niedziela, 22 czerwca 2014

29. Do Kraju Błyskawicy!

— Mam dość imprez na jakiś czas...
Naruto przeciągnął się leniwie, krocząc obok Sakury, ze zmrużonymi od niewyspania oczyma. Przebierał nieporadnie nogami, trzymając zmarznięte dłonie w kieszeniach spodni.
— Ten cały bal... Nawet nie pamiętam, jak wróciłem do domu. A twoje urodziny? — Popatrzył na nią z wyrzutem. — Moja wątroba jest martwa, rozumiesz? Martwa!
— Nie przesadzasz? Minęły już dwa tygodnie — rzuciła luźno, z zadowoleniem ciesząc się słońcem.
— I co z tego? Wciąż nie mogę jeść ostrych rzeczy...
Haruno zatrzymała się w półkroku i zmiażdżyła w dłoni kartkę na zakupy. Kryła twarz pod różową grzywką i czuła na sobie litościwe spojrzenie Menmy, który im towarzyszył.
Od pamiętnego balu minął już miesiąc. Kwiecień przyszedł do wioski, niosąc ze sobą przejawy najprawdziwszej, długo wyczekiwanej wiosny. Sakura opuściła dom razem z wilkiem, chcąc w spokoju zrobić zakupy, lecz po drodze natknęli się na Uzumakiego, który z braku laku do nich dołączył.
— Nikt nie kazał ci tyle chlać! — wycedziła przez zęby.
— Tobie też, tak w gwoli ścisłości — wtrącił chowaniec, który wciągnął ze świstem powietrze, kiedy dziewczyna posłała mu piorunujące spojrzenie. — Ach! Tylko żartuję, przecież miałaś prawo jako jubilatka.
Uzumaki roześmiał się głośno i ruszył przed siebie, plącząc dłonie za głową. Dziewczyna ruszyła za nim, walcząc z kartką, w celu rozszyfrowania reszty zakupów, jakie musiała zrobić. Nie patrzyła pod nogi, aż do momentu, kiedy uderzyła nosem w szerokie plecy przyjaciela, który się zatrzymał. Miała ochotę po raz kolejny go skarcić, lecz dostrzegła stojących przed nimi ludzi.
— Witajcie — odezwała się kobieta, która skrywała twarz pod maską członków ANBU. — Wasz oddział specjalny dostał wezwanie do obowiązkowego wstawiennictwa u Hokage, o godzinie jedenastej. To ważna sprawa.
— Czy poinformujesz kapitana Hatake? — Drugi członek, mężczyzna, zwrócił się do Haruno.
— Tak, oczywiście — odpowiedziała prędko, kiwając energicznie głową.
— Chyba nigdy nie przyzwyczaję się do ich nagłych wejść — mruknął Uzumaki, moment po tym, jak zniknęli. — Ciekawe czego babunia od nas chce.
— Dawno nie byliśmy na żadnej misji — zauważyła Sakura.
— Ale skoro wzywają nas, to znaczy, że nie będzie to jakieś zwykłe wyjście.


< < ♥ > >


— Widzimy się u Piątej! — rzucił Uzumaki, idąc w swoją stronę.
Sakura pomachała mu ręką, chwilę po tym ruszając za Menmą. Wilk pchnął nosem furtkę i puścił przyjaciółkę przodem, a ta wyciągnęła z kieszeni kamizelki klucz i otworzyła drzwi domu. Przeszli prosto do kuchni, gdzie dziewczyna położyła torby z zakupami na blatach szafek. Pogłaskała Sui, siedzącą na parapecie okna i poszła zdjąć buty.
— Kawa — mruknęła, wchodząc boso z powrotem do pomieszczenia.
Ciepłe, czarne getry okalały jej długie nogi, a biały, szeroki sweterek zsuwał się z jej ramienia.
— Pójść go obudzić? — zapytało wilczysko.
— Nie ma takiej potrzeby — odparła, wyciągając z szafki dwa kubki. — Zaraz sam się tutaj pojawi.
Wlała do czajnika wodę, po czym wstawiła ją do gotowania i zajęła się rozpakowywaniem zakupów.
— Długo, jak na niego...
— Do czwartej rano wypełniał jakieś papierzyska. — Otworzyła lodówkę i wrzuciła do niej kilka rzeczy. — Potem się zdrzemnął, a o szóstej trzydzieści wstał, żeby zanieść je do siedziby. Skoro Tsunade coś dla nas ma, to niech się lepiej wyśpi.
— Jesteście... głośni. — Cichy, zachrypnięty głos Kakashiego, nieco ich przestraszył.
Stanął w progu, w swoim ciemnym dresie i drapał się po głowie. Jego szare włosy sterczały w każdym możliwym kierunku, a na policzku dostrzec można było odgnieciony wzór poduszki. Wszedł dalej, poczochrał futro Menmy i zbliżył się do Haruno, by ucałować ją na powitanie w policzek.
— Ja tu jestem — chrząknęło zwierzę — tak tylko przypomnę.
— Pozbądź się tego wielkiego futrzaka i chodź ze mną na górę — mruknął do dziewczęcego ucha, zaciskając palce na jej biodrach.
— Kakashi... — zaśmiała się, spoglądając na wilka.
— Ja cię słyszę, szaraku!
Zaspany mężczyzna uśmiechnął się do wilczyska i na powrót wtulił w plecy dziewczyny, opierając głowę na jej barku. Była pewna, że gdyby się nie ruszała, zasnąłby nawet w takiej pozycji.
— Nie ma tak dobrze, Kakashi — powiedziała, robiąc dwa kroki w bok i ciągnąc tym samym jego bezwiedne ciało za sobą. — Jesteśmy wzywani na jedenastą do Tsunade. Idź pod prysznic, kawa ci przestygnie, a ja w tym czasie zrobię jakieś śniadanie.
— Czego ta głupia baba od nas chce — warknął ospale.
Odsunął się i usiadł przy stole, głaszcząc niemrawo Sui.
— Kakashi, idź pod prysznic!
— Najpierw kawa — mruknął — inaczej usnę i się utopię.


< < ♥ > >


— Co?! — Chór siedmiu głosów wypełnił gabinet Hokage, przy okazji przesiąkając przez jego ściany na korytarz.
Sakura, Kakashi, Naruto, Menma, Sai, Yamato i Ashi stali w równiutkim rzędzie naprzeciw biurka i z niebywałą konsternacją wpatrywali się w zblazowaną twarz kobiety. No, może prócz Kakashiego, który wyglądał tak, jakby miał zaraz zwrócić śniadanie.
— Możesz powtórzyć? — bąknął, nadstawiając ostentacyjnie ucho. — Mam wrażenie, że się przesłyszałem.
— Yumi Ibuka, lat cztery, zamieszkała w Kraju Błyskawicy. Jej rodzice zostali uprowadzeni przez Kraj Wody — powtórzyła spokojnie, kiedy na jej twarz wpełzł cyniczny uśmieszek. — Co w tym niejasnego?
— Wiesz dobrze, że chodzi mi o ostatnie zdanie! — drążył, podchodząc do biurka.
— Kakashi, wybrałam ciebie i Sakurę na jej stałych opiekunów, ze względu na to, że Sakura ma doświadczenie z dzieciakami; lubi je, a one do niej lgną — powiedziała, przechylając się do tyłu na swoim wielkim fotelu. — Mała nie będzie miała więc żadnych oporów przed tym, by u was pomieszkać przez ten krótki, aczkolwiek nieokreślony czas.
Haruno naprawdę nie przeszkadzała rola niańki, a wręcz jej się owa uśmiechała. Nawet nie skupiała się na aktualnej wymianie zdań, planując już w głowie szereg różnych zajęć, na pierwszy tydzień pobytu dziewczynki.
— Ale ja nie lubię dzieci! — ryknął, wyrzucając w górę ramiona. — Czemu nikt nie wziął tego pod uwagę?!
Zielone oczy skierowały się ku jego twarzy; coś zakuło ją w sercu. Uśmiech zszedł z dziewczęcej buzi, a wesołe plany zastąpiły nieprzyjemne, przykre wręcz myśli. Menma automatycznie postawił uszy, wyczuwając w jej wnętrzu diametralną zmianę nastroju; trącił ją łapą, kiedy zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech, kryjąc się przed rozżalonym wzrokiem Naruto, który niemalże natychmiast domyślił się, o co mogło chodzić.
— Nikt nie każe ci ich lubić, Hatake! — Tsunade uderzyła otwartą dłonią w biurko, nie mogąc znieść już jego paplaniny. — Takie otrzymałeś rozkazy i musisz je wykonać. Yumi jest wnuczką Raikage, powierzył nam jej życie. Nie musisz się nią opiekować, twoim jedynym zadaniem będzie zapewnienie temu dziecku bezpieczeństwa. — Mężczyzna wypuścił głośno powietrze. — Musimy po prostu robić to po cichu, tak, by mała się nie zorientowała. Rola wujka na tydzień czy dwa nie naruszy twojej męskiej dumy.
— Czcigodna — wtrącił się Yamato, nie mogąc już tego słuchać, tak jak reszta — możesz powiedzieć nam nieco więcej o tej sytuacji?
— Kraj Błyskawicy i Kraj Wody od wielu lat toczą spory. Głównie o tereny morskie, lecz problem stał się nieco bardziej osobisty. — Cmoknęła i opadła z powrotem na oparcie. — Trzy dni temu córka Raikage i jej mąż zostali uprowadzeni przez shinobi z Wody. Jak się domyślacie, A jest wściekły; twierdzi, że to już naruszenie wszelkich zasad moralności. Wiem jaki jest, ale uważam, że ma rację. Porywanie ludzi z wrogich krajów, do tego takich osobistości, jest równe porywaniu się na śmierć. Jeszcze miesiąc temu, Mizukage napomknęła, że powinni zawrzeć sojusz. Za dwa tygodnie podpisaliby pakt zjednoczenia, ale nagle im się odwidziało i zrobili to, co zrobili. A poinformował już wszystkie sojusznicze kraje o tym, że przymierza się do wojny. — Zamilkła na kilka chwil i popatrzyła na swoich przyjaciół z wymowną miną. — Raikage nie jest głupi. Wie, że Kraj Ognia jako jedyny utrzymuje dobre stosunki z Wodą i chce nas wykorzystać, a ja nie mogę mu odmówić, bo Konoha ma u niego spory dług wdzięczności.
— No tak... Nie będą jej u nas szukać — zauważyła Ashi — ale co jeżeli Woda dowie się o naszej zdradzie?
— Wtedy Konoha będzie mieć dosłownie przerąbane, więc musimy to jakoś dobrze rozegrać. — Kobieta zaczęła przygryzać kciuk. — Yumi jest oczkiem w głowie A. W ich genach potęga przekazywana jest co drugie pokolenie, więc pewnie zdajecie sobie sprawę z tego, że mimo iż jego córka i zięć to wspaniali, dobrzy, poczciwi ludzie, to shinobi z nich żadni. Mała skrywa w sobie spore pokłady mocy, przez co jest cenna nie tylko jako karta przetargowa dla Mizukage.
— To naprawdę wysokie zagrożenie dla Ognia — mruknął Menma. — Jeżeli Mizukage się o tym dowie, bardzo możliwe, że i między nami wybuchnie wojna.
— Dlatego wybrałam do tej misji was. — Kobieta przebiegła wzrokiem po zdeterminowanych twarzach shinobi. — Macie dostać się grzecznie do Kraju Błyskawicy. Najlepiej niezauważeni. — Wbiła wzrok w podekscytowanego Naruto. — Grzecznie. Niezauważeni. Dociera to do ciebie?
— No zrozumiałem! — jęknął z wyrzutem.
— Dotrzecie po cichu do bram Kumogakure, gdzie będą na was czekać Omoi, Samui i Karui. Zaprowadzą was do Raikage — szepnęła i popatrzyła na Sakurę — który będzie chciał cię sprawdzić.
— To znaczy? — zapytała dziewczyna.
— Nie mam pojęcia w jaki sposób, ale chce mieć pewność, że może powierzyć ci Yumi. Moje słowo mu niestety nie wystarczy. — Blondynka pomasowała palcami skronie, wspierając łokcie o blat biurka. — Na prawdę nie wiem co wymyśli, ale jeżeli wychodzi z założenia, jak większość ludzi z innych wiosek, że odziedziczyłaś po mnie naprawdę dużo, to wybierze swoją ulubioną metodę. Powinnaś sobie poradzić, więc nie nadwyrężaj prawej ręki — zaśmiała się.
Obecna w gabinecie Shizune wzdrygnęła się, szczękając zębami. Wspomnienia spotkań Tsunade i A nie były czymś, o czym chciała pamiętać.
— Gdy już wszystko tam ustalicie, macie zabrać małą i eskortować do Konohy. To ma być ścisła, szybka akcja, bez żadnych potknięć. Udacie się tam ubrani cywilnie; bez kamizelek, opasek i innych bzdet. Kraj może być otoczony przez wrogie dla nich wojska, więc lepiej, żeby nikt w was nie rozpoznał shinobi z Liścia, bo będziemy spaleni. Osobiście, porównując siłę jaką posiadają oba te kraje, wolę poświęcić sojusz z Wodą niż nabawić się konfliktu z Błyskawicą.
— Zobaczymy się z B! — krzyknął rozochocony Naruto.
— Właściwie... Dlaczego nie przydzielą do opieki dziewczynki Jinchurikiego? — zapytał Menma, nadal z uwagą obserwując Sakurę.
— Killer to ostatnia osoba, jakiej Raikage by zaufał w sprawie dzieci — odparła Piąta.
— No to co? — Naruto przeciągnął się, wydając z siebie przy okazji dziwne dźwięki. — Kiedy wyruszamy?
— Dziś, po piętnastej — zakomunikowała kobieta. — Yumi jest w tej chwili nastawiana na tę podróż, jak na wakacje. A wmawia jej, że rodzice musieli wyjechać, a ona pojedzie na jakiś czas do wujostwa. A dokładnie do siostry jej ojca. — Popatrzyła znacząco na Haruno. — Podobno to naprawdę grzeczne, ułożone dziecko. Sakura, poradzicie sobie?
— Nie wiem jak on, ale ja na pewno dam radę — powiedziała dosyć oschłym tonem.
Wszyscy popatrzyli na nią ze zdziwieniem, jednak to Hatake poczuł się w jakiś sposób zaatakowany; i słusznie, bo humor dziewczyny był spowodowany tylko i wyłącznie jego zachowaniem.
— No dobra. — Kobieta jeszcze przez moment obserwowała parę, lecz wróciła do sprawy. — Wszystko już wiecie. Marsz do domu, przygotować się dobrze na tę podróż. Będzie ona całkiem długa i pewnie pełna jakiś durnych niespodzianek, ale wierzę, że się na was nie zawiodę.
Zebrani skinęli głowami i zwrócili się w stronę wyjścia, by ruszyć do domów.
— Kakashi, Yamato — odezwała się jeszcze Tsunade — zostańcie na moment.


< < ♥ > >


Hatake stał nad łóżkiem, na którym leżał jego plecak. Pakował potrzebne rzeczy, wciąż zastanawiając się nad zachowaniem Sakury, która nie zamieniła z nim słowa od powrotu do domu. Skutecznie go unikała, a on wciąż kalkulował co takiego mógł powiedzieć.
— Cholera — warknął i cisnął złożoną koszulką o materac.
Odwrócił się i złapał za krawędź drzwi, które z impetem otworzył po czym przeszedł do sypialni dziewczyny, która nawet nie uraczyła go spojrzeniem. Przemknął gniewnym krokiem tuż za nią i gwałtownie zwrócił w swoją stronę.
— Możesz mi powiedzieć, o co chodzi? — zapytał, zagryzając policzki; miała zaczerwienione oczy.
— O nic? — Wyrwała mu się i odsunęła o krok, wracając do składania rzeczy. — Wyjdź, przeszkadzasz mi.
Dostrzegał w jej zbolałym spojrzeniu, iż kłamała. Zielone oczy były dziwnie pociemniałe; był pewien, że skrywał się w nich ból. Westchnął krótko i pochylił się do przodu; wyrwał z jej rąk ramiączko plecaka i rzucił nim na fotel, chcąc, by skupiła się przez krótką chwilę tylko na nim. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale momentalnie został złamany. Spod jej delikatnych powiek wytoczyły się wielkie łzy, a różane wargi zadrżały; wypuściła z dłoni niewielką saszetkę, która upadła na jej nagie stopy.
— Cholera — syknął i szybkim ruchem usidlił ją w swoich ramionach. — Mów natychmiast, co się dzieje.
Rozwyła się jak małe dziecko i wtuliła twarz w jego pierś, nawet nie próbując powstrzymać szlochu. Zacisnął zęby, zupełnie nie rozumiejąc, co mogło jej dolegać. Pytał o wszystko; o to czy coś ją boli, czy ktoś ją skrzywdził. Ale nie uzyskał od niej żadnej odpowiedzi, prócz łez, które wsiąkały w jego koszulkę.
— Przestań płakać — wyszeptał, kładąc dłoń na jej potylicy. Oparł brodę o czubek dziewczęcej głowy i zacisnął powieki. — Zrobię dla ciebie wszystko, tylko powiedz co się dzieje.
— Kim dla ciebie jestem? — Usłyszał w końcu jej łamiący się, chrapliwy głos.
— Wiesz dobrze. — Odsunął ją lekko od siebie i zajrzał w oczy. — Całym moim światem... — Złapał jej buzię w dłonie i ściągnął brwi. — Zapytam po raz ostatni, czy ktoś cię skrzywdził?
Pokręciła energicznie głową i już otwierała usta, by cokolwiek powiedzieć, ale zdenerwowana popatrzyła na drzwi. Zaczęła ocierać mokre policzki i schyliła się po saszetkę, odwracając głowę.
— Porozmawiamy innym razem — mruknęła ponuro, a dosłownie chwilę po tym, do pokoju wkroczył zaniepokojony Menma.
Widząc ich w takich nastrojach i wyczuwając zgęstniałą atmosferę, nie przyszło mu go głowy nic innego, prócz kłótni.
— Gotowi? — zapytał, udając, że niczego nie dostrzega.
— Już kończę się pakować — odparła dziewczyna. Nachyliła się nad jedną z szuflad, wciąż kryjąc twarz za włosami. — Kakashi, prosiłabym cię, abyś ogarnął nieco tamtą sypialnię. Po powrocie wnuczka Raikage będzie tam spać. Dobrze?
Mężczyzna wypuścił z siebie głośno powietrze i bez słowa wyszedł, odprowadzony wilczym spojrzeniem.


— Wzięłaś wszystko? — zapytał Hatake, wychodząc za dziewczyną z domu.
— Tak — odpowiedziała spokojnie — przynajmniej tak mi się wydaje.
Przekręcił klucz w drzwiach. Sui żegnała ich, siedząc w kuchennym oknie.
Kakashi nie wiedział już co myśleć; w drodze pod główną bramę Konohy, dziewczyna zachowywała się jakby nic się nie stało. No, może prócz tego, że rozmawiała wyłącznie z Menmą, zupełnie ignorując obecność partnera.
Na miejscu byli pierwsi. Niedługo po nich pojawili się Sai i Naruto, a na samym końcu Ashi z Yamato. Po wymianie ostatnich spostrzeżeń co do wyboru odpowiedniej trasy, ruszyli przed siebie.
Obecność przyjaciół wpływała na humor Sakury całkiem leczniczo. Mimo to, coś wciąż nie grało; zamyślała się, odpływała. Hatake natomiast szedł bez przerwy na czele grupy i wciąż zastanawiał się nad sytuacją, dając reszcie do zrozumienia, ąe niespecjalnie ma ochotę z nimi rozmawiać.
— Dobra, nie wiem o co chodzi, ale mniemam, iż powinnaś z nim porozmawiać. — Menma zaczepił swoją przyjaciółkę, dopiero kiedy słońce zaczęło powoli osiadać na horyzoncie skalistej powierzchni górskiego pasma, przez które się przedzierali. — Zaraz mu głowa eksploduje od tego pomyślunku.
Dziewczyna popatrzyła na niego dziwnie, wciąż nie mogą przywyknąć do tego, w jaki sposób czasem się wyrażał. Pokręciła jednak przecząco głową i zwróciła wzrok przed siebie.
— Nie ma o czym — powiedziała, wzdychając ciężko — ubzdurałam sobie coś, to wszystko.
— To porozmawiaj ze mną.
Przez chwilę się zastanawiała, obserwując, jak Naruto dogania Hatake. W końcu zaczęła mówić.
— Coś się stało? — zapytał blondyn, równając krok ze starszym przyjacielem.
— Widziałeś, co się stało w biurze — odparł mężczyzna, zdając sobie sprawę z tego, że Uzumaki widział to tak samo jak on. — Nie mam pojęcia, o co może chodzić. Nie chce mi powiedzieć.
— Ach, tak — mruknął — wydaje mi się, że wiem skąd ten nastrój.
— No więc? — Kakashi popatrzył na chłopaka, który pokręcił przecząco głową. — Żartujesz sobie? Gadaj! Widzisz, jaka jest sytuacja, zlituj się.
— To nie moja sprawa, tylko wasza. — Naruto wzruszył ramionami. — Albo poruszy ten temat, albo odpuści. A ty się zastanów, czy chcesz spędzić z nią resztę życia, bo bez tego nie znajdziesz odpowiedzi.
— Naruto, chodź no tu na moment!
Blondyn zerknął przez ramię na Yamato, a potem posłał Kakashiemu ostatnie, porozumiewawcze spojrzenie i wycofał się do Tenzou i Ashi.
Oczywiście, że chcę — pomyślał mężczyzna. Popatrzył w stronę ukochanej, która opowiadała o czymś Menme ze zbolałą miną. Wilk przyglądał mu się zawzięcie, burząc resztki nadziei na zrozumienie.


< < ♥ > >


— Dobra dzieciaki, robimy postój — zakomunikował Yamato.
Stali przed sporym wgłębieniem jednej ze skał. Słońce w końcu zniknęło z nieboskłonu, który przesłoniły ciężkie chmury, nie dające nacieszyć się gwiazdami. Pierwsze rozbłyski na niebie dały im znać, że ulewa już niedługo się zacznie, a wiatr poruszał koronami drzew, które porastały niedaleką nizinę.
— O cholera, lecę po jakieś drewno! — krzyknął Uzumaki, rzucając plecak na ziemię. — Sai, chodź ze mną!
Chłopcy pognali przed siebie, a Kakashi rzucił w ich kierunku litościwe spojrzenie, kiedy pozostali popatrzyli wymownie na Tenzou.
— Jaki to ma sens? — zapytał Hatake.
— Niech uczą się przetrwania — zauważył szatyn, ściągając plecak. — Kiedyś mnie w końcu zabraknie.
— Nawet tak nie mówi — warknęła Tokuno, klepiąc go w plecy.
Weszli do jaskini; Ashi i Sakura przygotowały dla wszystkich śpiwory i wzięły się za sporządzenie jakiegoś posiłku, kiedy Uzumaki i Sai przygotowywali palenisko. Yamato, Kakashi i Menma wyszli na zewnątrz, by przestudiować mapę, kiedy deszcz zaczął powoli siąpić z nieba. Szacowali najkrótszą, możliwą drogę i planowali godzinę ponownego wyruszenia w trasę.
Haruno co jakiś czas zawieszała wzrok na mrocznym wgłębieniu skalnym, tuż pod sufitem, do którego nie docierała poświata płomieni. Coś ją w nim niepokoiło, ale w końcu postanowiła się poddać i skupić na innych zadaniach. Do trzymania warty zgłosiła się jako pierwsza, więc gdy reszta spożywała posiłek, ona stała przed wnęką i opierała się o ścianę. Miała zamknięte powieki i czujnie wsłuchiwała się w otoczenie, starając się wyeliminować dźwięki burzy. Okolica była nienaturalnie spokojna.
— Ledwo ruszyłaś kolację.
Głos Hatake zburzył całe jej skupienie.
— Nie byłam głodna — odparła, nie zmieniając pozycji.
— A powiesz mi w końcu, co się dzieje?
— Nic.
— Ach tak, niekontrolowany wybuch płaczu, bez jasnego powodu, jest według ciebie niczym?
Westchnęła głośno i w końcu uraczyła go spojrzeniem.
— Zrobisz coś dla mnie? — W odpowiedzi tylko przechylił głowę, chcąc, by mówiła dalej. — Postarasz się być dobrym człowiekiem dla tego dziecka?
— Sakura — mruknął, dziwiąc się — to, że nie lubię dzieci, nie znaczy, że chcę je w jakiś sposób krzywdzić.
— Pomożesz mi w opiece?
— Na tyle, na ile będę potrafił. — Zaczął się denerwować. — Ale co do ma do rzeczy?
— Nic. Zapomnij o tym, co dzisiaj widziałeś. Miałam po prostu gorszą chwilę, to wszystko.
— Jak uważasz.
Uniósł dłonie, jakby w pokojowym geście i cofnął się z powrotem do środka. Bez słowa wsunął się w śpiwór i odwrócił plecami do reszty, chcąc nieco odpocząć. Menma wyjaśnił im krótko, że był zmęczony po całonocnej walce z papierzyskami.
— Co się z nim dzieje? — zapytał po jakimś czasie Yamato.
Ashi siedziała pomiędzy jego nogami, opatulona swoim śpiworem.
— Znacie to uczucie, kiedy w idealnym związku pojawia się w końcu pewna rzecz, która musi wszystko schrzanić? — mruknął Naruto, grzebiąc patykiem w ognisku. — Sakura ją odnalazła.
Tenzou popatrzył na swojego przyjaciela, który już drzemał i zrobiło mu się niewyobrażalnie przykro na myśl o tym, iż to, czego tak długo szukał, właśnie zostało poddane jakiejś próbie.
— Nie możemy im jakoś pomóc? — Tokuno popatrzyła na Menmę, który w odpowiedzi pokręcił tylko głową.
— Na pewno jest coś, co możemy zrobić — wtrącił Sai.
— Niestety nie. — Uzumaki coraz bardziej nerwowo molestował palenisko.
W końcu rzucił w nie nadpalonym patykiem i zawiesił na nim wzrok, by po chwili zwrócić go z powrotem w stronę swojego bladego przyjaciela.
— Jest coś, co ci wybitnie nie smakuje? — zapytał nagle.
— Nie lubię wołowiny — odparł po chwili namysłu.
— Gdy dostajesz ją na talerzu, nie zważając w tej chwili na żadne grzeczności, po prostu jej nie zjadasz, prawda?
— No tak.
— Myślisz, że ją kiedyś polubisz?
— No... nie. Wybitnie mi nie smakuje.
— Do czego ty dążysz, Naruto? — Yamato ze zdziwieniem wsłuchiwał się w dialog chłopaków.
— Wyobraź sobie teraz, że mieszkamy pod jednym dachem, jesteśmy homoseksualną parą, która kocha się nad życie, ale pojawia się problem. — Zrobił dramatyczną pauzę. — Ja uwielbiam wołowinę i robię ją każdego dnia na obiad.
— Nie mogłeś od razu powiedzieć w prost, o co chodzi?! — Yamato aż stęknął z niechęci. Popatrzył jednak na Hatake i pokręcił głową, sądząc, że będzie musiał się za niego wziąć i doprowadzić do porządku. — Po prostu nie jest gotowy.
— Sprawdzę co u Sakury — mruknął Naruto.
Podniósł się i otrzepał spodnie, po czym wyszedł przed jaskinię. Zląkł się, nigdzie jej nie dostrzegając; zaczął rozglądać się na boki, gotowy do wszczęcia alarmu.
— Wołowina. — Usłyszał jej głos. — Naprawdę trafne porównanie. Sama bym tego lepiej nie ujęła.
Spojrzał w górę; dziewczyna siedziała na skale, kryjąc się pod jedną z półek przed deszczem. Odetchnął z ulgą, po czym wskoczył wyżej, by zająć miejsce obok przyjaciółki.
— Kiedy się domyśliłeś? — zapytała.
— Już w gabinecie.
— Jednak nie jesteś taki głupi — zażartowała, sprzedając mu mięśniaka w ramię.
Ich wzrok i słuch wyostrzyły się nagle; oboje nawet nie drgnęli, badając wzrokiem pobliskie otoczenie, kiedy dotarł do nich chrzęst kamieni. Sakura poruszyła wyłącznie palcem, wskazując Uzumakiemu pobliskie krzaki. Minęły może dwie sekundy, kiedy blondyn nagle odbił się od skały i wystrzelił jak pocisk w owym kierunku. Kamienne podłoże roztrzaskało się w drobny mak; dziewczyna zeskoczyła na ziemię i podeszła bliżej, poprawiając kaptur płaszcza. Przez wzbity w górę pył, nie była w stanie niczego dostrzec.
— Naruto?
— Na wszystkich bogów! — Usłyszała nagle rozpaczliwy jęk przyjaciela, którego sylwetka powoli zaczynała być dostrzegalna.
— Co jest?!
— Zabiłem! — ryknął. — Zabiłem Bogu ducha winnego oposa!
Opadł na kolana i autentycznie zaczął wrzeszczeć z rozpaczy.
— Co się dzieje?!
Yamato z resztą wybiegli na zewnątrz, gotowi do walki. Kakashi wypełzł za nimi z wolna, w ślimaczym wręcz tempie, zawinięty wciąż w swój śpiwór i rozejrzał się po okolicy. Gdy w końcu zarejestrował Naruto, klęczącego i kołyszącego się w przód i tył, poczłapał w jego stronę. Zatrzymał się tuż nad nim i patrzył z politowaniem na swojego przyjaciela, kręcąc głową. Nachylił się lekko i wyciągnął rękę spod materiału, by nacisnąć palcem na brzuszek, leżącego na grzbiecie zwierzęcia. Jego sztywne łapki się rozluźniły; uchylił powiekę, pokazując swoje małe, czarne, paciorkowate oczko i popatrzył na ludzi.
— Twoje ręce leczą! — ryknął blondyn.
— Oposy, jak większość zwierząt, udają martwe w chwili zagrożenia życia, popaprańcu — bąknął mężczyzna.
Odwrócił się na pięcie i bez zbędnych słów powrócił do jaskini, gdzie z powrotem ułożył się do spania.
Shinobi odprowadzili go swoimi skonsternowanymi spojrzeniami i po chwili popatrzyli na zwierzę, które siedziało już normalnie i lizało swoje futerko. Podniosło się w końcu na łapki i chciało oddalić, lecz coś mu na to nie pozwoliło. Zapiszczało kilkukrotnie i upadło na bok.
— Sakura — jęknął blondyn — jemu chyba naprawdę się coś stało.
Haruno podeszła bliżej z latarką i kucnęła przy futrzaku.
— Ma ranną łapkę — zauważyła i zmrużyła powieki — jest też strasznie wychudzony.
— Matko jedyna, zabierzmy go ze sobą. — Dziewczyna popatrzyła na przyjaciela jak na wariata, lecz był nieugięty. — Proszę! Wylecz go, czuję się winny.
Sakura, chcąc nie chcąc, wzięła oposa na ręce i razem z resztą wróciła do środka. Usiadła tuż przy ognisku, rozłożyła na kolanach koc i położyła na nim zwierzę. Wypuściła z dłoni chakrę; zielona poświata przestraszyła nieco szkodnika, lecz gdy zaczął odczuwać ulgę, uspokoił się i oddał w jej ręce. Rozejrzał się dookoła po zebranych, a jego wzrok zatrzymał się na wilku; zadrżał.
— Menma, to nie obiad! — oburzył się Naruto.
— Daruj sobie. Mam delikatne podniebienie — warknął w odpowiedzi.
Ich gość zaczął głośno popiskiwać, tak jakby chciał im przekazać coś ważnego. Menma zwrócił ku niemu całą swoją uwagę, nadstawiając uszu.
— Rozumiesz go? — zapytał Yamato.
— Jak będziecie gadać, to nic nie zrozumiem.
Kakashi leżał w kącie jaskini i czytał książkę, z początku w ogóle nie interesując się wyczynami towarzyszy.
— Kilka metrów od jaskini znajduje się jego nora, gdzie siedzi samica z sześcioma młodymi — powiedział wilk, wciąż uważnie słuchając zwierzęcia. — Chciał dostać się do lasu i przynieść im trochę kwiatów, czy owadów. Jest im tu ciężko żyć.
— Bo? — Ashi przyglądała się im z nieopisanym zainteresowaniem.
— Twierdzi, że dziwi nam się, iż zatrzymaliśmy się w takim miejscu — kontynuował. — Gdzieś w tej okolicy mieszka, jak to określił, wielki potwór, który zjada wszystkie drobne gryzonie, ssaki i ptaki.
— Dlatego to miejsce wydawało mi się tak dziwne — wtrącił Yamato.
— Im głębiej się tutaj zapuszczaliśmy, tym mniej naturalnych dźwięków do nas docierało — zawtórował mu Sai. — W tej chwili powinno się tu roić od zwierząt, a spotkaliśmy tylko jego.
— Oddany ojciec. — Sakura pogłaskała szkodnika po głowie. — Poświęcił się, żeby zdobyć pożywienie dla potomstwa. Że też zwierzęta są zdolne do takich instynktownych działań i miłości.
Hatake uniósł do góry brew i wyjrzał na dziewczynę zza książki.
— Czuję się winny! — zawył Uzumaki. — Menma, powiedz mu, żeby został z nami do rana. Gdy tylko wstaniemy, a pogoda się poprawi, zbiorę im dożywotni zapas żarełka.
Sakura skończyła leczyć zwierzę, które zeskoczyło z jej kolan i przeniosło się do Uzumakiego, widocznie wdzięczne za jego chęć pomocy.


< < ♥ > >


Haruno uchyliła powieki. Do ich płytkiej jaskini powoli wpływało blade światło wschodzącego słońca. Przetarła oczy i spojrzała na zegarek, który wskazywał piątą czterdzieści. Śpiwór obok niej był pusty; wiedziała, że Hatake wziął na siebie wartę od czwartej trzydzieści. Przebiegła wzrokiem po śpiących przyjaciołach. Sai drzemał zwrócony do niej plecami, Ashi wtulała się w Yamato, Menma oddychał głośno leżąc tuż za nią. Naruto i opos leżeli pod rozkopanym kocem, oboje spoczywając na plecach z rozłożonymi we wszystkie strony kończynami.
— Trafił swój na swego — mruknęła, przewracając się na plecy.
Leżała tak z zamkniętymi oczyma, mając nadzieję, że jeszcze zaśnie.
Jej oddech się zatrzymał; otworzyła powieki, wyczuwając coś nad sobą.
— Och, kurwa.


— Menma wie, Uzumaki też... — dumał na głos Hatake, siedząc przed jaskinią. — Jak to, cholera jasna, możliwe, że ten młotek się domyślił, a ja nie mogę?
Nagle w jego głowie zaskowytał potworny wrzask Sakury. Poderwał się przerażony na nogi i nim zdążył zrobić chociaż krok w kierunku wnęki, musiał zacisnąć zęby i zakryć uszy, bo ogłuszający, potworny ryk jakiegoś zwierzęcia sprawił, że zupełnie stracił orientację.
Wewnątrz jamy rozległ się potężny wybuch, który dosłownie wyrzucił ze środka wszystkich towarzyszy i ich rzeczy. Naruto runął na tyłek, kurczowo trzymając w rękach przerażonego oposa; oboje wyglądali, jakby zobaczyli potwora. Poderwał się nagle na nogi i odskoczył na bok, zupełnie jak reszta, wpatrując się w wielką chmurę kurzu. Wyleciał z niej gigantyczny Menma, który przekoziołkował dobre kilkadziesiąt metrów, wywołując w pobliskim podłożu silne wstrząsy.
— Mamy naszego wielkiego potwora — wrzasnął Yamato, podnosząc z ziemi skołowaną Haruno.
— Matko i córko, jaki okropny! — zawyła, kiedy nagle ocknęła się z oszołomienia i stanęła na równe nogi.
Hatake nie miał pojęcia co się działo i co powinien był zrobić, kiedy jego przyjaciele w popłochu biegali w kółko.
— Co tam się dzieje?! — ryknął w końcu, doskakując do ukochanej.
Nim ktokolwiek mu odpowiedział spod gruzowiska wytoczył się gigantyczny, czarny, owłosiony pająk, który nie miał wobec nich dobrych zamiarów.
— Zabij to, zabij to, zabij to! — piszczała Ashi, machając na oślep swoją kataną. — Mam arachnofobię!
W chwili gdy stawonóg dziwnie zaskwierczał, dziewczyna momentalnie straciła przytomność, robiąc się wcześniej biała jak śnieg.
— Yamato! — Wszyscy zwrócili wzrok ku Menmie, który próbował stanąć na nogi. — Spróbuj go jakoś uziemić! A ty, Sakura, nie gap się na niego!
— Dlaczego?! — ryknęła, co chwila kątem oka sprawdzając, czy pajęczak się do niej nie zbliża.
— Bo się go boisz!
— I co w związku z tym?!
— Nie gap się na niego do jasnej cholery, bo przez ciebie nie mogę do niego podejść! Blokujesz mnie!
Jęknęła i upadła na kolana, chowając głowę pomiędzy ramionami. Starała się myśleć o wszystkim, co zdawało jej się być przyjemne i nie przypominało monumentalnego stawonoga, którego szczękoczułki chciały ją poćwiartować.
Tenzou wykonał kilka pieczęci i uderzył dłonią w ziemię; wielkie, drewniane korzenie zaczęły wyrastać z ziemi i próbować owinąć wokół ośmiu, włochatych nóg, lecz pająk sprawnie tego wszystkiego unikał. Menma rozpędził się i wyskoczył w górę, by przygwoździć go do ziemi, ale ten bez oporów odbił od siebie wilczysko swoim okrąglutkim odwłokiem. Dopiero Sai i jego atramentowy wąż byli w stanie coś zdziałać. Żywy rysunek popełzł w stronę stawonoga i owinął się wokoło niego, skutecznie unieruchamiając.
— Menma, teraz! — Kakashi złapał Sakurę i odskoczył z nią jak najdalej, tak samo jak Yamato z Ashi.
Wilk zaczął wytwarzać spory ładunek elektryczny, ale pająk uwolnił się z sideł atramentowego wroga i uniknął pocisku.
— Dlaczego my z nim walczymy, zamiast się z stąd zmywać? — jęknął spanikowany szatyn.
— Koniec tego dobrego! — Wzrok towarzyszy zwrócił się w kierunku rozwścieczonego Naruto i zdeterminowanego oposa. — Zakończę twoje haniebne rządy!


— Są przesłodkie! — Sakura i Ashi pochylały się nad szóstką małych oposów, które leżały przy matce.
Naruto pakował na tyły nory multum robactwa i kwiatów; zdjął nawet swoją czarną koszulkę i zrobił z niej prowizoryczne posłanie, by zwierzęta nie marzły. Ubłagał Yamato, żeby uszczelnił im schronienie i zrobił dosłownie wszystko co mógł, by oczyścić swoje sumienie, kiedy Sai, Kakashi i Tenzou stali nieopodal i z obrzydzeniem pozbywali się z ubrań resztek pajęczych flaków. Tak kończyło się bohaterskie osłanianie dziewczyn. W przypadku Saia było to po prostu stanie w miejscu i obserwowanie egzekucji stawonoga.
— Dużo takich przygód czeka nas jeszcze w drodze do Błyskawicy? — warknął Yamato.
— Nie wiem — odparł niemrawo Hatake, obserwując Sakurę.
Dziewczyna trzymała na rękach maleństwa i rozmawiała o czymś z Ashi. Wyglądała na swój sposób bardzo uroczo.
— Prawie jak matka — skomentował Sai.
Yamato zamachnął się i uderzył podopiecznego w potylicę, doskonale wiedząc, że nie powinien był tak mówić przy Kakashim.
— Tak... — mruknął zamyślony szarowłosy. — Coś w tym jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz