Patrz, jest. — Dziewczyna ziewnęła, kończąc z głupim uśmiechem.
Naruto uderzył się w czoło, po czym wysunął krzesło i usiadł przy drewnianym jasnym stole, przyozdobionym kremową, pasującą do szafek serwetką, na której stał mały szklany wazon, a w nim jakieś ususzone kwiatki. Wyjrzał przez okno, którego parapet znajdował się na tej samej wysokości co blat stołu.
— Ciekawe czy ta pogoda poprawi się w najbliższym czasie — mruknął, opierając się brodą na ramionach skrzyżowanych już na drewnianej płycie i zaczął obserwować Sakurę.
— Nie wiem… — Odwróciła się na chwilę i spojrzała na mokrą szybę. Zwróciła się jednak i zaczęła sypać kawę do kubków. — Mogłaby się zmienić, mam już dość tego zimna i wilgoci — dodała, zalewając kawę wrzątkiem — z mlekiem?
— Tak, poproszę. I dwie łyżeczki cukru!
— Pamiętam, pamiętam.
Kotka zjadła połowę zawartości miseczki, zeskoczyła z szafki i wskoczyła na stół, ocierając się głową o czoło Uzumakiego, po czym z małym trudem pokonała firankę i usiadła na parapecie.
— Nazwałaś ją już jakoś? — zapytał prostując się na krześle.
— Nie, wciąż myślę — odparła, stawiając przed nim kubek — jest niezwykła, więc nie chcę też jej nazwać jakoś pospolicie… — Usiadła, a chłopak natychmiast zauważył, że jest głęboko zamyślona. Jej oczy wydawały się być zupełnie nieobecne, wręcz zamglone. — Naruto... Jak myślisz, co się stało z sensei?
— Hm? — Podniósł na nią wzrok i ułożył pytająco brwi. — Co masz na myśli?
— Nie powiedziała nam prawdy.
— Och Sakura! — krzyknął, jednak jego ton obniżył się dziesięciokrotnie. — Ty chyba nie myślisz o najgorszym? — Odpowiedziała mu wymowna cisza. — Pewnie dzisiaj nam wyjaśni co i jak, może po prostu nie chcieli nas bardziej umęczyć, a on ma się dobrze, tylko jest gdzieś... Daleko — dodał po chwili, lecz jego głos wcale nie był taki pewny.
— Nie wiem, boję się... — odparła cicho, oplatając dłońmi kubek. — Boję się, że coś mogło mu się stać.
— No nie żartuj... To jest Hatake Kakashi! — krzyknął z jasną brawurą, melodyjnie zaznaczając nazwisko omawianego. — Jemu nie mogło się nic stać... Jest wręcz niezniszczalny.
— Może i jest — mruknęła, przykładając ceramiczne naczynie do ust. — Ale wiesz, Naruto... Na każdego mocnego w końcu znajdzie się ktoś... mocniejszy.
— Sakura, dosyć — warknął poirytowany blondyn — nie powinnaś brać nawet pod uwagę takiej opcji. Kakashi jest cały i zdrowy, ni... Kurna... — syknął nagle.
Jego złamana ręka poleciała luźno w dół, w momencie gdy odsunął się od stołu i chciał przytulić plecami oparcie krzesła. Podniósł wzrok na Haruno, która przyglądała mu się uważnie.
— Czemu tego nie usztywniłeś? — zapytała, nagle wstając i wychodząc z pomieszczenia.
— No po co, skoro i tak za jakąś godzinę znowu mi będą to ściągać i zakładać nowy?!
Weszła po dwóch minutach z powrotem do kuchni z większa chustką, której rogi właśnie kończyła wiązać. Podeszła do Uzumakiego, przewiesiła mu ją przez szyję i pomogła umieścić w niej rękę.
— Dziękuję — mruknął gdy wróciła na miejsce. — Wracając do tematu, naprawdę nie wiem, co mogło się stać. Tak, sam wczoraj widziałem, że zachowywała się dziwnie, sam mam złe przeczucia, ale nawet przez głowę mi nie przechodzi to, że coś poważniejszego mogło mu się przytrafić.
— Masz rację, głupia jestem. Przecież to nasz sensei — powiedziała z dosyć wymuszonym uśmiechem. — Odbiegając, skoro już mnie obudziłeś... To zrób nam śniadanie — nakazała, podnosząc się. — Ja pójdę pod prysznic.
Stanęła nagle w progu i odwróciła się z powrotem. Spojrzała z politowaniem na jego rękę, westchnęła głośno i zaczęła się wracać, kiedy ten sam wstał z krzesła, pociągnął duży łyk kawy i powstrzymał ją gestem ręki, płucząc napojem zęby, co wywołało delikatny grymas obrzydzenia na jej twarzy.
— Spokojnie, złamana ręka nie powstrzyma mnie od zrobienia jajecznicy — wydukał, mlaszcząc głośno, by jeszcze bardziej zdenerwować przyjaciółkę. — Idź, ogarnij się, a jak skończę to cię zawołam.
— No dobra — mruknęła, uśmiechnęła się i wyszła.


Stanęła przed lustrem, zaczesała włosy do tyłu i upięła w niemrawy kok, z którego po chwili wypadło kilka kosmyków włosów. Zapięła czarny stanik, wsunęła na siebie majtki z kompletu, a na nie naciągnęła czarne wąskie spodnie, które jeszcze bardziej podkreślały jej długie, pajęcze nogi. Rana z boku trochę ją bolała, ale postanowiła nie ruszać już opatrunku w zaufaniu, że w szpitalu Tsunade zajmie się tym sama. Wciągnęła na siebie, przez głowę delikatną, brzoskwiniową bokserkę, a na nią długi, biały dosyć szeroki sweter. Zaczęła zapinać od dołu pięć pierwszych pozłacanych guziczków i znowu zerknęła w lustro. Rozsunęła jedną z kieszeni, wiszącej obok szkła, kosmetyczki i wyciągnęła z niej kilka wsuwek, które po chwili były już wpięte w jej włosy, trzymając niesforne kosmyki. Pociągnęła rzęsy tuszem, mrugnęła kilka razy powiekami i zauważyła, że jej oczy są wypoczęte. Czerwone nitki zniknęły z białek, a sińce zmniejszyły się wyraźnie, co bardzo ją cieszyło. Wygładziła fałdki na swetrze, obejrzała się dokładnie i wyszła z łazienki do pokoju, po jej białe tenisówki.
— Spójrz! — Przywitał ją krzyk Uzumakiego.
Stół był już nakryty, w kubkach stała teraz gorąca herbata, a na talerzach piętrzyła się jajecznica z pomidorem, drobinami cebuli, serem i kawałkami boczku.
— No pięknie! — krzyknęła, zacierając ręce i kierując się w stronę krzesła.
— Nie! Popatrz! — wrzasnął jeszcze głośniej.
Wzrok Sakury przeniósł się w stronę Naruto. Stał on przed blatem szafek, nachylony, a jego głowa znajdowała się na wysokości kocicy, która siedziała i obserwowała chłopaka.
— No widzę — mruknęła Sakura — jednak dalej nie wiem o co chodzi.
— Sui!
Kot wydał z siebie dzikie miauknięcie i uniósł ku górze łapkę, jakby dając znać o tym, że to mu się podoba.
— No masz — mruknęła różowowłosa, przyglądając się sytuacji, która z każdą chwilą stawała się bardziej komiczna, bo przy każdym razie, gdy Naruto wymówił wyraźnie Sui, kot jak na komendę podnosił łapę do góry i miauczał.
— Chyba już wiesz, jak ją nazwać — powiedział radośnie, nie zmieniając pozycji.
Wyprostował się jednak i zasiadł do stołu naprzeciwko przyjaciółki, wziął do ręki kromkę chleba i nabrał na widelec sporą porcję jajecznicy.
— Sui? — szepnęła niepewnie.
Zwierze zeskoczyło z szafki, wskoczyło na jej kolana, obróciło się kilka razy wokół własnej osi i położyło, wtulając się w brzuch.
Przyjaciele roześmiali się i dokończyli jedzenie pogrążeni w rozmowie dotyczącej dzisiejszego wieczora, który warto by było spędzić z przyjaciółmi po tak długiej nieobecności.


< < ♥ > >


— Nawet nie będę pytać jak złamał sobie tę rękę — mruknęła blondynka, osłuchując Sakurę.
— Słusznie, Tsunade-sama — mruknęła Haruno.
— Nie mów, widzę po twojej rozchichotanej minie. — Godaime zamknęła powieki.
Kobiety rozmawiały po cichu. Hokage zajęła się Haruno i z pełnym rozbawieniem obserwowała sytuację łóżko dalej, gdzie dwójka, czerwonych jak cegiełki nastolatków nie potrafiła odezwać się do siebie słowem. Myślała, że robi dobrze przydzielając do badań Naruto — Hinatę, ale dopiero teraz zobaczyła, że choć nie był to najlepszy pomysł, to uśmiała się po pachy.
— A gdzie Ino? — zapytała różowowłosa, śmiejąc się cicho.
— Musiałam ją wysłać na misję, jeszcze dziś w nocy z kilkoma innymi medykami, powinna być już wieczorem — wymamrotała, już nieco poważniej, skupiona na rozwiązywaniu bandaża, którym Sakura wczoraj szczelnie się owinęła. — O matko, paskudna ta rana!
— Och, doprawdy dziękuję... — odparła buńczucznie kunoichi.
— Skąd ją masz? — zapytała, zakładając rękawiczki. — Czyściłaś to? — Mimo pytania, wzięła środek do dezynfekcji i dużo waty.
— Tak, starałam się nie dopuszczać do rany jakiegokolwiek brudu, oczyszczałam ją co wieczór, ale w takich warunkach chyba i tak nie do końca mi to wyszło — powiedziała zielonooka, zerkając przez ramię na swoją sensei.
— Nie cuchnie, to dobrze — rzekła ironicznie, po czym dziewczyna zarumieniła się ze złości i zawstydzenia. — Jednak z tego co widzę, zakażenie się wdało.
— Nie czuję się zaskoczona. — Dziewczyna westchnęła głośno i podciągnęła wyżej koszulkę, by ułatwić kobiecie dostęp.
Ich rozmowę przerwał wrzask Naruto, któremu towarzyszyło głośne chrupnięcie kości. Ich wzrok szybko zwrócił się w stronę chłopaka. Hinata najwyraźniej chwilę wcześniej nastawiła mu złamanie, po czym zemdlała na kilka dobrych chwil, ogłuszona wyolbrzymioną myślą zabicia swojego obiektu westchnień. Uzumaki pomachał ręką i z wielkim uśmiechem na twarzy stwierdził, że dziewczyna go uzdrowiła, po czym złapał ją w pasie i podniósł z ziemi. Położył delikatnie na łóżku, usiadł na krześle, oparł głowę na dłoniach wspartych łokciami na materacu i przyglądał się jej z rozmarzeniem.
— To powiesz mi, skąd ta rana? — zapytała Tsunade, wracając do czyszczenia skazy.
— Oberwałam podczas walki. Ostrze było zatrute, pozbyłam się trucizny, ale to coś pozostało. Tusnade-sama…
— Tak? — Zerknęła na podopieczną w przelotny sposób.
— Możesz mi powiedzieć, co tak naprawdę stało się z Kakashim-sensei?
Po tym pytaniu w sali nastała głucha cisza. Uzumaki odwrócił się z krzesłem w ich stronę, po czym oparł ramiona o oparcie, bacznie przyglądając się Godaime. Ta natomiast, stała w zakłopotaniu nie wiedząc gdzie wbić wzrok, po czym spojrzała w kierunku okna i nakazała cicho, aby się ubrali i ruszyli za nią, przed czym zabandażowała ranę Haruno, smarując ją jakąś dziwną, ziołową maścią.
Zrobili tak jak kazała im kobieta, wstali i wyszli, podążając za blondynką. W wejściu minęli pielęgniarkę, która dała Hokage wyniki ich badań. Przejrzała je uważnie.
— Nic wam nie jest — szepnęła beznamiętnie.


Tsunade kazała im poczekać w drzwiach szpitala i wróciła się po swój płaszcz. Wyszła bez słowa, a oni podążyli za nią, w ciszy wymieniając się co jakiś czas spojrzeniami. Kage prowadziła ich krętymi ścieżkami wioski. Wszyscy siedzieli w domach, przez uprzykrzającą się pogodę. Witryny sklepowe ozdabiała skroplona para. Zahaczyli o kwiaciarnie, w której blondynka kupiła białą, najpiękniejszą różę.
Naruto zdawał się być nieobecny, ale Sakura czuła jak jej serce zaraz wyskoczy z piersi. Wiedziała czemu idą w taki zawiły sposób. Tsunade myślała, co ma im powiedzieć gdy dotrą na miejsce, raz już tak zrobiła. Kilka lat temu... Oczy dziewczyny zaszkliły się delikatnie. Sama nie wiedziała, czy to od wiatru, czy przez to, że dotarły do niej te najgorsze myśli. Ręce drżały jej w kieszeniach. Naruto zorientował się w końcu gdy stanęli przed dłużącymi się schodami, które kończyła czerwona, drewniana brama.


< < ♥ > >


— Jak? — jęknął blondyn, zaciskając pięści do tego stopnia, że kostki mu bielały. — Błagam cię cholera, powiedz kto to zrobił. I dlaczego?
— Nie wiem kto, nie wiem jak... — warknęła załamana Tsunade, pochylając się nad szarą, grobową płytą. — Sęk w tym, kurwa, że nie wiem jak.
Różowowłosa klęczała na mokrej kostce, która otaczała nagrobek. Ukrywała twarz w dłoniach, które były już całe mokre od łez i siąpiącego deszczu.
— Co się stało, powiedz cokolwiek! — krzyknął Uzumaki.
— Dwa miesiące po waszym odejściu... To znaczy, udaniu się na misję — zaczęła cicho, zaciskając palce na łodydze kwiatka i raniąc się jego kolcami — Kakashi i jeszcze kilkoro innych z ANBU udało się na misję infiltracyjną. Nalegałam, by był to ktoś inny, ale starszyzna się uparła twierdząc, że będzie odpowiednim kandydatem. To nie była moja decyzja.
Sakura otarła łzy, wstała, zachwiała się i poleciała do tyłu. Naruto złapał ją i mocno przycisnął do siebie, po czym oboje spojrzeli znowu na Hokage i słuchali dalej.
— Bałam się go tam wysłać... Wiedziałam, że ta misja była spisana na straty od samego początku, bo słyszałam wiele o tych ludziach. — Zawiesiła się na chwilę. — Ale ich słowem kierował Danzou. Nie chcieli słuchać moich propozycji wysłania kogoś innego. Próbowałam nawet wkręcić Hatake na jakąś inną misję bez ich wiedzy, ale przyszedł do mnie i oznajmił mi z tym swoim chorym, stoickim spokojem, że weźmie udział w tej wyprawie, podkreślając, że przyda mu się trochę rozrywki.
Sakura poczuła coś dziwnego w środku, automatycznie przed jej oczyma ukazała się postać jej sensei, który faktycznie rzadko się wzburzał, wszystko przyjmował ze spokojem i... I zawsze drwił z czegoś, gdy sam miał jakieś obawy, bał się.
Piąta wzięła głęboki, głośny wdech i zamrugała kilka razy by powstrzymać łzy.
— Przez pierwsze dwa tygodnie otrzymywałam od niego regularnie raporty. Ufałam tylko jemu, ponieważ ludzie z ANBU, którzy z nim wyruszyli, to pionki Danzou.
Różowowłosa zacisnęła mocniej dłoń na materiale kurtki Uzumakiego, gdy ten w tym czasie zaciskał mocno zęby, a w jego oczach można było dostrzec rozrywający go żal i smutek, zmieszane z chęcią mordu.
— Któregoś razu raport... — Spojrzała na własne stopy i zamilkła na moment. — Charakter pisma był inny, to pierwsze rzuciło mi się w oczy. Był krótki, mówił o tym, że trójka pozostałych nie żyje. A on, ten z ANBU... — Próbowała powstrzymać łzy, ale ucisk w gardle był już zbyt silny. — Porzucił misję na rzecz przekazania wszelkich informacji, które zdobyli. Jako Hokage… uważałam, że to był bardzo mądry pomysł. Jako ja... chciałam go zabić. Okazało się, że pozostawił ciała na pastwę losu, tak naprawdę, nie sprawdzając czy oni jeszcze żyją. Przepadło życie, które być może dało się uratować. — Ostatnie zdanie powiedziała bardzo cicho, patrząc na grób. — To tylko dla jego pamięci.. Nikogo nie ma pod tym skrawkiem ziemi. — Wyszeptała kładąc świeżą, białą różę obok innych, starszych, pożółkłych kwiatów.
— Sensei… — zawyła cicho różowowłosa, wtulając buzię w ciało Naruto, rozklejając się na dobre.
Policzki chłopaka również były mokre od łez.
— Jednak Hatake udowodnił mi, że ludzie Danzou zarówno jak on sam, nie są niczego warci — zaczęła Tsunade, po dłuższej chwili ciszy. — Po powrocie, ten człowiek nie wstawił się u mnie ani razu. Dostałam tylko powiadomienie... Krótki, gówno znaczący raport i opaskę Kakashiego.
Z kieszeni płaszcza wyciągnęła materiał, przyozdobiony metalowym prostokątem ze znakiem liścia i popatrzyła na nią.
— Dwa dni później, w moim gabinecie pojawił się Pakkun. Był cały podrapany, miał wiele ran. Ale to dopiero on przekazał mi wszystkie informacje, których brakowało w raporcie od tego śmiecia. Kakashi przekazywał mu wszystkie wieści w ukryciu, z dala od swoich... Kompanów, w obawie, że może dojść do takiej sytuacji. Pakkun miał za zadanie przekazać mi je, dopiero gdy Hatake... — Złapała się za czubek nosa, sprawiając wrażenie takiej, która głęboko nad czymś myśli.
Puściła, przewróciła oczami i mrugnęła kilka razy, by ponownie powstrzymać łzy.
— Pakkun został u mnie na kilka dni, zadbałam o niego, wyleczyłam. Cały czas narzekał tylko, że coś się z nim dzieje. Coś niedobrego; to było w jego głowie. — Kobieta bujała się w niemocy, nie patrząc na nich. — Tu już nie mogłam nic zdziałać. Nie pozostało inne wytłumaczenie, jak brak właściciela. Po dwóch tygodniach pies dołączył do reszty ferajny. — Popatrzyła na niebo, a kilka kropel deszczu rozbiło się na jej skórze. — Co jakiś czas mnie odwiedzają. Nie mają co ze sobą robić.
Wyciągnęła rękę z opaską i sama do końca nie wiedząc czemu i wręczyła ją Sakurze.
— W szpitalu powiedziałaś, że twoja się zniszczyła. Noś tę. Z dumą, proszę... — Widząc stan dziewczyny, próbowała zebrać się jakoś do czegoś co podniesie ją i blondyna na duchu, jednak nie potrafiła.
— Wiecie — odezwał się nagle chłopak — Kakashi-sensei mimo wszystko, był najlepszy. Nieporównywalny. On i Ero-sannin byli od zawsze moimi największymi autorytetami.
Sakura odsunęła się od niego i cofnęła o krok przyciskając do piersi opaskę. Chłodna mżawka otuliła okolicę. Naruto już nie płakał. Wbił wzrok gdzieś daleko.
— On nie chciałby, byśmy go opłakiwali… — dodał cicho.
— Chciałby, byśmy podążali tą ścieżką, którą obraliśmy sobie na początku i nigdy z niej nie zboczyli… — kontynuowała Haruno, czując jak mała kapsułka dumy właśnie rozpuściła się w jej żołądku i substancja w niej zawarta rozeszła się po jej ciele.
Odzyskała równowagę.
— Jednak… — mruknął blondyn. — Hokage-sama, kim byli jego zabójcy? Powiedziałaś, że nie masz pojęcia... Jednak w sprawozdaniu Pakkuna musiało coś być.
Tsunade wyostrzyła wzrok i zwróciła się w ich stronę.
— Nie.
— Powiedz — syknął blondyn.
— Nie — warknęła głośniej.
— Wiesz, że jeżeli tego nie zrobisz, wpadniemy oboje do podziemi i nie będziemy zastanawiać się nad skutkami. Musimy wiedzieć.
Sakura przytaknęła mu głową, ocierając łzy z policzków końcem rękawa swetra.
— To... — Piąta się złamała. — To byli ludzie z Amegakure.
— Pain! — krzyknęli oboje.
— Nie, to nie był Pain.
— Ale to Wioska Ukryta w Deszczu — jęknęła Sakura.
— Nikt inny nie dałby rady z Kakashim — mruknął Naruto.
— Wiem... Wiem o tym, ale to nie był Pain. Z początku też tak myślałam. Hatake z tamtymi był tam właśnie po to, by zdobyć jakieś informacje o Painie i jego stanie.
— My mieliśmy to zrobić! — ryknął chłopak. — Dlaczego kazałaś nam omijać tę wioskę?!
— Bo wy mieliście za zadanie infiltrować gdzie indziej. Z resztą tłumaczyłam wam, że ta misja nie była moim pomysłem! — warknęła. — Nikogo bym tam nie posłała, już na pewno nie kogoś z moich podwładnych, moich ludzi, moich przyjaciół! To on był głupcem, że się zgodził. Nie wiem co nim kierowało. Broniłam się nogami i rękami przed zgodą, ale uparł się. Uparł... Obiecał mi, że wróci... Przysiągł na pieprzoną Wolę Ognia i zawiódł mnie i was wszystkich! Tu nie chodziło o powodzenie misji, tylko o jego życie. Każdego dnia czekałam na wiadomość o odwrocie, każdy raport rzucałam na biurko, a strach oblewał mnie na nowo. Żeby wam do głowy nie przyszło pójść tam bez mojej wiedzy! — huknęła, a ziemia dookoła wydawała się drżeć. — Zgody również nie otrzymacie. Jeżeli mnie nie posłuchacie, grozi wam wieczna banicja.
Naruto był wściekły, zwrócił się w stronę grobu i stanął nad nim. Sakura czuła niepewność, przerażenie, smutek i strach. Grunt osuwał jej się spod nóg, jednocześnie opanowywała ją chęć zemsty. Z drugiej strony, skoro Kakashi sobie nie poradził, to ich zmieciono by na pył, więc zemsta poniosłaby za sobą tylko śmierć.


< < ♥ > >


— Musimy się przynajmniej postarać... Ino zorganizowała to dla nas.
— Wiem... — mruknął blondyn. — Dam z siebie wszystko.
Od ciężkiego wyznania Tsunade minął już prawie tydzień. Oboje wstawiali się u Hokage co dzień, by dopełnić swój raport, dodatkowo odbyli jeszcze dwie wizyty kontrolne w szpitalu. Rana Sakury goiła się szybko i dokładnie, a Naruto nie czuł już bólu w ramieniu. Haruno od dnia na cmentarzu miewała nieprzyjemne koszmary i często w nocy budziła się oblana potem. Te sny z reguły niczego nie przedstawiały, a zrywała się za każdym razem w momencie, gdy przed jej oczyma pojawiał się oślepiający błysk. Kotka zadomowiła się na dobre, a co lepsze nie sprawiała najmniejszych problemów. Była jej podporą, za każdym razem gdy jej sen przerywała nocna mara, zwierze pojawiało się obok, wtulało się w nią i uspokajało swoim mruczeniem, które stało się nałogowym lekiem na uspokojenie.
Oboje zdążyli spotkać się już ze wszystkimi przyjaciółmi, ale właśnie tego dnia, w sobotni wieczór, Ino zaprosiła ich do siebie na przyjęcie, które zorganizowała na symboliczne powitanie ich w domu pod dwóch latach.
— O matko, ile na was można czekać! — krzyknęła, otwierając im drzwi. — Jejku, jesteście cali mokrzy, wchodźcie, wchodźcie szybko — ponagliła ich.
W przedpokoju przywitał ich już donośny śmiech i okrzyki wszystkich przyjaciół. Nie zabrakło tam dosłownie nikogo. W progu wielkiego, jasnego salonu, wypełnionego ludźmi przywitało ich chóralne no nareszcie! Na ich widok, humor dwudziestolatków znacznie się poprawił. Kiwnęli do siebie porozumiewawczo, że czas na chwilę odstawić ten smutek i trochę się rozchmurzyć. Pod uchylonymi drzwiami od balkonu stał Iruka, uczony właśnie zaciągania się papierosem przez Asumę, który śmiał się do rozpuku, a prawym ramieniem przyciskał do siebie równie rozbawioną Kurenai. Zaraz obok nich stała Tsunade, głośno rozmawiająca z rodzicami Ino i Gaiem. W dużym fotelu spoczywał Shikamaru, który przeglądał z zawzięciem jakieś papiery. Po chwili wyrwała mu je Yamanaka, siadając mu na kolanach. Przez chwilę miał przerażoną minę, ale zniknęła, gdy objął dziewczynę i przycisnął ją do siebie. Na kanapie siedział Lee, Shino i Chouji. Rock uśmiechnął się promiennie w stronę nowo przybyłych i ruszył do nich, zostawiając na kanapie dwie niemowy. Neji i TenTen stali w rogu pokoju, sprawiając wrażenie rozchichotanych, jednak widać było po nich zakłopotanie. Sakura wiedziała, że Hyuuga próbuje już od dawna coś zdziałać u dziewczyny, ale oboje – jak Naruto i Hinata – mają problem z okazywaniem uczuć. Wyżej wymieniona, fioletowowłosa siedziała w fotelu przy oknie ze szklanką w ręku. Miała zarumienione policzki. Czyżby wypiła na odwagę, wiedząc, że Naruto tu będzie? Haruno uśmiechnęła się do siebie.
Uzumaki ruszył w stronę Yamato, z którym jeszcze się nie widział, rzucając Haruno łobuzerski uśmiech i zerkając na młodą Hyuugę. Sakura, ciut zaskoczona tą reakcją, zdumiała się, jednak jej wzrok znowu biegał po znajomych twarzach. Nagle poczuła czyjeś ramiona na swoich bokach i spostrzegła, że odrywa się od ziemi.
— A! — krzyknęła, delikatnie rozbawiona. — Kto?! Postaw mnie!
— No, już myślałem, że nie przyjdziesz! — odezwał się męski, dobrze znany jej głos, któremu wtórowało wesołe, donośne szczekanie.
— Kiba, postaw mnie! — powtórzyła, dalej się śmiejąc.
Inuzuka od zawsze był kimś, z kim Sakura czuła, że może porozmawiać dosłownie o wszystkim. Był bardzo oddanym przyjacielem i zawsze w pełni akceptował dziwne zachowania kunoichi, których wielu ludzi nie rozumiało. Traktował ją jak rodzinę, tak samo jak jego rodzice, którzy bardzo przyczynili się do postawienia jej na nogi po śmierci jej rodzicieli.
— Chodź do kuchni, zrobię ci drinka. Poplotkujesz sobie z dziewczynami później — wymamrotał, ciągnąc ją do kuchni, gdy ta ze śmiechem próbowała stawiać opór.


< < ♥ > >


— Powiem ci, że każdy był w szoku gdy wieści się rozeszły... Ja osobiście dowiedziałem się od Shikamaru, Tsunade powiedziała mu o tym jako jednemu z niewielu na początku — powiedział cicho szatyn, siadając przy przyjaciółce.
— Do tej pory nie wiem co myśleć... — mruknęła Haruno patrząc na swoją szklankę i zataczając nią koła w powietrzu, by wymieszać colę z sake. — Czuję się, jakbym straciła brata… Nie! Ojca, do cholery... Ja chyba dalej nie do końca w to uwierzyłam.
— Cała wioska nie mogła się z tym pogodzić — powiedział po dłuższej chwili ciszy, klepiąc Akamaru po głowie. — Tsunade była wściekła, rozniosła podobno cały gabinet starszyzny. Zagroziła nawet Saiowi, że jak nie opuści podziemi, to wyrzuci go z wioski. Oczywiście powiedziała to, pod wpływem nerwów…
— Gdzie on w ogóle jest? Od powrotu go nie widziałam.
— Był na misji, wrócił dziś, mówił, że się spóźni — czknął, rozbawiając przyjaciółkę. — Wracając, ku zdziwieniu Tsunade i w sumie nas wszystkich, gdy skończyła na niego wrzeszczeć oznajmił jej, że on sam już stamtąd odszedł.
— Poważnie? — Sakura się wzdrygnęła.
— Tak, było trochę kłopotów. Tsunade usunęła mu najpierw tę przeklętą pieczęć z języka. Sai zgodził się nawet na wydanie większości informacji na temat Danzou, ale dopiero po usunięciu pieczęci okazało się, że zabiera ona ze sobą to, co chciał by było zabrane.
— Skurwysyn.
— To nie wszystko! Danzou urządził nagonkę na Saia! Wysyłał swoich ludzi i kazał im go zamordować, Tsunade przymykała na początku oko na tę sprawę, bo wiedziała, że Sai jednak ich znał i potrafił się bronić, do dnia kiedy razem ze mną szła do szpitala w środku nocy, a po drodze napotkaliśmy szajkę, która już prawie go starła w pył. — Spojrzał na psa. — Gdyby nie szybkość Akamaru, moglibyśmy nie zdążyć. Tsunade znowu wpadła w szał i bez większego wahania, ogłosiła wszem i wobec, że każda osoba, współpracująca z Danzou, zostanie wydalona z Konoha. Oczywiście nie mogła tego zrobić.
Sakura patrzyła ze zdumieniem na przyjaciela, który podał jej kolejnego drinka.
— Nic mi o tym nie mówiła... — szepnęła, smakując napój. — Tyle się działo pod naszą nieobecność. Obiecaliśmy sobie z Naruto, że nigdy więcej nie wybierzemy się na taką misję.
— No i słusznie, wszyscy za wami tęsknili. Zawsze jak mijaliśmy twój dom, Akamaru podbiegał do drzwi i wracał zrezygnowany.
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem. Też cieszyła się z pobytu w domu, a takie opowieści napawały ją szczęściem.
Ich rozmowę, która zeszła już na łagodniejsze tematy, przerwał dzwonek do drzwi. Pies zerwał się pierwszy, oni podnieśli się od stołu, czując w nogach działający już alkohol i poszli otworzyć.
— Sai! — krzyknęła Haruno, uwieszając się na szyi przyjaciela.
— Witaj, Sakuro! — krzyknął przeciągle, po czym odwzajemnił uścisk i ucałował ją w policzek.
— O mamo! — jęknęła wesoło, potrząsając chłopakiem ze zdziwieniem. — Co z tobą?!
— Sai się zmienił, bardzo się zmienił! Będziesz zaskoczona jeszcze nie raz! — skwitował Kiba po czym zabrał ich do salonu.
Większość towarzystwa bawiła się już dużo lepiej. Nawet Naruto wydawał się weselszy, ale Sakura, która usiadła już z przyjaciółkami, dowiedziała się, że piwo które chłopak trzyma w ręku sączy od przyjścia. Uzumaki uprzedzał ją, że nie chce dużo wypić, bo nie najlepiej się czuje. Uszanowała to, uśmiechnęła się do niego kiedy widziała, że on posyła jej równie ciepły uśmiech i pogrążyła się w rozmowie i gorących plotkach.


Czas płynął, nikt nie siedział sam, każdy miał dobry humor i porywał dwójkę nastolatków co chwilę do siebie, by nadrobić rozmową chociaż fragment tych dwóch lat. Haruno szczególnie rozbawiło zachowanie Yamato, który pierwszy raz był tak rozluźniony, nie mówiąc już o jego żartach, które w końcu nabrały sensu. Naruto śmiał się w głos z Kibą, Lee i Shikamaru, co chwilę próbując obudzić zapitego Shino. Nawet Neji do nich dołączył.
Różowowłosa wyszła na chwilę na balkon czując, jak alkohol pulsuje jej w głowie. Oparła się o barierkę i oglądała niebo, które w końcu po całym dniu się rozchmurzyło, ukazując wielki, jasny księżyc, odbijający się blado w stawie rodziny Yamanaka.
— Też mi go brakuje. — Usłyszała zbliżający się, męski, cichy głos.
— Sensei... Przestraszyłeś mnie.
Yamato wtoczył się na taras i również oparł się o barierkę.
— Był moim najlepszym przyjacielem. Od zawsze — szepnął. — Pozostawił po sobie wielką dziurę, ale nauczył nas wszystkich tak wiele.
— Masz rację... — bąknęła dziewczyna, znowu zwracając wzrok na wodę. — Brakuje mi go. Jego stoicyzmu, zrównoważenia, głupoty... — Uśmiechnęła się. — Nawet tych jego nudnych tekstów.
— Wiesz... Tsunade mówiła, żeby wam o tym nie wspominać, nie wiem czemu… — Zwiesił głowę i wziął kilka, głębokich wdechów. — Ale Kakashi po waszym odejściu wstąpił znowu do ANBU.
Sakura podniosła brwi ze zdziwienia.
— Zawsze mówił, że już tam nie wróci.
— Faktycznie... Rzuciłem raz żartem, że trochę mi brakuje naszych wspólnych misji... A kilka dni później dostałem wezwanie na spotkanie, dotyczące powrotu jakiegoś wysoko postawionego członka. Powiedział mi, że zrobił to, by zabić sobie jakoś czas, bez was.
— No co jest?! Wracajcie do środka! — krzyknął Gai, wystawiając głowę przez szparę w drzwiach balkonu. — Sake samo się nie wypije!
— Chodźmy — mruknął Tenzou — wypijemy jego zdrowie.
Sakura ruszyła za nim rozważając, czy na pewno powinna jeszcze pić. Pomyślała, że to głupie, ale spróbuje. Jest okazja, rzadko pije alkohol, ale on jakoś ją odsuwa od natłoku przykrych myśli.
Po wejściu, poczuła jak ktoś obejmuje ją ramieniem. Kiba, który w ręku trzymał karton soku, uwiesił się na niej i zaśmiał radośnie.
— A na przepój księżniczka życzy sobie colę czy soczek? — zapytał wesoło, potrząsając napojem.
— Poproszę colę — odpowiedziała dostojnym tonem, po czym wszyscy się roześmiali.
Spojrzała przed siebie i spostrzegła, że Tsunade przygląda jej się z delikatnym uśmiechem. Odwzajemniła wyraz twarzy po czym znowu wciągnięto ją w wir rozmów i alkoholu.


Na kanapie obok niej pojawił się Uzumaki i spojrzał na któryś z kolei kieliszek, który trzymała w ręku.
— Naruto… — jęknęła i czknęła cicho, zasłaniając buzię drugą dłonią. — Ja mogę już przestać.
Położył jej dłoń na głowie, poczochrał delikatnie i się wyszczerzył.
— Pij, zabiorę cię potem do domu, nie martw się — powiedział głośno, by przekrzyczeć śmiechy, wstał i poszedł do Hinaty z którą pierwszy raz od dłuższego czasu normalnie rozmawiał.
Lee podał jej szklankę z colą, zderzyli się kieliszkami, wszyscy zgodnie krzyknęli, wypili i pogrążyli się w rozmowie.


< < ♥ > >


— O, no nie bądź wredny, powiedz mi! — wrzasnęła pijackim, przesłodzonym tonem dźgając Uzumakiego palcem w nos.
Chłopak niósł Haruno na rękach już jakieś dziesięć minut, gdzie drugie tyle zostało mu do przejścia, przy czym nie mógł powstrzymać się od śmiania z przyjaciółki.
— Nic ci nie powiem, pijaczko! I tak nie będziesz pamiętać i jutro znowu będę musiał opowiadać — dodał, uśmiechając się.
— Sam jesteś pijaczka! — nadąsała się.
Jej milczenie trwało może dziesięć sekund.
— To powiesz mi czy nie?!
— Ha... Ale co ja mam ci powiedzieć?
— No jak tam z... — Czknęła głośno. — Hinatą?!
— Masz pijacką czkawkę. Pijaczko.
— Nie zmieniaj, proszę ja ciebie, tematu.
— Sakura, słońce. Nic, po prostu rozmawialiśmy.
— Nie wierze ci, cholero — mruknęła buńczucznie.
— Zapytałem co u niej, jak zdrowie, czy trenuje... Rozmowa się jakoś rozwinęła, w końcu powiedziała mi dużo o sobie, ja też się jej wygadałem. Pierwszy raz była taka otwarta i... O masz... — prychnął.
Sakura usnęła, zaciskając dłoń na jego kurtce. Słyszał jak głośno oddycha, a na jej twarzy dalej malował się wyraz zadowolenia.
Wszedł po cichu do domu; od furtki do drzwi budził ją cichym nawoływaniem jej imienia. Po wejściu zdjął buty i wniósł ją na chwilę do kuchni.
— Siedź tu, pościelę ci łóżko. Nie wstawaj... Nie! I nie zasypiaj! — krzyknął, łapiąc ją w ostatniej chwili, gdy osuwała się z krzesła.
Posadził ją jakoś sensownie i wbiegł na górę. Pościelił łóżko, wyciągnął jej piżamę i zleciał szybko na dół.
— O matko — jęknął, widząc jak dziewczyna, śmiejąc się sama z siebie, próbuje nasypać do kociej miseczki karmę.
Podszedł do niej, delikatnie wyciągnął z jej ręki karton.
— Zaraz to zrobię — mruknął, śmiejąc się.
Wziął ją znowu na ręce i zaniósł na górę.
Posadził na łóżku i zdjął buty. Widział jak zaczęła wojować z suwakiem bluzy. Rozsunął go i pomógł zdjąć. Bokserkę zostawił w spokoju, pomógł jej założyć koszulę. Po czym zastygł na chwilę i zaczął się zastanawiać.
— Se dam rade, nie? — mruknęła i zaczęła rozpinać spodnie.
— Wiem Sakurcia, wiem — powiedział z delikatnym zakłopotaniem. — Zostanę na noc w razie czego. Napalę w kominku i położę się na kanapie.
— Dobrze, dobrze.. — prychnęła, wsuwając na siebie getry. — Tu masz czystą pościel — Wskazała na szafkę. — A kołdrę i poduszki znajdziesz w kufrze kanapy — dodała, opadając na łóżko i szukając dłonią kołdry.
— Znajdę, śpij dobrze — szepnął, nakrywając ją pierzyną.
— Ty też… — mruknęła, wtulając się z uśmiechem w poduszkę.
Chłopak skierował się do drzwi i już je za sobą zamykał.
— Naruto! — Usłyszał nagle.
— Tak?
— Dziękuję ci, braciszku. — Westchnęła, wspierając się na łokciach.
— Nie ma za co, siostrzyczko — odpowiedział, posyłając jej ostatni ciepły uśmiech tej nocy. — Śpij — dodał, zamykając drzwi, przez które zdążyła się wślizgnąć Sui.
Zszedł cicho na dół, wszedł do kuchni i nasypał karmy do miski. Wyszedł gasząc światło i wszedł do salonu. Walczył z kominkiem piętnaście minut, po czym nałożył poszewki na kołdry i poduszki. Położył się, nakrył i leżał chwile patrząc się w sufit, oświetlany ciepłym, pomarańczowym płomieniem. Złapał jednak za pilota i włączył telewizor. Nie było nic ciekawego, więc włączył pierwszy lepszy film sensacyjny, odłożył pilota i ułożył się wygodnie.


Głośny, stłumiony przez sufit, wrzask zerwał go do pozycji siedzącej. Przetarł oczy, złapał wdech i pomyślał, że to telewizja. Jednak ekran był czarny. Wyłączył się po długim czasie bezczynności. Coś go zaniepokoiło. Spojrzał na zegarek — trzecia czterdzieści dwie.
— Sakura… — szepnął.
Wbiegł po schodach i jak poparzony wpadł do pokoju przyjaciółki.
Siedziała zapłakana, zaciskając dłonie na pościeli.
— Co się stało?!
Dziewczyna ukojona jego obecnością, rozluźniła mięśnie i spojrzała na niego. W świetle księżyca, które wpadało przez okno widział, że jej twarz jest wilgotna od potu, a oczy błyszczą się od łez. Podszedł do łóżka i usiadł obok niej.
— Saku, co się dzieje?
— Znowu miałam koszmar... — wyszeptała, opadając na poduszkę.
Uzumaki popatrzył na nią z politowaniem.
— To był tylko zły sen — mruknął, gładząc ją po głowie. — Śpij, jestem tu cały czas.
— Naruto, śpij tu ze mną dziś. Proszę — jęknęła, patrząc mu w oczy.
Chłopak uśmiechnął się i nakrył ją porządnie kołdrą, czując jak nią rzuca od dreszczy.
— Dobrze, tylko spróbuj zasnąć.
Ani on ani ona, nie byli speszeni sytuacją. Przez te dwa lata zdarzało się, że spali ze sobą na jednym łóżku, czy w śpiworze. Było to dla nich braterską normą.
Zgarnął koc, leżący na krześle, nakrył się nim i przysunął do przyjaciółki. Objął ją ramieniem i gładził po głowie, dopóki spokojnie nie zasnęła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz