poniedziałek, 24 lutego 2014

1. Powrót

— Spekuluję, czy przejść się jeszcze na ramen do Ichiraku. — Głośny pomruk blondyna przebiegł leśną ścieżkę i rozniósł się cichym echem pomiędzy grubymi konarami gigantycznych drzew.
— Nie mam nawet siły myśleć o jedzeniu. — Różowowłosa opuściła bezradnie ramiona i spojrzała w mętne od chmur niebo. — Najchętniej po powrocie weszłabym do łóżka i już z niego nigdy nie wychodziła... a przynajmniej przez najbliższy tydzień.
— Oj, Sakurcia, Sakurcia — prychnął, przeciągając się. — Wiem, że zazwyczaj każdy ma mnie za łakomego głupka, ale tym razem chyba nie pogardzisz moim pomysłem.
— O co ci znowu chodzi, matołku? — Zerknęła na niego lekko poirytowana. Uśmiechał się głupkowato i spoglądał na nią zaczepnie.
— Chciałbym cię upomnieć, że nie było nas w wiosce dwa lata. Wątpię czy masz coś w lodówce. — Wyciągnął przed siebie ramiona i wyłamał palce. — A jeżeli masz, to czuję, że po takim czasie to dostało nóżek i właśnie demoluje ci mieszkanie, przekopując w nim przy okazji tony kurzu.
Dziewczyna spuściła wzrok, w duchu niechętnie przyznając chłopakowi rację i bacznie obserwowała swoje stopy, w których powoli traciła czucie. Kroczyli tak już od ponad doby. Byli wykończeni, ale doszli do zgodnego wniosku, że ostatni fragment przejdą już bez żadnego postoju, by dostać się do Konohy jak najszybciej, oddać raport i wrócić do swoich domów. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że to i tak nie wystarczy, bo znając Hokage, w gabinecie rozkręci się awantura, że ich pierwszą noc powinni spędzić w szpitalu, na badaniach kontrolnych. Naruto był tego jeszcze głębszym powodem, zważając na jego liczne siniaki i złamaną rękę, która bujała się swobodnie w chuście przewieszonej przez szyję. Nią samą telepało z porządnego wychłodzenia.
Był koniec października, stalowy kolor nieba połykał czubki drzew, a chłodny wiatr miotał w powietrzu drobnymi kroplami deszczu, które zdawały się być najbardziej denerwującą częścią drogi. Twarz obojga dwudziestolatków była wilgotna i mocno zarumieniona. Mimo ciepłego ubioru, na który zarzucili jeszcze grube, jasne płaszcze — zimno dawało się we znaki.
Oboje wracali ze wspólnej misji, którą ponad dwa lata temu wyznaczyła im Tsunade. Była to akcja zwiadowcza, tyczyła się zdobycia jak największej ilości informacji o Akatsuki. Drugorzędną sprawę stanowiły szczegóły opisujące stan zdrowia Orochimaru, oraz wyeliminowanie większości nieodwiedzanych już przez niego kryjówek. Musieli niszczyć je do tego stopnia, by nie został nawet cień szansy na odnowienie. Od początku byli uprzedzeni o tym, że może ona potrwać nawet do trzech lat. Jednak dzięki fenomenalnej trafności Hokage, co do wyznaczenia dwójki najlepszych szpiegów do tego zadania, oraz ich niezwykłym umiejętnościom; uwinęli się znacznie szybciej.
— To jak? — mruknął Uzumaki.
— Ale co jak? — Wyrwana z zamyślenia, westchnęła krótko i popatrzyła na towarzysza. Przyglądał jej się z dziwną nadzieją i szczerym uśmiechem.
— Zapraszam cię na kolację do Ichiraku. — Zarzucił ramię na jej barki. — Oboje jesteśmy wykończeni i głodni. Ja jak ja, zjem i pójdę spać nie zważając na to, że w domu roi się od kurzu i roztoczy. A ty będziesz musiała wysprzątać sobie przynajmniej łazienkę i sypialnie dla normalnego funkcjonowania. Znam cię, nawet nic sobie nie kupisz i niczego nie zjesz. — Przyjrzał jej się uważnie, gdy spoglądała przed siebie. — Musisz jeść, zmarniałaś przez tę wycieczkę.
— W porządku — mruknęła cicho, łapiąc za kołnierz płaszcza i uszczelniając go ostatnim guzikiem. — Mam tylko nadzieję, że Tsunade nie będzie nas długo trzymać. Jeżeli uprze się, by zdać jej dzisiaj całkowity raport, to nie wyjdziemy stamtąd do rana i... Naruto?
Blondyn zatrzymał się i powstrzymał ją gestem ręki od dalszego mówienia. Kunoichi zauważyła, że próbuje się w coś wsłuchać, jednak ona nie potrafiła tego zrobić przez szum wiatru i coraz gęstszego deszczu; zmęczenie nie pozwalało jej na skupienie się na czymkolwiek innym, co nie przypominało łóżka.
W pewnym momencie, rozległ się jednak jakiś dźwięk, gdy jego siła zaczęła narastać. Na początku przypominało jej to popiskiwanie, jednak im bardziej wytężyła słuch tym mocniej formowało się to w coś innego.
— Sakura, to jakiś kot! — Naruto zaczął się nerwowo wokół siebie rozglądać. — Wydawało mi się już od jakiegoś czasu, że coś za nami drepcze.
Dziewczyna zamrugała kilkukrotnie, chwilę po tym jak zlokalizowała w końcu małego intruza. Rzeczywiście, mruczek siedział pod pobliskim krzakiem i wyglądał jak siedem nieszczęść. Mimo doszczętnie przemoczonej białej sierści, przyozdobionej w ledwo widoczne, jasne, szare pręgi — kot przypominał wielkością średniego psa. Zrobiła w jego stronę mały krok, by go nie spłoszyć, ale zwierzę widząc zainteresowanie z jej strony zrobiło coś, czego się raczej nie spodziewali. Wręcz wyleciał spod grubych gałęzi krzewu i w podskokach, jakby bojąc się, że błoto zaraz go wciągnie pod ziemię, dobiegł do Haruno.
Naruto patrzył na stworzenie z delikatnym uprzedzeniem, gdyż zazwyczaj ten i podobny gatunek zwierzęcia przysparzał mu nie małych problemów w postaci ran od ostrych pazurów czy ugryzień — po prostu nie potrafił się z nimi obchodzić. Sakura wyciągnęła do niego ostrożnie dłoń, ten zaś zaczął od razu chować pod nią głowę i prosić o chociaż jedną pieszczotę. Było jej go niesamowicie szkoda, wiedziała, że dni stają się coraz chłodniejsze, a to zwierzę wyglądało na domowe, porzucone, które może sobie nie poradzić. Wyciągnęła do niego ramiona, a ten bez większego wahania zbliżył się i czekał, aż dziewczyna go podniesie
— Jesteś pewna, że chcesz go ze sobą zabrać? — zapytał Uzumaki po chwili ciszy, w przeciągu której pokonali już kilka kolejnych metrów.
— Spójrz na niego, nie jest łowcą. — Sama zerknęła na zwierzę. — Nie poradzi sobie zimą, a wiesz, że ta bywa u nas sroga. Wezmę go na trochę, dam mu jeść, może go wykąpie. Jest cały brudny.
— A może oddasz go po prostu jakiejś starszej, samotnej babuni? — zapytał pełen nadziei, jednak jego ton się zmienił, gdy tylko spostrzegł, że kot przestał mruczeć i popatrzył na niego nienawistnie. — Albo i nie, tam też może sobie nie poradzić, u ciebie będzie miał dobrze — zaśmiał się nerwowo.
— Wiesz... — mruknęła cicho i popatrzyła na zwierzę — zawsze chciałam mieć kota — dodała, nie przestając gładzić mruczka po głowie.
Wcisnęła go głębiej pod płaszcz. Rozpięła guzik i odchyliła kawałek materiału, by futrzak jednocześnie nie udusił się pod wierzchnim ubraniem, ale mógł też obserwować drogę.
— Od kiedy rodzice zmarli w tej całej pieprzonej wojnie, dom jest pusty. Sama nie potrafię go wypełnić w żaden sposób, a cisza która w nim panuje, gdy spędzam czas wieczorami przed telewizorem jest smutna, dobijająca i w jakiś sposób przerażająca. Przyda mi się taki kompan na samotne wieczory. — Przycisnęła go mocniej do siebie, a mały tygrys wydał z siebie zduszone mruknięcie. — Zresztą on nie wygląda na nudnego kota. Czuję, że zajmie mi czas, który zazwyczaj marnowałam — dodała, posyłając chłopakowi ciepły uśmiech.
Uzumaki już nic nie odpowiedział, wyszczerzył się tylko do przyjaciółki widząc, że jej humor znacznie się poprawił i zwrócił wzrok przed siebie.
Byli jak nierozłączne rodzeństwo. Gdy Naruto wrócił z trzyletniego treningu z Jiraiyą, ich więzi zacieśniły się jeszcze mocniej. Wielu rzeczy nie potrafili już robić bez siebie, a misja, która miała trwać więcej niż tydzień, była niewykonalna bez wzajemnego towarzystwa. Dopełniali się w każdym, możliwym aspekcie, a ludzie z obcych wiosek, wnioskowali z ich zachowań, że muszą być rodziną. Każde święta, ważniejsze rocznice, imprezy — wszystkie te dni spędzali razem. Żadne nie narzekało; świadomość posiadania obok osoby, która nigdy cię nie zostawi, bardzo ich podbudowywała. Oboje mieli jednak problem, w którym żadne z nich nie potrafiło sobie pomóc.
Brak ukochanej osoby obok.
Do czasu, gdy Sakura nie wzięła spraw w swoje ręce i nie wbiła niebieskookiemu do głowy, że Hinata zawsze na niego czekała i czekać będzie. Od tamtej pory zaczął to wszystko rozumieć, jednak skutkiem tego stało się zawstydzanie, już nie tylko ze strony Hyugi.
— Spójrz, nareszcie! — krzyknęła dziewczyna, uciekając od osobliwego letargu.
Uzumaki wyrwał się z przemyśleń na temat zamówienia w Ichiraku i ujrzał majaczący nad bezlistnymi koronami drzew, czubek potężnej, betonowej bramy, przyozdobionej znakiem ognia.
Zanim cokolwiek zdążył powiedzieć, jego brzuch rozbawił ich jeszcze bardziej głośnym burknięciem i sprawił, że przyspieszyli.


< < ♥ > >


W niewielkim gabinecie rozległo się ciche pukanie. Zanim jednak zezwolono na wejście do niego, ktoś bezczelnie wtargnął do środka, przechodząc przez próg skocznym krokiem.
— Witaj, babuniu! — ryknął niebieskooki, człapiąc radośnie w stronę biurka.
— Zero taktu idioto, zero — mruknęła zielonooka, zasłaniając czerwoną z zażenowania twarz, dłonią.
— Witajcie kochani! — Shizune podeszła do nich z szeroko rozłożonymi ramionami. — Jejku, wieki was nie było!
Fotel za biurkiem obrócił się z impetem, jednak dwójka chuuninów spodziewała się zupełnie innej reakcji ze strony Kage. Blondynka podniosła się z siedziska i spiorunowała ich wzrokiem. Jej asystentka złapała Tonton i cofnęła się kilka kroków, po czym przyległa do ściany z przestraszonym wyrazem twarzy. Sakura również dała susa do tyłu. Tylko blondyn stał w miejscu, sparaliżowany żądnym krwi wzrokiem. Tsunade ominęła biurko i podążyła powoli w stronę chłopaka, zaciskając mocno pięści. Zatrzymała się dopiero wtedy, gdy niebieskooki dotykał czubkiem nosa jej wielkiego biustu.
— UZUMAKI NARUTO! — huknęła, patrząc ponad jego głową prosto przed siebie.
— Hai — jęknął.
Nagle jej głowa mechanicznie zwróciła się w stronę zielonookiej i obdarzyła ją spojrzeniem, którego dziewczyna jeszcze nigdy nie doznała na własnej skórze, choć wiele o nim słyszała od wybiegających często z jej gabinetu shinobi.
— HARUNO SAKURA!
— Hai — odchrząknęła bardziej stanowczo niż jej przyjaciel.
— Macie dokładnie trzydzieści sekund od teraz, by wyjaśnić mi, dlaczego przez ostatni tydzień nie otrzymywałam wieści o waszym położeniu i stanie — wycedziła przez zęby.
Zamaszyście odwróciła się w stronę biurka, policzkując przy tym Naruto swoim kucykiem. Chłopak podleciał do biurka, zaczął wymachiwać ręką, krzyczeć, tłumaczyć wszystko zupełnie nie po kolei, rozcierając przy tym policzek. Sakura zrobiła kilka kroków do przodu, stanęła za nim i czekała na swoją kolej, która zazwyczaj w takich chwilach, już następowała. Jednak tym razem coś było nie tak. Dziewczyna zauważyła, że Tsunade w ogóle nie słucha Uzumakiego, natomiast wygląda na nią zza niego i bacznie przygląda się poruszającemu pod płaszczem kunoichi wybrzuszeniu, z wyraźnie podniesioną ze zdziwienia do góry brwią. Naruto zrozumiał już, że Piąta nijak się liczy z jego opowieścią; złapał się za złamane ramię i zaczął patrzeć w tym samym kierunku co blondynka.
— A! To jest nowy mieszkaniec Konohy! — wrzasnął, po czym bez żadnego zahamowania podszedł do różowowłosej, złapał za róg kołnierza jej płaszcza i pociągnął, rozpinając przy tym wszystkie zaczepy umieszczone w materiale. Oczom czwórki zgromadzonych ludzi i jednej, niepozornej świnki, ukazał się wielki, mokry kot, który wydawał się być bardziej zdezorientowany niż wszyscy zebrani.
— Sakura, możesz mi powiedzieć co to jest? — zapytała Tsunade z wymuszonym stoickim spokojem.
— Kot — odparła, dopiero po chwili uświadamiając sobie, z kim tak naprawdę ma do czynienia.
— Znaleźliśmy go po drodze! — wtrącił Uzumaki, widząc jak na czole kobiety pojawia się jedna, wyraźna, pulsująca ze zdenerwowania żyłka. — W sumie, to on znalazł nas. Sakura zabierze go do domu, by nie była samotna! — wyjaśnił szybko, klepiąc zwierze rytmicznie po głowie z udziwnionym, szerokim uśmiechem, wyrażającym bardziej zdenerwowanie niż szczęście.
— Skąd wiecie, czy to nie jakiś ninja? — zapytała podejrzliwe z przymrużonymi oczami, nie spuszczając ich z futrzaka.
Sakura spojrzała w tępe, rozkojarzone po pieszczotach Naruto, kocie ślepia i uśmiechnęła się pod nosem.
— Nie wydaje mi się, nie wyczuwam od niego żadnej chakry. To zwykły kot. Wracając do sedna, Tsunade-sama. Czy mamy już zacząć spisywać sprawozdanie z wyprawy?
Tsunade potrząsnęła nagle głową i już otworzyła usta do głośnego ryknięcia “o co ty jeszcze pytasz?!”, ale nagle uderzyła w nią fala współczucia. W końcu zwróciła uwagę tylko na nich. Zniszczone ubrania, nadawały się tylko do wycierania podłóg. Oboje mieli za długie, zmierzwione włosy; byli przemoczeni, zmarznięci i brudni. Sińce pod oczami i opadające ze zmęczenia powieki. Widziała wiele siniaków na ledwo odsłoniętych skrawkach ciał, bandaże no i w końcu rękę Naruto, usztywnioną pierwszą lepszą gałęzią znalezioną w lesie.
— Przepraszam was bardzo, za to chłodne powitanie — mruknęła niechętnie z poczuciem winy. — Po prostu wychodziłam już z siebie, gdy nie dostawałam od was żadnych informacji — dodała z dosadnie smutnym wyrazem twarzy. — Jesteście mi najbliżsi, jesteście moimi uczniami... prawie jak moje dzieci. Każdy dzień bez wieści skłaniał mnie do myślenia o najgorszym i za każdym razem potrafiłam tylko kląć pod swoim adresem za to, że w ogóle puściłam was na taką misję.
Sakurze wydało się to podejrzane, w takich chwilach zazwyczaj krzyczałaby na nich, że jakże głupio postąpili. A ona była przejęta zupełnie czymś innym. Widziała to wyraźnie, jednak nie potrafiła odczytać czym.
— Oj babuniu! Wiesz, że nic by się nam nie stało! — rzucił blondyn, drapiąc się po karku i szczerząc głupio zęby.
— Zamknij się — warknęła, marszcząc przy tym nos.
Teraz nawet Uzumaki widział, że coś jest nie w porządku. Mina Schizune również coś skrywała. Sakura była pewna, że pytanie o to, czy coś się stało, do niczego nie doprowadzi, a może i tylko ją rozwścieczy, więc próbowała dojść o co może chodzić, bacznie ją obserwując.
W gabinecie nastąpiła cisza, której towarzyszył deszcz obijający się silnie o szyby okien i metalowe parapety. Wieczór został spowity niepokojącym mrokiem, przez chmury zasłaniające księżyc. Sakurę przeszedł po plecach delikatny dreszcz, nie znosiła zimna i deszczu. Zerknęła jednak na kota i uśmiechnęła się przelotnie wiedząc, że tej nocy nie będzie sama.
— Słuchajcie, nie spieszcie się z tym raportem. Dziś mamy poniedziałek, daję wam czas do końca tego tygodnia. — Blondynka zerknęła na rękę Naruto. – Nie pójdziesz z tym dziś do szpitala, prawda?
— Babciu... — jęknął płaczliwie.
— Dobrze, stawcie się jutro, proszę, u mnie o trzynastej. Pójdziemy na badania kontrolne, obejrzę twoje ramię. Ino mi pomoże. — Sakura uśmiechnęła się na wieść, że w końcu zobaczy się z przyjaciółką. — Widzę, że jesteście wykończeni, nie chce was bardziej męczyć. A no i jeszcze Hinata!
Naruto zesztywniał i spojrzał na kobietę z zabawnym grymasem na twarzy.
— Ale co Hinata? — wydukał cicho.
— Hinata objęła posadę po Neko, która wyjechała do innej wioski na okres szkolenia. — Blondynka ziewnęła głośno i przeciągnęła się na fotelu. — Od teraz będzie tam pracować razem z Ino i Sakurą.
— Kiedy będę mogła wrócić i objąć dyżury? — wtrąciła rożowowłosa.
— A to okaże się jutro, po badaniach — odpowiedziała w końcu, delikatnie się uśmiechając — nie było was jednak dwa lata, nie potrzebujecie czegoś?
— Niekoniecznie, jednak... — W tym momencie blondyn odwrócił się i spojrzał na przyjaciółkę, a potem na jej nowego towarzysza po czym z powrotem zwrócił się do Hokage. — Chyba musimy zrobić małe zakupy.
— Idźcie do tego sklepu spożywczego dwie ulice stąd, powiedzcie, że bierzecie wszystko na mój rachunek, za wszystko jutro zapłacę — bąknęła, odwracając wzrok od Shizune.
— Zaopatruje się tam w sake — prychnęła szatynka.
— Stul dziób — syknęła, uderzając rytmicznie palcami o blat biurka. — Nie żałujcie sobie, nie pomyślałam o tym, by was zaopatrzyć w cokolwiek w domach, bo przecież nikt nie raczył mnie poinformować o waszym wcześniejszym powrocie.
— Dziękujemy! — krzyknęli równocześnie, a wtórował im miauk kota, który chyba zrozumiał zaistniałą sytuację.
— Możecie już iść. — Machnęła na nich ręką. — Tylko bądźcie jutro punktualnie, muszę zdążyć wyjść stąd przed naszą kochaną starszyzną, bo zapowiadali się jutro na jakąś wizytę.
Oboje pożegnali się skinieniem głowy i zwrócili w kierunku wyjścia; Sakura podniosła swój płaszcz i zarzuciła go na siebie. Spojrzała na kota, który wyglądał na bardzo wycieńczonego i trząsł się jej w ramionach. Sama chciała już iść do domu, wiedziała, że i tak będzie musiała jeszcze napalić w piecu, sprawdzić czy po jej lodówce rzeczywiście nie biega jedzenie, posprzątać łazienkę, a także donieść zakupy i zrobić w sypialni porządek. Nie potrafiłaby zasnąć w syfie, no i może jeszcze…
— Babciu! — Blondyn wyrwał ją z zamyślenia.
Różowowłosa również odwróciła się, a jej wzrok spoczął na twarzy Godaime, która wyglądała tak, jakby się czegoś silnie obawiała.
— Słucham cię? — zapytała niespokojnie.
— Czy Kakashi-sensei jest teraz w wiosce czy może na jakiejś misji?
Mam cię! — Sakura krzyknęła sobie w myślach. Musiało chodzić o Kakashiego. Blondynka przygryzła dolną wargę, a w jej oczach pojawił się wyraźny do odczytania niepokój.
— Bo chciałbym się z nim spotkać i dogadać!
Haruno dalej bacznie obserwowała swoją nauczycielkę.
— Naruto... — mruknęła nagle cicho, przyciskając pięść do biurka.
— Mieliśmy trenować jakieś nowe jutsu po naszym powrocie i chciałbym go złapać.
Ciekawość Sakury podupadła. Zaczęła czuć w środku, że chyba wcale nie chce wiedzieć, o co chodzi. Po zachowaniu Tsunade mogła już bez wahania stwierdzić, że nie chce znać odpowiedzi na nurtujące ją od kilku minut pytanie.
— Naruto, zamknij się — syknęła nagle, widząc, że Hokage wygląda tak, jakby miała zaraz przestać oddychać.
— Kakashi... — zaczęła Shizune.
— Kakashiego nie ma — przerwała jej blondynka — jest na misji zwiadowczej.
Haruno wiedziała, że nie ma w tym grama prawdy. Znała ją już jakieś osiem lat i choć może przez ostanie dwa w ogóle się z nią nie widziała, bardzo dobrze pamiętała jak wygląda jej przełożona, gdy nie jest szczera, a to na pewno się nie zmieniło.
— Ah, no szkoda. Trudno, poczekam aż wróci — wymamrotał Naruto z lekkim zawodem, nie do końca rozumiejąc co się dzieje. — Dobrej nocy!
Odwrócił się, złapał Sakurę pod rękę i opuścili gabinet w milczeniu.


< < ♥ > >


— Nie podoba mi się to — mruknęła zielonooka, patrząc przed siebie i szukając w oddali swojego domu.
— Hm? — bąknął Naruto. — Co masz na myśli?
Szli najedzeni ramenem i obładowani torbami z zakupami, które Uzumaki pomagał zanieść przyjaciółce do domu. Sakura przez cały czas milczała, odpowiadała tylko na jakieś zwykłe, nieistotne zagwozdki chłopaka, jednak gdy ten pytał czy coś się stało – tłumaczyła się zmęczeniem. Deszcz rozpadał się na dobre, był zimny, a wiatr hulał z każdą chwilą coraz mocniej, wywołując łzy w ich oczach.
— Nie widziałeś jak ona się zachowywała? — szepnęła, wzdychając ciężko. — Widocznie chciała coś ukryć, nie wydaje mi się, że misja Kakashiego była prawdziwa. Bardziej przypominało mi to jakąś wymówkę.
— Tak, też to zauważyłem. Gdy mówi nieprawdę, jej wzrok zawsze gdzieś ucieka — powiedział cicho po czym utonął w myślach.
Sakura również zaprzątała sobie tym głowę, nie odzywali się, dopóki nie doszli pod dom Haruno. Tam Naruto pomógł wnieść dziewczynie zakupy do kuchni. Budynek nie był zapuszczony, nie biegało po nim spleśniałe jedzenie. Zastali wnętrze w takim samym porządku w jakim je zostawiła. Jedynie kurz zalegał na wszystkim, a w budynku było cholernie zimno.
— Rozłóż sobie te zakupy, moje połóż na podłodze, a ja pójdę przed wyjściem napalić ci porządnie w kominku. — Zdjął płaszcz i buty, obserwując przyjaciółkę.
— Dziękuję ci — odparła, po czym odstawiła kota na podłogę.
Przestała na jakiś czas myśleć o sytuacji w siedzibie. Wypakowała zakupy, ogarnęła z grubsza kuchnie. Na blacie obok mikrofali postawiła dwie, nowo zakupione miseczki. Jedną wypełniła karmą, a drugą wodą; od razu pojawiła się przy nich kotka. Płeć zwierzęcia określiła im Hana, kiedy to przypadkiem napotkali ją w sklepie. Jej mama, mimo psiego sentymentu, była bardzo zafascynowana zwierzęciem i zaczęła sypać setkami rad, dotyczących pielęgnacji i zdrowego odżywiania. Skończyło się na tym, że jedna z większych toreb, które niósł Uzumaki, była po brzegi wypełniona wszystkim z działu dla zwierząt.
Różowowłosa wyszła z kuchni i skierowała się w stronę schodów. Pokonała je z trudem, który był skutkiem silnego zmęczenia. W przeciągu pół godziny uporała się z kilogramami kurzu zarówno w łazience jak i w swojej sypialni. Po jakimś czasie usłyszała, że także Naruto wspina się po stopniach, a za nim drepcze kotka, która najwyraźniej bała się sama zwiedzać nowy dom i wolała mieć towarzystwo.
— Napaliłem i zabezpieczyłem palenisko. Sprawdziłem wszystkie kaloryfery, działają i nie są zapowietrzone. Nie pozostaje mi nic innego jak zmywać się do siebie. — Uśmiechnął się.
— Masz u mnie sake — powiedziała z szerokim uśmiechem. — Bez ciebie siedziałabym nad tym do rana. Która jest w ogóle godzina?
— Już po drugiej. — Przeciągnął się i zamruczał coś pod nosem.
— Czuję się jakbym nie spała ze dwa dni.
— Bo tak było?
— Nie przesadzaj, co? — bąknęła, szczypiąc jego bok.
— Sakura! — wydusił z siebie, na wydechu. — Uciekam do siebie. Nie siedź długo, weź kąpiel i kładź się do łóżka. Pamiętaj, że mieszkam ulicę dalej i widzę ze swojego okna co się u ciebie dzieje. — Zagroził jej palcem, niczym ojciec dający reprymendę. — Najpóźniej o trzeciej masz mieć pogaszone światła, bo przyjdę i cię uduszę!
— Tak, tak! — odparła buńczucznie.
Blondyn podszedł do przyjaciółki, cmoknął ją w policzek, po czym poklepał po głowie futrzaka, siedzącego na komodzie obok drzwi. Kot trącał łapą ususzony pączek kwiatów, które sterczały w wazonie, przypominając tym samym dziewczynie o kolejnej, nieudanej randce w ciemno zorganizowanej przez Ino przed ich misją.
— Dobranoc! Śpijcie dobrze misiaczki! — krzyknął w progu, zszedł na dół i zapieczętował swoje wyjście trzaśnięciem drzwi.
Sakura zeszła za nim, zamknęła wejście na zamek i łańcuszek. Zgasiła światło w kuchni, skontrolowała czy szybka kominka jest porządnie zamknięta i ruszyła na górę z nieodłącznym zwierzęciem. Wyciągnęła z szafy ciemnoszare getry i czerwono-czarną koszulę z ciepłej flaneli, którą dostała kiedyś od Shikamaru na osiemnaste urodziny. Z innej szafki wyciągnęła dwa ręczniki, zawołała kotkę i poszła do łazienki.
— To będzie ciężka misja — mruknęła, pochylając się nad wanną.
Chciała najpierw wykąpać zwierzaka. Na jej futerku zaschło pełno błota. Cofnęła się do kota, siedzącego na pralce i już miała go z niechęcią i przerażeniem brać na ręce, gdy ten zeskoczył z maszyny, przedreptał kawałek i sam wskoczył do wanny. Sakura zdumiona podeszła do niej i popatrzyła chwilę, jednak skorzystała z dogodnej sytuacji i puściła ze słuchawki prysznica ciepłą wodę. Delikatnie, ale dokładnie zmoczyła futerko kota, po czym sięgnęła po szampon, który polecił jej Kiba. Zaczęła pienić jej sierść. Myślała, że to będzie naprawdę trudne, a kot wydrapie jej oczy, ale ten grzecznie współpracował. Na koniec położyła kocice z powrotem na pralce. Ta pozostała zawinięta w ręczniku i głośno mruczała, natomiast dziewczyna z ulgą zdjęła z siebie brudne ubrania, które rzuciła w kąt łazienki i weszła ostrożnie do gorącej, pieniącej się wody.
Poczuła się wspaniale, zanurzyła się po szyję i trwała w tym cieple przez jakiś czas. Delikatnie gładziła skórę dłońmi, czując jak jej ciało przeszywają dreszcze przyjemności. Jednak błogość nie trwała długo, dziewczyna miała wrażenie, że zaraz uśnie, a nie było to bezpieczne rozwiązanie. Zanurzyła się więc po sam czubek głowy i umyła dokładnie miękką gąbką. Na głowę nałożyła swój wiśniowy szampon, dokładnie się spłukała, wysuszyła. Myła zęby, a patrząc przy tym w lustro podziwiała jak długie przez te dwa lata stały się jej włosy. Dopiero teraz znów mogła myśleć o takich mało istotnych rzeczach.
Stała przez chwilę naga przed lustrem, ze szczoteczką w buzi i oglądała ciało dokładniej niż zwykle, z wyraźnym niesmakiem i smutkiem. Całe było pokryte siniakami, a także mniejszymi i większymi ranami. Szczególnie zaniepokoiła ją ta na boku, która przez kąpiel nasiąknęła wodą — rozmoczona wyglądała okropnie. Dziewczyna wyciągnęła z apteczki świeże gazy i bandaże, zrobiła z nich porządny opatrunek. Wsunęła na swoje smukłe, nogi getry, a na ramiona zarzuciła koszulę, której nawet nie miała już siły i ochoty zapiąć. Czuła, że w domu zaczyna się robić trochę cieplej.
Idąc już do sypialni, klęła pod nosem, że już nigdy nie przyjmie takiej misji... Nie dość, że jest wykończona fizycznie, to całą podróż odznaczyła jej się też na umyśle i sercu, bo było im dane kilka razy natknąć się na obleśnych wrogów, którzy sprawiali, że po prostu cholernie mocno się bała. Raz doszło również do spotkania z Sasuke. Jej serce mało nie wyrwało się wtedy z piersi. Jednak było ono niczym. Nie potrafiła znowu się odezwać, widząc jego ciało, które tak bardzo się zmieniło, twarz, która wydawała się być jeszcze bardziej poważniejszą niż do tej pory i spojrzenie które zdawało się być zabójczym. On też się nie odzywał, tylko Naruto krzyczał w niebo głosy o tym, co im wszystkim wyrządził. Ten jednak rozpłynął się w powietrzu sprawiając im jeszcze większy ból i osłabiając ich na jakiś czas, we wszelaki sposób, przez co prawie porzucili misję.
Dziewczyna potrząsnęła głową i zauważyła, że przez wspomnienia podpierała ścianę korytarza, a pod jej nogami siedziała kocica, bacznie ją obserwując.
— Chodź do pokoju — powiedziała cicho.
Wyzbyła się smutku i próbowała wbić sobie do głowy, że wreszcie jest w domu; jutro zobaczy się z przyjaciółmi i wszystko wróci do normalności. Wpuściła przed sobą kotkę, weszła i zamknęła drzwi od pokoju. Zgasiła górne światło, a lampka przy łóżku oświetlała jeszcze delikatnie pokój. Zwierzę usiadło przy łóżku i patrzyło na nową właścicielkę.
— Chcesz wejść? — zapytała zielonooka, poklepując lekko pościel.
Kot wydał z siebie porozumiewawczy miauk.
— Wejdź, jeśli chcesz — powiedziała, uśmiechając się pod nosem.
Zwierzę z zadowoleniem wskoczyło na materac.
Dziewczyna podeszła do okna i wyjrzała przez nie na panoramę mokrej Konohy. Jej dom ozdabiał, jak kilka innych, jedno z wyższych wzgórz w wiosce. Błądziła wzrokiem po ciemnych oknach, w niektórych paliło się jeszcze blade światło lamp, ale gasło powoli chowając mieszkania w mgle i siąpiącym deszczu. Jej oczy spoczęły w końcu na oknie Uzumakiego. Widziała wyraźnie jego sylwetkę. Stał w oknie z kubkiem i najprawdopodobniej obserwował ją, tak jak obiecał. Uśmiechnęła się pod nosem i odwróciła w stronę swojego wielkiego łóżka. Zegarek na szafce obok lampki wskazywał za pięć czwartą.
— Jesteś takim głupkiem. — Westchnęła cicho z widocznym jednak zadowoleniem i ruszyła w stronę łóżka.
Wślizgnęła się pod ciepłą pierzynę, czując, że jej ciało w końcu opuszczają dreszcze a opanowuje je ciepło. Kotka ulokowała się w nogach po drugiej stronie łóżka. Futerko zwierzęcia było jeszcze wilgotne. Sakura przez chwilę obserwowała stworzenie, które po napotkaniu jej wzroku, wstało i położyło się bliżej, łaknąc ciepła dziewczyny. Sakura mogła ją już swobodnie głaskać.
— Jutro pomyślimy jak cię nazwać — mruknęła.
Zgasiła lampkę i wbiła na moment wzrok w sufit. Zamknęła oczy. Ciche mruczenie kocicy uspokajało ją i wyciszało. Czuła jak zatapia się w świeżej pościeli którą założyła sprzątając pokój. Jej wilgotne włosy przyozdabiały śnieżną biel poszewki na poduszce, a palce zacisnęły się na kołdrze.
— Kakashi-sensei, gdzie ty jesteś? — szepnęła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz