poniedziałek, 13 października 2014

40. Świetliki

— Raikage nas kiedyś przez ciebie zabije, Omoi. — Czerwonowłosa zmarszczyła nos i wyrwała z buzi chłopaka lizaka, po czym cisnęła nim o ziemię. Cukierek roztrzaskał się, tak samo jak serce chłopaka. — Mieliśmy przynieść te dokumenty już dwie godziny temu! Wierzyłam, że się tym zająłeś.
— Mój lizak! — pisnął i upadł na kolana. — Nawet nie spytałaś mnie, czy to przypadkiem nie jest ostatni, jakiego ze sobą mam! Co gdyby był? Byłbym wtedy strasznie smutny... a przez smutek nieuważny! Gdyby nas zaatakowali, nawet nie zdołałbym się bronić!
W oczach Karui błysnęły ogniki wściekłości, a dłonie zacisnęły się w pięści. Była gotowa zadać mu cios ostateczny, ale jej głowę wypełnił gromki wrzask jakiegoś mężczyzny.
— Omoi!
— To czcigodny! — krzyknęła i zakryła usta. — Widzisz, co żeś kurwa jego mać, narobił?!
Przełknęli głośno ślinę i pobiegli w kierunku, z którego doszedł do nich krzyk.
Starch przed ich władcą zamienił się w ogólne, niewyobrażalne przerażenie. Specjalna klatka, złożona z grubych, kamiennych ścian, gdzie jedną stanowiły tytanowe kraty, była pusta. Pręty zostały wyraźnie stopione za pomocą znanego im kekkei genkai. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż to mini więzienie otaczała jeszcze specjalna bariera, której nie można było dezaktywować od wewnątrz. Blokowała ona wszelkie moce więźnia.
— Daliście jej uciec! — ryknął A. — Omoi, ty kretynie! Miałeś pilnować tej klatki, choćby nie wiem co!
— Czcigodny! — Chłopak sam był zszokowany. — Samui przyszła pół godziny temu i powiedziała, że mnie zmieni! Nie odszedłbym gdyby... — Zawiesił wzrok na stopionych kratach. — Jestem kretynem... Nawet nie pomyślałem, że ktoś mógł się pod nią podszyć... — wyszeptał beznamiętnie.
— Zwłaszcza, że Samui jest w drodze powrotnej do naszego kraju wraz z rannymi — zauważyła czerwonowłosa.
— Konoha jest w wielkim niebezpieczeństwie... — syknął A.


< < ♥ > >


Sakura miała wrażenie, że w jej wnętrzu zdetonowano jakiś ładunek elektryczny. Ze złości rozgryzła dolną wargę; krew spłynęła po jasnych ustach, a w głowie rozrastał się niewyobrażalnie głośny, nieprzyjemny szum. Widziała, jak Mizukage zmierza przez rozszalały tłum przerażonych ludzi patrząc jej prosto w oczy. Zemsta, tylko to słowo obijało się po głowach Haruno i Mei Terumi.
— Błagam, zabierzcie stąd Yumi! — krzyknęła, odwracając się do przyjaciół. —  To moja walka...
— Żartujesz?! — prychnął Hatake. — Nie zostawię cię.
— Który raz już to przerabiamy? Musisz to zrobić, Kakashi! — Wzięła dziecko na ręce i podeszła do mężczyzny. Wręczyła mu małą i popatrzyła w oczy — Tylko przy tobie będzie bezpieczna — wyszeptała.
Nie odezwał się, jednak zacisnął mocniej dłonie na ciele Ibuki, która chowała twarz w rączkach.
— Co ty chcesz zrobić? — zapytał, gdy Yamato stał już przy nim.
— Sądzę, że czas spełnić swój obowiązek — powiedziała z uśmiechem, cofając się do Sasuke i Naruto — jako następcy Legendarnych Sanninów. Czyż nie? — Uśmiechnęła się, opierając łokieć na ramieniu Uzumakiego.
— Tak jest! — ryknął, a wokoło niego, w mgnieniu oka, buchnęła pomarańczowa poświata. — Kurama!
Sasuke uśmiechnął się pod nosem, spoglądając na swoich przyjaciół. Mrugnął, a jego ciemne oczy przybrały postać krwistego Sharingana. Na czole Haruno pojawił się fioletowy punkt, który po kilku chwilach jej skupienia, rozpuścił po jej twarzy wstęgi, tego samego koloru.
— Jeżeli spadnie ci włos z głowy... — syknął Kakashi, gdy Tenzou ciągnął go już za sobą.
— Wtedy będziesz mógł wszystkich zabić. — Mrugnęła do niego okiem.
Po chwili odwróciła się za siebie, a uśmiech zniknął, ustępując miejsca poważnej minie. Opuściła delikatnie w doł głowę i rozejrzała się dookoła. Niepokoiło ją to, że nigdzie nie widziała Tsunade. Jednocześnie nie wydawało jej się, by ci ludzie byli w stanie ją porwać.
— Sakura! — Sasuke przyległ do pleców Uzumakiego, a dziewczyna do nich doskoczyła.
Rzuciła ostatnie spojrzenie w stronę Kakashiego. Zaczęła żałować swojej decyzji. Im dalej się znajdował, tym większy strach odczuwała. Czy naprawdę sprawiał jej aż tak silne poczucie bezpieczeństwa?
— Gdzie ta suka? — warknął Uzumaki, widząc, jak Ao powoli zbliża się w jego stronę. Nim zdążył się jednak rozejrzeć, poczuł, jak coś uderza go w policzek z niewiarygodną siłą. Odbił się od inwazyjnej pięści i przeleciał kilka dobrych metrów, zatrzymując się między jakimiś nagrobkami. — Cholera, nie możemy tu walczyć... To święte miejsce — syknął ocierając z ust.
Za Sakurą i Sasuke pojawiła się Mizukage. Wymierzyła kolejny cios, ale Uchiha sprytnie przed nim uciekł, a Haruno schyliła się, chcąc zrobić unik, a następnie zaatakować jej nogi. Podkosiła ją sprawnie, po czym uciekła do tyłu. Mei jednak nie upadła, umiejętnie odzyskując równowagę. Popatrzyła na kunoichi z ukosa.
— To nic osobistego — zaśmiała się lekceważąco. Spoważniała jednak i zwróciła się ku Sakurze — Wróć... to coś bardzo osobistego, mała żmijo!
Haruno osłoniła się ramionami, gdy kobieta wymierzyła jej kopniaka i po chwili przeszła do kontrataku. Nie miała pojęcia, dlaczego Mizukage nie używała żadnych technik i polegała jedynie na słabym taijutsu, ale jak na razie było jej to na rękę. Odrzuciła od siebie Terumi, czując silny przypływ energii. Czyżby chęć zemsty była tak wściekle silna?
— To na nic... — szepnęła. — Po co się bronisz? Myślisz, że nie widzę tego, jak bardzo mnie nienawidzisz? Nie hamuj się.
— Wyznaję większe wartości, niż zemsta.
Mizukage zaśmiała się w odpowiedzi. Wesoło rechotała, zakrywając ostentacyjnie usta. Haruno zacisnęła pięści, próbując opanować złość. Mogła doskoczyć do niej sama, ale nie chciała ryzykować i czekała na chłopaków. Wiedziała, kiedy byli gotowi. Poznała to po zgorzkniałej minie Mizukage. Chojuro i Ao polegli w walce z Naruto i Sasuke. Może i byli silni, ale mało kto mógłby dorównać Legendarnym Sanninom. Sakura czuła, że mogła ją wtedy pokonać. Mogła uratować Lee i Menmę, ale była zbyt rozproszona. Nie chciała się mścić, ale pragnęła odkupić swoje winy.
— Chłopcy — szepnęła, nie spuszczając z kobiety wzroku. — Załatwmy to dziś porządnie. Raz, a dobrze.
— Z chęcią — wycedził Sasuke.
Nie czekając na znak, odbił się od ziemi z zamiarem zaatakowania wroga kataną. Kobieta jednak sprawnie unikała ciosów. Nie paliła się już do walki i skupiała tylko na unikach. Uchiha próbował zajść ją od kilku stron, za każdym razem chybiając. Naruto sięgał po nią wielkimi, pomarańczowymi łapskami Kuramy, ale i on nie dawał rady jej zwodom.
— Kurwa — syknęła Sakura, sięgając do kabury po kunai. Miała dziwne podejrzenia i w duchu modliła się o to, by nie były one prawdą. Zakręciła narzędziem na jednym palcu i przyjrzała się kobiecie. — Żryj to! — wrzasnęła w chwili, gdy cisnęła nim w Mizukage.
Ta odwróciła tylko wzrok, ku lecącemu ostrzu i uchyliła usta. Kunai wbił się w klatkę piersiową.
— Jesteś sprytniejsza, niż podejrzewałam — rzuciła Mei, uśmiechając się drwiąco, po czym jej ciało zamieniło się w kłęby dymu.
— Suka! Chciała odwrócić naszą uwagę! — Uzumaki zaczął podskakiwać w złości.
— Hej! Wy! — krzyknęła Sakura. Przywołała do siebie czwórkę joninów i nakazała im zająć się Ao i Chojuro. Sama zwróciła się za siebie i zacisnęła pięści. — Wszyscy są w niebezpieczeństwie.
— Ruszajmy — rzucił Sasuke, po czym wsunął katanę do pochwy.


< < ♥ > >


— Co tu się stało... — mruknął Uchiha, rozglądając się wokół.
Naruto obrócił się dookoła własnej osi, dobre kilka razy, z otwartą buzią. W pobliżu schronu panował niesamowity chaos, korony niektórych drzew okalały płomienie. Wszystko wskazywało na to, że odbyła się tam jakaś walka.
— Kakashi! — ryknęła Haruno, łudząc się, że ktoś ich usłyszy. — Yumi!
Odpowiadała tylko cisza i echo, wydobywające się ze schronu, którego wejście było doszczętnie zniszczone. Naruto zajrzał tam, jednak po chwili pokręcił ze zrezygnowaniem głową. Wszyscy rozpłynęli się w powietrzu, a pozostała trójka toczyła walkę myśli, dotyczących miejsc, w jakich reszta mogła się ukryć.
— Chyba jej uciekli — rzucił Sasuke. — W pobliżu nie ma żywej duszy.
— Dokąd mogli pójść? — Dziewczyna popatrzyła na niego nie kryjąc strachu zmieszanego ze złością. Miała ochotę kogoś udusić
— Nie mam zielonego pojęcia, ale jak dorwiemy tę sukę to ją własnoręcznie — oburzył się Uzumaki, jednak nie skończył swojej wypowiedzi.
Sasuke pojawił się za nim i zakrył mu usta rozglądając się niepewnie.
Haruno nabrała czujności, rozumiejąc, że ktoś musi się zbliżać. Chwyciła w obie dłonie senbon i ugięła pod sobą nogi, gotowa do starcia. Jakiś szelest zwrócił jej uwagę, spojrzenie powędrowało w kierunku leśnej ścieżki. Wytoczył się z niej Akamaru, który wydał z siebie zduszony skowyt na widok dziewczyny. Podbiegł do niej i trącił nosem.
— Akamaru, gdzie Kiba? — spytała dziewczyna. — Gdzie reszta?
Pies zaczął zataczać koła, wskazując na drogę, którą tutaj przybył. Dziewczyna zerknęła porozumiewawczo na chłopaków. Sasuke puścił blondyna, który zaczął się krztusić i ruszyli za zwierzęciem.
Po niedługim odcinku drogi wybiegli na zupełne obrzeża wioski, gdzie scena była bardzo podobna do tej, którą zastali przed schronem. Jedyną różnicą byli ich przyjaciele, w nie najlepszym stanie.
— Kakashi! — krzyknęła zielonooka, podbiegając do mężczyzny.
Klęczał w kałuży krwi, ze spuszczoną głową. Owinął swój brzuch ramionami, próbując zatamować krew ze sporej rany. Był dziwnie osowiały, jakby w transie, patrzył w ziemie, na której nic nie było.
Dziewczyna musiała się z nim chwilę siłować, gdy nie reagował na jej słowa i prośby, by zacząć go leczyć. Jednocześnie nerwowo się rozglądała po reszcie przyjaciół, którzy leżeli porozrzucani po placu.
— Wszyscy żyją, są tylko nieprzytomni — zakomunikował Sasuke, spoglądając na nich z pomocą sharingana. Przyglądał się z dziwnym grymasem Uzumakiemu, który upadł na ziemię obok Hinaty i próbował ją na siebie wciągnąć. — Wygląda mi to na jakieś genjutsu.
— Yumi — mruknęła dziewczyna, wodząc wzrokiem po ekipie. Dziecka jednak nigdzie nie było. Poczuła jak jej ciało odrętwiało, a ślina nie chciała przejść przez gardło. Ocknęła się, gdy Kakashi nagle przestał się spinać i osunął na nią, a następnie na ziemię. — Kakashi, Kakashi! — mamrotała klepiąc go po twarzy. — Cholera jasna!
— Na ziemię! — ryknął nagle Sasuke.
Haruno zgarbiła się, przyciskając do siebie nadal nieświadomego mężczyznę i pisnęła czując, jak coś przelatuje nad nimi z głośnym świstem. Gdy odchyliła głowę, zwróciła uwagę na Uchihę, który podnosił się z ziemi i z uchylonymi ustami patrzył w kierunku, z którego nadleciało to coś. Coś, które okazało się być Mizukage.
Zielone oczy zwróciły się w tym samym kierunku, co te szkarłatne i obserwowały, jak z leśnej ścieżki wyłania się mała dziewczynka. Miała uniesioną w górę rączkę i powoli dreptała w kierunku, w którym wzrok różowowłosej utkwił się po chwili. Mei, przyparta niewidzialną siłą do muru okalającego wioskę, wierciła się żałośnie z przerażeniem obserwując, jak Yumi się do niej zbliża. Dziecko minęło skonsternowanego Uzumakiego, Sasuke oraz Haruno, nie zwracając na nich uwagi i nadal parło w stronę kobiety.
— Zostaw mnie! — wrzasnęła rozpaczliwie rudowłosa. Ibuka jednak nic sobie z tego nie zrobiła. — Zostaw, głupi szczylu!
Sakura nie wiedziała, co mała zrobiła w tamtej chwili, ale nie trudno było się domyśleć, że ta obelga ją poirytowała, bo Mizukage skrzywiła się w bólu.
— Oddaję ci cierpienie, jakie zadałaś moim przyjaciołom — syknęła dziewczynka. Trójka sanninów popatrzyła po sobie, zszokowana zmianą głosu i sposobu wymowy dziecka. Mieli wrażenie, że w tym drobnym ciele znajdował się ktoś dorosły, wściekły i rządny krwi. — Nie rób drugiemu, co tobie nie miłe... Dziadek mnie tego uczył, gdy wyrywałam nóżki owadom — wycedziła, dając kobiecie do zrozumienia, że może ona podzielić los robactwa.
Terumi patrzyła przez chwilę na Yumi, nie mogąc uwierzyć w to co się dzieje, po czym zaczęła się jeszcze bardziej szarpać. Chwilę później wtórował temu krzyk bólu, kiedy Ibuka rozpoczęła jakieś nieznane tortury.
— Przerwij to. — Cichy szept, a raczej stęknięcie wyrwało zielonooką z osłupienia. Spojrzała na Hatake, który leżąc w bezruchu obserwował małą dziewczynkę, spod ledwo uchylonej powieki — Przerwij.
— Po co? — wtrącił Sasuke. — W końcu będziemy mieli tą chorą babę z głowy!
— Nie rozumiecie... — wychrypiał. Z bólem podniósł głowę i spojrzał prosto w oczy ukochanej, przez co przeszedł ją dziwny dreszcz. Krótsze włosy okalały jej policzki, gdy pochylała się nad szarowłosym. — Jeżeli ją zabije, nie odzyska rodziców.
Haruno wzdrygnęło. Popatrzyła na dziewczynkę, a następnie na Mei, która zaczynała krwawić w wielu miejscach. Zsunęła z siebie delikatnie mężczyznę. Podniosła się na odrętwiałe nogi i chwiejnie, bardzo wolno zaczęła kierować w stronę Ibuki, pokazując za plecami dłonią znak Naruto, by ruszył za nią.
— Yumi — szepnęła. Miała zachrypnięty głos i wiedziała, że takim tonem na pewno nie sprowadzi dziecka na ziemię. Z drugiej strony strasznie się bała. — Yumi! — Spróbowała głośniej.
Biała główka zwróciła się machinalnie w jej stronę, a puste spojrzenie utkwiło w zielonej głębi. Jej rączka nadal skierowana była ku górze.
— Słońce, przestań — szepnęła różowowłosa. Nie otrzymała jednak żadnej reakcji. — Nie można krzywdzić ludzi.
— Ale ona to zrobiła — rzuciła pogardliwie, poruszając palcami dłoni, przez co Mizukage zawyła.
— Bo jest złym człowiekiem... Ty taka nie jesteś... — szeptała, cały czas robiąc w jej stronę niewielkie kroki. — Chcesz stać się taka jak ona?
— Nie — odparła krótko, spoglądając na Naruto.
Chłopak patrzył na nią z zatroskaniem.
— Sama przed chwilą to powiedziałaś... — odezwał się, równając krok z przyjaciółką — nie rób drugiemu, co tobie nie miłe.
— Należy jej się kara — syknęła, po czym znowu zacisnęła dłoń w piąstkę. Jej powieki zamknęły się równie mocno. — Odebrała nam wujaszka Lee i Menmę.
— Zrobiła to, masz rację — potwierdziła Haruno. Stała już bardzo blisko dziecka, opadła na kolana i spuściła głowę, wspierając dłonie o uda. Jej sukienka była cała zabłocona, tak samo jak ubranie dziewczynki. Wyglądały bardzo podobnie, różniła je tylko wielkość, kolory włosów i oczu. — Odbierając jej życie, nie zwrócisz ich żywotu. Do tego stracisz coś bardzo cennego.
Mała przekrzywiła głowę na bok i obserwowała dziewczynę. Naruto stał z boku cały czas gotowy na atak czy obronę.
— Co?
— Widzisz, jak jej nienawidzimy? — spytała zielonooka, spoglądając na kobietę, która nadal wiła się z bólu. — Jest tak, ponieważ zabiła. Okazała się zła. Źli ludzie zabijają innych z własnych pobudek, zemsty, złości... Dla zabawy. Chcesz, żeby inni też tak na ciebie patrzyli, Yumi?
Małe ramie zjechało niżej, a usteczka rozchyliły się delikatnie.
— Chcesz być zła, Yumi?
— Nie chcę.
— Chodź do mnie. — Wyciągnęła do niej ramiona i podniosła w końcu wzrok prosto na dziewczynkę. Po jej policzkach spływały drobne łzy, a na buzi malował się niesamowicie sztuczny uśmiech. Było jej źle, bo sama chciała tej rekompensaty. Przez chwilę w jej głowie przesuwały się obrazy tamtej dwójki, która zawsze wesoło kroczyła u jej boku. Na tym świecie nigdy nie było sprawiedliwości... — Chodź.
Ramię dziecka zaczęło opadać powoli w dół, przez co Mizukage odlepiła się od ściany. Nim jednak uderzyła o ziemię, wielka łapa Kuramy chwyciła ją i zacisnęła się wokoło wiotkiego ciała. Mei w końcu była wykończona i nie było szansy na to, by zaczęła się buntować. Ibuka podbiegła do Sakury i wpadła jej w ramiona, wybuchając przy tym głośnym płaczem.
— Nie chcę być zła! — krzyknęła, wtulając się w szyję Haruno.
— Nie jesteś... Nie jesteś i nie będziesz — wyszeptała, przyciskając ją do siebie.
— Nic wam nie jest?! — Usłyszeli nagle wrzask Tsunade.
Kobieta biegła w ich stronę, a zaraz za nią reszta kage innych nacji.
— Gaara! — krzyknął podekscytowany Uzumaki.
A podbiegł do Sakury i chwycił Yumi. Zielonooka podniosła się i szybko pojawiła obok Kakashiego. Sasuke pomógł wstać Hinacie, a dookoła pojawiło się wielu medyków, którzy zaczęli biegać wokół rannych.
— Jak się czujesz? — szepnęła, pomagając mu usiąść.
— Bywało gorzej — mruknął, zaciskając powieki. — Zrobisz mi naleśniki, po powrocie do domu?
— Hatake... — bąknęła, uśmiechając się słabo.
— Kakashi — dodał — twój najukochańszy mężczyzna, który dał dzisiaj ciała.
— Nie można być wiecznie superbohaterem. — Uśmiechnęła się, wycierając kciukiem błoto, które miał na skroni.
— Dla ciebie chcę nim być wiecznie.
— Te, gołąbeczki! — Usłyszeli znudzony głos Sasuke. — Chyba zbieramy się do szpitala, co?
Chłopak patrzył na nich z góry, z nadąsaną miną i założonymi na piersi rękoma i tupał nerwowo nogą.
— Koniecznie — odparła cicho Haruno, zwracając troskliwy wzrok na Kakashiego.
Ten popatrzył jej w oczy, po czym przewrócił swoimi.


< < ♥ > >


— Bardzo cię to boli? — zapytała Sakura, obwiązując bandażem klatkę piersiową Kakashiego.
— Nie, ale już odczuwam obecność kolejnej blizny na swoim ciele — bąknął.
Szpital nie wydawał się specjalnie zaludniony tego popołudnia. Ciszę zakłócały jedynie kroki biegających pielęgniarek. Yumi, którą A zostawił jeszcze pod opieką Sakury na czas spotkania piątki Kage, spała na łóżku w rogu sporej sali. Zjazd, który ogłoszono Szczytem Pięciu Kage, ze względu na ostatnie wydarzenia, odbył się w podziemiach Korzenia.
Sasuke wylegiwał się na innym łóżku, obserwując sufit i zastanawiając się nad czymś. Uparcie nie chciał wrócić do domu i przez cały czas w dziwny sposób pilnował się Haruno.
— Widzę, że jesteś w podobnym stanie do mnie — usłyszeli.
Do sali wkroczyli Yamato i Ashi, również odziani w drobne i większe opatrunki. Dziewczyna wskoczyła na parapet okna i wyjrzała na panoramę wioski. Tenzou przysiadł obok Hatakle i obserwował przez chwilę dłonie Sakury, która sprawnie kończyła opatrywanie Kakashiego.
— Zapadła decyzja, chcą uśmiercić Mizukage — szepnął szatyn.
Sasuke przestał machać stopą i obrócił na poduszce głowę w jego kierunku. Sakura zastygła w bezruchu i po chwili oparła dłonie na udach Kakashiego. Sam Hatake nie drgnął.
— Na razie jest u Ibikiego, ma wyciągnąć z niej ostateczne informacje na temat rodziców Yumi — mruknął, zerkając na dziecko. — Kage się nie sprzeczali. Decyzja zapadła głosem ich wszystkich.
— Należy jej się — wtrącił Sasuke, znowu zerkając na sufit. — Zabiła wielu naszych ludzi i nie omieszkała zrobić tego samego z nami.
— Mają już kogoś na zastępstwo? — spytał Hatake.
— Tak — odparł cicho. — Jakiś facet. Dosyć sympatyczny z buźki.
— Dlaczego chcą ją wykończyć u nas? — mruknęła Haruno.
— Kraj Wody się jej wyrzekł.
— Sakura? — Dziewczyna odwróciła się za siebie i dostrzegła w progu sali Raikage, który ledwo mieścił się w przejściu. Popatrzył na swoją śpiącą wnuczkę i przeniósł wzrok z powrotem na dziewczynę. — Pozwól na chwilę.
— Tak? — spytała, gdy stali już na korytarzu.
Ściągała z dłoni, niegdyś białe rękawiczki, umorusane krwią i patrzyła mężczyźnie w oczy.
— Czy zaopiekowałabyś się jeszcze przez ten wieczór Yumi? — spytał, nie kryjąc nadziei czającej się w jego głosie. — Wiemy już, gdzie jest moja córka i zięć. Swoją drogą, bardzo blisko, dlatego jeszcze dziś wieczorem...
— Pewnie, że tak — odparła, uśmiechając się ciepło. — Nie wiem czy czcigodny wie, ale wszyscy ją u nas pokochali. Nie oddamy jej tak łatwo — zażartowała.
— Nawet sobie dziewczyno nie wyobrażasz, jak bardzo jestem wam wdzięczny — westchnął. — I jak bardzo mi głupio, że to wszystko poskutkowało wojną, w którą została wciągnięta Konoha.
— Sądzę, że prędzej czy później, Mizukage znalazłaby haczyk też na nas i z chęcią spróbowałaby wykończyć — mruknęła, wrzucając rękawiczki do kosza. — Może nasi przyjaciele zginęli, ale jako bohaterowie... Można powiedzieć, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Woda nie będzie już cierpieć, a inne kraje nie będą czuły presji, wywieranej przez poczucie niebezpieczeństwa. Ta kobieta była chora.
— Jesteś niesamowicie silną i inteligentną kobietą. Od razu widać w tobie cząstkę Tsunade — zmrużył oczy.
— Jestem z tego dumna — odparła, skinąwszy do niego delikatnie głową.
Kiedy mężczyzna chciał powiedzieć coś jeszcze, oboje zostali zaskoczeni głośnym trzaskiem. Kiedy zreflektowali się, że dobiegł on z sali, gdzie znajdowali się ich bliscy, szybko do niej wskoczyli. Ich wzrok przebiegł po twarzach zebranych, którzy z zaskoczeniem wpatrywali się w otwarte okno. Sakura dostrzegła jedynie brak jednej osoby. Łóżko, na którym leżał Sasuke, było puste.
— Wyskoczył — szepnął Yamato, będąc w lekkim transie. — Tak po prostu. Zerwał się i wyskoczył.
Sakura spojrzała w oczy Kakashiego. Oboje czuli niepokój.


< < ♥ > >


— Szkoda, że muszę już jutro wyjeżdżać... — Yumi siedziała na kanapie w salonie Sakury, topiąc się w połach koca. Wbijała zaspany wzrok w telewizor, głaszcząc miękkie futerko Sui.
— Przecież to nie oznacza, że nie będziesz mogła nas odwiedzać — zakomunikowała Haruno, stawiając przed nią kubek z gorącym kakao. — Zawsze będziesz tu mile widziana. Jesteś członkiem naszej wielkiej rodziny.
Dziewczynka popatrzyła na walizkę, która stała w wejściu do salonu. Leżał na niej jej plecak i ukochana maskotka.
— Wy też nas kiedyś odwiedzicie? — Dziewczynka zajrzała w zielone oczy.
— Pewnie, że tak — odparła Sakura.
Dziewczyna zaczęła chodzić po domu i szukać w jego zakamarkach rzeczy, należących do dziecka. Ibuka w ciszy dopijała swój napój, zagłębiając się we własnych myślach.
Drzwi domu otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Kakashi wszedł do środka i stanął w progu salonu.
— Idziemy się żegnać? — spytał, rozpinając czarną bluzę. — Ino chce cię jeszcze zobaczyć. Naruto i Kiba  też nie wypuszczą cię stąd tak bez pożegnania... Najchętniej w ogóle by nie wypuścili. I mam dla was małą niespodziankę.
— Jaką? — spytała Haruno, wychylając się z kuchni.
— Małą — powtórzył się. Zerknął na Yumi. — Idziemy?
— Tak! — Dziewczynka zrzuciła z siebie koc i zeskoczyła na podłogę.
Dziesięć minut później, opuścili dom i ruszyli w stronę najbliższego domu, należącego do ich przyjaciół.
Zapukali do drzwi Naruto. Uzumaki wciągnął dziewczynkę siłą do salonu, w którym znajdowała się również Hinata. Wyściskali ją i życzyli wszystkiego, co najlepsze. Ibuka zauważyła w błękitnych oczach Naruto łzy. Ujęła w rączki jego ciepłe policzki i zapewniła go, że jeszcze nie raz wróci. Kakashi beznamiętnie się temu przyglądał.
Następnym punktem wycieczki byli Kiba i Akamaru, którzy również żegnali Ibukę z zawodem. Wszyscy spodziewali się już tego, co nastanie po jej odejściu. Kolejne puste miejsce, którego nikt nie zapełni.
Inuzuka zawiesił na szyi dziewczynki rzemyk, który dźwigał śnieżnobiały pazur. Wyciągnął spod własnej koszulki taki sam i wygrzebał takowy również z sierści swojego psa. Rzucił tym samym akcent, na to co mówiła wcześniej Haruno. Ibuka stała się członkiem rodziny, którego nigdy nie zapomną.
Przystanków było jeszcze kilka, ale ostatnim byli Ino i Shikamaru. Yumi zapukała w dębowe drzwi, które po chwili otworzyła im Yamanaka. Wzrok całej trójki przebiegł na jej brzuch, któremu ostatnio nie mieli czasu się przyjrzeć. Z dnia na dzień był coraz większy.
— Przyszłam się pożegnać — zakomunikowała nieszczęśliwie dziewczynka.
— Co?! Już?! — żachnęła się Yamanaka. — Nawet nie zdążyłam się tobą nacieszyć... Wejdźcie, proszę — zaprosiła ich do środka.
Wkroczyli do ciepłego mieszkania. Shikamaru siedział przy swoim biurku i wypełniał jakieś papiery. Widząc jednak małą, która przyglądała mu się wyczekująco, podniósł się, o dziwo beż żadnego jęczenia, i podszedł bliżej.
— Rzeczywiście szybko uciekasz — zauważył.
— I tak gościłam u was nieco dłużej, niż powinnam — wyszeptała.
Ciągle zapominali, że Ibuka poznała prawdę. Pogodziła się z nią jednak i nie miała nikomu za złe tego, że ją przed nią ukrywali. Wiedziała, że zrobili to dla jej dobra.
— Mogłabyś u nas zamieszkać, rozkoszniaku — zaświergotała blondynka, łapiąc ją za rączkę.
— Może namówię rodziców, byśmy wpadli do was jeszcze latem!
— Świetny pomysł! Zaopiekujesz się naszą córeczką. — Błękitne oczy Ino również podeszły łzami. — Szkoda, że nie będzie cię, gdy nasz skarb przyjdzie na świat.
— Będę! — oburzyła się. — Duchem, obiecuję! Będę się nią opiekować na odległość!
— Jejuuu, Yumi... — Ino nie wytrzymała. Przykucnęła i przytuliła się do dziewczynki — Zostań z nami.
— Nie mogę — odpowiedziała cicho, również obejmując dziewczynę. — Rodzicie za mną tęsknią. Musze z nimi trochę poprzebywać, bo się na mnie obrażą.
Blondynka zaśmiała się cicho i otarła łzy, które uciekły jej spod powiek. Wyściskała dziewczynkę tak samo jak Shikamaru, w którym budził się powoli ojcowski instynkt. Niedługo później znaleźli się na ulicy i spojrzeli na gwieździste niebo i wielki, okrągły księżyc.
— Chciałem wam coś pokazać, ale musicie zgodzić się na spacer — mruknął Kakashi.
Sakura popatrzyła na niego z zaciekawieniem. Dopiero po chwili zwrócił się w ich stronę.
— A daleko? — spytała dziewczynka.
— Nie bardzo — szepnął, uśmiechając się.
— Chodźmy — Sakura dała susa do przodu. — Jestem ciekawa, co dla nas masz.
Ruszyły więc za mężczyzną, nie potrafiąc rozgryźć jego planu.
Kakashi prowadził je główną ulicą wioski, gdzie ludzie uprzejmie im się kłaniali, machali do nich i zaczepiali, widząc znaną już ich oczom Yumi. Hatake zbywał jednak wszystkich, twierdząc, że troszkę im się spieszy. Po piętnastu minutach marszu dotarli do głównej bramy, przez którą przeszli, a zaraz za nią odbili w prawo, w kierunku wzgórza. Wspinali się lasem, pokonując drogę pod górę. Między drzewami panował zupełny mrok, który wzbudzał mały dreszczyk, jednak z drugiej strony dobijało do nich światło wioski.
Kilka minut później znaleźli się na szczycie najwyższego, w pobliżu wzgórza. Widok zapierał dech w piersi. Stali na brzegu wzniesienia i obserwowali z góry cudowną, świetlistą panoramę Konohy, od której biło pomarańczowe światło.
— Jak pięknie! Jak cudownie! — zachwyciła się dziewczynka.
— Tak, to prawda. Nigdy nie byłam tu o tej porze — zauważyła cicho Haruno. — Nie wiedziałam, że tak bajecznie to wygląda.
— Bajeczna, to jest moja niespodzianka... — mruknął Hatake. Dziewczyny popatrzyły na niego ze zdziwieniem. — To nie ona, choć też jest pięknie.
— Co wujek jeszcze dla nas ma?!
— Chodźcie... — szepnął.
Chwycił dłoń Sakury i przyciągnął dziewczynę, by szła jak najbliżej niego. Wyciągnął w stronę Yumi rękę i pozwolił złapać się za palec wskazujący. Poprowadził je w głąb lasu, gdzie robiło się co raz ciemniej i ciemniej.
Mrok zapadł na tyle mocno, że zmęczony ostatnimi wydarzeniami wzrok Sakury nie dostrzegał niczego, co znajdowało się dalej niż metr od nich. Do jej nozdrzy dotarł jednak zapach wilgoci, a buzię owiała chłodna bryza. Słyszała dziwny szum. Po kilku kolejnych metrach wyszli spomiędzy drzew, gdzie spostrzegła rzekę. Woda szumiała, trzcina trzepotała od delikatnego wiatru. Ich buzie oświetlał księżyc, a na twarzy Yumi i Haruno pojawiło się zastanowienie.
— Gdzie jesteśmy, Kakashi? — spytała, gdy puścił jej dłoń.
Mężczyzna rozejrzał się pod swoimi nogami. Po chwili spostrzegł mały kamyk; podniósł go i zaczął podrzucać.
— Ojciec mnie tu czasem przyprowadzał — mruknął cicho.
Pociągnął za siebie ramię i po chwili cisnął skałką przed siebie. Kiedy uderzył o ziemię, ich oczom ukazał się widok rodem z baśni. W powietrze wzbiły się setki kolorowych punkcików, emanujących jasnym światłem. Ibuka zachłysnęła się powietrzem, po raz pierwszy w życiu mając okazję zobaczyć świetliki, i nie mogła zamknąć buźki z wrażenia. Sakura również, szeroko otwartymi oczyma obserwowała niezwykły widok.
Robaczki świętojańskie latały w tę i z powrotem, tworząc na nocnym tle swoje bohomazy. Nad rzeką zrobiło się bardzo jasno.
Yumi biegała przy brzegu, krzycząc radośnie i podskakując. Wyglądała, jakby była w siódmym niebie. Kakashi przysunął do siebie Sakurę i mocno przytulił.
— Coś niesamowitego... — wyszeptała, przytulając głowę do jego piersi.
— Wiedziałem, że i tobie się spodoba — W jego głosie wyczuć można było satysfakcję. — Od dawna miałem w planach to, by cię tu zabrać.
Dziewczyna popatrzyła mu w oczy, a następnie jej wzrok zsunął się na usta mężczyzny. Kakashi, skorzystał z zaproszenia i wpił się w wargi ukochanej. Położyła dłonie na silnych plecach Hatake i pozwoliła, się poprowadzić.
— Kocham cię — wyszeptał, zaglądając jej po chwili w oczy. — Kocham, najbardziej na świecie.
Wiedziała, że będzie przy nim bezpieczna, że nie jest to żadne błahe zauroczenie. Czuła miłość, która zakorzeniła się w jej sercu na stałe.
— Ja ciebie też — odparła cicho.
— Yumi! — Wrzask jakiejś kobiety wyrwał ich z romantycznego nastroju.
Spojrzeli w stronę, z której sami tu przybyli i ujrzeli dwoje ludzi, biegnących w ich kierunku.
— Mama? — Yumi zamarła w bezruchu i po chwili jej oczy szeroko się otwarły. —Mama! Tata!
Za nimi, wolnym krokiem, podążali A i Tsunade, na których twarzach malowało się zadowolenie i ulga. Ibuka wpadła w ramiona matki, jak pocisk. Ojciec zamknął uścisk wokoło swoich ukochanych, dwóch kobiet. Po chwili szloch całej trójki zaczął wypełniać okolicę.
— Kto by się spodziewał, że sprawy nabiorą takiego obrotu — westchnęła Piąta, zatrzymując się obok Sakury i Kakashiego. — Sama będę tęsknić za tym szkrabem.
A również podszedł do swojej rodziny i wspólnie z nimi cieszył się powrotem i końcem całego tego piekła.
— No już niedługo i wszystkie zaczniecie latać za małą Narą — bąknął Kakashi.
— Oj już się nie dąsaj. — Tsunade machnęła na niego ręką. — Nie wmówisz mi, że nie będzie ci jej brakować — prychnęła, wskazując głową na rodzinę.
Nie odpowiedział, poczerwieniał, zacisnął usta i odwrócił głowę w drugą stronę. Blondynka mrugnęła okiem do Sakury, która sama uśmiechała się pod nosem.
— Boże, jak my wam dziękujemy!
Rodzice dziewczynki stanęli obok i patrzyli na nich zaszklonymi oczyma. Yumi uśmiechała się do swojej zastępczej rodziny, trzymana przez ojca. Kobieta rzuciła się nagle na szyję Sakury i zawisła na niej, płacząc głośno.
— Chroniliście nasze dziecko, daliście jej bezpieczeństwo i ciepło — wyłkała. — Nie wiedziałam, że na tym świecie są jeszcze tak dobrzy ludzie. Jak my się wam odwdzięczymy?!
— Nawet nie chcemy o tym słyszeć! — oburzyła się Haruno. — Najlepszym wynagrodzeniem było poznanie tak wspaniałego dziecka. Dała nam wiele szczęścia i miłości, a przede wszystkim sporo nas nauczyła. Nie wyobrażam sobie lepszego wynagrodzenia.
Przez jakieś dwadzieścia minut stali rozmawiając, by w końcu ruszyć w drogę powrotną do wioski, zabrać rzeczy dziewczynki i pożegnać się na dobre. Yumi chciała spędzić ostatnie chwile z Sakurą i Kakashim, więc to właśnie Hatake niósł ją na rękach. A, Tsunade i państwo Ibuka ruszyli przodem, gdy pozostała trójka snuła się z tyłu w dosyć pochmurnych nastrojach. Moment rozstania zbliżał się nieubłaganie, przez co, mimo sztucznego pocieszania się nawzajem, na ich buzie wkradał się smutek.
— Wujek, postaw mnie — poprosiła, chcąc iść o własnych siłach.
Kakashi zrobił to o co poprosiła. Szła kawałek przed nimi, tyłem, potykając się co chwilę. Zażarcie mówiła im o tym, jak świetnie będą się razem bawić, gdy spotkają się w wakacje. W pewnym momencie jednak przestała mówić. Zwolniła, aż w końcu zatrzymała się i patrzyła nieprzytomnie w kierunku stawu. Otworzyła szeroko oczy, a jej różane usteczka lekko zadrżały. Wszyscy zatrzymali się i popatrzyli na dziecko. Kakashiego dopadł jaskółczy niepokój; przez chwilę miał wrażenie, że zostaną zaatakowani.
— Wiedziałam — szepnęła bardzo cicho Ibuka.
Rodzina i Tsunade wymienili się zdziwionymi spojrzeniami, natomiast wzrok Haruno i Kakashiego poszybował w tę samą stronę, co Yumi.
Oboje oczu Kakashiego otworzyło się szeroko, a ciało przeszły dziwne dreszcze. Zastanawiał się, czy przypadkiem wszystko z nim w porządku. Dopiero Sakura, sprowadziła go na ziemię, gdy wpadła w niepohamowaną histerię. Zaczęła biec, potykając się co chwilę, krzycząc i płacząc, w niesamowicie głośny, spazmatyczny sposób. Jej ciało zajął gorąc, a twarz zwilżały łzy.
Jej porównywalnie niewielkie ciało wbiło się w biały puch. Palce zacisnęła na gorącym ciele, jakby bała się, że to tylko taka głupia mara, która zaraz zniknie. Nie poruszył się, przez kilka chwil, a gdy w końcu drgnął, dziewczyna wręcz zawrzała.
— Nie! — ryknęła, przylegając do niego jeszcze mocniej. — Nie możesz! Nie odchodź!
— Już nigdzie nie odejdę, księżniczko — szepnął swoim nieziemsko niskim, groźnym głosem. — Obiecuję.

— Kocham cię, Menma.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz