niedziela, 28 grudnia 2014

46. Dlaczego mi to zrobiłaś?

— Saku... — Kiba stał z otwartymi ustami i obserwował, jak różowowłosa stoi pomiędzy dwójką osób, na którą z początku nikt nie zwrócił uwagi.
Na jej twarzy odmalował się dziwny uśmiech, który wołał o przebaczenie. Poczuła nagle, jak Itachi na nią opada, po utracie sił. Przetransportował trzy osoby na raz, do tego kawał drogi. Świadczyło to tylko o tym, jak potężny był.
— Uchiha Itachi! — krzyknęła Piąta, gdy zielonooka opadła z nim na kolana. — Pojmać go, póki nie jest w stanie się bronić! — Blondynka przeniosła wzrok na Konan i otworzyła szerzej oczy. Rozpoznała jej twarz, należała do dziewczynki, którą jakiś czas trenował Jiraiya. — Ją też!
Wszyscy jak na komendę, rzucili się na nich niczym wygłodniałe psy. Nie dali jednak rady do nich dotrzeć. Monumentalnie wielkie skrzydła z papieru, które wyrosły z pleców Tenshi, osłoniły przybyłych w towarzystwie wrzasku Haruno. Do tego, stanęli przed nimi murem - Naruto i Sasuke, rozpościerając ramiona.
— Zostawcie ich! Dajcie mi wyjaśnić! — Stłumiony głos różowowłosej, wydobył się spod tarczy.
— Przecież oni Cię porwali! — wrzasnęła blondynka, oglądając zdeterminowane twarze Uzumakiego i Uchihy. — A wy co?!
— Dajcie im to wyjaśnić! — powtórzył głośno Sasuke, mierząc się wzrokiem z Inuzuką. — Zaraz wszystko zrozumiecie!
Bursztynowe oczy przeniosły się na blondyna.
— Też nie wiem o co chodzi... Jak wy! — krzyknął, dysząc głośno. — Ale skoro tu są, razem z nią, to chyba świadczy o tym, że trzeba ich wysłuchać!
Tsunade przez chwilę się zastanawiała, jednak odetchnęła i kazała się wszystkim wycofać. Zagroziła również, że zabiją ich od razu, jeżeli postawią niepożądany krok.
— Sakura... — szepnął Naruto.
Różowowłosa przyjrzała się zmęczonej twarzy bruneta, który siedział już o własnych siłach i przeniosła wzrok na Konan. Skinęła do niej porozumiewawczo głową. Wielkie skrzydła, rozpięły się na całą szerokość pomieszczenia i zaczęły powoli zmniejszać swoje rozmiary.
— Uchiha Madara żyje — rzuciła bez ogródek. Twarze wszystkich dopiero po chwili zmieniły swoją mimikę.
— Co?  On nie żyje od lat! Przecież mój dziadek mówił, że Madara odszedł i niedługo potem zmarł — wymamrotała Piąta. — Dziewczyno, nie rób sobie żartów!
— Madara dołączył do Akatsuki, niedługo po tym, jak ja i Pain je założyliśmy — odezwała się Tenshi. — Od tamtej chwili krył się pod pseudonimem Tobiego, którego mogliście już spotkać. Potrzebował Rinnengana Paina i medyka. — W tej chwili popatrzyła na zielonooką.
— Konan, Itachi i Pain pomagali mi przetrwać... — szepnęła zielonooka. — Pain poświęcił się i spowolnił Uchihę, jednak nie na długo.
Mówiąc to, rozglądała się po pomieszczeniu. Szukała go wzrokiem... Wszyscy tu byli, tylko nie on. To znaczyło, że już odpuścił?
— Jest tu... — odezwał się Uzumaki, podchodząc do przyjaciółki. Podał jej rękę, by pomóc wstać i mocno do siebie przytulił. — Piętro niżej...
Jej zielone oczy błysnęły z przerażeniem. Zsunęła brodę z jego ramienia i spojrzała na niego.
— Co się stało... — wydukała, czując na ramieniu dłoń Konan.
— Idź do sali dwadzieścia trzy — odezwała się Tsunade. — Menma tam jest... Wszystko ci wyjaśni.
Haruno miała wrażenie, że cały jej świat popieprzył się jeszcze bardziej. Spojrzała na Tenshi, która skinęła jej zgodnie głową na wznak, że sobie poradzą. Zielonooka wycofała się z pomieszczenia w dosyć błyskawicznym tempie.
Zbiegła na dół, by odnaleźć właściwe drzwi, przez które chwile później wpadła.
— Nikt miał tu nie... — warknął wilk, siedząc tyłem do niej. Postawił jednak uszy i zwrócił w jej kierunku głowę. — Saku...
Stała przez chwilę w progu, lecz podbiegła do niego, nie rozumiejąc skąd miała na to siły. Wtuliła się w biały puch i wyszeptała kilka razy imię zwierzęcia, aż w końcu spostrzegła jego.
Leżał, podpięty do aparatury, która wydawała z siebie nieznośne pikanie. Jego twarz zmarniała. Poszarzała skóra odznaczała się na kościach, alarmując o słabym odżywianiu się. Oddychał miarowo z zamkniętymi oczyma.
— Kakashi — mruknęła prostując nogi. Podeszła niepewnie do materaca i usiadła na jego brzegu. Ujęła jego lodowatą dłoń w swoje i obserwowała kilka chwil.
— Co mu się stało? — wyszeptała mechanicznie. — Menma? Powiedz mi!
— Targnął się na własne życie...
W jej wnętrzu coś zazgrzytało. Miała ochote powiedzieć zwierzęciu, by powtórzyło swoje słowa. Z drugiej strony, wiedziała, że usłyszała dobrze.
— Jak...?
— Najadł się jakiś tabletek i próbował się powiesić.
— O boże! — krzyknęła, zaciskając palce na jego ciele. — To wszystko moja wina... Jak mogłam mu to zrobić... Czy on wie o mojej wiadomości? Czy wy ją znaleźliście?
— Już na drugi dzień trafiła w nasze ręce. Ale jej prawdziwa treść poznaliśmy wczoraj wieczorem... On nie budzi się od ponad doby.
Różowe włosy rozsypały się na klatce piersiowej Hatake. Wtuliła nos w jego szpitalną koszulkę i zaczęła głośno płakać. Menma podszedł do niej i położył pysk na jej nogach. Było mu jej żal, ale mimo wszystko - cieszył się, że ją widział. Gdy tylko ich ciała się ze sobą zetknęły, poczuł znowu jej wszystkie emocje... Wzdrygnął się i wyprostował.
— Kto cię skrzywdził?! — ryknął, czując gniew.
— Wyjdź... — szepnęła, nie zmieniając pozycji. — Idź do Tsunade... Chcę tu zostać sama... Proszę.
Wilk przez chwilę się wahał, jednak wiedział, że dziewczyna już nigdy mu nie ucieknie. Wyszedł z pomieszczenia i skierował się na górę, gdzie na widok Itachiego mocno się najeżył. Chciał już coś powiedzieć, ale miny wszystkich zbiły go z tropu.
— ... nie przychodziła na kolację. Poszedłem w końcu po nią... Tam spotkałem Deidarę, a następnie natknąłem się na nią. Zapłakaną, pragnącą śmierci... — wyszeptał Itachi.
— Chyba nie chcesz kurwa powiedzieć, że ten skurwiel to zrobił?! — Kiba kipiał ze złości, nie mogąc unormować oddechu.
— Zgwałcił ją... — Przytaknęła Konan, ze łzami w oczach. — To był już impuls. Itachi zabił Deidarę, a Pain kazał nam się spakować. Uciekliśmy, ale nie obyło się bez walki. Nasz przyjaciel w niej poległ i tylko dzięki niemu, udało nam się tu dotrzeć. Ledwie. Gdyby nie technika Itachiego, wszyscy bylibyśmy martwi.
— Jesteśmy wam wdzięczni... — wyszeptała Piąta. Zaciskała mocno pięści, czując nienawiść do wszystkiego i wszystkich. Mimo to, jej słowa były szczere, tak jak wyczuwalne intencje gości. — Itachi — zwróciła się do mężczyzny. — Trzeci ci ufał... Nieliczni o tym wiedzieli. Mi akurat tę wiedzę przekazano. Mamy papiery i świadomość, że możesz zostać oczyszczony z zarzutów. Jeżeli chcesz... Chcecie... Zostańcie w wiosce. Zajmę się wszystkim, abyście mogli tu jako tako normalnie żyć. Ale nastawienia niektórych mieszkańców, nie zmienię.
— Dziękujemy, czcigodna — wyszeptali pokornie, przyklękując i pochylając głowy.
Tsunade skinęła do nich głową i wzięła głęboki wdech.
— Liczę na waszą pomoc w sprawie Madary — dodała.
— Powiemy wszystko co wiemy i będziemy współpracować! — Konan niemalże zasalutowała.
Informacja o tym, że w końcu zamieszka w bezpiecznym miejscu, w śród ludzi, automatycznie ją pocieszała. Czuła, że nadchodzi nowy początek, mimo braku Paina. Wiedziała jednak, że jego marzeniem było jej szczęśliwe życie. Obiecała mu to, podczas ostatniej wymiany zdań. Musiała dotrzymać słowa.


Wpatrywał się w zielone tęczówki, gdy ona wspierała się na jego brzuchu przedramionami i również obserwowała czarne, paciorkowate oczy mężczyzny. Miał na wpół otwarte oczy, które nie wyrażały zupełnie niczego. Tłumaczyła to sobie wybudzeniem ze śpiączki. Jego mimika nie była jej znana, gdyż plastikowa, zaparowana maska tlenowa, kryła pod sobą jego usta. Nie wiedziała czy się uśmiechał, czy może krzywił w nienawiści. Jedyne co robił, to wiercił ją nieprzytomnym spojrzeniem i nie poruszał się, jakby nadal spał.
— Kakashi... — Odważyła się w końcu odezwać, na co delikatnie się wzdrygnął. Jego powieki otworzyły się nieco szerzej i pojawiła się w nich dziwna iskra.
Chyba czekał na jakieś namacalne potwierdzenie tego, że obraz przed jego oczyma, jest prawdziwy. Uniósł z trudem dłoń do jej policzka i dotknął go opuszkami, a następnie delikatnie chwycił w dłoń jej podbródek. Przyglądał się błyszczącej od łez skórze dziewczyny, która połyskiwała, odbijając promienie słoneczne. Dostawały się tu, przez odsłonięte okno, za którym ptaki rozśpiewały się na dobre.
Drzwi pomieszczenia się otworzyły, a do sali, wpadła znana Haruno, pielęgniarka. Spojrzała na głośnego intruza, a Kakashi nie spuszczał z niej wzroku, wyglądając na zahipnotyzowanego.
— O matulu! — Nao zakryła dłońmi usta i przyglądała się szarowłosemu, dla którego nie istniała.
Wycofała się i wybiegła z sali, zamykając za sobą hucznie drzwi.
Wzrok Sakury poszybował z powrotem na ukochanego, który drugą dłonią próbował pozbyć się maski. Nie potrafiła drgnąć by mu pomóc, bała się, że może zaraz usłyszeć coś, co rozerwie jej serce na części.
— Jednak mi się udało? — zapytał niepewnie.
Jego dziwny, pozbawiony radości uśmiech wydawał się kryć znaczenia, których nie była w stanie rozszyfrować - przyprawiało ją to o dreszcze. Nie wiedziała, czy powinna powiedzieć, iż nie. Że siedzi tu, z nią, która wróciła. Głównie dla niego. Wtedy mógł wpaść w szał. Z drugiej strony okłamywanie go, że jego życie będzie teraz nieustającą, podniebną sielanką - było nieludzkie.
— Nie Kakashi... — szepnęła. — Nie udało ci się, na całe szczęście.
Ożywił się delikatnie i zmrużył powieki. Cofnął dłonie i spróbował podciągnąć się wyżej, jednak w takim stanie, nie było to nazbyt realne.
— Śnię? — mruknął.
— Nie. Żyjesz i masz się dobrze.


— Sasuke nie wiedział o wszystkim. Dostał bezwzględny zakaz informowania was o czymkolwiek, ze względu na to, że Madara po poznaniu prawdy - wymordowałby wszystkich. — Itachi usprawiedliwiał brata, gdy Kiba dowiedział się o tym, że jego rówieśnik znał prawdę i chciał go rozszarpać. — Pilnował Sakury, dawał znaki, a czasem nawet zarywał noce, pilnując jej domu. Niestety Madara poszedł o krok dalej i domyślił się wielu spraw. Sasuke chronił w sumie was wszystkich.
Drzwi gabinetu otworzyły się zamaszyście, a w progu stanęła brunetka, której oczy wesoło się śmiały.
— Pan Kakashi się obudził! — krzyknęła, nie kryjąc swojego entuzjazmu.
Twarze zebranych zmieniły swój wyraz i każdy spojrzał po sobie, jakby zaraz miał się rozpocząć wyścig szczurów. Gdy Kiba bez słowa ruszył w kierunku wyjścia, Konan zatrzymała go dosyć chłodnym tonem.
— Nie powinieneś tam iść.
— Boo? — rzucił przeciągle.
— Bo znajduje się tam odpowiednia osoba na tę chwilę. Sakura mu wszystko wyjaśni, sądzę, że Hatake będzie mieć jej wiele do zarzucenia, a narwany gnojek tylko ich rozdrażni.
Sasuke prychnął pod nosem, na co Inuzuka wpadł w wewnętrzny szał. Skarcony wzrokiem Hinaty cofnął się i usiadł pod ścianą, obok Akamaru.
— Nie bucz się, dziewczyna ma rację — mruknął Yamato. — To jest ich czas, lepiej, żeby ułożył się po ich myśli.
— Tenzou... — zaczęła Piąta, na ciężkim wydechu.
— Miałaś tak do mnie nie mówić! — oburzył się, zwężając usta.
— Bez znaczenia — mruknęła — zostań ze mną, obmyślimy jakiś plan przeciwko starszyźnie i Danzou, by nie przyczepili się naszych nowych mieszkańców. A wy — zwróciła się bezpośrednio do, już byłych, członków Akatsuki — dostaniecie zastępcze mieszka...
— Czcigodna — wtrącił się Sasuke, na co zacisnęła powieki, by nie powiedzieć nic nie na miejscu. — Itachi może wrócić do swojego starego domu... Przecież jest wielki i należy do niego tak samo, jak do mnie. Dla Konan również znajdzie się miejsce, przecież niegdyś zamieszkiwało go wiele osób.
— To ma sens — bąknęła blondynka, opadając na fotel. — W takim razie wszyscy wynocha. Mamy dużo do zrobienia. Konan, Itachi. Wstawcie się u mnie wieczorem, załatwimy kilka formalności. Na razie nie afiszujcie się ze swoim przybyciem, bo nie zapanuję nad niedoinformowanymi władzami.
Radość udzieliła się wszystkim, przez co opuścili gabinet w dobrych humorach. Każdy nie mógł się doczekać tego, by spędzić trochę czasu z Sakurą, ale informacja o tym, co wyrządził jej Deidara, napawała ich niepokojem. Bali się, że dziewczyna nie będzie już taka jak kiedyś i nikt do niej nie dotrze. Nadzieja pozostawała w Kakashim i w tym, że zrozumie okoliczności oraz pomoże stanąć jej na nogi.


< < ♥ > >


— Dlaczego mi to zrobiłaś?
Małe pęknięcia zaczęły uwierać jej serce. Zacisnęła dłonie na pościeli, próbując powstrzymać wybuch histerii. Niespełna dobę temu, przeżyła tragedię. Jedyne czego potrzebowała to bezpieczeństwo, które ten mężczyzna jej zawsze zapewniał. W tej chwili dostała coś zupełnie odwrotnego.
— Zapadłeś w śpiączkę, nie poznając treści wiadomości, jaką zostawiłam? — szepnęła, próbując przezwyciężyć ucisk gardła.
— Powiedziałaś, że mnie oszukiwałaś... Że nie kochałaś... Dlaczego?! — Podniósł niespokojny głos.
— Przestań! — wrzasnęła, dając upust łzom. — Musiałam to zrobić by uratować życie twoje i innych!
Zaskoczony jej agresją, okazał lżejszą postawę. Rozluźnił się, wiedząc, że informacje jakie zaraz pozna, mogą mieć spore znaczenie.
— Odeszłam, bo wszyscy byście zginęli. Myślałam, że umrę... Wolałam cię okłamać, byś wiedział na czym stoisz, niż pozostawić cię w niewiedzy i pozwolić na to, byś zatracił się w bezskutecznych poszukiwaniach.
Chciał krzyknąć. Ba, nawet zacząć przeklinać i wyrzucać wszystkie złości, ale pojął, że jej słowa były szczere i przepełnione troską. O niego. Chciała mu pomóc... Wybrała mniejsze zło.
— Więc ty... — wyszeptał machinalnie, pochylając do przodu głowę, by móc zajrzeć w jej zapłakane oczy. — Spójrz na mnie.
— Kocham cię Kakashi i nigdy nie przestałam... — wyłkała. — Tylko i wyłącznie myśl o tobie podtrzymywała mnie przy życiu. Mimo, że Madara zapewniał mnie, że więcej cię nie zobaczę, wierzyłam, że może jednak mi się uda. Byłeś jedyny i to się nie zmieni... Mimo wszystko.
Pękała. Nie potrafiła mu powiedzieć o wyrządzonej krzywdzie i postanowiła, że tego nie zrobi. Dla ich dobra.
— Przysuń się do mnie, proszę. — Wyciągnął do niej ramiona.
Zrobiła to, jednak z pewnym ociągiem. Nie był to brak chęci, a dziwne odruchy, których nie potrafiła się pozbyć po naruszeniu jej godności. Gdy jednak objął ją i mocno do siebie przytulił, pękło wszystko, co trzymało jej uczucia na wodzy. Rozpłakała się głośno, nie myśląc o innych. Krzyczała rozpaczliwie, pragnąć jego ciepła, które ciężko mu było oddać, gdy ledwo mógł się poruszać.
— Kocham cię i przepraszam — wyszeptał. — Prawie odjąłem sobie życie, zostawiając cię samą... Jestem żałosny, ale nie potrafiłem żyć ze świadomością, że po raz kolejny...
— Nigdy cię już nie zostawię! — pisnęła, zaciskając dłonie na jego koszulce. — Nigdy! Nigdy, nigdy, nigdy!
Położył dłoń z tyłu jej głowy i przycisnął ją do swojej piersi. Cały jego świat, znowu pozostawał w jego ramionach. Nie miał zamiaru już nigdy jej stracić.
— Madara? — Otworzył szeroko oczy i odsunął ją od siebie.
— Tak — otarła łzy zewnętrznymi stronami dłoni i wzięła głęboki wdech, by unormować ciśnienie. — Pamiętasz tego członka Akatsuki w pomarańczowej masce? Tylko udawał kretyna. Tak naprawdę to Madara Uchiha.
— Żartujesz sobie?
— Nie. Wróciłam tu z pomocą Paina, Itachiego i Konan bo... — jej wzrok się rozbiegł. — No bo wiesz, okazało się, że nie każdy był zły. Pomogli mi w końcu uciec, narażając własne życie. Pain nie przeżył... Itachi w ostatnim momencie przed naszą zagładą, przeniósł nas tu, do Konohy.
Mrużył oczy widząc, że nie mówiła mu wszystkiego. Mimo to nie pytał o nic, rozumiejąc, że na razie nie może jej męczyć.
— Madara ma straszne plany... To przez niego zbierają Bijuu. Porwali mnie, bo musiałam wyleczyć Paina. Był posiadaczem rinnengana — kiwnęła zgodnie głową, na jego zdziwienie. — Madara chciał go jeszcze obserwować, by poznać wszystkie tajniki tych oczu, a potem go zabić. Ja miałam przeszczepić mu oczy. Chcieliśmy uciec, by jego plan nie został zrealizowany. Ale posiada już Paina... Brakuje mu tylko mnie lub Tsunade.
Ponownie ją do siebie przytulił i ucałował jej czoło.
— Nie oddam mu cię... Już nikomu, rozumiesz? — wyszeptał. — Choćbym miał poświęcić życia innych...
Jego deklaracja była dosyć drastyczna, lecz utwierdzała ją w przekonaniu, że nie zwątpił w uczucie, jakim ją darzył.


< < ♥ > >


— Witaj w domu Itachi — mruknął sam do siebie, stojąc w bramie dzielnicy.
Martwił się, że sentyment przywoła niechciane obrazy, jednak nie było tak źle. Pogodził się z tym co musiał zrobić, ale nie wiedział, że kiedyś znowu się tu pojawi. Do tego jako obywatel, a nie poszukiwany morderca. Choć to, jeszcze podlegało dyskusji.
— Po powrocie wysprzątałem nasz dom i starałem się utrzymać go w jak najlepszym porządku — rzucił Sasuke, otwierając drzwi frontowe. — Konan, dostaniesz łóżko po naszych rodzicach, będziesz żyć jak królowa.
Dziewczyna uśmiechnęła się pociesznie i wkroczyła za braćmi do środka. Przestrzenny salon i dziwny, pedantyczny porządek z początku wydał się być chłodny, jednak z każdą chwilą, oswajała się z tym widokiem. Warunki, w porównaniu do tego co było w siedzibie, były cudowne.
— Mam pytanie klucz — mruknęła, na co odwrócili się w jej stronę, z pytającymi minami. — Macie tu wannę?
Spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się porozumiewawczo, po czym rozeszli w swoje strony, zostawiając ją po środku salonu.
— SERIO? — jęknęła, spuszczając ramiona wzdłuż ciała.
— No chodź tu! — usłyszała głos starszego bruneta.
Skierowała się do niego i poznała wnętrze schludnej kuchni. Mężczyzna zajrzał do lodówki i gwizdnął wesoło, widząc w niej normalne jedzenie. Znudziło mu się kombinowanie w dziedzinie gastronomii, które praktykował przez wiele lat w siedzibie Brzasku.
— Oprowadzę cię — mruknął, chwycił ją za nadgarstek i pociągnął za sobą.
Widziała, że jest zadowolony. W końcu w rodzinnym domu, zazdrościła mu tego. Znalazł się przy swoim rodzonym, młodszym braciszku... Jej jedyna, bliska od dzieciństwa osoba, która stanowiła prawie jej rodzinę, poświęciła się po to, by ona i inni mogli żyć. Jak teraz wszystko miało się dla niej potoczyć? Nie czuła tego, że się tu wpasuje. Bała się również, że Sakura, po powrocie tutaj, wróci do starego życia i przyjaciół, eliminując znaczenie Tenshi.
— Tu jest sypialnia Sasuke, na przeciwko moja — wymamrotał. — Tu jest łazienka i tak, mamy wannę. — Na dowód otworzył drzwi, dając jej poznać w wizualny sposób pomieszczenie. — A teraz twoje nowe lokum.
Wciągnął ją do dosyć sporej sypialni, gdzie znajdowało się duże, małżeńskie łóżko. Nie zwróciła na nic innego uwagi, to ono było teraz jej nowym, mentalnym kochankiem. Mimo to posmutniała, co od razu dojrzał.
— Konan, jego śmierć, to nie była twoja wina — szepnął, stając tuż przed nią. — Uratował nas z własnej woli.
— Wiem... Ale teraz, jestem sama. Mam wrażenie, że będę piątym kołem u wozu...
Puknął ją w czoło własnym i zajrzał głęboko w oczy.
— Głupia — fuknął, zaciskając dłonie na jej ramionach. — Nawet tak nie myśl. Myślisz, że po powrocie tutaj, coś się zmieni w naszych stosunkach? Sasuke również cię polubił, widzę to. A Sakura? Wątpię, czy ta dziewczyna o tobie zapomni, po tym wszystkim. Staniesz się częścią Konohy i już niedługo to odczujesz. Musisz się przyzwyczaić. Oni również.
Skinęła zgodnie głową i odwróciła zawstydzony wzrok.
— Idę po twoje rzeczy, rozejrzyj się — rzucił wychodząc.
Cieszyła się, że zasłony były naciągnięte, a w pokoju panował mrok. Chodź rumieńce, które czuła na policzkach, mogły byś zauważalne i w takich ciemnościach.
Zakręciła się wokoło siebie i ruszyła do jednej z szaf.


< < ♥ > >


— Nie chcę tu być.
Kakashi twardo protestował, próbując się podnieść z łóżka, jednak Tsunade uskuteczniała to, by w nim został. Sakura stała w nogach łóżka razem z Menmą. I choć nadal miała przekrwione, zaszklone oczy - chichotała cicho, widząc, jak pierdołowaty dziś był.
— Hatake, nawet mnie nie denerwuj! — ryknęła blondynka. — Mam ochotę cię zamordować za to co żeś odwalił! Ciesz się, że nie wsadziłam cię do wariatów, bo tam powinieneś skończyć! — Przycisnęła go do materaca i przywaliła kocami z szafy, by utrudnić mu walkę z grawitacją. — Zostajesz na obserwacji. Człowieku, byłeś w śpiączce, co ty sobie wyobrażasz?!
— Mój lekarz rodzinny wrócił, zaopiekuje się mną w domu, tak samo jak ty tutaj — mruknął wściekle i rzucił błagalne spojrzenie Sakurze. Ta jednak pokręciła przecząco głową, mrużąc oczy.
— Musisz tu zostać — mruknęła, zaciskając dłonie na oparciu łóżka.
Czuła napierający wzrok blondynki na sobie. Był dziwny. Pełen współczucia. Oznaczało to tylko jedno, Itachi i Konan musieli ją uprzedzić. Innych pewnie też. Musiała jakoś wszystkim przekazać, by ta informacja nie dostała się do Kakashiego, bo to będzie koniec. Zacznie się jej brzydzić jeszcze bardziej niż ona siebie, o ile to możliwe.
— Kakashi, jeżeli wszystko będzie dobrze - jutro wieczorem cię wypuszczę. — Piąta zajrzała do  karty badań, którą Nao dostarczyła kilka chwil wcześniej. — Dziś na pewno nie wyjdziesz.
Westchnął głośno i poddał się, opadając na poduszki z obrażoną miną. Haruno zauważyła, że miał dziwne zmiany nastroju, choć widziała go dopiero niespełna dwie godziny.
— W domu jest bałagan... Powinienem pójść i tam posprzątać, zanim Sakura tam wejdzie — burknął, nie tracąc determinacji.
— Poradzę sobie — szepnęła Haruno.
— Stolik w salonie jest pęknięty — mruknął Menma, posyłając Kakashiemu karcące spojrzenie.
Dziewczyna westchnęła głośno, jednak nadal utrzymywała, że sobie poradzi, a w razie potrzeby poprosi kogoś o pomoc. Podeszła do mężczyzny i pocałowała go w czoło, próbując uśmiechnąć się w szczery, ciepły sposób. Pożegnała go, mówiąc, że postara się wpaść jeszcze dziś wieczorem, jak będzie mieć siłę. Lub jutro, z samego rana.
Wyszła w towarzystwie wilka i hokage, czując na plecach wytęsknione spojrzenie. Nie mogła jednak dłużej z nim siedzieć, bo co raz gorzej się czuła. Piąta odprowadziła ich do wyjścia szpitala i tam zatrzymała.
— Sakura... — zaczęła niepewnie, nie chcąc jej przestraszyć, jednak została powstrzymana od dalszego mówienia.
— Proszę was o jedno... Niech Kakashi nigdy się o tym nie dowie — szepnęła zielonooka, spoglądając to na kobietę to na Menmę.
— Powinnaś przyjść i się przebadać, wiesz o tym? — spytała, kładąc dłoń na ramieniu podopiecznej.
— Wiem, ale nie dziś...
— Nalegam — głos kobiety stwardniał, podkreślając jej stanowczość.
— Chcesz sprawdzić, czy jest w ciąży? — szepnęło zwierzę.
Sakurę coś skręciło w żołądku, biorąc pod uwagę taką opcję. Co jeśli tak? Nie chcę tego dziecka... Boże, tylko nie to.
— To przy okazji — rzuciła kobieta. — Chodzi mi raczej o HIV.
— Nie chcę, by ktoś w laboratorium się dowiedział! — oburzyła się zielonooka.
— Wyślę je pod fałszywym nazwiskiem, spokojnie.


< < ♥ > >


— Lubiłam go — westchnęła zielonooka, stojąc w progu salonu, którego podłoga usiana była drobinami szkła.
Sui kręciła się pod jej nogami i ocierała o nie, miaucząc ochoczo. Dziewczyna wzięła kotkę na ręce i wtuliła w jej sierść nos, obserwując nadal pokój gościnny. Zwierze wychudło. Kakashi nie był w stanie myśleć o tym, by ją karmić.
— Co ty biedo jadłaś? — szepnęła, drapiąc ją za uchem. Zwróciła się za siebie i weszła do kuchni. Zalegające w zlewnie naczynia, mocno ją dobiły. Nie lubiła zmywać.
— Pomogę ci ze wszystkim — mruknął Menma, chodząc za nią krok w krok.
— Nie trzeba — westchnęła, odkładając kotkę na blat.
Wyciągnęła z szafki karton z kocią karmą i wsypała sporą porcję do miseczki. Wąsacz zaczął głośno mruczeć, okazując swoją wdzięczność i zabrał się za pałaszowanie.
Menma dotknął nosem dłoni dziewczyny, chcąc w jakiś sposób nacisnąć na to, że nie jest sama. Ta jednak poderwała rękę do góry, jak poparzona i odwróciła się do niego szybko z szeroko otwartymi oczyma. Słyszalne było przyspieszenie oddechu.
— Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć — mruknął, cofając głowę. Wyglądał na skarconego, co niesamowicie ją zdziwiło. Wiedziała przynajmniej, jak bardzo się martwił.
— To ja przepraszam — szepnęła, kucając. Odetchnęła głośno i owinęła ramiona wokoło jego wielkiej szyi. — Po prostu... Teraz tak będzie, przynajmniej przez jakiś czas...
— Rozumiem — odparł, opierając pysk na jej ramieniu.
Porozmawiali chwilę po czym wzięli się za sprzątanie. Menma nie naciskał na jej szczerość i opowieści. Próbował odciągnąć jej myśli o tego burzliwego okresu, jak tylko mógł. Zdecydowali się na uprzątnięcie całego budynku, w jako takiej, dobrej atmosferze.
Spędzili na tym kilka godzin. Równo z czternastą, Sakura zamknęła za sobą drzwi łazienki. Menma wyszedł na taras i rozejrzał się po podwórku. Nie było w złym stanie, w sumie wszystko było w jak najlepszym porządku. Emanował przeróżnymi kolorami, przez co było jeszcze przyjemniej. Zszedł na trawnik i ruszył pod wielki dąb, do którego przywiązany był z jednej strony hamak. Ułożył się pod nim i delektował ciepłym słońcem oraz chłodnym wiatrem, który poruszał jego futrem.
Popatrzył na próg salonu, na którym znajdowała się Sui. Przeciągnęła się, ziewając przy tym głupkowato i ruszyła w jego kierunku.
— Stało się coś złego, prawa? — mruknęła, rozglądając się po podwórku.
Przycupnęła w cieniu, zaraz obok wilczyska i spojrzała w jego pomarańczowe oczy.
— Jeden z tych sukinsynów , dobrał się do niej — westchnął, zamykając powieki.
Kocica popatrzyła na niego z przerażeniem. Westchnęła głośno, zakręciła się dookoła siebie i położyła.
— Ktoś zajął się jej oprawcą? — spytała cicho.
— Itachi Uchiha go zamordował — odparł, spoglądając na nią. — Razem z jakąś dziewczyną i liderem Akatsuki, doprowadził ją tutaj. Okazało się, że są po naszej stronie.
— Chociaż tyle...
— Wiesz, kto to Madara Uchiha? — spytał niepewnie, po kilku chwilach.
Sui zmrużyła oczy, dając do zrozumienia, że się zastanawia. Odpowiedź jednak była taka, jakiej się spodziewał.
— To imię... Obiło mi się o moje czułe uszy, ale nic więcej nie wiem. Mam tylko wrażenie, że jest owiane złą sławą...
Wilk spojrzał w niebo i kiwnął zgodnie głową.
— Jesteśmy w niebezpieczeństwie... — zauważył, przenosząc niespokojne spojrzenie na przyjaciółkę.


< < ♥ > >


Wieczór był bardzo spokojny. Księżyc oświetlał uliczki Konohy, a delikatny wiatr kołysał koronami drzew. Ludzie pozostawali spokojnie w swoich domach, czując dziwną duchotę w powietrzu. Nieliczni zauważyli już nadciągające z zachodu, okazałe, ciężkie chmury.
Konan szła z Itachim w kierunku siedziby Hokage, gdzie czekała na nich Piąta. Byli świadomi tego, że gdzieś za ich plecami skrywało się dwoje członków ANBU, których im podesłała. Nie ze względu na brak zaufania, a strach o to, że zostaną zlokalizowani przez ludzi Danzou.
Ubrani byli w ciemne bluzy i kryli twarze pod kapturami. Władze były już świadome ich obecności w wiosce. Mieszkańcy jednak nie i to sprawiało, że woleli się maskować.
— Hej, wy tam! — krzyknął ktoś.
Uchiha zwrócił za siebie wzrok, automatycznie i zupełnie nieświadomie, zaciągając niebieskowłosą za siebie. Zbliżało się do nich jakiś dwóch jouninów.
— Coś się stało? — mruknął Itachi, próbując nie dać im rozpoznać swojej buzi.
— Może tak, może nie. — Jeden z mężczyzn, wyparł do przodu pierś, próbując nadrobić sobie autorytetu, jako prawilny członek konoszańskich wojsk. — Kontrola, musimy sprawdzać podejrzanych ludzi.
— Czy my jesteśmy podejrzani? — odezwała się Tenshi. Jej głos był niezwykle spokojny i melodyjny. Działał na facetów jak miód.
— Trochę — odparł, zmieszany. — Ale to nasz obowiązek,  po to zwiększono patrole.
— Dajcie spokój — westchnął Uchiha, próbując ruszyć dalej.
Odważny jounin doskoczył do niego i zerwał z jego głowy kaptur. Gdy zdenerwowany brunet zwrócił się w jego stronę, mężczyzna prawie pisnął.
— I-itachi Uchi-iha — wzdrygnął się, spoglądając na drugą postać, która odsłoniła buzię. Nie była mu znana.
— Idziemy do hokage, możecie już sobie odpuścić? — spytała dziewczyna.
Intruzi bez żadnej odpowiedzi, zwinęli się szybko, oczyszczając im drogę do celu. Kaptury znowu znalazły się na głowach, a poddenerwowanie wzrosło.


— Ach tak, wspominałam, że może być ciężko — mruknęła Tsunade, podpierając leniwie policzek. — Sądzę, że i tak najgorzej będzie z mieszkańcami. Wieść musi się rozejść, a oni muszą przywyknąć, Itachi.
Mężczyzna skinął głową i westchnął.
— Niech rozejdzie się jak najszybciej — mruknął, opierając się plecami o ścianę. — Trzeba będzie przeżyć ten okres i tyle. Im wcześniej się dowiedzą, tym szybciej niektórym przejdzie.
— Tak, prawda — odparła blondynka, prostując się na fotelu. — Będziecie mieli zapewnioną obserwację moich ludzi. Oczywiście nie taką dosadną, każdy potrzebuje prywatności. To w końcu minie...
— Co z Konan? — spytał, podnosząc wzrok na przyjaciółkę.
Kobiety popatrzyły na siebie przez chwilę. Piąta zwróciła się bezpośrednio do Tenshi:
— Nie widniejesz w księdze Bingo. Ani Twoja fotografia, ani imię i nazwisko — Tsunade mimo zmęczenia, chciała w jakikolwiek sposób obdarować zagubioną dziewczynę sympatią. Widziała, że nie mają złych intencji. Czuć było od nich wdzięczność. — Ale mimo to, gdy będą cię widywać z Itachim...
— Zostanę skreślona — szepnęła, spoglądając na mężczyznę. — To nic, Itachi jest mi najbliższy. Nie obchodzi mnie to. Ważne, by nas nie rozdzielono.
— Dopilnuję tego. — Blondynka uśmiechnęła się ciepło. — Mimo to, musicie być ostrożni. Ach i nie martw się. — Dwie pary bursztynowych oczu, skrzyżowały swoje spojrzenia. — Sakura cię nie zostawi. Gdy już się do kogoś przywiąże, ta osoba nie stanie się obojętna.
Konan otworzyła szerzej powieki. W środku buchnęło jakieś przyjemne gorąco. Nadzieja wróciła, przez co i samopoczucie wystrzeliło w górę. Na jej bladej twarzy pojawił się nikły uśmiech.
— No, ale przechodząc do rzeczy. Musicie mi powiedzieć jedną rzecz. — Kobieta wstała zza biurka i przeszła przed nie. — Czy Konoha może na was liczyć? Czy będziecie z nami walczyć, w razie niebezpieczeństwa. Czy deklarujecie swoją przynależność do wioski?
Skinęli zgodnie głowami, zachowując przerażającą powagę.
— Daliście nam dom, Tsunade. — Nie wiedzieć czemu, blondynka godziła się bez słowa, by mężczyzna zwracał się do niej po imieniu. — Mamy u was dług wdzięczności. Z resztą Konoha od zawsze była moim domem, wiesz o tym.
— Doskonale — potwierdziła, dodając do tego kiwnięcie.
— Zastanawiałem się... — zaczął, unosząc do góry jedną brew. Spojrzał na przyjaciółkę a potem na kage — Czy nie chciałabyś nas umieścić w ANBU.
Kobieta przekrzywiła głowę w zastanowieniu, a jej mina wyrażała uznanie.
— Przyznam, że o tym nie pomyślałam, a to naprawdę dobre wyjście — odparła zgodnie. — Przydzieliłabym was nawet do mojego specjalnego oddziału, w którym są bliskie mi osoby.
— To znaczy? — Mężczyzna odbił się od ściany i podszedł bliżej.
— Kakashi Hatake, Yamato, Naruto Uzumaki, Sai, Ashi Tokuno i Sakura — wymieniając ostatnie imię, spojrzała porozumiewawczo na Konan. — Mogłabym również wciągnąć Sasuke. Ale musicie pamiętać, że ta ekipa działa tylko i wyłącznie pod moimi rozkazami.
— Zrozumiano.


< < ♥ > >


— Jakie więc są szanse, że uderzy? — Menma siedział na miejscu, gdzie niegdyś znajdował się stolik i obserwował Haruno.
Podciągnęła pod siebie kolana i oparła o nie kubek z herbatą.
— Nie mam pojęcia — odparła cicho. — Sądzę, że nie prędko. Przynajmniej dopóki ktoś nie przeszczepi mu oczu. Takiego zabiegu, z takimi oczami, nie może zrobić zwykły medyk.
— Więc stawiasz na siebie lub Piątą?
— Tak.
Sui poruszyła się przez sen, leżąc obok dziewczyny. Popatrzyli na nią chwilę z zamyśleniem.
— Nie ma na razie po co o tym myśleć — westchnął i się położył — ważne, że w końcu do nas wróciłaś. Cała i zdrowa.
Po tych słowach ugryzł się w język i gdyby nie futro, dziewczyna zauważyła by na jego skórze wypieki wstydu. Uśmiechnęła się jednak do niego, co nieco podniosło go na duchu.
— Przepraszam.
— Przestań. Jeżeli chcę o tym zapomnieć, to wy też musicie.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Dziewczyna podniosła się leniwie z kanapy  i skierowała do wejścia. Odsunęła łańcuszek i zamek, otworzyła drzwi i ujrzała dwie osoby. W sumie trzy. Chciała coś powiedzieć, lecz została uprzedzona, w dosyć brutalny sposób.

— Ty idiotko! — Rozdarło jej bębenki, na co się skuliła. — Zamorduję cię!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz