poniedziałek, 11 sierpnia 2014

36. Manabu

— Menma...
Sakura klęczała na mokrej trawie zapatrzona w miejsce, w którym zniknęły wilki. Wszystko działo się na tyle błyskawicznie, że nie zdołała nawet podjąć szybkich decyzji. Przynajmniej do momentu, w którym ocknęła się z lekkiego letargu. Poderwała się na nogi i ruszyła w kierunku, z którego dochodziły stłumione odgłosy walk.
— Sakura! Zaczekaj! — ryknął Kakashi, jednak Haruno już była poza zasięgiem wzroku. — Cholera jasna...
Irytujący ból w nodze mu nie odpuszczał, a doskonale wiedział, że szykowała się naprawdę ciężka walka. W myślach klął na wszystko co istniało. Rozejrzał się wokół, nie mogąc nadziwić się temu, że większość mebli ogrodowych wciąż wisiała w powietrzu.
— Akamaru miał nosa!
Głos Kiby jeszcze nigdy go tak nie uszczęśliwił. Chłopak wraz ze swoim psem, przeskoczył płot. Podszedł bliżej, po drodze nabijając sobie guza o ławę, której nie zauważył.
— Co do... Co to jest?!
Hatake olśniło. Kiedy meble zupełnie nagle rąbnęły na ziemię, w końcu ponownie zaczął kojarzyć fakty. Inicjatorka tego dziwnego zjawiska upadła na kolana, a kiedy całe jej ciało chyliło się ku ziemi, Kakashi zignorował swój ból i podbiegł do niech, chcąc uchronić przed zderzeniem z ziemią.
— Yumi... Yumi! Nic ci nie jest? — Potrząsał delikatnie niewielkim ciałem.
— Chciałam tylko pomóc, wujku — odparła, uchylając ciężkie powieki.
— Wiem, dziecko... — Pogłaskał delikatnie białą główkę. — Pomogłaś. Bardzo pomogłaś!
Ibuka uśmiechnęła się nieprzytomnie, tracąc w końcu przytomność. Spanikowany mężczyzna wziął ją na ręce i popatrzył na Kibę, szukając w nim jakiegokolwiek wsparcia. Nie miał pojęcia co robić; dziewczynka potrzebowała pomocy jakiegoś medyka, Haruno zniknęła mu z pola widzenia, do tego po Konoha biegały dwa, wielkie, nieokrzesane wilki.
— Dajmy ją Akamaru — szepnął chłopak, odbierając dziecko — zaniesie ją do szpitala, a my pomożemy Sakurze i Menmie. Cholera wie, co tam się dzieje, ale nie wygląda mi to najlepiej.
Inuzuka umiejscowił Yumi bezpiecznie na grzbiecie psa i poinstruował go, by pognał jak najszybciej do szpitala.
— Dasz radę iść? — zapytał, kiedy ruszyli w stronę, gdzie ostatnio widzieli resztę.
— Przez adrenalinę nic nie czuję — mruknął i przyspieszył. — Wykorzystajmy to.


< < ♥ > >


Kiedy dotarli na miejsce, na krótką chwilę odebrało im mowę. Widok, mimo zwiastowania tragedii, wyglądał niesamowicie. Na tle niewielkich domków, rozgrywała się walka; białe płomienie, przypominające kształtem ciało monumentalnego wilka, tańczyły w powietrzu tuż naprzeciw czarnego cienia. Zarówno Menma jak i Manabu powiększyli swoje rozmiary, które przez chwilę przypominały Kakashiemu atak Kyuubiego na Konohę, który odbył się lata temu. Wielkie ślepia iskrzyły się niebezpiecznie, a kiedy w końcu pomiędzy nimi dostrzegli Sakurę, włosy stanęły im dęba. Dziewczyna pragnęła pomóc swojemu wilczemu przyjacielowi, jednak ten za nic w świecie nie chciał, by brała w tym udział.
— Co tu się do cholery dzieje?! — Kiba złapał się za głowę.
— Menma! — ryknął Hatake, podchodząc bliżej. — Czy to jest właśnie to, co tak skrzętnie przed nami ukrywałeś?!
— Chciałem was chronić... — Niski głos zwierzęcia przebiegł uliczkami Konohy.
— Chronić! — zakpił Manabu. — Gdyby nie to pieprzone dziecko, już dawno rozszarpałbym was wszystkich na kawałki. Do tego za każdym razem ostrzegała tego szaraka!
Kakashi poczuł, jak zadrżała mu brew. Nienawidził, kiedy ktoś go tak nazywał.
— Żarty się skończyły, Menma! — Sakura nie miała najmniejszego zamiaru ukrywać swojej wściekłości. — Gadaj o co tutaj chodzi, draniu! Nie obchodzi mnie to, że zaraz poginiemy!
— To doprawdy nie jest najlepszy moment! — warknął, szczerząc kły przed swoim wrogiem. — Później to omówimy!
— Nie ma mowy! — Dziewczyna chwyciła jego futro. — Tłumacz się! Chcemy ci pomóc! I uchronić wioskę przed zrujnowaniem!
Słońce powoli wspinało się po niebie, przekraczając horyzont. Konoha przybierała ciepłe, pomarańczowe barwy, uwypuklając przy tym cielska dwóch wilków, gotowych do starcia. Mieszkańcy wybiegali ze swoich domów, słychać było krzyki kobiet i dzieci, a także rumor nadchodzących posiłków.
— To... On jest czymś na wzór mojego alter ego — przyznał Menma, spoglądając na Sakurę. —  Wataha mnie wyznaczyła. Muszę go zabić.
— To ich rozmowę słyszałam... — Haruno złapała się za głowę. — Te szepty... Jak to możliwe?!
— To ty zrzuciłeś mnie ze schodów! — Oskarżycielski ton głosu Kakashiego przebiegł przez okolicę. Mężczyzna wyglądał, jakby dostał zastrzyku energii. — Jak leżałem już na piętrze, to widziałem ogon jakiegoś czarnego kundla!
— Tylko nie kundla! — Manabu uderzył łapą o ziemie, wywołując wstrząsy.
— Moja ręka... — Kunoichi odwróciła się w stronę wroga. — To też twoja sprawka, prawda?
— Wy, ludzie... Jesteście tak mało spostrzegawczy, że choćby ktoś za wami cały dzień chodził z nożem, i tak się nie zorientujecie — wycedził wrogi wilk. — Wielcy wojownicy, z głowami w chmurach. Zapatrzeni w siebie...
— Dość! — Pomarańczowe oczyska błysnęły złowrogo.
— Menma... Obawiam się, że musisz zapomnieć o tej wiosce. Mamy swoją walkę, a ich czeka własna wojna.
Białe futro poruszyło się płynnie w powietrzy, kiedy wielkie ciało postąpiło o krok do przodu.
— O czym ty mówisz?
Sakura ściągnęła w zastanowieniu brwi i popatrzyła na chłopaków. Bała się, czuła coś dziwnego, nieprzyjemnego. Powietrze gęstniało, bynajmniej nie od złowrogiej energii Manabu.
— Ewakuujemy cywili! — Usłyszeli.
Izumo i Kotetsu biegli w popłochu, alarmując wszystkich wokół. Walili do drzwi każdych drzwi, tak samo jak inni strażnicy, przedzierający się przez inne ulice.
Kakashi podniósł opaskę, uaktywniając sharingana.
— Hej! — zawołał Kiba. — Co się dzieje?! Zaraz się pozbędziemy tego sierściucha!
— Wrogie wojska zbliżają się do wioski! — ryknął Hagane, wymachując rękoma. — Nadchodzi atak, nie damy rady wszystkich ewakuować!
Pognali dalej, nie przerywając gwałtownej pobudki mieszkańców. Wtórował im złowieszczy śmiech czarnego wilka, wrzaski ludzi i silny wiatr, który zerwał się, nadając wszystkiemu jeszcze większej grozy.
— Czyje?! — Kiba ocknął się z chwilowego letargu.
— Wody... — mruknął Hatake, wpatrując się w dal. — Kraj Wody nadchodzi.
— Yumi... — szepnęła strwożona Haruno. — Gdzie ona jest?! Gdzie Yumi?!
— W szpitalu! — Kiba podbiegł do dziewczyny. — Akamaru ją tam zaniósł i jej pilnuje.
— Muszę po nią iść! — syknęła i chciała ruszyć w stronę ośrodka medycznego, jednak Manabu zagrodził jej drogę.
— Nigdzie nie pójdziesz, Wilcza Księżniczko — zawarczał. — Za głowę tego szczyla, Mizukage obiecała mi podwójną nagrodę.
— Ty podły... — syknęła.
Miała ochotę zacząć z nim walczyć, nim jednak się poruszyła, ktoś ją uprzedził. Menma z potężnym impetem wpadł w swojego przeciwnika, powalając go na ziemię i przyszpilając do niej swoimi łapskami.
— Znajdźcie ją i ukryjcie się! — krzyknął, zerkając kątem oka na przyjaciół. — Ja się nim zajmę! Waszą misją jest chronić to dziecko!
— Jesteś pewny, że sobie poradzisz?! — krzyknął Kakashi.
— Tak! Ruszcie się!
— Ale, Menma... — Sakura przycisnęła dłonie do piersi.
— Już! — ryknęło zwierze.


< < ♥ > >


— A więc wojna — wyszeptał beznamiętnie Yatamo. — Akurat teraz.
Tsunade stała przodem do ściany, opierając się o nią wyprostowanymi ramionami. Miała spuszczoną w dół głowę, próbowała nie wybuchnąć i ustabilizować oddech. Nagle pociągnęła za siebie łokieć i uderzyła pięścią w ścianę.
— Kurwa mać! — ryknęła. — Dlaczego akurat teraz?!
— Wysłałaś już informację do Raikage? — zapytał obecny w gabinecie Yiraiya.
— Nie... Jeszcze nie.
Oprócz nich, w pomieszczeniu znajdowali się też inni. Sakura siedziała na podłodze po turecku, tuląc do siebie Ibukę. Kakashi i Kiba stali za nią. Ashi i Hinata wartowały przy oknie razem z Lee i Saiem, który zdążył wrócić do wioski. Przy drzwiach stali Naruto i Sasuke.
— Czcigodna, co robimy... — szepnął Rock.
— Nie wiem... — Jej głos się złamał. — Zaskoczyli nas. Boję się, że poniesiemy wielkie straty. Sojusz upadł, Mizukage prowadzi swoje wojska prosto na Konohę. Zanim pojawi się wsparcie z całego Kraju Ognia, zniszczą nas. Zetrą w proch.
Kobieta skryła pod powiekami swoje bursztynowe oczy, jednak po chwili skupiła wzrok na Yumi. W tym samym momencie do pomieszczenia wpadł Shikaku.
— Jesteśmy gotowi na odparcie ataku — wysapał, opierając dłonie o uda. — Wojska już się przegrupowały, w razie gdyby udało im się wejść na teren wioski. Mamy szansę sobie poradzić, Woda nie przybyła tu ze wszystkimi swoimi posiłkami. O ile nie jest to zasadzka...
— Ciociu, boję się — wyszeptała Ibuka.
Sakura nie miała pojęcia, co odpowiedzieć dziecku. Przecież mała z niczego nie zdawała sobie sprawy, a zwłaszcza z tego, że jej obecność w Konoha była głównym powodem takiej sytuacji.
— Nie mój się, Yumi. — Wzrok dziewczynki i Sakury powędrował w stronę Naruto. — Ochronimy cię. Nikt nie zdoła cię skrzywdzić.
Ibuka przyglądała się chłopakowi. Na jego zmęczonej twarzy nie malował się gniew tylko determinacja. Potem przeniosła spojrzenie na Sasuke, który uśmiechnął się do niej delikatnie. Kiba uniósł w górę kciuk, Hinata i Ashi zaśmiały się zgodnie. Yamato, Sai i Lee skinęli głowami na tak.
— Nic ci nie grozi, dziecino — powiedział Yiraiya.
— Z nami jesteś bezpieczna. — Tsunade opadła na fotel. — Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, że siedzisz w jednym pomieszczeniu z elitą tego kraju! — zaśmiała się, nieco rozpogodzona.
— Dwójka z Trójki Legendarnych Sanninów. Komplet ich następców. Mistrzyni broni białej, posiadaczka byakugana, arcymistrz taijutsu. Jedyny człowiek posiadający umiejętności Pierwszego Hokage, nieprzeciętny artysta ożywiający swoją sztukę, zaklinacz psów oraz światowej sławy, kopiujący ninja — wyliczył Erosannin. — Czy jest się czego bać?
Yumi podniosła główkę do góry, by ujrzeć pochylające się nad nią dwie głowy. Hatake i Haruno uśmiechali się do niej ciepło, mrużąc przy tym oczy. Ramiona zielonookiej wzmocniły uścisk dookoła jej małego ciała, a szarowłosy przy nich przykucnął, nie pokazując po sobie, że rwący ból wrócił wraz z ucieczką adrenaliny.
— Nie opuścimy cię nawet na chwilę, rozumiesz Yumi? — Sakura ucałowała czoło dziecko.
— Jesteś naszym oczkiem w głowie — wyszeptał Kakashi, kładąc na niewielkiej główce dłoń. — Każdy, kto chociaż będzie chciał na ciebie spojrzeć, będzie musiał zmierzyć się z nami wszystkimi.
— Marne szanse! — zawtórował głośno Uzumaki.
— Jesteście... — Yumi zająknęła się, prawdopodobnie próbując złożyć w myślach jakieś sensowne zdanie. — Jesteście najwspanialszymi wujkami i ciociami we wszechświecie!
— Dobra! — Tsunade klasnęła w dłonie. Wszyscy wiedzieli, że wróciła stara ona. — Musicie w trybie natychmiastowym opuścić wioskę. Kakashi, Yamato, Sakura, Naruto, Ashi i Sai. Macie zamaskować zarówno siebie jak i Yumi. Nikt nie może was rozpoznać i zobaczyć, że macie ze sobą dziecko, a następnie uciec poza mury wioski.
— Co z nami, Czcigodna? — Lee wyglądał na zniecierpliwionego.
— Ty, Kiba, Hinata i Sasuke, będziecie ich osłaniać. To oczywiste. — Westchnęła i zamknęła powieki. — Pozbądźcie się wszystkiego, co wskazuje na to, że jesteście z liścia. Przeczekajcie to w ukryciu. Wiem, że z wami byłoby nam łatwiej odepchnąć ten atak, jednak wasze zadanie jest ważniejsze.
Nim ktokolwiek zdołał jej odpowiedzieć, do pomieszczenia wdarło się oślepiające, białe światło, a cały budynek zaczął się trząść.
Kiedy odzyskali możliwość widzenia, wszyscy jak na zawołanie wlepili wzrok w okna. To Manabu nacierał w ich stronę, celując w siedzibę elektrycznymi pociskami, podobnymi do tych Menmy.
— Kurwa! — ryknął Uzumaki, kiedy jego ciało otulił świetlisty, pomarańczowy płaszcz.
Manabu otworzył pysk, a z niego wystrzeliła kolejna, niebezpieczna wiązka światła, która nie zdołała uderzyć w budynek. Menma stanął jej na drodze, przyjmując pocisk własnym ciałem. Wszyscy zadrżeli ze strachu. Wszyscy prócz Sakury, która odepchnęła od siebie brutalnie Yumi i upadłą na ziemię, owijając ramionami brzuch.
— Ciocia! Ciocia! — Ibuka krzyczała, widząc wykrzywioną w bólu twarz opiekunki, która jęczała z bólu. — Ciocia!
Kiba poderwał dziewczynkę z ziemi, kiedy haruno zaczęła wierzgać nogami.
— Cholera... — Kakashi próbował przytrzymać ukochaną. — Menma oberwał, to dlatego.
Zielonooka nie mogła wydusić z siebie słowa. Bała się się; skoro ona odczuwała to w taki sposób, to Menma musiał być w jeszcze gorszym stanie. Zaciskała palce na materiale bluzy, odciągając ją od ciała, jakby ubrania dokładały jej dyskomfortu. Odchyliła mocno do tyłu głowę; pod skórą widoczne był napięte ścięgna. Nagle spod bluzki wysunął się szmaragdowy wisiorek.
— No tak... — syknął Yamato, podbiegając do nich. — Szybko, odgarnij jej włosy Kakashi!
Klęknął na ziemi, tuż przy głowie podopiecznej. Hatake niemalże natychmiast złapał za różowe pukle i odciągnął je na bok. Tenzou zlokalizował zapięcie i sięgnął do niego.
— Włożysz go do kieszeni — mamrotał, walcząc z biżuterią. — Menma odbywa ciężko walkę, tobie też się obrywa... A teraz jest nam to najmniej potrzebne.
Złapał kontakt wzrokowy z zielonymi oczyma. Jednak kiedy zdjął z jej szyi ten felerny łańcuszek, ból nie ustąpił. Sakura nieco się rozluźniła, ale skutki walki jej przyjaciela, wciąż oddziaływały na jej organizm. Kakashi bał się jej dotknąć, dopóki nieco się nie uspokoiła. Przestałą się ruszać, zaciskała powieki i zasysała wargi.
— Szlag — warknęła, nagle się podnosząc.
Choć ból był niesamowity, wiedziała, że nie było na to czasu.
— Sakura, dasz radę? — Tsunade podeszła bliżej, wyciągając do niej rękę.
— A mam inne wyjście?


< < ♥ > >


— Lepiej się czujesz? — Kakashi postawił Yumi na ziemi, kiedy weszli do domu Haruno.
— Lepiej — rzuciła nerwowo, ściągając buty.
Wszyscy mieli pojawić się za pięć minut pod ich domem. Pognali na górę, nie chcąc tracić nawet chwili. Sakura przebrała się w ciemne ubrania, tak samo jak Hatake. Ibuka obserwowała ich z zainteresowaniem, siedząc na łóżku.
— Ciociu, co się dzieje? — szepnęła, gdy zielonooka zatrzymała się przed nią i zmierzwiła jej włosy, zastanawiając się, czy mają do zabrania coś istotnego. — Proszę, powiedzcie mi.
— Yumi... — odezwał się Kakashi, wchodząc do pomieszczenia. — Nie możemy cię dłużej okłamywać.
— Kakashi! — Sakura aż się wyprostowała.
— To znaczy? — Dziecko skupiało swoją uwagę wyłącznie na mężczyźnie.
— Musimy cię ukryć.
— Wiem — odparła spokojnie. Przecież słyszała rozmowę u Tsunade.
— Ci ludzie, którzy zmierzają do naszej wioski, to wrogowie twojego dziadka. Chcą cię nam odebrać, Yumi. — Kucnął przed dziewczynką i ujął w palce jej drobne dłonie. — Musimy uciec, by nic nie stało się tobie, Sakurze i twoim rodzicom.
— Rodzicom? — Na twarz dziecka wstąpił w końcu niepokój.
Sakura opadła na kolana. Yumi była niesamowicie dojrzałym dzieckiem, przed którym ciężko było zataić cokolwiek.
— Kraj wody porwał twoich rodziców — wyszeptała, wtórując z prawdą Kakashiemu. — Przetrzymywali ich przez co rozpętała się ta cała wojna. Dlatego teraz z nami jesteś. Twój dziadek chciał cię jedynie bronić, słoneczko.
— Tata... Mama? — Oczy Yumi zaszkliły się od łez.
— Żyją! Na pewno żyją, wiesz? — Kakashi uśmiechnął się delikatnie.
Dziecko wyrwało dłonie z jego rąk i patrzyło na nich z przerażeniem.
— Wy nie jesteście moimi prawdziwymi wujkami... Nie jesteście, prawda?
Haruno spuściła głowę, kręcąc nią przecząco.
— Sakura! Kakashi! Yumi! — Głos Yamato przebiegł przez budynek. — Jesteście tu?!
— Już idziemy! — krzyknęła kunoichi, wstając na nogi. Popatrzyła jeszcze raz na Ibukę. — Przepraszamy cię. Chcemy tylko byś była bezpieczna, zależy nam na tym, rozumiesz?
Dziecko nie odpowiedziało. W milczeniu wpatrywało się w podłogę. Kakashi podał małej jej maskę, którą kupiła na festiwalu. Niemalże natychmiast założyła ją na głowę i pozwoliła wziąć się na ręce. Był pewny, że chciałą ukryć płacz, który lekko poruszał jej małym ciałem. Trzymając ją mocno, zeszli na dół, gdzie wszyscy czekali w korytarzu.
— Ruszajmy — nakazała Haruno, wychodząc z domu jako pierwsza.


< < ♥ > >


— Czemu sprowadziłeś za sobą wojska z Kraju Wody? — warknął Menma. — To miała być wyłącznie nasza walka!
— Wiesz, że nie bawi mnie granie według zasad — Manabu podniósł się z ziemi.
Biały wilk wyciągnął swojego wroga na tereny konoszańskiego lasu, by nie narażać mieszkańców na niebezpieczeństwo. Walka z każdą chwilą stawała się coraz zacieklejsza. Pomarańczowooki planował z początku jedynie pokonać swojego wroga i odesłać go do prawowitego wymiaru. Jednak zabójcze sygnały ze strony Manabu sprawiły, że Menma nie miał zamiaru być ugodowy. Nie istotne było już to, czy pozwoli mu żyć czy zakończy jego egzystencję.
— Mizukage dobrze znała nasze tradycje i sporo wiedziała o naszym świecie. Czekała, aż przyjdzie nam stoczyć tę walkę. — Wiatr poruszał czarnym futrem. — Odnalazła mnie i obiecała sporą zapłatę za pomoc w unicestwieniu Wioski Błyskaiwcy.
Menma poczuł odrętwiające zimno. Bał się, że jego nowo poznani kompani byli martwi.
— Spokojnie — zaśmiał się wrogi wilk — oblężenie nie wypaliło. Raikage to potężny człowiek, który przy pomocy Jinchurikiego Ośmioogoniastego nad odepchnął. Udało nam się jednak porwać kilkoro ludzi, a ci wyśpiewali, gdzie jest bachor.
Menma był wściekły. Wiedział, że Kraj Wody sam w sobie był wielkim zagrożeniem, ale Mizukage, sprawiając sobie sojusznika w postaci Manabu, zyskała w ten sposób niewyobrażalną przewagę. Z zamysłu wyrwał go świst powietrza. Jego wróg odbił się od ziemi i wyskoczył w jego stronę, otwierając szeroko pysk, by dobrze się wgryźć. Choć udało mu się uniknąć tego i kilku kolejnych ataków, wciąż był rozproszony. Nie wiedział, co ten podstępny świr mógł szykować. Był jednak pewny tego, że nie mógł za nic w świecie dopuścić go do Sakury i Yumi.
— Menma, jesteś już za stary na rządzenie watahą.
— A ty za głupi — warknął wspomniany, który przyciskał swojego wroga do ziemi. — Nawet jeżeli ze mną wygrasz, Wataha nie dopuści cię do władzy. Prędzej cię rozszarpią.
— Nie jestem sam...
— To nie jest ważne. Po mojej stronie stoją też ludzie. Dużo potężniejsi od nas...
W połowie jego słów, kiedy gotowy był również do zadania ciosu, przez zaułki Konohy przebiegł długi ryk trąby. Ptaki poderwały się z drzew, a uszy Manabu stanęły pionowo.
— Wybacz, wołają mnie — wycedził i pozostawił po sobie jedynie kłęby dymu.

— Cholera — warknął Menma — Sakura!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz