poniedziałek, 25 sierpnia 2014

38. Anioły idą do nieba

Dziewczynka klęczała na krześle w przytulnej kuchni rodzinnego domu. Ściany wyłożone dębową boazerią budowały poczucie pewnego bezpieczeństwa, szczególnie w takie dni, jak ten. Wspierała się łokciami o szeroki parapet i obserwowała ulicę, spowitą chłodną, jesienną aurą. Wiatr szarpał gałęziami drzew, nie mogąc się zdecydować, w którym kierunku dąć. Zielone oczy wiodły za strugami deszczu, które spływały po szybie. Każdy kolejny błysk na niebie wprawiał ją w drgnięcie. Bała się burzy i martwiła o ojca, który miał tego dnia wrócić z długiej misji.
— Mamo! Długo jeszcze? — zapytała, odwracając głowę w stronę rodzicielki.
— Słońce, nie martw się — odparła, mieszając surową masę na ciasto. — Pewnie ma do zdania bardzo długi raport i chce to zrobić teraz, by mieć dla nas więcej czasu.
Jak na zawołanie, do kuchni wdarł się cichy szczęk otwieranego zamka. Dziewczynka zeskoczyła z krzesła i pognała ile sił do przedpokoju, z radością oczekując tam ojca.
— Tata! — wrzasnęła, wskakując w jego ramiona, kiedy tylko zatrzasnął za sobą drzwi.
— Sakura, kochanie! — zaśmiał się, chwytając ją mocno.
Szybko jednak dał do zrozumienia, że coś strzyknęło mu w biodrze, a kręgi niebezpiecznie mu zagruchotały.
— Dziecino, nie uważasz, że jesteś już za duża na takie rzeczy? — zażartował, cierpko się uśmiechając. — W końcu mnie połamiesz!
— Jesteś okropny! Nie jestem aż tak ciężka!
Pokręcił z rozbawieniem głową i ucałował czoło córki.
Po czteromiesięcznej nieobecności, nic się nie zmieniło. Nie ważne ile lat miała mała Haruno, jej miłość do rodziców wciąż rosła. Ojciec był jednym z dwóch mężczyzn, których kochała całym swoim sercem; drugi nigdy tych uczuć nie odwzajemnił.
— Kizashi, kochanie, ale zarosłeś! — Mebuki podeszła do nich z miską w ręku.
Ucałowała męża w policzek i uśmiechnęła się do niego. W jej oczach iskrzyła się radość.


Ogień w kominku wesoło tańczył, oddając swe ciepło domownikom. Trzyosobowa rodzina spoczywała na kanapie, oglądając telewizję i rozwodząc się nad misją ojca. Deszcz nie ustępował, choć wiatr i burza uspokoiły się już jakiś czas wcześniej. Pan Haruno obejmował wybrankę serca, mocno ją do siebie przytulając, jednak jego uwaga wciąż skupiała się na córce. Sakura siedziała z podkulonymi nogami, zaciskając palce na kubku wypełnionym gorącą czekoladą, i wpatrywała się w okno.
— Córciu, coś nie tak? — Kizashi poklepał dziewczynkę po ramieniu.
Mebuki również zwróciła wzrok w stronę młodej Haruno. Choć jej spojrzenie pozostało zawieszone na mokrej szybie, usta wygięły się w lekkim grymasie.
— Czemu tak leje? — mruknęła.
Rodzice zerknęli na siebie, marszcząc czoła.
— Wiesz kochana, to przez chmury... — zaczął ostrożnie ojciec, drapiąc się po karku.
— Nie o to mi chodzi, tato — prychnęła i zamknęła na chwilę powieki. — Czym tak naprawdę jest deszcz? Dlaczego tak przybija ludzi i towarzyszy im przy tych wszystkich smutkach?
Nienaturalna dla tego domu cisza, wypełniła salon. Choć odpowiedź na pytanie wydawała się tak prosta, oczywista, zdawało się, że wtedy jej zwyczajnie zabrakło. Żadna nie zaspokoiłaby ciekawości Sakury.
Mebuki zwiesiła do tyłu głowę i popatrzyła w sufit.
— Moja mama — zaczęła spokojnie — powiedziała mi kiedyś, że deszcz spada z nieba wtedy, kiedy ktoś do niego podąża. Jakaś dusza, która została zmuszona do pożegnania się ze światem żywych.
— Gdyby taka była prawda, nie przestawał by padać. Ciągle ktoś umiera — zauważyła dziewczynka.
— Masz rację... ale może tutaj chodzi o wyjątkowe osoby? Te, które nigdy niczym w życiu nie zawiniły. Nie popełniły żadnego grzechu, nikogo nie skrzywdziły, stawiały wszystkich ponad sobą. Chronili słabszych. Takie anioły, stąpające po ziemi wśród żywych.
— Anioły? — powtórzyła cicho Sakura. — Tacy ludzie to anioły...
Zielone oczy zwróciły się z powrotem w stronę okna.
— Myślę, że deszcz zaczyna padać dużo wcześniej — odezwała się po chwili. — Nie w momencie śmierci. Tak jakby ci na górze wiedzieli, że ktoś do nich dołączy i opłakują jego los.
Kizashi wiedział, że atmosfera powoli przeobraża się w bardzo melancholijną i ponurą. Dreszcze przebiegły wzdłuż jego kręgosłupa.
— Skupmy się na czymś weselszym! — Roześmiał się nagle, klaszcząc w dłonie. — Widziałem w tygodniku, że na trzecim programie leci dzisiaj wasza ulubiona komedia. Co wy na to?


Drobne, różane usta pozostawały wciąż rozchylone, a krople lodowatego deszczu nieustannie je zwilżały. Rubinowe plamy załamywały nieskazitelną, jaśminową skórę dziecka, spływając po czole i policzkach.
Yumi nie mrugnęła nawet raz, kiedy paraliż objął całe jej ciało. Choć utrzymywała szeroko otwarte powieki, zupełnie nic nie widziała. Opadła na kolana, prosto w szeroką kałużę, nie potrafiąc wydusić z siebie słowa. Ciężko było jej wziąć oddech.
— Nie! — Długi, rozrywający krtań wrzask Sakury, również nie wprawił jej w ruch.
Wdarł się jednak do jej umysłu, poruszając świadomość.
To działo się naprawdę. Nie — to słowo, wykrzykiwane jak mantra przez Haruno, przepływało przez dziecięcy umysł. Ibuka była za młoda, by wiedzieć czym jest tak brutalna śmierć.
Sakura wybiegła zza niej. Ciociu... Dziecko nie rozumiało, dlaczego żadne słowo nie chciało wydobyć się z jej ust. Chciała krzyczeć, ale nie potrafiła. Ciociu, czemu tak krzyczysz? Czemu tak płaczesz?
Wzrok młodych oczu zaczął się wyostrzać. Dostrzegała spory kształt, który osuwał się w dół, tuż przed nią. To człowiek. Kto to jest? Ciociu, kto to? Kto mu to zrobił? Czy ten ktoś żyje? Czy on umiera? Chcę pomóc, ale nie mogę. Nie mogę się ruszyć, boję się. Nie chcę tu być. Chcę się obudzić! Ciociu! Ciociu!


< < ♥ > >


— Naruto? — Sasuke zeskoczył ze swojego przeciwnika i opadł na ziemię, tuż przed blondynem.
Uzumaki zastygł w bezruchu i spoglądał przed siebie, jakby w transie, kiedy reszta podążała w stronę, w którą udały się dziewczęta. Pokonywali drogę na górę, ku kryjówce Orochimaru, a zastępy Wody wciąż deptały im po piętach.
— Naruto! — krzyknął Yamato. — Rusz się do cholery!
Ten jednak nadal stał w miejscu, marszcząc niespokojnie czoło. Tętnice zaczęły szybciej pompować krew w jego żyłach, a źrenice zwęziły się do minimalnych rozmiarów. Jego półprzytomny wzrok przeniósł się na twarz Uchihy.
— Tam się coś stało, Sasuke — wyszeptał.
— O czym ty mówisz? — warknął, osłaniając Uzumakiego przed napastnikiem. — Co miałoby się stać?
— Nie wiem, ale to coś złego — odparł, zaciskając pięści. — Od kiedy moja chakra połączyła się z tą, należącą do Kuramy, wyczuwam takie rzeczy.
— Nie wygaduj głupot! — Sasuke cały się spiął i pociągnął chłopaka w stronę reszty. — Z dziewczynami na pewno jest wszystko w porządku. Dałyby znać, gdyby tak nie było!
— Ale...
— Ten durny lis się myli! — wykrzyknął, lecz w jego głosie pojawiła się swego rodzaju obawa w prawdziwość tych przeczuć.
Wielka, żółta pięść, która uformowała się z części płaszcza, przywaliła w bok bruneta.
— Ała?!
— To Kyuubi — odparł Uzumaki, wciąż ściągając w zastanowieniu brwi.
Uchiha westchnął i ruszył z blondynem dalej, by dogonić Kakashiego. Naruto przyjrzał się swoim towarzyszom. Z niepokojem doliczył się tylko czterech osób, choć po odłączeniu się dziewcząt, została ich szóstka.
— Kogo brakuje? — zapytał głośno. — Sasuke, kogoś brakuje!
— Zastanów się, kto na tej misji jest tak samo narwanym kretynem, co ty...


< < ♥ > >


Pamiętam, jakby to było wczoraj. Te deszczowe dni. Następnego dnia, po powrocie ojca z czteromiesięcznej misji, mama wysłała mnie z kilkoma smakołykami do swojej koleżanki, Onoe, która należała do jednej z tych biedniejszych rodzin. Wciągnęłam na nogi czerwone kalosze i granatowy płaszczyk, chcąc choć w minimalny sposób uniknąć przemoczenia. Wyszłam przed dom i rozłożyłam parasol, kiedy zimne łzy nieba nie ustępowały. Mama pomogła mi założyć beżowy plecak i naciągnęła na moją głowę kaptur.
Kobieta i dwójka jej dzieci, mieszkała za przerzedzonym lasem, w którym znajdowały się pola treningowe. Nie przepadałam za zapuszczaniem się w tamtym kierunku, bo kojarzyły mi się one jedynie z morderczą konfrontacją drużyny siódmej z jej przyszłym opiekunem — Kakashim. Chcąc nie chcąc, jednak właśnie tą drogą musiałam iść.
Przeskakiwałam nad kolejnymi, nieregularnymi kałużami, rozmyślając nad tym, że Konoha była miejscem, którego nigdy nie chciałam opuszczać. Nie znałam wtedy smaku wojny i bardzo mnie to cieszyło. Historie o Trzeciej Wojnie Shinobi były dla mnie jedynie mglistymi wspomnieniami rodziny, które czasem wypływały na powierzchnię, podczas świątecznych spędów. Mimo braku tak wielkich bitew, mniejsze walki wciąż istniały. Konflikty pomiędzy krajami i wioskami nieustannie narastały i naprawdę ciężko było je zażegnać. Najgorzej było pomiędzy Wodą a Błyskawicą. Wspominając historię o znaczeniu deszczu, którą wspomniała wtedy matka, uwierzyłam, że wiele niewinnych dusz musiało oddać swoje życia w imię bezsensownej wojny.
Anioły.
Przedzierałam się przez dobrze znaną ścieżkę, kryjąc się pod koronami drzew przed ulewą. Dookoła nie wyczuwałam zupełnie nic, co nie komponowało się w żaden sposób z naturą. Jednak im bliżej placu trzeciego byłam, tym lepiej słyszałam jakieś rytmiczne dudnienie. Po niedługim czasie wyszłam na otwartą przestrzeń, gdzie w oczy rzucił mi się mój rówieśnik. Od felernego egzaminu na chuunina, nie dawał za wygraną, jak większość osób, które poniosły sromotną klęskę. Stracił wtedy tak wiele...
Zatrzymałam się niedaleko i obserwowałam go spod materiału parasola. Uparcie maltretował pień owinięty resztkami słomy. Wymach, cios. Wymach, cios. Wyskok, kop. Wyskok, kop. Nie miałam pojęcia, ile już tu siedział i czy sekwencje tych ciosów miały jakieś znaczenie, ale nie wyglądał dobrze. Nie chodziło o fizyczną powłokę; miałam wrażenie, że coś przykrego siedziało w jego głowie i sądziłam, że były to wspomnienia porażki.
Ludzie plotkowali, że spędzał tam całe dnie i noce. Ze zdartych kostek lała się krew, a ja nie rozumiałam, dlaczego tak bardzo szedł w zaparte. Wtedy mało co mnie interesowało poza Sasuke i moją ślepą miłością. Po własnej porażce podczas egzaminu nie czułam się specjalnie zmotywowana do dalszych starań.
Już otwierałam usta, by się przywitać, kiedy mój wzrok poszybował w innym kierunku. Z mojej prawej powoli zakradł lis. Patrzył na mnie niebezpiecznie ciemnymi, paciorkowatymi oczyma, świdrując wzrokiem. Możliwe, że w normalnej sytuacji nie wpadłabym w panikę, jednak po wielu ostrzeżeniach rodziców, lekcjach w Akademii i zdjęciach z podręczników, szybko zorientowałam się, że zwierze było chore na wściekliznę. Piana toczyła się z jego pyska, a oczyska pokryte były gęstą ropą. Szczerzył kły, cicho powarkując. Byłam tak wystraszona, że nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Ostrożnie się cofałam, krok za kroczkiem, aż w końcu potknęłam się o korzenie dębu i runęłam na tyłek.
— Proszę, nie! — krzyknęłam, kiedy rudzielec zaatakował.
Osłoniłam twarz ramionami, nie chcąc, by wpił w nią swoje zębiska. Lecz oczekiwane wcale nie nadeszło. Chłopak ruszył mi z pomocą; szybko pojawił się obok, zapewne wcześniej dostrzegając całą sytuację. Kopnął mocno zwierzę, wywracając je na ziemię. Lis jednak nie miał zamiaru dać za wygraną. Wybawiciel podnosił kamyki i rzucał nimi w rudzielca, aż ten odpuścił i uciekł z powrotem do lasu.
— Wszystko w porządku, Sakura? — zapytał, podając mi rękę.
— Nie wiem — odparłam wciąż lekko sparaliżowana strachem. — Chyba tak.
— Dobrze, że cię zauważyłem — zaśmiał się zuchwale — gdyby nie ja, mogłoby się to skończyć tragicznie.
— Nie uważasz, że za wiele czasu poświęcasz treningom?
Zbity z pantałyku, popatrzył na mnie zaskoczony. Sama nie rozumiałam, dlaczego tak nagle wyskoczyłam z tym pytaniem. Chłopak westchnął i zerknął na zniszczony pień, a potem na swoje poharatane dłonie.
— Nie wiem, Sakura — odparł szeptem — straciłem wtedy wszystko. Silną wolę, honor, przyszłość.
Popatrzył w zachmurzone niebo, przyjmując na twarz chłodne krople deszczu.
— Podziwiam cię — przyznałam zawstydzone, odwracając wzrok gdzieś w bok — masz zapał, którego nam wszystkim brakuje.
— Ojoj — parsknął wesoło, drapiąc się po karku. — Nie spodziewałem się, że kiedyś coś takiego od ciebie usłyszę, Sakura. Po prostu nie chcę się poddać. Chcę coś osiągnąć, wygrać ze słabościami. Pozostała mi tylko jedna droga, więc chcę nią dumnie podążać. — Uśmiechnął się promiennie, podając mi z ziemi parasolkę. — Całe życie przede mną. Wierzę, że kiedyś was dogonię.
— Więc ja również w ciebie wierzę. — Uśmiechnęłam się, obserwując, jak się zarumienił.
Słyszałam dzwony. Wybiła szesnasta, a właśnie o tej godzinie miałam znaleźć się przed drzwiami pani Onoe. Wypuściłam głośno powietrze i ponownie posłałam chłopakowi ten przyjazny wyraz twarzy.
— Muszę uciekać — oznajmiłam ponuro, kryjąc się przed deszczem pod parasolem — jestem już spóźniona.
— Nie ma sprawy — odparł i założył na moją głowę kaptur, zupełnie jak mama. — Do zobaczenia, Sakura.
— Cześć! — Zwróciłam się na pięcie w kierunku kolejnej, leśnej ścieżki. — Ach, zapomniałabym!
Odwróciłam w jego kierunku głowę. Popatrzył na mnie uważnie.
— Dziękuję za ratunek, Lee.


Błękitne oczy dziecka otworzyły się szerzej, a zimne powietrze wypełniło niewielkie płuca. Yumi obserwowała, jak Haruno szarpie ciałem Rocka, wykrzykując wniebogłosy jego imię. Ibuka w końcu wróciła na ziemię.
— Lee! Nie, proszę! — Sakura klepała dłonią brudną twarz przyjaciela, resztką chakry próbując przytrzymywać wszystkiego jego funkcje życiowe w normie. — Ocknij się, draniu!
Kunoichi błądziła przerażonym spojrzeniem po jego buzi, spazmatycznie oddychając. Jej łzy mieszały się z deszczem.
Powieki chłopaka zadrżały lekko, tak samo jak usta. Zaczął się krztusić, wypluwając sporo krwi. Dziewczyna zdawała sobie sprawę z tego, że jedną nogą był na tamtym świecie.
— Lee, proszę no! Proszę!
Wtedy dostrzegła, że otworzył lekko oczy, a jego usta wygięły się w zbolałym uśmiechu.
— Nic ci nie jest? — zapytał cicho, zaciskając palce na jej dłoni.
Pokręciła nerwowo głową.
— Wujek! — Zapłakany głos Yumi przedarł okolicę.
Dziecko podbiegło do nich i złapało za kamizelkę Rocka, lekko nią szarpiąc.
Sakura czuła, jak cała drży i traci czucie w mięśniach. Popatrzyła na Mizukage, która stała nieopodal i przyglądała im się z triumfalnym wyrazem twarzy. W jej głowie pojawiło się wspomnienie wściekłego lisa, którego utożsamiała z tą kobietą.
— Takie są konsekwencje wojny — wyszeptała Mei. — Gdybyście nas nie zdradzili, wszystko mogłoby się potoczyć zupełnie inaczej.
— Zamilcz, suko! — ryknęła Haruno, dotkliwie raniąc dumę kobiety. — Zbliż się chociaż o krok, to cię rozszarpię!
— Ty mała ździro!
Terumi rozpoczęła swoje natarcie. Kiedy miała zamiar wyprowadzić kopniaka prosto w głowę Haruno, ktoś ją powstrzymał. Silny cis posłał Mizukage w stronę skał.
— Ashi... — wyszeptała Sakura, wpijając wzrok w plecy dziewczyny.
Obok Yumi pojawiła się przerażona Hinata, która powstrzymywała łzy na widok Lee.
— Zajmijcie się Rockiem — warknęła Tokuno, cała się spinając. — Ja się zajmę tym wstrętnym babskiem.
— Ty chcesz mnie powstrzymać?! — Głos Mei wprawił ziemię w drżenie, a dziewczęta w osłupienie. — Twoja matka nie miała żadnych zadatków na kunoichi, tak samo jak jej zachlany mężulek. Jakim niby cudem masz mieć ze mną jakiekolwiek szanse?!
Hyuuga wymieniła z Haruno skonsternowane spojrzenia.
— Gdybyś choć trochę chciała poznać rodzinę swojej siostry, wiedziałabyś, że matka mojego ojca była wykwalifikowaną członkinią ANBU z elitarnych jednostek Wody.
— Swojej siostry? — powtórzyła beznamiętnie Hinata.
— Twoja zdzirowata matka nie chciała stosować się do moich rozkazów — warknęła Mizukage. — Dlatego skończyła jako dziwka!
— Cieszę się, że nie wdawałam się w stronę matki — wyszeptała Tokuno, zaciskając palce.
Ułamek sekundy później doskoczyła do Mei i zaczęła z nią walczyć. Zielone tęczówki przeniosły wzrok na Hinatę, która prawdopodobnie jeszcze przetwarzała nowe informacje.
Yumi błądziła drobnymi dłońmi po twarzy Lee i głośno zawodziła. Jej płacz łamał wszystkie okoliczne skały, nakrapiając je swoim smutkiem i strachem. Ciągnęła noskiem i pojękiwała tak, jakby to ją ktoś ranił.
— Dobrze, że was zauważyłem. — Słaby głos Rocka zwrócił uwagę dziewcząt. — Gdyby nie ja... Mogłoby się to skończyć tragicznie, hah.
Sakura dotknięta tymi słowami, wyrwanymi z przeszłości, rozpłakała się na nowo. Nie mogła uwierzyć, że pamiętał to tak dokładnie, jak ona sama.
— Nie, nie, nie... — szeptała, wyciągając spod jego głowy rękę. — Nie mów nic, bądź cicho.
Spostrzegła, że nóż wbił się w jego prawą pierś. Odetchnęła lekko, że nie przebił on serca. Chciałą chwycić za rękojeść i powoli je wysunąć, resztkami chakry kontrolując jego krew, jednak złapał ją za dłonie i je odsunął.
— Zostaw, to bez sensu — wychrypiał, nadal się uśmiechając.
— Nie pieprz głupot, Lee — warknęła, chcąc ponowić manewr, jednak tym razem to Hinata ją powstrzymała.
Hyuuga pokręciła przecząco głową, przymykając powieki.
— Nie możesz nic zrobić, Sakura — szepnęła.
— Przecież ta dziwka nie trafiła go w serce! Nawet Byakugan nie jest ci potrzebny do tego, by to zobaczyć.
Lee zaśmiał się słabo i zamknął oczy.
— Widzisz, jak wielki pech towarzyszy mi przez całe życie? — zapytał spokojnie.
Haruno patrzyła to na przyjaciółkę, to na Rocka. Ibuka w dalszym ciągu nie przestawała płakać. Szarpała swoją bluzą na wszystkie strony, chcąc gdzieś ulokować swój dziecięcy gniew i żal.
— Sakura, Lee ma dekstrokardię. Miałaś prawo nie wiedzieć...
— Zawsze, kiedy starałem się o badanie u ciebie, ktoś mnie uprzedzał — wspomniał z trudem chłopak. — Skoro nigdy mnie nie leczyłaś, nie byłaś świadoma takich rzeczy.
— Nie możesz umrzeć — powiedziała, jakby to było oczywiste. — Uratowałeś mnie zbyt wiele razy. Nie pozwolę na to.
Czuła że uścisk jego dłoni stawał się coraz lżejszy.
— Lee! Nie możesz!
— Obiecaj mi tylko jedno...
— Lee!
— Obiecaj, że będziesz szczęśliwa...
Jego dłoń zsunęła się w dół, a klatka piersiowa przestała się ruszać. Jego usta wyginały się w lekkim uśmiechu, a twarz wyglądała na niebywale spokojną.
— Lee?! Lee! — Sakura zaczęła nim potrząsać, jak w jakimś amoku.
Hinata z trudem starała się odciągnąć dziewczynę, jednak ta nie dawała za wygraną. Po krótkiej szarpaninie opadła w końcu na ziemię i wlepiła otępiałe spojrzenie w ciało przyjaciela.
Hyuuga wzięła na ręce Yumi i przytuliła do siebie łkające dziecko.
— Pomszczę cię, obiecuję — wyszeptała Haruno, biorąc głęboki wdech. — Obiecuję...
Dziewczyna popatrzyła w niebo, przypominając sobie tamten wieczór. Lee był jednym z tych ludzi, którym śmierć w zupełności się nie należała.
Stanęła na chwiejnych nogach i przeszła nad Rockiem. Jej oczy były opuchnięte i podrażnione, co rozmazywało jej obraz.
Mizukage wyprowadziła cios, trafiając prosto w brzuch Ashi. Dziewczyna została sile wyparta i odrzucona w tył, jednak wylądowała w ramionach Haruno, na której praktycznie nic już nie robiło wrażenia. Czuła się pusta.
— Dzięki — mruknęła Tokuno, chcąc wrócić do walki.
Głos przyjaciółki jednak ją powstrzymał.
— Idź do Hinaty — nakazała.
— Ale...
— Idź, to rozkaz — warknęła, nie ściągając wzroku z Mei.
Ashi pokornie zaczęła się wycofywać, aż doszła do Hinaty.
Haruno zauważyła jakieś cienie. Dwa kształty przedostały się szybko w jej kierunku. Kiedy dojrzała znajomą twarz, poczuła w sercu ukłucie.
— Sakura... — szepnął Inuzuka, widząc przyjaciółkę w opłakanym stanie. — Zdążyłem prawda? Co się sta...
Jego wzrok powiódł w stronę ciała Lee. Czarna rozpacz dosięgła również jego. W przeciągu kilku następnych chwil, na miejscu pojawili się już wszyscy. Zszokowani chłopcy wpatrywali się w martwego przyjaciela, ulegając przy tym skrajnym emocjom.
— Spóźniliście się — wyszeptała Haruno, z pewną dozą żalu.
Żalu o to, że nikt nie mógł go uratować.
Z przestrachem dostrzegła jednak, że pośród nich wciąż nie było nigdzie Saia. Bała się, że został zamordowany, albo porwany. Przez te wszystkie myśli przechodziły ją niewyobrażalne dreszcze. Wzięła głęboki wdech i ostrożnie wypuściła nosem powietrze, po czym skupiła wzrok na Mei. Kobieta dostrzegła w nim potworną rządzę krwi, która wprawiła ją w obawy. Przestała czuć się tak pewnie w obecności tych wszystkich ninja.
— Nie rób niczego pochopnie — wyszeptał Hatake, stając ramię w ramię z Haruno.
— Chciała zabić Yumi — odparła. — Lee nas osłonił.
— Nie możesz stracić nad sobą panowania.
Prawił jej morały, a sam ledwo trzymał swoją wściekłość w ryzach.
— Chcę ją zabić, Kakashi.
Za Mizukage pojawił się poturbowany Ao i jego młodszy kolega.
— Nie możesz. — Powstrzymał ją, kiedy chciała ruszyć przed siebie. — Mogą zostać wyciągnięte wobec ciebie konsekwencje. Nie ważne do czego ta szuja się przyczyni, tytuł Kage jest jak jebany immunitet.
— Nie interesuje mnie to.
Ugięła nogi, gotowa do wyrwania się Kakashiemu i rzucenia na Terumi. Po raz kolejny została jednak powstrzymana. Yumi wybiegła z jej lewej strony i szarżowała prosto na Mizukage. Kręciła w rozpaczy głową i wyła głośno, roniąc gęste łzy.
— Nie zabijaj! — wrzasnęła. — Nie zabijaj już nikogo! Weź mnie! Nie rób nikomu krzywdy, błagam! Zrobię wszystko.
Mei z zadowoleniem rozpostarła ramiona.
— Trzeba było tak od razu — mruknęła. — Chodź do mnie, ciasteczko!
— Yumi, nie!
Sakura i Kakashi wyrwali przed siebie, całkowicie spanikowani. Sakura nagle doznała wrażenia, że powróciły do niej pokłady chakry; myśl o tym, że nie chciała pozwolić na kolejną, bezsensowną śmierć, dodała jej siły. Poświęcenie Lee nie mogło pójść na marne, a Mei nie mogła położyć swoich łapsk na Yumi.
Ibukę dzieliło od kobiety dosłownie kilka metrów. Haruno odbiła się mocno od ziemi i chwyciła dziewczynkę w ramiona. Przycisnęła ją do siebie i odskoczyła na bok; miejsce, w którym ułamek sekundy wcześniej się znajdowała, zostało zajęte przez monumentalne cielsko Manabu. Wilk zeskoczył ze skał i dołączył do sojuszników.
— Zostaw mnie! — Yumi zaczęła się szarpać. — Już nikt nie może umrzeć! Oddajcie mnie!
— Yumi! — krzyknęła kunoichi, próbując zwrócić na siebie jej uwagę. — Yumi! Popatrz na mnie, dziecko!
Chwyciła w dłonie drobną twarzyczkę i siłą skierowała ją w swoją stronę.
— Wujek Lee poświęcił się po to, byś mogła dalej żyć — wyszeptała. — Chcesz tak po prostu to zmarnować? Okazać całkowity brak szacunku po tym, co dla ciebie zrobił?
— N-nie chcę... — jęknęła, kręcąc główką. — Nie chcę! Nie chcę by ktokolwiek jeszcze umierał!
Małe ciałko drżało od spazmatycznego płaczu. Błękitne oczy powiodły rozżalonym spojrzeniem po jej nowych przyjaciołach, którzy okazali jej swoje wielkie serca. Hinata klęczała, trzymając w ramionach ciało Rocka, a obok niej czuwała Ashi. Ten widok ją dobijał. Kiedy jednak zauważyła za swoimi sojusznikami zdyszanego Menmę, lekko oprzytomniała.
— Uważajcie! — ryknął Inuzuka.
Sakura zdążyła jedynie odwrócić głowę, y zauważyć, że w ich stronę pędziły spore kule, ulepione z rozżarzonej lawy. Krótka kalkulacja pozwoliła jej zrozumieć, że nie miała szans uciec, jednak pomiędzy nimi a pociskami, pojawiła się gruba ściana z drewna.
Poddana wysokiej temperaturze, szybko obróciła się w popiół. Yamato i Inuzuka osłaniali Hyuugę i Tokuno, natomiast Sasuke, Naruto i Kakashi stanęli naprzeciw samej Mizukage.
— Zapłacisz nam za śmierć Lee — warknął rozwścieczony Naruto.
— Oddajcie mi tego bachora — odezwał się Ao — wtedy oszczędzimy Konohę.
— Stul jadaczkę i wracaj na swój statek, piraciku za dwa grosze — wycedził Uchiha, wpatrując się w przepaskę mężczyzny.
— Przykro mi, Mei — powiedział Kakashi, z wciśniętymi w kieszenie spodni dłońmi — ale nie oddamy ci naszej Yumi. Zostaje z nami, czy tego chcesz, czy nie.
— N-naszej? — wyłkało dziecko.
Błękitne oczy zwróciły się w stronę Sakury. Klęcząca przed nią Haruno uśmiechnęła się blado, zaciskając palce na jej ramionach.
— Pokochaliśmy cię, rozumiesz? — wyszeptała. — Stałaś się częścią naszej wielkiej rodziny, która dba o siebie nawzajem. Miałaś prawo nas znienawidzić za to, co przed tobą ukrywaliśmy... problem polega na tym, że twój pobyt u nas nawet przez chwilę nie był traktowany jako misja. Każde z nas jest w stanie zrobić dla ciebie to samo, co wujek Lee. Czy teraz w nas wierzysz?
Yumi przyglądała jej się szeroko otwartymi oczyma. Nawet nie drgnęła, prawdopodobnie trawiąc to, co powiedziała do niej Haruno.
— Sakura...
Kunoichi spojrzała w kierunku Kakashiego. Nie patrzył na nią, kryjąc za plecami dłoń z wyprostowanymi trzema palcami. Według umownych znaków, rozkazał jej, by uciekała gdziekolwiek, byle jak najdalej od miejsca walki.
Gwizdnęła głośno, zwracając na siebie szczególną uwagę przyjaciół. Chwyciła dziewczynkę i wskoczyła na kolejną, skalną półkę. Tuż za nią podążył Kiba, Akamaru i Menma. Yamato pozostał przy dziewczętach, a reszta wciąż mierzyła się wzrokiem z Mizukage.
— Znowu zabawa w berka? — jęknęła kobieta. — Zaczynacie mnie męczyć.
Wyskoczyła w górę, jednak wielkie, pomarańczowe łapsko chwyciło ją za nogę i brutalnie sprowadziło na dół.
— Gdzie się wybierasz? — warknął Naruo. — Zapłacisz nam za to, już ci to powiedziałem.
Przez jego głos przedzierała się wściekłość samego Kuramy.
— Może innym razem, kochanieńki — wyszeptała.
Jej ciało zamieniło się w lawę i rozlało na skalne podłoże.
— Klon? — Sasuke uaktywnił Sharingana i przyjrzał się dwójce pomagierów kage. — Kakashi, ruszajcie za Sakurą. Niech kapitan zostanie i zajmie się dziewczynami. Ja wezmę tę dwójkę na siebie.
Nim odeszli, Sasuke sięgnął do kieszeni bluzy. Wyjął z niej zieloną maskotkę, którą rzucił Hatake. Mężczyzna złapał ją i popatrzył na chłopaka.
— Może się przydać, choćby do wytropienia dziewczyn przez twoje Ninkeny. Z resztą, mała ją chyba lubi. Szkoda byłoby, żeby się zniszczyła.
Kakashi skinął do niego głową i razem z Naruto, ruszyli na górę. Sasuke ustawił się bojowo, wznosząc w powietrze swoją katanę. Uśmiechnął się zawadiacko, pochylając ciało do przodu.
— Zapraszam.


< < ♥ > >


— Przepraszam...
Szept Yumi sprawił, że straciła koncentrację i prawie się z nią przewróciła. Stęknęła głośno i zacisnęła zęby, biegnąc dalej. Za nic nie chciała zwalniać. Tuż za nią podążał Kiba, a ich plecy osłaniali Menma i Akamaru.
— Za co, Yumi? — zapytała spokojnie, patrząc przed siebie.
— Nie powinnam być zła — jęknęło dziecko. — Chcieliście pomóc dziadkowi mnie chronić.
— Cieszę się, że to zrozumiałaś.
Haruno odwróciła lekko głowę, by dziewczynka mogła dostrzec jej słaby uśmiech.
Kunoichi zatrzymała się gwałtownie, tak samo jak reszta i wlepiła strwożony wzrok w dół. Podłoże drżało. Przerażający szczęk skał dochodził do nich niemalże z każdej strony, aż w końcu ziemia się rozstąpiła. Kamienna powłoka pękała pod ich stopami; szczeliny w mgnieniu oka rozciągały się we wszystkie strony, a pierwsze fragmenty skał zaczęły zsuwać się w dół.
— Co to, kurwa, jest?! — ryknął Kiba, przeskakując na jedno z pozornie bezpieczniejszych miejsc.
Z dołu buchnęło niewyobrażalne gorąco, wznosząc długie, różowe kosmyki w górę. Sakura poczuła, jak Ibuka zsuwa się z jej pleców. Chwyciła ją w ostatniej chwili i dopiero wtedy dostrzegła źródło ciepła. Tuż pod nimi utworzył się szeroki krater, wypełniony po brzegi płynną, gorącą lawą.
— Suka — warknęła Haruno, rozglądając się wokół.
Wiedziała, że Mei siedziała im na ogonie.
— Mówiłam, że mi nie uciekniecie!
Mizukage opadła na ziemię, tuż przy Kibie i Akamaru. Ominęła ich, traktując jak niewarte uwagi śmiecie i zaczęła iść powoli w stronę dziewcząt.
— Nie oddamy ci jej!
Kiba bez namysłu rzucił się w stronę kobiety. Terumi jednak zwinnie uniknęła jego ciosu i chwyciła chłopaka za szyję, wznosząc go ponad siebie.
— Nie! — Cichy pisk wyrwał się z gardła Sakury.
Mizukage zwróciła wzrok ku dziewczynie, kąśliwie się uśmiechając.
— Oh, czyżbym trzymała w dłoni kruche życie kolejnego z twoich bliskich przyjaciół, Sakuro?
Długie palce zacisnęły się jeszcze mocniej na szyi Inuzuki. Chłopak zaczął wierzgać nogami i charczeć, próbując się uwolnić.
— Zostaw go! — ryknęła Haruno, zbliżając się do krawędzi skarpy.
Gorące powietrze stwarzało jednak barierę, którą ciężko było jej przebić. Podniosła przerażony wzrok na przyjaciela, czując, jak zapłakana Yumi ściska jej rękę.
Akamaru podbiegł do nich, by ratować swojego właściciela, jednak został łatwo odrzucony przez Kage.
— Zostaw go! — powtórzyła rozpaczliwie dziewczyna.
Zaczęła cofać się do tyłu, widocznie chcąc nabrać rozpędu i przeskoczyć.
— S-sakura... Nie! — wydusił Kiba.
Widząc desperację przyjaciółki, a także wiedząc, że była zdolna do wielu rzeczy, wziął się w garść. Odchylił do tyłu dolne partie ciała, by z rozmachem sprzedać Mei kopniaka w brzuch. Zaskoczona kobieta rozluźniła uścisk, z którego udało mu się uciec, jednak nie był w stanie odejść zbyt daleko. Opadł na kolana, trzymając się za obolałą szyję i nieustannie się dusił.
Sakura zaciskała boleśnie szczęki, cała się trzęsąc. Nie miała pojęcia co robić, dopóki Ibuka nie zaczęła krzyczeć i szarpać jej spodni.
— Ciociu!
Wzrok Haruno poszybował za jej plecy i spotkał się z przeszywającym spojrzeniem samego Manabu. Wilczysko obstawiało jej jedyną drogę ucieczki; były w potrzasku. Czuła, że ich szanse na przeżycie zakończyły się właśnie w tamtym miejscu. Kiedy jednak zerknęła na Yumi, próbującą uspokoić oddech, zrozumiała, że nie mogła tak szybko odpuścić.
— Potrzebujesz tylko tego smarkacza, tak? — Głos czarnego wilka zagrzmiał nad głowami dziewcząt. — Tą różową mogę zabić?
— Rób, co ci się żywnie podoba. Potrzebny mi dowolny fragment ciała tego dzieciaka, bym miała co wysłać Raikage jako prezent — wymamrotała Mei, zbliżając się do krawędzi po swojej stronie.
Zwierzę wyszczerzyło białe kły, przełamując idealną czerń jego futra. Powoli stąpał w stronę Sakury i Yumi, powarkując złowrogo. Haruno chwyciła dziewczynkę i przycisnęła ją mocno do siebie, chowając twarz w jej włosach. Przepraszała ją, czując, jak ciężkie oddechy wroga mierzwią ich włosy.
Coś jasnego rozświetliło okolicę. Biały płomień przeskoczył nad nimi i opadł zaraz za Manabu. Elektryczny ładunek powiększał się z każdą chwilą.
— Sakura, na ziemię! — ryknął Menma.
Naelektryzowane powietrze uniemożliwiało normalne oddychanie. Sakura jednak napięła ciało i odskoczyła jak najdalej, wiedząc, że sam upadek na ziemie nie miał szans uratować ich przed wystrzałem Menmy, który zamieniłby je w popiół.
— Psie! — wrzasnęła przy tym, chcąc zwrócić na siebie uwagę Manabu.
Rozwścieczony takim przytykiem, chciał natrzeć prosto na nią. Nie zdążył jednak przebyć nawet metra, bo ładunek Menmy uderzył w jego ciało, odsyłając je dużo dalej.
Czarne futro balansowało w powietrzu, kiedy czarne wilczysko oscylowało na krawędzi niepewnej płyty. Zsunął się z niej, desperacko próbując wciągnąć się z powrotem.
— Żegnaj, bracie — wyszeptał biały wilk.
Szpony  Manabu zostawiły w skale jedynie głębokie żłobienia, a cielsko runęło w przepaść, prosto w toczącą się na jej dnie lawę. Ryk zwierzęcia niósł się echem przez najbliższą okolicę, budząc nawet zmarłych.
— Nareszcie — sapnął Menma, wracając do swojej naturalnej wielkości.
Sakura czuła ucisk w gardle. Zachciało jej się płakać, kiedy zrozumiała, że połowę problemu mieli za sobą. Nerwowo rozejrzała się wokół za Mizukage. Zamiast niej zarejestrowała nieprzytomnych Kibę i Akamaru.
— Bu!
Dziewczyna dosłownie cisnęła dziewczynką w stronę Menmy, przyjmując na siebie cios Terumi. Kobieta, chwilę później, chwyciła ją za włosy i pociągnęła w górę.
— Napsułaś mi dzisiaj wiele nerwów, gówniaro — wycedziła, przez zaciśnięte zęby, szarpiąc różowymi kosmykami. — Zapłacisz mi za to wszystko, rozumiesz? Ty i każdy inny.
— Sakura!
Głos Kakashiego sprawił, że do oczu Haruno napłynęły łzy. On i Naruto zatrzymali się przy samej krawędzi jednej z płyt, z przerażeniem rejestrując, że tuż pod nimi płynęła lawa. Za ich plecami pojawili się już inni.
Sakura czuła się beznadziejnie, kiedy przyjaciele obserwowali jej kolejną porażkę. Bolało ją serce.
— Stać! — wrzasnęła Mizukage, kiedy Kakashi i Naruto szykowali się do skoku.
Haruno poczuła na szyi lodowatą stal. Przełknęła głośno ślinę, kiedy do jej głowy wtargnęły myśli z ich egzaminu na chuunina.
— Jeszcze jeden krok, to pozbawię ją głowy — warknęła Mei. — Chyba nie będziecie juz kwestionować mojego okrucieństwa, po tym, jak wykończyłam waszego przyjaciela.
— Kurwa — syknął Kakashi — dawno nie byłem w tak beznadziejnej sytuacji.
— Jeżeli oddacie mi bachora, oszczędzę ją!
Kakashi zbył słowa kobiety; wiedział, że musiał znaleźć inny sposób. Zwrócił głowę w bok i spostrzegł Sasuke, który z wolna się do nich zbliżał. Uchiha z otwartymi ustami i zmarszczonym czołem obserwował Sakurę. Hatake zauważył, że Naruto również wyglądał jakoś dziwnie. Nie rozumiał, o co im chodziło.
— Ona znowu to zrobi? — wyszeptał Sasuke. — Przecież to za nic nie wypali!
— Nie wierzę — zawtórował mu Uzumaki.
Kakashi zwrócił spojrzenie w stronę Haruno. Dziewczyna, wykorzystując zdenerwowanie i dekoncentrację kobiety, sięgnęła do pokrowca, przyczepionego do pasa. Nie miał pojęcia, co chciała zrobić jego ukochana, ale domyślał się, że było to coś spektakularnego, skoro pozostałą dwójka z jego dawnej drużyny, przyglądała jej się z niemałym szokiem.
Haruno chwyciła za nadgarstek kobiety i zrobiła coś, czego Kakashi w życiu by się nie spodziewał. Wolną dłonią rozerżnęła taflę gęstych, różowych włosów, uwalniając się z sideł swojego oponenta. Jej pięść została otoczona przez zieloną poświatę; smukłe ciało wykonało półobrót, a zaciśnięta dłoń młodej kunoichi, wbiła się w brzuch Mizukage.
— W ten sposób uratowała nam życie na egzaminie na chuunina — wyszeptał Sasuke. — Dokładnie ten sam...
Hatake poczuł w sercu nieprzyjemne ukłucie. Nie chodziło o to, że jego ukochana pozbawiła się jednego ze swoich wspaniałych atutów. W tamtej chwili zaczęło do niego docierać, do jak wielu poświęceń Sakura była gotowa.
Haruno chciała złapać Yumi i uciec z nią na bezpieczniejsze podłoże, jednak Mei prędko ją powstrzymała, chwytając za dziewczęcą kostkę. Kunoichi runęła na ziemię, jednak nie dała się stłamsić. Energicznie odwróciła się na plecy i kopnęła Terumi prosto w zęby.
— Menma! — wrzasnęła, podnosząc się. — Zabierz stąd Yumi! Migiem!
Ibuka nie chciała jednak oddalać się od przyjaciół i zaczęła się odczołgiwać, by przypadkiem wilk jej stamtąd nie zabrał.
— Czemu jesteś taka uparta — syknęła Mizukage, dopadając dziewczynę.
Brutalnie uderzyła nią o skałę i władowała kolano w płaski brzuch, którego Sakura nie zdążyła napiąć.
— Może to czas, byś sama sprawiła sobie dziecko i zrozumiała, jak to jest walczyć o jego życie! — ryknęła, odpychając ją od siebie.
Mei się zachwiała, jednak nie upadła na ziemię. Rozwścieczona chciałą ją kopnąć, jednak dziewczyna osłoniła się ramionami.
— Przecież to nie twój bachor! Miałaś za zadanie jedynie jej przypilnować, więc o czym ty pieprzysz, smarkulo!
Sakura wpakowała jej pięść w twarz, w końcu posyłając Terumi na ziemię.
— Nie wszyscy są tak bezdusznymi egoistami, jak ty... — warknęła.
Mizukage szybko przejęła swoją kolej na oddanie ciosu i podkosiła dziewczynę. Sakura upadła na plecy i została szybko przygwożdżona do ziemi. Kobieta zaczęła okładać jej twarz pięściami, wrzeszcząc przy tym z wściekłości. Blada skóra Haruno zalała się krwią.
— Zostaw!
Wrzask Yumi zdekoncentrował Mei. Dziecko bez namysłu rzuciło się na nią i zaczęło gryźć gdzie popadnie. Nie przestawała, mimo tego, że Terumi uderzyła ją kilkukrotnie w głowę. Sakura z trudem podniosła się na nogi, by zaraz dopaść swojego wroga. Dziewczynka mimowolnie została odsunięta od walki. Z przerażeniem obserwowała wszystkie ciosy, jakie sobie zadawały. Nie rozumiała, skąd brała się ta nienawiść i agresja.
Ścierające się kobiety nawet nie zauważyły, kiedy przekoziołkowały w pobliże krawędzi. Gorąc z dołu szybko jednak uświadomił im ich położenie. Strwożona Yumi i rozwścieczony Menma, zaczęli zbliżać się w tamtym kierunku, chcąc uwolnić przyjaciółkę.
— Nie! — ryknął Hatake. — Uciekajcie stamtąd!
Kiedy cała czwórka znajdowała się już na skraju, skaliste podłoże zaczęło pękać i obsuwać się w dół. Groźny szczęk powstrzymał Haruno przed jakimikolwiek ruchami. Coraz większe fragmenty skał spadały w dół.
— Menma! — wrzasnęła Sakura, zrzucając z siebie Mei.
Ziemia pękła; platformy, na których się znajdowali, zsunęły się w dół. Do uszu dziewczyny docierały wrzaski wszystkich jej przyjaciół. Zielone oczy obserwowały, jak skalna płyta oddala się od niej, a na niej Yumi i wilczy przyjaciel, pozbawiony jakiejkolwiek energii.
— MENMA!
Dziewczyna zaczęła czuć, że ziemia pod nią również pęka.  Kiedy niebezpiecznie się przechyliła, czyjeś ramiona mocno ją objęły; wznosiła się ku górze. Czuła specyficzny zapach perfum Saia, jednak nawet przez ułamek sekundy nie celebrowała jego obecności.
Wbiła wzrok w wilka, który posłał jej ostatnie, przepraszające spojrzenie. Chwycił płaczące dziecko za ubrania, swoimi ostrymi zębiskami, i zamachnął się na tyle, na ile pozwalały mu siły. Cisnął dziewczyną w stronę chłopaków. Kakashi, wykonując wspólny manewr z Sasuke, pochwycił Ibukę i przycisnął ją do siebie, samemu nie mogąc oderwać oczu od spadającego zwierzęcia.
Terumi zsunęła się z płyty i z przeraźliwym wrzaskiem spadła w dół.
— Menma! — pisnęła rozpaczliwie Haruno.
Pomarańczowa łapa, stworzona z chakry Kuramy, nie zdołała go chwycić. Wybuch rozżarzonej cieczy, zmusił wszystkich od odsunięcia się na kilka metrów.
Sakura głośno płakała, wtulając twarz w brudną bluzę Saia. Chłopak skierował atramentowe stworzenie w stronę reszty, nieustannie ją przepraszając, za swoją nieobecność. Uważał, że gdyby nie dał się pojmać, na pewno pomógł by na tyle, by ocalić Menmę.
Wylądowali na bezpiecznym podłożu. Chłopak zeskoczył na ziemię, trzymając przyjaciółkę na rękach. Półprzytomny Kakashi zbliżał się w ich kierunku, a zaraz za nim Sasuke, trzymający w ramionach Yumi.
Haruno odchyliła posiniaczoną, umazaną krwią twarz i pozwoliła postawić się na ziemi. Kiedy tylko Hatake pojawił się obok, wpadła w jego objęcia i zaczęła zanosić się płaczem, wciąż krzycząc coś o niesprawiedliwości losu. Obwiniała się za wszystkie straty i za śmierć jej przyjaciół, do której nigdy nie powinna dopuścić.
Smutek pochwycił w sidła ich wszystkich. Tragedia, jaka dotknęła Konohę tego dnia, była jedynie zwiastunem niedalekiej przyszłości, której żadne z nich się nie spodziewało.
Nie chcieli wracać do domu. Bali się tego, co tam zastaną. Bali się złożyć raport. Bali się przyznać do poniesionej klęski, mimo tego, że pierwszorzędny cel misji został osiągnięty.
Yumi czuła, jak popękało jej serce.


< < ♥ > >


— Ashi — szepnął Yamato — wiesz, że żadne z nas nie zmieniło do ciebie stosunku... Ale dlaczego ukrywałaś pokrewieństwo z Mizukage? Możesz zostać teraz podejrzewana o zdradę.
— Wyglądam na zdrajcę? — warknęła Tokuno, bandażując nogę Saia. — Powiem wszystko, co będzie trzeba.
Kakashi siedział na ziemi, trzymając w ramionach Sakurę. Choć przestała płakać już jakiś czas wcześniej, wciąż była roztrzęsiona. Nie potrafiła opanować piekła, jakie rozpętało się w jej sercu.
Yumi natomiast nie przestawała płakać, kuląc się w objęciach Inuzuki. Czuła się winna wszystkiego, co zaszło tego dnia. Nie przyjmowała do siebie żadnych zaprzeczeń ze strony otaczających ją ludzi. Żadnych słów pocieszenia. Pragnęła jedynie zniknąć, albo otrzymać jakąś karę, w ramach odpowiedzialności za to, co się stało.
— Kakashi...
Słysząc słaby szept Haruno, spuścił lekko głowę, by na nią popatrzeć.
— Wracajmy do wioski — poprosiła, zaciskając dłoń na jego koszulce.
— Jesteś pewna?
— Tak...
Podniósł się i pomógł dziewczynie stanąć na nogi. Dał znać reszcie, by również się zbierali. Naruto i Sasuke owinęli ciało Lee swoimi płaszczami i ułożyli je na grzbiecie Akamaru. Czarne oczyska połyskiwały od smutku.
Ibuka, którą Kiba niósł na swoje plecy, spuściła nisko głowę. Dziewczyna obserwowała jego kark, a potem szerokie plecy. W końcu spojrzenie załzawionych oczu przeniosło się na podłoże, którym stąpali. Nierówne, skaliste podłoże zaczęło lekko jaśnieć i nabierać cieplejszych barw. Poderwała do góry główkę i wzięła najgłębszy oddech, na jaki było ją stać, by zaraz z całych sił krzyknąć:
— UWAGA!
Wszyscy odwrócili się w ich stronę, a zaraz przenieśli wzrok nieco dalej. Krater, który pochłonął Menmę i Mizukage, rozświetlał się nienaturalnie jasno. Jakaś ciemna sylwetka zaczęła wyłaniać się z wnętrza, z trudem próbując wczołgać się po ostrej krawędzi. W końcu dostrzegli, jak intruz stanął na nogach. Sylwetka nabierała wyrazistych kształtów, a lawa spływała z niej na ziemię.
Złowieszczy, wręcz opętany, śmiech kobiety przedarł się przez okolicę. Sakura poczuła w sercu niewyobrażalny ból, a jej skóra pokryła się gęsią skórką.
— To jakiś pierdolony koszmar! — wrzasnęła Ashi.
Haruno odbiła się od ciała ukochanego i spojrzała na niego znacząco. Sharingan w jego oku się uaktywnił, a po chwili oboje wykonali ciąg tych samych pieczęci.
— Suiton! Suijinheki!
Przed obojgiem pojawiły się wodne tarcze, które niczym armaty, wypluły z siebie multum wody. Płyn utworzył gigantyczną kurtynę, która miała ich od niej oddzielić. Cień zbliżył się do niej i bez problemu wszedł w pionową taflę.
— No jak?! — ryknął Inuzuka.
— Skoro potrafiła zmienić swoje ciało w lawę, mogliśmy się tego spodziewać — wyszeptał Yamato.
— Tym razem ją wykończę... — wychrypiała Haruno.
Kakashi jednak przytrzymał ją przy sobie. Wpatrywał się w coś w skupieniu. Sakura w końcu też to zauważyła. Dwie postacie wyłoniły się zza pleców Mizukage, która w końcu wróciłą do swojej normalnej postaci, wciąż się śmiejąc.
Konoha obserwowała dwa ciała; większe okalała błekitna niczym niebo chakra, drugą — zielona. Wydały z siebie triumfalny krzyk i równocześnie chwycili Mei Terumi, by zaraz uderzyć jej ciałem o ziemię.
Podłoże niebezpiecznie zadrżało. Yumi wpatrywała się w ten obrazek, wstrzymując oddech.

— W końcu — wyszeptał Sasuke.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz