sobota, 16 sierpnia 2014

37. Walka rozpoczęta

— Dokąd się kierujemy?
Lee przyjrzał się Kakashiemu, kiedy truchtali zaułkami, oddalając się od głównej bramy. Nie zmierzali również ku wyjściu ewakuacyjnemu.
— Gdybyśmy próbowali przedostać się przez którąś z bram, bylibyśmy spaleni — odparł Hatake, zabezpieczając tyły. — Od razu by nas dopadli.
— Co z ewakuacyjnym? — zapytała cicho Sakura.
Dziewczyna w zastanowieniu przyglądała się szerokim plecom Sasuke. To właśnie on ich prowadził, a nie Yamato.
— Tamtędy wychodzą cywile — odparł Tenzou. — Nie mamy czasu, by się przez nich przeciskać. Z resztą, może być obserwowane.
— Więc którędy planujemy się wydostać? — Naruto wyglądał na całkiem podekscytowanego, a jego tęczówki powoli przybierały lisi pion. — Kapitanie, stworzysz piękne, spiralne schody? Katapultę?!
Wszyscy westchnęli, nie zwracając na późniejsze jęki i narzekanie chłopaka.
Sakura i Kiba biegli po obu stronach Akamaru, niosącego na grzbiecie Yumi. Dziewczynka milczała, mimo wielu prób zagadania jej, czy podjęcia jakiejkolwiek interakcji. Ibuka nie miała jednak ochoty nawet na nich popatrzeć. Ściskała w rączkach swoją pluszową zabawkę i głęboko nad czymś myślała.
Haruno ściągnęła brwi, zauważając gmach głównej bramy, przez którą przedostawano się do dzielnicy Uchiha. Całe osiedle było opuszczone od wielu lat, ale żaden z poprzednich hokage nie podjął decyzji o jego wyburzeniu. Sakura zastanawiała się, o co mogło chodzić. Nie była skora do zadawania setek tysięcy nieuzasadnionych niczym pytań, tak jak Naruto, ale zainteresowanie powoli rozrywało ją od środka.
— Moja rodzina, jak kilka innych klanów, posiadała swoje własne wyjścia z wioski — zakomunikował Sasuke, widząc twarz kunoichi. — Wychodząc tędy mamy większe szanse na uniknięcie spotkania z wrogiem, ale mimo wszystko musimy mieć się na baczności. Jestem pewny, że obserwują każdy fragment muru wioski.
— Przegrupujemy się przy samym wyjściu z tunelu — powiedział Yamato. — Jest nas za dużo. Rzucamy się w oczy.
— Co z rozkazem pani Tsunade? — Hinacie nie podobała się ta zmiana planów.
— Spokojnie. — Tenzou odwrócił się i zerknął na Hyuugę spod maski ANBU. — Będziemy przemieszczać się w niewielkich odległościach. Nie stracimy się wzajemni z oczu.
— Jesteś pewny? — szepnęła Tokuno.
— W stu procentach.
Hinata skinęła zgodnie głową i przyspieszyła, tak samo jak reszta. Wbiegli na teren dzielnicy Uchiha. Sasuke poprowadził ich prosto do budynku, w którym niegdyś znajdowała się główna siedziba policji.


— Ja, Naruto, Sakura, Hinata i Sasuke — wymamrotał Kakashi, przywołując do siebie wskazane osoby, kiedy znaleźli się na miejscu. — Główna grupa. Skupiamy się wyłącznie na eskorcie i pilnowaniu Yumi.
— Reszta łączy się w pary — kontynuował Yamato, podchodząc do Ashi. — Jedno z dwójki zamienia się w Yumi z pomocą techniki transformacji. Musimy zachować wszelkie środki ostrożności, ale także umiejętnie zmylić wroga podczas napaści.
— Uchiha, lepiej niczego nie schrzań! — warknął Kiba. — Jeżeli coś się stanie dziewczynom...
— Zaufaj mi — odparł Sasuke, wsuwając katanę do futerału po naostrzeniu. — Po moim trupie.
Kiba prychnął, widząc, że brunet go ignoruje. Widząc jednak spojrzenie Sakury, odpuścił dalszy opór. Odszedł od Akamaru i stanął obok Lee i Ashi.
— Gotowi? — zapytał Kakashi, uaktywniając sharingana.
Wziął na plecy Yumi. Całą trójka skinęła mu głowami, po chwile skłądając dłonie do pieczęci.
— Hange no Jutsu! — Ich głos wypełnił korytarz ewakuacyjny.
Trzy, małe, białowłose dziewczynki stały przed resztą zespołu. Oryginał roześmiał się głośno na ten widok, jednak szybko wrócił do poprzedniej aury. Yamato wziął na ręce własną Ibukę. Sai narysował białego tygrysa, na którego wsadził swoją, krzyczącą coś o sile młodości. Ostatnia kserówka mruczała coś pod nosem, wspinając się na grzbiet Akamaru.
— Nie przerywamy bezmyślnie szyku — zakomunikował kapitan. — Jeżeli kogokolwiek dorwą, pary łączą się w grupę i walczą, nie rozdzielając się.
— Gdybyście nie dawali rady, pożyczymy wam Naruto i Hinatę — dodał bez entuzjazmu Kakashi. — Ja, Sakura i Sasuke się nie rozdzielamy.
— Wybierasz Sasuke, zamiast mnie?! — wybuchł Uzumaki. — Sugerujesz, że jest silniejszy?!
— Sugeruję, że ma więcej oleju w głowie i nie będzie działał na tyle pochopnie, by narazić Yumi na niebezpieczeństwo.
Uchiha zarzucił na ramię katanę i zaśmiał się, patrząc na zdruzgotanego blondyna.
— Jak długo będziemy ciągnąć ten cyrk? — zapytał Kiba.
— Dopóki nie opuścimy lasu — powiedział Sasuke, natychmiast poważniejąc. Podszedł do ściany i zaczął przesuwać po niej dłońmi. — Dalej przemieszczamy się razem, aż do miejsca, do którego wcale nie chce mi się iść.
— Czyli?
— Do starej kryjówki Orochimaru — odpowiedział Hatake.
Sakura podniosła na niego wzrok. Po chwili zauważyła, że Yumi odwraca głowę za każdym razem, kiedy to zrobi. Haruno rozumiała, że mała mogła mieć do nich żal o to wszystko, więc jej zachowanie nie było szokujące. Jednak sprawiało swego rodzaju ból. Kakashi przynajmniej mógł jej dotknąć, za to Sakura musiała trzymać się na bezpieczną odległość.
Sasuke wykonał długi ciąg pieczęci i uderzył dłonią w ścianę. Okalające ją znaki rozbłysnęły pomarańczowym światłem, a po chwili beton, podzielony na dwie części, zaczął się rozsuwać, tworząc przejście. Przed nimi ukazał się ciemny korytarz, na końcu którego widniało wyjście.
Nie zwlekając dłużej, ruszyli prędko przed siebie. Kiedy tylko dotarli do wyjścia, pary rozproszyły się w różnych kierunkach, a reszta z prawdziwą Yumi ruszyła przed siebie. Zielone oczy Sakury omiotły niebo. Ciepłe promienie słońca tamtego poranka powoli znikały za ciężkimi, burzowymi chmurami. Zaklęła pod nosem, czując, że szanse na nie spotkanie wroga, z każdą chwilą malały. Choć grzmoty stawały się coraz głośniejsze, powoli docierały do nich odgłosy pierwszych walk.
— Nie bój się — powiedział cicho Kakashi, czując, że drobne rączki dziewczynki zacisnęły się na jego bluzie.
Yumi wtuliła w niego twarz, co zadało Sakurze kolejny cios. Naruto i Sasuke prowadzili grupę, a Sakura i Hinata zajęły tyły.
— Nie smuć się. — Usłyszała Haruno. Hinata zrównała z nią swoje tempo. Z aktywnym Byakuganem obserwowała okolicę. — Sądzę, że jej żal do ciebie jest silniejszy niż do Kakashiego, bo to ty byłaś jej bliższa.
Sakura uniosła jedną brew.
— Zastąpiłaś jej na jakiś czas matkę, zaimponowałaś siłą i umiejętnościami, okazałaś wiele ciepła. Jesteś przeciwieństwem biologicznej mamy, zwykłej kobiety bez zadatków na kunoichi. Yumi cię podziwia i obrała sobie ciebie za autorytet.
— Przykro mi, że tak się zawiodła — przyznała Haruno. — Nie chciałam dla niej źle.
Czuła przygnębienie. Nie potrafiła go od siebie odgonić, przez co traciła na skupieniu. Bała się reakcji Raikage na skargę Ibuki, czy samą wiadomość o tym, że tajemnica... już tajemnicą nie była. Jednak najbardziej przerażało ją to, że zbudowana z dzieckiem więź prysnęła jak bańka i nie dało jej się już za nic naprawić.
— Mają Yamato i Ashi! — Hinata gwałtownie się zatrzymała, skupiając wzrok w sobie znanym kierunku.
— Kurwa — warknął Kakashi. — Ilu ich jest?
— Czworo. To ANBU — wyszeptała, zaciskając pięści. — Wyciągnęli na nas cięższy kaliber. Wiedzieli z kim będą mieć do czynienia.
— Boję się, że to nie wszystko, co nas czeka. — Sakura chwyciła w dłonie dwa kunaie, chcąc być w pogotowiu.
Naruto podszedł bliżej Hatake.
— Co robimy?
Mężczyzna zwrócił się na pięcie i ruszył dalej, krzycząc, by nie zwlekali.
— Znacie polecenia — powiedział, kiedy Sakura nie pałała aprobatą do tej decyzji. — Reszta powinna do nich dołączyć.
— Kiba jest już z nimi. — Hinata nieustannie odwracała głowę. — Nie mogę jednak zlokalizować Saia i Lee.
— Jak to?
— Nie ma ich w pobliżu. — Hyuuga zaczęła nerwowo rozglądać się wokół.
Po skroniach dziewczyny spływały drobiny potu.
— Może Lee narzucił zawrotne tempo — wtrącił Sasuke. — Wiecie jaki jest. Mogli już opuścić las i czekają na nas.
— Módlmy się, żeby tak właśnie było — rzucił Kakashi.


< < ♥ > >


— Gdzie on jest...?!
Białe futro przyległo do wielkiego cielska, które pędziło główną ulicą Konohy. Menma rozglądał się na boki, badając pomarańczowymi oczyskami każdy, najmniejszy element otoczenia. Biegł ile sił w nogach, czując w gardle nieprzyjemny żar. Bał się, że jego wróg dopadł Sakurę i resztę. Wyczuwał Manabu w okolicy; jego złowroga chakra rozsiana była w całej wiosce, obciążając powietrze.
Mijał znajome twarze ninja, szykujących się powoli do walk. Nawoływano go, jednak zupełnie nie zwracał na nikogo uwagi. Miał inny cel. Widział już główną bramę, której wrota powoli się zamykały. Odbił się od ziemi i przyspieszył jeszcze bardziej, by zdążyć opuścić mury Konohy, za którymi miało rozpętać się piekło.
Kotetsu i Izumo wstrzymali na chwilę zamykanie wrót, oczyszczając mu drogę. Wilk zeskoczył z betonowych, szerokich schodów i pognał w głąb lasu, zbaczając z drogi.
W jego ciele buchnęło gorąco, kiedy wyczuł w pobliżu energię jego alter ego. Dobijała się ona do jego serca, tak samo jak ta, należąca do Sakury. Manabu ich gonił, był tego pewien.
Zatrzymał się nagle. Jego wielkie uszy nastroszyły się, a spojrzenie wyostrzyło. Pociągnął kilka razy nosem i zamknął powieki. Błyskawicznie obrócił się w tył, uderzając łapą w sylwetkę, znajdującą się tuż za nim. Zaskoczony napastnik runął na ziemię, wzbijając w powietrze tumany kurzu. Szczerzył kły, śmiejąc się.
— Szybko mnie znalazłeś — wyszeptał, podnosząc się na łapska — a może nie podążałeś tu za moim zapachem?
— Zamknij się! — Menma cały się spiął. — Nie zdążysz już nawet na nią popatrzeć. Nie dostaniesz w swoje łapska Sakury!
— Wiesz dobrze, że mam do niej takie samo prawo jak ty. — Głos Manabu, przepełniony ironią, zagrzmiał nieprzyjemnie. — Nie zapominaj o zasadach, braciszku. Nie pamiętasz, dlaczego nie rodzimy się tu, na ziemi? Z ludźmi? Naszym przeznaczeniem jest walka o naszego przyszłego... zwierzaczka.
— Sprowadziłeś na siebie gniew watahy. — Białe wilczysko postawiło krok do przodu. — Starszyzna cię wygnała, straciłeś prawo do konfrontacji o Sakurę. Twój bezsensowny bunt cię zgubił. Nie istnieje nawet przepowiednia naszej walki. Haruno została przepowiedziana bezpośrednio mnie.
— Przeznaczenie można zmienić, Menma — odparł spokojnie. — Czyżbyś spoufalił się aż tak bardzo z człowiekiem?
— Tę dziewczynę i mnie połączyła więź, której nigdy nie zrozumiesz. Sakura to kwintesencja dobra, nie przyda ci się w podbijaniu świata.
— Ten człowiek nie jest mi do niczego potrzebny. Po prostu ją zabiję. — Manabu zaczął iść w jego stronę. — Oczywiście na twoich oczach. Zrobię to tylko po to, by cię złamać. A potem zamordować.
— Jeżeli się poddasz, daruję ci życie. Być może uda ci się przejść rytuał oczyszczenia.
Biały płomień rozświetlił nieco okolicę, kiedy stalowe chmury i grube korony drzew nie chciały przepuszczać światła. Wróg wyskoczył w jego stronę, szczerząc ostre zębiska. Menma finezyjnie lawirował pomiędzy drzewami, unikając ataków przeciwnika, stając się dla niego bardzo uciążliwym. Wiedział, że siłą byli sobie równi, jednak sojusznika Konohy cechowała przede wszystkim inteligencja i skrajne oddanie przyjaciołom.
Walka stawała się coraz bardziej zaciekła. Wielkie łapska, uzbrojone w długie, brudne pazury, co chwilę hucznie uderzały o ziemię lub o ciało przeciwnika. Przez las przebiegał złowrogi pomruk tych stworzeń, jak i smród spalenizny po ognistych technikach, jakimi się posługiwały.
Menma był górą i wiedział, że walka nie potrwa długo. Bliski był wykończenia swojego wroga, jednak w pewnym momencie został powstrzymany przez płonące kule, które nadleciały z zupełnie innej strony.
— Głupi kundlu, miałeś znaleźć tego małego szczyla, a nie zabawiać się w zemsty! — Damski głos wypełnił okolicę.
Menma odskoczył w tył, chcąc nabrać więcej skupienia i dojrzeć, kto do nich dołączył. W końcu zza drzew wyszła wysoka kobieta o przenikliwym spojrzeniu soczyście zielonych tęczówek i długich, rudych włosach. Choć nigdy nie miał okazji ujrzeć Mizukage na własne oczy, kobieta niebywale mu kogoś przypominała.
— Licz się ze słowami — warknął rozzłoszczony Manabu. — To, że mi płacisz, nie znaczy, że nie mogę cię rozerwać na strzępy, kiedy tylko nabiorę na to ochoty.
Kage wyszła dalej i stanęła niedaleko swojego sojusznika. Mierzyła się z nim wzrokiem aż w końcu przeniosła go na Menmę.
— Ty — syknęła — gdzie jest ta kunoichi, która opiekuje się wnuczką starego Raikage?
Białe wilczysko obserwowało piękno kobiety, jednak doskonale wiedziało, jak zła i fałszywa była z niej sztuka. Kiedyś, w odwiedzinach gabinetu hokage, zyskał od Tsunade sporo informacji na temat reszty aktualnych władców.
— Na głowę upadłaś, skoro myślisz, że pisnę chociaż słowo — odpadł, pochylając głowę.
— Jak śmiesz?! — ryknęła oburzona.
— W porównaniu do Ślimaczej Księżniczki, zero w tobie temperamentu i uroku — rzekł jadowicie. — Siedem nieszczęść. Jak ktoś tak fałszywy mógł otrzymać tytuł kage?
Manabu prychnął głośno, nie zwracając uwagi na zdenerwowanie swojego poplecznika.
— Zabiję cię!
Lecz nim kobieta zdążyła zrobić jakikolwiek ruch, Menma zniknął w obłokach dymu, zostawiając ich na polu bitwy zupełnie samych i sfrustrowanych.


< < ♥ > >


— Zaraz wydostaniemy się poza granicę lasu — zakomunikował cicho Kakashi — bądźcie gotowi do odparcia ataku i rozproszenia, w razie zlokalizowania wroga.
Podążali dosyć szeroką drogą, na tyle szybko, na ile pozwalały im ich nogi. Zmęczenie i zimno dawały im się we znaki, jednak nie zamierzali się poddać. Z bocznych ścieżek dołączali do nich kolejno Kiba, Akamaru, Ashi i Yamato. Trasa powoli dobiegała końca, a Sai z Lee wciąż nie dawali znaku życia.
W końcu wybiegli na otwartą przestrzeń. Jasne pola zbóż wyglądały jak niespokojne, morskie fale, poruszane silnym wiatrem. Błękit nieba skrył się za warstwą ciężkich i ciemnych chmur, dzielonych co chwilę fioletowymi piorunami.
— Musimy po nich wrócić, Kakashi! — wrzasnął Uzumaki.
Hatake zerknął w stronę lasu, nie do końca wiedząc, jaką podjąć decyzję. Już od jakiegoś czasu pozostawianie przyjaciół w potrzebie, było przez niego traktowane w sposób pogardliwy, jednak wiedział, że mógł narazi resztę grupy, a przede wszystkim Yumi.
— Nie — odparł szeptem.
— Nie chrzań głupot! — ryknął blondyn. — Wracam po nich!
— Naruto! Potrzebujemy cię tutaj! — Zdławiony własnym strachem głos Sakury zatrzymał blondyna, który powoli poczynał zmierzać w kierunku lasu. — Przecież to Lee i Sai! Nic im nie będzie, zaraz się tutaj pojawią!
Haruno nie wierzyła we własne słowa. Czuła, że w lesie stało się coś złego, ale tak samo jak Kakashi, wiedziała, że nie mogła narazić Ibuki na dodatkowe niebezpieczeństwo. Nie chodziło już o misję i fakt, że była wnuczką Raikage. To było bezbronne dziecko.
— Sakura ma rację — wtrącił Sasuke.
Naruto się zawahał. Przerażone, błękitne oczy Ibuki przekonały go jednak do pozostania. Z nieba zaczęły spadać pierwsze krople lodowatego deszczu, przeistaczającego się w ulewę.
— Prowadź — warknął, podchodząc do nich.
Uchiha spojrzał daleko przed siebie i wskazał dłonią na wysokie skały, znajdujące się za polaną.
— Tam musimy dotrzeć — zakomunikował spokojnie. — Miejcie się jednak na baczności, gdybyśmy się rozdzielili.
— Co masz na myśli? — zapytał Kiba.
— Pułapki — odparł i ruszył przodem.
Cała grupa ruszyła tuż za nim. Haruno biegła ramię w ramię z Kakashim; nie próbowała już spoglądać w stronę Yumi. Za wiele przykrości sprawiała jej nienawiść dziecka.
— Kurwa — syknęła, otwierając szerzej oczy — rozproszyć się!
Stanowczy rozkaz dziewczyny dotarł do wszystkich. Odskoczyli w różne strony, a Sakura wciąż parła prosto. Odbiła się mocno od ziemi i obróciła w tył, wykonując przy tym kilka pieczęci. Wykonała ramionami gwałtowny ruch, a deszczowa woda utworzyła nad nimi przezroczystą barierę, przypominającą płaszcz, który ochronił ich przed ognistymi atakami wrogów.
— Ogień?! — syknął Inuzuka. — Przecież atakują nas ludzie z Wody!
Sasuke pomógł mu podnieść się z ziemi po upadku.
— Przecież to zależy od natury chakry, matole — warknął.
— Licz się ze słowami!
— Nic ci nie jest? — Uchiha podał dłoń również Sakurze.
— Nie, nie, wszystko w porządku — sapnęła.
— Dobra robota, Sakura. — Yamato pokiwał z uznaniem głową, a dziewczyna odpowiedziała mu krótkim uśmiechem.
— Nie ma sensu, byśmy wszyscy tam teraz biegli — powiedział Kakashi, sięgając do kabury po kunai. — Sakura, zabieraj Yumi. Ashi pójdzie z tobą, a my ich zatrzymamy!
— Niech Hinata idzie z nimi — nakazał Sasuke. — Byakugan pomoże im ominąć pułapki.
Kakashi wbrew lekkim oporom Yumi, wsadził ją na plecy ukochanej. Dziewczęta podeszły bliżej i pożegnane cichym głosem Naruto, ruszyły w swoim kierunku.
Sakura prowadziła grupę, mocno zaciskając zęby. Zimny deszcz drażnił jej skórę, wiatr szarpał ubraniami, buty ślizgały się po błocie. Haruno obserwowała podłoże przed sobą, nie chcąc stracić równowagi. Wzrok błądził po trawie; choć słońce nie świeciło, nagle pojawił się przed nią długi, ciemny cień. W mgnieniu oka zrzuciła z siebie dziewczynkę, wiedząc, że asekurująca ją Ashi, chwyci dziecko. Wyciągnęła w tył łokieć, gotowa oddać cios.
Manabu, który runął na ziemię przed nimi, pochylił głowę, chcąc zaatakować jako pierwszy. Nie znał jednak możliwości młodej kunoichi i z jadowitym uśmiechem wystawił nos prosto pod jej pięść, by przekonać się, jak wielki błąd popełnił.


— Kakashi, popatrz! — Inuzuka wskazał na Manabu, który stanął na drodze dziewcząt.
Hatake zwrócił za siebie głowę, w której pojawiła się tylko jedna myśl: biegnij do niej. Kiedy jednak jego ciało drgnęło w tamtym kierunku, czarne cielsko wilka runęło z hukiem na ziemię.
— Nie jesteśmy tam jeszcze potrzebni — wyszeptał właściwie sam do siebie.
— Też mi się tak wydaje — prychnął Yamato, wiodąc wzrokiem za Menmą, który wyskoczył z lasu.
Wilk przeskoczył nad chłopakami, rzucając im przelotne spojrzenie i pognał w tamtym kierunku. Chwilę później jego ciało ponownie zderzyło się z Manabu i przekoziołkowali tak kilkanaście metrów. Sakura, korzystając z tej niebywale dogodnej sytuacji, poprowadziła dziewczyny dalej, widząc przed sobą wejście do jaskini. W duchu modliła się, by nic, ani nikt więcej, nie stanął im na drodze do kryjówki.
Cały czas trzymało się jej bardzo dziwne uczucie. Zdawała sobie sprawę, że bardzo ślepo zaufali Sasuke, do którego większość ludzi wciąż trzymało dystans. Co jeżeli była to jakaś podpucha? Nie mówiła jednak o tym głośno; bała się, że reszta spanikuje.
— To tutaj — szepnęła Hinata.
Dziewczęta wbiegły do groty, zatapiając się w ciemnościach obcego korytarza. Sakura pozostawiła dziewczynkę w rękach Ashi, idącej pomiędzy nią — zabezpieczającą tyły — a Hyuugą, która badała jaskinię.
Im dalej się zapuszczało, tym więcej tajemniczych pomieszczeń napotykały przed sobą. Hinata kazała im omijać większość z nich, uważając je za podejrzane. Kiedy jednak spostrzegła pokój, który wydawał jej się być bezpieczny, i sięgnęła do klamki, Ashi uderzyła ją mocno w dłoń.
— Ała! — pisnęła, chwytając obolałe miejsce w palce drugiej ręki. — Co z tobą?
Tokuno bez słowa szturchnęła palcem naprężoną linkę, która prowadziła od klamki w górę drzwi, znikając za framugą.
— Amatorka czy profesjonalna pułapka — mruknęła do siebie, oddając wystraszoną Yumi w ręce Sakury. — Odsuńcie się.
Rudowłosa wyciągnęła z pokrowca kunai i ponownie stanęła naprzeciwko drzwi. Hinata oparła się o ścianę po ich lewej stronie i obserwowała, co działo się wewnątrz. Tokuno zbliżyła ostrze do cienkiego materiału i rozerżnęła go. Linka w mgnieniu oka zniknęła, jakby wciągnięta do wewnątrz.
— Padnij! — ryknęła Hinata, rzucając się na Tokuno, by odsunąć je jak najdalej.
Silny wybuch roztrzaskał framugi, a drzwi wylądowały na przeciwległej ścianie. Kurz wypłynął na korytarz. Sakura obróciła się w kierunku dziewcząt, kryjąc w ramionach dziecko.
— Około pięćdziesięciu wybuchowych notek — sapnęła Hyuuga, próbując wstać na nogi. — Czy to miejsce na pewno jest bezpieczne?
— Nie mam pojęcia — odparła Haruno, zaciskając mocniej palce na ubrankach dziewczynki, która po raz pierwszy od poznania prawdy, wtuliła się w jej ciało. — Póki nas nie znajdą, mamy szansę.
Przemierzały kolejne korytarze, mając wrażenie, że zaczyna im powoli brakować powietrza. Zaczynało się robić duszno i parno, co nie ułatwiało im podziemnej wędrówki. Pot spływał po ich twarzach. Pragnienie wydostania się na świeże, deszczowe powietrze, straszliwie je dekoncentrowało. Problem polegał na tym, że kryjówka Orochimaru powoli zaczęła zamieniać się labirynt. Bez Sasuke były tam uziemione.
Po kolejnych dwudziestu sekundach, Sakura poczuła na skórze lekki powiew chłodnego powietrza. Wiedziała, że wyjście znajdowało się niedaleko.
— Hinata, dasz radę? Ostatni raz... — wyszeptała. — Jesteśmy blisko.
— Byakugan!


< < ♥ > >


Chrzęst metalu zgrywał się ze zgrzytem zębów. Sasuke odrzucił od siebie martwego napastnika, tak samo jak Naruto, który przywarł tyłem do jego pleców. Kakashi rozpruwał kolejnych wrogów swoim Raikiri, osłaniając przed nimi Yamato. Tenzou zaś dzielnie chronił resztę swoimi technikami, szczególnie pobudzonych od wali Kibę i Akamaru.
— Dosyć!
Wrzask kobiety aż podrażnił ich słuch. Wszyscy, bez wyjątku, zastygli w bezruchu.
Wrogowie wycofali się o kilka kroków, kiedy ninja z Konohy starali się odnaleźć źródło głosu.
— Pieprzone miernoty! Dajecie się wykończyć piątce ludzi i jednemu kundlowi?! Żałosne!
Mizukage stanęła obok swoich ludzi, za to chłopcy popatrzyli na nią w zastanowieniu.
— Widziałem ją już kilka razy, ale dzisiaj wybitnie mi kogoś przypomina — powiedział cicho Kakashi.
— Mi też. A widzę ją pierwszy raz — wtrącił Inuzuka, wtapiając dłoń w mokre futro Akamaru.
— Pf! — parsknęła kage. — Nie ma takiej drugiej, jak ja. Wasz plan nie wypalił. Zdajecie sobie z tego sprawę?
Nic nie odpowiedzieli. Nadal mrużyli głupkowato powieki, przyglądając jej się w głębokim zastanowieniu.
— Słuchacie mnie?! — ryknęła, przez co jej ludzie aż podskoczyli. — Wasze dziewczęta są już nasze!
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, Naruto opatulił się świetlistym płaszczem Kuramy, posiadacze Sharingana pokazali swoje rubinowe tęczówki, za Yamato pojawiło się kilka niebezpiecznie wyglądających korzeni, a zęby Kiby zamieniły się w kły.
— Co im zrobiłaś, jędzo?! — ryknął Uzumaki.
— Jeżeli spadł im choćby włos z głowy, zabijemy cię — warknął Inuzuka.
— Konoha była tego świadoma — szepnęła Mizukage, zakładając ramiona na piersiach. — Nasz sojusz został przez was zerwany. Kraj Ognia postanowił zdradzić nas dla Błyskawicy. Teraz poniesiecie konsekwencje swoich czynów.
— Co im zrobiłaś?! — powtórzył Uzumaki.
Kobieta uśmiechnęła się cierpko.
— Nie bierzemy jeńców — odpadła spokojnie, patrząc mu prosto w oczy.
Chłopak rzucił się w jej kierunku, jednak ninja z Wody ją osłonili. Kage rozpłynęła się w powietrzu, pozostawiając ich znowu samych na polu bitwy.
Nieopodal słychać było morderczy bój Menmy i Manabu, którzy ciskali sobą o skały. Serca chłopaków wyrywały się z piersi, a wrogów jedynie przybywało.


< < ♥ > >


Płuca dziewcząt wypełniły się rześkim powietrzem. Krople deszczu uderzały o rozgrzaną skórę. Mogłoby się wydawać, że było to jak dar od samego Boga, jednak wpadły prosto we wrogi sidła. Tuż przed wyjściem stało dwóch mężczyzn. Jeden z nich był dosyć wysoki, miał męskie rysy twarzy oraz czarną opaskę na prawym oku, przez co Yumi wyszeptała coś o piratach. Miał jasno-niebieskie włosy, tak samo jak jego niższy kompan. Ten ewidentnie był jeszcze młody, mniej więcej w wieku dziewczyn. Na plecach nosił miecz, z dziwną, podwójną rękojeścią. Przypominali im Kisame; Ashi jednak bardzo dziwnie wciągnęła powietrze na ich widok i zmarszczyła czoło. To na pewno nie była oznaka strachu. Wrogowie również jej się przyglądali.
— Kim jesteście? — krzyknęła Sakura.
— Jakie to ma znaczenie? — Młodszy poprawił okulary, które zsunęły mu się z nosa.
— Oddajcie nam dzieciaka, to zabijemy was bezboleśnie — dodał wyższy. — W innym przypadku zostaniecie poddane torturom.
— Po moim trupie — warknęła Haruno.
Zacisnęła pięści, jednak przed wykonaniem jakiegokolwiek ruchu powstrzymało ją ramię Ashi. Dziewczyna stanęła przed nią, sięgając po swoje katany, umieszczone na plecach.
— Ten stary, to Ao — szepnęła do dziewcząt, wysuwając miecze z pochw. — Hinata, on ukrywa pod przepaską Byakugana.
— Jak to możliwe?! — oburzyła się Hyuuga.
— Nie wiem — odparła, zaciskając na moment powieki. — Ten gnojek za to całkiem dobrze posługuje się zmodyfikowanymi wersjami broni białej.
— Ashi... — mruknęła Sakura, dając po sobie poznać, że niczego nie rozumiała.
Dlaczego jej przyjaciółka wiedziała o nich tak wiele?
— To nie istotne, skąd ich znam — powiedziała rudowłosa, odwracając lekko głowę w jej stronę. Wyglądała na bardzo zdeterminowaną. — Sakura, zabieraj Yumi i ukryj się gdzieś. To nasi przeciwnicy. — Zerknęła porozumiewawczo na Hinatę, która jej przytaknęła i rozstawiła szerzej nogi.
— Ja... — Haruno przycisnęła mocniej dziewczynkę do piersi.
— Już! — ryknęły równocześnie.
Haruno rozejrzała się za drogą ucieczki. Ponowne wstąpienie w mrok korytarza, pełnego pułapek, nie wchodził w grę. Kiedy tylko dostrzegła skalne półki, po których mogła się wspiąć, szybko ruszyła w ich stronę. Przeniosła Ibukę na swoje plecy.
— Trzymaj się — wyszeptała — byle mocno. Przez jakiś czas będę mieć zajęte ręce.
Małe rączki oplotły smukłą szyję kunoichi. Zielona maskotka dziecka upadła na ziemię, prosto w jedną z kałuż. Yumi była jednak zbyt przerażona, by o tym myśleć. Zacisnęła powieki i oparła czoło o plecy opiekunki, która wskakiwała po stromych skałach coraz wyżej.
Kiedy tylko dotarły na szczyt, odetchnęły z ulgą. Sakura spojrzała w dól i widząc, że dziewczęta całkiem dobrze sobie radziły, uspokoiła się. Nie była jednak w stanie dostrzec stamtąd walki chłopaków, ani Menmy. Martwiła się o nich, jednak wierzyła, że nikt nie poradzi sobie lepiej niż oni. Wzięła wdech i zwróciła się za siebie, chcąc powiedzieć coś do Yumi.
— Mam cię, słodziutka.
Wiatr poruszył długimi, rudymi włosami. Kobieta stała naprzeciw nich, ze splątanymi na sporych piersiach ramionami.
— Nie oddam jej — wyszeptała Haruno, kryjąc dziewczynkę za sobą. — Nie mogę.
— Sakura Haruno — powiedziała, ruszając w ich stronę. — Grzeczna i ułożona podopieczna samej Tsunade. Jesteś znana, wiesz o tym? Szkoda byłoby cię zabić. Oddaj mi to dziecko, a uczynię cię swoją podwładną.
Haruno poczuła, jak niewielkie ciało przyległo do jej pleców jeszcze mocniej. Yumi zaczęła spazmatycznie oddychać.
Sakura czuła, że nie miała szans. Była wykończona podróżą i stresem, a Mizukage prawdopodobnie omijała walkę, chcąc zostawić siły właśnie na tę chwilę. Nie miała czasu się nad niczym zastanawiać; potrzebowała planu. Choćby jednego durnego pomysłu.
Ruszyła przed siebie, idąc w tym samym tempie, co sama Mizukage. Nie wierzyła, że to wypali, jednak wiedziała, że musiała spróbować. Kiedy znalazła się może dwa metry przed kobietą, zwyczajnie ją wyminęła. Kage popatrzyła na nią ze zdziwieniem, początkowo nic z tym faktem nie robiąc. Kiedy jednak zorientowała się, że Sakura zwyczajnie sobie od niej odchodzi, coś ją tknęło.
— Nawet o tym nie myśl, gówniaro — warknęła.
Sakura wzięła głęboki wdech. Zdjęła z pleców Yumi i postawiła ją na ziemi. Położyła dłonie na jej ramionach i przyjrzała się dziecku. Białe włosy lepiły się do okrągłej, delikatnej twarzyczki.
— Wiem, że mnie nienawidzisz — wyszeptała — ale ty stałaś się dla mnie zbyt ważna. Nie pozwolę cię zabić, póki sama nie trafię na tamten świat.
Nie czekając na odpowiedź, wyprostowała się i zwróciła ku wrogowi. Błękitne tęczówki dziecka wiodły wzrokiem za oddalającą się opiekunką. Kiedy zrobiła krok w jej stronę, Haruno odwróciła lekko głowę.
— Zostań tam — szepnęła, uśmiechając się przyjaźnie.
— Jesteś na tyle odważna, by ze mną walczyć? — Mizukage zaśmiała się drwiąco. — Tsunade nie dorasta mi do pięt, więc ty tym bardziej.
— Proszę liczyć się ze słowami — mruknęła kunoichi, poprawiając czarne rękawiczki na dłoniach. — Mówi pani o mojej mentorce.
Sięgnęła po dwa kunaie i popatrzyła swojemu wrogowi w oczy. Wzięła głęboki wdech i nie czekając dłużej, ruszyła na władczynię Kraju Wody. Odczuwała ból w całym ciele, spowodowany sytuacją w siedzibie hokage, a także zmęczeniem. Jej wykończony organizm nie miał szans zbyt długo się bronić.
Mizukage odpierała każdy jej atak, dała się drasnąć może kilka razy. Haruno natomiast co chwilę lądowała na ziemi. Obrywała przeróżnymi uderzeniami i kopniakami w twarz, plecy, brzuch. Choć uparcie podnosiła się z ziemi, wiedziała, że nie pociągnie tak długo. Smak krwi w ustach dodatkowo ją irytował.
— Nie jesteś warta mojego czasu ani wysiłku — stwierdziła lekceważąco kobieta. Odpuść, to może cię jeszcze oszczędzę.
Sakura jednak milczała. Złożyła ręce do pieczęci. Nim jednak zdążyła skończyć ich ciąg, kage wyprowadziła silne kopnięcie prosto na nią. Haruno, niczym pocisk, przeleciała nad przerażoną dziewczynką i uderzyła o skały. Ramie rozcięło się o ostre krawędzie kamieni, a gorąca i lepka krew spłynęła po jej chłodnej skórze.
— Ukrócę twoje cierpienie — mruknęła Mizukage, idąc w jej stronę.
Dziewczyna próbowała się podnieść, jednak paraliżujący ból jej na to nie pozwalał. Kiedy kobieta znalazła się może pięć metrów przed nią, na jej drodze stanęła Yumi. Dziecko zaciskało piąstki, a jej ciało straszliwie drżało. Spoglądała na kage spode łba, zaciskając ząbki.
— Dotknij ciocię, a cię zabiję — szepnęła.
Sakura otworzyła szeroko oczy i rozchyliła usta, zszokowana tymi słowami, a także ciepłem, które uderzyło w jej serce.
— Co proszę? — Kobieta skrzywiła się i zmrużyła oczy.
Ku jej zaskoczeniu, Yumi poderwała w górę ramiona, a razem z nimi, w powietrze wzbiły się wszystkie pobliskie kamienie. Szybkim, jednak niepewnym ruchem, wysłała je w stronę Mizukage, która zaskoczona takim obrotem spraw, nie poradziła sobie z uniknięciem wszystkich ciosów. Zacisnęła wściekle zęby i odbiła się od ziemi, chcąc zaatakować dziewczynkę, lecz w jej ciało uderzyła większa skała, odrzucając ją na bok. Podjęła się jeszcze kilku bezskutecznych prób, które za każdym razem niwelowane były przez Yumi.
Organizm Ibuki szybko jedna osiągnął swój limit. Stróżka krwi wypłynęła z zaczerwienionego noska, spływając po różanych ustach.
— Yumi... — jęknęła bezsilna Haruno, opierając policzek o podłoże.
Nie mogła nic zrobić. Lodowaty deszcz rozrzedzał jej krew i odbierał ciepło, zastępując je nieprzyjemnym chłodem i zawrotami głowy.
— Zabiję cię ty mały szczylu! — wrzasnęła Mizukage, kiedy na jej twarz wtargnęła najprawdziwsza wściekłość. — A zwłoki dostarczę twojemu kochanemu dziadziusiowi!
Kobieta złożyła dłonie i wykonała kilka szybkich znaków. W jej dłoni pojawił się spory, złoty nóż. Jego długie, błyszczące ostrze połyskiwało złowrogo i raziło w oczy. Niewiele się zastanawiając, zamachnęła się i cisnęła nim prosto w Ibukę.
Haruno, dostrzegając precyzyjny lot sztyletu, napięła całe ciało, chcąc oderwać się od ziemi, choćby kosztem własnego życia.
— Yumi! — jej ryk rozdarł całą okolicę, kiedy zmarznięte ręce z powrotem się pod nią ugięły.
Nóż przeciął powietrze ze świstem i wbił się w klatkę piersiową, po samą rękojeść.
Gorąca jucha prysnęła na bladą twarz struchlałego dziecka, plamiąc śnieżnobiałe włosy. Wszystko wokół jakby ucichło; deszcz bębnił o ziemię, z oddali słychać było narastające odgłosy wojny.
Do uszu małej dziewczynki zaczęły na nowo docierać kolejne, rozpaczliwe wrzaski Sakury, czołgającej się w jej stronę. Coś przesłaniało widok Mizukage i zablokowało drogę ostrza do jej niewielkiego ciała.
Różane usteczka lekko drgnęły, a kolejny piorun przedarł niebo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz