czwartek, 8 stycznia 2015

47. Gorzka prawda

— Mój boże... — szept blondynki wydobył się z jej ust w tym samym momencie, co łzy.
Spłynęły po jej policzkach, zostawiając za sobą błyszczącą smugę. Ino chwyciła delikatnie dłonie Sakury, która w ciszy obserwowała wyłączony telewizor. Shikamaru siedział w fotelu obok. Jego mina również wyrażała szok, a raczej pełne przerażenie. Hikari gaworzyła cicho, a Menma obserwował ją, leżąc obok. Drobna rączka plątała się w białym puchu, co odwracało co jakiś czas uwagę wilka od sytuacji.
— Co za gnój — westchnęła Yamanaka, ocierając łzy. — Od zawsze miałam wrażenie, że jest najgorszą szują z całej tej zgrai.
— Kakashi wie? — spytał Nara.
— Nie i ma się nie dowiedzieć — odezwała się w końcu różowowłosa.
Para wymieniła znaczące spojrzenia.
— Raczej musi — mruknęła niebieskooka, przysuwając się do przyjaciółki. — Od razu zauważy, że wykazujesz dziwne zachowania. Nie wmówisz mu też kłamstwa, wiesz jaki jest.
— Będę więc siedzieć cicho, dopóki nie przestanie pytać.
— Nigdy nie przestanie — wtrącił chłopak. Na jego buzi wymalowała się złość. — Myślisz, że będzie mu dobrze, gdy przez cały czas będzie się zastanawiać co cię trapi? Do tego to prawie jak oszustwo. Zastanów się dziewczyno, spróbuj postawić na jego miejscu.
— Myślisz, że mi jest łatwo?! — Haruno podniosła głos i skryła twarz w dłoniach.
— Shikamaru, spokojnie — burknął Menma.
Blondynka chciała dać jakiś niemy znak ukochanemu, by trochę przystopował, ale ten jednak nie miał zamiaru.
— Nie było cię kilka miesięcy, wiesz sama do czego go to doprowadziło — wymamrotał, podnosząc się z miejsca. Stanął przy otwartych drzwiach tarasu i obserwował podwórko. — Jeszcze chcesz mu dołożyć?
— Będę to przed nim ukrywać, jak tylko się da... Aż sama zapomnę.
— Nie zapomnisz — syknął. — Wiem, że stała ci się krzywda. Przykro mi z tego powodu, ale ukrywając to przed nim, poczucie winy cię zabije. Będziesz krzywdzić siebie i jego. Nie wyleczysz siebie ze strachu... A on się załamie, przez niewiedzę.
— Dam radę...
— Ale on nie! — krzyknął, zwracając się ku nim. Dziecko podskoczyło i zaczęło strasznie płakać. Ino podbiegła do córki, chcąc ją uspokoić, a Shikamaru nie odrywał wzroku od przerażonej Sakury. — Nie ty zawiniłaś, tylko ten dupek. Ale wina będzie leżeć po twojej stronie, jeśli się tu pozabijacie, przez waszą frustrację. Zrozum, że jako jedyny będzie mógł ci pomóc, bo się kochacie...
Nic nie mówiła, obserwowała przyjaciela, mając do niego swego rodzaju żal. Może i miał rację, ale nie potrafiła nawet wyobrazić sobie takiej rozmowy.
— Musimy iść, Hikari jest zaspana, to już godzina, gdy kładziemy ją spać... — wyszeptała blondynka, próbując utulić wciąż łkające dziecko. — Zobaczymy się jutro? Wpadnij do nas...
Haruno skinęła głową. Odprowadziła ich do wyjścia i niechętnie pożegnała się z przyjaciółmi.
Przez wywody Nary odechciało jej się wszystkiego, nie do końca rozumiała to, że tak na nią naskoczył, nawet, jeżeli miał dobre intencje.
Menma ulotnił się do siebie. Pogasiła w dużym pokoju światła i ruszyła na górę, do swojej sypialni. Weszła na łóżko i położyła się na nim bez nakrycia. Do nozdrzy dotarł jego zapach, którym przesiąknęła pościel. W jej brzuchu pojawiło się przyjemnie ciepło. W końcu, od tak długiego czasu. Ale co z tego, skoro wiedziała, że gdy tu wróci, pojawi się strach.


< < ♥ > >


Minęły trzy, niespokojne dni od kiedy Sakura, Itachi i Konan pojawili się w wiosce. Ludzie byli bardzo zaskoczeni, spotykając różowowłosą na ulicy. Nikt nie ogłosił, że Haruno powróciła do wioski i jakie były jej motywy, gdy ją opuszczała. Do tego widywano ją z przestępcą numer jeden, czytaj starszym Uchihą. Było ciężko, ale wspólnymi siłami brnęli do przodu, nie zwracając uwagi na ludzi.
Tsunade wydała roszczenie, mówiące o zawieszeniu jakichkolwiek, wrogich działalności wobec mężczyzny, mimo jego niesympatycznej przeszłości. Zapewniła, że wszelkie środki bezpieczeństwa zostały podtrzymane, a w najbliższym czasie zwoła zebranie nadzwyczajne, by móc wyjaśnić sprawę.
Chłopcy wciągnęli w swoje towarzystwo Itachiego, dzięki czemu mógł szybciej odnaleźć się w swoim starym otoczeniu. Wdzięczność za uratowanie życia ich przyjaciółce, oraz poznanie prawdy o klanie Uchiha - zmieniło ich poglądy, niestety tylko tego małego grona.
Konan była cięższym orzechem do zgryzienia. Towarzystwo kogoś więcej niż przyjaciela z szeregów Akatsuki, jego młodszego brata i Haruno - bardzo ją osaczało, do czego pamięć o Painie nie schodziła nigdzie na dalszy plan. Była gotowa już od dziecka na śmierć wszystkich jej bliskich. Pozornie niewzruszona, chciała zaszyć się w swoim nowym pokoju i nie wychodzić z niego jak najdłużej, jednak Ino, Hinata i Ashi, dawały jej jasno do zrozumienia, że już jest jedną z nich i wcale nie mają zamiaru jej odpuścić.


< < ♥ > >


Ten wieczór nie zapowiadał się jako specjalnie sympatyczny. Kakashi lada chwila miał być już w domu, co równało się z konfrontacją Haruno z dużą ilością dotyku. Nie czuła się na to gotowa i nawet nie potrafiła sobie wyobrazić tego, jak powinna się zachować, lub co mu powiedzieć, by dziś jej odpuścił.
Kłamstwa nie wchodziły w grę. Ino miała rację, nie dało się go oszukać.
Chodziła nerwowo po domu, spoglądając co chwilę na zegar, którego wskazówki powoli i nieubłaganie zbliżały się do godziny osiemnastej. Pięć po, usłyszała ciche dobijanie się do drzwi. Doskoczyła do nich jak oparzona; otworzyła i ujrzała zmęczoną, jednak uśmiechniętą buzię Kakashiego.
Wszedł do środka i ściągnął letnią kurtkę, którą zawiesił na wieszaku. Odwrócił się do dziewczyny, która zamknęła drzwi i spojrzał jej w oczy. Wyczuł jej dziwne, niezrozumiałe dla niego obawy.
— Cześć — szepnął niepewnie i nachylił się nad nią.
Ucałował jej policzek, na co zacisnęła powieki i cała się spięła. Nie chciała by to zobaczył, jednak był szybszy i spojrzał na nią z delikatnym zdziwieniem. Mimo to, poczuła dziwną satysfakcję. Spełniło się coś, czego tak bardzo jej brakowało.
— Hej — odparła cicho. Popatrzyła na niego speszona i wyminęła, wchodząc po chwili do kuchni. — Chcesz coś zjeść, napić się czegoś ciepłego?
Nic nie odpowiedział. Wszedł do salonu i rozejrzał się po nim. Telewizor emanował różnymi kolorami i dźwiękami, które mieszały mu się w głowie. Chwilę później poczuł dziwne ukłucie w klatce, gdy nie dostrzegł szklanego stolika. Wmawianie sobie, że zapomni o powieleniu błędu swojego ojca - było bezskuteczne. Przetarł dłonią brodę i westchnął.
Na komodzie siedziała Sui i wyglądała przez okno na ruchliwą ulicę, kołysząc w powietrzu puchatym ogonem. Pogłaskał ją po głowie.
— Przepraszam — mruknął do niej cicho — niedostatecznie się tobą zająłem.
Odwróciła w jego stronę głowę i przyjaźnie miauknęła, dając do zrozumienia, że wybacza. Usiadł na kanapie i czekał, aż dziewczyna przyjdzie. Czuł się nieswojo i nie do końca rozumiał, dlaczego tak się dzieje. Nie tak sobie wyobrażał jej powrót. Coś się zmieniło. W niej...
Wstrzymał oddech, gdy usłyszał, że weszła do dużego pokoju. Postawiła na etażerce dwa kubki z parującym napojem i usiadła na drugim końcu kanapy, nie kontrolując tego, że wcisnęła się w jej róg. Podciągnęła nogi, oplotła je ramionami, a brodę oparła o kolana.
— Zimno ci? — spytał, nie mogąc oderwać od niej wzroku.
W jej spojrzeniu coś się zmieniło. Brakowało iskry i pewności siebie, która zawsze tliła się w oczach.
— Nie — odparła, rzucając krótki uśmiech.
Nie patrzyła na niego, w ogóle. Przez chwilę panowała zupełna cisza. Gdy odwiedzała go w szpitalu, było jej jakoś łatwiej, bo wokoło było dużo ludzi. Tu była zupełnie sama i miała dziwne lęki. Dlaczego, skoro kiedyś czuła się przy nim tak bezpiecznie.
Znał już całą historię jaką tam przeżyła, oprócz tego jednego, istotnego faktu.
Opanuj się, Sakura. Wzięła głęboki wdech. Delikatnie się rozluźniła, choć zadało jej to wiele trudu.
Zaczęła ciągnąć z nim jakąś rozmowę, która nawet trzymała się kupy. Małymi kroczkami, do przodu.
Minęło trochę czasu. W końcu podniósł się i oznajmił, że idzie wziąć prysznic i się położyć. Był smutny, stęskniony... A ona pełna poczucia winy. Zapewniła go, że później dołączy. Jednak ta myśl ją przerażała.
Pozostała na kanapie, wpatrując się bezmyślnie w telewizor. Musiała z tym wygrać, tylko jak?


< < ♥ > >


— Sakura?
Poczuła na ramieniu ciepłą dłoń. Otworzyła oczy i spostrzegła pochylającego się nad nią Kakashiego. Uniosła się trochę i z zaskoczeniem spostrzegła, że salon skąpany był w złocistych promieniach słońca. Zegar wybił dziesiątą, sprowadzając ją konkretnie na ziemię.
— Co ja tu... — wyszeptała, masując tył głowy.
— Sam chciałbym wiedzieć. — Posyłał jej zatroskane spojrzenie.
Przetarła oczy, by nie musieć patrzeć w jego. Usiadła, spuszczając nogi w dół i nabrała do płuc powietrza. Lato nie było jej ulubioną porą roku, ze względu na gorąc. Był nieznośny, jednak nie zazdrościła życia Gaarze i innym w Sunie. Mieli tam minimum cztery razy gorzej.
— Nie wiem nawet, kiedy zasnęłam — westchnęła, zamykając powieki.
Usiadł obok niej. Zaspana przechyliła się na bok i oparła o niego. Potrzeba jego bliskości była tak bardzo silna...
— Zróóób śniadanieee — jęknęła przeciągle, uśmiechając się przy tym.
Chciała zachowywać pozory, nie mogła dać satysfakcji Shikamaru; pozwolić na to, by Kakashi zaczął domagać się prawdy. Nie chciała, by złe emocje i wspomnienia zdominowały ją do tego stopnia, by straciła wszelkie, otaczające ją dobro.
— Dobrze — odparł zgodnie, muskając ustami jej policzek, po czym wyszedł do kuchni, drapiąc się po ramieniu.
Czy ciemność miała znaczenie? Pokój rozświetlony letnimi promieniami był bezpieczny dla jej podświadomości? Na pewno nie przeszło jej przez noc, więc pora dnia musiała mieć coś do siebie, dla jej psychiki. Dotykała go i pozwalała na jego dotyk. Czuła, że musi to sprawdzić. Stanęła na nogach, przeciągnęła się mocno, po czym udała się do pomieszczenia, w którym się znajdował.
Krzątał się przy blacie, w swoim szarym dresie i czarnym podkoszulku. Podeszła bliżej... Chciała objąć go w pasie i wtulić twarz w jego plecy. Niestety, myliła się. Widocznie wcześniejszy odruch spowodowany był zaspaniem. Bała się go dotknąć; dotyk był zły. Silniejszy od miłości? Chcę umrzeć, niech to piekło się skończy.
— Hmm? — Zwrócił się w jej stronę.
Jej powieka zadrżała. Czemu to się dzieje? Naturalny system obronny, kiedyś się unormuje. Jednak jego nikły, spokojny uśmiech był taki... Naiwny? Nie, to ona czuła się naiwnie. W tej chwili czytała z niego jak z otwartej księgi. Pod maską obojętności, na jej dziwne zachowania, kryły się ból, cierpienie i nieznośna niewiedza. Chciał zrozumieć, dlaczego dziewczyna tak się zachowuje, ale bał się pytać. Sam nie wiedział, czy dlatego, by nie przywoływać jej złych wspomnień.... Czy może nie chciał znać odpowiedzi?
— Przyszłam ci pomóc — prychnęła, podchodząc do czajnika.
— No dobrze. — Uśmiechnął się niepewnie i wrócił do swojego zajęcia. — Wychodzisz gdzieś dzisiaj?
— Muszę skoczyć do Tsunade. Potem wrócę tu i ... może zabiorę kilka rzeczy, które mam podrzucić Konan.
— To znaczy?
— No wiesz, trochę ciuchów, których nie noszę. Jakieś zbędne rzeczy, których nie używam. Jest ich tam teraz trójka, dom zaczyna normalnie funkcjonować. — Nalała wrzątku do kubków. — Nie mają grosza przy duszy... Wszystkie pieniądze zostały w Amegakure. Jeśli się o nie upomną, ściągną tu Madarę.
— I tak wie, gdzie są — westchnął. — Nie trudno się domyślić.
— Też prawda... W każdym razie czuję, że chcę im pomóc... To chyba normalne.
— Zauważyłem, że jestem większy od Itachiego... — odezwał się po chwili i oparł o blat. — Też mogę przejrzeć szafę, z niektórych rzeczy wyrosłem... — zaakcentował ostatnie słowo.
Ze zdziwieniem mu się przyjrzała. Choć schudł, co od razu rzucało się w oczy - dopiero teraz dojrzała zmianę w jego ramionach. Były przynajmniej o połowę większe. Silniejsze.
— Ćwiczyłeś? — spytała, wskazując na nie brodą.
Zmieszał się, jednak skinął zgodnie głową.
— Próbowałem zajmować sobie czymś głowę, kiedy jeszcze miałem na to siłę...
Uśmiechnęła się do niego spokojnie i zaniosła kubki do salonu. Włączyła telewizor , usiadła na kanapie. Kilka minut później dołączył do niej i próbował wszcząć jakąś rozmowę.
Z naciskiem na próbował.


< < ♥ > >


— Nie jesteś zarażona. A twój brzuch jest pusty.
— O matko... — Zielonooka poczuła, jak kamień spada jej z serca.
Tyle dni zastanawiała się nad tym, co będzie musiała zrobić, jeśli okaże się, że jest inaczej. Jej życie już całkowicie zamieniłoby się w piekło.
— Jednak rutynowe badanie krwi wykazało, że masz anemię. — Tsunade położyła przed dziewczyną kartkę.
Oczy przewertowały tabelę wyników i nie śmiała się nie zgodzić.
— Podejrzewałam to już tam... Miałam sporo objawów i warunki, które nie pozwalały zapobiec rozwinięciu się... — wyszeptała. — Ale tu już sobie poradzę.
— Masz mój nadzór, wiesz o tym? — Kobieta uniosła do góry brew. — Nie to, żebym ci nie ufała, ale sądzę, że możesz się zaniedbać. Pozostaje jeszcze kwestia twojego stanu psychicznego, nad którym musimy zapanować.
— Staję na nogi, spokojnie — westchnęła. — Potrzebuję po prostu czasu. Terapeutów mam wokoło.
— Idź do apteki i kup Ascofer... Kurację trzeba zacząć jak najszybciej. — Zajrzała do szuflady i wyciągnęła z niej białą, zasznurowaną teczkę. — Będziesz się może widzieć dziś z Konan czy Itachim?
— Acha, idę dziś do nich, podrzucić im kilka rzeczy na rozruch — odparła, podnosząc się z krzesła.
— Weź to ze sobą i daj Itachiemu.
— A co to? — spytała, odbierając papiery.
— Dokumenty, które miałam im dać do wypełnienia. — Kobieta pociągnęła łyk ledwo ciepłej kawy i cmoknęła głośno. — Dołączają do ANBU.
— Do nas? — Na buzi różowowłosej zawitała nikła euforia.
— Owszem.
Uśmiechnęła się delikatnie i skinęła lekko głową, na znak niemego pożegnania. Opuściła pomieszczenie, gubiąc gdzieś przyjazny wyraz twarzy i ruszyła w kierunku schodów.
— Halo! Proszę pani! — Łapiąc za klamkę drzwi wyjściowych szpitala, nie spodziewała się, że ten męski głos nawołuje właśnie ją. — HALO!
Wzdrygnęła się, gdy złapał ją za bark. Nie szarpnął jej, po prostu zatrzymał, głośno dysząc.
— Biegnę za panią cały korytarz, zgubiła pani tę kartkę. — Podniósł do góry papier i uśmiechnął się.
— Nie dotykaj mnie — wycedziła przez zęby, mając wrażenie, że ciążąca na jej ramieniu dłoń, wgniata ją w ziemię.
Zszokowany jej tonem nawet nie drgnął. Gdy zwróciła się energicznie w jego stronę, dał susa do tyłu.
— Łapy przy sobie! — wrzasnęła, wyrywając dokument z jego rąk.
Kartka musiała wysunąć się z teczki, którą trzymała cały czas w ręku...
Jeden dotyk mężczyzny przywoływał niechciane wspomnienie i napawał strachem. Obrzydzenie uderzało w umysł, osłabiając nogi, na których stała. Koszmar nie chciał odpuścić i nic nie zapowiadało tego, że stanie się to w najbliższej przyszłości.


< < ♥ > >


— Po prostu to powiedz!
— Co?! — Jej drżący głos, załamał się w krzyku.
Nieprzyjemne dreszcze obiegały jej ciało, gdy stał naprzeciwko niej. Przybrał agresywną pozycję, co sprawiało, że bała się jeszcze bardziej. Jego silne ramiona unosiły się od dzikich wdechów, a w oczach malował się okropny obłęd. Miał poznać prawdę w takich okolicznościach? Była pewna, że w tym momencie ją zamorduje.
— Zdradziłaś mnie tam? Tak? — warknął i wplątał dłonie w swoje szare włosy. — Ktoś tam był, ktoś... Boże, powiedz mi to! Nie wytrzymam dłużej!
Dni mijały, a jego niewiedza - wykańczała. Rozbił się o dno, niczym wrak psychiczny. Coś pękło, kontrola uciekła.
— KAKASHI! — wrzasnęła z przerażeniem. Jego słowa roztrzaskały jej słabe serce, do końca. — Jak możesz?!
— Jak ja mogę?! Co mam myśleć?! No powiedz kurwa mać, co ja mam myśleć?!
— To nie prawda, wyrzuć to z głowy! Wiesz, że nie mogłabym...
— Nie wiem — odparł sucho, zwracając wzrok ku niej. Był niebezpieczny i przenikliwy. — Nie wiem, kurwa.
Opadła plecami na ścianę, nie rozumiejąc tego, co się właściwie dzieje. Próby wmówienia sobie, że to tylko kolejny koszmar, nie dawały żadnych skutków. Natomiast strach o to, że jej ukochany w szale skrzywdzi ją lub siebie, odbierał mowę.
— Kocham cię Kakashi... Nie mogłabym — wyłkała, odchylając do tyłu głowę. Jakby gdzieś na suficie znajdowała się pomoc.
— Udowodnij mi to! — ryknął, ruszając z miejsca w jej stronę. — Udowodnij, że tego nie zrobiłaś! Wytłumacz mi swoje zachowanie! Błagam cię, chcę zrozumieć!
Szarżował na nią prędko, przez co bała się, że jej obawy się sprawdzą. Gdy był już naprawdę blisko, nakryła się rękoma, obracając do niego bokiem.
— Nie! — wrzasnęła, zdzierając struny głosowe.
Zatrzymał się, zszokowany jej reakcją. Czemu się osłoniła? W życiu bym jej nie tknął w ten sposób, nie mógłbym skrzywdzić. Co się kurwa dzieje?
— Sakura...
Drzwi sypialni otworzyły się z hukiem, a do środka wpadł Itachi. Uchiha podbiegł do Hatake, złapał go z tyłu za ramiona i pociągnął do siebie, mając wrażenie, że ten zaraz w szale zaatakuje. Chwilę później w pomieszczeniu znalazła się Konan, która doskoczyła do przerażonej i zapłakanej Haruno.
— Uderzyłeś ją?! — krzyknęła, zwracając wściekłe spojrzenie na Kakashiego, który nadal szarpał się, próbując uwolnić z blokady bruneta. — Pytam, czy podniosłeś na nią rękę?!
— Nie! — ryknął, a jego ciało nagle się rozluźniło.
Krzyk Tenshi, zarówno jak i kontrowersyjne pytanie - sprowadziły go na ziemię. W głowie zaistniał dziwny szum, a widok się zamglił, przez łzy, które napłynęły do oczu. Oszalałem...
— Zabieraj go stąd! — Niebieskowłosa próbowała uspokoić dziewczynę, która wyła cicho ze strachu, ale nie potrafiła, gdy Kakashi był obecny.
Szarowłosy obserwował przerażoną Sakurę, trawiąc to co właśnie zrobił.
— Nie chciałem jej skrzywdzić... Nie chciałem... — szeptał, gdy Itachi wyciągnął go na korytarz.
— Wiem... — mruknął Uchiha, ściągając go na dół do kuchni.
Gdy posadził go na krześle, stanął przed nim i przyglądał mu się przez chwilę, namyślając się.
— Nie chciałem — powtórzył, waląc pięścią w stół.
— Kakashi — odezwał się brunet, na co smutne spojrzenie Hatake, przeniosło się prosto na niego. — Kochasz ją?
— Tak...
— Jak bardzo?
— Nie umiem ci tego powiedzieć... — jęknął. — Mogę ją porównać do tlenu...
— Czemu na nią krzyczałeś?
— Zdradziła mnie... — mruknął. Wyprostował się i przeniósł wzrok na gościa. Znowu pojawił się w nim obłęd — Tak?
Brunet cofnął do tyłu głowę i zmrużył powieki.
— Nie. Cały czas liczyłeś się tylko ty.
— Czemu więc tak jest? Czemu nie daje mi się dotknąć, ucieka przed moją obecnością... Od tygodnia niby zasypia w salonie lub kładzie się w drugiej sypialni... Czemu?
— Kakashi, posłuchaj mnie teraz uważnie... — westchnął Itachi, podsuwając drugie krzesło bliżej kolegi i usiadł na nim. — Sakurę bardzo skrzywdzono...
W oczach Hatake pojawiła się kolejna, niebezpieczna iskra. Do umysłu dotarły setki różnych myśli i scenariuszy, ale tego o którym miał się zaraz dowiedzieć - nawet do siebie nie dopuszczał.
— To znaczy? — burknął, zaciskając dłonie w pięści.
— Kilka godzin przed naszą ucieczką, która notabene została wdrożona w rzeczywistość właśnie przez to wydarzenie...
— No mów! — wrzasnął, widząc, jak brunet zastanawia się nad odpowiednim doborem słów.
— Deidara...
— Deidara co?!
— Zgwałcił ją.
Nie drgnął, tylko wpatrywał się w tęczówki Uchihy. Nie mrugał, nie oddychał. Tylko patrzył.
— Staraliśmy się trzymać go jak najdalej od niej, przez cały czas, bo już na samym początku robił jej problemy o to, że zamordowała mu faceta — ciągnął spokojnie, gdy słuchacz w dalszym ciągu się nie poruszał. — Dodatkowo Madara stwarzał dziwne sytuacje, przyczepił się jej jak rzep psiego ogona. Utrudniał nam starania o jej bezpieczeństwo. Miał coś do niej, bezprecedensowo.
— Gdzie on się teraz ukrywa... — Szarowłosy przerwał mężczyźnie tragiczną opowieść, przecedzając każde słowo przez silnie zaciśnięte zęby. — Gdzie ten pierdolony skurwiel teraz jest?
— Nie żyje.
Na twarzy mężczyzny wcale nie pojawiła się ulga. Zaczął dziwnie drżeć, a w jego oczach znowu odmalowało się szaleństwo.
— Musisz ją zrozumieć — kontynuował, gdy Kakashi wbił wzrok w okno. — Jest w rozsypce, bała się o tym powiedzieć, bała się, że ją zostawisz, znienawidzisz. Że będziesz się jej brzydzić. Kocha cię najmocniej na świecie, naprawdę mogłeś pomyśleć, że mogłaby cię zdradzić? — Jego głos wyrażał dezaprobatę. — Wszyscy mogli by ci zazdrościć uczucia, jakim cię darzy... A ty je podważasz?
Kakashi zaczął przygryzać od wewnątrz swoje policzki, czując jak łzy znowu napływają mu do oczu. Przyłożył do ust dłoń, przetarł nos i zamknął powieki, łapiąc się za jego czubek.
— Musisz jej okazać ciepło i uszanować to, że się boi... Rozumiesz? Choć nie potrafi okazać ci bliskości, potrzebuje jej od ciebie najbardziej... Kakashi — powiedział stanowczo, na co zaszklone oczy Hatake zwróciły się ku niemu — nikt nie jest jej teraz tak potrzebny, jak ty i twoja miłość. Nikt... Musisz sprawić, by znowu czuła się przy tobie bezpieczna...
— Po tym, co zrobiłem przed chwilą? — wyszeptał, zachrypniętym głosem. — Przecież teraz...
— Ona cię kocha... Zrozum to, kurwa.
Szarowłosy przyglądał się Itachiemu przez jakiś czas w zupełnej ciszy. W końcu wstał z krzesła i bardzo ospałymi ruchami, zaczął kierować się w stronę schodów. Kręciło mu się w głowie i chciało wymiotować, ale ignorował to jak tylko mógł.
Przed drzwiami sypialni słyszał szept Konan, która nadal uspokajała Haruno. Przełknął głośno ślinę, jednak złapał za klamkę i nacisnął na nią, chcąc dostać się do środka. Wszedł powoli i zatrzymał wzrok na leżącej dziewczynie. Spoczywała na materacu łóżka, podkulona i drżąca, przez co poczucie winy trafiło go w najczulszy punkt.
Tenshi spoglądała na niego spokojnie, głaszcząc głowę przyjaciółki. Nie była zła, patrzyła na niego wyczekująco. Jednak ocknęła się ze swojej zadumy.
— Zostawić was samych? — szepnęła do dziewczyny, która od momentu wejścia mężczyzny do sypialni, unormowała swój oddech.
Nie pokazała twarzy, wciąż skrytej w ramionach, jednak pokiwała zgodnie głową. Niebieskowłosa podniosła się z materaca i ruszyła do wyjścia.
— Czekaj — szepnął Kakashi — jaki był cel waszej wizyty?
Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie i położyła mu rękę na barku.
— Nie ważne, wrócimy później.
Gdy drzwi się zamknęły, stał jeszcze chwilę w miejscu, zastanawiając się, co ma w ogóle powiedzieć. Podszedł do łóżka i usiadł przy niej. Wsparł się łokciami o kolana i schował twarz w dłoniach.
— Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
Nie wiedziała, czy była zła na Itachiego przez to, że wyjawił tajemnicę, jednak poczuła, jak wszystko, co cały czas się w niej spinało, od tamtego wydarzenia - rozluźniło się. A z serca spadł wielki kamień.
— Bo nie chciałam, byś przestał mnie kochać — wyszeptała po dłuższej chwili niezręcznej ciszy.
— Oszalałaś? — Podniósł głos i poruszył się gwałtownie, przez co się wzdrygnęła.
Była taka niewinna, przerażona i pokrzywdzona. Patrzył prosto na nią nie mogąc pojąć, jak można kogoś takiego jak ona skrzywdzić? Wrzała w nim chęć na zemstę, ale czy warto było marnować na to siły i myśli, skoro najważniejsza w tej chwili była pomoc?
— Nigdy nie potrafiłbym przestać cię kochać — wyszeptał, nachylając się w jej stronę.
Złapał obie jej drżące dłonie w swoją jedną i delikatnie odgarnął z jej twarzy włosy. Spoglądał w zielone oczy, które pragnęły ciepła i bezpieczeństwa, mając dziwne wrażenie, że on sam jej to odebrał.
— Czuję się jak śmieć... Cały czas mam wrażenie, że jestem brudna, że coś ze mną nie tak... — wyszeptała, wspierając się rękoma, by usiąść na łóżku. — Jeszcze to dziwne wrażenie, że to ja zawiniłam...
— Sakura, przestań... — Jego głos nabrał stanowczości, tak samo jak spojrzenie. — Za to co ci zrobił, otrzymał najłagodniejszą karę... Powinien cierpieć jak najdłużej...
— Itachi był bardzo brutalny. — Jej ton, przepełniony był kpiną. Zsunęła się z materaca, by móc usiąść przy mężczyźnie.
— Więc to on go zamordował?
— Nie powiedział ci tego? — łypnęła na niego i pociągnęła nosem.
— Sądzę, że chciał przekazać mi najważniejsze informacje w jak najszybszym tempie...
Uśmiechnęła się delikatnie i wbiła wzrok w podłogę.
— Bardzo mi głupio. Nie wiem jak mogę cię przeprosić, by wystarczająco wyrazić skruchę za to, co się stało wcześniej... Gdybyś tylko cokolwiek mi powiedziała... Wszystko mogłoby się rozegrać inaczej...
— Wiem, oszczędziłabym nam tych nerwów... Ale uwierz mi — wychrypiała, spoglądając mu, pierwszy raz od powrotu tak odważnie, w oczy — to było naprawdę trudne... I sądzę, że gdyby nie Itachi, mógłbyś się nigdy nie dowiedzieć.
— Ja uważam, że mimo wszystko sama powiedziałabyś mi prawdę... Ale mogłoby być za późno.
Przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz. Jej spojrzenie skupiło się na kciukach, którymi zaczęła kręcić młynka.
— Przepraszam za tę agresję... Przez to wszystko, co miało miejsce w moim życiu, jestem po prostu słaby. — Podniosła na niego wzrok. Bała się, że naprawdę nic już nie sprawi, że będzie tak, jak dawniej. — Są we mnie takie małe demony, które czasem bawią się moim umysłem i uczuciami. Nie chcę by tak było... Tracę wtedy kontrolę, panowanie nad sobą... Jakąkolwiek świadomość. Staję się moimi demonami — prychnął, nie wierząc we własne słowa. Wydawały się być tak głupie, jednak idealnie oddawały to, co właściwie czuł. Przez chwilę obserwował podłogę, jednak podniósł spojrzenie na dziewczynę i uśmiechnął się, kryjąc dziwną rozpacz. — Uratujesz mnie, jeśli się nimi stanę?
— Oczywiście — odparła, gdy łzy znowu zaszkliły jej zielone oczy, które zaczęły nabierać wyrazu. W końcu. — Będziesz dla mnie wyrozumiały? — szepnęła.
— Zrobię wszystko, byś jak najszybciej wróciła do normalnego stanu. I przysięgam, że jeżeli w końcu umrę... Znajdę go w zaświatach i będę torturować już przez wieczność.
Klepnęła go w ramię, z oburzoną miną, na wspomnienie tego, że może go zabraknąć. Uśmiechnął się do niej pociesznie i z tą miną spuścił głowę w dół, tonąc w myślach.
— Przytul mnie — mruknęła, przysuwając się do niego.
— A na pewno mogę?
— Zrób to. — Wsunęła się pod jego silne ramię i oparła głową o pierś mężczyzny. — Teraz, gdy już wiesz... A ja mam pewność, że mnie nie zostawisz... I, że znowu jestem bezpieczna... Nie chcę odstępować cię na krok.

— Dopilnuję tego Sakura, obiecuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz