środa, 23 lipca 2014

34. Nie lubię Cię

— Musimy się pospieszyć — zawołał głośno Yamato.
Rola prowadzącego grupę ratunkową pochłonęła go bez reszty. Chłopcy i Ashi z pełną determinacją odbili się od ziemi, czując, że zbliżająca się walka dodawała im niezwykłych pokładów sił. Wbrew wszelkim normom, jakie zazwyczaj miały miejsce w takich sytuacjach, osobą, która zamykała grupę, był Naruto. Od momentu wyruszenia z Konohy, bacznie przyglądał się milczącemu Menmie, który odzywał się jedynie o coś pytany.
Na komendę Tenzou, oddział wskoczył na grube konary drzew i to właśnie tą drogą mieli dotrzeć na miejsce. Uzumaki wziął głęboki oddech, chcąc odezwać się do wilka, jednak nieprzyjemne zrządzenie losu zniweczyło jego plany. Menma był na tyle rozkojarzony, że przeskakując z jednej gałęzi na drugą, źle wymierzył odległość i runął w dół. Jedynie refleks Naruto uratował go przez bolesnym upadkiem — chłopak błyskawicznie przemieścił się niżej i wpadł w chowańca w sposób, który pozwolił wylądować im na najniższych gałęziach pokaźnego dębu, a nie rozbić się na ziemi.
Skołowane wilczysko popatrzyło spode łba na swojego wybawcę, wzrokiem pełnym zażenowania.
— Nie ma za co — mruknął blondyn, otrzepując spodnie.
— Dziękuję — odparł buńczucznie Menma, stając na swoich potężnych łapach.
Cisza i konsternacja, jaka nastała pomiędzy nimi, robiła się strasznie niewygodna. Naruto chciał coś wiedzieć, a wilk prawdopodobnie nie chciał, by wiedział ktokolwiek
— Powiesz w końcu, co cię męczy? — Uzumaki zmarszczył gniewie czoło, co tylko wyostrzyło blizny na jego policzkach. — Od kiedy opuściliśmy wioskę, zachowujesz się co najmniej dziwnie. Jesteś czymś wyraźnie zaniepokojony.
— Chłopaki! — Yamato zatrzymał się, przepuszczając resztę przodem. — Nie ma czasu!
Oboje ruszyli za resztą. Naruto miał nieodparte wrażenie, że Menma starał się go wyprzedzić i zostawić w tyle, ale uparcie równał z nim tempo.
— Jeżeli coś się stało, powiedz — kontynuował, patrząc na zwierzę. — Jesteśmy przyjaciółmi, możemy ci pomóc. Ale dopiero wtedy, kiedy powiesz jaki masz problem.
Groźne spojrzenie pomarańczowych oczu wyostrzyło się i przeniosło na plecy towarzyszy, gdzie już pozostało. Uzumaki nie miał pojęcia co mógł jeszcze zrobić, ale coś w jego głowie nie pozwalało odpuścić.
— Idiota — mruknął, chcąc go sprowokować.
Menma jednak nie wykazał żadnej reakcji. Dopiero po chwili jego wielki pysk się rozchylił.
— To moja sprawa, Naruto — odparł, tonem mrożącym krew w żyłach. — Wy, istoty ludzkie, nie zrozumiecie go. Nie pomożecie. Poradzę sobie sam.
Blondyn wyrzucił w górę dłonie, kiedy jego rozmówca z impetem odbił się od gałęzi i dosłownie wysunął na czołowe miejsce w ekipie. Zacisnął pięści i zęby, mając ochotę powyrywać mu futro, jednak zrozumiał, że po prostu nie uda mu się wyciągnąć żadnych informacji.
— Jesteśmy niedaleko. — Usłyszał głos Yamato.
Popatrzył na mężczyznę, który wpatrywał się w drogę przed nimi. Kapitan wskoczył na sam czubek drzewa, pozostawiając niżej swoich zdyszanych towarzyszy. Przyłożył dłoń do czoła, pragnąc osłonić nieco oczy przed dokuczliwym, wschodzącym słońcem; w oddali majaczyły zrujnowane dachy starych kamienic Kusogakure, pomiędzy którymi znajdował się gmach ze starym zegarem. Nędza tamtego miejsca wyczuwalna była w aurze, która powoli dawała o sobie znać.
— Wiem, że biegniemy już dwanaście godzin, ale od teraz dajemy z siebie wszystko — powiedział, kiedy znalazł się z powrotem wśród swoich. — Żadnych przedwczesnych wyskoków. — Popatrzył na Naruto, ściągając brwi. — Każda nieprzemyślana decyzja sprawia zagrożenie dla Hinaty.
Uzumaki skinął zgodnie głową i ponownie zacisnął piąstki. Wystarczyło jedno mrugnięcie, by lazurowe tęczówki — zazwyczaj emanujące radością i spokojem — zmieniły kolor na krwistą czerwień, pełną nienawiści i żądzy krwi.


< < ♥ > >


Hatake sterczał przed wielkim lustrem w łazience i szorował zęby, opierając ciało na jednej kuli. Ta zazwyczaj monotonna czynność, uległa zmianie — tego dnia nie mógł przestać się głupio śmiać i jednocześnie grymasić przez to z bólu. Jakieś pół metra obok niego, na krześle przyniesionym z pokoju Sakury, stała mała Yumi — zaspana i wciąż ubrana w piżamę, miała na głowie fryzurę, przypominającą białą palemkę. Obserwowała siebie w lustrze, co jakiś czas łypiąc na Kakashiego i starała się z całych sił naśladować jego ruchy. Choć dla mężczyzny było to naprawdę zabawne, dziewczynka brała to na poważnie.
— Zdajesz sobie sprawę z tego, że słabo ci to wychodzi, prawda? — spytał zniekształconym głosem, w ostatniej chwili podsuwając dłoń pod usta, z których wylała się spieniona pasta.
— Nie prawda! — krzyknęła, machając rączką, jakby w próbie uderzenia go w ramię.
— Widzę, że zaczynasz dziedziczyć niektóre zachowania po ciotce. — Wypluł zawartość buzi do zlewu i zerknął na oburzoną dziewczynkę. — Agresja to jedno z możliwie najgorszych rozwiązań w konflikcie.
— Wcale nie! — Zupełnie zbyła drugą część jego wypowiedzi. — Ciocia Sakura jest niesamowita! Umie sztuczki z wodą, ma super wilka, jest odważna, mądra, silna i ratuje ludzi w szpitalu! — Uniosła dumnie główkę i podparła wolną ręką bok. — W przyszłości będę taka sama!
— Dobrze, że tego nie słyszy — mruknął, ocierając usta ręcznikiem — wpadłaby w samozachwyt.
Poczekał aż Yumi się ogarnie i razem ruszyli do pokoi, by zrzucić z siebie piżamy i odziać coś bardziej wyjściowego. Ich drogi spotkały się z powrotem u szczytu schodów, w które wpatrywali się z niesamowitą uwagą.
— Nie jest dobrze — podsumował zblazowany Kakashi — zazwyczaj to Sakura pomagała nam schodzić.
Od kiedy Hatake złamał nogę, ciężko było mu poruszać się po stopniach. Dodatkowym balastem był ból całego ciała, nieznośna kula, oraz mała dziewczynka, dla której schody były potworną przeszkodą.
— Nie chcę tu siedzieć, dopóki nie wróci ciocia — odburknęło dziecko.
Ibuka zamknęła oczka i wzięła naprawdę głośny i głęboki wdech. Wydęła na moment dolną wargę, jednak zacisnęła piąstki i ściągnęła brwi. Kakashi lekko się wzdrygnął, czując na swojej dłoni ciepłe, drobne palce. Popatrzył w dół; zaskoczony obserwował zmagania Yumi, która drugą rączką objęła szczebel balustrady i ostrożnie dała pierwszy krok w dół.
— Damy sobie radę! — pisnęła, zawzięcie oddychając. W jej błękitnych oczkach naprawdę pojawiły się płomyczki determinacji. — Zaufaj mi, wujek! Dzisiaj ja ci pomogę!
— Nie wiem czy to dobry pomysł — odparł, jednak kiedy pomyślał, że czterolatka ma wyjść na odważniejszą od niego, jego ego bardzo urosło. — Dobra, spróbujmy.
Uśmiechnął się. Ten gest sprawił, że dziewczynka nie zamierzała się wahać. Kakashi bardzo powoli i uważnie stawiał kulę na kolejnych stopniach, tak samo jak zdrową stopę. Choć droga na dół, pełna stękania i jęków, zajęła im trochę czasu, to znalezienie się już na ciemnych, chłodnych panelach przedpokoju sprawiło im nieopisaną radość.
— Mówiłam, że nam się uda! — Yumi zaczęła podskakiwać w miejscu.
— Bez ciebie nie dałbym rady — przytaknął Hatake.
Ich brzuchy przypomniały im o tym, że pora śniadania minęła już jakiś czas temu. Podreptali do kuchni, gdzie dziewczynka z trudem otworzyła dziesięć razy większą od siebie lodówkę, a Kakashi napełnił czajnik wodą. Zerknął w stronę dziecka, które oblane światłem z wnętrza chłodziarki, zupełnie nie wiedziało co z niej wyciągnąć.
— Co ty próbujesz urodzić w tej swojej małej główce? — zapytał, zabawnie podnosząc jedną brew.
— Nie ma masła czekoladowego — odparła, tak grobowym i cichym głosem, że przeszły go dreszcze.
Popatrzył w stronę okna. Pogoda tego dnia była po prostu niesamowita. Konoha dawno nie była skąpana w takim słońcu. Wyłączył gaz, odsunął dziecko od lodówki, którą zaraz zamknął. Powłóczył w stronę drzwi wejściowych, które otworzył, wpuszczając do domu więcej światła i rześkie powietrze.
— Co robisz? — zapytała Ibuka, stając obok niego.
— Co ty na to, by przejść się do szpitala, odebrać ciotkę i razem zjeść coś poza domem? — Zerknął na nią, kiedy stanęła na progu domu.
— Ooo! — Odwróciła się do niego gwałtownie i złapała go za materiał spodni. — To super, super, super pomysł!
Uśmiechnął się i sięgnął w stronę pobliskiego wieszaka, ściągając z niego bezrękawnik dziewczynki.
— Masz, zakładaj — nakazał, rozglądając się za kluczami.
— A ty? — Popatrzyła na niego, wciągając na siebie ciuch. Naciągnęła na rączki długie rękawy szarej bluzeczki i zmarszczyła nos. — Nie zakładasz kurtki?
— Nie jest mi potrzebna — odparł, wskazując na gruby polar.
Wymamrotała coś pod nosem i usiadła na podłodze, by założyć niebieskie buciki na rzep. Wyszła przed dom, kiedy Kakashi z większą trudnością próbował wsunąć nogi w obuwie. Kiedy jednak udało mu się to osiągnąć — zamknął dom i razem ruszyli w stronę furtki.
Czuł się trochę dziwnie. Nigdy nie był postrzegany za kogoś, kto chciałby w przyszłości założyć rodzinę i mieć dzieci, które z reguły lubił jedynie na odległość. Przyzwyczaił się do łatki oddanego wiosce ninja, w pełni poświęconemu walce na śmierć i życie. Pogodzenie tych dwóch, właściwie różnych wyobrażeń życia, wydawało się być niemożliwe.
A w tamtej chwili? Przemierzał uliczki Konohy w towarzystwie małej, pociesznej i słodkiej dziewczynki, która nieustannie go zagadywała i obdarowywała ciepłymi uśmiechami. Sam nie szczędził sobie żartów, a jego twarz wręcz promieniała radością, którą zwykli mieszkańcy wioski dostrzegali jedynie w niezwykłych przypadkach.
Jeszcze tydzień temu miał zamiar rozsadzić gabinet i Piątą za tę nieszczęsną zabawę w niańkę. Powoli jednak ta sceptyczna postawa zaczynała się zacierać.
Żenowało go jedynie to, że te wszystkie kobiety, które miały w zwyczaju nieustannie do niego wzdychać, tego dnia robiły to jakby ze zdwojoną siłą, nie próbując tego nawet ukryć. Asuma kiedyś mu mówił, że przystojny mężczyzna z dzieckiem, staje się jeszcze bardziej atrakcyjny w oczach dam.
— Wujku, dlaczego wszyscy się nam tak przyglądają? — spytała Yumi, która rozglądała się uważnie na boki.
— Wiesz...
— Kakashi! — Damski głos, który dobiegł ich zza pleców, wzbudził w nim dreszcze. — Kakashi Hatake!
Mina mężczyzny była tak marna i desperacka, jak jeszcze nigdy. Miał ochotę rozpłynąć się w powietrzu... i w sumie mógłby, gdyby nie pokiereszowana noga, mała dziewczynka u boku i prędkość, z jaką intruz się do nich zbliżał. Nie lubił uchodzić za chama, ale wiedział, że jeżeli Sakura dowie się o tym spotkaniu, to Konoha zniknie z map kraju i świata.
— Och, Kakashi! — Dziewczyna dyszała głośno, zatrzymując się tuż za nim. — Już myślałam, że cię nie dogonię! — zaśmiała się głośno, co spowodowało kolejne zgrzyty w jego głowie.
— Nie, żebym miał taką nadzieję... — odmruknął pod nosem, zamykając powieki.
— Co? — zapytała z uśmiechem, prostując się żwawo. Jej długie, czarne włosy spłynęły po szczupłych ramionach.
— Nic, Kirame.
Yumi wciąż stała przy nim i trzymała splątane na brzuszku rączki, przyglądając się w zastanowieniu przybyszowi, wdzięczącemu się przed mężczyzną. Było jej przykro, że Nata całkowicie ją zignorowała, nie odezwała się słowem, nawet nie przywitała. Wszyscy w tej wiosce byli dla niej do tej pory bardzo mili; uprzejmie się z nią witali, z chęcią poznawali, uśmiechali się, rozmawiali i bawili. Nie wymagała tego od nikogo, ale Konoha stawała się przez to rajem i niesamowicie przyjemnym miejscem, pełnym radości i miłości, o co trudno było w Chmurze — nieustannie objętej walkami i ponurą aurą.
Kirame jednak zupełnie nie pasowała jej do wyobrażenia stolicy Kraju Ognia. Wręcz je psuła. Niewielka buźka dziewczynki zmieniła wyraz ze zdumienia na zdenerwowanie.
— Kakashi, nie daj się prosić. Jeden wieczór bez Sakury cię nie zabije — wymamrotała Nata, wciskając w imię Haruno pełno jadu. — Poznasz nowych ludzi, będzie naprawdę fajnie!
— Raczej nie będzie — odparł sucho. — Gustuję w ludziach reprezentujących sobą coś więcej, niż hulaszcze życie bez trosk i zobowiązań.
— Proszę cię. — Kirame naciskała na niego coraz bardziej. — To tylko jedna impreza, no co ci szkodzi?
— Wujek nie pójdzie.
Kakashi mrugnął zdumiony i dopiero po chwili zwrócił twarz ku dziecku. Poczuł, jak jego wszystkie wnętrzności wywracają się do góry nogami, kiedy uświadomił sobie, że mała może nieświadomie palnąć coś zupełnie nie na miejscu i obrazić tę dziewczynę. Choć między nimi panowała zupełna cisza, ledwo mógł powstrzymać się od niekontrolowanego wybuchu śmiechu.
— Co tam mamroczesz? — warknęła Kirame, krzywiąc się na widok Yumi. Przeniosła niezadowolony wzrok na Kakashiego. — Co to za bachor?
— Siostrzenica Sakury — odparł szybko. Właśnie to mieli mówić w razie niewygodnych pytań.
Sama Yumi miała wpojone go głowy, że Haruno jest siostrą jej matki.
Nata prychnęła głośno i wzruszyła ramionami.
— Przyjdź — powiedziała raz jeszcze, odbiegając od tematu.
— Posłuchaj mnie. — Kakashi westchnął i poprawił kulę. — Nigdzie z tobą nie pójdę. Znajdę na to zaproszenie setki różnych wymówek i argumentów, ale tobie powinna wystarczyć jedynie prawda. Nie chcę. Nie mam ochoty. Rozumiesz to?
— Ale dlaczego?! — pisnęła, tupiąc energicznie o ziemię.
Hatake popatrzył kontrolnie na czerwoną ze złości Yumi, która przypominała bombę zegarową. Wziął głęboki oddech i popatrzył na Kiramę zrezygnowany.
— Bo cię nie lubię.
Brunetka zamilkła, a jej ciemne oczy otworzyły się szeroko tak samo jak wąskie usta. Wystękała kilka niezrozumiałych dźwięków, po czym chwyciła za własne włosy, zaciskając zgrzytliwie zęby.
— Ale dlaczego?! — ryknęła na tyle głośno, by przechodzący obok ludzie, popatrzyli na nich z zaskoczeniem. — Co w tej różowej suce jest lepszego ode mnie?!
Coś w nim pękło.
— Uważaj na słowa — warknął hardo, mrużąc niebezpiecznie powieki. — Nie wiem co ubzdurałaś sobie w tej wielkiej główce, ale ja cię nawet dziewczyno nie znam. Jesteś mi obca, więc czemu miałabyś cokolwiek dla mnie znaczyć? Skąd te twoje urojenia?
Na jego twarzy pojawił się grymas obrzydzenia.
— Przecież jestem od niej stokroć lepsza — jęknęła.
Otworzył usta, by powiedzieć jej jeszcze kilka szczerych i zapewne nieprzyjemnych słów, wyrażających jego opinię na temat Naty, ale coś innego przykuło jego uwagę. Kiedy dziewczyna wciąż wyliczała swoje rzekomo wspaniałe cechy charakteru, uwydatniając przy tym swój narcyzm, jego wzrok poszybował nad jej głowę. Znieruchomiał nie wiedząc, czy powinien się cofnąć, a może ją ostrzec, albo po prostu już w tamtej chwili ryknąć głośnym śmiechem.
Szybko do niego dotarło, że wielka miednica z wodą, wcześniej spoczywająca na parapecie jednego z pobliskich okien, unosiła się nad głową Kirame za sprawą umiejętności wściekłej Ibuki. Po raz pierwszy był świadkiem pokazu zdolności dziewczynki. Łypnął na nią, nie chcąc stracić nadchodzącej tragedii. Białowłosa stała, spoglądając na Natę spod jasnych brwi, a jej błękitne tęczówki nabrały groźnego odcienia burzliwego nieba. Czekała. Prawdopodobnie na najgorszą kwestię brunetki, która sprowokuje ją do zaplanowanego czynu.
— Haruno od zawsze była gorsza ode mnie... brzydsza, grubsza, głupsza! Była beznadziejna! Słyszysz?! — Nata zacisnęła palce na materiale własnej bluzki. — Beznadziejna!
Kakashi zmrużył jedynie powiekę, widząc jakby w spowolnionym tempie, jak miednica obraca się w powietrzu, wylewając całą swoją, kilkulitrową zawartość na intruza. Włosy poprzylepiały się do bladej skóry, woda wlewała się pod ubrania, a towarzyszący temu wszystkiemu pisk, przedarł się przez najbliższą okolicę.
— Nie będziesz tak mówić o cioci, ty wstrętna brzydulo! — wrzasnęła rozwścieczona Yumi, która dodatkowo zrzuciła na głowę swojej ofiary pustą miednicę. — Ciocia jest stokroć piękniejsza od ciebie, dlatego taki przystojny wujek ją wybrał i pokochał! Wszyscy chłopcy ją uwielbiają, bo jest najlepsza i na to właśnie zasługuje! A ty jesteś wredną, podłą, brzydką, śmierdzącą, ohydną, rozwrzeszczaną... — Powieki Kakashiego otwierały się coraz szerzej przy każdym, kolejnym słowie wypowiedzianym przez dziecko. — Samotną, gburowatą i zakochaną w sobie jędzą! Powinnaś pracować jako służąca cioci! Idź już sobie na tę głupią imprezę, do tych swoich głupich przyjaciół, o ile w ogóle tacy istnieją, bo już nie mogę cię słuchać!
— Kakashi! — wrzasnęła Nata, patrząc na niego żałośnie. — Zrób coś!
Hatake tylko prychnął śmiechem i pokręcił z niedowierzaniem głową. Głupota tej dziewczyny po prostu go przerastała.
— Dzieci są po prostu szczere — powiedział w końcu, kiedy wciąż napierała na niego wzrokiem.
Kirame otworzyła szeroko usta i zaczęła wrzeszczeć. Wszyscy przechodnie śmiali się gromko z wypowiedzi Yumi. Nikt nigdy nie odważył się odezwać tak do kogokolwiek z rodu Nata, ponieważ byli oni bogatymi ludźmi, często przyczyniającymi się do wsparcia finansowego wioski. Choć głowa rodziny i jego małżonka byli przesympatycznymi ludźmi, ich rozpuszczone dzieciaki były tematem tabu.
— Zabiję tę Haruno! — ryknęła nagle brunetka.
Kakashi spiął się cały, rozdrażniony słowami dziewczyny. Ludzie również ucichli, dostrzegając, że cała ta farsa zabrnęła zbyt daleko. Do tego znali możliwości Hatake; choć był statyczny i opanowany, na tego typu stwierdzenia reagował bardzo źle. Zwłaszcza po tym, jak śmierć bezpowrotnie odebrała mu rodzinę i najbliższych przyjaciół. Tylko głupiec zwracałby się do niego w ten sposób, ubliżając ludziom, którzy wyciągnęli go z ciężkiej depresji i nauczyli znowu kolorowo patrzeć na życie.
Yumi, która przez chwilę była gotowa rzucić się na Natę i zacząć ją gryźć, nagle uspokoiła się i uśmiechnęła, widząc za brunetką znajomą osobę. Kirame poczuła na karku gorący, wściekły oddech i wzdrygnęła się, blednąc jeszcze bardziej.
— Cofnij to co powiedziałaś. — Usłyszała tuż przy uchu. — Albo wepchnę ci te słowa z powrotem do gardła.
Ciche powarkiwanie wtórowało jej spazmatycznym oddechom, a męski głos sprawił, że cała odrętwiała.
— Kiba — syknęła, zbierając się na odwagę. Nienawidziła go tak samo jak Haruno; wmawiała sobie, że to właśnie dla niej Inuzuka ją zostawił. Prawda była jednak zupełnie inna, o czym wiedział każdy, prócz Naty. — Nie wtrącaj się?
— Kpisz? — warknął, popychając ją lekko do przodu. Okrążył ją i staną bliżej Kakashiego i Yumi. — Słyszałem każde twoje słowo na temat Sakury i oznajmiam ci teraz, że jeżeli tego nie cofniesz, to zmienię twoje życie w najprawdziwsze piekło.
Odwrócił się i wziął na ręce Yumi, która z zadowoleniem mu się przyglądała.
— Brawo — powiedział, czochrając jej białe włosy. — Jestem z ciebie dumny.
— Nie zapominajcie kim są moi rodzice! — Nata wciąż nie miała zamiaru się poddać.
— Nie obchodzą nas ani twoi rodzice, ani ty — zauważył Kakashi, nie szczędząc sobie na gardzącym tonie głosu. — Dziś ostro przegięłaś, przekroczyłaś pewną granicę. Obraziłaś Sakurę kilkukrotnie i nie omieszkałaś użyć groźby karalnej, czego świadkiem było przynajmniej dwadzieścia osób.
— Wiesz co ci za to grozi? — spytał Inuzuka, kpiąc z niej otwarcie. — Twoi rodzice, ani ich pieniądze, nie pomogą ci na drodze karnej. Wiesz dobrze, że w Konoha obrażanie czyjego imienia, jest traktowane bardzo rygorystycznie.
— Radzę cofnąć wszystko co powiedziałaś. — Kakashi podszedł do niej i nachylił się nad jej twarzą, na co wszyscy gapie westchnęli głośno, bojąc się o to, że mężczyzna zaraz dokona publicznego mordu. — Sam zamknę cię w celi i załatwię kilka wizyt u Ibikiego.
Kiba posadził Yumi na Akamaru i kazał mu odejść dalej, sądząc, że sytuacja naprawdę przybiera dosyć niebezpieczny obrót.
— Nie warto brudzić sobie rąk tą suką — powiedział, kładąc dłoń na ramieniu Kakashiego. Zacisnął lekko palce, dając mu znak do tego, by nieco ochłonął. — Nie jest warta najmniejszego zachodu. — Zwrócił się jednak do dziewczyny. — Po raz ostatni mówię, żebyś cofnęła swoje słowa, inaczej publicznie wyjawię, jaką jesteś pospolitą...
— Dokładnie! Cofaj to co powiedziałaś, inaczej ciocia sama cię wypatroszy!
Zdziwieni mężczyźni zerknęli pod nogi, gdzie jeszcze przed chwilą nikogo i niczego nie było. Stała tam Yumi, z której ramionka zsuwał się bezrękawnik. Miała rozpiętego bucika, włosy roztrzepane jakby nigdy nie widziały szczotki, a spomiędzy paluszków zaciśniętych piąstek wystawało białe futro.
— Dałeś się czterolatce?! — krzyknął Inuzuka, patrząc na swojego psa.
Akamaru w odpowiedzi zaskomlał żałośnie i odwrócił pysk w inną stronę.
— Nienawidzę was...
Kirame patrzyła na nich zaszklonymi oczyma i bliska była kolejnego wybuchu. — Nienawidzę! Jeszcze pożałujecie.
Odwróciła się gwałtownie i pobiegła w tylko sobie znanym kierunku, wściekle uderzając stopami o ziemię. Chłopaki wymienili zdezorientowane spojrzenia.
— Przeprosiła? — mruknął Kakashi.
— Można tak powiedzieć. — Kiba schylił się po miednicę i postawił ją na oknie, przepraszając wyglądającego z niego dziadka. Po chwili wrócił do przyjaciela i Yumi. — To było żałosne.
Kakashi poprawił nieudolnie wygląd Yumi, która nadal miała wysuniętą dolną szczękę, jakby gotowa do walki na pięści o worek cukierków, z bandą innych dzieciaków.
— Co takiego chciałeś wyjawić? — zapytał Hatake, kiedy Yumi ponownie posadzona na grzbiecie Akamaru, przemieszczała się kilka metrów przed nimi. — Trochę pobladła.
— Prawdę — mruknął, wsuwając dłonie do kieszeni spodni. — Zdradziła mnie z kilkoma facetami w przeciągu jednego miesiąca. Jest zwykłą ździrą, która próbowała rozpowiedzieć w wiosce, że to ja doprawiłem jej rogi. Na szczęście nikt w wiosce nie był na tyle głupi by w to uwierzyć.
Hatake westchnął i zwrócił twarz przed siebie. Wciąż targały nim nerwy. Właściwie cieszył się z przybycia Inuzuki; bez niego mogło się to zakończyć dużo gorzej.
— Gdzie zmierzacie? — Kiba dopiero po chwili zorientował się, że zaczął z nimi podążać bez konkretnego celu.
— Odebrać Sakurę ze szpitala — odparł, zerkając na młodszego kompana.
— Przejdę się z wami. — Westchnął ciężko, zasysając po chwili policzki. — Może Sakura pozwoli zdjąć mi te durne opatrunki.


< < ♥ > >


— Nasz rycerz nadchodzi — szepnął Gai, widząc, jak Sasuke nagle podniósł zaniepokojony wzrok.
Do wszystkich dotarło to dziwne uczucie zbliżającej się z zawrotną prędkością, niewyobrażalnie silnej chakry. Uchiha patrzył w kierunku, z której to nadchodziło; nie mógł uwierzyć, że Naruto zyskał aż taką siłę. To nie była ta sama chakra, którą emanował podczas ich walki w Dolinie Końca, a to jedynie wskazywało na fakt, że ta siła należała jedynie do Uzumakiego.
Poderwał się na nogi, dostrzegając w mroku dwa świetliste punkty — żółty i biały. Parły w ich kierunku jak nieokiełznane dzikie bestie, którymi koniec końców się okazały.
— Nici z dywersji. — Tenten westchnęła, uderzając gigantycznym zwojem o rozpadającą się dachówkę.
— Przecież mieli być cicho — mruknął niezadowolony Chouji.
Aoba zacisnął zęby, doskonale wiedząc, że Yamato nie pozwoliłby na coś takiego. Gdy tylko Tenzou wychylił się zza drzew i posłał im przerażające spojrzenie, wiedział, że coś było na rzeczy.
— Uważajcie! — ryknęła Ashi.
Tenten w ostatniej chwili osłoniła się zwojem, słysząc za sobą niepożądany hałas. Dookoła nich, dosłownie znikąd, pojawiło się pełno uzbrojonych po zęby, obcych ninja. Yamato, Ashi i Lee dołączyli do nich, chcąc pomóc w walce. Sasuke jednak nadal obserwował Naruto i Menmę, którzy wzbili się w górę i z podwójną szybkością zaczęli kierować się w dół, prosto na budynek, w którym znajdowała się Hinata. Uchiha po raz pierwszy widział to, co dla innych nie było już w żaden sposób zaskakujące. Spowity pomarańczowym, świetlistym płaszczem, zdobionym ciemnymi sygnaturami, chłopak przeszedł na zupełnie inny poziom mocy. Potęga z jaką uderzył w dach starej kamienicy naprzeciwko, sprawiła, że kilka najwyższych pięter rozsypało się w drobny mak, a podmuch gorącego powietrza uderzył w jego twarz.
Uzumaki stał na gruzie i patrzył pod nogi, jakby sam zaskoczony swoim wyczynem. Obok niego, coś na kształt białego płomienia, spokojnie stało i czekało na dalsze ruchy kompana.
— Menma? — szepnął z niedowierzaniem Uchiha. — Co to jest, u licha?
— Przepuścisz taką okazję do zabawy, Sasuke?! — Głos Naruto przywołał go do świadomości.
Nigdy nie był w stanie zrozumieć tej beztroski chłopaka; pod tym względem raczej nigdy nie miał zamiaru się zmienić. Ale zważając na to, czego chwilę wcześniej był świadkiem, nie mógł w żaden sposób podważać jego czynów. Uśmiechnął się pod nosem, cofnął kilka kroków i rozbiegł, by na koniec odbić się od krawędzi dachu i znaleźć obok Naruto i Menmy.
— Możesz mi powiedzieć co to jest? — zapytał, brodą wskazując na jego ubrania, emanujące światłem.
— Tryb Ogoniastej Bestii — wskazał na siebie kciukiem, robiąc zuchwała minę. — Dobra, chłopaki, kończmy to szybko. Chcę zabrać stąd Hinatę i wracać jak najszybciej do domu!
Sasuke zrobił znaczącą minę, pozwalając Uzumakiemu na poprowadzenie wejścia. Zerknął na Menmę, który nieustannie milczał i nawet na nich nie patrzył. Blondyn zeskoczył z kamieni na płaskie podłoże i pokręcił się po nim, jakby szukał dla siebie odpowiedniego miejsca. W końcu się zatrzymał i po krótkiej chwili namysłu, uderzył pięścią w podłoże, tworząc w nim wielką wyrwę.
Gruz zsypał się na głowy przynajmniej kilkunastu mężczyzn. Uchiha podszedł do dziury razem z Menmą i we trójkę popatrzyli na wrogów, którzy stali nieruchomo i ich obserwowali.
— No cześć! — krzyknął Naruto, uśmiechając się do nich wesoło. — Jak się macie?
Żaden z nich nie wykrztusił słowa, wciąż w milczeniu spoglądając na znajdującą się nad nimi trójkę postaci.
— Nie chcecie gadać? Rozumiem — ciągnął dalej blondyn. Wyraz jego twarzy uległ diametralnej zmianie; oczy przybrały barwę krwistej czerwieni, a tęczówki wydłużyły się niebezpiecznie. — Macie dokładnie pięć sekund, żeby powiedzieć mi, gdzie jest Hinata, inaczej powyrywam wam aorty.
Wrogowie popatrzyli po sobie z istną trwogą w ślepiach, a potem, jak na komendę, przenieśli wzrok na drzwi, znajdujące się tuż pod Naruto.
— Tyle chciałem wiedzieć. — Westchnął i wskoczył w dziurę, a zaraz za nim zrobili to Sasuke i Menma, do których się odwrócił. — Są wasi, ja idę po Hinatę.
Wilczysko i Uchiha posłali sobie ironiczne uśmiechy i z tak głupawymi wyrazami twarzy i pyska, obrócili się w stronę przyszłych ofiar. Brunet uaktywnił sharingana, a oczy zwierzęcia zapłonęły na pomarańczowo. Chwilę później ruszyli w bój, a Naruto nacisnął klamkę wcześniej wskazanych drzwi.
Stanął w progu i ściągnął brwi, unosząc lekko głowę. Tego się nie spodziewał.
— Czekałem na ciebie.


< < ♥ > >


— Jejku... — Jęk niezadowolenia Sakury wypełnił jej gabinet. — Tak bardzo chciałabym z wami wyjść, ale nie mogę.
— Dlaczego? — Yumi również nie kryła swojego niezadowolenia.
— Epidemia grypy wróciła — oznajmiła Haruno. — Ludzie wysypują nam się z sal, nie mam pojęcia w co włożyć ręce. Mam dosłownie chwilę przerwy i zaraz muszę tam wracać. Ino nie ma, Hinaty też... brakuje nam rąk do pracy.
Kakashi podszedł do Sakury i popatrzył z góry na jej zmęczone oblicze. Przyciągnął ją do siebie, chwytając za nadgarstek i przytulił, opierając policzek o różowe włosy. Było mu jej szkoda, a dodatkowo nie chciał dać po sobie poznać, że w sumie zrobiło mu się całkiem przykro.
— Trudno — wyszeptał, całując czubek jej głowy. — Najwyżej wieczorem razem posiedzimy.
Sakura zacisnęła powieki, cała się napinając.
— N-nie wiem, czy przez to wszystko, nie będę musiała tu zostać na noc...
— No nie żartuj! — Podniósł głos, gniewnie ściągając brwi. — Nie jesteś maszyną, musisz odpocząć.
— Kakashi, nic na to nie poradzę. Obiecuję, że odrobimy ten czas, ale dziś jestem potrzebna tutaj. — Uśmiechnęła się słabo, dotykając jego policzka. — Z resztą... Widzę, że świetnie dajecie sobie radę beze mnie. Skoro tu doszliście, to znaczy, że pokonaliście schody.
Yumi wypchnęła dumnie pierś do przodu, kiedy tylko to usłyszała.
— Co do Kirame... — zaczął niepewnie Kakashi. — Wybacz, że zabrnęło to tak daleko. Czego nie powiedziałem, paplała dalej.
— Nie przejmuję się tym — odparła krótko, upinając włosy w kucyka. — Niech gada co chce. I tak cała wioska ma ją za dno.
Drzwi gabinetu otworzyły się spokojnie, a w progu stanęła jedna z pielęgniarek, wyglądająca na równie zmęczoną co Sakura. Popatrzyła na nią tak, jakby miała się zaraz rozpłakać.
— Pani Haruno, przyniesiono kolejnego pacjenta — wyszeptała słabo.
Sakura westchnęła ciężko, rozluźniając ramiona.
— Przepraszam was.
Kakashi widział, jak bardzo chciała wrócić z nimi do domu i odpocząć. Najchętniej wyrwałby ją stamtąd siłą, ale wiedział, że było to niemożliwe.
Wyszli na korytarz, gdzie Sakura ucałowała czoło Yumi i usta Kakashiego, po czym odebrała papiery od pielęgniarki i ruszyła w stronę, z której nadchodził Kiba.
— Widzę, że nici z obiadu. — Inuzuka stanął obok nich i popatrzył na oddalającą się przyjaciółkę.
— W sumie, nadal jesteśmy głodni i nadal nie chce nam się gotować — wymamrotał Hatake i popatrzył na Yumi.
— Ja też — przytaknął chłopak. — Idziemy do Ichiraku?
Kakashi popatrzył na niego z zabawną miną, pełną aprobaty.
— Dawno nie jadłem ramenu.
— Ramen! Ramen! — Ibuka klasnęła w dłonie. — Wujek Naruto miał mnie tam zabrać!
— My zabierzemy cię pierwsi — zaśmiał się szatyn i poderwał w górę dziewczynkę, po czym posadził ją na swoich barkach. — Co ty na to?
— No dobra. — Uśmiechnęła się, szczerząc swoje białe ząbki. — Ale nic mu nie mówmy, dobrze?
— W porządku — odparł Kakashi, mrugając do niej okiem. — To nasza kolejna tajemnica.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz