środa, 11 czerwca 2014

27. Moja wola

— Oszukujesz — mruknął Uzumaki.
— Nie umiem oszukiwać w pokera! — prychnęła Haruno, siedząc po turecku w nogach jego łóżka.
Popołudnie było całkiem słoneczne; niosło zapach wyczekiwanej przez ludzi wiosny. Kunoichi wysprzątała dom, a potem wyszła z niego i skierowała się prosto do szpitala, chcąc dotrzymać towarzystwa przyjacielowi. Już dobre dwie godziny męczyli grę w karty, które zielonooka przyniosła ze szpitalnej świetlicy.
— Kiedy ja widzę! — ciągnął oburzony.
— Och przymknij się i wykładaj.
— Cześć bambusy! — W progu sali stanął zadowolony Inuzuka.
Wszedł do środka wesołym krokiem, a tuż za nim dreptał jego cień — Akamaru. Zdjął kurtkę i rzuciwszy ją na wolne łóżko, zbliżył się do przyjaciół. Blondynowi podał rękę, mocno ściskając jego dłoń, a przyjaciółkę mocno do siebie przytulił. Przysunął sobie krzesło, które postawił tyłem do nich i usiadł na nim okrakiem, by móc wygodnie się oprzeć.
— Jakieś wieści? — zapytała Sakura, dobierając z talii kilka kart.
— Piąta dostała wiadomość, że wracają. Nic więcej — odparł szatyn.
— Widzisz? — wtrącił Naruto, bacznie przyglądając się dłoniom przyjaciółki. — Gdyby coś się stało, już byśmy wiedzieli. Wczorajsze przeczucie zostało zniwelowane, więc po co się dalej martwisz?
— Prawda, prawda — rzuciła na wydechu, a jej usta wykrzywiły się w chytrym uśmieszku, gdy nagle wyłożyła na kołdrze pokera.
— Mówiłem, że oszukujesz! — Blondyn rzucił w nią kartami i solidnie się nadąsał. — Nie gram z tobą więcej, rozumiesz?
Dziewczyna wybuchła gromkim śmiechem, zbierając wówczas karty do kupy. Przetasowała je, słuchając dialogu chłopaków i rozdała na trzy osoby, będąc pewną, że Kiba wkręci się do gry. Po niespełna godzinie salę odwiedziła zmęczona Godaime. Usiadła na pustym łóżku i westchnęła głośno, spoglądając badawczo na ich buzie.
— Jak się czujesz? — zapytała Uzumakiego. Gdy skinął jej głową na znak, że wszystko jest w porządku, odsapnęła cicho. — To dobrze. Posiedzisz do jutrzejszego wieczora, a jak wszystko będzie dobrze, to następną noc spędzisz już we własnym łóżku. Sakura?
— Tak?
— Mam do ciebie sprawę. — Dziewczyna momentalnie wyczuła zmianę tonu w jej głosie, który nabrał poważnego wydźwięku. Mimo to, wciąż spoglądała na karty, które poczęła ponownie tasować. — Starszyzna wpadła na kolejny genialny pomysł.
— Mianowicie? — Haruno zerknęła na swoją przełożoną.
— Po jutrze ma się odbyć kolejny, durny bal, w akcie zjednoczenia z Krajem Wody. — Zaznaczyła w powietrzu cudzysłów. Jej mina wyrażała czystą niechęć do samego myślenia o owym wydarzeniu. — Głównie chodzi o medyczny punkt widzenia, ze względu na zapotrzebowanie specjalistów z różnych dziedzin.
— Co mam robić? — zapytała, czekając na dalsze wskazówki.
— Być jedną z najważniejszych wizytówek naszego personelu medycznego. — Piąta uśmiechnęła się cierpko, jakby ktoś jej właśnie wbił nóż w plecy.
— Z całym szacunkiem, czcigodna, ale chyba nie mam na to najmniejszej ochoty.
— Sakura — jęknęła rozpaczliwie — nie będziesz tam sama! Ja również się zjawię. Nawet udało mi się namówić tego dziada, Jiraiyę, by poszedł ze mną. Starszyzna poprosiła o obecność naszych najlepszych medyków. Ino z Shikamaru wyrazili zgodę, tak samo jak Hinata. — Popatrzyła na naburmuszonego Naruto, który ożywił się słysząc imię Hyuugi. — Tak, jeżeli będziesz w stanie, też możesz przyjść.
Sakura spuściła głowę w afekcie dziwnej niemocy, a na jej twarzy pojawił się kwaśny grymas. Z kim miała tam pójść? Kakashi nie znosił takich spędów.
— Zgódź się, dziewczyno! — Piąta ściągnęła ją na ziemię.
— No, dobrze... Ale to jeden, jedyny raz. I chcę za to tydzień wolnego w wakacje!
— Dziękuję ci! — Blondynka wypuściła z ust powietrze, widocznie się rozluźniając. — Będzie jeszcze Kirame Nata i kilku lekarzy z okolicznych wiosek.
Naruto popatrzył na przyjaciół, których miny wyrażały totalne zdegustowanie.
— Kto to ta Kirame? — zapytał, widząc puchnącą ze śmiechu Haruno,
Za to Kiba wyglądał, jakby miał zaraz strzelić sobie w głowę.
— Na cholerę im chirurg plastyczny? — zaśmiała się różowowłosa.
— W tamtych krajach chirurgia upiększająca nie jest jeszcze popularna — wyjaśniła kobieta.
— Halo! — upomniał się Uzumaki. — Nadal nie odpowiedzieliście mi na pytanie! Nadal nie wiem o kim mówicie.
— Wredna żmija — bąknął szatyn — spotykałem się z nią przez jakiś okres, ale po niedługim czasie miałem serdecznie dosyć. Widziałeś ją; dosyć wysoka, szczupła brunetka, o nienaturalnie jasnej karnacji. Z prostą grzywką. — Przyłożył demonstracyjnie palec do czoła. — Wygląda, jakby ktoś obcinał jej włosy pod krawędzią założonego na głowę garnka. Sakura jej nie znosi. Jak wszyscy z resztą.
— Ach, już wiem! Wyglądała jak prosiaczek!
Sakura zaśmiała się po raz kolejny. Tsunade dźwignęła się na nogi i podparła ręce na bokach.
— Kiba, chodź ze mną. Pomożesz mi przenieść kilka rzeczy z gabinetu do magazynu — rzuciła, idąc w stronę wyjścia.
— Się robi — mruknął i ruszył za nią.
Gdy wyszli, pozostała dwójka zastygła w milczeniu. Naruto obserwował przyjaciółkę, która w zamyśleniu wciąż tasowała zmęczone już wieloletnim użytkowaniem karty.
— Coś się stało? — zapytał w końcu.
— Zastanawiam się, czy Kakashi pójdzie ze mną na ten uroczy bankiecik — mruknęła, zwracając ku niemu wzrok.
— Poszedł by za tobą w ogień, a na bal nie pójdzie?
— Wiesz, że nie lubi takich imprez.
— Oj, Sakura. Od od wszystkiego kiedyś stronił, a od kiedy wasze ścieżki się zeszły, zaczął żyć nieco normalniej. Uwierz w niego.
— Masz trochę racji.
Naruto również gdzieś odpłynął. Jego myśli zaczęły wałęsać się wokół postaci Sasuke.
— Pamiętasz, jak mieliśmy po trzynaście lat? — zapytał nagle.
— Sporo pamiętam z tamtych czasów — odparła, uśmiechając się delikatnie.
— A pamiętasz, gdy wioskę zaatakowali ludzie z wioski dźwięku? Jeszcze przed napaścią Orochimaru?
Pokiwała zgodnie głową, zastanawiając się do czego chłopak dążył. Jego buzia nabrała nostalgicznego wyrazu.
— Trzeci zwołał do siebie wszystkich sensei i nakazał im, by starali się nauczyć nas jak najlepszej walki zespołowej.
— Chodzi ci o nasze formacje? — Ściągnęła brwi, by po chwili ponownie delikatnie się uśmiechnąć. — Coś w rodzaju Ino-Shika-Cho.
— Myślisz, że Sasuke pamięta nasze Saku-Sasu-Naru? — Jego zamglony wzrok zawiesił się na oknie.
Otępiała, zupełnie skonsternowana zadanym pytaniem. Wcześniej powrót Sasuke nie sprowadzał się do wspomnień, lecz gdy Naruto poruszył owy temat, zaczęło ją nurtować to samo. Odłożyła karty do pudełka i zamknęła je, niekoniecznie wiedząc, co powiedzieć.
— Skąd to pytanie? — mruknęła nagle; w jej głosie wyczuć można było nutę zdenerwowania.
— Jeżeli on naprawdę wrócił do naszej wioski ze szczerych chęci...
— Naruto, on nie wróci do naszej drużyny — powiedziała stanowczo. Na tyle hardo, by poderwał na nią przestraszony wzrok, a w ustach odczuł nieprzyjemną suchość. — Nie zapominaj o Saiu... — szepnęła, zagryzając policzki. — Z resztą, jesteśmy już dużo starsi. Działamy inaczej, niż lata temu. Mamy w grupie nowych ludzi, choćby Ashi czy Menmę. Jesteśmy joninami z przywilejem klasy S. Fakt, jego siła dorównuje twojej, oboje doskonale o tym wiemy, ale odchodząc z wioski wydał na siebie wiele różnych wyroków. Wciąż jest geninem. A przede wszystkim mścicielem, który wbił w nasze plecy noże i nieodwracalnie zgubił nasze zaufanie. Nie jestem nawet w stanie sobie wyobrazić walki u jego boku. — Wszystko to mówiła z wyrazem zawodu, żalu i frystracji. Lecz mimo to, jej wywód zakończyło pokrzepiające zdanie, które wprowadziło na twarz Naruto delikatny uśmiech. — Mimo wszystko jako trzeci z następców Sanninów, mógłby wziąć się w garść.
— Długa przed nim droga, wiem to — wyszeptał — ale wierzę w niego.
Również zerknęła za okno. Ona nie chciała w to wierzyć, ale coś jej podpowiadało, że powinna.
— Jesteś głodny? — spytała nagle.
— A chcesz skołować mi ramen?


< < ♥ > >


Szła zatłoczoną ulicą, trzymając się na uboczu, by przypadkiem nikt nie przyłapał jej na złym uczynku; kryła głowę pod szerokim kapturem płaszcza i paliła papierosa, zachłannie wciągając do płuc trujący dym. Mimo czystego nieba i przyjemnych, ciepłych promieni słońca, wiał chłodny wiatr, który wył cicho w zaułkach, strasząc bezdomne kocury. Kierowała się z wolna do Ichiraku, by spełnić zachciankę przyjaciela, a od samego baru dzieliło ją jeszcze jakieś pięć minut spaceru. Jej głowę przepełniały dziesiątki wzburzonych myśli, które dotyczyły nadchodzącego balu; za cholerę nie miała pojęcia, jak porozmawiać z Kakashim, by zgodził się na tę szopkę.
— Od kiedy palisz? — Wzdrygnęła się zaskoczona, prawie upuszczając narzędzie zbrodni; to pytanie stawało się powoli irytujące, ale wiedziała, że przecież zupełnie sama narażała się na ludzką ciekawość.
— Od przeszło czterech lat — rzekła, nawet nie racząc przybysza krótki spojrzeniem. — Nie było cię prawie osiem, masz prawo być niedoinformowanym.
— Gorszy poranek? — mruknął, nie zwracając uwagi na to, że... Miała go w nosie.
Szedł równo z nią, patrząc się przed siebie. Ludzie powoli przyzwyczajali się do jego obecności, a widok jego osoby nie wzbudzał już niewyobrażalnej sensacji. Mimo to, ludzie i tak zdawali się omijać go delikatnym łukiem, jakby jego aura miała kogoś skrócić o głowę.
— Bywały gorsze.
— Nadal nie masz ochoty ze mną rozmawiać, prawda?
Zatrzymała się. Nerwowo przyłożyła do ust papierosa, zaciągnęła się po raz ostatni i cisnęła petem o ziemię, by chwilę później wcisnąć go w piach podeszwą buta. Trzymała dym w płucach, jakby chcąc wydłużyć swój czas na namysł, by w końcu go wypuścić przy głośnym wydechu. Spojrzała przed siebie, mrużąc powieki, aż w końcu jej spojrzenie zainstalowało się w czarnych jak smoła oczach.
— Sasuke, wydaje mi się, że od zawsze uważałeś się za tego najmądrzejszego w naszej drużynie, jak nie w całym, rówieśniczym otoczeniu — zaczęła, a on uniósł w zdziwieniu prawą brew — powinieneś wiedzieć, jak ciężko będzie się do ciebie po tym wszystkim przekonać. — Prychnął cicho, uśmiechając się przy tym. Zrobiła się zuchwała; to kolejna cecha, która go zaintrygowała. — Z resztą, jestem chyba jedyną osobą w wiosce, która nie próbuje skakać ci do gardła. Doceń to.
Ruszyła żwawo do przodu, na krótki moment pozostawiając go za sobą, lecz prędko ją dogonił, by ponownie zrównać z nią tempo.
— Szanuję to — powiedział całkiem poważnie, rozglądając się po stoiskach. — To miłe, że mimo wszystko jesteś w stanie zamienić ze mną chociaż kilka słów. Nawet gdy jesteś taka jak teraz. — Zatrzymał się nagle, łapiąc ją za przed ramię. Odwróciła się w jego stronę, chcąc powiedzieć by ją puścił, lecz to co zmieniło się w jego spojrzeniu, sprawiło, że po części znieruchomiała. — Nawet gdy jesteś wredna i nieprzystępna. Zimna. Gdy każesz mi się wynosić. Wszystko to doceniam, bo przynajmniej potrafisz się do mnie odezwać. Od powrotu najwięcej rozmawiałem z tobą. I z Kibą. — Zdziwiła się. Uwolniła rękę z jego uścisku i cofnęła się o krok. — Tak Sakura. Może i tylko się z nim drażniłem, ale między nami i tak padło więcej słów, niż z kimkolwiek innym, prócz ciebie.
Westchnęła głośno, odchylając do tyłu głowę. Jej wzrok na moment powiódł za goniącymi się wróblami, by ponownie skierować się ku Sasuke. Coś zakuło ją w środku; w jakiś sposób odczuła dozę smutku i współczucia, wiedząc, że mówił prawdę. Że był zupełnie sam.
— Aj — jęknęła, łapiąc się za głowę. Czy chciała być dla niego miłą, czy też nie, wiedziała, iż nie mogła dać mu się w żaden sposób omamić. — Sasuke, wybacz mi, ale trochę się spieszę. To nie jest odpowiedni moment na rozmowę, może innym razem.
Gdy chciała już odejść, ponownie ją zatrzymał.
— Spotkaj się ze mną kiedyś. Sama... — wymamrotał, jakby robił to na siłę. — Chciałbym ci sporo opowiedzieć.
Zaczął się do niej z wolna zbliżać, kroczek po kroczku próbując zmniejszyć między nimi dystans, a ona w ten sam, miarowy sposób cofała się do tyłu. Wiedziała, że jej nie zaatakuje, ale gdy jej plecy napotkały się na ścianę budynku, coś w rodzaju paniki zaczęło żarzyć się w jej żołądku. Jej wzrok ześlizgnął się na sylwetkę, która zatrzymała się kilka metrów za nimi. Czuła, że owa osoba przyglądała im się z uwagą, lecz nie była w stanie dostrzec kim była.
— Sakura... — szepnął brunet.
— Sakura?
W jej głowie rozległ się krzyk triumfu; tuż obok nich zatrzymała się Ono. Trzymała w rękach niewielkie siatki z zakupami, a jej długi, fioletowy płaszcz lekko kołysał się na wietrze, zupełnie jak pasma jasnych włosów. Spoglądała w podejrzliwy sposób na Uchihę, to na samą Haruno, a widząc stan uziemionej przyjaciółki, oraz delikatny przestrach w jej zielonych oczach, postanowiła zainterweniować.
— Czekałam na ciebie, ślamazaro! — krzyknęła, podchodząc bliżej. — Musimy się pospieszyć, wiesz, że Shikamaru się na nas denerwuje, gdy nie przychodzimy na czas.
Sakura zawsze wierzyła w aktorskie umiejętności Yamanaki i była jej wdzięczna za to, że używała ich w dobrych momentach, często ratując jej skórę.
— Proszę. — Sasuke odezwał się po raz ostatni, patrząc prosto w oczy Haruno.
Nie czekał jednak na żadną odpowiedź; po prostu odszedł w swoją stronę.


< < ♥ > >


— Nie jestem w stanie odczytać, co mu siedzi w głowie. Przez to nadal się go boję — powiedziała cicho, chwilę po tym, gdy Ino wysłuchała opowieści sprzed chwili. — Dziękuję panie Teuchi! — Uśmiechnęła się, odbierając zapakowany na wynos ramen i dając mężczyźnie do ręki pieniądze. — Gdyby Kakashi wiedział, co tam zaszło, wioska dosłownie stanęłaby w płomieniach.
Dziewczęta opuściły zatłoczony budynek i skręciły w stronę szpitala.
— Też mnie to niepokoi i to bardzo. Kręci się przy tobie przez to, że jesteś miękka. Shikamaru zabronił mi z nim w ogóle rozmawiać. — Blondynka strasznie chciała gestykulować dłońmi, jak to miała w zwyczaju, lecz zakupy jej w tym przeszkadzały. — Jego powrót, to nadal jedna, wielka tajemnica, której nikt w wiosce nie może rozgryźć. Moim zdaniem powinnaś powiedzieć Kakashiemu, co dzisiaj zaszło.
— Trochę boję się jego reakcji — odrzekła, ciężko wzdychając — to chore, że człowiek, który wcześniej nie przywiązywał prawie do niczego swojej uwagi, jest w tej chwili osobą, której nie mogę powiedzieć wszystkiego, przez nowo nabyty, destrukcyjny charakter.
— Nie możesz się go bać, Sakura — jęknęła pretensjonalnie Yamanaka. — Ty masz się przy nim czuć bezpiecznie, a nie przed nim uciekać. W związku trzeba rozmawiać o wszystkim; jeżeli nie będziesz z nim szczera, on będzie doszukiwał się jakiś dziur, a z tego wyjdzie zazdrość i kolejna wojna.
— Wiem...
— Dasz radę, głupia.
Gdy weszły do szpitala, skierowały się od razu do sali, w której leżał Naruto. Były bardzo zaskoczone, gdy po przejściu przez próg, natknęły się na Ashi i Yamato. Oboje wyglądali dosyć marnie, a ich rany wyglądały na opatrzone, co wskazywało na to, że byli już u Tsunade.
— Wróciliście! — krzyknęła entuzjastycznie Ino, zwracając na siebie uwagę. — Gdzie Shikamaru?
— W sali obok, Piąta się nim zajmuje. — Tokuno posłała jej przyjazny uśmiech.
Sakura popatrzyła na nich, marszcząc czoło. Wciąż była zdenerwowana swoimi przeczuciami, a nieobecność Hatake je tylko wzmogła.
— Żyje — powiedział spokojnie Yamato. — Poszedł od razu do domu, był wykończony i nawet nie chciał słyszeć o szpitalu.
Haruno prędko doskoczyła do łóżka Naruto i popatrzyła na niego błagalnym wzrokiem. Zanim zdążyła cokolwiek z siebie wydusić, sam nakazał jej wracać do domu, gdzie czekał na nią Kakashi. Położyła mu na kolanach zakupiony posiłek i głośno podziękowała, by pobiec to wyjścia.
— A Menma? — zapytała, zatrzymując się jeszcze na chwilę.
— Wrócił do siebie — odparła Ashi — był mocno zestresowany dzięki Kakashiemu.
— Nie on jeden — warknął szatyn — twój kochać doprowadził nas wszystkich do utraty wiary względem jego powagi.


< < ♥ > >


Złapała z szerokim uśmiechem za klamkę drzwi wejściowych, dostrzegając przy furtce światło w kuchennym oknie. Pchnęła je z impetem i weszła do środka. Zdjęła prędko buty, płaszcz powiesiła na wieszaku, po czym energicznym krokiem ruszyła do oświetlonego pomieszczenia.
— Kakashi! — Wręcz krzyknęła, emanując wesołą aurą.
Mężczyzna jednak nawet nie drgnął. Stał tyłem do wejścia, podpierając się rękoma o blat szafek.
— Kakashi... — powtórzyła szeptem jego imię, ale i tym razem nie uzyskała odpowiedzi.
Ostrożnie do niego podeszła, delikatnie kładąc dłoń na jego napiętym bicepsie, próbując odwrócić go w swoją stronę, ale miała wrażenie, że wrósł w ziemię. Siłowała się jeszcze kilka chwil, aż w końcu odpuścił; miał kilka niegroźnych ran i ciężko oddychał, spoglądając prosto w jej oczy. Jego wzrok był niepokojący; pusty, chłodny, nieco złowrogi.
— Możesz mi powiedzieć, co się dzieje? — zapytała drżącym głosem, popadając w lekką panikę.
Zacisnął powieki i głośno wciągnął do płuc powietrze, by po chwili chwycić ją mocno za ramiona i niebezpiecznie zbliżyć ich twarze do siebie.
— Nie chcę go przy tobie widzieć — wycedził przez zaciśnięte zęby — przysięgam, że zrobię mu krzywdę, jeżeli jeszcze raz cię dotknie.
— To ty tam stałeś — wyszeptała, cofając się o krok. Zastanawiała się, dlaczego od razu nie skojarzyła zakapturzonej sylwetki z ulicy. — Nie wiedziałam, czego ode mnie chciał...
— Gdyby nie Ino, bez wahania bym go dopadł... — syknął, spuszczając głowę. — Rozmawiałem również z Kibą...
— Przestań — powiedziała hardo, zaciskając przy tym piąstki. — Nie możesz tak mówić.
Popatrzył na nią z niezrozumieniem, a ona sama starała się iść za radą Yamanaki.
— Kakashi. — Spuściła z tonu i wzięła wdech. — Tak nie może być...
Zassała policzki i przymknęła powieki, nie chcąc wywoływać burzy. W zamyśleniu odwróciła się tyłem do niego i z wolna ruszyła w kierunku wyjścia, by wspiąć się po schodach i znaleźć w swoim pokoju.
— Jak? — Usłyszała w końcu, gdy uraczył ją swoją obecnością.
— Miałeś być najbezpieczniejszym miejscem na ziemi — wyszeptała, zdejmując z siebie bluzę; stała tyłem do niego, z jakiegoś powodu nie miała odwagi na niego spojrzeć. — A stałeś się kimś, kogo się po prostu boję.
Mówiąc ostatnie słowa, odwróciła się przodem do niego i miała wrażenie, że popełniła największy błąd na świecie. Przyglądał jej się zdumiony, czując jak jego serce dosłownie pęka. Nie chciał tego po sobie pokazać, ale nauczyła się już czytać z niego, jak z otwartej księgi.
— Przepraszam, ale taka jest prawda — dodała jeszcze ciszej.
Nic nie mówiąc, sięgnął do kieszeni spodni i podszedł do niej. Chwycił ja jej nadgarstek i położył na jej dłoni łańcuszek, który mu podrzuciła.
— Uratowałaś nam wszystkim życie — mruknął i się odsunął.
Zwrócił się ku wyjściu i opuścił jej lokum. Popatrzyła na biżuterię i mimo zaistniałej sytuacji, jego słowa sprawiły, że poczuła się nieco lepiej.


Drzwi jego pokoju otworzyły się bezszelestnie; leżał już wykąpany pod kołdrą, ubrany w szarą koszulkę i czarne, dresowe spodnie. Obserwował sufit z niebywałym zaangażowaniem, jakby wypisane na nim były wszystkie tajemnice ludzkiej egzystencji. Haruno stanęła w progu sypialni, odziana jedynie w kremową bokserkę i białe spodenki, z założonymi na piersiach ramionami. Była spłoszona, niepewna; przyglądała mu się w milczeniu, póki nie zerknął na nią kątem oka. Zadrżała, bo zawsze przeszywało ją dziwne uczucie, gdy ktokolwiek tak na nią łypał, a w szczególności on. Zdecydowała się jednak podejść do łóżka i wyciągnęła ku niemu dłoń, jakby chcąc pomóc mu wstać.
— Chodź ze mną — mruknęła, starając się przybrać władczy ton.
— Gdzie? — Wciąż nawet nie drgnął. Błądził oczyma po jej sylwetce.
— No chodź, zrobiłam nam ciepłą herbatę.
— Sakura, jest już po północy. — Przekręcił w końcu głowę w jej kierunku, zainteresowany dziewczęcym zachowaniem.
— I co z tego? I tak szybko nie zaśniesz. — Pokazała mu język i uśmiechnęła się łobuzersko. — Z resztą ja też... I mam cholerną ochotę na herbatę, więc chodź się ze mną napić.
Westchnął ciężko, lecz odrzucił poły nakrycia i zsunął się z łóżka. Stanął tuż przed nią, prawie miażdżąc klatką piersiową niewielki nosek. Na jej buzię wpełzł dziwny grymas, tak jakby przez jej ciało przebiegł chwilowy ból. Cholernie chciała się do niego przytulić, ale przez wszystkie te niekomfortowe wydarzenia, powstała między nimi jakaś niewidzialna bariera, która nie pozwalała im nawet pomyśleć o jakimkolwiek zbliżeniu.
— Dlaczego płaczesz? — zapytał dziwnie poruszony.
Zmarszczyła czoło i przejechała dłonią po policzku. Faktycznie, z jej oczy wypłynęło kilka niekontrolowanych łez, czemu sama się dziwiła.
— N-nie wiem... — zająknęła się.
Potrząsnęła jednak energicznie głową i cofnęła się o krok. Zwróciła się na pięcie i ruszyła przodem, a on szedł za nią w milczeniu, zastanawiając się nad jej stanem.
Gdy weszli do kuchni, usiadł na krześle i wbił wzrok w blat stołu, by po chwili zacząć taksować wzrokiem jej długie, smukłe nogi. Był pewny, że robiła to specjalnie; kusiła go, sprawdzała na ile może sobie pozwolić.
— Chodź do salonu — rzuciła, opuszczając pomieszczenie.
Zacisnął usta, lecz podążył za nią, gasząc światło. Usiedli na dwóch końcach kanapy. Wyciągnął przed siebie nogi i zarzucił je na fotel, a ona podkuliła swoje, okrywając je kocem. Wzięła do rąk kubek podparła go o napięty materiał nakrycia. Muskała opuszką ciepłą, ceramiczną krawędź naczynia i wpatrywała się w unoszącą nad gorącym płynem, parę.
— Ile lat się znamy? — zapytała nagle, nieśmiało.
Zerknął na nią lekko zaskoczony.
— Siedem — odparł, wpatrując się w włączony telewizor. — W sumie ja ciebie jakieś czternaście.
— Tym bardziej... — Westchnęła bezsilnie.
— Tym bardziej, co?
— Tym bardziej powinieneś mi ufać.
— Do czego zmierzasz?
— Do tego, że bez znaczenia jest to, co wymyśli sobie Sasuke. Ja nie jestem już w żaden sposób na niego podatna.
— Sakura...
— Pamiętasz rozmowę sprzed świąt? — zapytała poddenerwowana. — Rozmawialiśmy o tym, czy wciąż coś do niego czuję. Chyba jasno ci wtedy dałam do zrozumienia, że nie.
— Sakura... — powtórzył miękko jej imię.
— Myślisz, że jego powrót zrobił na mnie jakieś wrażenie? — zaczęła energicznie gestykulować dłońmi, po odstawieniu kubka na blat stolika. — To znaczy, jakieś zrobił na pewno, ale nie takie jak myślisz.
Poczuła, jak chwycił ją za nadgarstek. Z początku na nią nie patrzył, nieprzerwanie trzymając jej rękę w powietrzu. Opuścił ją w końcu i obrócił w jej stronę głowę.
— Zrozumiałe wszystko już kilka dni temu, gdy prawie zmarłaś na moich rękach. Gdy Tsunade walczyła o twoje życie, które ponownie zostało narażone przez moją nieuwagę. — Zmarszczyła czoło, zaskoczona takim obrotem spraw. — Wiem, że przesadzałem, ale to wszystko przez ten pieprzony strach o ciebie. Może moje reakcje nie byłyby takie wybuchowe, gdyby nie fakt, że chciał cię zabić. Wiem również, że nie mam prawa zabraniać ci się z nim widywać. — Ponownie przeniósł wzrok na telewizję. — Kiba miał przy tobie być, ze względu na twoje bezpieczeństwo; ustaliłem to razem z Piątą. Ale chłopak najwyraźniej wziął za bardzo do siebie niektóre instrukcje.
— Nie — zaśmiała się cicho — on po prostu od zawsze nienawidził Sasuke.
— W sumie... — Westchnął głośno, przymykając powieki. — Zdenerwowałem się dzisiaj, bo widziałem co robił. Tak samo jak ty, nie wiem co chodzi mu po głowie. Mimo wszystko, wybrnęłaś z tego i nie mam prawa obarczać cię jakimiś pretensjami.
— Skoro tak, to czy nie może być w końcu między nami dobrze? — zapytała, wracając do poważnego tonu. — Nie chcę się ciągle z tobą kłócić.
— Też tego nie chcę — odparł i wzniósł ku górze ramię — chodź do mnie.
Nie zwlekając, prędko się do niego przysunęła i wtuliła w ciepły, męski bok. Objął ją i przycisnął do siebie, całując czubek jej głowy.
— Jak było na misji? Wszyscy jesteście strasznie poturbowani.
— Walczyłem z Hidanem — rzucił, jakby to było oczywiste. Poderwała do góry głowę i popatrzyła na niego przestraszona. — Musiałem dać mu się drasnąć, by wpadł w naszą pułapkę.
— Boże drogi! — Uderzyła go otwartą dłonią w klatkę piersiową, przez co podkurczył odruchowo nogi. — Przecież mógł cię zabić!
— Ale tego nie zrobił! — Zakasłał, robiąc obrażoną minę. Zawsze gdy wracał z misji, obchodziła się z nim jak z jajkiem, a tego dnia dokładała mu bólu. — Udało nam się go... Rozczłonkować?
— To znaczy?
— Odcięliśmy mu głowę, wpakowaliśmy do skrzynki i odesłaliśmy Ibikiemu.
— Bleh... — Wzdrygnęła się i zamyśliła. — Dlaczego w pewnym momencie dopadło mnie wrażenie, że stało się coś strasznego?
— Sądzę, że w jakiś sposób skumulowany strach nas wszystkich, dotarł do ciebie... — wyszeptał, mocniej ją do siebie przyciskając. — Ale uratowałaś nam w ten sposób życia; Deidara prawie nas wysadził... Koniec końców, zwiał nam.
— Tylko to mu dobrze wychodzi — zauważyła i ponownie się w niego wtuliła.
Przez dłuższy czas, w milczeniu, oglądali telewizję.
— Kakashi? — Ocknęła się nagle, niepewnie się odzywając.
— Tak?
— Mam do ciebie nietypową prośbę...
— To znaczy?
— Po jutrze, o osiemnastej, wioska wydaje bal... — Popatrzyła na niego, a widząc jego minę, prędko wyrzuciła z siebie resztę informacji. — Starszyzna go sobie wymyśliła, by uściślić stosunki z innymi krajami. Ma się zjechać od groma medyków...
— I chcesz, żebym poszedł z tobą? — zapytał leniwie, zamykając powieki.
— No... W sumie, to tak.
— Mamy tego dnia zebranie organizacyjne w ANBU. — Wypuścił z płuc powietrze, a jego głos wydawał się być mocno zmartwiony. Widząc jednak, jak posmutniała, uśmiechnął się i lekko zakołysał jej ciałem. — Ale o piętnastej i nie powinno trwać dłużej niż godzinę. — Zaśmiał się, widząc, jak jej buzia nagle ponownie promienieje; jak u małego dziecka. — Musisz się na nim wstawić razem z Naruto, pamiętaj.
— A potem bal? — jęknęła, patrząc na niego spod włosów.
Ujął jej dłoń i czule ucałował wewnętrzną stronę dziewczęcego nadgarstka, sprawiając, że na jej skórze pojawiła się gęsia skórka.
— A potem bal... — oznajmił spokojnie.
Dziewczyna pisnęła radośnie i popatrzyła na niego oszołomiona i rzuciła się na jego szyję, mocno się do niego przytulając.
— Dziękuję! Jesteś najlepszy!
Odsunęła buzię od jego szyi i przyjrzała mu się z delikatnie rozchylonymi ustami. Oboje zastygli w zupełnym bezruchu; jakaś zapadka w jej głowie opadła w dół, a umysł spowiły dziwne myśli. Bez słowa przeniosła nad jego ciałem prawą nogę, siadając okrakiem na jego biodrach, nawet na moment nie ściągając wzroku z jego oczu. Ich źrenice podążały za sobą; położył dłonie na jej bokach i lekko je zacisnął, gdy się poruszyła. Dotknęła opuszką męskiego obojczyka i przesunęła nią po szyi, aż do samej brody, rozsiewając na jego ciele gęsią skórkę. Spoglądał na nią zamglonym wzrokiem, czując, jak jego ciało powoli zaczyna zbliżać się do granic opanowania, tak samo jak umysł. Przywarła delikatnie do jego ust, niemalże natychmiast pogłębiając pocałunek. Im bardziej jej oddech przyspieszał, tym mniej kontroli miał nad sobą Kakashi. Czuła, jak jego mięśnie się napinają; uniosła lekko ciało, a w tym momencie jednym, szybkim ruchem przysunął ją gwałtownie do siebie. Jej piersi przyległy do jego klatki piersiowej, a krocze nacisnęło no odpowiednie miejsce, wywołując w nim przypływ żądzy. Objął mocno jej plecy ręką, a drugą głowę, chcąc trzymać ją mocno przy sobie i pogłębiać szaleńcze pocałunki, które nagle, brutalnie przerwała. Wyprostowała się i z lekko uniesioną ku górze brodą, wpatrywała się w niego spod przymrużonych powiek.
— Na górę — szepnęła, niemalże zamieniając to w jakiś rozkaz.
Dźwignął się na nogi, nie nawet jej z siebie nie ściągając i właśnie tam podążył. Bez słowa wszedł do jej sypialni, całując jej szyję i dekolt, a następnie położył ją na łóżku, przywierając do miękkich, rozgrzanych warg. Ulokował się tuż nad nią, wspierając ciało na dłoniach; z zafascynowaniem obserwowała napinające się bicepsy.
— Zabroń mi, gdy zacznę przekraczać jakieś granice — wyszeptał prosto do jej ucha ochrypłym głosem. — Ale ostrzegam, że może mnie to tylko bardziej podjudzić.
Zaśmiała się cicho i skusiła go do dalszych pocałunków. Ułożył dłoń na jej biodrze i zaczął ją powoli przesuwać ku górze, pod materiał bluzki. Westchnęła cicho, gdy ucałował ponownie jej szyję i zacisnął lekko palce na jej żebrach, a rozmarzony, dziewczęcy uśmiech odbierał mu silną wolę. Poderwał się nagle na kolana, zrywając z siebie koszulkę; ukazując przed nią swój nagi, silny tors, pokryty przeróżnymi znamionami. Rzucił ciuch gdzieś za siebie i ponownie odpadł w dół. Poczęła błądzić opuszkami palców po jego ramionach i uniosła głowę, zaczepnie chwytając w zęby męską, dolną wargę; ssąc ją delikatnie, ciągnęła go w dół, chcąc czuć ciepło jego ciała. Uciekł jej jednak, przesunął się niżej i zaczął odciągać materiał bokserki, by całować jej brzuch. Muskał go delikatnie, zostawiając wilgotne ślady, a ona wplątała palce w jego włosy, mrucząc cicho i napawając przyjemnością. Wygięła się lekko, pozwalając mu zdjąć z siebie top i pozostając tym samym jedynie w spodenkach.
Uśmiechnął się i położył tuż obok niej; błądził ciepłą, szorstką dłonią po płaskim brzuchu, wyczuwając pod palcami gęsią skórkę.
— Jesteś piękna, Sakura — mruknął i ucałował jej obojczyk.
W milczeniu, szybkim ruchem przewróciła go na plecy i ponownie tego wieczora usiadła na nim okrakiem, tuż nad linią jego dresu. Czuła, jak cholernie był napięty, jak bardzo jej pragnął, ale chciała się z nim jeszcze trochę pobawić. Podniósł się do siadu, przez co zsunęła się w dół. Objął jej nagie plecy ramionami, całował jej żebra, przesuwając się coraz wyżej. Odchyliła do tyłu głowę, wydając z siebie cichy pomruk i zaciskając dłonie na jego łopatkach. Złożył pomiędzy piersiami czuły pocałunek, po chwili ujmując jedną z nich w swoją dużą dłoń; masował ją delikatnie, a drugą pieścił ustami. Objął nimi twardą brodawkę, a Sakura wygięła się, naciskając na jego krocze, przez co ostatnie bariery w jego umyśle po prostu się zburzyły. Zaczęła delikatnie, pulsacyjnie się poruszać, jednocześnie ocierając się o jego napiętą męskość. Położył wolną dłoń na jej pośladku i mocno trzymał ją przy sobie, chcąc by ich ciała nie rozdzielały się nawet na moment. Pochyliła głowę; dziewczęce, ciche pomruki doprowadzały go do szaleństwa, aż w końcu Haruno sama wydała na siebie wyrok, przejeżdżając końcem języka po jego uchu, by później delikatnie złapać w zęby jego płatek. Syknął głośno i docisnął ją do siebie, czując ciepło na członku.
— Popełniłaś błąd — warknął cicho, głośno wciągając w płuca zapach jej skóry.
— Co w związku z tym? — szepnęła, mocniej zaciskając ząbki.
Złapał ją za boki i rzucił na łóżko. Nie czekając na żadną zgodę, zaczął powoli zsuwać z niej spodenki. Uniosła w górę biodra, ułatwiając mu zadanie. Gdy została już całkiem naga, a blade światło księżyca oświetlało jej jaśminową skórę, ponownie ostrożnie położył się obok niej. Odwróciła głowę i wpatrywała się w jego oko.
— Nie chcę zrobić niczego wbrew twojej woli — wyszeptał, błądząc dłonią po jej podbrzuszu.
— Kakashi... — Zadrżała, gdy jego palce przejechały niespodziewanie po zgięciu między udem a miednicą. — To jest właśnie moja wola.
Przysunął buzię to jej szyi i przyssał się do niej. Jego palce powoli zsuwały się od pępka w dół; coraz niżej i niżej, aż w końcu wsunęły się między ciepłe, wilgotne płatki. Począł kreślić opuszkami drobne kółka, naciskając na rozgrzaną łechtaczkę. Dziewczyna zaczęła wzdychać, prężyć się i wić na łóżku, tracąc zmysły. Odchylała do tyłu głowę, gdy lekko drażnił jej krocze, aż w końcu wsunął w nią dwa palce. Odruchowo sięgnęła do jego spodni i chwyciła przez ich materiał penisa.
— Pragnę cię... — wyszeptała, zaciskając powieki. — Cholernie cię pragnę, Hatake.
Ku jej niezadowoleniu zabrał dłoń, by zrzucić z siebie ostatnią część garderoby. Obserwowała go, zagryzając delikatnie wargi, podziwiając nagą, wyrzeźbioną sylwetkę; myślała, że nigdy nie doczeka się takiego widoku. Wrócił na łóżko i ponownie znalazł się tuż nad nią; wsparł się na lewym przedramieniu, a prawą dłonią trzymał jej biodro, w milczeniu obserwując, jak nieśmiało rozsunęła pod nim nogi. Złożył na jej ustach pocałunek. Był inny niż wszystkie, dziwnie delikatny, jakby mówiący o tym, by mu zaufała.
— Kocham cię, Sakura — powiedział cicho, aczkolwiek stanowczo.
— Ja ciebie też — odparła z delikatnym uśmiechem. — I tylko ciebie, pamiętaj o tym.
Wsunął się w nią delikatnie, czując gorące wnętrze i mięśnie, które zacisnęły się na jego członku. Delikatnie całował jej dekolt, poruszając się wolno i wsłuchując w ciche pomruki zadowolenia. Zaciskała palce na jego plecach, wbijając w nie raz po raz paznokcie. Opadł delikatnie ja jej ciało i wsunął jedno ramię pod dziewczęce plecy, chcąc czuć jej ciepło. Wtuliła twarz w jego szyję, lecz nie pozwolił jej długo tak trwać. Odsunął głowę by ponownie złączyć ich wargi; wsunął język do wnętrza ust Sakury, pogłębiając pocałunek. Przyspieszył swoje ruchy; głośne oddechy, jęki i pomrukiwanie wypełniały pokój po brzegi. Było im coraz goręcej, dziewczyna zarzuciła nogi na jego biodra, pozwalając na to, by wchodził w nią jeszcze głębiej. Przy każdym ruchu, nawet najdrobniejszym, ich ciała się napinały. Kakashi był niewiarygodnie szczęśliwy, że tak ją uszczęśliwiał, że oboje mogli czerpać tę niewyobrażalną przyjemność z seksu.
— Jesteś najlepszy — wymruczała w jego usta. Nawet nie próbowała powstrzymywać swoich jęków; wiedziała, że kochała się z jej wymarzonym mężczyzną, który zdawał się być niezastąpiony. — Nie przestawaj! — Westchnęła, czując jak zwolnił.
— Nie mam zamiaru — odparł mrukliwie.
Złapał ją w pasie i podniósł się, by usiąść na własnych nogach. Dzięki temu wszedł w nią jeszcze głębiej, a ona przeciągle jęknęła z rozkoszy. Oplotła nogami jego biodra i zaczęła zataczać delikatne łuki, trzymając się jego barków. Wgryzła się w męską szyję, gdy jego ciche, dosadne pomruki wpływały na jej pobudzony umysł.
Ich rozkosze trwały naprawdę długo, powoli sprowadzając na ich ciała zmęczenie. Wrócili do pierwszej pozycji, czując, że oboje są już u kresu wytrzymałości. Jego hipnotyzujące spojrzenie zatrzymało się na zielonych oczach, splótł ich dłonie na poduszce, oparł czoło o jej głowę i przyległ do jej ciała, jakby chcąc chronić ją z każdej możliwej strony. Czuła się prawdziwie kochana, szczęśliwa.
Przyspieszył, dziewczyna wiła się pod nim, łóżko skrzypiało coraz głośniej, nagie, spocone ciała zderzały się ze sobą. Wyjękiwali na zmianę swoje imiona, zaciskali zęby, mruczeli, jęczeli, stękali, by w końcu ostatecznie spełnić swoją rządzę, niemalże w tym samym momencie, z tym samym zaangażowaniem, tak samo głośno.
Hatake runął obok niej, dysząc głośno, miał wrażenie, że jego serce przeniosło się do głowy, w której niemiłosiernie mu dudniło.
— Chyba... Chyba jestem na to za stary — wydyszał, rozbawiając ją niemiłosiernie.
Obróciła się na bok i podkurczyła nogi, nieudolnie próbując nakryć się zbesztanym na łóżku kocem. Przyciągnął ją do siebie; czuł jak jej ciało wciąż drży. Oboje milczeli, próbując unormować wściekłe oddechy.
— Podobało się? — prychnął radośnie, zamykając oczy.
— Jezu, dlaczego zadajesz mi takie zawstydzające pytania?! — pisnęła, kryjąc przed nim twarz. — Oczywiście... — zająknęła się — oczywiście, że mi się podobało.
— Super. — Westchnął krótko. — Dopiszę to do listy osobistych osiągnięć.
— Śmiało, poręczę za ciebie — wymamrotała w poduszkę.
Siłą wciągnął ją na swoją klatkę piersiową i popatrzył jej w oczy.
— Kocham cię, głupia. — Uśmiechnął się delikatnie, gładząc różowe włosy. — Cholernie cię kocham.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz