środa, 9 lipca 2014

32. Oddajcie mi ją!

— Ciociu... — Sakura zerknęła w dół, by dojrzeć zatroskanej twarzy Yumi. Mała zaciskała rączki na jej kurtce i śmiesznie mrużyła oczy. — Muszę siusiu.
Haruno popatrzyła wymownie na Kakashiego, dając mu jednocześnie do zrozumienia, że nie tylko mała zaczyna mieć podstawowe potrzeby. Lecieli niemalże dwanaście godzin bez przerwy; byli wyziębieni, głodni i zmęczeni po niespełna dwóch dobach bez odpoczynku, którego nie mogli zaznać w Kumogakure.
— Kakashi, już jakiś czas temu opuściliśmy granice Błyskawicy — oznajmiła różowowłosa, przyglądając się jego zmęczonej twarzy. Miał podkrążone oboje oczu, a to, które otwierał, było niesamowicie przekrwione. — Musimy zatrzymać się gdzieś na nocleg i zjeść jakiś normalny posiłek, jeżeli chcemy dolecieć do Konohy cali.
Hatake zerknął na ukochaną, a następnie na Ibukę. Tak jak Haruno wyglądała jeszcze całkiem znośnie, doświadczona przez życie i stokroć trudniejsze misje, tak dziewczynka przypominała powoli własnego ducha. Doskonale wiedział, że nie była w żaden sposób przyzwyczajona do takich warunków, a jego lekkomyślne zachowanie i próba jak najszybszego dotarcia do Kraju Ognia, mogły zakończyć się tragedią.
— Sai! — krzyknął, podnosząc się na nogi. — Zejdźmy niżej! Musimy skontrolować gdzie dokładnie się znajdujemy.
— W końcu się opamiętał — wycedził Uzumaki, zerkając na sąsiada. — Zaraz umrę z głodu.
Gliniane ptaki zaczęły obniżać swój lot, przedzierając się przez białe, puchate obłoki. Zachodzące słońce uwypuklało znajdujące się przed nimi miasteczko, w którym najwyraźniej właśnie się coś działo. Głośna muzyka i kolorowe światła przypominały im swego rodzaju festiwal.
— Schodzimy? — zapytał Yamato, podlatując bliżej Hatake i Haruno. — Takie miejsce będzie dobre, by wtopić się w tłum.
Kakashi skinął zgodnie głową do Saia. Śnieżnobiałe stworzenia gwałtownie przechyliły swe cielska w dół; Yumi poczuła, jak zaczyna zsuwać się w bezkresną przepaść, lecz nim zdążyła krzyknąć, Sakura mocno ją złapała i przycisnęła do siebie, zapierając się nogami. Haruno miała wrażenie, że serce wyskoczy jej z piersi, natomiast Ibuka wpadła w histeryczny śmiech.
To na swój sposób stało się dla nich urzekające. Wiedzieli, że mała nie wiedziała co to strach i zagrożenie. Była przetrzymywana w murach bezpiecznego domu, otoczona strażą i kochającą rodziną, która w żaden sposób nie pozwoliła jej zaznać smaku wojny czy innego barbarzyństwa. Nie wyjeżdżała, nie wychodziła do innych dzieci. Była zamknięta w swoim małym świecie, oddalonym od jakichkolwiek rozrywek czy doznań.
Nigdy nie odwiedziła Akademii, nie brała udziału w uroczystościach narodowych i innych świętach. Zamknięta pośród ścian siedziby, bawiła się jedynie ze swoją opiekunką, rodzicami czy Killerem. Mimo to, nie miała pretensji do rodziny. W jakiś sposób zdawała sobie sprawę ze swojej wyjątkowości. Wiedziała, że mogła narazić siebie i swoją rodzinę na niebezpieczeństwo, a to było dla niej wystarczającym powodem do milczenia i akceptowania swojego życia.
— Uwaga — szepnęła Haruno, ponownie mocniej obejmując dziewczynkę.
Ptaki gwałtownie wylądowały na leśnej polanie, kryjącej się nieopodal miasteczka. Hatake zsunął się z nich pierwszy i pomógł zejść dziewczynom, po czym zabrał ich bagaże, posyłając Sakurze spojrzenie w stylu ja to poniosę, w końcu jestem facetem. Jedynie bez większego oporu oddał Yumi jej puchaty plecaczek, który imitował głowę brązowego niedźwiadka.
— Jestem ciekaw, czy będą dla nas jakieś wolne miejsca, skoro trwa tam jakiś festyn — mruknął Tenzou, siadając na ziemi. Nie znosił takich podróży.
Kakashi wzruszył ramionami; właściwie było mu już wszystko jedno czy dostaną jakiś pokój, czy będą musieli spać w drewnianej chatce, stworzonej przez przyjaciela. Zerknął na Sakurę, która trzymając Yumi za rączkę, zabrała ją ze sobą w pobliskie krzaczki, ponieważ Ibuka dała jawnie do zrozumienia, że naprawdę nie wytrzyma.
— No i co? Jest na co narzekać?
Hatake popatrzył na Yamato, który patrzył na niego wymownie.
— Tak się wypierałeś... a ta mała wcale nie jest taka zła.
— Nie chwal dnia, przed zachodem słońca — odparł szarowłosy.
— Kakashi, weź się w garść — mruknął mężczyzna. — Ta mała spadła wam z nieba. Wolałbyś rozwrzeszczanego gnoma, który siałby wokół siebie zniszczenie?
— Nie jesteśmy jeszcze w domu, mój drogi. Nie wiem co będzie się działo na miejscu — odpowiedział, poprawiając rękawy bluzy. — Nawet nie chcę sobie wyobrażać tego, jak Sakura razem z Ino, Hinatą i Ashi, wezmą się za rozpieszczanie tego dziecka.
— Gotowe do drogi! — Radosny głos Ibuki rozszedł się po okolicy.
Sakura prowadziła ją z uśmiechem w stronę przyjaciół, a Kakashi miał wrażenie, że ten wyraz twarzy naprawdę dawno nie gościł na jej twarzy. Nie taki błogi, nie taki słodki, nie taki szczery.
Naruto podbiegł do nich i chwycił dziewczynkę na ręce, najwyraźniej nie mając zamiaru szybko odstawiać jej na ziemię. Wiedział, jak zmęczona była i doskonale zdawał sobie sprawę, że chciała to ukryć, by nie wyjść na słabą.
Prędko ruszyli w stronę wioski, do której bram dotarli po niespełna dziesięciu minutach. Z zainteresowaniem obserwowali przepełnione ludźmi ulice; przebierańców i osoby, wykonujące przeróżne sztuczki. Mieszkańcy przechadzali się we wszystkich kierunkach, pełni radości i uśmiechów, dzięki czemu Konoha miała wrażenie, że znajduje się w innym świecie. Kolorowe lampy zdobiły chyba każde drzewo znajdujące się wewnątrz murów. Dziesiątki straganów zastawiało ulice, oferując przechodniom przeróżne pamiątki i smakołyki, na których widok Naruto po prostu oszalał. Głośną muzykę co jakiś czas przerywał rumor petard, którymi bawiły się małe dzieci.
Ibuka stąpała tuż przy Sakurze, zaciskając paluszki na jej bluzie. Rozglądała się dookoła, mało nie tracąc przy tym głowy i potykała o każdą, najmniejszą przeszkodę. Jej wielkie, szkliste oczy mieniły się od różnokolorowych świateł, a na twarzy malowały się radość i zdumienie.
— Przepraszamy! — krzyknął Yatamo, zbliżając się do jednego ze straganiarzy. — Może nam pan powiedzieć, gdzie znajdziemy możliwy nocleg dla siedmiu osób?
— Och, turyści! — zaśmiał się i klasnął w dłonie, po czym jedną ręką wskazał w lewo. — Proszę, przejdźcie w głąb tej ulicy. Widzicie ten duży, czerwony budynek? To pensjonat państwa Naroko! Na pewno znajdzie się tam dla was miejsce.
Konoha podziękowała i ruszyła we wskazane miejsce, licząc, iż sklepikarz się nie mylił. Naprawdę nie mieli sił szukać dla siebie miejsca, więc nadzieja na to, że przyjmą ich od ręki, cholernie się ich trzymała.
Była to spokojniejsza część miasteczka; im bliżej noclegu się znajdowali, tym bardziej głowa Ibuki zwracała się w tył. Dziecko nieświadomie w końcu się zatrzymało i nieprzerwanie spoglądało w kierunku centrum. Sakura zorientowała się, że mała nie szła razem z nimi i również przystanęła, obserwując jej zachowanie. Zbliżyła się do Yumi przykucnęła przy niej, zaglądając do jej błękitnych oczu.
— Chcesz tam iść? — zapytała cicho, kiedy mała na nią popatrzyła.
Dostrzegła, że w dziecięcych oczach przez chwilę pojawiła się jakaś iskra. Mała szybko jednak ochłonęła i pokręciła nerwowo głową, jakby chcąc odgonić od siebie te myśli. Haruno nie była jednak ani głupia, ani ślepa.
— Przejdziemy się, gdy chwilkę odpoczniemy i coś zjemy, dobrze?
— Ale wszyscy są zmęczeni... — powiedziała, niespokojnie spoglądając w stronę reszty, która zatrzymała się przed pensjonatem i im się przyglądała.
— A my nie jesteśmy wszyscy. — Sakura mrugnęła do niej zadziornie.


Właścicielka pensjonatu z radością oznajmiła im, że mają jeszcze kilka wolnych pokoi i dla każdego znajdzie się miejsce. Chętnie również opowiedziała im o tym, że tego wieczora, w ich miasteczku, odbywał się festyn na cześć ich patrona, który w poprzednim wieku obalił jednego z władców, uwalniając mieszkańców od nędzy.
— Kakashi — mruknęła Haruno, wychodząc z łazienki.
Mężczyzna leżał na łóżku z zamkniętymi oczyma, a Yumi siedziała na brzegu swojego łóżka i przebierała nóżkami, wpatrując się w podłogę.
Ibuka była zamyślona, zdawałoby się nawet, że smutna. Może niewiele wiedziała o nowych, tymczasowych opiekunach, ale jednego była pewna. Kakashi utrzymywał wobec niej dystans, a to sprawiało, że nie potrafiła z nim rozmawiać. Nie potrafiła go zagadać, zaczepić. Był dla niej miły, uśmiechał się, ale czuła, że jednak w jakiś sposób chyba mu przeszkadzała. Nie chciała mu za nic wchodzić w drogę i zwracać na siebie jego uwagi, więc wszystkie pytania kierowała do Sakury.
— Tak? — mruknął, uchylając powiekę zdrowego oka.
— Jak bardzo jesteś zmęczony? — Wiedziała, że ryzykowała takim pytaniem.
Dziewczynka zacisnęła powieki i piąstki na narzucie, przykrywającej jej pościel i spuściła w dół główkę, prosząc w myślach niebiosa o to, by mężczyzna zgodził się na wyjście z nimi. Doskonale wiedziała, że Sakura z nią pójdzie, ale pragnęła, by Hatake również im towarzyszył. Jaki by nie był, czuła się przy nim naprawdę bezpieczna i chciała, by Sakura również skorzystała z tego wieczoru. Bała się, że w jakiś sposób ich podzieli, a to złamało by jej małe serduszko.
— A jak bardzo chcecie iść na ten festyn? — zapytał, zamykając z powrotem oko.
— Wiesz, z tobą czy bez ciebie, i tak pójdziemy — odparła Haruno, krzyżując ramiona na piersiach. — Z tobą jednak byłoby nam raźniej, a przede wszystkim... sympatyczniej.
— No nie wiem — bąknął, sprawiając tym samym, że Ibuce puściły bariery.
Mała postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Stanęła na podłodze i zmarszczyła zabawnie nosek, biorąc głęboki, głośny wdech. Rozbiegła się, nie ściągając swojego plecaczka i wskoczyła na łóżko, natychmiast czołgając się w stronę zdezorientowanego mężczyzny. Złapała go za materiał bluzy na ramieniu i zaczęła nim kołysać.
— Wujek, no proszę! — jęknęła, zaciskając powieki i odchylając do tyłu głowę. — Tylko na chwilkę!
Ibuka nie wiedziała jeszcze Kakashiego bez maski, dlatego nie koniecznie była w stanie odczytywać jego nastrojów. Była za mała i za krótko go znała, by wywnioskować to z ogólnego zachowania mężczyzny. Haruno jednak była w tym bezprecedensowo najlepsza, dlatego też cholernie się zlękła, widząc podstępne spojrzenie Hatake.
— Nie wiem — odparł sucho, patrząc przy tym dosyć obojętnie na dziecko. — Chyba za bardzo mi się nie chce.
— Oj, no weź przestań! — pisnęła, nieustannie szarpiąc go za bluzę. — Wujek, robisz to specjalnie! Ja widzę!
Kakashi nadal udawał niewzruszonego dziecięcym buntem, pozwalając nawet własnej głowie bezwiednie kołysać się na poduszce. Haruno obserwowała zajście z progu łazienki, gdzie opierała się o framugę przejścia i nie do końca rozumiała zachowanie ukochanego.
Yumi zdjęcia z pleców swój plecaczek i wsparła go na kolanach, by w puchu odnaleźć niewielki suwak. Otworzyła swój bagaż i zaczęła w nim nerwowo grzebać; wyciągnęła na pościel swoją maskotkę - zieloną żabkę o dumnym mianie Panny Mimi, o której każdy dowiedział się w trakcie lotu, gruby zeszyt, spuchnięty od zawartości piórnik oraz małą, różową saszetkę, której najwyraźniej szukała. Otworzyła ją i wyciągnęła ze środka kilka bilonów, po czym popatrzyła na nie marszcząc zabawnie swój niewielki nos. Westchnęła głośno i wyciągnęła w stronę mężczyzny rączkę, podstawiając mu pod sam nos monety.
— Kupię ci watę cukrową, jeśli z nami pójdziesz! — oznajmiła hardo.
Sakura parsknęła gromkim śmiechem, dosłownie zginając się w pół, kiedy mała w spektakularny sposób sprawiła, że Kakashi dosłownie nie wiedział jak zareagować. Jego skute lodem serce wobec tej małej, właśnie zaczynało roztapiać tę wstrętną skorupę.
— Dziecko, schowaj te pieniądze — mruknął, samemu nie mogąc powstrzymać się od śmiechu. — Zostaw je sobie na wszelki wypadek. Jesteś teraz na wakacjach u wujostwa i to my będziemy zapewniać ci tego rodzaju rozrywki.
Yumi jeszcze przez kilka chwil próbowała wcisnąć mężczyźnie swoje oszczędności, ale każda próba kończyła się fiaskiem. Wsadziła je więc do swojego portfelika i wrzuciła go do plecaczka, a chwilę po tym ponownie utkwiła wzrok w twarzy Hatake.
— To jak? — mruknęła Sakura, podchodząc bliżej łóżka.
Kakashi podniósł się do siadu i rozejrzał się za butami. Kiedy tylko je zlokalizował, wstał i zabrał się za ubieranie.
— To znaczy, że też mamy się ubierać? — drążyła Haruno.
— Uważałem cię za mądrzejszą... — odparł cierpko, wiążąc sznurowadła.
Sakura otworzyła szeroko usta, zaskoczona jego złośliwym żarcikiem. Prędko złapała poduszkę, która zalegała na fotelu i cisnęła nią w mężczyznę. Ta odbiła się od jego głowy, targając jego włosy jeszcze bardziej; Kakashi zastygł w zupełnym bezruchu.
— Boga w sercu nie masz? — warknął, odwracając głowę w jej stronę. — Młoda panno, atakowanie takiej osoby jak ja, to igranie ze śmiercią.
Yumi zachichotała radośnie, szczerząc ząbki. Bardzo bawiła ją ta potyczka i nie mogła doczekać się jej finału.
— To kim jesteś, nie robi na mnie żadnego wrażenia, staruchu — odparła dziewczyna, wchodząc spokojnie do łazienki.
Hatake puścił dziecku oczko i pochwycił mała, firmową butelkę z wodą. Sprawnie przeskoczył nad łóżkiem i wpadł do pomieszczenia za Sakurą. Zdezorientowana dziewczyna odwróciła się w jego stronę, jedynie upraszczając mu zadanie. Kakashi złapał za materiał dziewczęcej bluzki, znacząco go odchylił i wlał zawartość butelki prosto na jej dekolt.
— Oszalałeś?! — ryknęła, patrząc to na niego, to na mokrą bluzkę. — Nie mam już żadnych ubrań na zmianę!
— Trudno! — Wzruszył ramionami.
Yumi wręcz zanosiła się z rozbawienia, a jej wielkie, błękitne ślepia połyskiwały od łez.
— Kakashi, to nie jest śmieszne! — Haruno po raz kolejny podniosła swój zdenerwowany głos, przez który mimo wszystko przebijało się rozbawienie. — Jak ja teraz wyjdę na zewnątrz?!
Hatake w końcu się poddał i podszedł do swojej torby, skąd wyciągnął swój czarny podkoszulek i wręczył go dziewczynie. W trakcie kiedy się przebierała, Yumi walczyła ze swoimi butami, a Kakashi szukał bluzy. Koniec końców, po pięciu minutach, mała stała pod drzwiami gotowa do wyjścia i czekała, aż ktokolwiek powie jej, że może już wyjść.
Haruno otworzyła drzwi i puściła mała przodem, obarczając Kakashiego obowiązkiem zakluczenia ich lokum. Na korytarzu czekała na nich jednak niespodzianka.
— Zastanawialiśmy się czy macie siłę i ochotę... — mruknął Yamato, drapiąc się po karku, kiedy wraz z Ashi, Naruto i Saiem sterczeli naprzeciwko ich drzwi.


W zwartej grupie przemierzali ulice miasteczka, nie przerywając ożywionych rozmów i gromkiego śmiechu, którym niejednokrotnie wybuchli. Zaglądali na wszystkie stragany; próbowali tutejszych smakołyków, podziwiali pokazy ulicznych aktorów i komików, których można było spotkać naprawdę od groma.
Sakura biegała za Naruto i Yumi, którzy nierozłącznie podbiegali do coraz to dziwniejszych miejsc i podziwiali przeróżne, zupełnie niepraktyczne pierdoły. Śmiesznie przestało by w momencie, kiedy Ibuka zainteresowała się kolekcją ostrzy i shurikenów, od której Uzumaki odciągnął ją chyba w ostatniej chwili.
Haruno złapała oddech w momencie, kiedy mała w milczeniu zatrzymała się przed tajemniczym straganem, którego drewniane, cienkie ściany zdobiły kolorowe, różnorakie maski o dziwnych mimikach i zdobieniach. Yumi wpatrywała się ze szczególnym zamiłowaniem w te jedną; kocią, niewiarygodnie podobną do tych, które nosiło konoszańskie ANBU.
— Podoba ci się? — szepnęła, patrząc na dziewczynkę.
Mała skinęła nieśmiało głową, a kunoichi bez wahania sięgnęła po portfel. Starszy mężczyzna, którego twarz zdobiło kilka znamion, z uśmiechem podał jej zakup, a ta wręczyła go w drobne ręce Ibuki. Dziewczynka przytuliła się do jej ciała z niebywałą wdzięcznością i poprosiła, by ciotka założyła jej na głowę pamiątkę.
— Sakura! — Haruno zerknęła w stronę Uzumakiego, jednocześnie próbując nie wplątać dziecięcych włosów w gumkę.
— Tak? — odkrzyknęła, klepiąc małą po głowie, gdy tylko skończyła robotę.
Uzumaki podszedł do niej i złapał ją za dłoń, robiąc minę zbitego kocura.
— Podejdziesz tam ze mną?
Dziewczyna powiodła wzrokiem do wskazanego przez chłopaka miejsca. Pożółkły szyld z napisem "SREBRO" niemalże natychmiast przyciągnął jej uwagę. Niewiele myśląc, uśmiechnęła się i ruszyła w tamtą stronę, kiedy blondyn wziął dziewczynkę na ręce.
Przecisnęli się przez tłum i już po chwili oglądali niewielkie gablotki, wypełnione połyskującą biżuterią. Mieli tam naprawdę ładne rzeczy, co stało się powodem wielkiego niezdecydowania chłopaka.
— Chcesz coś kupić Hinacie, prawda? — zapytała Haruno.
Chłopak jedynie nieśmiało skinął głową. Z uwagą przeglądali cienkie łańcuszki, rozbudowując swoją dyskusję w różnych kierunkach, aż w końcu głos zabrała Yumi:
— Wujku?
— Hm? — Blondyn zerknął na dziewczynkę.
— A jak ma na imię twoja dziewczyna?
— H-Hinata... — wyjąkał zaskoczony i kontrolnie popatrzył na Sakurę.
Dziecko złapało Naruto za rękę i pociągnęła na koniec straganu. Haruno ruszyła z wolna za nimi i razem z Uzumakim zainstalowała swój wzrok we wskazanym przez Ibukę drobiazgu. Była to cienka, srebrna bransoletka z płaskim, niewielkim serduszkiem.
— Jest naprawdę śliczna — szepnęła z uznaniem Sakura, kiwając przy tym mimowolnie głową.
— Tak, to prawda... — wydukał chłopak.
— Nie zastanawiaj się! — Dziewczyna uderzyła go delikatnie w potylicę i zaśmiała się radośnie. — Jest idealna!


Kiedy odchodzili od straganu miłej, starszej pani, Uzumaki ponownie niósł Yumi na rękach. Podziękował jej za pomoc w wyborze, a mała najwyraźniej była zadowolona z tego, że mogła się do czegoś przydać. Mimo to, poprosiła, by postawił ją na ziemi, ponieważ pragnęła iść o własnych siłach. Kiedy tylko zetknęła się z podłożem, prędkim i pewnym krokiem ruszyła przed siebie, wpadając w wir ludzi, kolorów i muzyki.
Komicy podchodzili do niej i rozbawiali; jeden z nich namalował na wierzchniej stronie jej dłoni niewielkie serduszko. Muzycy uśmiechali się do niej, kiedy uparcie wrzucała drobne pieniążki do ich słoiczków. Była zachwycona dosłownie wszystkim, co działo się wokół niej, a apogeum radości dosięgnęło jej, kiedy ubrana w bajeczną yukatę kobieta wręczyła jej do rączki zimne ognie.
— Dziękuję! — krzyknęła, gdy ta ruszyła dalej.
Ashi z pomocą swoich ognistych technik rozpaliła końcówkę nowego nabytku dziewczynki; setki drobnych iskier wystrzeliły do góry i zaczęły sypać się w dół. Mała się tego nie przestraszyła, jedynie z zafascynowaniem obserwowała te drobne, białe gwiazdki.
Była w siódmym niebie, po raz pierwszy w życiu zaznając tego barwnego świata, który do tej pory był dla niej zupełnie nieosiągalny.
Ludzie nieśli na kijach ogromnego, kolorowego smoka. Jego wnętrze wypełniały światła, a oczy mieniły się różnymi odcieniami wściekłego fioletu. Ibuka z początku zachłysnęła się powietrzem, cofając o kroczek, lecz jeden z niosących papierowego stwora mężczyzn uśmiechnął się do niej i wręczył w rączki miniaturę smoka, stworzoną w stylu origami.
Miała już wypchany po brzegi plecaczek. Słodycze i dziwne figurki ledwo się tam mieściły, tak samo jak w kieszeniach kamizelki. W prawej rączce trzymała kolorową palemkę, a w lewej papierowego smoka.
Zatrzymali się przy wielkiej fontannie; woda tryskała z licznych wylotów. Ibuka nachyliła się nad taflą wody i obserwowała pływające w niej wielkie, złociste ryby oraz spoczywające na dnie, błyszczące monety.
— Gdzie Yamato i Kakashi? — zapytał Uzumaki, ściągając z patyczka pieczonego ziemniaczka. — Nie mich z nami od dłuższego czasu.
Yumi zaczepnie wyciągnęła do chłopaka rączki, chcąc spróbować tego apetycznego specjału. Naruto przykucnął przed dziewczynką i pomógł jej zdjąć ciepłą kuleczkę, którą następnie wsadziła do buzi, zabawnie wypychając policzek — po chwili wróciła do obserwowania ryb.
— Nie bójcie się, nie zginiemy. — Sakura, słysząc głos Kakashiego, rozejrzała się dookoła.
Mężczyzna stanął tuż za nią i dyskretnie wręczył jej niewielki — wręcz powiedzieć można, iż drobny — bukiecik kolorowych kwiatuszków. Yamato wręczył podobny Ashi, która zawstydzona wbiła wzrok w ziemię.
— To... urocze — szepnęła Haruno, zerkając ukradkiem na Hatake. — Co cię podkusiło do takiego gestu?
— Tajemnica — odparł cicho, prosto do jej ucha.
— Sai! — warknął Naruto. — Dlaczego ty nie kupujesz mi kwiatów?!
— O to samo mogę zapytać ciebie — odparł spokojnie szatyn.
— Bo nie zasłużyłeś? — Pretensjonalny ton Uzumakiego rozbawił siedzące nieopodal staruszki.
— Ty tym bardziej.
Choć paczka ryknęła śmiechem, czujnym oczom Sakury nie mógł umknąć Kakashi. Mężczyzna popatrzył na Yumi, która wpatrywała się w niego smutnymi oczyma. Ściągnął brwi i wziął małą na ręce.
— Coś się stało? — mruknął, poprawiając zsuwającą się na czoło maskę dziecka.
— Czy ja też kiedyś będę dostawać kwiatki od przystojnych mężczyzn? — zapytała.
Sakura zerknęła na tę scenę z dziwnym grymasem. Nie do końca potrafiła odbierać zachowania Kakashiego, jako szczere wobec Ibuki. Inni tego nie widzieli, podziwiali jego zmianę, ale Haruno przez jego wcześniejsze zachowania, nieustannie sobie wmawiała, że nie robił tego z własnej woli.
Wykonywał swoje zadanie, wcale nie podchodząc do niego emocjonalnie. Pilnował jej, bo takie otrzymał rozkazy i obiecał to również Sakurze. Mimo to, że wszyscy powoli zżywali się z dziewczynką, on wciąż utrzymywał dziwny dystans, którego nie dało się zauważyć na pierwszy rzut oka.
Do teraz.
— Tak się składa — mruknął, sięgając dłonią za siebie, gdzie w tylnej kieszeni spodni, znajdowała się drobna, czerwona różyczka. Wręczył ją dziewczynce, patrząc prosto w jej lazurowe oczy. — Dla ciebie również nie zabrakło.
Haruno ze świstem nabrała w płuca powietrza, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie zobaczyła. Była gotowa samoistnie się ukarać, za poprzednie myśli., zwłaszcza, kiedy mała mocno się do niego przytuliła.
— No popatrz, ciotka chyba jest zazdrosna — zażartował, a mała kontrolnie popatrzyła na Sakurę.
— Nie słuchaj tego osiwiałego starca — mruknęła Haruno, słodko uśmiechając się do dziecka.


Kroczyli ulicami, nieustannie podziwiając przeróżne atrakcje przygotowane przez miasto. Yamato, Kakashi i Ashi pogrążyli się w jakiejś ożywionej rozmowie, tak samo jak Sai i Naruto. Haruno kroczyła tuż za nimi i lekkim niepokojem obserwowała, jak większość mijanych kobiet bezceremonialnie wskazuje na Hatake, wachlując swoje zarumienione twarze. Czuła się przez to nieco zirytowana i była zupełnie nieświadoma tego, że los nie pozostawał jej dłużny. Nie dostrzegała tego, że sama była obiektem pożądania wielu mężczyzn, taksujących ją od góry do dołu wzrokiem. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że Kakashi obserwował ich z najżywszą chęcią mordu, na którą nie mógł sobie pozwolić.
Mężczyzna modlił się w duchu, by nie doszło do jakiejś niepożądanej sytuacji, w której musiałby użyć siły. Po pierwsze: nie chciał za nic w świecie straszyć Yumi, a po drugie — nie mogli zwracać na siebie uwagi.
— Co to? — zapytała Ibuka, wskazując gdzieś przed siebie.
Sakura z uwagą przyjrzała się wszelkim stoiskom z konkursami, których głównymi nagrodami był alkohol. Widząc jednak zainteresowanie małej, rozejrzała się dokładniej i w końcu dopatrzyła się miejsca, w którym można było sprawić rozrywkę dla swoich pociech.
Podeszły bliżej i wysłuchały dokładnie zasad rywalizacji. Uczestnik musiał jedynie z pomocą niedługiego kija wyłowić z wody foliowe woreczki, w których znajdowała się kolorowa, stworzona z drewnianych elementów biżuteria. Yumi oczywiście nie mogła darować sobie próby i z niewielką pomocą umiejętności Yamato, upolowała opakowanie pełne bransoletek.
— Wujku... — mruknęła nieco pretensjonalnie do Tenzou.
Mężczyzna zaśmiał się cicho i nachylił nad dzieckiem, gestem nakazując milczenie.
— Nikt nie musi wiedzieć...
— Jakby się mój dziadzia dowiedział, to by mnie zabił! — krzyknęła, nadymając policzki.
Yamato przykucnął i wyciągnął do niej rękę, z odgiętym, małym palcem.
— No to składamy przysięgę — wyszeptał konspiracyjnym tonem — milczenie aż po grób! Te, zawarte z udziałem małego palca, są niezniszczalne!
Yumi zrobiłą wielkie oczy i zamaszyście wyciągnęła rączkę. Skrzyżowali palce i kiwnęli zgodnie głowami, jakby właśnie zawarli umowę wagi istnienia świata.
Mała wsunęła na swoje rączki pełno kolorowych zdobień i rozdała swoim towarzyszom po jednej bransoletce, z uwagą dobierając im odpowiednie kolory. Ruszyła na czele grupy, poprawiając nieustannie zsuwającą się z głowy maskę i uśmiechała się do mijanych ludzi.
— Chyba nigdy nie miałam styczności z tak rozczulającym dzieckiem — szepnęła Haruno, idąc ramię w ramię z Kapitanem i Ashi.
— Zgadzam się — odparł szatyn — dzieciaki władców są zazwyczaj niesamowicie rozpieszczone.
— Raikage wydawał się być bardzo zdyscyplinowanym mężczyzną — wtrąciła Ashi. — Nie wyobrażam sobie, aby ktokolwiek z jego rodziny był inny.
— To prawda — przyznał Yamato.
Oboje popatrzyli na Sakurę, która niczym zaklęty posąg, wpatrywała się w widok przed sobą. Yumi naprawdę byłą zdolna do tego, by rozczulić nawet samego Hatake. Może udawał mało zainteresowanego, ale wciąż nie spuszczał z niej oka i ciągle się uśmiechał. Przynajmniej wtedy, gdy nikt nie patrzył.
Ibuka zatrzymała się przy mężczyźnie, który posiadał dwie małe małpki. Grał on na harmonijce niezwykle przyjemne dla ucha melodie, a jego mali, zwierzęcy pomocnicy uderzali w bębenek i dzwoneczek, rozbawiając przy tym zebranych wokół ludzi. Yumi zaplotła swoje małe rączki na nerkach i z zafascynowaniem obserwowała widowisko, a Kakashi stanął niedaleko za nią, by przypadkiem nie stracić jej z oczu.
— Głowa jej się obraca o trzysta sześćdziesiąt stopni — mruknął niby znudzony. — Zaraz jej odpadnie.
— Daj spokój, wiesz, że pierwszy raz jest w takim miejscu — zauważyła Sakura. — Nie czujesz tej przyjemnej satysfakcji z tego, że zapewniliśmy jej tym spacerem, pamiątkami i słodyczami, tyle radości?
Już miał nieodzowną ochotę jej przytaknąć, kiedy oboje zostali brutalnie odepchnięci na boki. Hatake miał ochotę złapać sprawcę za włosy i wytargać poza mury tamtej nie wielkiej wioski, ale szybko zreflektował się, że był to Naruto. Zdenerwowany przeciskał się pomiędzy ludźmi, wpatrując się bez przerwy w jeden punkt przed sobą z zaciśniętymi zębami.
Ani Kakashi, ani Sakura nie mieli pojęcia o co mogło chodzić, ale kiedy tylko Uzumaki chwycił Yumi na ręce i zaczął wycofywać się w ich stronę, doszli do zgodnego wniosku, że coś się działo.
— Zakładaj maskę — warknął blondyn, będąc już przy nich.
— Wujek, czemu? — zapytało dziecko, posłusznie naciągając przedmiot na twarz.
— To taka zabawa. — Naruto silił się na uśmiech.
Mała nie była głupia i zdążyła wyczuć, że coś się działo. Jej lazurowe oczka połyskiwały przez niewielkie otwory, a drobne paluszki zacisnęły się na bluzie chłopaka.
— Naruto, co się dzieje? — zapytała Haruno, idąc za chłopakiem.
— Musimy wmieszać się w tłum — odparł, rozglądając się na boki.
— Mów co się dzieje, a nie zgrywasz chojraka — warknął Hatake, uderzając go w potylicę.
— Gość, który stał za treserem małp... — Naruto odwrócił się w wymienionym kierunku, a kiedy nie dostrzegł wymienionego obiektu niepokoju, mocniej zabiło mu serce. — Cholera, ruchy, ruchy!
Wtopili się w tłum ludzi idących w paradzie, która zmierzała w stronę głównego placu, gdzie miał odbyć się pokaz fajerwerków.
— Od kiedy wyszliśmy z pensjonatu, śledzi nas jakiś starszy mężczyzna — mruknął w końcu Uzumaki, kiedy reszta do nich dołączyła. — Nic nie mówiłem, bo wyglądał na niedołężnego starca, ale gdzie się nie przenieśliśmy, był z nami. Coś jest, kurwa, nie tak.
— I dopiero teraz nam o tym mówisz, ty kretynie? — Kakashi aż zacisnął pięści, próbując się powstrzymać od kolejnego ciosu.
— Nie chciałem wznosić niepotrzebnego alarmu — syknął Uzumaki, odwracając się do niego, jakby gotowy do przepychanki.
— Co się dzieje? — jęknęła Yumi, patrząc na nich z przestrachem. Cofnęła się o kroczek i wyciagnęła ręce do Sakury. — Ciociu...
— Nic kochanie — odparła, biorąc dziecko w ramiona. — Po prostu ci dwaj nie potrafią się zachować.
Popatrzyła na nich znacząco, dając znać, żeby zachowywali się bardziej naturalnie. Kołysała Ibukę i popatrzyła na Ashi, która stojąc na niewielkim murku, rozglądała się dookoła.
— Nie zdejmujcie jej z twarzy maski — zakomunikował Naruto, zbierając się do drogi. — Jeżeli to ktoś z wody, będziemy mieli przekichane. Idźcie przodem, rozejrzę się.
— Idę z tobą — szepnął Sai i ruszył za nim.
Hatake wziął głęboki, znudzony wdech i popatrzył na Sakurę z lekkim zdenerwowaniem.
— Powinienem za nimi iść... wiesz jacy są.
— Idź — odparła, kiwając głową — tylko wracajcie szybko i nie róbcie nic pochopnie.
Martwiła się zaistniałą sytuacją, a strach poruszył ją do żywego, kiedy Kakashi na dobre zniknął w tłumie. Ashi podeszła do niej i pchnęła lekko do przodu, jakby chcąc skupić jej myśli na czymś innym i sprawić, by Yumi z powrotem zainteresowała się festiwalem. Yamato ruszył z wolna za nimi, by zabezpieczać tyły. Płynęli z tłumem prosto w stronę głównego placu, gdzie robiło się coraz głośniej.
— Gdzie wujki? — zapytała Ibuka, kiedy Sakura na jej własne życzenie, postawiła ją na ziemi.
— Zaraz przyjdą — odpowiedziała spokojnie, wyginając lekko usta.
Na niewiele jej się to zdało. Mała skrzywiła się, widząc jak bardzo ten uśmiech był sztuczny. Zaczęła rozglądać się za chłopakami, trzymając rękę ciotki.
Ludzie zaczęli ustawiać się pod sporym podestem, na którym technicy przygotowywali powoli sztuczne ognie. Konoha przecisnęła się na sam przód, by Yumi mogła w pełni cieszyć się ostatnią atrakcją wieczoru.
— Zniknął.
Wszyscy odwrócili się w stronę źródła głosu, którym był zdyszany Naruto.
— Zauważył, że go śledzimy — dodał Sai — gdy tylko miał okazję, wcisnął się w tłum i nam uciekł. Nie wygląda na groźnego człowieka, a jedynie emerytowanego sklepikarza.
— Może po prostu spodobały mu się nasze dziewczyny — podsumował Yamato
— Lepiej nie... — szepnął Kakashi, stając za Haruno.
Wtulił twarz w jej włosy i zamknął powieki; żaden mężczyzna nie miał prawa o niej myśleć. Ż a d e n.
Młody chłopak zaczął instruować tłumy przez megafon o zachowaniu pełnej ostrożności podczas pokazu. Niedługo potem pierwsze rakiety wzbiły się z hukiem w niebo. Głośne dźwięki przestraszyły Yumi, która zrobiła krok do tyłu i upadła na piaszczyste podłoże. Hatake podniósł ją z ziemi i z politowaniem popatrzył na jej naburmuszoną twarzyczkę. Wzniósł ją wysoko i przełożył nad głową, by usiadła na jego barkach.
— Nie masz się czego bać, dziecino — mruknął, odchylając do tyłu głowę.
Ibuka uśmiechnęła się do niego niepewnie i popatrzyła na niebo, które mieniło się od kolorowych płomyków. Drżała przy każdym kolejnym wystrzale, ale wiedziała, że właściwie naprawdę nie miała czego się bać.
— Do twarzy ci z maluchem. — Usłyszał i zerknął przez ramię na Tenzou, który udawał, że wcale nic nie powiedział.
Kakashi westchnął i popatrzył na Sakurę.
Jaki kolor włosów miałoby ich dziecko?


< < ♥ > >


— U nas, w Chmurze, sztuczne ognie nie były aż tak kolorowe! — Yumi energicznie gestykulowała rączkami, nie chcąc nawet na moment zejść z barków Kakashiego. — Zawsze tylko fioletowe!
— Każdy kraj ma swoje upodobania i tradycje, Yumi — wyjaśnił Yamato. — W Błyskawicy macie fioletowe światełka, ze względu na to, że najpotężniejsze pioruny cechują się właśnie tą barwą. U nas, w kraju Ognia, są czerwone. W Kraju Ziemi, zielone. W Wodzie niebieskie, a Kraj Wiatru... — zamyślił się.
— Może przezroczyste, cwaniaku? — zakpił Uzumaki, idąc kawałek przed nim, ze skrzyżowanymi za głową ramionami.
— Zamilcz, Uzumaki — warknął szatyn.
— Białe — zaśmiała się Haruno — nie pamiętacie naszego Sylwestra  przed pięcioma laty u Gaary?
— Faktycznie — przytaknął Kakashi.
Sakura zamknęła powieki i przyłożyła dłoń do ust, chcąc nieco zamaskować swoje ziewanie. W ten sposób jednak nie zdołała zauważyć, że Naruto gwałtownie się zatrzymał, przez co uderzyła w jego plecy. Zamroczona popatrzyła na Saia, który również sterczał w miejscu. Znajdowali się może dziesięć metrów przed pensjonatem, ale widocznie los nie chciał, by zbyt szybko znaleźli się w jego wnętrzu.
— To on — szepnął Sai.
— Kim jesteś? — syknął Naruto, cały się napinając. — Dlaczego nas śledzisz?
Sakura, by móc ujrzeć nieznajomego, musiała wyjść zza chłopaków. Ci jednak skutecznie blokowali jej drogę. Kakashi zdjął z ramion Ibukę, która przyglądała się przybyszowi i przekazał ją Ashi. Sam wyszedł przed Saia i Naruto, razem z Yamato, gotowi do konfrontacji.
— Oszaleliście? — warknęła Sakura, w końcu dopinając swego i wychodząc przed szeregi. — Przecież to starszy człowiek!
— Sakura Haruno?
Struchlała, słysząc swoje imię. Ten zupełnie obcy głos przywołał jej zainteresowanie, więc prędko zwróciła się do podejrzanego. Zsunął z głowy kaptur zniszczonego płaszcza, odsłaniając swoją pokrytą zmarszczkami twarz, którą okalały długie, siwe włosy i broda.
— To ja — odparła spokojnie.
Ten człowiek począł z wolna iść w jej stronę. Utykał na prawą nogę, co widocznie sprawiało mu naprawdę wiele bólu, jednak nie miał zamiaru się poddać.
— Proszę się zatrzymać — warknął Kakashi, który wciąż nie wiedział co myśleć.
— Naprawdę nie chcemy zrobić panu krzywdy, ale jeżeli nie pozostawi nam pan wyboru... — wymamrotał Yamato, powoli zbliżając do siebie dłonie.
Dziadek jednak uparcie powłóczył w ich stronę, wpatrując się w wizerunek Haruno. Dziewczyna nie pozostawała dłużna i nie potrafiła oderwać od niego wzroku. Z każdą chwilą było jej go coraz bardziej szkoda, przez co nawet nie zwracała uwagi na jego skrytą w połach płaszcza dłoń.
— Zatrzymaj się! — ryknął Uzumaki, błyskawicznie tworząc obok siebie cienistego klona.
Mężczyzna stanął w miejscu, oszołomiony groźnym wrzaskiem młodego chłopaka, przez którego głos przemawiał najprawdziwszy demon — pobudzony Kurama.
— Przestańcie — jęknęła Yumi — to prawdziwy dziadek!
Kakashi zerknął kontrolnie na dziecko. Pamięta słowa Raikage, który wspominał o jej umiejętnościach. Yumi potrafiła rozpoznać w człowieku to, jakie miał zamiary. Mimo to, nie potrafił w pełni zaufać dziecku, które tak mało wiedziało o świecie.
Starzec zrobił w stronę Sakury jeszcze jeden, stosunkowo niewielki kroczek, który w tej drodze okazał się być jego ostatnim. Rozjuszony Uzumaki i jego cienisty bliźniak, bez większego namysłu, rzucili się na obcego i powalili go na ziemię. Mężczyzna stęknął z bólu, sprawiając, że zarówno Haruno jak i Ashi, nie wytrzymały.
— Naruto! Kurwa mać! — ryknęła Tokuno.
Obie pobiegły przed siebie, lecz zostały gwałtownie powstrzymane pzrez Kakashiego.
— Co ty wyprawiasz? — wycedziła przez zęby różowowłosa.
— Nie wiemy, kim on jest... — odparł ponuro, z uwagą przyglądając się leżącemu.
Staruszek zaczął powoli wyciągać dłoń spod płaszcza, a Hatake miał wrażenie, że nie zdąży osłonić ich przed nadchodzącą niewiadomą.
A potem oszalał. Żal i poczucie winy chwyciły go za serce na tyle mocno, by stał się gotowy do przyklejenia sobie do czoła karteczki z napisem głupiec. Starzec położył na ziemi kilka monet i cofnął drżącą rękę, oczekując ciosu w twarz od Uzumakiego.
— Tylko tyle mam — wyszeptał drżącym głosem. Dygotał ze strachu, jakby dosięgał go największy mróz. — Tylko tyle... Proszę...
Sakura miała wrażenie, że żar wściekłości połykał jej ciało od wewnątrz. Brutalnie odepchnęła od siebie skołowanego Kakashiego i pognała w stronę staruszka; bez wahania rozbiła klona Naruto, a samego chłopaka zrzuciła na ziemię.
— Nic panu nie jest? — zapytała przestraszona, podnosząc go do siadu. — Skąd pan mnie zna?
— Haha — zarechotał, drapiąc się po karku — kto by nie znał następczyni światowej sławy medyka?
Sakura uśmiechnęła się z rozczuleniem, czując bijącą od mężczyzny sympatię. Łypnęła groźnie na Uzumakiego i pomogła starcowi wstać.
— Daleko mi jeszcze do Tsunade-sama — odparła grzecznie.
— Nadal nie wiemy kim pan jest i dlaczego nas obserwował — wtrącił się Tenzou, nie zważając na rozwścieczony wzrok dziewcząt.
— Nazywam się Kioto Ramane — zaczął cicho. — Będąc na niewielkich zakupach, zauważyłem jak wchodzicie do wioski. Musiałem was odnaleźć, jednakże bałem się podejść, widząc tylu silnych mężczyzn.
— Gdyby po prostu pan do nas podszedł, sytuacja pewnie miałaby nieco inny przebieg — wyszeptała Haruno, ukradkiem spoglądając na Hatake, który wciąż stał kilka metrów dalej i mordował wzrokiem bogu ducha winną doniczkę, walcząc z poczuciem winy. — Nie jesteśmy groźni.
Kioto popatrzył z przestrachem na Naruto, nie chcąc do końca uwierzyć w słowa dziewczyny. Uzumaki miał wrażenie, że ktoś wbił mu sztylet w serce; i tak był wystarczająco na siebie zły.
— W jakim celu nas pan szukał? — zapytała Haruno.
— Moja żona... — mruknął, a jego twarz momentalnie spochmurniała. — Ona jest bardzo chora. Medycy z naszego miasteczka nie mają pojęcia co jej dolega, a ona tak strasznie się męczy... Nie wiem już co robić, jest coraz gorzej. Straciliśmy wszelkie nadzieje... — Zamilkł na kilka chwil, by nagle podnieść twarz i popatrzeć prosto w oczy Sakury. Poruszona łzami starca, zacisnęła mocniej palce na jego ramieniu. — Ale wtedy zobaczyłem ciebie! Błagam, pomóż nam...
Sakura schyliła się po pieniądze, które wcześniej położył na ziemię. Gdy tylko wyciągnęła rękę, by mu je podać, ten popadł w istny obłęd.
— To dla pani! — Upadł na kolana, pochylając głowę. — Błagam! Naprawdę, tylko tyle mam...
Sakura z przestrachem zaczęła podnosić go z ziemi, mimo protestów.
— Chyba pan oszalał! — krzyknęła, rozdygotana. — Nie chcę od pana żadnych pieniędzy! Niech mnie pan jedynie zaprowadzi do żony, a ja zobaczę, co da się zrobić, dobrze?
— Niech pani weźmie te pieniądze...
— Proszę przestać!


< < ♥ > >


Kioto pchnął mocno spróchniałe drzwi chaty i zaprosił swoich nowych gości do środka. Izba nie była jakaś wielka, ale wewnątrz wyglądała stokroć przytulniej, niż z zewnątrz. W centrum pomieszczenia stał spory stół, który spokojnie był w stanie pomieścić ich wszystkich.
— Siadajcie proszę — rzekł gospodarz. — Może chcecie coś do picia?
— Dziękujemy, jesteśmy pełni od festiwalowych rarytasów — oznajmił z rozbawieniem Yamato.
Konoha rozgościła się w miarę możliwości. Ashi postawiła Yumi na podłodze, a dziewczynka zaczęła spacerować po domu, z uwagą obserwując wszystkie przedmioty.
— Gdzie żona? — zapytała Haruno, przewieszając przez krzesło bluzę. — Z tego co pan mówił wnioskuję, że każda chwila się liczy.
Kito podszedł do przejścia, w którym zamiast drzwi, wisiała ciemno-zielona zasłona. Złapał za jej materiał i lekko ją odsłonił, wpuszczając Sakurę przodem. Dziewczyna natychmiast zlokalizowała łóżko, na którym spoczywała staruszka. Podeszła bliżej i przyjrzała się kobiecie; miała silnie przerzedzone, niedługie, siwe włosy, a pod jej oczami odznaczały się ciemne i głębokie sińca. Skóra była blada jak mleko, policzki zapadnięte, a usta wysuszone na wiór.
Dziewczyna przykucnęła z zatroskaną miną przy materacu i delikatnie odgarnęła siwe włosy ze zmęczonej, kobiecej twarzy.
— Proszę ją obudzić...


Kakashi siedział na krześle pod ścianą i opierał o nią głowę, od kilku minut nie otwierając powiek. Był niesamowicie zmęczony; czuł, że zaraz zaśnie na siedząco, ale uparcie walczył z tą potrzebą. Przez chwilę rozważał, czy przypadkiem nie był zły na Sakurę; ta dziewczyna po raz kolejny nadkładała im drogi i obowiązków. Mimo to, czuł w środku coś pokroju dumy. Jego ukochana była już na tyle rozpoznawalną osobą, by ludzie z pełnym zaufaniem prosili ją o pomoc.
Jego rozmyślanie przerwało lekkie szarpnięcie za palec. Uchylił powiekę zdrowego oka i popatrzył na zmęczoną Yumi, która trzymała go za knykcia.
— Spać... — ziewnęła, zakrywając wolną rączką buzię.
— Niedługo wrócimy do pensjonatu — odparł cicho. — Sakura musi pomóc tej pani.
— Wiem wujek, dlatego nie marudzę!
Nie mógł wyjść z podziwu, że to dziecko — zupełnie nie przystosowane do zaistniałych warunków — wytrzymało tyle godzin i nawet nie zaczęło jojczeć. Gdy tylko wyciągnęła w górę rączki, całkiem ochoczo ją podniósł i posadził na swoich kolanach. Oparła główkę o jego szeroki tors i zamknęła oczka.
— Wujek, a kiedy będziemy w waszym domku? — spytała cicho.
Właściwie, to sam nie wiedział.
— Wyruszymy jutro, około dziesiątej... Wieczorem rozbijemy jakiś obóz i na nastęny dzień, wieczorem, powinniśmy być w Konoha.
— A duży macie domek?
— Całkiem spory... Właściwie to dom ciotki. — Uśmiechnął się, kiedy mała na niego zerknęła. — Kiedy moje mieszkanie spłonęło, przyjęła mnie do siebie.
— A! I wtedy się w sobie zakochaliście, tak?
Cofnął głowę, rozbity jej pytaniem. Choć wiedział, że to małe dziecko, to i tak udało jej się go zawstydzić. Nie lubił rozmawiać o takich rzeczach.
— Powiedzmy... — odparł cicho, nie mając pojęcia, że Ashi ich obserwuje. — Chociaż powiem ci w tajemnicy, że chyba wcześniej zacząłem coś do niej czuć.
— Jak bardzo wcześnie? — dociekała, obserwując jego zamyślone spojrzenie, które utkwił gdzieś za oknem.
— Po powrocie do wioski, z bardzo długiej misji... — powiedział, nie do końca rozumiejąc, dlaczego począł się z tego zwierzać. — Gdy zobaczyłem ją w szpitalu po takim okresie, to nieco oniemiałem. Stała się piękną kobietą.
— No to miałeś szczęście, że wybrała właśnie ciebie!
— Tak — mruknął — to prawda. Jestem szczęściarzem.
Mała z powrotem wtuliła twarzyczkę w jego klatkę piersiową i zamilkła na dobre. Kakashi odchylił w tył głowę i znowu zamknął powieki, czując, jak powoli ściga go coraz większa potrzeba snu. Co chwilę przyłapywał się na pół-śnie i bał się, że w końcu zleci z tego krzesła razem z dziewczynką.
Kiedy drzemka złapała go już któryś raz z rzędu, myślał, żeby tym razem się poddać i poczekać, aż obudzą go do wyjścia. Ten plan został jednak rychło zburzony, kiedy wystraszony kobiecym wrzaskiem, poderwał się na nogi, mało nie zrzucając z siebie dziecka. Wiedział, że dochodził z pomieszczenia, w którym znajdowała się Sakura, jednak nie należał do niej.
— Kapitanie! — krzyknęła nagle, a jej głos drżał. — Przyjdź tu, proszę!
Tenzou podniósł się energicznie z krzesła i prędko tam poszedł. Gdy tylko zajrzał do środka, jego podopieczna przywołała go do łóżka.
— Pani Ramane cierpi na bardzo rzadką chorobę — oznajmiła, trzymając dłonie nad jej klatką piersiową. — Jednak jest ona uleczalna.
Kioto popatrzył z uwagą na młodą kunoichi, trzymając żonę za wychudzone, chłodną dłoń.
— Pańska żona musi przejść kurację z pomocą pewnego zioła — dodała, marszcząc czoło.
— Gdzie je dostanę? — zapytał poruszony starzec.
— Mniszek szklisty... — szepnęła, patrząc prosto w zaszklone od gorączki oczy kobiety. — Jest to na tyle rzadka roślina, że widziałam ją raz w życiu. I to na wyspie, którą niedawno zniszczyliśmy.
Ramane popatrzył na swoją ukochaną z ponurą miną. Sakura była pewna, że chciał płakać, a nawet wyć z rozpaczy, ale ciężko było mu się przełamać przy wybrance serca. Stracił wolę do walki.
— Kochanie — wyszeptała kobieta — nie martw się. Zrobiłeś tak wiele, żeby wydłużyć mój żywot. Przykro mi, że nasz wspólny czas się kończy, ale widocznie tak chce Bóg.
Sakura zerknęła porozumiewawczo na Yamato. Kiedy tylko wspomniała o mniszku, wiedział już, dlaczego go tam zawołała. Złożył dłonie do pieczęci i coś wymamrotał, chwilę później tworząc na podłodze coś na wzór drewnianej skrzyni.
— Kakashi — mruknął, odsłaniając zasłonę. Hatake popatrzył na niego z zaciekawieniem, zastanawiając się, do czego niby mógłby się przydać. — Chodź no, pomożesz mi.
Mężczyzna ruszył w tamtym kierunku. Skinął głową do starszej pani, niespecjalnie zaskoczony jej widokiem i stanął tuż obok Tenzou, zastanawiając się nad skrzynką.
— Użyj swoich technik natury ziemi i napełnij mi nią to cudo — nakazał Yamato.
— Co ty, w ogrodnika się bawisz? — mruknął.
— Nie! Pospiesz się, do cholery!
— Nie podnoś na mnie głosu... — bąknął szarowłosy i leniwie złożył dłonie do pieczęci, zamykając oczy. — Skopię ci tyłek przy najbliższej okazji.
— Nie chrzań, ruszaj się.
Hatake uchylił powiekę i popatrzył na przyjaciela.
— Doigrasz się, mówię ci.
Starsze małżeństwo ze zdziwieniem obserwowało dwoje młodych mężczyzn, a Sakura potajemnie zacisnęła pięści na materiale swoich spodni, by tylko nie wybuchnąć.
— Co oni robią? — zapytał Kioto.
— Kapitan Yamato ma dosyć niespotykane zdolności — odparła Haruno. — Włada drzewnymi technikami, ale od prawie dekady uczy się tego, jak wyhodować samoistnie jakąś roślinę. Być może uda mu się z mniszkiem szklistym i stworzy go tyle, by spokojnie wystarczyło na czterotygodniową terapię.
— Czy jemu może to jakoś zaszkodzić? — zapytała Ramane, wyglądając na zbierającego się do roboty Tenzou.
— Prawdopodobnie straci przytomność, ale nie ma się czym przejmować — odpowiedziała, również patrząc w stronę przełożonych. — Stworzenie czegoś z niczego, wymaga wiele sił i chakry. — Zamilkła i popatrzyła na Kioto. — Pięć płatków.
— Nie rozumiem — szepnął, patrząc w zielone oczy.
— Do zwykłej herbaty, którą będzie pan parzył żonie, musi pan wrzucić pięć płatków mniszka. Zalecam robić to trzy razy dziennie, w mniej więcej równych odstępach czasu — instruowała z delikatnym uśmiechem. — Esencja tego zioła jest bardzo intensywna i niesmaczna, dlatego bezpośrednie jej spożycie jest dosyć trudne. Gorzka herbata zneutralizuje ten smak.
Kakashi cofnął się pod ścianę i oparł o nią, z uwagą obserwując Sakurę. Gdy jego wzrok spotkał się ze spojrzeniem starszej kobiety, uśmiechnął się do niej pocieszająco i mrugnął okiem, dając znać, że jego ukochanej można zaufać. Nie zdążył jednak otrzymać od niej żadnej reakcji; Yamato runął na ziemię z łoskotem, jednak nie przerwał swojej techniki.
— Yamato — syknął, doskakując do niego.
— Niech on przestanie! — Ramane podniosła strwożony głos. — To dobry mężczyzna, nie chcę, by coś mu się stało!
Do pokoju weszła Yumi. Niepewnym krokiem zbliżyła się do łóżka i popatrzyła z uwagą na kobietę, po której policzkach spływały szkliste, drobne łzy. Ibuka położyła na jej czole swoją drobną rączkę i uśmiechnęła się.
— Ciocia uratuje! — powiedziała radośnie.
Cofnęła się o kroczek i podeszła do mężczyzn, po czym ukucnęła przy Yamato i chwyciła do za rękaw koszuli, nadymając policzki, jakby w jakimś szaleńczym skupieniu.
— Wujek da radę! — mruknęła, zamykając oczy. — Ja to wiem!
Yamato uśmiechnął się bezsilnie, jednak spiął mocniej ciało. Słowa tego dziecka dały mu jakąś siłę; przypomniały, że to właśnie od niego zależy życie tej kobiety. Mógł dać radę i właśnie to miał zamiar zrobić.
Haruno wpatrywała się w donicę i z zafascynowaniem obserwowała, jak ziemia zaczyna emanować delikatną, błękitną poświatą. Małe listki kiełkowały, jakby z całych sił pragnęły wygrzebać się z mokrego piachu. Rozrastały się i nabierały koloru soczystej zieleni, by finalnie zaowocować szklistymi, drobnymi płatkami kwiatu.
— Udało się...
Kakashi zorientował się, że Tenzou naprawdę stracił przytomność. Dźwignął się na nogi i przerzucił przyjaciela przez ramię, co nie przyszło mu z łatwością.
— Poczekamy na zewnątrz — powiedział cicho i skinął głową do pani Ramane. — Życzę szybkiego powrotu do zdrowia.
— Wygląda na to, że moja rola również jest już zakończona — wyszeptała Haruno, delikatnie dotykając gęsto wysianych kwiatów. — Jeżeli tylko dostosują się państwo do moich wskazówek, wróci pani do zdrowia.
— Niech Bóg trzyma panią w opiece i obficie was wynagrodzi, za waszą dobroć, młodzi ludzie — wyszeptała staruszka, zakrywając dłonią twarz.


— Naprawdę nie wiem jak wam dziękować. — Staruszek trzymał dłoń Sakury, delikatnie nią potrząsając. — Dzięki tobie, dziecino, odzyskałem wiarę w dobrych ludzi!
— Nie ma za co — odparła dziewczyna — to my się cieszymy, że mogliśmy się do czegoś przydać.
Haruno została brutalnie odepchnięta na bok, a od siły jaką ją potraktowana, aż obróciła się w miejscu. Zdenerwowana popatrzyła w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą się znajdowała i zaczęła ciskać w tamtym kierunku błyskawicami.
— Tak bardzo chciałbym przeprosić pana za tę napaść! — zawył Uzumaki, kłaniając się w pasie. — Nie wiem co we mnie wstąpiło, jestem czasami taki narwany...
— I durny — dodał Kakashi, starając się nie upaść od ciężaru Yamato.
Naruto warknął coś niezrozumiałego w jego kierunku.
— Nic się nie stało chłopcze — powiedział spokojnie Kioto. — To ja niepotrzebnie bawiłem się w jakieś podchody, zamiast poprosić was normalnie o pomoc.
Porozmawiali jeszcze dłuższą chwilę, jednak zmęczenie i uciekający czas dawały się we znaki. Pożegnali się więc z mężczyzną, życząc jemu i jego żonie dużo zdrowia, oraz obiecując, że jeszcze kiedyś na pewno go odwiedzą.
Kakashi poprawił zalegającego na jego ramieniu Yamato i ruszył przodem, najbardziej stęskniony za łóżkiem i snem. Nie mógł przestać wyzywać Tenzou w myślach za to, że tak słodko sobie drzemał, a Hatake musiał go jeszcze nieść.
Ashi i Sai rozprawiali o czymś zażarcie, a Sakura dreptała u boku Uzumakiego, trzymając na rękach śpiącą dziewczynkę.
— Nad czym tak dumasz? — zapytała, obserwując jego tęgą minę.
— Nie będziesz się śmiać? — Zerknął na nią niepewnie, a ona pokręciła przecząco głowo. Nawet nie miała siły się śmiać. — Wyciągnąłem wszystkie pieniądze jakie miałem i wcisnąłem im do cukiernicy.
Haruno prychnęła cicho, mile zaskoczona gestem swojego przyjaciela. Aż żałowała, że nie wpadła na ten sam pomysł.
Wkroczyli na hol pensjonatu, słysząc dudniącą, festiwalową muzykę, która prawdopodobnie miała towarzyszyć mieszkańcom do rana. Nie zwrócili na nią jednak większej uwagi; byli za bardzo zmęczeni. Wczłapali się na drugie piętro, gdzie Ashi otworzyła im drzwi do kwatery, którą dzieliła z Yamato. Kakashi wszedł do środka, wciąż coś mamrocząc i całkiem gwałtownie rzucił Tenzou na łóżko, przez co szatyn nieco oprzytomniał.
— Udało mi się? — wybełkotał, patrząc na zmęczoną Sakurę.
— Spisałeś się na medal — parsknął Kakashi, klepiąc go w ramię, po czym zwrócił się w stronę drzwi i chwycił Sakurę za kaptur bluzy. — A teraz idziemy spać, dobranoc!
Gdy tylko wspięli się na piętro i dostali do swojego pokoju, Hatake runął na materac i jęknął przeciągle, manifestując swoje niezadowolenie z przebiegu zdarzeń. Oczywiście, był szczęśliwy z powodu pomocy, udzielonej starszemu małżeństwu, ale pragnął w końcu odpocząć.
Haruno posadziła ledwo przytomną Yumi na łóżku i pomogła jej się przebrać w piżamkę. Dziewczynka posłusznie się położyła i z wdzięcznością uśmiechnęła, kiedy jej opiekunka nakryła ją kołdrą.
Sakura krążyła po pokoju, próbując przygotować wszystko na jutrzejszą podróż. Starała się zachowywać jak najciszej, by jej lokatorzy mogli w spokoju oddać się w ręce Morfeusza.


< < ♥ > >


— Cukier.
— Rower.
— Rybki!
— Indyk?
— Koc.
— Czapka! — zawyła Ibuka, wyrzucając w górę swoje niewielkie piąstki.
— Aromat! — krzyknął równie głośno Uzumaki.
— Termos...
— Ser.
— Ramen!
— O tak! — ryknął rozentuzjazmowany blondyn. — Moja szkoła, wiesz co dobre!
— Głupi wujek — zarechotało dziecko, śmiejąc się jak mały prosiaczek i wierzgając nóżkami. Siedziała na barkach chłopaka. — Naruto przegrał!
— Możesz mi wyjaśnić, na czym polega ich zabawa? — zapytał cicho Menma, krocząc obok Saia.
— Jedno wypowiada słowo, zaczynające się na literę, na którą kończyło się słowo drugiego — odparł, zastanawiając się, czy aby na pewno dobrze mu to tłumaczy.
Przed nimi powoli wznosiła się brama Konohy. Słońce otulało swoimi ciepłymi promykami twarze, a zmęczone umysły przepełniała jedynie myśl o wyczekiwanym powrocie do domu. Przekroczyli monumentalne filary i głośno przywitali się z Izumo oraz Kotetsu.
— Hej, zaczekajcie! — krzyknął Kamizuki. Podszedł do nich, pozostawiając zmieszanego przyjaciela w drewnianej budce. On sam nie wyglądał na szczęśliwego. — Godaime kazała wam przekazać, żebyście się na razie do niej nie wybierali. Ma... prawdziwe urwanie głowy.
Dziwnie spoglądał na Uzumakigo, który poświęcał całą swoją uwagę Yumi, rozglądającej się po okolicy.
— Coś się dzieje? — zapytał zaniepokojony Tenzou.
— Nie, nie — odparł nerwowo, kręcąc przy tym głową. — Wszystko w porządku.
Nie ciągnęli dłużej tej rozmowy, bo w bramie pojawiła się pokaźna grupa handlarzy.
Ruszyli w stronę domu Sakury, rozprawiając na temat nadchodzącego weekendu, dopóki Menma nie zawył radośnie na widok Akamaru. Pies jednak nie był tak żywiołowy jak zazwyczaj i jedynie zerknął na wilka przepraszającym wzrokiem. Jak się okazało, jego właściciel również nie pałał szczęściem.
— Kiba! — krzyknął Uzumaki.
Inuzuka podniósł wzrok i dosłownie się zląkł. Jego wzrok obiegł teren, jakby w poszukiwaniu drogi ucieczki. Wziął jednak głęboki wdech i zmusił się do cierpkiego uśmiechu, podchodząc bliżej.
Yumi przywitała go radośnie, wzbudzając w chłopaku natychmiastową sympatię. Zajęła się po chwili zabawą z Akamaru, który nieco się przy niej ożywił.
Sakura znała Kibę aż za dobrze i wiedziała, że coś przed nimi skrzętnie ukrywał. Nie potrafi nawet skleić sensownego zdania.
— Co się dąsasz, pchlarzu — syknął Naruto, opierając się o niego. — Idziemy dziś na sake?
— Nie dam rady — odparł zdawkowo, zupełnie zbywając jedno z najbardziej denerwujących go określeń.
Haruno wbiła spojrzenie w jego czerwone oczy i z niedowierzaniem stwierdziła, że musiał płakać.
— Co się dzieje? — zapytała Hardo, przez co wszyscy momentalnie zamilkli.
Patrzyła mu w jego — zazwyczaj — radosne ślepia i oczekiwała jasnej odpowiedzi. On jednak nie był w stanie jej takiej podarować.
— Nic, Sakura — odparł, zerkając gdzieś nad nią w głąb ulicy. — Słuchajcie, muszę iść. Zobaczymy się później.
Wyminął ją i w ciszy odszedł, wołając przedtem swojego psiego towarzysza.
Sakura wymieniła porozumiewawcze spojrzenia z Menmą.
— Akamaru nic nie powiedział — mruknął wilk. — Stwierdził jedynie, że niedługo się dowiemy.
— Kurwa, coś musiało się stać. — Kakashi zmarszczył czoło.
— Kiba smutny.
Wszyscy popatrzyli na Yumi, która stała w miejscu i wpatrywała się w znikającą w tłumie przechodniów, sylwetkę Inuzuki.
— Dlaczego? — Naruto kucnął przy niej i zajrzał w jej twarz. — Yumi, jeżeli coś wiesz, powiedz nam. On jest nam bardzo bliski, nie chcemy, by cierpiał.
— Kiba się boi — wyszeptała — jest przerażony.


Sakura stąpała powoli po żwirowej drodze, rozprawiając o czymś z Kakashim, a Menma niósł na swoim grzbiecie zafascynowaną Yumi. Dziewczynka rozglądała się dookoła z niesamowitym zafascynowaniem. Manufaktura bardzo różniła się od tej, jaką mogła oglądać w Kraju Błyskawicy. Tu domy miały różne kształty i kolory, posiadały wielkie okna, w których stały różnokolorowe kwiaty. Przy ulicach stały wielkie drzewa, rzucające cień na głośne ulice, na których nie brakowało ludzi.
Gdy stanęli przed podwórzem Sakury, mała była przeszczęśliwa przez możliwość mieszkania w takim domku. Dotykała kwiatów, pochłaniała ich zapachy, śmiejąc się wesoło na widok owadów i soczyście zielonej trawy.
Kiedy tylko Kakashi otworzył drzwi, dziewczynka przekroczyła próg i grzecznie zdjęła buciki, odstawiając je pod ścianę. Zwiedzała pomieszczenia znajdujące się na parterze, przyglądając się i dotykając mebli.
— Gdzie będę spać? — zapytała cicho.
Hatake uniósł dziewczynkę i przycisnął do klatki piersiowej, a wolną ręką chwycił jej podróżną torbę.
— Pokażę ci — powiedział i odwrócił głowę w stronę Sakury. — Zrób mi kawę, proszę.
Yumi popatrzyła na nich i nagle zrobiła tęgą minę.
— Ciociu?
Haruno popatrzyła na nią wyczekująco, z delikatnym uśmiechem
— Ciociu, zrób mi kakao, proszę.
Haruno roześmiała się z jej nieudolnej próby naśladowania Kakashiego i zapewniła, że o tym nie zapomni. Weszła do kuchni i wstawiła wodę na gorące napoje. Odetchnęła głośno, kiedy Menma wszedł do pomieszczenia.
— W końcu w izbie? — zapytało wilczysko, a ona zmarszczyła czoło i po chwili potrząsnęła głową, wciąż łapiąc się na tym, że mowa zwierzęcia momentami do niej nie docierała.
— Tak — odparła, uśmiechając się. — W końcu własna kuchnia, własna łazienka, własne łóżko...
— Sakura! — Stłumiony krzyk dobiegł ich z zewnątrz domu w towarzystwie łomoczących drzwi. — Sakura!
— Właśni sąsiedzi — bąknęła i ruszyła do wejścia.
Otworzyła je i w ostatniej chwili uniknęła uderzenia prosto w twarz, przez niezorientowanego gościa, który chciał dalej walić w drzwi.
— Co się dzieje, Lee? — zapytała, kiedy Rock w końcu się opamiętał.
Popatrzył na nią w dziwny, zbolały sposób. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że był w podobnym do Kiby stanie, a to zupełnie zbiło ją z tropu.
— Przepraszam, że was nachodzę od razu po powrocie — powiedział, prostując ciało. Jego spojrzenie jednak błądziło wszędzie, nie potrafiąc złapać z dziewczyną kontaktu wzrokowego. — ale jesteście pilnie wzywani do Piątej, razem z wnuczką Raikage. Tsunade chce ją poznać.
Haruno usłyszała skrzypnięcie schodów. Odwróciła się i spostrzegła Kakashiego, trzymającego na rękach Yumi, oraz Menmę wyglądającego z kuchni. Zarówno Hatake i zwierzę mieli podobne miny do niej i myśleli o tym samym. Zachowywał się podobnie do Kiby.
— Dobrze, zaraz tam pój... — zaczęła, zwracając się do niego, jednak chłopak począł się wycofywać.
— Spieszę się, wybaczcie — powiedział, idąc w stronę furtki — niedługo się zobaczymy!
— Nie mam pojęcia co się dzieje, ale zupełnie mi się to nie podoba — mruknął Kakashi.
— Mam złe przeczucia — wyszeptała Sakura, zamykając powieki.


< < ♥ > >


— Kilka dni temu... — zaczął Kiba, który został wyznaczony przez Piątą.
Tsunade trzymała na rękach Yumi, znającą ją z niedawnej wizyty u Dziadka. Na początku całkiem fajnie się z nią bawiła, jednak rozdrażnieni Sakura i Naruto powiedzieli, że widzą, iż coś się dzieje i oczekują wyjaśnień.
Haruno widziała, jak wiele trudu sprawia Inuzuce przepuszczenie przez swoją krtań jakichkolwiek słów. Zdawała sobie sprawę, że takie zachowanie mogło wskazywać jedynie na niepokojące wydarzenia, o których nie mieli pojęcia.
— Kilku ninja weszło do wioski i włamało się na podwórze — kontynuował, zaciskając pięści.
— Czyje? — warknął Uzumaki, który zaczął się na poważnie denerwować. — Wyduś to z siebie.
— Hinaty — syknął w końcu — porwali ją.
Haruno, która stała najbliżej Uzumakiego, poczuła jak uderzyła w nią fala złowrogiej energii. Sama miała wrażenie, że jej serce zostało zaatakowane przez niewidzialną, zabójczą siłę, ale zdawała sobie sprawę z tego, jakie piekło miało się zaraz rozpętać.
— Wiedziałeś o tym? — wycedził blondyn, patrząc na Inuzukę.
— Wiedziałem...
— I nie powiedziałeś mi od razu?! — ryknął, przepełniony wściekłością.
Kiba zdążył jedynie podnieść na niego swój zbolały wzrok. Naruto bez uprzedzenia wpadł w niego i z nieopisaną siłą wpakował pięść w twarz szatyna.
— Naruto! — pisnęła różowowłosa.
Podbiegła do nich razem z Kakashim, kiedy Uzumaki bez namysłu zaczął okładać swojego przyjaciela, nie zważając na jego krzywdę, ani swoją siłę. Ten widok był dosłownie przerażający.
— Naruto! To ja zabroniłam mu o czymkolwiek ci mówić! — wrzasnęła Tsunade, zakrywając buzię zapłakanej i przestraszonej Yumi. — Uspokój się!
Kakashi mocował się z nim przez jakiś czas, ale nie był w stanie utrzymać jego agresji w ryzach. Żadne szarpanie nie przynosiło skutku, a próba uderzenia go doprowadziłaby do rozsadzenia całego budynku. Sakura niewiele myśląc, spróbowała wcisnąć się między kata a ofiarę, by zdziałać cokolwiek. Oberwała boleśnie w okolice obojczyka, kiedy pięści rozszalałego chłopaka miotały się na wszystkie strony.
Choć Kiba pozostawał bierny na agresję przyjaciela, słysząc syknięcie Sakury, cały się napiął. Chwycił ją mocno i na tyle silnie, na ile mógł, kopnął Naruto w klatkę piersiową, dając mu tymczasem ułamek sekundy na ochronę Haruno. Choć pozwalał się okładać przez swoiste poczucie winy, to nie mógł dopuścić do tego, by cierpiała również bogu ducha winna dziewczyna. Kiedy Uzumaki znowu wyślizgnął się z rąk Kakashiego i wyrzucił przed siebie pięść, Inuzuka chwycił ją tusz przed twarzą Sakury.
— Ty pieprzony narwańcu — syknął Kakashi — krzywdzisz Sakurę!
Yamato nie wytrzymał presji i rzucił się w ten dziki taniec. Pomógł Kakashiemu i razem przygwoździli Uzumakiego do podłogi, po chwili pętając go jedną z drzewnych technik.
— Ciocia! — zawyła Yumi, próbując wydostać się z rąk Tsunade. — Ciocia!
Sakura jednak nadal spoczywała na ziemi, przyciśnięta do ciała Kiby. Z jego nosa, ust i rozciętego łuku brwiowego sączyła się krew.
— Oddajcie mi ją! — ryknął nagle Uzumaki, zwracając na siebie przestraszone spojrzenie Haruno. — Oddajcie ją, kurwa! Oddajcie!
— Menma! — wrzasnął Kakashi — Zabieraj stąd Yumi, natychmiast!
— Ciocia! — Yumi wyrwała się w końcu z rąk Tsunade i zaczęła biec w stronę zdezorientowanej dziewczyny, jednak Menma przechwycił ją szybko, łapiąc w zęby jej plecaczek. Ashi otworzyła mu drzwi i z hukiem je zamknęła, kiedy tylko opuścili gabinet
Kiba złapał w dłonie twarz Sakury i obdarował ją badawczym wzrokiem.
— Wszystko w porządku? Nic ci nie jest? — pytał, starając się przekrzyczeć rozjuszonego blondyna.
— Czemu mu się tak dałeś? — syknęła, zbywając jego troskę.
Uniosła dłonie i rozpoczęła natychmiastowe leczenie, chcąc zapobiec siniakom i krwotokom. Była wściekła; nie mogła uwierzyć, że Naruto podjął się takiego ataku na swojego najlepszego kumpla.
— Chyba zasłużyłem... — odparł.
— Nie Kiba.
Donośny, stanowczy głos zdenerwowanej Piątej wypełnił pomieszczenie. Jej ton był taki chłodny, że nawet sprawca zamieszania struchlał.
— Właśnie do takiej sytuacji nie chcieliśmy dopuścić — wyszeptała Godaime, patrząc na Naruto. — Widzisz, to narobiłeś? Kiba był winny, dlatego, że chciał cię chronić? Zmasakrowałeś go przez własne widzimisię?
— Co wy pierdolicie? — warknął Uzumaki. — Czemu nikt jej nie szuka?! Muszę po nią iść!
— Skończ pieprzyć! — Piąta stanęła tuż nad nim. Jej mina ponownie go uciszyła. — Myślisz, że siedzę na dupie i bezczynnie czekam, aż ją zamordują?! Wysłałam oddziały natychmiast! Kiedy tylko dostaliśmy zawiadomienie! Szukają miejsca, gdzie ją przetrzymują. Zaraz po odnalezieniu miałam wysłać oddziały do walki, a ty, skończony idioto, wyeliminowałeś właśnie jedną osobę do pomocy. Nie wierzę, że jesteś aż tak głupi?
— Kogo tam wysłałaś? — wycedził przez zęby blondyn. Zarówno Piąta, jak i wszyscy znajdujący się w gabinecie, cofnęli się o krok, słysząc wydobywający się z jego wnętrza głos Kuramy. Mieszał się z tym, należącym do Uzumakiego, przyprawiając zebranych o dreszcze. — Kogo, jak nie nas? Kogo, jak nie mnie?!
— Gai, Aoba, Chouji, Shino, Tenten, Neji oraz Sasuke — wyliczyła, udając niewzruszoną zaistniałą sytuacją.
— Sasuke? — powtórzył Yamato, widząc miny Sakury i Kakashiego. — Już na tyle mu ufasz?
— To on zgłosił się do tej misji jako pierwszy — wyszeptała, zamykając powieki. — Widziałam, że miał szczere chęci, a ja potrzebowałam silnych ludzi.
— Kto ma się szykować na wezwanie, w razie otrzymania wieści? — zapytał Kakashi.
— Mam już zebrane oddziały, ale chciałabym, aby Yamato, Ashi i Sai również w tym uczestniczyli — odparła kobieta.
— A ja?! — wrzasnął wijący się na podłodze Uzumaki.
— Ty też, pajacu — syknęła, kopiąc go całkiem mocno w bok.
— Co z nami? — upomniała się Haruno. — Przecież Hinata to moja przyjaciółka!
— Ty i Kakashi jesteście wykluczeni z jakichkolwiek misji, Sakura. Waszym obowiązkiem jest opieka nad Yumi.
— Kto jest za to odpowiedzialny? —  Tokuno popatrzyła na kobietę.
— Kusogakure. — Widząc sfrustrowane miny podwładnych, podrapała się po skroni. — Wiem, to chore. Ale potem uświadomiłam sobie, że tak wielu strażników na Hiyochang pochodziło z trawy. Szczególnie nasi wrogowie numer jeden...


< < ♥ > >


Yumi siedziała na parapecie szpitalnego okna z batonikiem w ręku. Jej usta były wymazane czekoladą; przebierała beztrosko nóżkami, patrząc na siedzącego przed nią Menmę. Zerkała co jakiś czas na łóżku, na którym spoczywał Kiba, w milczeniu znoszący ból zszywanego łuku brwiowego. Haruno miała przez cały czas zaszklone oczy, a Kakashi chodził w tę i z powrotem — oboje byli bardzo zawiedzeni zachowaniem Uzumakiego.
Ibuka była bardzo smutna. Nie miała pojęcia co myśleć o tej sytuacji. Jej czteroletni umysł nie potrafił pojąć, dlaczego ten spokojny i przyjemny wujek, prawie zamordował na jej oczach człowieka.
— Menma — szepnęła, wpatrując się w pomarańczowe ślepia.
— Tak?
— Dlaczego wujek tak pobił Kibę?
— Wiesz Yumi... — mruknął, zamykając oczy, kiedy Kakashi przysiadł obok nich. — Ten szczyl przesadził, ale jednak powód nie był taki błahy. Porwano kogoś, kogo bardzo kocha.
— Naruto od dziecka zmagał się z wielką nienawiścią — kontynuował Hatake. — Przez długi czas nie rozumiał czym jest miłość, rodzina i przyjaciele. Bardzo wiele przeżył, by móc tego doświadczyć. Przez to, że ma w sobie ogoniastą bestię, sam był traktowany jak potwór. Był zupełnie sam, dopóki nas nie poznał.
— Zrobił to z miłości? — spytała niepewnie.
— Tak — odparli równocześnie, jednak później głos zabrał Kakashi. — Gdyby porwano Sakurę, mnie, Menmę, Ciebie... czy też samego Kibę, również wpadłby w taki szał.
— Czyli można mu wybaczyć? Nie chciał źle?
— Nie chciał — odpowiedział Menma. — Na pewno nie chciał i pewnie bardzo się źle z tym teraz czuje. Naruto kocha swoich przyjaciół, na pewno mu teraz przykro.
— Dobry Naruto. — Westchnęła cichutko i popatrzyła znowu na Inuzukę. — Biedny Kiba.
— Gotowe — szepnęła Haruno, opadając na łóżko obok. — Jak się czujesz?
— Bywało lepiej — zaśmiał się, jednak wciąż pełen był poczucia winy.
Chciał jeszcze coś dodać, ale kątem oka dostrzegł jakiś ruch. Ze zdziwieniem obserwował, jak zza materaca jego łóżka wystaje jedynie czubek białej główki. Po chwili pojawiły się na nim drobne rączki; ich właścicielka zaczęła energicznie podskakiwać, ukazując chłopakowi co chwilę swoje błękitne oczka. Menma chrząknął i podszedł bliżej, by pomóc dziecku wdrapać się na łóżko. Ibuka przeczołgała się bliżej Inuzuki i przyjrzała się jego opuchniętej twarzy.
Wydęła dolną wargę, w skupieniu nad czymś myśląc. Siliła się na jakieś słowa, ale widocznie przez dłuższą chwilę nie przychodziło jej do głowy nic konkretnego.
— Ładnie ci w fioletowym, wujku! — wypaliła nagle, ukazując rządek białych zębów.
Chłopak roześmiał się gwałtownie i pogłaskał ją po głowie.
— Jesteś słodka — mruknął. — Jak mi się polepszy, to będę się z tobą bawić, okay? Bo Kakashi to taki trochę sztywny jest, co nie?
— Nie — mruknęła, lecz głową kiwała na tak.
Sakura i Menma prychnęli nerwowym śmiechem, kiedy Kakashi aż nadął policzki.
— To ja ci kwiaty dawałem... — syknął, patrząc na dziecko z wyrzutem.
— Wujek, ale one były naprawdę piękne! — oznajmiła, próbując odwrócić się w jego stronę. — Ale ja chciałabym zobaczyć w końcu, jak ty się uśmiechasz, a ty wiecznie tylko w tej masce chodzisz!
— Miałem ją zdjąć, ale skoro jestem taki sztywny, to tego nie zrobię.
— Nie dość, że sztywniacha, to jeszcze szantażysta! — pisnęła, wskazując na niego oskarżycielsko palcem.
— Kakashi, chyba się pogrążasz — zachichotała cicho Sakura.
— Obie się zaraz doigracie...
— Nas jest dwie! — Ibuka stanęła dumnie na łóżku, triumfalnie podpierając rączki na bokach.
Zachwiała się jednak przez miękkość materaca i runęła w dół. Uniknęła upadku i rozbicia się na zimnej posadzce, tylko i wyłącznie dzięki refleksowi Kakashiego.
— Nadal jesteś taka pewna siebie? — sapnął, patrząc na jej przerażoną buźkę.

— Nie wujek! Żartowałam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz