Przemieszczali się pod gęstymi koronami gigantycznych drzew, gdzie nie docierało do nich światło słońca. Delikatny wiatr wprawiał w taniec wszystkie liście, tworząc w ten sposób przyjemny szum; ciągły, spokojny, wręcz enigmatyczny — krył w sobie coś tajemniczego i niepokojącego, w duecie z kompletną szarugą, półmrokiem i zapachem wilgoci.
— Ten popieprzony, zmieniający się co chwilę klimat, mnie wykończy — mruknął Naruto, z zaciekawieniem obserwując wydobywającą się z jego ust parę.
Zapiął kurtkę pod samą szyję i schował w jej kołnierzu rumiane policzki. Skrył dłonie w kieszeniach wierzchniego odzienia i skierował zmęczony wzrok przed siebie, wyobrażając sobie, że zaraz dotrą do jakiejś ciepłej gospody.
— Jesteśmy już przy granicy Kraju Błyskawicy, Naruto. Tu taką właśnie mają pogodę — zauważył Yamato.
Kakashi, który prowadził grupę, zatrzymał się nagle w miejscu; obserwował przez moment trasę i zwrócił się na pięcie. Popatrzył po markotnych twarzach towarzyszy, aż w końcu zawiesił wzrok na Menmie; westchnął głośno i podszedł do zwierzęcia, na którego plecach spała Haruno.
Dziewczyna wytrąciła z równowagi całą drużynę. Zeszłego wieczora objęła pierwszą wartę, a z dobroci swojego zbyt miękkiego serca, nie raczyła nikogo obudzić, by ją zmieniono. Pilnowała ich do siódmej rano, kiedy to Tenzou otworzył oczy i wpadł w swego rodzaju szał.
Wszyscy byli tak samo zmęczeni; gdy tylko opuścili górskie pasmo, zostali zaatakowani przez grupę ludzi, którzy nie chcieli ich przepuścić dalej. Walka się wydłużała; cała konoszańska drużyna wiedziała, że nie mogła afiszować się ze swoimi technikami, ponieważ mogli to być shinobi z Kraju Wody, a ich zdolności groziły im demaskacją.
Nic jednak nie tłumaczyło lekkomyślnego zachowania Haruno, która w granicach szesnastej najzwyczajniej w świecie skonała na plecach wilczego chowańca.
— Mała, obudź się — mruknął mężczyzna, delikatnie ją szturchając.
Dziewczyna otworzyła leniwie oczy, wyprostowała się i popatrzyła nieprzytomnie na Hatake; zdziwiona panującym chłodem, objęła się ramionami i rozejrzała dookoła.
— Jakimś cudem udało nam się przebyć trasę w dużo krótszym czasie — mruknął jakby do siebie. Westchnął głośno i odwrócił się do reszty. — Dobra, słuchajcie. Faktycznie jesteśmy już na granicy; wszędzie mogą być ninja z Wody, więc miejcie oczy szeroko otwarte. Za trzy godziny powinniśmy być już w jakiejś wiosce i tam się zatrzymamy. Rano ruszymy dalej i około dziewiątej wieczorem powinniśmy być już u bram Chmury, gdzie będzie na nas czekać delegacja.
Towarzysze skinęli zgodnie głowami, a Haruno odebrała to jako okazję do dalszej drzemki. Gdy tylko chciała z powrotem opaść w poły miękkiego futra, Hatake chwycił ją w pasie i zerwał ze zwierzęcia.
— Nie, nie, nie, księżniczko — prychnął, popychając ją lekko do przodu. — I tak miałaś długą drzemkę. Musisz normalnie zasnąć, kiedy się gdzieś zatrzymamy.
— Jezu, co za gbur — warknęła, naciągając na głowę kaptur.
— Gdybyś nam w nocy nie wykręciła takiego numeru, nie doszłoby do takiej sytuacji — stwierdził sucho, wpatrując się w jej plecy.
— Oj dajcie już spokój, ludzie — wtrącił się Menma — tylko ciągle drzecie koty. Gdy zatrzymamy się tam na spoczynek, ja wracam do swojego wymiaru, a wy weźmiecie pokój z dala od wszystkich i tam się pokłócicie, bo wszyscy mają was już dość.
Zarówno Sakura jak i Kakashi, popatrzyli zblazowani na zwierzę, które po prostu stwierdziło fakt; od opuszczenia Konohy, przestrzeń pomiędzy tą dwójką, można było ciąć nożem.
Od dobrej godziny szli w zupełnej ciszy; niepewnie wkroczyli w gąszcz lasu, który szczelnie okalał granice Błyskawicy. Podejrzana cisza wzmagała się niemalże z każdą chwilą, tak samo jak przenikliwy chłód i dreszcze, które przebiegały po ich plecach.
Sakura stąpała u boku Menmy, nie potrafiąc się zupełnie na niczym skupić. Coraz bardziej żałowała, że nie poszła normalnie spać, bo nie nadawała się zupełnie do niczego. Jedyne co pozostawało niezawodne to instynkt, który w tej samej chwili co Sai, wyłapał nadchodzące zagrożenie.
— Kakashi — szepnął prawie bezgłośnie chłopak.
Hatake skinął mu tylko głową i szedł dalej przed siebie, aż w końcu błyskawicznie zwrócił się w tył i cisnął dwoma kunaiami w różne strony. Z gałęzi drzew spadło dwóch ugodzonych mężczyzn, którzy z łoskotem uderzyli o piaszczystą powierzchnię. Yamato natychmiast wypuścił korzenie, które owinęły wrogie ciała i usta, by powstrzymać intruzów od krzyków.
— Menma... — mruknęła Sakura, spoglądając wymownie na zwierzę.
— Nie ma już nikogo w pobliżu — odparł, po chwili skupienia.
Hatake podszedł do jednego ze schwytanych, który nie przestawał nawet na chwilę wierzgać ciałem. Naruto pojawił się obok przyjaciółki, robiąc z wilkiem za obstawę, tak samo jak Yamato i Sai w przypadku Ashi.
— Jest tak, jak mówiła Piąta — oznajmił Kakashi, widząc przymocowane do pasków maski oddziałów ANBU z Wody. — Okupują granice, robi się coraz ciężej.
— Czy oni chcieli nas skrzywdzić? — spytała przestraszona Tokuno, kiedy szarowłosy przygniótł intruza kolanem do ziemi.
— Nie sądzę — odparł niepewnie Yamato — chociaż cholera ich wie. Mizukage mogła im dać przeróżne rozkazy, dlatego kazaliśmy wam milczeć. Mogli coś podsłuchać.
— Co z nimi zrobimy? — zapytał Uzumaki, zbliżając się do przełożonego.
— Nie możemy ich zostawić... — Kakashi miał dziwną minę. — Jesteśmy charakterystyczni, zwłaszcza, że towarzyszy nam gigantyczny wilk. Jeżeli ktoś z nich dowie się, że widzieli sześć osób, które bez wahania ich zaatakowały, dadzą znać dalej, a wtedy będziemy podejrzani.
— Zabierzmy ich i oddajmy w ręce żołnierzy z Chmury — zaproponowała Ashi.
Hatake popatrzył na Sakurę, ze zbolałym wyrazem twarzy. Dziewczyna od razu domyśliła się, co zaraz usłyszy.
— Kiedy Tsunade zatrzymała nas w gabinecie, oznajmiła, że mamy rozkaz eliminowania wszystkich shinobi z Wody — obwieścił cicho. — Wojska Błyskawicy nie mają pojęcia o całej farsie z wnuczką Raikage, bo w ich szeregach są szpiedzy. Oddając tych ludzi straży granicznej, narażamy nas i nasz kraj, nie mówiąc o Błyskawicy.
Sai popatrzył na miny dziewczyn i zdjął z pleców futerały z ostrzami.
— Zajmę się tym, idźcie przodem.
Kakashi skinął mu tylko zgodnie głową i kazał po wszystkim zapieczętować, informując towarzyszy o tym, że ANBU mają swoje sposoby na wyciągnięcie informacji nawet z trupów. Menma został z chłopakiem na wszelki wypadek, a reszta ruszyła dalej; Naruto nie mógł pogodzić się z tym, że kolejna wojna pochłania następne istnienia.
Haruno czuła się źle; psychicznie, fizycznie. Żyła na tym świecie już tyle lat, ale wciąż istniały rzeczy, których nie była w stanie zrozumieć, a tym bardziej zaakceptować. Gdy usłyszała głuchy krzyk jednego z mężczyzn, poczuła, jak ją mdli. Choć nie raz sama musiała wydać taki wyrok na wrogim ninja, rozsądek wciąż krzyczał, że zabijanie innych ludzi jest złe. Przecież nie byli winni; musieli tylko wykonywać głupie rozkazy.
Poczuła jak silne ramie ją obejmuje i do siebie przyciąga. Nic nie mówił, po prostu zakleszczył ją w stalowym uścisku i pozwolił odetchnąć, poczuć się bezpieczniej. Odebrał od niej torbę i pociągnął delikatnie za rękę, mocno splatając ich dłonie.
— Niedługo będziemy na miejscu — wyszeptał.
< < ♥ > >
— Proszę bardzo. — Młoda recepcjonistka ułożyła na kontuarze trzy klucze, których niewielkie breloki zdobiły kolejno numery dwadzieścia trzy, dwadzieścia cztery i dwadzieścia pięć. Dźwignęła się na nogi i wychyliła nad ladą, by wskazać ręką w kierunku stopni, znajdujących się na końcu holu. — Oddaję do państwa dyspozycji trzy pokoje dwuosobowe. Proszę przejść tymi schodami w górę, na drugie piętro. Tam skręcić w lewo i iść na koniec korytarza.
— Dziękujemy — odparł Yamato, posyłając pracownicy sympatyczny uśmiech.
Zgarnął klucze i ruszył przodem, prowadząc resztę.
Menma zniknął u bram wioski, by nie wnosić żadnych podejrzeń. Konoha dotarła do tamtego miejsca dwie godziny wcześniej, niż było to planowane; postanowili skorzystać z tej nadwyżki i zejść do baru, gdy tylko się rozpakują. Sakura nie podzielała tego entuzjazmu i wolała zostać w pokoju, by wziąć prysznic i położyć się spać. Nie doskwierał jej głód, a jedynie silne zmęczenie i ból głowy, którego nie mogła się pozbyć.
— Coś nie tak z Sakurą? — mruknął Yamato, kiwając w podzięce kelnerowi, który przyniósł do ich stolika tacę z filiżankami gorącej herbaty.
Doskonale znał odpowiedź na zadane przez siebie pytanie, ale próbował podpuścić Hatake, by sprawdzić, czy ten w końcu domyślił się tego w jak dziwny sposób zakorzeniona jest cała sprawa. Pragnął, by jego przyjaciel w końcu pojął, dlaczego Haruno była w tak specyficznym humorze i przestał nieświadomie ranić ukochaną.
— Jest padnięta — odpowiedział Kakashi — zakładam, że jak wrócę do pokoju, będzie spać jak zabita.
— Mam nadzieję, że masz rację — odparł ponuro szatyn, którego obawy się spełniły. — Kelnerka ma zaraz przynieść dla niej herbatę.
Wszyscy pogrążyli się we własnych myślach, popijając w milczeniu gorący napój. Tenzou podparł brodę na dłoni i skierował swój wzrok w stronę okna, za którym wzmagała się burza. Zastanawiał się, czy powinien powiedzieć Kakashiemu prawdę czy wciąż milczeć i oczekiwać samoistnego rozwiązania sprawy. Martwił się również tym, że Sakura może się po prostu bać; opieka nad obcym dzieckiem, do tego wnuczką samego Raikage, mogła ją po prostu przerastać. A Hatake za cholerę nie wykazywał chęci do jakiejkolwiek pomocy, której dziewczyna potrzebowała.
— Ej, kapitanie! Sensei jest już zajęty!
Głos Naruto wyrwał go z zadumy, jednocześnie go nieco ogłupiając. Nawet się nie zorientował, kiedy jego wzrok utkwił w twarzy Kakashiego, który podejrzliwie spoglądał na niego spod szarych kosmyków.
— O czym tak myślisz, Yamato? — zapytał cicho, odstawiając filiżankę na spodek.
Mężczyzna pokręcił tylko głową i przeniósł spojrzenie na Ashi, siedzącą obok ze spuszczoną głową. Dziewczyna nie mogła przestać ziewać, co udzielało się reszcie. Każdy był zmęczony; nie mieli nawet siły czegokolwiek zjeść, byli przemarznięci do szpiku kości przez lodowaty deszcz i silny wiatr, które złapały ich godzinę przed dotarciem do motelu.
— Proszę! Jedna herbatka na wynos. — Wesoła, młoda kelnerka o kruczoczarnych włosach, postawiła na stoliku firmowy termos, w którym znajdowała się herbata dla Haruno. — Strasznie zmarzliście, co? Pogoda jest dzisiaj okropna... Może jakieś piwko na rozgrzanie?
— Ja pasuję — mruknął Kakashi, wstając przy tym. Wziął do rąk termos i podziękował krótko dziewczynie. — Idę już do pokoju, a wy... budzę was wszystkich o dziewiątej, więc nie przesadzajcie i nie szlajajcie się nigdzie.
Nie czekając na żadną odpowiedź, odszedł odprowadzony wzrokiem przyjaciół i pracownicy.
— Brak humoru? — zażartowała brunetka, po czym wróciła swoim ciepłym, piwnym spojrzeniem do klientów. — To jak z tym piwkiem? Widzę, że nie jesteście tutejsi, a ten hotel należy do mojej ciotuni, więc... Na koszt firmy! Tak, żeby umilić państwu ten ponury wieczór.
— Ja z chęcią — odparł Naruto, unosząc ochoczo rękę.
— Ja też się skuszę — rzucił Yamato, kiedy Ashi zakomunikowała, że również idzie się już położyć.
— To i ja — rzekł beznamiętnie Sai.
— Mam dość zabawy w kotka i myszkę — mruknął do siebie Kakashi, nie zważając na mijających go ludzi. — Muszę z nią porozmawiać, tylko jak, do jasnej cholery?
Wszedł do pokoju, w którym panował istny mrok. Dźwięki docierające do niego z łazienki wskazywały na to, że dziewczyna brała prysznic. Postawił termos na szafce przy łóżku, a sam runął na materac połową ciała. Zaczął rytmicznie uderzać stopami o ziemię, nie mogąc uspokoić galopujących myśli, który gryzły jego umysł, wpajając wrażenie ponownego oddalania się od ukochanej. W końcu po kilku minutach drzwi łazienki się uchyliły, a blade światło oblało jego ciało; podniósł się, obserwując dziewczynę, która podeszła do plecaka, by wyjąć z niego czystą bieliznę i koszulkę.
— Już wróciliście? — mruknęła, nawet na niego nie patrząc.
— Tak — burknął bez namysłu i pokręcił prędko głową. — To znaczy, tylko ja. Reszta została na dole. Przyniosłem ci gorącą herbatę, wypij ją jak najszybciej.
Widział jak drżała i bał się, że dorobiła się gorączki. Mimo to, jakiś dziwny, męski honor nie pozwalał być mu wobec niej troskliwym. Przynajmniej nie werbalnie.
— Łazienka wolna?
Skinęła mu tylko w odpowiedzi głową. Dźwignął się na nogi i zdjął z siebie bluzę oraz koszulkę, po chwili rzucając je na krzesło. Zgarnął z plecaka ręcznik i bez słowa wymaszerował do łazienki.
— Oszalałaś? — mruknął, wychodząc na balkon.
Stała przy balustradzie i paliła papierosa, wpatrując się w zalaną, nocną panoramę miasta, które mimo pogody tętniło życiem. Odwróciła w jego stronę głowę, ale nim zdążyła jeszcze cokolwiek zrobić, wyrwał jej peta i wyrzucił za barierki, posyłając przy okazji groźne spojrzenie.
— Oszalałeś?! — powtórzyła nieświadomie, kiedy dodatkowo chwycił ją za nadgarstek i zaczął ciągnąć siłą do pokoju.
— Chodź do środka, proszę cię — warknął, gdy uparcie próbowała zostać na miejscu. — Jest zimno, leje, a ty jesteś po prysznicu, głupia! Popatrz na siebie, drżysz!
Przewróciła oczyma i wyminęła go, by wejść do środka. Zamknął balkonowe wejście i zakluczył drzwi wejściowe, po chwili podchodząc do łóżka, w którym leżała już dziewczyna. Dosłownie rzucił się na materac, tuż obok niej i założył ręce na piersi. Czuł się jak dziecko i miał wrażenie, że ma do czynienia z dzieckiem.
— O której jutro wstajemy? — Usłyszał jej stłumiony przez kołdrę głos.
— O dziewiątej — odparł cierpko, wpatrując się w sufit.
Nic więcej nie mówili. Trwali w milczeniu jakiś czas; Hatake był pewny, że dziewczyna pogrążyła się już we śnie i bezmyślnie wodził wzrokiem po suficie, starając sobie ułożyć co nieco w głowie. Znał ją już bardzo długo i wiedział, że takie zachowania nie były zupełnie w stylu dziewczyny. Dodatkowo zdawał sobie sprawę, że chyba wszyscy poza nim, wiedzieli co tak naprawdę jest na rzeczy. I to chyba najbardziej nie dawało mu spokoju.
— Nie mogę!
Przerażony zwrócił głowę w stronę Haruno, która gwałtownie poderwała się do siadu i wzięła spory zamach ręką, by następnie uderzyć go bokiem pięści prosto w brzuch. Wycisnęła z niego resztki powietrza, nawet przez chwilę nie żałując swojego czynu, nawet kiedy struchlały mężczyzna starał się nie jęknąć z bólu.
— Dlaczego — wystękał, będąc w stanie jedynie na nią popatrzeć.
— Nie chcę, żeby tak było — warknęła, odwracając się do niego. — Nie chcę, do jasnej cholery. Naprawdę nie wymagam od ciebie niczego więcej prócz tego, byś przez ten niedługi okres postarał się być...
— Być? — Widząc jej dziwną minę, nie mógł się powstrzymać od głupkowatego tonu głosu.
— Normalny... — Westchnęła i przysunęła się do jego ciała, chcąc widzieć dobrze jego twarz. — Tylko tyle Kakashi. Bądź normalny.
Znowu nic nie rozumiał. Zupełnie nic. Ale gdy opadła na jego klatkę piersiową, objął ją mocno, nie chcąc przyznać przed sobą, że tęsknił za jej ciepłem i bliskością.
— Postaram się.
< < ♥ > >
W pustym i ciemnym pokoju, nie było słychać zupełnie nic, dopóki ktoś nie zaczął szturmować drzwi wejściowych. Ashi przewróciła się na łóżku i popatrzyła w tamtym kierunku nie rozumiejąc o co chodzi. Podniosła się na nogi i podeszła do wejścia, delikatnie je otwierając.
— Wiedziałem, że dasz się nabrać — szepnął Tenzou, wpychając ją w głąb pomieszczenia. Zatrzasnął drzwi i dał susa w jej stronę, chwytając szczupłe ciało w ramiona. — Pewnie nawet na mnie nie czekałaś, co?
— Próbowałam się skupić na odpoczynku — mruknęła, kiedy ucałował jej szyję. — Przecież byłeś zmęczony...
— Siły mi wróciły... — odparł gardłowo.
Naruto wyszedł z łazienki z przewieszonym przez głowę ręcznikiem i stanął przy łóżku, by wygrzebać coś z plecaka. Sai leżał na swoim materacu i czytał jakąś książkę, szczelnie zawinięty w kołdrę.
— Nie wiesz, gdzie rzuciłem szczoteczkę do zębów?
— Jesteś strasznie rozkojarzony, Naruto. — Sai wyjrzał na niego znad książki. — Wchodziłeś z nią do łazienki.
Uzumaki wyprostował się, a na jego twarzy pojawił się kwaśny grymas. Wrócił z powrotem do wspomnianego pomieszczenia i spostrzegł, że zagubiony przedmiot rzeczywiście leżał na półce przy lusterku. Wyszorował sprawnie zęby, powiesił ręcznik na wieszaki i zgasił światło. Wczołgał się na łóżko i nakrył się kołdrą, po chwili krzyżując pod głową ramiona i obserwował kręcący się pod sufitem wiatrak.
— Myślisz o Sakurze i Kakashim? — Sai odczekał dobry kwadrans, by zadać to pytanie.
Blondyn milczał, zagryzając wargę. Zacisnął powieki i wstrzymał na chwilę oddech. Uniósł się w końcu lekko na łokciach, by popatrzeć na współlokatora.
— Staram się w to wierzyć — odparł, opadając z powrotem na poduszkę — to dorośli ludzie, do jasnej cholery... Kakashi powinien myśleć co mówi. Każdy widzi, że jest zapatrzony w Sakurę jak w obrazek, dlaczego więc wtedy w gabinecie palnął taką głupotę bez namysłu i jeszcze się nie zorientował o co może chodzić? Z całym szacunkiem do jego osoby, ale jest już na tyle dojrzały, że powinien zacząć myśleć nad założeniem rodziny... Przeszedł w życiu naprawdę wiele. Potrzebuje tego; kochającej kobiety, szkraba, któremu mógłby przekazać swoją widzę i umiejętności. A Sakura? Również postępuje niemądrze... Zamiast omijać temat i strzelać fochy, powinna usiąść i z nim porozmawiać; powiedzieć, co jej leży na sercu.
— Nie wiedziałem, że stać cię na takie przemyślenia — skwitował Sai.
— Draniu, naprawdę masz mnie za takiego idiotę?! — warknął, podrywając się do siadu.
Nim jednak dopowiedział resztę, zastygł w bezruchu. Nie mógł uwierzyć w to co słyszał; wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć. Popatrzył na przyjaciela, który również siedział już na materacu i z czerwoną twarzą nasłuchiwał dokładnie tych samych dźwięków, co blondyn. Oboje poderwali się na nogi i podbiegli do przeciwległej ściany, przyciskając do niej uszy.
— Nie wierzę — parsknął Naruto, próbując powstrzymać śmiech. — Słyszysz to co ja?!
— Jest mi... niezmiernie głupio — odparł szatyn, wciąż nasłuchując tego, co docierało do nich z pokoju obok.
— Nasz kapitan właśnie zatapia swój statek! — wysyczał, oplatając brzuch rękoma. — Nie dam mu jutro żyć, przysięgam!
— Chcesz im powiedzieć, że to słyszeliśmy?! — Sai wyglądał na naprawdę oburzonego.
— Nie... To byłoby zbyt proste. Mam inny pomysł...
— Jaki?
< < ♥ > >
— Jesteśmy sami i w końcu mamy dla siebie wolną chwilę — szepnął, zakładając za drobne ucho różowy pukiel włosów. — Nie uważasz, że to odpowiedni moment na rozmowę? Sama widzisz, co się dzieje...
Dziewczyna, biorąc naprawdę głęboki wdech, otaksowała wzrokiem chyba każdy możliwy fragment sufitu, by tylko przeciągnąć czas na swoją korzyść.
— Wyjaśnisz mi, dlaczego tak nie znosisz dzieci? — zapytała w końcu, mając wrażenie, że zaraz stopi się z łóżkiem.
— Po prostu.
Zadrżała, słysząc tę zimną, szybką odpowiedź.
— Ale dlaczego? — Uniosła się lekko by w końcu podjąć się próby konfrontacji spojrzeń. — Gdybyś rzeczywiście ich po prostu nie lubił, byłyby ci obojętne. A ty darzysz je szczególną awersją, więc musisz mieć jakiś powód.
— Czemu tak bardzo ci na tym zależy?
— Dobra, inaczej — fuknęła, siadając. Zaczynał ją drażnić. — Jak daleko sięga twoje pojęcie, a raczej pragnienie, bycia ze mną w związku? Dajesz nam miesiąc? Pół roku, rok?
— Co ty pleciesz, dziewczyno? — Również dźwignął się do siadu. — Kurwa mać. Wiesz dobrze, że pierwszy raz kogoś pokochałem, do tego tak mocno. Nawet przez głowę mi nie przeszło, by kiedykolwiek to zakończyć.
— I chcesz być ze mną do końca życia tylko we dwójkę? Nie chcesz mieć dzieci? — Widząc, w jaki sposób na nią popatrzył, aż puściły jej nerwy. — Kakashi! Chciałeś rozmowy, to teraz ze mną rozmawiaj!
— Co mam ci powiedzieć... — syknął, pochylając się do tyłu, umyślnie kryjąc przed nią twarz. — Nie mam pojęcia, co powiedzieć... Nie umiem tego tak nagle zmienić, zrozum.
— Wiesz, że jeżeli będziesz wciąż trwać w swoim przekonaniu, to kiedyś odejdę... — W jej głosie pojawił się żal. Opadła na materac i odwróciła się do niego plecami. — Nie będę chciała tego zrobić, ale mogę nie wytrzymać. Chciałabym, żebyś zmądrzał. Może kiedy Ino urodzi swoją córeczkę i zobaczysz, jak Shikamaru oszaleje na jej punkcie, to zmienisz zdanie.
Nie odpowiedział jej. Wpatrywał się w dziewczęce plecy, mając wrażenie, że usiadł na nim słoń. Te słowa dobiły go naprawdę na tyle mocno, by nie pozwolić na wykrztuszenie jakiegokolwiek słowa.
— Sakura... Tu nie chodzi o dzieci — wyszeptał, spinając mięśnie. — Chodzi o dzieciństwo. Moje było tragiczne. Śmierć matki, samobójstwo ojca, tragiczna strata nauczyciela. Mój jedyny przyjaciel konał na moich oczach, a ja skomlałem ja pies, nie mogąc go uratować. Prosił mnie tylko o jedną rzecz; o to, bym zadbał o Rin. W zamian ją zabiłem.
Słysząc jego ochrypły, łamiący się wręcz głos, gwałtownie odwróciła się w jego stronę. W końcu pojęła jego obawy; nie chciał, by na świat przyszło dziecko, które pokocha i być może kiedyś skrzywdzi. Nie chciał, by przeżyło podobne piekło, bał się o to, że nie podoła opiece, ojcostwu. Dlatego przez cały ten czas, od kiedy między nimi wszystko się zaczęło, był dla niej tak bardzo delikatny. Za każdym razem gdy podniósł na nią głos, miał wyraźne wyrzuty sumienia. Cały czas żył swoją tragiczną przeszłością, która zatruwała jego organizm i umysł od tak wielu lat.
— Przestań chrzanić — syknęła, podrywając się. Bez namysłu rzuciła się na niego i mocno owinęła ramiona wokół szyi, przytulając policzek do jego czoła. — Dlaczego wciąż wmawiasz sobie to, że zabiłeś Rin?
Zszokowany jej reakcją, nie potrafił w żaden sposób zareagować.
— Zrobiła to, co uważała za słuszne. Nieświadomie stworzyłeś dogodną sytuację, która była zwieńczeniem jej planu — kontynuowała. — Nikt z twoich przyjaciół, nauczycieli, z nas... Nikt nigdy nie winił cię za jej śmierć. Każdy widział, co miało tam miejsce. Nie złamałeś przysięgi, złożonej Obito, rozumiesz? — Podniosła lekko jego głowę, by móc odnaleźć smutne spojrzenie. — Czemu wciąż masz siebie za takie dno? Czemu jesteś tak bardzo samokrytyczny? Nie widzisz tego, jak bardzo ludzie cię szanują? Jak im imponujesz? Nie widzisz tych wszystkich dzieciaków, które biegają po parku i krzyczą, jak bardzo chcą stać się kimś takim jak ty czy Naruto? Kakashi... Otwórz oczy.
Jego silne ramiona zakleszczyły się w końcu wokół szczupłej sylwetki, a twarz skrył w jej szyi. Z całych sił starał się pozbyć nieprzyjemnego ścisku, który oplatał jego krtań.
— Dziękuję ci... — wychrypiał.
— Za co, Kakashi? Za prawdę, której jedynie ty nie dostrzegałeś?
— Tylko ty byłaś w stanie mi ją unaocznić... — Wciągnął głośno powietrze i odchylił do tyłu głowę, chcąc się wyplątać z różowych włosów. — Kocham cię, głupia.
Przetarła kciukami jego policzki i musnęła czule jego usta.
— Ja ciebie też kocham, głupi.
< < ♥ > >
— Dzień dobry, kochani! — Naruto i Sai wkroczyli na motelową stołówkę, z marszu posyłając reszcie głupkowate uśmiechy.
Kakashi, Sakura, Yamato i Ashi siedzieli już przy stoliku, na którym stało już sześć kubków, wypełnionych po brzegi cudownie pachnącą kawą oraz tyle samo talerzy, pomiędzy którymi usytuowano półmiski z jedzeniem. Uzumaki usiadł wygodnie naprzeciwko Tenzou, skrzyżował ręce na piersi, przyległ plecami do oparcia, rozstawiając przy tym szeroko nogi i zaczął wpatrywać się w mężczyznę, z durnym uśmieszkiem. Yamato na początku nie przykuwał do tego uwagi, jednak gdy w końcu wyczuł, że wciąż jest obserwowany, nie potrafił zrozumieć o co chodzi. Haruno i Hatake wymienili się zdziwionymi spojrzeniami, by zaraz zwrócić je z powrotem ku chłopakom; Sai również nie wyglądał normalnie.
— O co wam chodzi? — Tenzou odstawił kubek na stół i zabrał się za robienie kanapki.
Ashi potarła własne ramiona, ziewnęła i wstała, oznajmiając, że idzie na chwilę do pokoju po sweter, a kiedy tylko zniknęła w korytarzu, Naruto uderzył otwartą dłonią w stolik.
— Jak tam kapitanie? Okręt zdobyty?
Ciemne jak smoła oczy rozszerzyły się do granic możliwości, a kęs kanapki, który tkwił w ustach mężczyzny, wylądował na jego talerzu. W oczach pojawiły się łzy od krztuszenia, ale ich źrenice były skierowane prosto na Uzumakiego. Po chwili popatrzył z trwogą na Saia, który starał się patrzeć wszędzie, tylko nie na niego.
— Nie przypisuję sobie do tego żadnego udziału — szepnął chłopak. — To był jego pomysł.
Uzumaki ryknął śmiechem na całą salę, zwracając na siebie uwagę innych, nielicznych gości. Zwijał się na krześle, nawet na moment nie cichnąc.
— Ktoś w końcu raczy nam powiedzieć, o co chodzi? — mruknął Hatake, unosząc ku górze jedną brew.
— Nie! — huknął Yamato.
— Nic nadzwyczajnego — odparł Uzumaki, ocierając spod oka niewielką łezkę. — Kapitan i Ashi mieli dzisiaj gorącą noc i chyba zapomnieli, że nie byli w swoim mieszkaniu.
Tenzou uderzył dłońmi o własną twarz, drżąc ze złości. Gdy jednak na salę z powrotem wkroczyła Tokuno, szybko wrócił do względnie normalnego stanu.
— Coś mnie ominęło? — zapytała dziewczyna, widząc czerwoną twarz zarówno ukochanego, jak i młodych chłopaków.
Naruto otworzył usta, lecz Sakura złapała go za kark i uśmiechnęła się, wmawiając przyjaciółce, że Uzumaki najzwyczajniej w świecie się zakrztusił. Nie oznaczało to jednak, że była święta; sama z całych sił starała się nie roześmiać, ale wiedziała, że Ashi może się za bardzo zawstydzić. Nawet Kakashi utrzymywał na wysokości twarzy kubek z kawą, by tylko nikt nie dostrzegł jego roześmianego spojrzenia.
— Mimo wszystko... Warto było. Choćby dla samej reakcji — wyszeptał Naruto, kiedy Yamato i Tokuno zajęli się rozmową.
— Było, było — przytaknął Hatake, zbijając z nim dyskretnego żółwia.
— Jak daleko mamy stąd do Chmury? — zapytała Sakura, kiedy w końcu wszyscy się uspokoili.
— Szacuję, że na dwudziestą trzecią, a tutejsi ludzie potwierdzają tę wersję — odparł Yamato. — Od razu po śniadaniu wyruszamy.
< < ♥ > >
— Co, jeśli ta wojna będzie się przedłużać w nieskończoność i nie zdążymy na ślub wujaszka? — mruknął Omoi, siedząc na ziemi i opierając się o gigantyczny filar bramy wioski. — Co jeśli poprawiny też nas ominą? — Złapał się za głowę. — Co jeśli będzie trwała tak długo, że zestarzejemy się do takiego stopnia, że nikt nie będzie chciał wziąć ze mną ślubu i ostatnie lata spędzę sam? — Popatrzył na towarzyszki. — Lub, co gorsza, z wami?!
— Omoi! — warknęła Karui, odwracając się z impetem w jego stronę. — Przestań znowu chrzanić!
— A-ale... — Wpił w nią swoje zdezorientowane spojrzenie. — Chcesz zestarzeć się w samotności?
— Omoi! — powtórzyła jeszcze głośniej i groźniej, chwytając w garści swoje czerwone włosy. — Jesteś niemożliwy! Dlaczego ja cię jeszcze nie pozbawiłam życia?!
— Może... — Zamyślił się na moment. — Może dlatego, że chcesz za mnie wyjść?
Szok na jego twarzy wyprowadził dziewczynę z resztek równowagi. Uderzyła go w głowę, zaciskając przy tym mocno zęby.
— Przysięgam, że jeżeli będziesz tak gadać przy tych z Liścia, to uderzę trzy razy mocniej!
— Spóźniają się. — Zimny, stonowany głos towarzyszącej im blondynki, skupił na niej ich uwagę.
— Samui, spokojnie. — Czerwonowłosa wzruszyła ramionami. — Wiesz dobrze, jak wygląda sytuacja. Trudno wyobrazić sobie, na ile trudności mogli natknąć się po drodze.
— To prawda — przytaknął chłopak. — No, ale jakby nie było, to najlepsi ludzie Hokage.
— Nie było mnie na zebraniu. — Samui odwróciła się do nich i zmrużyła powieki. — Nawet nie wiem na kogo właściwie czekamy. Raczylibyście mnie w końcu zaszczycić tą informacją?
— No ten... No. — Karui przyłożyła dłonie do skroni. — Jinchuriki!
— Naruto — bąknął zdenerwowany Omoi.
— Co? O co ci chodzi?! Chcesz znowu oberwać?
— Nie Jinchuriki, tylko Naruto. To człowiek jak każdy inny. — Chłopak miał szacunek do Uzumakiego, od kiedy go poznał. Podziwiał go pod wieloma względami. — Nie traktuj go, jak kogoś gorszego.
— Przyjdzie tu sam? — mruknęła Samui.
— Nie. — Chłopak się rozluźnił i usiadł wygodniej, spoglądając na niebo. Rozpakował lizaka i wcisnął go do buzi. — Pojawi się również ten blady Sai, Kapitan Yamato, Ashi Tokuno... Jakaś nowa w szeregach. Oraz Kakashi Hatake i Sakura Haruno.
— Kopiujący? — upewniała się blondynka.
— Tak — odpowiedziała Karui, siadając obok przyjaciela. — A razem z nimi ten wilk, o którym to ostatnio całkiem głośno.
— Na cholerę nam Haruno?
Wzrok okupujących ziemię ponownie skupił się na Samui, która stałą ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma. Nie znosiła Sakury, od kiedy na jednym ze spotkań doszło między nimi do jatki. Oczerniała Uzumakiego, kiedy kilka lat wcześniej odwiedzili Konohę, by przekazać wieści o wydaniu listu gończego za Sasuke. Haruno nie potrafiła patrzeć na to obojętnie i stanęła w obronie Naruto.
— Możesz ich nie lubić, ale przypominam, że ta dwójka ma już status następców Legendarnych Sanninów, Samui. — Chłopak rzucił jej poważne spojrzenie. — Na twoim miejscu bym im nie skakał. Ostatnio jak to zrobiłaś, nie skończyło się najlepiej.
— Chcecie mi powiedzieć, że to ona ma się opiekować Yumi?!
— Tak — odparł, czując dziwną satysfakcję ze zdenerwowania koleżanki.
— To niedorzeczne! Jak A może oddać swoją wnuczkę tej lafiryndzie?! — Samui uderzyła stopą o ziemię. — Równie dobrze to my mogliśmy się nią zaopiekować.
— To głupi pomysł — zauważyła czerwonowłosa. — Wiesz dobrze, że jesteśmy wojownikami, a nie niańkami. Jesteśmy potrzebni w nadchodzącej bitwie. Raikage stanowczo oznajmił, że poprosił Tsunade o pomoc z udziałem najlepszych ludzi, by mała znalazła się jak najdalej stąd i była bezpieczna.
— Wszyscy są potężni... Weźmy jeszcze pod uwagę chowańca Sakury, tego wilka — wtrącił chłopak. — Zrobił taką rozpierduchę na Hiyochang, że gdyby przeszedł przez Chmurę, to stalibyśmy na gruzach wioski... — Poruszył się nagle gwałtownie, wypluwając przed siebie lizaka i popatrzył na zaskoczoną Karui. — Co jeśli mój zapach mu się nie spodoba i mnie rozszarpie?!
— Omoi, jaki ty jesteś durny!
— Idą.
Popatrzyli na Samui a potem na drogę, gdzie rzeczywiście rysowały się sylwetki sześciu osób.
— Swoją drogą, jestem ciekawa co A szykuje dla Haruno — mruknęła Karui, podchodząc do blondynki.
— To znaczy?
— Podobno Raikage chce ją przetestować... No wiesz, czy sprawdzą się w roli wujków.
— Mam nadzieję, że zgotuje jej prawdziwe piekło.
Jej naburmuszony wyraz twarzy zmienił się nagle w wyniosłą, dumną wręcz minę, kiedy Kakashi przywitał się z rozradowanym Omoim i posłał dziewczynom przyjazne spojrzenie. Uśmiechnęła się do niego ponętnie i kiwnęła głową do pozostałych, przenosząc w końcu wzrok na Haruno, którą ściskał Omoi.
— Dawno się nie widzieliśmy, co? — krzyknął, odstawiając dziewczynę na ziemię. — To przez tę waszą durną misję! Kakashi-sensei! Dobrze widzieć cię żywego!
Mężczyzna prychnął i odwrócił się do Karui, która podeszła bliżej nich.
— Mieliście jakieś problemy w drodze do nas?
— Kilka drobnych zwarć — odparł Yamato — ale nic więcej. Postępowaliśmy według wskazówek Raikage, więc wszystko jest w porządku.
— Z tego co mi wiadomo, miało być was siedmioro — wtrąciła w końcu wyraźnie poirytowana Samui. — Gdzie ten wasz cały wilk?
Sakura popatrzyła na nią ze zdziwieniem i zanim cokolwiek powiedziała, u jej boku rozległ się stłumiony wybuch. Z powstałych kłębów białego dumy wyszedł Menma; był nieco większy niż zazwyczaj. Miał dziwnie spuszczoną głowę i patrzył na blondynkę spod byka, szczerząc kły. Powoli zbliżał się w jej stronę, wydając z siebie dziwne powarkiwania, aż w końcu stanął tuż przed nią; na tyle blisko, by czuła jego oddech na twarzy.
— Menma! — krzyknęła w końcu Sakura, zupełnie nie rozumiejąc jego zachowania.
Wilk prychnął wściekle na Samui i cofnął się do zielonookiej, by usiąść tuż przy niej. Nie zmienił jednak swoich rozmiarów i wciąż niezmiennie wpatrywał się w obcą mu kobietę. Spadła na nich niemożność jakiegokolwiek porozumienia, a cisza dosłownie drążyła w ich głowach dziwną konsternację. Haruno popatrzyła na Kakashiego, szukając u niego jakiegokolwiek ratunku, ale on z uwagą przyglądał się blondynce.
— Menma wstał dzisiaj lewą nogą, albo wkurzyli go w jego wymiarze. Nie przejmujcie się! — zarechotał Naruto, idąc przed siebie. — Ruszajmy! Wszyscy na nas czekają!
Niewygodna chwila prysła jak bańka, a wszyscy z powrotem pogrążyli się w rozmowach. Samui ruszyła na czele grupy, a Sakura, wilk i Kakashi okupowali jej tyły.
— Co ci odbiło? — warknęła dziewczyna.
Menma stąpał powoli, wodząc wzrokiem za blondynką, przez szpary pomiędzy przyjaciółmi.
— Też to wyczułeś? — zapytał Kakashi.
— Owszem.
— Chłopaki? Halo? Jestem tutaj!
— Nie wiem o co chodzi, ale ta dziewczyna cię wyraźnie nie lubi — zauważył Kakashi. — Gdy tylko na ciebie popatrzyła, wokół niej pojawiła się strasznie wroga aura.
— Chyba nigdy się do nas nie przekona. — Usłyszała Naruto, który mrugnął jej okiem, odwracając za siebie głowę.
Dopiero w tym momencie przypomniała sobie sytuację sprzed lat i konfrontację z Samui. Nie była kimś, kto chował urazę, ale postanowiła po prostu to przemilczeć.
< < ♥ > >
Leżała na łóżku, wpatrując się uparcie w ciemny sufit swojego pedantycznie zadbanego pokoju. Zgniłozielone zasłony chroniły ją przed dość żarliwym światłem księżyca. W wielkiej posiadłości panowała zabójcza cisza, która nie była w tym miejscu czymś nadzwyczajnym. Tej nocy jednak coś było w niej innego; wzbudzało trwogę i dziwną świadomość tego, że coś złego na nią czyhało.
Zerwała się nagle na materacu i wplątała palce w swoje długie włosy, pochylając się przy tym do przodu; zacisnęła mocno zarówno powieki jak i zęby. Złapała swoją ciepłą koszulę i narzuciła ją na siebie, po czym stanęła boso na zimnych panelach. Złożyła ramiona na piersiach i podeszła do drzwi; wahała się przy złapaniu klamki, jednak w końcu ją nacisnęła i pchnęła drewniane skrzydło. Wyszła na pusty korytarz, który był przesiąknięty mrokiem i nieznośną ciszą. Mijała poszczególne pomieszczenia, mając ochotę zajrzeć do każdego z nich i skontrolować, czy wszyscy byli bezpieczni.
Przyspieszyła kroku, dosłownie zbiegając po schodach. Podeszła do wielki, ogrodowych drzwi i rozsunęła je, by wydostać się na taras. Czuła to... doskonale wiedziała, że ktoś prócz niej również tam był. Wahała się, nie wiedziała, czy powinna podnieść jakikolwiek alarm, czy przypadkiem psychika nie płatała jej jakiś figli.
— Kim jesteś? — zapytała cicho, widząc ciemną postać, osnutą mrokiem.
Stała na mostku, tuż nad niewielkim oczkiem, w którego tafli wody odbijał się księżyc.
Nie otrzymała żadnej odpowiedzi. Chciała podejść bliżej, sprawdzić, czy zjawa naprawdę istniała. Ta odwróciła się gwałtownie; na jej twarzy widniała maska ANBU. Szybkim ruchem oszukał jej oczy, znalazł się tuż za nią, a ostatnią rzeczą jaką poczuła, był zapach chloroformu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz