środa, 29 października 2014

41. Co za chaos!

— Będę za wami strasznie tęsknić... — Słodki głos dziecka nacisnął na słabe punkty w ich rozczulonej podświadomości.
Sakura poczuła, jak łzy stają w jej oczach, rozmazując w ten sposób widok na buźkę Yumi, a w gardle pojawił się ten dziwny, nieprzyjemny ucisk. Kakashi zamknął oko, by powstrzymać się od samego myślenia na temat smutku. Przecież nie pozwoliłby sobie, na pokazanie tego, co naprawdę czuł.
Haruno kucała przed Ibuką, za którą rodzice dziewczynki i sam A, zażarcie dyskutowali na jakiś temat z Tsunade. Dziewczynka bawiła się ściętymi włosami Haruno, a jej wzrok sprawiał wrażenie nieobecnego.
— My za tobą też, Yumi — szepnęła zielonooka. — Nawet nie chcę myśleć o tym, jaki nasz dom będzie bez ciebie pusty.
Kakashi uniósł do góry brew, słysząc stwierdzenie nasz dom.
— Obiecacie mi, że mnie kiedyś odwiedzicie? — Dziewczynka popatrzyła po ich twarzach z nadzieją. — I wujek Naruto i Kiba z wami? I ty, Menma?
Wilczysko, które leżało wykończone na ziemi i ciężko dyszało, zmrużyło pociesznie oczy.
— Nie wiem jak oni, ale ja wpadnę na pewno — mruknął zachrypniętym głosem.
— Odwiedzimy cię Yumi, tak samo jak ty nas — zapewniła ją Haruno.
Wyciągnęła do dziecka ręce i przyciągnęła do siebie. Przytuliła dziewczynkę najmocniej jak mogła. Drobne ramionka objęły jej szyję, a mała twarz ukryła się nad piersiami.
— Nie płacz ciociu. — Uśmiechnęła się i odsunęła od Sakury. Przejechała dłonią po mokrym policzku różowowłosej i po chwili ją w niego pocałowała. — Będzie dobrze.
— Tak, tak — chrząknęła Haruno, kryjąc twarz.
Dziecko podreptało do Menmy i objęło jego wielką głowę.
— Nie strasz nas już więcej, dobrze? — Zajrzała w jego pomarańczowe, zmęczone oczy. — Zadbaj o siebie i wróć do zdrowia.
— Tak zrobię — przytaknął.
Białowłosa podeszła w końcu do Kakashiego, który wydawał się być niewzruszony całą sytuacją. Stała przez kilka chwil przed nim i przyglądała się jego brzuchowi w zupełnej ciszy. Podniosła jednak na niego wzrok i wyciągnęła ku górze rączki.
— Podnieś mnie, proszę — szepnęła.
Mężczyzna schylił się po nią i po chwili wyprostował. Mała patrzyła mu w otwarte oko z dziwnym wyrazem twarzy.
— Obiecasz mi coś? — spytała.
— To znaczy? — Ściągnął brwi i delikatnie nią podrzucił, by wygodniej ułożyć niewielkie ciałko w swoich ramionach.
— Nie pozwolisz nigdy skrzywdzić cioci?
— Nie pozwolę.
— Będziesz ją kochać już zawsze?
— Będę.
— Więc nie pozwolisz jej nigdy odejść?
Sakura i Kakashi wymienili szybkie zerknięcia, wypełnione zdziwieniem. Haruno została jednak wciągnięta w rozmowę z rodzicami, którzy dziękowali jej po raz setny tego wieczora. Hatake wrócił spojrzeniem z powrotem na dziewczynkę i przyjrzał się jej.
— Nie pozwolę... — szepnął. Spuścił wzrok na jej kamizelkę i poprawił ją wolną ręką. — Nie mógłbym... Nie potrafię już bez niej żyć.
— Mam nadzieję... — westchnęła. — Dziękuję za wszystko, za to, że mnie broniliście, że poświęciliście dla mnie tak wiele...
— Nie masz za co dziękować, Yumi.
— Jak będziecie mieć kiedyś dzidziusia, będę go mogła nazywać swoją siostrzyczką? Lub braciszkiem?
— Yumi... — Uśmiechnął się.
— Yumi! Ruszamy! — Głos jej mamy zwrócił ich uwagę.
— Odprowadzę was kawałek — wtrąciła Piąta, zwracając gości w stronę bramy.
Dziewczynka cmoknęła mężczyznę w policzek, przytuliła się do niego ostatni raz, a po chwili... Już się od nich oddalała.
Rodzina szła przed siebie w towarzystwie kilkoro tamtejszych ANBU. Mała siedziała na barkach Raikage i machała im na pożegnanie, uśmiechając się ciepło. Sakura stała w miejscu, przerzedzając powietrze dłonią, a po jej policzkach spływały wielkie łzy. Kakashi przełożył nad głową dziewczyny ramię i przysunął do siebie drobne ciało. Zacisnął palce na barku i wtulił nos w jej włosy.
— Nie becz — mruknął — przecież jeszcze nie raz się z nią zobaczymy.
— Wiem, ale bez niej będzie tak pusto — jęknęła i przysunęła twarz do jego piersi.
— Przywykniemy... Odpoczniesz, jesteś wykończona. — Spojrzał w niebo i westchnął. — Potrzebujesz trochę czasu dla siebie.
Przez chwilę czuł jeszcze, jak jej ciało ledwo wyczuwalnie — drga od płaczu. Jednak nagle, jak na zawołanie, przestało się poruszać i zesztywniało.
— Sakura? — Zaniepokojony zajrzał pod jej włosy
Szybko jednak odsunął głowę, kiedy o mały włos nie połamała mu nosa swoją.
Oderwała się od niego i odwróciła tyłem. Podparła boki dłońmi i ściągnęła gniewnie brwi.
— Tłumacz się, albo wyślę cię na tamten świat tak, że już na pewno z niego nie wrócisz! — ryknęła, celując palcem w Menmę.
— Też za tobą tęskniłem — odparł, wzdychając ciężko.


< < ♥ > >


W przestrzennym pomieszczeniu, które wypełnione było tamtego dnia naprawdę dużą ilością ludzi, unosił się zapach alkoholu. Wszystkie stoliki były zajęte przez rozentuzjazmowane grupki, jednak w kącie baru, na wielkich, czerwonych kanapach, które obejmowały trzy, większe blaty, znajdowali się ci najgłośniejsi i najbardziej liczni.
— Sakura, powiesz nam w końcu, po co nas tu wszystkich zwołałaś? — krzyknął Naruto, który siedział najbardziej w głębi.
Dziewczyna siedziała na brzegu, z założonymi na piersiach rękoma i miała zamknięte oczy. Nie wiedzieli czego się spodziewać, ale jak na razie wyglądało to na przygotowanie do wybuchu wściekłej bomby Haruno.
— Poczekajmy na wszystkich. — Kakashi zaśmiał się niespokojnie, podnosząc dłonie w geście kapitulacji i przeniósł wzrok na drzwi wejściowe, w których jednak nikt się nie pojawił.
Od odejścia Yumi minęły już dwa tygodnie. Połowa maja owocowała słonecznymi dniami, brakiem mroźnych wieczorów, pojawiającą się wszędzie zielenią i powrotem ptaków. Przy stole siedział Shikamaru wraz z Ino, która ledwo mieściła się za stolikiem. Jej wielki brzuch zwiastował nadejście małej Nary na najbliższe czasy. Yamato i Ashi grzali miejsce naprzeciwko nich, a pomiędzy tą czwórką, przestrzeń wypełniała roztargniona Hinata i wiercący się Naruto. Neji i Tenten spoczywali kawałek dalej, Sasuke siedział zaraz obok Hatake, a z lewej strony Sakury znajdowało się jedno, puste miejsce.
Dzwoneczek zawieszony nad drzwiami dał o sobie znać, a do baru wstąpiły dwie postacie, na których obecność Sakura wypuściła z siebie powietrze.
— Przepraszamy za spóźnienie, mieliśmy — zaczął Kiba, gdy razem z Akamaru znaleźli się już przy stoliku.
— Tak, tak, siadaj — syknęła Haruno.
— Czy więc teraz dowiemy się, co masz nam takiego do ogłoszenia? — spytał wesoło Tenzou.
— No właśnie, tłumacz się, bo zaraz nie wytrzymam! — upomniał się Uzumaki.
— Dowiecie się, ale nie ja będę się przed wami tłumaczyć. — Uśmiechnęła się nieznacznie.
Miny wszystkich były komiczne, nie zwlekała więc dłużej i wywołała w myślach imię, które wypowiedziane na głos, mogliby uznać za niesmaczny żart. Po chwili, między dwoma stołami rozległ się wybuch, a gdy kłęby dymu opadły w dół, reakcja u każdego była jedna i ta sama. Strach, niedowierzanie i zdziwienie. Przynajmniej do momentu, w którym Inuzuka poderwał się z miejsca, podbiegł do wilka — który zdawał się prezentować dumnie swoją sylwetkę — i uderzył go z dosyć sporą siłą, w wielką czaszkę. Menma przez chwilę się nie poruszał, jednak zatrząsł się w złości, co zauważyli po drżącym futrze, a w następnym momencie przyciskał szatyna do ziemi z zamiarem rozszarpania go na drobne kawałki.
— Ocipiałeś?! — warknął, naciskając na niego jeszcze mocniej. — Zaraz cię zabiję, skurczybyku.
— Ja pierniczę, to naprawdę ty! — wrzasnął chłopak. Złapał jego pysk w obie dłonie i przybliżył twarz do jego wielkiego, czarnego nosa — Cholera jasna, nie wierzę!
— Co się dzieje?! — ryknęła Ashi.
— Matko, chyba mdleję... — jęknęła Yamanaka.
— Ino! — krzyknął Shikamaru.
— Nie rozumiem... — Hinata zakryła usta i uaktywniła Byakugana — Matko, to naprawdę on!
— Naruto! — Yamato zerwał się na nogi, gdy chłopak otoczył się płaszczem z chakry Kyuubiego i zaczął płakać. — Uspokój się! Sakura?! Kakashi! — Zwrócił się w ich kierunku. — CO SIĘ KURWA DZIEJE?
Całą sytuację zaakcentował Sasuke, który chwycił za ogon Menmy i pociągnął go mocno, doprowadzając tym samym wilczysko do niewyobrażalnego szału. Cały bar ucichł i obserwował sytuację z zapartym tchem, wszyscy gotowi byli do natychmiastowej ewakuacji.
— Wiedziałam, że może być im ciężko, ale żeby aż tak? — bąknęła Haruno.
— Ja się w sumie tego spodziewałem — odparł spokojnie Kakashi.
— ZOSTAWCIE MNIE! — ryknęło zniecierpliwione zwierzę.
Wszyscy nagle się wyprostowali i usiedli prosto, gdy usłyszeli silne zdenerwowanie w jego głosie. Tylko Naruto nadal emanował na pomarańczowo i pociągał nosem. Menma usiadł spokojnie, zamknął oczy i wziął wdech, by zabrać się za przemowę... Ale po raz kolejny naruszono jego sferę i gdyby nie futro, każde z nich mogłoby przysiąc, że na jego wielkiej, wilczej czaszce pojawiły się żyłki złości. Ogromny, pomarańczowy palec Kuramy dźgał go w głowę.
— Nie wierzę... — warknął i podniósł wściekłe spojrzenie na Uzumakiego. — Skrzywdzę cię, zobaczysz.
— Wyjaśnicie, co tu się dzieje? — westchnęła Ino, która w końcu ustabilizowała oddech. — Nie chcę, aby moje maleństwo stało się wcześniakiem, przez wasze wygłupy.
— No Menma, proszę. — Sakura machnęła ostentacyjnie dłonią. — Tłumacz się.
— Ktoś cię wskrzesił? — wydusił z siebie Kiba, którego wilk nadal przyciskał łapą do ziemi.
— Nie. — odparł spokojnie.
— Sam się wskrzesiłeś! — ryknął Uzumaki, wskazując na zwierzę w oskarżający sposób palcem.
— Nie. — Rosnące w nim zdenerwowanie, dawało się spokojnie odczuć.
— MOŻESZ PRZESTAĆ TRZYMAĆ NAS W NIEPEWNOŚCI?! — wtrącił się Tenzou.
— Otóż... — zaczął. Wszyscy w skupieniu obserwowali jego pysk, czekając na pełną wrażeń historię. — Nanosekundę, przed dotknięciem lawy, zebrałem w sobie całą chakrę i przetransportowałem się byle gdzie. Wywaliło mnie w Kraju Ziemi i za cholerę nie byłem w stanie przenieść się z powrotem, bo dawno nie przeżyłem takiej walki jak wtedy. Musiałem odpocząć te kilka dni i gdy troszkę się zregenerowałem, wróciłem tu, do Konohy. Pokazałem się Sakurze i Kakashiemu, a potem oddaliłem się do swojego świata, by całkiem się zregenerować. Tyle — wyrzucił z siebie wszystko, na jednym wydechu i zwrócił wzrok na Sakurę — mogę już iść?
— Nie — bąknęła, nadal z zamkniętymi powiekami i założonymi na piersi rękoma. — Trochę sobie z nami posiedzisz.
— Ale...
— Cicho! — Otworzyła w końcu oczy i popatrzyła na niego. — Wszyscy cię opłakiwali, myśląc, że nie żyjesz. Będziesz się z tego rehabilitować całe życie!
— No chyba sobie żartujesz, jestem Królem wilków! — oburzył się, podrywając swoje ciało ku górze. — Nie będę...
Dłoń Sakury zacisnęła się na jego futrze i pociągnęła w jej kierunku. Wilk potknął się, ledwo łapiąc na koniec równowagę, a po chwili jego pomarańczowe oczyska znajdowały się na równi z jej zielonymi, w odległości może pięciu centymetrów.
— Albo się uspokoisz, albo zgotuję ci piekło, gdy będziemy sami — wycedziła mu w nos, pstrykając paznokciem w wisiorek zdobiący jej szyję.
— Nauczysz mnie tej techniki? — Naruto położył się na stoliku, by znaleźć się jak najbliżej zwierzęcia.
— Jest poniekąd samobójcza — mruknął.
— To znaczy?
— Może cię przenieść na drugi koniec świata, do środka dżungli... Na dno oceanu, gdzie rozsadzi ci łeb lub do jądra ziemi, gdzie spłoniesz.
— SUPER! — blondyn machnął wesoło rękoma. — Kiedy zaczynamy?
— Pajac — prychnął.
Tak jak się spodziewał, przyjaciele nie dawali mu spokoju. Mimo wszystko cieszyli się jak małe dzieci, które doświadczyły cudu. Kiba i Naruto ze szczególnym naciskiem obdarowywali go uwagą, a wieczór płynął wraz ze słońcem, które powoli chowało się za horyzontem.


— Kakashi? — szept różowowłosej dotarł do jego głowy, jakby zza światów.
Otworzył oczy, a wszystko, co było wokoło niego, mocno zawirowało. Złapał się za czoło i zacisnął powieki i zęby. Drugą dłoń położył na jej kolanie, jakby się bał, że gdzieś mu ucieknie.
— Kakashi, co się dzieje? — zaniepokojona schyliła się i zajrzała pod jego włosy. Nie wyglądał najlepiej i wcale się tak nie czuł.
— Upiłeś się? — Wilk trącił go nosem, a ten tylko coś odburknął.
W jego głowie pojawił się dziwny szum, pisk... Najbardziej jednak drażnił go ból w lewym oku, który narastał z każdą chwilą.
— Nie mógł się upić, bo nic nie wypił — rzuciła, dotykając dłońmi jego rozgrzanej twarzy. — Matko, co się dzieje?
— Boli — syknął, dociskając przegub do oka. — Sakura, wracajmy do domu... Muszę się położyć.
— Coś ci zrobili na ostatniej wyprawie? — Haruno przypomniała sobie, że Hatake dzień wcześniej wrócił z misji dosyć pokiereszowany, jednak do tej pory nie narzekał na oczy.
— Wracajmy — zawył głośniej.
Wszyscy przyglądali mu się w ciszy z uwagą i niepokojem. Sasuke zsunął się ze swojego miejsca i kucnął przy mężczyźnie.
— Pomóc wam? — spytał cicho.
W tym momencie, szarowłosy odsunął dłoń od oka, obrócił delikatnie głowę w kierunku Uchihy i otworzył zranione niegdyś oko. Brunet zesztywniał, dosłownie widać było każdy jego napinający się mięsień. Wpił swój przerażony wzrok w sharingana Kakashiego.
— Kurwa — syknął.
Chłopak poderwał się na równe nogi i po chwili wybiegł z baru niczym pocisk.
— A w niego co wstąpiło? — mruknął Yamato. — To już druga taka akcja!
Kakashi zwrócił opuszczoną nadal głowę w kierunku Sakury. Przez chwilę patrzyła przerażona na Naruto, jednak zwróciła się ku ukochanemu. Coś zobaczyła; otworzyła szeroko oczy i złapała się za usta, mało nie spadając ze swojego miejsca. Przez chwilę uspokajała oddech.
— Idziemy... — szepnęła. Podniosła się na nogi i pozwoliła Kakashiemu oprzeć się na sobie, by przypadkiem nie upadł. — Przepraszamy... Do zobaczenia.
— Czekajcie, pomogę wam! — krzyknął Kiba, który wstał, jednak dziewczyna skarciła go wzrokiem.
— Nie... — burknęła. — Poradzimy sobie sami, Menma chodź.
Opuścili bar i szybko odbili w jedną z bocznych alei, którymi rzadko kto o tej godzinie chodził. Haruno przerwała wędrówkę i oparła Kakashiego o wysoki płot. Odgarnęła szare kosmyki, które przesłaniały jego buzię i popatrzyła na niego, nie ukrywając przerażenia.
— Co mu jest? — spytał cicho wilk, stojąc obok mężczyzny, jako asekuracja.
— Otwórz oko — rzuciła. Otworzył prawe i popatrzył na nią w nieprzytomny sposób. — Nie to. Lewe.
Po chwili zamotania wykonał nakaz i czekał, aż dziewczyna coś powie.
— I? — szepnął, biorąc głębokie wdechy.
— Już go nie ma...
— Czego? — Hatake nosiła dziwna niepewność i zdenerwowanie.
— Kakashi, czemu uruchomiłeś tam Mangekyō? — spytała niepewnie.
— Co?! — krzyknął zdziwiony, a jego ciało zachwiało się do przodu. — Nic nie zrobiłem! — dodał, gdy złapał równowagę.
— Ty nie, ale twoje oczy tak — odparła cicho, obserwując jego oko. — Co gorsza, to nie było twoje oko. Twój Mangekyō wygląda ciut inaczej...
Mężczyzna złapał się za głowę, gdy ponownie rozszedł się po niej nieprzyjemny huk. Osunął się po drewnianej powłoce i jęknął głośno.
— Musze się położyć — wyszeptał.
— Raczej powinniśmy iść z tym do — zaczęła, biorąc go ponownie pod rękę.
— Do domu — warknął.
Posłała przestraszone spojrzenie Menmie, który nie miał pojęcia jak im pomóc. Szedł w ciszy, kontrolując ciało przyjaciela i zastanawiał się nad reakcją Sasuke, który widocznie jako pierwszy dojrzał zmianę u Hatake.


< < ♥ > >


— Nie wiesz co to może być? — Menma wszedł do sypialni dziewczyny, która siedziała na brzegu łóżka.
Obserwowała śpiącego mężczyznę, który dostał nagle gorączki. Przekładała zwilżoną, zimną wodą chustkę, którą ułożyła mu na czole i z zatroskaniem trzymała go za dłoń. Marszczył co jakiś czas w złości brwi, czy zaciskał powieki. Śniło mu się coś złego, mimo, że budziła go już kilka razy tej nocy.
Elektryczny zegar, stojący na szafce nocnej, wyświetlał czwartą trzydzieści osiem, a za oknem szumiał dosyć silny wiatr. Niepokój opanował całą wioskę i wszystkich jej mieszkańców.
— Nie... — szepnęła. — Nie mam pojęcia... To stało się nagle, widziałeś przecież, że siedział cały czas normalnie, rozmawiał z nami. Nagle. coś... Do tego ten sharingan... To nie było jego oko, jestem pewna.
— Wiesz może czyje? — spytał, siadając przy niej.
— Nie, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że znam tę postać — westchnęła. Przeniosła wzrok na szybę, po której jeździła, poruszana wiatrem, niewielka gałązka dębu. — Jeszcze zachowanie Sasuke... Ostatnio ten chłopak jest coraz dziwniejszy.
— To znaczy?
— Często spotykam go przypadkiem, w miejscach, w których bym się go nie spodziewała. Jest wszędzie tam gdzie ja, tak jakby...
— Cię prześladował? — dokończył za nią, unosząc do góry brew.
— Bardziej... Pilnował. — Zamyśliła się i znowu zaczęła obserwować Kakashiego, który się nieco uspokoił. — Poucza mnie, wytyka rzeczy, których nie powinnam robić i takie tam. Jest po prostu... Dziwny.
— Może go trochę poobserwuję? — W głosie wilka, można było dostrzec rozentuzjazmowanie.
— Nie Menma... — szepnęła, przykładając dłoń do policzka Kakashiego. — Póki nam tym nie szkodzi, niech robi co chce.
— Saku... — wychrypiał mężczyzna. Uchylił lekko prawe oko i popatrzył na nią.
— Tak? Potrzebujesz czegoś?
Przeniósł ledwo przytomny wzrok na szafkę nocną i zawiesił go na szklance z wodą. Dziewczyna bez słowa wzięła ją do ręki, pomogła mu się trochę podnieść i wręczyła mu naczynie.
— Jeżeli ci to do jutra nie przejdzie, idziemy do Tsunade.
— Dobrze — odparł cicho.
— Ja uciekam do siebie. Wołajcie mnie w razie czego, dobra? — Menma podniósł się na swoje wielkie łapska i po chwili już go nie było.
— Jak się czujesz? — spytała, odbierając od niego bluzę, którą zdjął. — Lepiej?
— Troszkę... Tylko strasznie mi gorąco.
— Masz temperaturę...
— Chodź do mnie, proszę... — mruknął, osuwając się powoli z powrotem na poduszkę.
— Muszę czuwać, nie możesz...
— Chodź. — Mimo braku sił, był stanowczy.
Zgasiła lampkę i przeszła na drugą stronę łóżka. Wsunęła się pod kołdrę i zanim zdążyła wykonać ruch w jego kierunku, złapał ją w pasie i energicznie do siebie przysunął.
— Nadal masz tyle siły? — zaśmiała się cicho.
— Przy tobie, nigdy mnie ona nie opuszcza — mruknął i pocałował ją w czoło.
Oparła o niego głowę, a on objął ją mocno ramionami i nie chciał jej już stamtąd wypuścić. Mężczyzna szybko zasnął, a jego ukochana, jeszcze jakiś czas nad nim czuwała.


< < ♥ > >


— Jak on się czuje? — Menma niósł w zębach do połowy pełny koszyk, gdy zielonooka przeglądała produkty na jednej z półek.
— Lepiej. Wieczorem, następnego dnia, temperatura spadła mu do normy — wymamrotała, próbując się dokopać, do wybranego makaronu. — Mija jednak trzeci dzień, a oko nadal go czasem boli.
— Byliście z tym u Tsunade?
— Ta — parsknęła, wrzucając do koszyka opakowanie. Chwilę się nad czymś zastanawiała, gdy przemierzali kolejny dział. — Nie miała pojęcia co to może być, zbadała go na wszelkie znane jej sposoby. Jiraiya napomknął, że mogą być to powikłania, które do tej pory nie występowały. Przecież Kakashi nie jest prawowitym właścicielem tego oka.
— Mówiłaś im, że zauważyłaś zmianę z sharinganie? — spytał, idąc u jej boku.
— Tak. — Jej ton zmienił się na bardziej stanowczy. — Ale przez to, że nie umiałam go za specjalnie opisać, nie mogliśmy nic zrobić.
Pomarańczowe oczy zwróciły się przed siebie a wilczy umysł spowiło zastanowienie.
— Jedno mnie ciekawi. — odezwała się nagle.
— To znaczy?
— Pamiętasz naszą rozmowę o Sasuke, tamtego wieczoru? — W odpowiedzi, skinął zgodnie głową. — Od tamtej pory z nim nie rozmawiałam. Mijałam go kilka razy na ulicy, ale gdy chciałam z nim pogadać, uciekał przede mną, tłumacząc się tym, że się spieszy.
— Mówiłem, od początku, że coś jest z nim nie tak...
Po piętnastu minutach opuścili sklep. Słońce świeciło wyjątkowo mocno, a po niebie nie płynęła nawet jedna chmurka.
— Gdzie w ogóle jest Kakashi? — spytał, odbierając od niej torbę z zakupami.
— Tsunade wezwała go rano do szpitala na kontrolę, miał tam trochę posiedzieć — odparła, rozkoszując się ciepłymi promieniami i delikatnym, chłodnym wiatrem.
Niedługo potem stali już w kuchni i rozpakowywali zakupy, rozmawiając o rzeczach mało ważnych. Spokój zakłóciła nadchodząca, niespożyta energia. Uszy Menmy nagle zesztywniały, a wzrok dziewczyny skierował się na wejście do kuchni. Po chwili usłyszeli głośny trzask, otwieranych z nieuwagą i siłą drzwi wejściowych.
— Sakura! — wrzask Naruto przyprawił ją o dziwne dreszcze, a w głowie kołatały się bardzo złe myśli.
Dziewczyna wybiegła do przedpokoju i popatrzyła na ledwo stojącego blondyna.
— Do szpitala... Musisz... Natychmiast... — wysapał, podpierając się dłońmi o uda.


< < ♥ > >


Pędziła na złamanie karku, nie mając pojęcia o czym w ogóle myśleć. Jej głowa zdawała się być wypełniona setkami domniemań, a jednocześnie było w niej zupełnie pusto.
— Szybciej, szybciej! — ponaglała samą siebie.
Nieprzyjemne kłucie w boku zaczęło ją spowalniać, jednak gdy zauważyła gmach szpitala, dostała ponownego kopa, który przyspieszył jej pęd. Wszyscy ludzie, których mijała spoglądali na nią jak na wariatkę, gdy machała głupkowato rękoma. Oddychała niesamowicie głośno, by przypadkiem nie runąć na ziemię z niedotlenienia. Gdy pokonała bramę szpitalną, uderzyła w nią fala gorąca zmieszana z niepojętym stresem.
Wpadła przez drzwi wejściowe, nie mając najmniejszego zamiaru co do zatrzymywania się.
— Która sala?! — wrzasnęła, mijając jakieś dwie pielęgniarki.
Była pewna, że jeżeli jej nie odpowiedzą, póki nie zniknie za rogiem korytarza, wróci się i je rozszarpie.
— Dwieście trzynaście! — odkrzyknęła jedna z nich.
— Kurwa, wyżej nie mogli? — syknęła pod nosem i wbiegła na schody.
Nawet na chwilę nie przestała przebierać nogami. Pierwsze piętro, drugie... Trzecie. Teraz musiała biec na koniec korytarza, do wyznaczonej sali. Paliło się już nad nią czerwone światło, które świadczyło o tym, że sala była zajęta i coś tam się właśnie działo. Nie zastanawiała się jednak i wpadła w dwa, stalowe skrzydła. Zrzuciła w biegu sweter i podbiegła do zlewu, w którym zaczęła nerwowo myć ręce.
— Pani Haruno, nareszcie! — krzyknęła starsza kobieta, która miała na głowie biały czepek, maseczkę, a cała odziana była w zielony, sterylny kombinezon.
— Dawaj mi fartuch! — ryknęła, wciągając na twarz maseczkę.
Kobieta pomogła jej założyć ubranie, sama nałożyła na dłonie białe, gumowe rękawiczki i w końcu wpadła do miejsca docelowego.
— Kurna, szybciej się nie dało?! — Głos jej przyjaciółki był ogłuszający.
— Nie miałam o niczym pojęcia!  — odkrzyknęła, podbiegając do stołu. Jej wzrok poszybował jednak na okno widokowe, a mina jej zrzedła, gdy ujrzała za nim wszystkich ich przyjaciół razem z Hatake i Yamato, którzy z uwagą obserwowali zaistniałą sytuację i komentowali ją. — Zasłonić im to!
— Nie! — Kiba i Naruto przykleili twarze do okno i zaczęli walić w nie pięściami. — Nie zrobisz nam tego! Chcemy widzieć ten cud! — Uzumaki mało nie stłukł szyby.
— Kakashi, zabierz ich stąd! — wrzasnęła.
— SAKUUURAAAAA! — Ino zawyła tak głośno, że w głowach obecnych lekarzy zahuczało.
Hinata podbiegła do okna i zasłoniła żaluzje, zza których doszedł do niej jęk niezadowolenia. Zwróciła wzrok za siebie i z przerażeniem obserwowała, jak Shikamaru dosłownie omdlewa przy łóżku, ale próbuje się twardo trzymać.
— Ile to już trwa? — Haruno zajrzała pod materiał, który zakrywał łono Yamanaki.
— Godzinę temu odeszły jej wody.
— Sprawdzałyście ułożenie dziecka? — warknęła głośno, próbując dotrzeć do Hyuugi, przez krzyki Ino.
— Jest prawidłowe — odparła fioletowowłosa.
— Sakura, gdzie ty mi pakujesz te łapska! — Ino wpadała w coraz gorszą nerwicę.
— Uspokój się! — odkrzyknęła, wyglądając na blondynkę spomiędzy jej nóg.
Chwilę ciszy przerwał wrzask niebieskookiej i jęk bólu Nary, gdy zacisnęła palce na jego ramieniu.
— SAKURA, ZACZYNA SIĘ! — ryknęła Yamanaka.
— Wiem!
— TO CHOLERNIE BOLI!
— Spodziewaj się tego bólu, przez najbliższe dwie godziny babo! — Sakura ponownie wsadziła głowę pod materiał, spod którego wydobył się jej stłumiony głos — PRZYJ INO!
— Aaa! — Blondynka zacisnęła palce na materacu łóżka i odchyliła głowę do tyłu. — JAK JUŻ JĄ URODZĘ, TO DAM JEJ SZLABAN DO KOŃCA ŻYCIA, ZA SPRAWIANIE MI TAKIEGO BÓLU!
— PRZYJ! — równoczesny wrzask Sakury, Hinaty i Shikamaru sprawił, że otworzyła szerzej oczy.
— Ja wam dam, wy maliii... Aaa!
— Ale ty musisz jeszcze oddychać, kretynko! — huknęła Haruno, gdy jej przyjaciółka zrobiła się fioletowa.
Blondynka wypuściła z siebie powietrze, po czym zaczęła spazmatycznie oddychać, na zmianę z napinaniem całego ciała.
— Dlaczego ja nie mogę na to popatrzeć?! — wydobyło się zza szyby.
— Uzumaki, przysięgam. Zamorduję cię! — wrzasnęła Yamanaka.


Wrzasków nie był końca, bólu i łez również. Ino siłowała się ze swoim ciałem już ponad godzinę, a efekt na pierwszy rzut oka nie był widoczny. Shikamaru zaczynał panikować nad komplikacjami, a Sakura miała wrażenie, że pęknie jej zaraz głowa.
— O matko! — krzyknęła nagle, odrzucając do tyłu swoje różowe włosy.
— Co się dzieje?! — jęknęła Yamanaka, której twarz nabrała bordowej barwy.
— Widzę! — Sakura klasnęła w dłonie. — Hinata, chodź tu szybko!
— A my? — Jęk Kiby i Uzumakiego znowu wdarł się do pomieszczenia.
— O matko, główka! Ino, to główka! — Hinata podskoczyła w miejscu.
Zaczęła się największa walka i najsilniejszy ból rodzącej. Wszyscy w skupieniu czekali na rezultaty, ale najpoważniejszą minę miała Haruno. Ino wyła coraz głośniej, jednak w tych silnych grymasach bólu, kryło się szczęście.
W pewnym momencie zapadła cisza. Niespokojne uczucie przerażenia, przerwał jednak głośny płacz noworodka.
— Tak! — Rozległ się chór głosów, wszystkich przyjaciół, stojących za szybą.
Mała dziewczynka krzyczała bardzo głośno i donośnie, tak samo jak jej rodzicielka. Machała drobnymi rączkami i nóżkami, marszcząc nosek i czoło. Sakura wzięła maleństwo na ręce i zajęła się nim przez ten czas, gdy Tsunade, po wejściu do sali, zajęła się usunięciem łożyska.
Haruno chwilę później pojawiła się przy świeżo upieczonych rodzicach, a Hinata podniosła żaluzje. Wszyscy poderwali się z ziemi i krzesełek, po czym przywarli do szyby. Ino nadal próbowała uspokoić oddech. Zielone oczy Sakury podniosły się na Kakashiego, gdy delikatnie kołysała maleństwem. Uśmiechnęła się do niego widząc coś dziwnego w jego spojrzeniu. Był oszołomiony. Przyglądał się jej z silnie zamyślonym wyrazem twarzy. Rozproszył się, gdy obok niego, w huczny sposób, pojawił się Menma. Spojrzał na dziecko przez szybę, wspierając się łapskami na barkach Inuzuki i Uzumakiego i zawył radośnie, gdy Sakura podawała dziewczynkę swojej przyjaciółce.
— Jaka ona jest piękna — szepnęła blondynka.
Chwilę później rozkleiła się tak samo, jak Shikamaru.
Po ich policzkach spływały wielkie, szkliste łzy szczęścia. W sumie, nie tylko oni dali upust tym emocjom. Przynajmniej połowa obecnych płakała, głośno szlochając.
— Jak jej dacie na imię? Pochwalicie się w końcu? — Tsunade przysiadła na brzegu łóżka i pogłaskała Ino po twarzy.
— Spójrz jakie ma jasne włosy... — wymamrotał Shikamaru. Pociągnął nosem i zajrzał w oczy ukochanej. — Chyba wiem, którą opcję wybierzemy.
— Nasza mała Hikari... — Blondynka uśmiechnęła się przez łzy. — Będziesz naszym małym światełkiem, skarbie.
Sakura pogratulowała przyjaciółce i wycałowała ją. Niedługo potem, podniosła się i opuściła pomieszczenie. Zdjęła ochronną narzutkę, maskę i rękawiczki wrzuciła do kosza. Umyła dłonie, by pozbyć się zapachu gumy i wyszła, kierując się w stronę przyjaciół.
— Kawał dobrej roboty, Sakura! — Ashi doskoczyła do niej i uwiesiła się na jej szyi. — Ja bym chyba nie dała rady.
— Ciężkie to jest? — Kiba wleciał w nie i spojrzał w zielone oczy.
— To? — oburzyła się. — Dostaniesz zaraz w dziób, Inuzuka!
— Ej, a ślizgało ci się w dłoniach? — wtrącił Naruto, który pojawił się z drugiej strony.
— Wy, mali... — wycedziła przez zęby.
— Chłopcy, dajcie jej spokój — szepnął Kakashi, wchodząc między nich. Położył dłonie na ich ramionach i przesunął do tyłu. Podszedł do różowowłosej i spojrzał jej w dziwny sposób w oczy. — Jesteś zmęczona? Chcesz do domu?
— Nie, niekoniecznie — odparła, przejeżdżając dłonią po czole. — Za to jestem niesamowicie głodna.
— Chodźmy na ramen! — zawył głośno Uzumaki.
— Napiłabym się też piwa, dla chociaż minimalnego rozluźnienia — westchnęła, zupełnie ignorując blondyna.
— Zabierzmy Shikamaru — Naruto nadal próbował zwrócić na siebie jakąkolwiek uwagę. Tym razem mu się udało, jednak z nie do końca pożądanym skutkiem.
— No chyba oszalałeś — prychnęła zielonooka, na co blondyn się zdziwił. — Shikamaru chce być teraz przy Ino i ich córeczce.
— Jeszcze nie raz to z nim opijemy — rzucił Hatake, obejmując ramieniem Haruno. — Ruszajmy.
Sakura nie mogła pozbyć się wrażenia, że mężczyzna na wszystko nalegał w taki sposób, jakby chciał jak najszybciej znaleźć się w domu. A skoro tak - coś musiało się za tym kryć.


< < ♥ > >


— Po dłuższym zastanowieniu, śmiem twierdzić — zaczął ostentacyjnie Naruto, wznosząc do góry butelkę z piwem i czkając przy tym głośno — że ja i moja ukochana Hinacia, również sprawimy sobie takiego małego brzdąca! — zakomunikował, machając palcem.
— Nie jestem pewny, czy nadajesz się na ojca — wtrącił Sasuke, po czym wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Sakura siedziała na swoim krzesełku równie rozbawiona; w jej ciele również płynął już alkohol, lecz w mniejszej ilości. Kakashi natomiast sączył już trzecią butelkę piwa i rozmawiał o czymś z Yatamo, siedząc naprzeciwko niej. Choć pogrążona była w dyskusji razem z Ashi i Hyuugą, nie mogła przestać zerkać na niego kątem oka, czując, że ją obserwuje. Jej myśli z początku krążyły wokoło Sasuke i jego niesamowicie dziwnego zachowania, ale Hatake skutecznie odwracał jej uwagę.
— Sądzę, że będziesz mieć dzisiaj wesoło, Saku — Tokuno wciągnęła przez słomkę, sporą ilość drinka i wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z Hinatą, na której twarzy widniały rumieńce.
— Nie wiem o czym mówisz — skwitowała różowowłosa, prostując się dumnie.
— On cię pożera wzrokiem... — wtrąciła Hyuuga. — Zupełnie jak wtedy, gdy wszystko zaczynało się między wami rozkręcać.
Uśmiech na twarzach przyjaciółek zniknął, gdy w oczach Sakury pojawił się dziwny smutek.
— Coś się stało? — Hinata złapała za dłoń Haruno.
— Ostatnio... — zaczęła, przedłużając ostatnią samogłoskę. Potem ucichła. Wzięła do ręki kufel i wlała do ust resztę piwa. — Nasze stosunki, może nie tyle, co się ochłodziły, jednak zaczęło mi brakować kilku rzeczy.
— Sakura — westchnęła Tokuno. — Wiesz jacy są faceci, jak ich czasem na coś nie naprowadzisz, to nigdy nie ruszą tyłka.
— Ashi może mieć rację — zasugerowała Hyuga. — Może Kakashi pomyślał, że za bardzo naciskał na niektóre sprawy, chciał przystopować i teraz nie wie, jak się za to wszystko z powrotem zabrać?
— No! — krzyknęła Tokuno. — Pomóż mu trochę, zagraj na nim... Wiesz przecież, jak w facecie łatwo rozbudzi... Sakura? — Dziewczyna wyjrzała na twarz Haruno.
Ta z uniesioną jedną brwią i dzióbkiem, w jaki ukształtowały się usta, obserwowała Hatake. Przyjaciółki również przeniosły na niego wzrok i same otępiały. Hatake stanął na nogi i złapał za dół bluzy, którą Yamato oblał mu piwem. Pociągnął ją w górę, w celu pozbycia się mokrej garderoby i ściągnął przy tym czarny, przylegający do jego ciała podkoszulek. Ukazał tym samym swoje mięśnie brzucha, które napięły się przy kolejnych  ruchach.
— Nie chwaliłaś się, że znowu ćwiczył — westchnęła zawstydzona Hinata.
— Oo, matko... — dodała po chwili Ashi.
— Aktor to z niego marny. — Sakura wzruszyła ramionami i odstawiła kufel na stół. Zdziwione miny dziewcząt, zmusiły ją do dalszego mówienia — Rozmawiają dokładnie o tym samym co my, jestem tego pewna.
— To znaczy?
— Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby ktoś z tak komicznym zaangażowaniem w udawanie przypadku, wylewał na kogoś piwo — wymamrotała.
Po chwili rechot trzech, dziewczęcych głosów, wypełnił wnętrze Ichiraku.
— Dobra, idę do łazienki i po jeszcze jedno, chcecie? — Sakura podniosła się z miejsca i popatrzyła na dziewczyny.
Obie pokiwały jej zgodnie głową. Nie czekając już na nic, ruszyła w kierunku łazienek. Załatwiła, co załatwić miała po czym podeszła do zlewu i lusterka. Umyła dłonie, wytarła je w ręcznik papierowy i poprawiła grzywkę. Westchnęła, gdy krótkie włosy zsunęły jej się z ramion i dotknęły podbródka. Zamrugała jednak kilka razy, zwróciła się na pięcie i podeszła do drzwi. Patrząc w ziemię, opuściła pomieszczenie, zamknęła za sobą, a gdy chciała zwrócić się za siebie i wrócić do przyjaciół, ktoś natarł na nią i delikatnie przygwoździł do drewnianej ściany.
— Oszalałeś? — pisnęła. — Tu jest pełno ludzi!
Nie widziała nawet jego twarzy, od razu gdy w nią wpadł, przysunął usta do jej ucha.
— Co z tego? — szepnął, kładąc dłonie na jej biodrach.
Nacisnął klatką na jej piersi, a ona sama zadrżała, czując jego ciepły oddech na skroni.
— Co w ciebie wstąpiło? — mruknęła, gdy w końcu odsunął twarz na tyle, by mogła ją w całości widzieć.
— Ty we mnie wstąpiłaś — szepnął.
Przysunął się i wpił w jej usta swoje, wypuszczając przy tym głośno powietrze. Poczuł, jak jej ciało się rozluźnia i dosłownie osuwa w jego ramiona. Rozchylił delikatnie wargi, tak jak ona. Już chciała chwycić jego język swoim, gdy nagle oderwał się od niej i rzucił najbardziej zawadiacki uśmiech, jaki u niego widziała. Zmrużyła w obrażony sposób powieki, odsunęła go od siebie i wyminęła, zakładając ręce na piersi.
— Wypij to piwo i wracamy do domu — rzucił, gdy wchodził do ubikacji dla mężczyzn.
Nie odwróciła się, nie odpowiedziała. W myślach tylko zaczęła obmyślać taktykę, na jak najszybsze wypicie trunku.


— Poszedł od razu za tobą — wyszeptała głośnym szeptem Ashi.
— Prawie pobiegł, jak zniknęłaś za ścianą! — dodała Hyuga. — Powiedział ci coś?
Sakura postawiła przed dziewczynami kufle i sama usiadła między nimi.
— Haha! — zawyła Tokuno. — Nic jej nie powiedział, bo coś jej zrobił!
— Nieprawda! — oburzyła się zielonooka.
— Tak, tak — zachichotała Ashi — a te rumieńce i zamglony wzrok? Hm?
— Jesteś okropna... — burknęła Haruno, biorąc łyka gorzkiego napoju.
Mało go nie wypluła, gdy poczuła na karku ciepłe opuszki palców, które delikatnie ją dotknęły. Smuga gorąca jego dotyku, odczuwalna była jeszcze przez kilka sekund, a nieudolne próby zakrycia gęsiej skórki, jaka wyszła jej na ramionach, jakoś się powiodła. Hatake zajął ponownie miejsce naprzeciwko dziewcząt, usiadł bokiem do nich i wziął do ręki butelkę z piwem.
Tak bardzo zadziałał na Haruno, że nawet jakiś najzwyklejszy gest w jego wykonaniu — podniecał ją. Nie odrywała od niego wzroku, natomiast on udawał, że jej nie obserwuje. O nie panie Hatake, nie będziesz dziś górą. Zsunęła się w dół, gdy dziewczęta się zagadały, delikatnie ściągnęła tenisówkę z prawej stopy i modliła się o to, by dotknąć nogi Kakashiego, nie Yamato. Mam cię. Uśmiechnęła się łobuzersko, widząc, że Tenzou, który rozmawiał z Sasuke, nawet nie zareagował, natomiast jego szarowłosy przyjaciel. wyprostował się energicznie i z impetem odstawił butelkę na drewniany stół. Zwrócił w jej stronę obłąkany wzrok i zacisnął palce na szkle. Patrzyła mu prosto w oczy, oddychając miarowo. Sunęła stopą po jego łydce w górę, mijając kolano i zatrzymując się w połowie uda. Był cały spięty i poważny... A raczej obezwładniony pożądaniem. Gdyby nie ci wszyscy ludzie, rozebrałby ją do naga już na miejscu. Przygryzła dolną wargę, grając mu na nerwach.


< < ♥ > >


— Te gierki, tylko pogorszyły twoją sytuację — wymamrotał, gdy położył ją na łóżku i wspiął się nad nią. Zaczął rozpinać guziki damskiej koszuli, nie zważając na to, że zaraz je poodrywa.
— Ty jesteś niby niewinny? — prychnęła, zrywając z niego koszulkę.
Wsunął pod jej plecy dłoń i podniósł ją energicznie. Pocałował i tym razem sam nie zatrzymywał swojego języka, który bez przerwy tańczył z jej. Ściągnął z niej w tym samym czasie koszulę i rzucił ją na ziemię.
Zwolnił tempo. Położył ją z powrotem, nie przerywając gorących pocałunków, również opadł na łóżko i wciągnął ją na siebie. Masował jej plecy, ciepłymi dłońmi, wzbudzając u niej kolejne dreszcze.
— Strasznie na mnie działasz — wyszeptał, gdy oparła się głową o jego czoło, by mogli złapać trochę powietrza. — Tęskniłem za tym...
— Ja też... Dlatego mam nadzieję, że nic ani nikt, nam dzisiaj nie przerwie — wymruczała mu prosto do ucha, na co zacisnął na niej palce.
Jęknęła cichutko i opadła w końcu kroczem na jego podbrzusze, przed czym próbowała się przez jakiś czas powstrzymać. Od razu wyczuła jego nabrzmiałą męskość, przez co ponownie się w niej zagotowało. Mruknęła rozkosznie i pochyliła się do kolejnych pocałunków, a on bez żadnych ceregieli, przełożył dłonie na zapięcie jej czarnego stanika i już po chwili zsuwał z jej ramion cienkie ramiączka. Pomogła mu zdjąć z siebie górę bielizny. Ponownie położył ręce na jej biodrach i zaczął sunąć nimi w górę, a zatrzymał je dopiero wtedy, gdy trzymał jej piersi w dłoniach i niesamowicie delikatnie je masował.
— Zjem cię dziś — wyszeptał, prosto w jej usta.
— Nie gryź za mocno — odparła, naciskając ciałem na wybrzuszenie pod sobą.
Odgarnął włosy z jej szyi i zaczął ją delikatnie muskać ustami. Całował jej ramię, potem obojczyk... Na koniec pociągnął końcówką języka od samego jego końca, przez szyję, kość szczęki i ucho. Napięła się cała, dysząc głośno i wbiła w jego ramiona paznokcie. W tym momencie wpił delikatnie zęby w jej szyję, a później przejechał po tym miejscu językiem.
— Nie, nie mogę! — jęknęła. — Nie chcę dziś żadnych gier wstępnych...
W odpowiedzi cicho się zaśmiał, wypuszczając powietrze nosem, co wprawiło ją w jeszcze bardziej pobudzony stan. Najgorsze było to, że tym samym jej zaprzeczył.
— Nie ma tak dobrze — syknął, gdy przyciągnął jej ciało do siebie. Obrócił się, ponownie układając ją pod sobą i naparł niespodziewanie na nią tak, by ponownie odczuła, jak bardzo sam jej pragnie...
Cichy pomruk i wdech, zaciągnięty przez zęby dosłownie rozszedł się echem po ciemnym pokoju. Całował ją namiętnie, badając jej bok prawą ręką i zataczając biodrami koła w taki sposób, by doskonale odczuła przedsmak całej zabawy. Po jakimś czasie przerwał i zaczął całować jej szyję, dekolt... Zatrzymał się na jakiś czas przy piersiach, a gdy zaczynała się wić z przyjemności, jaką jej dawał, zaciskał dłonie na jej udach... Zsuwał się niżej, całując pod piersiami, po żebrach... Brzuch... Kości biodrowe pieścił najdelikatniej, zostawiając na nich delikatne, wilgotne ślady. W pewnym momencie przygryzł delikatnie jej skórę, a palcami zaczął rozpinać rozporek spodni, które powoli z niej zsunął. Gdy rzucił je na podłogę, umiejscowił się między jej nogami i zaczął je masować dłońmi, zataczając koła. Niedługo potem nachylił się i zaczął całować wewnętrzną stronę ud, co jakiś czas dotykając ich językiem. Haruno wyginała się jak kotka, mrucząc i prosząc go, by już do niej przyszedł i przeszedł do rzeczy, ale nie miał zamiaru dać za wygraną. Wspiął się na kolana, a dziewczyna zawyła na widok jego sylwetki. Zaczął rozpinać rozporek i zsuwać z siebie spodnie, ale bielizny jeszcze się nie pozbył.
— Nie wytrzymam tak, Kakashi — szepnęła. — Nie znęcaj się już nade mną, proszę.
Nic nie odpowiedział, nachylał się nad nią i patrzył prosto w jej oczy, trzymając dłoń na jej lewym udzie.
— To kara, za kuszenie mnie cały wieczór w barze — zaśmiał się. — Nie odpuszczę ci tego tak łatwo, kotku.
Nie wiedziała, co było w tym momencie gorsze. Jego spojrzenie, które przepełniała żądza czy może to, że przestała czuć jego dłoń... Jak się po chwili okazało, to ta druga opcja przeszła w coś jeszcze innego.
— Mmmhmm... — zawyła, gdy przejechał opuszkiem, po wilgotnym już materiale dołu jej bielizny.
— Ciiiichutko... — wyszeptał jej prosto do ucha i powtórzył manewr, na co jej ciało ogarnął silny wstrząs. — Cssiii...
Ciągnął to w nieskończoność, a jej wola słabła z każdą chwilą. Wszystkie komórki jej ciała wołały go do siebie, ale udawał cały czas, że jest na to zupełnie głuchy...
Zerwała się z miejsca, objęła mocno jego szyję i przewróciła go na plecy. Wpiła się w jego usta, a biodrami zataczała niewielkie, wolne koła. Zaczął głośniej oddychać i gwałtowniej całować. Wsunął kciuki pod gumkę jej majtek i zaczął powoli zsuwać bieliznę, dotykając opuszkami jej pośladków, wywołując u niej kolejne dreszcze.
— Unieś biodra, skarbie — mruknął jej w usta.
Zamiast tego, wyprostowała się i klęcząc, patrząc mu prosto w oczy zaczęła zsuwać majtki, bardzo wolno. Zacisnął palce na prześcieradle i poruszył się gwałtownie, na widok jej zabawy. Skoro on miał prawo ją tak męczyć, to nie chciała zostać w tyle.
— Co dalej? — spytała, a jej głos przepełniała słodkość.
Nie wiedział co jej odpowiedzieć, gdy prezentowała swoje piękne ciało zupełnie nago. Sama więc złapała za gumkę jego bokserek i zaczęła je z niego zsuwać.
— Chodź do mnie — mruknął, gdy zrzuciła jego bieliznę na ziemię. Posłusznie pojawiła się przy jego buzi i spojrzała mu w oczy, kusząco rozchylając wargi. — Kocham cię, wiesz o tym?
— Doskonale — odparła i musnęła go delikatnie w usta.
Nie pozwolił jej się odsunąć i pogłębił pocałunek, ponownie kładąc ją obok siebie. Położył prawą dłoń na jej szyi i zaczął nią powoli płynąć w dół. Przesuwał ją delikatnie, po obojczyku, między piersiami, wzdłuż brzucha. Głaskał przez chwilę jej podbrzusze a potem udał się jeszcze niżej, na co spokojnie mu pozwoliła, rozchylając przy tym nogi. Wsunął w nią delikatnie dwa palce, mrucząc przy tym, gdy wyczuł silnie nawilżone miejsce u ukochanej.
— Aż tak na ciebie działam? — spytał, bardzo powoli się w niej poruszając.
— Nawet sobie nie wyobrażasz — jęknęła.
Wpił usta w jej szyję, gdy co raz energiczniej się prężyła, majacząc coś z podniecenia. Miał niesamowitą ochotę na to, by już się z nią kochać, ale chciał jeszcze bardziej wzmocnić swoje, jak i zarówno jej, pożądanie.
Błagała go cicho o więcej, lecz odpowiadał jej tylko, żeby grzecznie czekała. Choć jej prośby bardzo silnie działały na niego samego, nie dawał za wygraną. Chciał ich rozgrzać do granic możliwości i perfekcyjnie mu się to udało.
— Kakashi, nie chcę czekać — wysapała, wbijając palce w jego ramiona.
Zabrał dłoń i bez słowa wsunął się na nią. Czując na członku to, jak bardzo dziewczyna była nakręcona i wilgotna, nie potrafił się już opierać. Wszedł w nią delikatnym ruchem... Potem się wycofał. Powtórzył ten manewr kilka razy, jednak każdy jęk Haruno odbierał mu racjonalne myślenie. Poruszał się co raz szybciej, całując ją namiętnie. Oddawała te pocałunki, póki nie doszło do tego, że musiała wydawać z siebie co raz to głośniejsze jęki.
Nie przerywając rozkosznych chwil, uniósł się i pociągnął ją za sobą. Usiadł na brzegu łóżka, a ona na nim, przodem do niego, przylegając mocno piersiami do jego klatki piersiowej.
— Wygodnie? — mruknął, całując jej pierś. Dłonie nadal trzymał na jej pośladkach i zataczał razem z jej biodrami, niewielkie koła.
— Baaardzo — sapnęła, przyspieszając.
Dawno nie było im tak dobrze, a dziś w końcu mogli się sobą w spokoju nacieszyć, wiedząc, że zupełnie nikt nie będzie im przeszkadzać.
Czas się dla nich zatrzymał. Przyjmowali coraz to nowsze pozycje. Gwałtowne poruszanie się stopniowo wzrastało, prowadząc tym samym do nieuniknionego końca. Dziewczyna spoczywała na górze, wiercąc się na Hatake, doprowadzonego już do szaleństwa. Wiedzieli, że długo to już nie potrwa.
— Chodź no tu do mnie — mruknął.
Po raz kolejny umieścił Sakurę pod sobą i subtelnie wsunął się w nią, rozpoczynając miarowe, lecz szybkie pchnięcia. Rozpędzał się równo z jej jękami, ostatkiem swoich sił. Silne, przyjemne skurcze rozeszły się po jego ciele, w momencie gdy dziewczyna zawyła, wykrzykując jego imię. Poruszył się jeszcze kilka razy, całując ją jak najczulej potrafił, a nie długo potem, leżał już obok niej z wtuloną w jej włosy buzią.
— Kocham cię — westchnął i przycisnął ją do siebie.
— Ja ciebie też. — Uśmiechnęła się i wtuliła w jego pierś. — I nic, ani nikt tego nie zmieni.
— Kto by pomyślał, że nasze losy się tak potoczą, co? — Zamyślił się na kilka chwil. — Uratowałaś mi życie i to nawet dwa razy. Dałaś mi opiekę i schronienie. Dałaś mi szczęście, nadzieję, szansę, siebie i miłość.
— Zawstydzasz mnie Kakashi... — mruknęła, rumieniąc się.
— Dasz mi coś jeszcze? — Wyczuła w jego głosie delikatną zmianę nastawienia. Już nie pogrążał się w melancholii teraz był... Stanowczy?
— To znaczy? — Wsparła się na łokciu i popatrzyła na niego. Wahał się, widziała to.
— Będziesz matką moich dzieci, Sakura?
Otępienie rozeszło się po całym jej ciele, a serce zabiło stokroć mocniej, niż podczas stosunku. Zastanawiała się czy przypadkiem się nie przesłyszała, ale po chwili wzmocnił swoją wypowiedź.
— Urodzisz mi piękną córeczkę lub silnego syna? Zaopiekujesz się nim czy nią, razem ze mną?
— Kakashi — wydukała, sylabę po sylabie.
— Nie wyobrażam sobie przyszłości z nikim innym, rozumiesz? — Również się podniósł i spojrzał jej w oczy w taki sposób, że zakręciło jej się w głowie. — Jesteś wszystkim, co mam i chcę mieć do końca swojego życia.
— Mój boże, tak! — Rzuciła się na jego szyję i przytuliła najmocniej jak potrafiła. — Też nie chcę nikogo innego, tylko ciebie!
— Marzyłem o życiu z kimś takim, jak ty... — westchnął, przyciskając ją do siebie. — Dziękuję, za wszystko. Naprawdę, za wszystko co mam. Za ciebie.


Sakure rozbudził ruch, obok jej ciała. Otworzyła oczy i pierwsze na co zerknęła, leżąc na brzuchu, to zegar, wskazujący trzecią dwadzieścia. Wiatr szalał na zewnątrz, wydając przerażające wycie, gdy wił się między budynkami. Zwróciła się do szarowłosego, który siedział na łóżku.
— Coś się dzieje? — mruknęła cicho, podnosząc się.
— Chyba znowu mam gorączkę — odparł, przykładając rękę do głowy.
Przysunęła dłoń do jego czoła i z niepokojem mu przytaknęła
— Przyniosę ci coś z apteczki — szepnęła, zrzucając z siebie kołdrę.
Miała na sobie tylko jego czarny podkoszulek, który sięgał jej do połowy ud. Złapał ją jednak za rękę i zatrzymał.
— Śpij, poradzę sobie przecież. — uśmiechnął się. — Skoczę jeszcze do łazienki.
Podniósł się i opuścił pomieszczenie. Słyszała jak schodzi po schodach. Przyłożyła głowę do poduszki i zamknęła oczy. Po chwili jednak momentalnie je otworzyła, zerwała się do siadu, a woda ze szklanki, stojącej na szafce nocnej uniosła się błyskawicznie ku górze i uformowała w wielką igłę.
— Kim jesteście?! — krzyknęła.
Dwie ciemne postacie stały przed łóżkiem, jeszcze jedna znajdowała się za oknem.
— Nie krzycz, nikt cię aktualnie nie usłyszy — niski głos przerwał echo jej głosu — on też.
Bez ingerencji niczyich rąk, lampka nocna rozjarzyła się nagle, ukazując wizerunki intruzów.
— Czego chcecie? — wycedziła przez zęby.
— Ciebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz