wtorek, 29 lipca 2014

35. Nie wolno Ci podejść...

— Martwi mnie jedna rzecz. — Kakashi popatrzył na małą dziewczynkę, siedzącą obok niego i jednocześnie mieszał beznamiętnie makaron w swojej potrawie.
Yumi, chociaż troszkę nieporadnie, pochłaniała niewielką miseczkę ramenu z takim zafascynowaniem, że choćby ktoś zaczął krzyczeć, że budynek w którym się znajdowali — płonie, nie zwróciłaby na to uwagi.
— Mianowicie? — Kiba wciągnął długą nić makaronu, patrząc uważnie na starszego kompana.
— Naprawdę, nie mam żadnych zastrzeżeń co do tego grillowania...
— Pomogę wam! — Inuzuka machnął ręką, wycierając usta serwetką. — A nawet pomożemy. Wpadniemy rano z Naruto, posprzątamy ogród i taras. Wszystko przygotujemy.
— Nie o to chodzi — zaśmiał się Hatake, przerywając mu. — Bardziej o listę gości.
— Za dużo ludzi? — Uniósł do góry brwi. — Niech no ja to podliczę! Nasza trójka, Sakura, Naruto, Hinata, Yamato, Ashi, Lee, Sai, Ino, Shikamaru... Menma! Zaraz, tak właściwie, to gdzie jest Sai?
— Dostał kilka dni temu misję zwiadowczą z ANBU. Ma go nie być przez jakiś czas.
— No to daje nam to trzynaście osób. Reszta jest na misjach, albo nie może wpaść — mruknął Kiba, wpychając do ust kawałek wołowiny. — W czym problem?
Kakashi popatrzył na chłopaka, znacząco unosząc w górę jedną brew i czekał, aż jego umysł przetworzy kilka rzeczy. Szatyn zamrugał kilka razy, widocznie rzeczywiście intensywnie myśląc. Kiedy uderzył pięściami w stolik, a jego twarz spowiła się lekką czerwienią, Hatake wiedział, że w końcu się udało.
— Nie mówisz poważnie! — krzyknął, nie zwracając uwagi na pełną restaurację.
— Biorąc pod uwagę okoliczności misji, na której znajduje się teraz reszta, to jakby nie patrzeć, akcja ratunkowa Hinaty. A nasz grill nie ma innego wydźwięku, niż przywitanie jej w wiosce całej i zdrowej — wymamrotał Kakashi, podpierając leniwie głowę na dłoni.
— Nie możemy go jakoś pominąć?
Chłopcy wybitnie nie lubili Sasuke. Darzyli go awersją, której nawet nie próbowali przed nikim kryć, więc wizja wspólnego wieczoru z nim wcale im się nie podobała.
— Sasuke bierze w niej udział. Naruto wierzył w to, że Uchiha wszystkiego tam pilnuje i w razie czego uratuje Hinatę. — Wolną dłonią podał Yumi serwetkę. — Już czuję, że ten bałwan będzie nalegać, prosić mnie, obiecywać, że będzie go pilnował i tak dalej.
— Do czego pewnie sama Sakura o nim napomknie, bo przecież jej wielkie serce nie pozwoli na to, by biedny, samotny Sasuke siedział sam w domu, kiedy inni się świetnie bawią.
— Dokładnie — przytaknął. — Nie chcę awantur i fochów, więc przymknę na to oko. Jednak jeżeli coś mi się nie spodoba, to nie ręczę za siebie. Pilnuj mnie, żebym przypadkiem nie rzucił w niego rozgrzanym węglem.
— A ty mnie, kiedy będę chciał rąbnąć go w twarz rusztem — zawtórował chłopak.
— Dodajcie mu chilli do jedzenia — wtrąciła Yumi.
Popatrzyli na nią ze zdumieniem.
— Wujaszek Pszczoła dosypał tego kiedyś dziadkowi do zupy. — Łypnęła na nich podejrzliwie. — Co prawda dziadek wyrzucił go za to przez okno wieżowca, z najwyższego piętra... ale i tak było śmiesznie.
Uśmiechnęła się, mrużąc słodko oczka. Chłopaki parsknęli śmiechem na wyobrażenie sobie opowiedzianej historii. Kakashi sięgnął po kolejną, czystą serwetkę i zaczął wycierać nią policzki Ibuki, bo sama jedynie bardziej wszystko na niej rozmazała.
Nagle struchlał. Kiba zamilkł, przerywając swój monolog, kiedy usłyszeli niebezpiecznie żarliwe warczenie Akamaru, siedzącego pod stołem. Hatake popatrzył na Inuzukę, a ten zajrzał pod blat.
— Co się dzieje?
Widząc, jak zwierze szczerzyło złowrogo swoje kły i jeżyło sierść, patrząc w stronę okna, sam się przestraszył. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz widział go w takim stanie. Przez ich więzi wyczuwał, że Akamaru z całych sił pragnął właśnie kogoś zamordować.
— Kurwa — syknął i popatrzył w tym samym kierunku co pies.
Kakashi również powędrował tam wzrokiem. Niczego ani nikogo tam jednak nie było.
— Nie wolno...
Hatake cały zesztywniał, słysząc znajomy szept i słowa. Mechanicznie zwrócił ku niej głowę, kiedy jej złowrogi, nieprzyjemny głos wciąż echem obijał się po głowie. Powtarzała te słowa jak jakąś mantrę, wpatrując się w okno i zaciskając niewielkie rączki na krawędzi stolika. Miał wrażenie, że była w jakimś chorym transie, jednocześnie próbując coś od nich... odgonić?
Akamaru w końcu ucichł, gdy Kiba zaczął go głaskać i drapać za uchem, nie ukrywając przy okazji swojego zdziwienia i zdenerwowania. Nagle wyprostował się jak porażony, a na jego czole pojawiło się kilka zmarszczek, kiedy zaczął łapczywie wciągać powietrze.
— Skoro ja to czuję, to ty już na pewno — wyszeptał Kakashi, spoglądając na Yumi, która jak gdyby nigdy nic, zajęła się resztką jedzenia w swojej misce.
— Czuję jakiegoś kundla — mruknął Inuzuka, wciąż badając powietrze.
— Kiba... — Wzrok mężczyzny powędrował z powrotem na okno. — Ten sam zapach czułem, nim zepchnięto mnie ze schodów.
— Co?! — Chłopak ściągnął na nich uwagę wszystkich ludzi, znajdujących się w restauracji. — Wczoraj mówiłeś, że to był wypadek! Że się, kurwa, potknąłeś!
— Uwierzyłbyś mi, gdybym powiedział, ze popchnęło mnie coś niewidzialnego? — warknął, pochylając się do przodu. — To nielogiczne!
— Patrząc na to, co się ostatnio dzieje, mógłbym spekulować! — Chłopak wykrzywił dziwnie usta. — Chodzą za wami jakieś chore przypadki! Wy macie ducha w domu!
— Ducha? — Yumi poderwała wzrok, znad miski, upuszczając pałeczki.
— Zamknij się! — Kakashi łypnął przestraszony na dziewczynkę. — Wystraszysz ją.
— Przepraszam... Ale coś złego się u was dzieje i nie zaprzeczysz temu. — Kiba popatrzył na przyjaciela z politowaniem.
— Sam już nie wiem. — Mężczyzna splątał dłonie przed buzią i popatrzył na Yumi, pełen niepokoju. — Mam nadzieję, że to jedynie moja wyobraźnia, Kiba...


< < ♥ > >


— Co będziemy robić? — Ibuka ściągnęła bezrękawnik i podała go Kakashiemu, chwilę po wejściu do domu.
— Pooglądamy telewizję — odparł sucho, wciąż będąc nieco nieobecnym. Zawiedziona mina dziewczynki jednak nieco go ocuciła. — Rozłożymy w salonie te wielką kanapę, będziesz mogła się na niej pobawić.
Niebieskie oczka tym razem zaświeciły się ze szczęścia. Niemalże od razu pobiegła do dużego pokoju. Hatake zsunął buty i poczłapał do kuchni, gdzie nieporadnie wcisnął pod pachę karton z sokiem, a do kieszeni dresu powsadzał szklanki.
Ibuka czekała na niego w wielkim fotelu, ze zniecierpliwieniem przebierając nóżkami. Mimo rozpierającej jej radości, milczała i nie miała najmniejszego zamiaru go popędzać. Mężczyzna namęczył się trochę ze starą kanapą, jednak koniec końców jakoś mu się udało. Ułożył się wzdłuż oparcia i przyległ do niego bokiem, a Yumi rozłożyła swoje rzeczy na reszcie powierzchni mebla.
Kakashi leżał z ręką pod głową i czytał książkę, która znużyła go bardziej, niż mogłoby się wydawać. Oczy kleiły mu się niemiłosiernie, a senność powoli przejmowała całe jego ciało. Czuł, że Yumi zaczęła przemieszczać się po kanapie, schodzić z niej, zaraz z powrotem wchodzić i tak w kółko. Kiedy był już na granicy snu, słyszał, że się z czymś siłowała, ale nie chciało mu się otwierać powiek.
Zadowalająca pogoda przemieniła się w wichurę, a nadchodząca burza coraz głośniej dawała o sobie znać. Jego myśli błądziły jedynie pomiędzy domem a szpitalem, w którym znajdowała się Sakura. Miał dziwne przeczucie, że powinien po nią pójść i zabrać ją do domu, ale zostawienie małej samej w domu nie wchodziło w rachubę, a tym bardziej zabieranie ją na zewnątrz.
Zrobiło się nieco ciemniej; poczuł, jak książka wysuwała mu się z rąk, a moment później coś ciepłego otuliło jego ciało. Zmusił się, by otworzyć oczy; w pokoju paliła się już jedynie lampka, a Yumi, która nakryła go kocem, właśnie odkładała książkę na stolik.
— Dziękuję — szepnął, zerkając na zegar.
Dochodziła dziesiąta wieczorem. Pokręciła główkę, niemo wyrażając swoje nie ma za co, wujku. Niestety jej ciepły, przyjazny uśmiech zniknął w momencie, kiedy do salonu wdarło się jasne światło błyskawicy, a szyby w oknach zadrżały od nieprzyjemnego grzmotu.
— Boisz się? — mruknął, widząc, jak dziewczyna stara się tego po sobie nie poznać.
— Trochę...
Westchnął i uniósł koc, dając znać, że może się tam bez obaw wczołgać. Nawet się nie zastanawiała; chwyciła swoją maskotkę i już po chwili leżała obok mężczyzny. Oboje wpatrywali się w sufit.
— Wujku? — Przekręciła buzię w jego stronę. Kiedy zerknął na nią, wzięła głęboki wdech. — Kto to jest Sasuke?
Miętosiła swoją zabawkę, wpatrując się w jej szklane oczka. Miała wrażenie, że to pytanie nie należało do najodpowiedniejszych, jednak ta osoba nie dawała jej spokoju. Poddała się, kiedy milczenie Hatake trwało zbyt długo. Gdy chciała już podjąć inny temat, nagle zaczął szeptać:
— To dawna miłość Sakury. Mój był uczeń. Były przyjaciel. Zdradził wioskę, odchodząc z niej z wrogimi siłami, zaślepiony zemstą.
— To dlatego go tak nie lubicie.
Kakashi się skrzywił. Miał nawet ochotę sprzedać sobie uderzenie w twarz, jednak nie chciał wyjść na wariata. To, że nie darzył sympatią Uchihy, nie upoważniało go do tego, by zrażać do niego innych ludzi. Szczególnie małe, nic nierozumiejące dziecko.
— To nie tak... — mruknął, nie do końca wiedząc, co dalej powiedzieć. — Wrócił, okazał skruchę, przyznał się do błędów. Przeprosił i pokutuje swoje winy — wyliczył, będąc obserwowanym przez dziecko. — Jednak jedynie Naruto wierzy w to, że Sasuke rzeczywiście chce się zmienić. Ludzie po prostu mu nie ufają lub się go boją. To silna osoba.
— A ciocia? Ciocia mu wierzy?
— Stara się. Próbuje być dla niego miła i uprzejma... Sakura już taka jest. Czasami zbyt dobra i źle na tym wychodzi. No, w każdym razie, nie potrafi się do niego przekonać. Za bardzo skrzywdził ją i Naruto.
— A co z tobą i Kibą? — Słuchała go z niesamowitą uwagą. — Wam też zrobił coś złego?
— Nie. Po prostu zdradził Konohę, odchodząc. Tak bardzo pragnął zdobyć niesamowitą siłę, że mało ich nie pozabijał. — Yumi westchnęła zaskoczona. — Ja, Kiba i Naruto mamy z Sakurą szczególną więź. To dlatego ja i Inuzuka nie możemy traktować go obojętnie, gdy w pobliżu jest ciotka. Po prostu się o nią martwimy, stąd ta nadopiekuńczość.
— Czemu Naruto tak bardzo w niego wierzy?
— W dzieciństwie połączyła ich niesamowicie silna więź — wyszeptał, zamykając oczy. — Klan Uchiha został wymordowany przez starszego brata Sasuke, przez co on musiał nauczyć się żyć samotnie. Tak jak Naruto. Jego rodzice poświęcili życia, by ratować jego i całą wioskę przed eksterminacją. — Westchnął głośno i ułożył wygodniej głowę. — Oboje byli cholernie pokrzywdzeni przez los, przez co byli w stanie się wzajemnie zrozumieć. Jednak ich charaktery diametralnie się od siebie różnią. Sasuke to zimny typ człowieka, który pochłonięty swoją nienawiścią do brata, stał się ponury i nieprzyjemny, a przede wszystkim zupełnie zniechęcił się do ludzi. Naruto zaś jest jego zupełnym przeciwieństwem, sama to zauważyłaś. Jednak mimo wszystko, Uzumaki byłby w stanie zniszczyć Uchihę jednym ruchem, gdyby ten próbował skrzywdzić Sakurę.
Yumi odwróciła się energicznie w stronę telewizora, z którego wydobył się wrzask jakiejś kobiety. Zaraz jednak powoli zwróciła głowę z powrotem, głęboko nad czymś rozmyślając.
— Bardzo go kochała? — zapytała cicho.
— Najbardziej na świcie — odparł prawie niesłyszalnie, zaciskając dłoń w pięść, czego nie mogła dostrzec. — A on tego nie doceniał.
— Kłamiesz — mruknęła, przyciskając do piersi przytulankę. — To ciebie kocha najbardziej na świecie.
Popatrzył na nią pobłażliwie.
— Tak myślisz? — zaśmiał się, poruszony jej słowami i pewnością, z jaką je wypowiedziała.
— Ja to wiem! — krzyknęła, gwałtownie się poruszając. — To widać na pierwszy rzut oka! Wujaszkowie Naruto i Kiba też mi o tym mówili. I Menma! I ciocia... — Mała nagle zrobiła wielkie oczy i zakryła usta dłońmi.
— Mów — ponaglił ją, wznosząc się na łokciach. — Widzę, że coś ukrywasz.
— Nie, to nie prawda!
— Yumi...
— Wujku...
— Wyjem ci całe masło orzechowe.
— No dobra! — krzyknęła w panice, unosząc do góry rączki. — Któregoś dnia zapytałam cioci, czym jest taka prawdziwa miłość i co może ją zniszczyć... I ciocia powiedziała mi wiele różnych, ciekawych rzeczy.
Hatake popatrzył na nią znacząco, doskonale wiedząc, że wciąż nie przeszła do meritum.
— No i powiedziała też, że nie wie, jak czują inni ludzie... Ale ona wie, że ciebie i ją może rozłączyć już jedynie śmierć.
Zaniemówił.
Nie kwestionował uczuć Haruno. Zdawał sobie sprawę z tego, że naprawdę go kochała, ale nie podejrzewał, że było to aż tak silne. Myślał, że wszystkie te rozmowy o przyszłości, o dzieciach... były takie zwyczajne, normalne dla każdego związku. Niejednokrotnie bał się, że to wszystko się rozpadnie, przez jakiś głupi błąd, przez niedopowiedzenia, czy osoby trzecie. Tymczasem Sakura naprawdę nie miała zamiaru traktować tego przejściowo.
Miała zamiar być z nim już do końca, bez względu na wszystko.
— Myślisz tak samo? — Ibuka wyrwała go z przyjemnego letargu.
— Tak — odparł, zgodnie z prawdą. — Choć ciężko mi to okazać, to właśnie tak jest.
— Jesteście tacy fajni — zaśmiała się i zaczęła ziewać. — Moi rodzice nie są tacy romantyczni. Mama przypomina trochę z charakteru babunię Tsunade, a tata to taka starsza wersja Naruto.
Kakashi uśmiechnął się, na samo wyobrażenie jej rodziców. Przez wiele lat borykał się z zachowaniem wymienionej dwójki; często wyciągał ledwo żywego Naruto z rąk Godaime, która łamała mu z nerwów kości.
— Śpiąca? — zapytał, przeciągając się.
Kiedy tylko otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, kolejny, silny grzmot nawiedził okolicę.
— Nie — odparła zdawkowo, chowając szyję w ramionach.
— Jeżeli chcesz, możemy tu zostać, dopóki się nie uspokoi — zaproponował. — Ale najpierw pójdziemy się pomyć, bo jak ciotka jednak wróci na noc i zastanie nas tu śpiących w ubraniach, to naprawdę źle skończymy.
— Kto pierwszy idzie się myć? — zapytała ochoczo, zrzucając z siebie koc.
— Ja — odparł, idąc w jej ślady. — W czasie, gdy ty będziesz się płukać, ja przygotuję nam legowisko.
Choć z niemałym trudem, całkiem szybko wspiął się na piętro. Wziął szybki prysznic, wysuszył się i przebrał, po czym zszedł z powrotem na dół. Zatrzymał się w progu salonu, zaskoczony obserwując Yumi, która stała na kanapie, wsparta o oparcie i szeroko się uśmiechała. Wszystko było już gotowe do spania. Może nie wyglądało to idealnie, ale sam fakt był dla niego bardzo rozczulający. Zdołała nawet przyciągnąć pościel z góry.
— Teraz ja! — Zeskoczyła z mebla i pobiegła w stronę schodów.
— Pomóc ci? — zawołał za nią.
— Nie! — odpowiedziała, ostrożnie wspinając się na górę. Kurczowo trzymała się szczebli barierki. — Ja sobie świetnie dam radę, wujek!
— Wierzę... — mruknął do siebie, kręcąc głową.


< < ♥ > >


— Sakura, siedzisz tutaj już prawie dobę... — Usłyszała za sobą głos Shizune. — Czcigodna każe ci iść do domu i odpocząć.
Haruno stała nad łóżkiem starszej kobiety i wpatrywała się w jej wykończone oblicze. Grypa zbierała żniwa, nie rozpatrując tego, za kogo się brała. Szpital wypełniony był jej rówieśnikami, starcami i małymi dziećmi. Wszyscy cierpieli — mniej lub bardziej, jednak każde z nich potrzebowało pomocy.
— Zostanę do rana — szepnęła, zerkając na maszyny monitorujące stan pacjentki. — Straciłam dziś już jedną osobę. Nie chcę, by się to powtórzyło.
— Ale Piąta... — zająknęła się szatynka.
— Shizune. — Przerwała jej szorstko. — Wiem, co powiedziała Hokage. Chcę zostać.
— Ale nie zostaniesz.
Zielone oczy przeniosły swój wzrok na wysoką blondynkę, która stanęła w progu sali.
— Tsunade-sama... — jęknęła.
— Nawet nie chcę tego słuchać Sakura — mruknęła, poprawiając stetoskop na szyi. — Siedzisz tutaj już bardzo długo. Jeżeli chcesz pomóc swoim pacjentom, to zmiataj do domu wypocząć, bo w takim stanie możesz im tylko zaszkodzić.
Sakura, choć nie chętnie, przyznała jej rację. Zgarnęła z krzesła swój biały fartuch i ruszyła do swojego gabinetu. Po wejściu zawiesiła kitel na wieszaku i wciągnęła na siebie kurtkę. Przestraszyło ją pukanie w otwarte drzwi, kiedy zapinała guziki.
— Kiba — mruknęła, widząc chłopaka, stojącego w progu. Otulało go jedynie słabe światło lampki na biurku. — Co ty tu robisz o tej porze?
— Piąta poprosiła mnie, abym odprowadził cię do domu — powiedział cicho, zerkając w stronę okna, za którym nie widać było praktycznie nic. — Jest późno, do tego ta pogoda...
— No dobrze. — Westchnęła zmęczona. — Gdzie zgubiłeś Akamaru?
— Trochę nas przemoczyło, więc zostawiłem go w domu — odparł, drapiąc się po karku.
— To dlatego czuję od ciebie mokrego psa — zażartowała, sięgając po torebkę, leżącą na sofie.
Przemierzali korytarze w nienaturalnym dla nich milczeniu. Sakura co jakiś czas zakrywała usty przez natarczywe ziewanie; marzyła o tym, by być już w domu, a czekała ją jeszcze przeprawa przez burzę i ulewę. Pocieszało ją to, że Kiba przyszedł specjalnie po to, by ją odprowadzić, jednak miała wrażenie, że coś z nim było w tamtej chwili nie tak.
— Czemu tak milczysz? — zapytała podniesionym głosem, kiedy wietrzysko i deszcz zagłuszały wszystko wokół. — To do ciebie niepodobne.
— Sam nie wiem — odparł, patrząc w skupieniu przed siebie — jestem trochę zmęczony.
— Wybacz, że musiałeś po mnie przychodzić... — odparła, nieco zbita z tropu poczuciem winy. — Nie prosiłam jej o to.
— To dla mnie żaden problem. — Wyszczerzył zęby, zwracając twarz ku niej.
I na tym rozmowa ponownie się urwała. Sakura rozmyślała nad tym, czy Kakashi i Yumi już spali, czy może jeszcze na nią czekali, zupełnie nie przejmując się milczącym przyjacielem.
— Stąd już dojdę sama! — Próbowała przekrzyczeć wzmagający się wiatr.
— Jesteś pewna?
Kiwnęła zgodnie głową, uśmiechając się. Jej twarz jednak nieco spoważniała; ściągnęła w zastanowieniu brwi i przyjrzała się jego twarzy. Kiedy Inuzuka to zauważył, nieco się zestresował. Wyglądał na zaniepokojonego.
— Kiba... — zaczęła, mrużąc powieki.
— Tak? — Jego głos nieprzyjemnie stwardniał.
— Nie, nic — odparła, cofając się. — Wydawało mi się.
Zwróciła się na pięcie z cichym westchnieniem i zaczęła się oddalać. Była zmęczona i doskonale wiedziała, że przez to mogła mieć różne zwidy i urojenia. Stawiała spore i szybkie kroki, zupełnie odrywając się myślami od przyjaciela.
Palce Inuzuki rozluźniły się i puściły parasol, który wzniósł się w górę, porwany przez wiatr. Cień, który rzucał, zaczął się niebezpiecznie deformować i wydłużać. Sakura zatrzymała się, zaniepokojona nagłym spadkiem temperatury. Z jej ust poczęła wydobywać się para, a ciało otuliła nieprzyjemna, złowroga aura.
Nim zdążyła się odwrócić, spostrzegła nadbiegającego z naprzeciwka Akamaru. Był wściekły, szczerzył kły tak mocno, że dostrzegała jego różowe dziąsła, a najgorsze było to, że szarżował prosto na nią.
— Akamaru! — wrzasnęła przerażona, chowając głowę w ramionach.
Pies jednak jej nie zaatakował, tylko błyskawicznie ominął i pobiegł dalej. Odwróciła się, ale dostrzegła jedynie jego tył, znikający za rogiem ulicy, z której przed chwilą wyszła z Inuzuką. Jego też tam nie było.
— Pajac! — krzyknęła, cała się napinając. — Te ich durne żarty doprowadzą mnie do szaleństwa!
Złapała wściekle za klamkę furtki i zamaszyście ją otworzyła. Doskoczyła do drzwi i wślizgnęła się po cichu do domu. Zamknęła wejście i ściągnęła z siebie przemoczoną kurtkę oraz buty. Przeszła cicho obok salonu, będąc pewną, że reszta domowników śpi w swoich pokojach, jednak nie zastała Hatake w sypialni.
Przekonana o tym, że znowu zasnął w salonie, rozebrała się i ruszyła pod gorący prysznic. Nie minęło nawet dziesięć minut, kiedy opuściła zaparowaną łazienkę. Zajrzała do pokoju Yumi i dopiero wtedy poczuła niepokój. Puste łóżko i brak pościeli niespecjalnie jej się spodobały. Przemieściła się szybko i bezszelestnie na dół, cicho podchodząc do kanapy, przy której żarzyła się lampka.
Zakryła usta, chcąc zamaskować swoje ciche westchnienie. Kakashi leżał na plecach z jedną ręką pod głową, a drugą obejmował Yumi, spoczywającą na jego brzuchu. Trzymała pod pachą swoją maskotkę i przylegała do szerokiej klatki mężczyzny.
Ten widok ją tak cholernie rozczulił, że poczuła w krtani ten zabawny ucisk, towarzyszący płaczu. Westchnęła, mrugając kilkukrotnie i nie mając serca ich budzić, skierowała się do wyjścia z salonu.
— Gdzie idziesz? — Dwa, zsynchronizowane głosy zatrzymały ją w miejscu.
Odwróciła się i dostrzegła, jak zza oparcia kanapy wystają dwie, jasne głowy, które zamiast oczu, posiadały wąskie szparki.
— Ciocia... — Yumi ziewnęła głośno, opadając z powrotem na Hatake,
— Czekaliśmy na ciebie cały dzień, a teraz znowu uciekasz? — wyszeptał Kakashi. — Chodź tu.
Sakura uśmiechnęła się mimowolnie i rzeczywiście do nich dołączyła. Mężczyzna i Ibuka przyjęli poprzedni układ leżenia, z tym że Kakashi wyprostował ramię, by Sakura mogła wygodnie ułożyć na nim głowę i się przytulić. Musnął delikatnie jej czoło, gdy do niego przywarła.
— Bardzo zmęczona? — zagadał, dostrzegając, że Yumi błyskawicznie wróciła do snu.
— Cholernie — mruknęła, zamykając oczy. — Do tego straciłam dzisiaj pacjenta. Więzień, starszy facet.
— Obiecałaś mi...
— Że nie będę zbliżać się do więzienia — wtrąciła, uchylając powiekę. — A on był w moim szpitalu.
Westchnął w dezaprobacie, jednak pogłaskał delikatnie jej głowę. Jeszcze przez jakiś czas pieścił jej ramię palcami, jednak poddał się i usnął, tak samo jak dziewczęta.


< < ♥ > >


— Ta dziewczyna w końcu się wykończy — skwitowała Tsunade, bujając się w fotelu. — Ledwo chodziła.
— Nie mówiąc już o tym, że jedzenie i picie musiałam w nią dosłownie wmuszać — dodała Shizune, stawiając na wysłużonym blacie biurka, kubek z gorącą kawą. — Swoją drogą, pani też powinna odpocząć.
— Ach, sama wiesz, że już dawno przywykłam do takiego trybu życia. — Kobieta machnęła ręką i sięgnęła ochoczo po naczynie. — Z resztą, jestem już stara, a ona powinna pielęgnować swoje młode życie.
Shizune zajęła się układaniem sterty papierów i teczek, puszczając gdzieś swoje myśli. Godaime zaś podpisywała karty pacjentów, co i rusz gryząc koniec długopisu.
— Nie uważa pani, że mogłyśmy kogoś wysłać z nią do domu? — Szatynka popatrzyła na okno. — Mam nadzieję, że wróciła cała i zdrowa. Jest późno, do tego ta straszliwa pogoda...
— Spokojnie. — Kobieta również popatrzyła na mroczną panoramę Konohy. — Przecież to Sakura. Da sobie doskonale radę sama.


< < ♥ > >


— Moment, bo nie do końca rozumiem — warknął Menma, leżąc na kuchennej podłodze pod szafkami. — Chciałaś spędzić dobę w szpitalu bez snu? Rozum ci odjęło?
Wilk przybył przed południem i wszystkich obudził, tak jak nakazał mu Uzumaki, by zdążyli wszystko przygotować. Po burzliwej nocy, wyszło naprawdę piękne słońce, które sprzeciwiło się odwołaniu grillowania.
Kakashi siedział przy stole z kubkiem kawy i obserwował widok za oknem, kiedy na jego twarzy malowało się dziwne skupienie. Sakura za to chodziła w tę i nazad, wciąż zastanawiając się, czy powiedzieć im o Kibie. Sytuacja z wczoraj nie dawała jej spokoju.
— Menma, panuje epidemia — odparła spokojnie, stając nad nim. — Co ja mogłam zrobić?
— O której wróciliście? — wtrącił się Hatake.
— Jakoś po trzeciej odstawiłem pod dom Naruto i Hinatę. Yamato i spółka poszli zdać raport — wymamrotało wilczysko, złośliwie mrużąc oczy i patrząc na Haruno. — Uzumaki kazał mi jednak dochować milczenia. Uważa, że sam musi przekazać wam wieści.
Kakashi i Sakura wymienili zdziwione spojrzenia.
— Tam się coś stało? — zapytała dziewczyna.
— Nie wiem — odpowiedział, rozluźniając cielsko. — Do budynku wszedłem razem z nim i Uchihą. Po chwili zostałem tylko z tym drugim, bo Naruto poszedł sam do pomieszczenia, w którym była Hinata.
Postawił uszy, jakby usłyszał coś, czego ludzkie ucho nie było w stanie wyłapać. Podniósł się ospale i zwrócił w stronę salonu.
— Wyszedł z dziewczyną na rękach. Była nieprzytomna a on zdenerwowany i... zaskoczony? Wydaje mi się, że to odpowiednie określenie — dodał, wychodząc. — Nie wiem co lub kogo tam zobaczył, ale nie chciał o tym rozmawiać.
— Coś mi się nie podoba — powiedział Kakashi.
— Nie marudź. — Zamknęła oczy i westchnęła. — Naruto przyjdzie i wszystko nam wyjaśni. Widocznie ma jakieś swoje powody.
— Chodzi mi o Menmę. — Ściszył głos, patrząc w stronę salonu, gdzie dostrzegał wilka, zaczepiającego Yumi. — Sama widzisz, że jest z nim ostatnio coś nie tak. Nie uważasz, że czas z nim porozmawiać?
Kiedy chciała mu odpowiedzieć, jej myśl przerwało walenie do drzwi. Kakashi podniósł się leniwie i chwycił kulę, po czym w towarzystwie Haruno, poczłapał do drzwi. Uchylił je powoli, a widok przerażająco szeroko uśmiechniętego Naruto, przyprawił go o lekkie dreszcze.
— Witajcie! — ryknął radośnie chłopak. — Od czego zaczynamy?!
— Chodź — mruknął mężczyzna, cofając się w głąb domu. — Musimy rozstawić meble.
Gdy już prawie się odwrócił, jego ciało zastygło w kompletnym bezruchu. Odwrócił głowę, tak samo jak zaskoczony Naruto i zauważył, że coś było na rzeczy. Sakura stałą w przejściu, tarasując drogę Kibie, który pojawił się u nich razem z Uzumakim. Wszystko wskazywało na to, że nie miała zamiaru wpuścić go do środka, a niepokojąca aura, jaka od niej biła, dodatkowo wzmagała zdziwienie ich wszystkich. Wrócili się do nich; Kakashi wyjrzał znad jej ramienia, tak samo jak Naruto znad drugiego i popatrzyli na jej minę. Była wściekła i wystraszona jednocześnie.
— Co się dzieje, Sakura? — spytał, chyba najbardziej zdziwiony jej zachowaniem, Inuzuka.
Wpatrywała się w jego brew, na której wyraźnie odznaczały się szwy po ostatnim wyczynie Naruto. Znajdowały się po lewej stronie jego twarzy — czyli nie po tej, po której dostrzegła je wczoraj.
— Wiedziałam! — wrzasnęła nagle, a przez jej głos przedarło się coś nienaturalnego. Chwyciła Kibę za ubrania i szarpnęła nim mocno, zaciskając zęby. — Kim ty, kurwa, jesteś?!
— Sakura! — Wydał z siebie cichy okrzyk, mało się razem z nią nie przewracając. — Opanuj się!
— Sakura, co ty wyprawiasz?! — Kakashi rzucił kulę na ziemię i próbował odciągnąć dziewczynę.
— To nie jest prawdziwy Kiba! — Trwoga wzrastała w niej w zastraszającym tempie. — Albo wczoraj nim nie był!
— Co ty, u licha, wygadujesz?! — Naruto próbował rozluźnić jej uścisk, jednak nie był wstanie odgiąć nawet małego palca dziewczyny. — Puść go!
— Nad którym okiem masz szwy? — warknęła, przestając się ruszać.
— Nad lewym, przecież widzisz! — odpowiedział natychmiast.
— Kto ci to zrobił?! — ciągnęła.
Chłopaki wymienili kontrolne spojrzenia. Kakashi sam zerknął podejrzliwie na Inuzukę. Nie miał pojęcia o co mogło chodzić, ale Haruno nie zachowywałaby się tak bez konkretnego powodu. Dziewczyna widocznie go sprawdzała.
— O czym tym bredzisz? — Kiba nie wytrzymał i mocno chwycił jej nadgarstki, kiedy szwy ubrań boleśnie wpijały się w jego ciało. — Wiesz dobrze, że to Naruto po waszym powrocie z Błyskawicy!
— Ciocia, co się dzieje? — Yumi wybiegła na korytarz.
Sakura jednak nie zwróciła na nią uwagi, pochłonięta przez wściekłość. Naruto odpuścił szarpaninę i podbiegł do dziecka, biorąc je na ręce, by przypadkiem nie podeszła bliżej i obserwował sytuację z dystansu.
Kakashi, korzystając z chwili, kiedy zaalarmowana krzykami dziecka dziewczyna odwróciła się stronę Ibuki, w końcu gwałtownie oderwał ją od Inuzuki. Cała trójka wylądowała dosyć boleśnie na tyłkach.
— Powiesz w końcu, co ty wyprawiasz? — huknął Hatake, mocniej chwytając ją za ramię.
— Odprowadzałeś mnie dziś po północy do domu? — Głos Haruno zupełnie się zmienił. Był cichy i drżał, a jej spojrzenie wpiło się w tamtej chwili w oczy Inuzuki.
— N-nie? — odparł zdziwiony, poprawiając bluzę. — Po dwudziestej drugiej spałem już jak małe dziecko.
— Mój Boże... — szepnęła, chwytając się za głowę. — A co z Akamaru?
— Mama mówiła, że wyleciał w środku nocy z domu jak poparzony. Wrócił dopiero po godzinie... — wyszeptał, ściągając brwi. — Nie zapytałem go o co chodzi. On często urządza takie nocne eskapady.
Dziewczyna kręciła nerwowo głową.
— Nie, nie, nie... — jęknęła, zamykając na moment oczy. — Wczoraj, chwilę przed wyjściem ze szpitala, stanąłeś w progu mojego biura, twierdząc, że Tsunade poprosiła cię o odprowadzenie mnie do domu.
— Nic podobnego. — Kiba wyglądał na zdumionego. — Wiesz, że gdybym miał pojęcie, że będziesz wracać sama w nocy, to sam bym po ciebie poszedł. Ale to naprawdę nie byłem ja!
— Wiedziałam, że coś było nie tak... — Sakura odchyliła do tyłu głowę, a jej oczy szkliły się ze zdenerwowania. — Miałeś ten cholerny szew nad prawym okiem. To przykuło moją uwagę...
— Kto to mógł być? — Naruto podszedł bliżej.
— Nie wolno... — Szept Ibuki obił się jedynie w głowie Kakashiego.
Nikt inny nie zwrócił na to uwagi. Popatrzył kontrolnie na dziecko; wypatrywała czegoś w oddali, patrząc przez wejście domu i marszcząc w zdenerwowaniu czoło.
— Chwilę po tym odeszłam i poczułam coś przerażającego. Przeszły mnie ohydne dreszcze, czułam niewyobrażalnie wrogą chakrę. — Sakura postanowiła powiedzieć im o wszystkim. — Nagle pojawił się Akamaru. Szarżował na mnie jak byk, a potem zrozumiałam, że to jednak nie ja byłam jego celem. Wyminął mnie i zniknął gdzieś, odciągając to nieprzyjemne uczucie.
— Musimy zaalarmować Piątą — zauważył Kiba, poważniejąc.
— Jak mogłaś mi o tym wczoraj nie powiedzieć?! — Kakashi wybuchł, zwracając na siebie uwagę wszystkich zebranych.
— Bo wydawało mi się to zbyt głupie! — krzyknęła, niezadowolona z pretensjonalnego tonu głosu mężczyzny. — Byłam pewna, że to z przemęczenia!
— My... Wczoraj też mieliśmy dosyć dziwną sytuację — wyszeptał Inuzuka. — Ktoś kręcił się przy Ichiraku, a Akamaru był wściekły. Z resztą już od kilku dni chodzi jakiś nabuzowany i ciągle się za czymś rozgląda. I ten smród mokrego psa...
— Gdy zepchnięto mnie ze schodów, również go czułem — wyparował Kakashi, zapominając o tym, że tylko Kiba wiedział o prawdziwych okolicznościach tamtego wypadku.
— Zepchnięto?! — Naruto i Sakura wykrzyczeli to jednocześnie.
— Nie potknąłem się — przyznał cierpko — tylko ktoś mnie wtedy zepchnął. Sęk w tym, że był... Niewidzialny.
Sakura miała wrażenie, że to wszystko zaczyna ją przerastać.
— Czułam od ciebie wczoraj mokrego kundla — warknęła, zerkając znowu na Kibę. — Ale nawet biorąc pod uwagę to, kim jesteś, śmierdziałeś bardziej niż zazwyczaj!
— Ej! — Chłopak poderwał się na nogi. — Nie przesadzaj, dobrze?!
— Przestańcie! — Pisk Yumi zazgrzytał im w głowach, przez co Naruto mało jej nie upuścił. — Nie kłóćcie się!
W domu na moment zapanowała grobowa cisza. Przynajmniej dopóki Sakura i Kakashi nie popatrzyli na siebie zszokowani.
— Menma!
Podnieśli się z ziemi i doskoczyli do salonu, mając w głowach dokładnie tą samą myśl.
— Yumi — syknął Hatake — gdzie on poszedł?
W jej oczach pojawiły się perliste łzy, kiedy kręciła nerwowo główką.
— Powiedz!
— On poszedł do siebie! — pisnęła i rozpłakała się na dobre.
— Nie bucz na nią! — Sakura podeszła do Uzumakiego i odebrała wystraszoną Ibukę. — Chcesz się na niej wyżyć?
Zadrżał. Nie potrafił zrozumieć tego, że tylko on dostrzegał dziwne zachowania Yumi.
— Nie o to chodzi...
— Wiem — syknęła Haruno — ale nie do niej powinieneś mieć pretensje!
— Przestańcie na siebie wrzeszczeć! — Kiba podszedł bliżej, zaciskając w nerwach zęby.
— Zamknij się! — Kakashi i Sakura jednocześnie na niego spojrzeli.
— Ludzie, spokój no! — Naruto chciał wejść między nich wszystkich i jakoś spróbować załagodzić sytuację. — Skaczecie sobie do gardeł bez jasnego powodu.
— Zamilcz — warknął Hatake. — Po co się wtrącasz? Przez cały ten czas nie było cię w wiosce, więc nie masz o niczym pojęcia, kretynie!
— Coś ty powiedział?! — Blondyn zakasał rękawy.
Sakura wycofała się o kilka kroków i przytuliła do siebie mocniej Yumi. Głaskała ją po głowie i wciąż prosiła, by ich nie słuchała.
Chłopaki zaczęli używać wobec siebie coraz ostrzejszych słów i wyrzutów. Nim Sakura zdążyła zareagować, Rasengan zaczął tworzyć w jej domu lodowate przeciągi, Raikiri zaczęło zmniejszało i zwiększało napięcie prądu w budynku, a pomiędzy tym wszystkim biegał chłopak, udający psa. Dosłownie, jakby w zwolnionym tempie, widziała, jak powoli dochodzi do starcia. Tylko ułamki sekund dzieliły ich od dokonania na oczach dziewcząt masowego mordu.
— Nie! — wrzasnęła, kiedy podmuch wiatru mało nie powalił jej na ziemię.
Miała wrażenie, że szczęście nigdy jej tak do końca nie opuszczało. Do domu w ostatnim momencie wpadli Yamato i Sasuke, powstrzymując całą katastrofę i rozrzucając chłopaków po kątach. Ashi podbiegła do Sakury i cofnęła ją w stronę schodów.
— Idioci! — ryknął Tenzou. — Skończeni idioci! Co, jakby nie było nas w pobliżu?!
— Pozabijalibyście siebie i dziewczyny — zauważył lekko zdyszany Uchiha.
Kiba ponownie napompował się jak balon, dotknięty tym, że znienawidzony rówieśnik zwrócił mu uwagę. Chciał mu już coś odpysknąć, jednak gromowładne spojrzenie Sakury doprowadziło go do względnego porządku.
— Słyszeliśmy całą waszą awanturę... — mruknęła zniesmaczona Ashi.
— My?! — huknął Yamato. — Pół wioski to słyszało!
— Nikt nie ma pojęcia, co się dzieje i kto wam to robi, ale najwidoczniej bardzo dobrze wychodzi mu dążenie do tego, by was skłócić — zauważył Sasuke, pomagając wstać Naruto. — A wy sukcesywnie spełniacie jego plan.
— To wszystko jest jakieś chore... — wyszeptała Sakura, przyciskając do piersi Yumi. Kołysała ją lekko, dociskając usta do jej ciepłego czoła. Nagle spoważniała i popatrzyła na chłopaków. — Macie się przeprosić.
Cała trójka wyglądała co najmniej tak, jakby dostali obuchem w łeb.
— Już! — ponagliła ich Haruno.
— Przepraszamy — bąknęli jednocześnie, patrząc w podłogę.
— Może to ktoś z Wody? — odezwała się Tokuno.
Kakashi popatrzył na Yumi, która wciąż cicho łkała na rękach Sakury. Mimo tych wszystkich dziwnych zachowań, zrobiło mu się szkoda tego dziecka. Wstał na nogi z pomocą Yamato i odebrał od niego kulę. Podszedł do dziewcząt i wyciągnął rękę do Ibuki, ale ta odwróciła od niego głowę.
— Chodź do mnie, Yumi... — szepnął. Popatrzyła na niego spod białych włosów. Czuł się niesamowicie winny. — No chodź — dodał głośniej.
Mała wyciągnęła do niego niepewnie rączki, a gdy już ją przejął, wtuliła twarz w jego szyję.
— Przepraszam cię — powiedział cicho, wchodząc do salonu. — Naprawdę przepraszam.
Reszta popatrzyła na siebie ze zdziwieniem.
— Dziękuję wam. — Haruno ciężko westchnęła. — Gdyby nie wy, rozsadziliby dom.
Patrzyła na Sasuke, który wyciągnął rękę do Inuzuki, chcąc pomóc mu wstać. Choć niechętnie, przyjął pomoc i burknął pod nosem dziękuję. Chwilę po tym on, Uchiha, Yamato i Ashi zostali zawołani na taras przez Kakashiego, a Naruto miał zamiar wykorzystać ten moment.
— Chodź — mruknął — musimy pogadać.


— Pain?!
Przechyliła w niedowierzaniu głowę.
— Tak. — Uzumaki podciągnął rękawy bluzy. — Gdy wszedłem, już tam stał. Wyglądał, jakby na kogoś czekał. Nagle Hinata się ocknęła, a on rozpłynął się w powietrzu. Powiedziała mi nawet, że przez cały czas była sama, a kiedy już ktoś do niej przychodził, to na pewno nie byli z Akatsuki.
— Powiedział coś? Zrobił?
— Nie, i nie wiem, czy miał w ogóle taki zamiar. Po prostu tam stał i patrzył na mnie. Wyglądał, jakby bardzo chciał mi coś powiedzieć, ale nie zdążył. — Naruto nerwowo poczochrał swoje włosy. — Sam już nie wiem, czy to była jakaś zemsta Trawy, czy może Akatsuki chcieli zastawić na mnie pułapkę.
— Nie, to zupełnie nie w stylu Brzasku — zauważyła, zawieszając spojrzenie na czubkach własnych butów.
— Może to miało być jakieś ostrzeżenie? — mruknął, zerkając na przyjaciółkę, która zrobiła nieprzychylną minę. — Przypomnienie o tym, że wciąż na mnie polują?
— Dziwne to wszystko.
— No — przytaknął z ironicznym uznaniem — cała ta misja była poroniona. Trawa nawet nie walczyła na poważnie, a jak odchodziliśmy, nie podjęli się pościgu. Za tym kryje się coś więcej...
— Kakashi przysłał nas po jakiś płyn do czyszczenia i ścierkę, którą można zniszczyć. — Głos Sasuke sprawił, że błyskawicznie przerwali rozmowę i zwrócili wzrok w stronę wejścia.
Stał tam razem z Kibą. Ich miny były komiczne — Inuzuka gotował się ze złości, a Sasuke krył swoje poirytowanie za sztucznym uśmiechem. Sakura przewróciła oczyma i sięgnęła do szafek po wspomniane przedmioty, po czym skinęła głową na Naruto, by ruszyć do ogrodu z chłopakami.


Sprzątanie ogrodu odbyło się w naprawdę miłej atmosferze. Yamato i Ashi zajęli się ogrodem, z małą pomocą Yumi, która świetnie się bawiła, podczas zabawy liśćmi. Wynosili je na koniec działki, który graniczył z niewielkim, dębowym laskiem, odwiedzanym przez Trzeciego Hokage. Zawsze powtarzał, że nigdy nie pozwoli go ściąć, przez co miejsce to miało się zachować jeszcze przez wiele lat. Sakura, Naruto i Sasuke wzięli na siebie uprzątnięcie tarasu, a Kakashi z Inuzuką zostali w kuchni, by zająć się jedzeniem i siarczystym oczernianiem swojego wspólnego wroga.
— Dziękuję wam. — Usłyszeli i jednocześnie zwrócili swoje zaaferowane twarze w stronę przejścia, gdzie pojawiła się Haruno. Widząc ich niezrozumienie, uśmiechnęła się i podeszła bliżej. — Za to, że jesteście w porządku wobec Sasuke. Zasłużył sobie, na spędzenie z nami wieczoru po tej misji. — Nagle wspięła się na palce i ucałowała policzek przyjaciela, a chwilę później ukochanego, zgarniając z blatu ręczniki papierowe. Tanecznym krokiem uciekła na korytarz i rzuciła przez ramię: — Wiedziałam, że mogę na was polegać!
Zerknęli na siebie i nagle ze zdwojoną siłą skupienia, zaczęli szatkować warzywa.
— Polega na nas — powtórzył po dziewczynie zawstydzony Inuzuka.
— Tak... — przytaknął niemrawo Hatake.
— Dobra Kakashi! — Szatyn wzniósł w górę nóż i wziął głęboki wdech. — To tylko jeden wieczór! Damy sobie radę!
— Nie mamy innego wyjścia...


Około godziny piątej po południu, w domu rozległo się pukanie, którego natarczywość narastała z każdą chwilą, jakby ktoś chciał zrobić dziurę w drzwiach. Sakura idąc je otworzyć, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, kto mógł dawać w taki sposób znać o swojej obecności.
— Nareszcie! — Krzyk kobiety dosłownie ją spoliczkował. Piąta wparowała do mieszkania, nie czekając nawet na to, by podopieczna usunęła się z jej drogi. — Gdzie Yamato? Muszę go zamordować!
— Jestem na tarasie!
Zmrużyła powieki i ruszyła w ów stronę. Do środka zaczęli wtaczać się inni; Lee ledwo przeszedł przez korytarz, załadowany torbami z zakupami, Ino i zaspany Shikamaru, a na końcu Hinata, którą Haruno mocno wyściskała.
Wszyscy razem wyszli na obrośnięty bluszczem ganek, ciesząc się widokiem uporządkowanego, ładnego ogrodu, o który mama Sakury zawsze dbała. Naruto, Kiba i Sasuke wynieśli meble na trawnik, pond czyste, błękitne niebo. Dziewczęta przygotowały nakrycie, napoje i przekąski, a Hatake wraz z Yamato pilnowali grilla pod przywództwem rozgadanej Hokage. Yumi siedziała w starej piaskownicy, która została wybudowana dla małej Sakury lata temu. Dziewczynka bardzo przyjaźnie przywitała się z Hyuugą i Yamanaką. Pogłaskała blondynkę po brzuchu i cieszyła się, widząc na nadgarstku Hinaty bransoletkę, którą Naruto kupił dla niej podczas festiwalu. Ibuka nie przeszła również obojętnie obok zaskoczonego jej obecnością Sasuke. Zachowywała się grzecznie, lecz utrzymywała pewien dystans, uprzedzona rozmową z Kakashim. Koniec końców doszła do wniosku, że był całkiem w porządku i przestała zaprzątać sobie tym głowę.
— Ej! — zawołał Hatake, który został przy grillu zupełnie sam. — Możemy przenieść to ustrojstwo bliżej stołu? Nie chcę tu sterczeć sam. — Zmrużył powieki i dodał ostentacyjnym tonem: — Ała, moja noga!
Głupi uśmieszek zniknął z jego twarzy, kiedy spostrzegł, że jako pierwszy do pomocy poderwał się Sasuke, a dopiero potem równie zaskoczony Kiba. Chłopcy złapali za uchwyty grilla i sprawnie przetransportowali go bliżej gości. Naruto i Ashi wynieśli na taras stare radio z kuchni i chwilę mocowali się z jego anteną, godząc się w założeniu, że muzyka polepszy atmosferę.
Piąta jako jedyna nie siedziała na ławkach; gdy tylko zobaczyła gigantyczny, wiklinowy fotel, od razu go sobie zaklepała. Z założonymi na piersi rękoma, łypała groźnie na Rocka, który poinstruowany przez Yamato, krył przed nią wszystkie butelki sake, jakie ze sobą przyniosła.
Niedługo przed każdym pojawiła się idealnie wysmażona kiełbaska. Oczy małej Yumi świeciły jak dwa, wielkie księżyce, kiedy Sakura pokroiła jej mięso na mniejsze cząstki.
— Byłam na grillu tylko raz w życiu! — oznajmiła głośno, patrząc na swój talerz. — Było super! Dzisiaj też będzie, ciociu?
Jej oczy wpiły swój wzrok w Haruno, która objęła ją ręką i przytuliła do siebie, całując w głowę.
— Pewnie, że tak! — odparła radośnie.
Dziewczyna rozczuliła chyba każdego. Nawet na skamieniałych twarzach Kakashiego, Kiby i Sasuke, pojawiło się coś, przypominającego uśmiechy.
Przyjaciele pogrążyli się w swoich tematach, co jakiś czas przekrzykując się wzajemnie, zwłaszcza, kiedy Naruto opowiadał o czymś z wielkim entuzjazmem.
— Słodkie dziecko — powiedziała Ino, uśmiechając się czule do Ibuki. — Oby moja córeczka była taka sama.
— Jak będzie miała tak zwariowanego dziadka, jakiego mam ja, to na pewno będzie taka jak ja! — wykrzyczała, wymachując w powietrzu widelcem.
— Jest nieziemsko inteligentna i rozwinięta pod wieloma względami — skomentował Shimakaru, który stał się całkiem ożywiony, od kiedy mógł podziwiać dziecko.
— Dobra, kochani! — Naruto poderwał się na nogi, zwracając na siebie uwagę wszystkich zebranych. — To co, po malutkim?
— W końcu poszedłeś po rozum do głowy! — warknęła Tsunade, rozmasowując czoło palcami. — Nie chcę kieliszka... Przynieś mi szklankę!


Po godzinie goście się przegrupowali. Dziewczęta skupiły się w jednym miejscu i rozprawiały na setki tematów, próbując nadrobić ostatnio stracony czas. Natomiast druga połowa stołu oblegana była przez mężczyzn, którzy spokojnie o czymś gawędzili. Sakura i Kakashi wciąż jednak siedzieli obok siebie; Hatake obejmował ją niby niepostrzeżenie w pasie, śmiejąc się z czegoś z Yamato. Naruto, Shikamaru i Lee posadzili między sobą Sasuke, który popijał leniwie piwo i co jakiś czas śmiał się pod nosem razem z resztą.
Sakura przyglądała mu się przez chwilę. Poczuła niesamowitą ulgę, dostrzegając, że Uchiha czuł się mniej spięty a jego kontakty z innymi powoli się ocieplały. Jedynie Kiba nieustannie był rozdrażniony i wolał biegać po ogrodzie zabawiając Yumi, niż siedzieć i oglądać Sasuke. Sakura właściwie wolała, żeby omijali się szerokim łukiem, niż pluli jadem i próbowali się pozabijać.
— Zachowywał się... w porządku — oznajmiła cicho Hianata, obracając w dłoniach szklanką z drinkiem. — Tenten powiedziała mi, że przez cały czas gotowy był wejść i ratować mnie, nie czekając na wsparcie. Zebrałam trochę odwagi i podeszłam do niego. Zapytała, dlaczego jest gotów na takie poświęcenia, skoro wyraźnie większość z nas wciąż jest do niego nieprzekonana.
— Co ci odpowiedział? — Ino podparła brodę o dłonie i z zaciekawieniem obserwowała przyjaciółkę.
— Jest świadomy tego, że ludzie są do niego uprzedzeni po tym wszystkim, co zrobił. Ale stara się jakoś to zmienić. Powiedział, że chce znowu walczyć za swój dom, za Konohę, za nas... z nami — wymamrotała i westchnęła. — Powiedział również, że jestem ukochaną jego przyjaciela, więc czuł się zobowiązany.
Wszystkie dziewczęta, łącznie z podpitą już Tsunade, westchnęły łagodnie, zaskoczone takim obrotem spraw i słowami Uchihy.
Kakashi słyszał całą rozmowę i aż buchnęły w nim płomienie zazdrości, widząc, że Sakura również sobie nie oszczędziła zachwytu. Włączył jednak trzeźwe myślenie i popatrzył na Sasuke. Naruto go bezapelacyjnie upił — był potulny jak baranek, uśmiech nie schodził z jego bladej twarzy i kiwał się zabawnie na boki.
— Ygh... — mruknął, kiedy oczy Uchihy spotkały się z jego wzrokiem.
Przez chwilę mierzyli się niepewnymi spojrzeniami, aż w końcu Hatake głośno westchnął. Miał już dosyć tej dziwnej atmosfery i denerwujących niedomówień. Doszedł do wniosku, że póki wojenny toporek nie zostanie zakopany, to nic się nie zmieni.
— Jak się czujesz? — zapytał, w nerwach nieco mocniej zaciskając dłoń na boku Sakury.
Wszyscy ucichli i popatrzyli na niego jak na jakiegoś szaleńca, szczególnie Kiba, który wyglądał, jakby właśnie wypił szklankę soku z cytryny. Każde z nich wiedziało, że Kakashi nie pytał chłopaka o ogólne samopoczucie, a ten wewnętrzny stan psychiczny, który musiał się w końcu ustabilizować, jeżeli naprawdę chciał dobrze żyć ze starymi przyjaciółmi.
— Ja... — Sasuke był najbardziej zaskoczony. Zmieszał się, jednak wziął głęboki wdech i przymknął powieki. — Dobrze. Naprawdę dobrze.
Hatake skinął głową i chwycił swój kieliszek. Postawił go na wprost bruneta, niemo dając znać, że chce się z nim napić. Ten gest naprawdę ledwo mu się udał. Zszokowana Haruno wpatrywała się w twarz ukochanego, jakby nie wierząc w jego dobre intencje. Miała wrażenie, że zaraz rozsadzi ją z przejęcia.
Naruto nalał wszystkim sake z rozdziawioną gębą, wciąż zerkając to na jednego, to na drugiego. Choć toast wznieśli wszyscy, Sasuke i Kakashi byli skupieni wyłącznie na sobie. Skinęli do siebie głowami i wlali w siebie alkohol, niemo pieczętując pakt, który mogli zrozumieć jedynie oni.
— Patrzcie ich — szepnęła Ino — co to się dzieje na naszych oczach?
Hinata tylko przytaknęła jej mruknięciem. Sakura natomiast czuła się na tyle skonsternowana, że nie potrafiła wydusić z siebie słowa. Przyglądała im się z niesamowitą uwagą i choć wydawało się, że nic nie było w stanie jej rozproszyć, nagłe krzyki Yumi błyskawicznie ściągnęły ją na ziemię.
— Ciociu! Ciociu, szybko! Ciociu!
Haruno bez zastanowienia poderwała się z siedziska i biegiem ruszyła do Ibuki, a zaraz za nią ruszył Inuzuka, który jako jedyny nie wypił na tyle dużo, by mieć opóźnioną reakcję.
Sakura na początku nie spostrzegła o co mogło chodzić, jednak gdy jej wzrok skupił się na tym jednym kształcie, łzy stanęły jej w oczach.
Od momentu, kiedy wrócili do wioski z Kraju Błyskawicy, czegoś jej brakowało. Zaaferowana Yumi i całą tą sytuacją, nie była w stanie kojarzyć tak rzeczywistych faktów, jakim okazało się choćby zniknięcie Sui. Kotka wyszła z krzaków, rosnących pod dębami i ledwo stała na łapkach. Spojrzała jedynie na Haruno i runęła na bok, zatapiając się w zielonej trawie. Jej futerko było brudne od błota i krwi. Próbowała otwierać pyszczek, jednak nie miała nawet siły miauknąć.
— Sui. — Sakura czuła, jak jej gardło nieprzyjemnie się zaciskało. — Co się stało, cholera jasna!
— Walczyła — oznajmił krótko Inuzuka, zdejmując z siebie bluzę. — Jeżeli się pospieszę, to może Hana zdąży jej pomóc.
Pochylił się i podniósł ostrożnie zwierzę, po czym zawinął je w ciuch. Popatrzył w zielone oczy przyjaciółki i uśmiechnął się do niej pocieszająco, widząc, jak niemo błagała go o pomoc.
Kiba pożegnał się krótkim okrzykiem i pokonał zwinnie płot. Ino podeszła do Haruno i poklepała ją po ramieniu, próbując uspokoić.
— Wiesz, że Hana potrafi zdziałać cuda — dodała, kiedy Sakura otarła łzy.
— Wiem — odparła, biorąc na ręce Yumi.
Dziewczynka nie miała pojęcia co się dzieje, ale widząc, jak jej ciotka płacze, sama uroniła kilka łez, w milczeniu mocno się do niej przytulając.


< < ♥ > >


Grillowanie dobiegło końca po dziesiątej wieczorem. Wszyscy starali się uspokoić Sakurę i dodać jej otuchy, by poczuła się nieco lepiej, co na szczęście im się udało.
Haruno położyła Yumi do łóżka i zajęła się wspólnym sprzątaniem, na koniec stają w progu domu i obserwując, jak przyjaciele z trudem walczyli o to, by doprowadzić najbardziej pijanych do ulicy.
— Jestem z ciebie dumna — wyszeptała, ściągając z siebie bluzkę. Była w łazience, w której progu sterczał Kakashi. — Skoro mi się zrobiło całkiem miło, przez twój niespodziewany gest, to nie wyobrażam sobie, jaki on musiał być szczęśliwa.
— Tss... — mruknął, odwracając wzrok.
Przymknął drzwi pomieszczenia i wszedł głębiej. Stanął tuż za nią i otaksował wzrokiem jej ciało, ubrane jedynie w bieliznę.
— Jak będziesz mi to wypominać, to wycofam się z tego układu... — mruknął, uśmiechając się cierpko.
Oparł dłonie o jej boki i pochylił się, by ucałować jej szyję. Robił to wolno i delikatnie, pnąc się nieco wyżej.
— Zapomnieliśmy powiedzieć Tsunade o tych dziwnych sytuacjach — wyszeptała mrukliwie, zamykając powieki. Odchyliła do tyłu głowę, zaciskając palce na krawędzi zlewu. — Kakashi...
— Trudno, jutro jej powiemy.
Dotknął językiem płatka jej ucha, obezwładniając dziewczynę do reszty. Pozwalała mu na takie pieszczoty jeszcze przez jakiś czas, ale wiedząc, że może to zabrnąć za daleko, odwróciła się i zaczęła wyganiać go z łazienki. Potrafił wzbudzić w niej podniecenie jednym spojrzeniem lub dotykiem, co nieco ją irytowało. Czuła mu się w stu procentach poddana, wręcz zniewolona, ale nie potrafiła temu zaprzestać.
Miała ochotę na to, by cała ta sytuacja rozwinęła się w tym przyjemnym kierunku, jednak świadomość tego, że w jej domu przebywała Yumi, bardzo ją blokowała. Dziewczynka potrafiła ich zaskakiwać i bała się, że wparuje do sypialni w najmniej odpowiednim momencie.
Rozebrała się do naga i weszła do kabiny, którą za sobą delikatnie zamknęła. Odkręciła kurek z ciepłą wodą; z początku chłodny strumień oblał jej ciało, jednak ciepło przybyło całkiem szybko, niwelując gęsią skórkę, która ją całą obsypała. Odchyliła do tyłu głowę, chcąc dopieścić swoją twarz.
— Mmm! — pisnęła nagle, kiedy ktoś zakrył jej usta dłonią, a drugą nacisnął na jej podbrzusze, przysuwając dziewczynę do siebie.
— Csii... — Usłyszała i uspokoiła się, kiedy zrozumiała, że głos należał do Kakashiego. — Musisz być cicho.
Sam jego mrukliwy głos doprowadził do tego, że zaczęła drżeć. Odwrócił ją do siebie i zaczął całować; głęboko, łapczywie, jakby ktoś miał mu ją zaraz odebrać. Czuł, jak bardzo go pożądała i nie potrafił wygrać z własnymi pragnieniami. Nie zważając na ból w nodze, robił to, co podpowiadały mu jego żądze. Oparł Sakurę o ścianę i ułożył dłonie na jej smukłej szyi, z zadowoleniem na nią napierając i całując jeszcze bardziej zachłannie.
Gorąca woda spływała po ich ciałach, sprawiając dodatkowe, przyjemne doznania. Badał rękoma jej ciało, które drżało coraz bardziej od każdego, dodatkowego dotyku. Pieścił jej piersi i muskał szyję, w którą wpijał zęby, za każdym razem, gdy zaczynała zbyt głośno dyszeć.
— Nie mamy zbyt wiele czasu... — wyszeptała, próbując na niego popatrzeć, kiedy oparł czoło o jej głowę.
— Wiem.
Gwałtownie przywarł do jej warg i chwycił pod kolanami. Dosłownie podrzucił drobne ciało i oparł je o zaparowane kafelki. Nie sprzeciwiała się; wciąż jedynie na niego patrzyła, czekając na każdy kolejny ruch. Im mocniej zaciskała na nim uda, tym on gwałtowniejszy się stawał. Nie potrafił już panować nad samym sobą. Słyszał jedynie szum w wody i jej ciche, oszałamiające do reszty jęki.
— Jesteś moja, pamiętaj o tym...


< < ♥ > >


Wrócił? Wrócił... Tak! Gdzie jest? Tu, tutaj. W Konoha? Tak, w Liściu. Jesteście pewni? Tak... To trwa już któryś dzień. Wataha musi się zebrać. Wciąż tu krąży, wciąż czegoś szuka... Broi, bardzo broi. Zły wilk. Wataha! Musimy się zebrać. Nie! Nie możemy ingerować w jego walkę... To jego walka! Co z tego? Potrzebuje naszej pomocy. Dokładnie! Każde z nas musiało to przeżyć samemu... Ale oni są inni! Oni są na innym poziomie. Oni są potężni. ZNOWU JEST W LIŚCIU! Będziemy nadzorować walkę. Nie możemy. Musimy, do cholery! Takie są rozkazy, nie możemy się zbliżyć! Zauważcie, że on postępuje wbrew zasadom. Krzywdzi jego bliskich... Wataha, musimy się zebrać! Musimy coś zrobić. Wiem! Więc zróbmy coś! Nie możemy... Zastanów się! To skończy się tragedią. TAKIE SĄ ROZKAZY! Nie obchodzą mnie one... Widziałeś, co się wczoraj stało! Czyhał na Wilczą Księżniczkę. Szedł za nią, to był podstęp. Prawie ją miał... Rozszarpał by ją, gdyby nie pies tego chłopaka. Menma. Menma. Menma. Musi poradzić sobie sam... Niech cię szlag! Chcesz mieć ich na sumieniu? Haruno? Tą małą dziewczynkę... To dziecko... Właśnie, to dziecko! Jak to się dzieje? Wyczuwa go... Tak, ma specjalne umiejętności. Ostrzega go... Pilnuje przyjaciół. Jego przyjaciół. On boi się do nich podejść, gdy jest w pobliżu. Zobaczymy jak długo... Cholera! JEST TAM! Gdzie?! Już, przy domu Księżniczki... Jest blisko. Bardzo blisko... Gdzie on jest?! Musi ich pilnować! Ratować! Nie wiem... Wychodzi... O nie, to dziecko wychodzi! Co ono tam robi?! Cholera jasna... To dziecko... Stoi tam! Patrzy na nią. Menma! MENMA! Gdzie jesteś, Menma?! Menma!
— Nie wolno...
Nie wolno! Nie wolno...
— Idź stąd!
Nie wolno... Nie wolno Ci! Nie wolno!
— Nie wolno!
Sakura poderwała się na łóżku, mając wrażenie, jakby ktoś ją dusił. Wzięła głęboki, głośny oddech, jakby wypłynęła po długim czasie na powierzchnię wody. Złapała się za głowę, czując, jak zlał ją lodowaty pot, a całą skórę obsypała gęsia skórka.
— Sakura? — mruknął Kakashi, wspierając się na łokciach.
Złapała się za lewe ucho, wciąż słysząc w głowie dziwne szepty. Miała wrażenie, że coś zaraz rozsadzi jej czaszkę.
— Sakura!
— Idź... Idź sprawdzić, czy Yumi jest w łóżku!
Nie wiedział co się dzieje, ale widząc jej stan, zerwał się na nogi i bez kul ruszył do drzwi. Gdy jednak złapał za klamkę znowu usłyszał ten szept dziecka, powtarzający w kółko te same słowa: Nie wolno ci, nie wolno...
Opadł na wejście i popatrzył przerażony na Haruno.
— Też to słyszysz, prawda? Powiedz, że tym razem to, kurwa, słyszysz!
— Tak — warknęła, zrzucając z siebie kołdrę.
Patrzyli na siebie w przerażeniu, aż w końcu ich skupienie zostało przerwane niewyobrażalnie głośnym i przeraźliwym wrzaskiem małej dziewczynki.
— Nie wolno ci podejść!
Oboje podbiegli do okna i wyjrzeli na ogród. Yumi stałą w jego centrum z wzniesioną przed siebie dłonią. Wszystkie meble ogrodowe, narzędzia, ostrza i inne drobne rzeczy unosiły się w powietrzu i dziwnie drżały, jakby zaraz miały zostać ciśnięte w jedno, konkretne miejsce.
Sakura nie wiele myśląc otworzyła okno i wyskoczyła przez nie. Zsunęła się po dachówce i zeskoczyła na ziemię. Dobiegła do Yumi, obok której pojawił się również Kakashi. Wszyscy patrzyli w to samo, zaciemnione miejsce, pomiędzy drzewami. To własnie tam połyskiwała para przerażających, wielkich ślepi — jedno emanowało bielą, drugie błękitem. Po chwili, z ciemności, zaczęła wyłaniać się gigantyczna, czarna jak smoła, wilcza sylwetka. Potworne zwierzę stawiało wielkie, powolne kroki, opuszczając leśne ciemności, a wchodząc na oblany światłem księżyca trawnik.
Sakura poczuła niewyobrażalną trwogę. Ta złowroga energie, którą emanowało to zwierzę, była taka sama, jak ta z poprzedniej nocy, kiedy wracała do domu z fałszywym Kibą. Dodatkowo czuli ten obrzydliwy zapach mokrego kundla.
— To ty... Ty za tym wszystkim stoisz! — syknęła, łapiąc się znowu za głowę. Ból się wzmagał.
— Co tobą kieruje?!
Dłoń Kakashiego zaczęła otaczać błękitna poświata, a w powietrzu pojawiały się coraz silniejsze wyładowania. Wilk nadal podążał w ich stronę, nic sobie nie robiąc z ich bojowego nastawienia.
— Zepsułaś mi wiele planów i nerwów, gówniaro — warknął, patrząc nieustannie na Yumi. — Ciebie rozszarpię pierwszą.
— Nie wolno ci podejść! — ryknęła niesamowicie głośno.
Metalowe, ogrodowe narzędzia wystrzeliły w jego stronę jak z procy, jednak rozpłynął się w powietrzu, a wszystkie rzeczy powbijały się głęboko w ziemię.
— Za nami! — wrzasnął zaalarmowany Kakashi.
Zwrócił się zamaszyście za siebie, a jego sharingan rozświetlił się krwistą czerwienią. Szczerzył monstrualne kły, gotów do ataku.
— Manabu — wycharczał — tak na imię ma wasza śmierć.
Po tych słowach wspiął się na tylne łapska i otworzył szeroko pysk, paraliżując strachem Sakurę. Zdążyła jedynie chwycić w ramiona Ibukę, a zaraz po tym poczuła, jak Kakashi dosyć boleśnie w nią uderzył, by odbić jej ciało jak najdalej. Był gotów przyjąć na siebie śmiertelny atak zwierzęcia, jednak do tego nie doszło.
Biały płomień rozświetlił niemalże całą okolicę, póki nie uderzył w cielsko ich wroga. Te dwa, skrajne kolory, scaliły się w jedną masę, przypominającą gigantycznego Yin Yanga, który z prędkością światła znalazł się kilka metrów od podwórka, niszcząc po drodze wszystko, co napotkał.

— Menma!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz