poniedziałek, 9 lutego 2015

48. Wakacje

— Czy ja mam na czole wypisane informacja?! — Zirytowane burknięcie Sasuke, od razu ożywiło Uzumakiego, który dziś nie szczędził nikomu.
— Nie, ale sądzę, że na pewno wiesz więcej ode mnie! — krzyknął, wyrzucając ramiona do góry.
— Jak zawsze — prychnął Shikamaru, który stał razem z nimi.
Blondyn zmrużył oczy i spoglądał przez chwile na szatyna, jakby chciał go zamordować. Wrócił jednak do Uchihy założył ręce na piersi.
— Skoro już idziemy na plaże, bo mamy ostatni wolny weekend, to moglibyśmy sobie pozwolić na nocleg — wymamrotał, spoglądając gdzieś w dal, nad ramieniem bruneta. — Przecież to tylko jedna noc, jutro sobie odeśpimy. Nie wiem kiedy znowu nadarzy się taka okazja, podobno będzie teraz nawał misji i wypraw.
— Naruto ma rację — wtrąciła Ino, która znalazła się obok swojego narzeczonego.  — Rodzice zgodzili się zająć Hikari przez weekend, my też mamy prawo odsapnąć Shikamaru. — Zawiesiła się na jego ramieniu i uśmiechnęła ciepło. — Najbliższy czas na zabawę, czeka nas za półtora miesiąca! Przecież i tak na wszelki wypadek bierzemy namioty, więc nie taszczmy ich na darmo!
— Wy akurat nic nie będziecie taszczyć — bąknął Nara.
— Mamy wtedy jakieś święto? — Sasuke pierwszy raz od bardzo dawna zmienił wyraz twarzy z obojętnego na taki, który wyrażał chociaż minimalne zainteresowanie.
— Dla mnie i dla Shikamaru, na pewno! — krzyknęła ochoczo, a Nara przewrócił oczami po czym zamknął powieki. — Czuj się zaproszony, Sasuke.
— Nadal nie rozumiem — bąknął, po czym oberwał delikatnym uderzeniem w potylicę.
— Ślub, młotku! — oznajmił Naruto, przyjmując po chwili mięśniaka, prosto w brzuch.
— Miałem prawo zapomnieć, taa? — rzucił brunet, masując tył głowy.
— Ty się lepiej zastanów z kim do nas przyjdziesz — westchnęła Yamanaka, siadając wygodnie na ławce obok nich. Założyła nogę na nogę i uniosła do góry brodę, przyjmując na siebie promienie słońca. — Samemu tak nie wypada.
Chłopak otworzył szerzej oczy. Z kim niby miał iść? Wszystkie dziewczyny sobie kogoś znalazły, miał skończyć z jednym z chłopaków? Pokręcił prędko głową i wypuścił z siebie głośno powietrze.
— Nie martw się, ja idę z Akamaru — zaśmiał się Kiba, podchodząc do nich z Yamato i Ashi.
Rudowłosa dyskutowała o czymś z Hinatą i Tenten, a Neji, Shino i Chouji pozostali na ławce obok, sprawdzając czy wszystko ze sobą wzięli.
— Może pójdziesz po przyjacielsku z Saiem? — spytał Naruto, masując podbródek. — To nie jest taki zły pomysł. Chouji i Shino tak idą, stwierdzili, że nie będą szukać dodatkowych insektów. — Wykrzywił usta w dziwnym grymasie, pobudzając swoją wyobraźnię, przy obserwacji Aburame.
— Nie, nie… Wolę już iść sam — skwitował, przeciągając się.
Inuzuka zmrużył oczy, bacznie mu się przyglądając, co zauważył. Ich stosunki nieco się poprawiły. Spowodowane to było głównie naciskiem, ze strony przyjaciół, którzy mieli dość ich awantur.
Sasuke wrócił do stałej pozycji i zawiesił wzrok na, szukającym czegoś w torbie, Uzumakim. Spóźniają się… Cała czwórka.
— Wiesz… — Jego zamysł, przerwał Kiba, który oparł się o pień drzewa, by schronić się w cieniu. — Hana też nie ma z kim iść… Może to jakoś pogodzicie?
— Tak! — pisnęła Ino. — To jest świetny pomysł! Hana to bardzo fajna dziewczyna, dogadacie się!
— Ale Sasuke nie jest fajny — prychnął Uzumaki.
— Zamknij się matole, bo coś ci dzisiaj zrobię! — fuknął Uchiha.
— Gotowi?! — Usłyszeli za sobą wesoły rechot Konan, która podbiegła do Ashi i Tenten, wieszając im się na szyi.
Chwilę po niej, za plecami chłopaków pojawił się Itachi, którego twarz wyrażała silne zmieszanie.
— Co tak dłuuugo? — jęknął Uzumaki, wciskając starszemu brunetowi palec w splot słoneczny. — Mehh, bez znaczenia. Szanownego państwa Hatake również nie ma.
Bracia mierzyli się wzrokiem. Młodszy łypał na drugiego podejrzliwie, widząc stan, w jakim się znajdował. Nie pasowało to do niego. Otworzył nagle szerzej oczy i wyszczerzył zęby w ironicznym uśmiechu.
— Oooo, już nawet nie wymyślaj! — oburzył się Itachi, odchodząc od niego. — Myślałem, że jesteś mądrzejszy.
— No gdzie oni, kurna, są?! — Ino zatuptała w miejscu. — Ucieknie nam najlepsze słońce!


< < ♥ > >


— Saku, jest już po dziewiątej… — szepnął Kakashi, stojąc pod drzwiami łazienki. — Mieliśmy tam być pół godziny temu.
Po raz kolejny odpowiedziała mu cisza. Grobowa, która panowała w całym domu. Docierał do niego jej miarowy oddech, gdy opierała się plecami o drewnianą powłokę wejścia. Usłyszał nagle, że odsunęła się od niego, a mechanizm klamki zaskrzypiał, drażniąc ucho. Otworzyła szeroko drzwi, ukazując mu całą swoją sylwetkę w stroju kąpielowym, a jej oczy delikatnie się szkliły.
Pierwszy raz od powrotu, miał okazję zobaczyć jej odsłonięte ciało. Ten widok go troszkę przytłoczył. Czuł, że schudła. Gdy jej dotykał, brakowało jej dawnej masy. Kości były mocno wyczuwalne. Na szczęście było lepiej, niż sobie wyobrażał.
Uniósł wzrok na bladą buzię.
— Przestań — szepnął, podchodząc do niej prędko. Zamknął ją w swoich ramionach i docisnął usta, do jej czoła. —Wyglądasz pięknie, jak zawsze.
— Spójrz na moje biodra… — Wskazała na kości, które okalała w sumie sama skóra. — Naprawdę robiłam wszystko, by przytyć… I nic z tego.
— Sakura, myśl logicznie — westchnął, podnosząc jej głowę do góry, popychając w nią podbródek. — Zacznijmy od tego, że obcy ludzie nie powinni cię obchodzić. A my, to my! Przecież każdy wie, jak wygląda sytuacja i nikt nie powie złego słowa. Dlaczego ty się tak tym przejmujesz?
— Bo… Jestem dziewczyną i w moim systemie naturalnym zapisane jest to, że chcę wyglądać chociaż w miarę dobrze, a nie jak wieszak!
Zlustrował ją uważnie spojrzeniem, mrużąc przy tym powieki.
— Wyglądasz naprawdę normalnie… — mruknął, wspierając się łokciem o framugę drzwi — Rzeczywiście, po tych kostkach widać zmianę, ale reszta na pierwszy rzut oka, wygląda w sumie tak jak zawsze. Wracasz do siebie, nie oczekuj cudów… Sama powinnaś wiedzieć, że to mozolny proces.
Opuściła deskę kibelka i usiadła na niej z naburmuszoną miną. Słonecznie żółty, dwuczęściowy strój wyglądał na niej całkiem dobrze, ale problem leżał raczej w głowie.
Mężczyzna przyglądał się jej jeszcze przez kilka chwil, dopóki nie wpadł na jakiś pomysł.
— Chodź! — rzucił, łapiąc ją za nadgarstek.
— Co ty wyprawiasz, Hatake?! — krzyknęła, gdy ciągnął ją przez korytarz.
Do sypialni, dosłownie ją wrzucił. Podszedł do szafy, którą otworzył i zaczął w niej uparcie grzebać. Dziewczyna stała za nim i obserwowała jego poczynania. Podskoczyła, gdy energicznie zwrócił się w jej stronę.
— Żółte — mruknął i podszedł do niej, po czym podważył pacem ramiączko stanika — żółte. Może i jestem facetem i mało się na tym wszystkim znam, ale jeżeli przewiążesz tym biodra, zakryjesz to, co ci się nie podoba.
Ze zdumieniem wpatrywała się w wielką, półprzezroczystą, żółtą chustę, przyozdobioną cekinami w różnych odcieniach tego samego koloru. Wzięła ją do rąk i uśmiechnęła się delikatnie.
— Skąd wiedziałeś, że taką mam? — spytała, składając ją w trójkąt.
— Któregoś razu nudziłem się z Yumi i chciała się bawić w przebieranki... O resztę nie pytaj — odparł, drapiąc się po karku.
Splątała oba końce na lewym boku tak, by materiał okalał miejsca, których nie chciała nikomu pokazywać. Podeszła do lustra i obejrzała się dokładnie. Na jej buzi zawitał jeszcze bardziej radosny uśmiech.
— Ratujesz mi życie... — szepnęła podchodząc do niego. Wtuliła się w klatkę piersiową i zamknęła oczy. — Który to już raz?
— Bez znaczenia — mruknął, całując czubek jej głowy. — A teraz chodź, wszyscy czekają tylko na nas
Podbiegła do łóżka i zarzuciła na siebie lekką, biała bluzkę, która odsłaniała jej ramiona. Bardzo ładnie komponowała się z żółtą chustą. Na ramieniu zawiesiła szarą, luźną torbę i popatrzyła na mężczyznę z wyrazem twarzy, mówiącym o gotowości.
Kakashi zabrał z fotela duży plecak i razem zeszli na dół. Haruno zamknęła drzwi na klucz, który wsunęła do kieszeni torebki i popatrzyła na niego, gdy przewiesił swój bagaż na brzuch.
— Pospieszmy się — rzuciła, chcąc zrobić krok do przodu.
Chwycił ją jednak, sprawnie obrócił i wrzucił sobie na plecy.
Chwilę później okalały ich kłęby wzniesionego kurzu, a spojrzenie przyjaciół wyrażało znudzenie.
— Dłużej się nie dało?! — wybuchł Uzumaki, podchodząc do nich ze wzburzoną miną. — No nienawidzę was!
Chwycił Haruno za nadgarstek i pociągnął w kierunku bramy, nie szczędząc sobie po drodze pretensji. Hatake stał przez chwilę w miejscu i przyglądał się temu z uniesioną brwią, jednak skupienie przerwało mu uczucie czyjejś, zbyt bliskiej, obecności.
— Mam do ciebie sprawę, Kakashi — mruknął Itachi, stojąc zaraz za jego plecami.
— Słucham cię — zwrócił się do niego bokiem i przyjrzał uważnie.


< < ♥ > >


— Doprawdy, jeszcze chwila i poszlibyśmy bez was — westchnęła Yamanaka, idąc przodem razem z Haruno.
Za ich plecami znajdowały się Ashi, Hinata i Tenten, które co chwilę wybuchały głośnym śmiechem. Kilka metrów dalej, męskie grono tłukło jakiś temat, który nie przyciągał uwagi żadnej z dziewcząt.
— Nooo — jęknęła Konan, poprawiając słomiany kapelusz, który ściągnęła z głowy Naruto — ale ważne, że jednak wyszliście. — Uśmiechnęła się przelotnie i popatrzyła na różowowłosą — Martwiłam się, że nie będziesz w ogóle chciała się gdziekolwiek wybierać.
— Na początku nie bardzo mi się to podobało, ale Kakashi mnie przekonał... Prawie półtora miesiąca w domu to była jakaś męczarnia — mruknęła i zawiesiła wzrok w oddali. Jednak rozłożyła szeroko ramiona i zawiesiła je na szyjach przyjaciółek, mało ich nie przewracając — No, ale koniec tego smutkowania! Przecież są wakacje, a przed nami wielkie święto!
— Trzeba zacząć wszystko planować, został miesiąc, a ja nic nie ogarnęłam... — Ino poczerwieniała i wzruszyła ramionami. — Nigdy nie zajmowałam się takimi rzeczami, gdy mama dowiedziała się, że nie rozesłałam nawet zaproszeń, to mało mnie nie rozszarpała.
— Słusznie! — Ton Tenshi był poważny. — To nie jest byle impreza... Chcę cię zapewnić, że oferuję ci swoje wsparcie.
— Dziękuję! — Blondynka rozpromieniła się i popatrzyła w niebo. — Dobrze, że was mam. Dziś ostatni dzień odpoczynku, jutro zaczniemy przygotowania pełną parą!
— Możemy już dziś ogarnąć kilka lżejszych kwestii i je obgadać — wtrąciła Sakura, zagryzając dolną wargę.
— Już ją widać! — wrzasnął Uzumaki, wybiegając na przód.
Rzeczywiście. Stali na krawędzi wzgórza, z której dostrzegali rozciągający się ocean. Plaża zapełniona była ludźmi, jednak nie brakowało wolnych fragmentów, gdzie mogli się rozstawić.
— To będzie cudowne popołudnie — westchnęła Ashi, stając na samym brzegu.
— Wieczór również! — krzyknęła Tenten, wbiegając na drewniane schody.
— Um? — mruknęła Sakura, spoglądając na Ino.
— Doszliśmy do wniosku, że zostajemy tu do rana, by się dobrze wybawić! — Blondynka ruszyła za szatynką, trzymając ramiona w górze. — Wakacje!
— Pamiętajcie, że nie możemy się afiszować z tym, że jesteśmy shinobi! — krzyknął Nara. — Nie jesteśmy tu mile widziani!
— Wytrzymasz, będę przy tobie przez cały czas — mruknął nad jej uchem szarowłosy.
Zmrużyła powieki i skrzyżowała ramiona na piersi, po czym zwróciła się do niego z prowokującym wyrazem twarzy.
— Nie musisz, dam sobie radę. — Pokazała mu język i podążyła za resztą, zostawiając go w towarzystwie dwójki Uchihów.
— Stanęła na nogi, czyż nie? — spytał starszy brunet, popychając młodszego do przodu.
— Tak myślę... — westchnął głośno.
— To znaczy? — mruknął Sasuke, spoglądając cały czas przed siebie.
— Myślisz, że udaje? — Itachi wszedł na schody ostatni.
— Nie mam pewności, za to nadzieję... Że tak właśnie nie jest.


< < ♥ > >


— Dattebayo!  — ryknął Uzumaki, zrzucając z siebie koszulkę!
Razem z Kibą, który poszedł w jego ślady, ruszyli w stronę oceanu, podrywając do góry piach. Gdy wbiegli do wody, rozdarły się wrzaski dziewcząt, które ochlapali lodowatą wodą, jednak nic sobie z tego nie zrobili.
— Pajace — parsknął Sasuke, wyciągając z plecaka ręcznik.
Rozłożył go między Itachim, a Kakashim, którzy zawzięcie o czymś dyskutowali. Zdjął czarną bokserkę, wrzucił ją niedbale na sandały i położył się na brzuchu, chcąc cieszyć się słońcem.
— No, no... — mruknęła Ashi, na tyle cicho, by usłyszały ją tylko dziewczyny. — Wszyscy chłopcy są tu tacy przystojni i dobrze zbudowani?
Ino, Sakura oraz Konan powiodły wzrokiem na Sasuke, którego obserwowała rudowłosa. Tenten już gdzieś zniknęła razem z Nejim - temat ten i tak by jej nie interesował. Shino i Chouji dołączyli do Inuzuki i Naruto, którzy zaczęli się ścigać do czerwonej boi.
— Taaak... — westchnęła Ino, spoglądając ukradkiem na Shikamaru, który leżał już na swoim posłaniu, opalając brzuch. — Sasuke się wyrobił i to mocno. Zawsze był przystojniachą, ale w tej chwili to już...
— Przesadził? — zaśmiała się Konan. — Powiem wam tak... Klan Uchiha ma to do siebie, że wszyscy są dosyć fajni, tylko z charakterem bywa różnie.
— O jej... — wyrzuciła z siebie Hinata, na krótkim wydechu. Trzymała w dłoniach ręcznik, ubrana w sam, czarny, dwuczęściowy strój i obserwowała starszego bruneta. — Zgadzam się z Konan.
Yamanaka i Haruno przytaknęły zgodnie, jednak przedstawienie dla różowowłosej miało się dopiero zacząć. Itachi przewiesił swoją czarną koszulkę na oparciu leżaka, który zwinął z wypożyczalni i rozsiadł się na nim, obserwując ludzi nieopodal. Został tylko Hatake, na którym skupiały się teraz cztery pary różnokolorowych tęczówek.
Trzymał dłonie w kieszeniach szortów i przebierał stopami w piachu, zastanawiając się nad czymś.
— No dalej, dalej Hatake — zachichotała cicho Tenshi, spoglądając na niego ze zniecierpliwieniem, jak cała reszta.
— Kakashi! — zawyła Ino, siedząc na swoim kocu. Błękitny strój idealnie komponował się z jej jasną karnacją i kolorem oczu. — No co Ty wyprawiasz?! Ugotujesz się w tej koszulce!
Mężczyzna zwrócił w ich stronę wzrok. Był nieco speszony, jednak wyprostował się i splótł dłonie na karku, wypychając do przodu pierś.
— Nie lubię słońca — odparł krótko i po chwili przysiadł na piachu, w cieniu Itachiego, który w sumie w ogóle go nie zasłaniał.
— Co za gbur — bąknęła niebieskowłosa i runęła na koc. — Pewnie się wstydzi.
— Sakura? — Blondynka popatrzyła na przyjaciółkę, sądząc, że uzyska od niej jakąś podpowiedź.
— On nie lubi tłumu — odparła, opadając między nią, a Hinatą. — Tym bardziej się tak przy nim obnażać. Nie warto próbować go do czegokolwiek zmuszać, bo tylko się zdenerwuje.
— Ej, popatrzcie — przerwała im Konan, pociągając delikatnie za kosmyk blond włosów.
Dziewczęta przeniosły wzrok w stronę wody. Kiba i Naruto, ociekający wodą, zbliżali się w kierunku ich miejscówki. Przykładali do ust palce na znak, by wszyscy byli cicho i stanęli zaraz za Sasuke. Uzumaki wyciągnął do przodu ręce, a potem wskazał na siebie. Następnie dłońmi dotknął nóg i skierował palec w stronę Inuzuki.
— Źle skończą — mruknął Shikamaru, podpierając się na łokciach.
Niebieskooki obszedł Uchihę i na jego niezdarny znak, w tym samym momencie chwycili za nadgarstki i kostki, podnosząc go do góry.
— CO JEST?! ZOSTAWCIE MNIE! — wrzasnął brunet, szarpiąc się szaleńczo. — Pozabijam was!
Głośny rechot chłopaków niósł się po plaży, a spojrzenia ludzi przykuły się do ich sylwetek. Stawiali małe, ale szybkie kroczki - jak się okazało, Sasuke był cięższy niż im się wydawało. Plan jednak został doprowadzony do skutku, bowiem brunet kilka sekund później znalazł się pod wodą.
— Ale im się oberwie — westchnęła Hyuga, wiążąc włosy w kitkę.
— Tylko Naruto — odparła Ino. — Sasuke zawarł pokój z Kibą, a nawet żartobliwa bójka w ich wykonaniu mogłaby się skończyć źle. Dlatego Uchiha go oleje. Z resztą, od kiedy zaproponowałyśmy mu przyjście na moje wesele z Haną, jest jakiś zamyślony.
— Może ten pomysł naprawdę przypadł mu do gustu — mruknęła Hinata, biorąc łyka wody z butelki.
Sakura trawiła wiadomości dziewcząt, obserwując na wpół przytomnie uganiającego się za blondynem bruneta. Może na weselu by się nie skończyło?


< < ♥ > >


— Chcecie piwo? — Kakashi przesłonił dziewczętom słońce, zatrzymując się tuż za różowowłosą.
— Ja poproszę! — krzyknęła Konan, podnosząc głowę.
— I ja! — odezwała się Hinata.
— No ja na razie podziękuję — odparła Ino.
Wzrok mężczyzny przeniósł się na Sakurę, która siedziała do niego tyłem. Odchyliła do tyłu głowę, by na niego spojrzeć i uśmiechnęła się delikatnie.
— Będę wdzięczna — szepnęła. — Iść z tobą?
— Itachi się ze mną przejdzie — odparł,  wskazując za siebie kciukiem. — Myśleliśmy też nad jakimś obiadem, ale to za jakiś czas.
— Jak wszyscy zrobią się głodni, to gdzieś się przejdziemy. — Ino spojrzała na czyste, błękitne niebo, dłonią zasłaniając oczy przed rażącym słońcem. — Rozbierzesz się w końcu?
Sakura spojrzała na nią znacząco, ta jednak nie zwróciła na to uwagi i kontynuowała.
Na ręczniki opadli Uzumaki i Inuzuka. Sasuke dołączył po dłuższej chwili, kopiąc w ich stronię, niby przypadkiem, piachem.
— Jesteś wśród swoich łosiu. Kogo obchodzą obcy ludzie... — westchnęła podnosząc się na nogi. Wyminęła go, kierując się stronę wody i dodała szeptem — Nawet nie wiesz jak bardzo ucieszyłbyś Sakurę.
— To znaczy? — spytał, odwracając się za nią.
Mrugnęła do niego okiem, po czym przyspieszyła, stąpając po gorącym piachu. Przyglądał jej się jeszcze przez chwilę, po czym dołączył do czekającego na niego Itachiego.
— Dziewczyny mają rację — rzucił brunet, gdy kierowali się już w stronę baru. — Do tego mam wrażenie, że rozgrywa się między nimi niema konkurencja.
Szarowłosy uniósł do góry jedną brew.
— No wiesz, który z ich partnerów lepiej się prezentuje... — Zaznaczył w powietrzu cudzysłów, robiąc przy tym ostentacyjną minę.
Hatake roześmiał się głośno, owijając jednym ramieniem swój brzuch. Przykuł w ten sposób wzrok znajdujących się w najbliższym otoczeniu ludzi.
— A ty wziąłeś w niej niemy udział? — rzucił, splatając dłonie na karku. — Itachi, zrobiłeś się rozrywkowy, od czasów odejścia z wioski.
Stanęli w niedługiej kolejce, gdzie Kakashi zaczął układać w głowie listę rzeczy, które miał z powrotem przynieść do obozowiska.
— Wiesz... — Brunet skrzyżował ramiona na piersi i skupił wzrok na zgrai dzieciaków, które chlapały się w wodzie. — Brat w końcu mnie wysłuchał i mi wybaczył. Wioska przyjęła mnie z powrotem pod swoje skrzydła. To jak dar. — Popatrzył na szarowłosego i przekręcił na bok głowę. — Ty, Sakura... wasi przyjaciele. Przyjęliście nas ciepło i pomogliście stanąć na nogi. Wszystko zaczęło iść w dobrym kierunku, człowiek popada wtedy w euforię, a jego stan się poprawia.
— Rozumiem — odparł i rzucił przelotne spojrzenie w kierunku ich miejscówki. — To chyba nie wszystko, co?
Zazwyczaj blada twarz Uchuhy, która teraz zaczerwieniona była od słońca - stężała.
— Co podać? — spytał młody chłopak, uśmiechając się do nich szeroko. — Nie jest panu gorąco w tej koszulce?
— Jeżeli jeszcze raz ktoś mnie o to zapyta, to naprawdę puszczą mi nerwy — westchnął, spuszczając w dół głowę.
— Okey... Nie wnikam — zachichotał sprzedawca. — To jak?
Kakashi złożył zamówienie, które Itachi uzupełnił w kilka rzeczy i już po chwili wracali do reszty, niosąc reklamówki z butelkami zimnego piwa i jakiś przekąsek. Weszli między przyjaciół i zaczęli rozdawać im szkło.
Hatake przyjrzał się z uwagą zielonookiej, która siedziała na kocu i spoglądała z uwagą na ocean. W jej oczach malowało się coś dziwnego, zmieszanego z niepokojem.
— Coś się dzieje? — spytał, kucając przy niej.
— Ino — rzuciła zdawkowo.
Zmarszczył czoło, nie rozumiejąc z początku co miała na myśli. Skojarzył jednak fakt, iż tylko jej tu w tej chwili brakuje, a ostatni raz widział ją, gdy wchodziła do wody.
— Chcesz jej poszukać? — spytał, spoglądając przelotnie po Hinacie i Konan, które wsłuchały się w ich krótką wymianę zdań.
Dziewczyna podniosła się na nogi. Piach zsypał się z chusty okalającej jej biodra. Hyuga i Tenshi poszły w jej ślady.
— A gdzie Shikamaru? — spytał, gdy stali w chłodnej wodzie, sięgającej im ponad kostki.
— Poszedł z Choujim do kibla. — Konan rozglądała się po brzegu, szukając przyjaciółki w tłumie.
Hinata, robiła to samo, kierując spojrzenie w drugim kierunku. Bała się wejść do wody, nie czuła się w niej dobrze; bała się.
— Ino! — wrzasnęła Sakura, badając dokładnie taflę wody. — Ino!
— Umie pływać? — spytała niebieskowłosa, tworząc nad oczyma prowizoryczny daszek z dłoni.
— Tak i to bardzo dobrze — odparła Haruno. — Ale jedno nie wyklucza drugiego...
— Nawet tak nie mów! — pisnęła białooka.
— Widzieliście Ino? — Usłyszeli za sobą zdyszany głos Nary, który nie krył swojego zdenerwowania.
— Właśnie się za nią rozglądamy... — odpowiedział Kakashi, mrużąc powieki.
Falochron.
Skupił wzrok na drewnianych palach, wbitych w piach, znajdujący się pod lazurową wodą. A dokładnie na ostatnim z nich, oddalonych na tyle, by na pierwszy rzut oka go nie zauważyć.
Nie wiedział, czy dobrze widzi. Ale jak się chwilę później okazało, oczy go nie myliły. Blondynka obejmowała drewno ramieniem i bezradnie machała drugą ręką, chcąc zwrócić na siebie czyjąkolwiek uwagę. Najgorsze było to, że fale się wzmagały razem z wiatrem i cyklicznie nakrywały dziewczynę, mocno ją przy tym osłabiając.
— Ino! — zawyły jednocześnie Hinata i Sakura, gdy zorientowały się na co szarowłosy tak patrzy.
Konan otworzyła szerzej oczy, by nagle ocknąć się i uderzyć w plecy Shiakamaru, który zastygł w bezruchu. Przeraził się nie na żarty, jednak zanim zdążył zareagować - Kakashi ruszył przed siebie.
Mężczyzna wbiegł do wody i po chwili rzucił się na fale, które torowały drogę do Yamanaki. Nie poddawał się jednak i parł do przodu ile sił, by zdążyć. W każdej chwili woda mogła porwać dziewczynę i już nigdy im jej nie oddać.
— Co się dzieje?! — Reszta przyjaciół pojawiła się obok i z przerażeniem doglądała poczynań Hatake.
— Ja pierdole, to Ino? — wrzasnął Naruto.
— Jeżeli jej się coś stanie, to sobie nie daruję...  — szepnął Shikamaru.
Konan chciała już krzyknąć, że to on powinien po nią płynąć, jednak Sasuke powstrzymał ją gestem ręki. Od dzieciństwa pamiętał, że Nara również miał problemy z pływaniem.
— Akamaru! — ryknął Kiba, przywołując do siebie zdenerwowanego psa. — Płyń tam! Pomóż Kakashiemu!
Pies szczeknął zgodnie i po chwili gonił już szarowłosego, którego nadal spory dystans dzielił od ich przyjaciółki.
— Idę z nimi! — Sakura wyrwała się do przodu, jednak Ashi i Yamato chwycili ją za ramiona.
— Nie możesz, jesteś za lekka! — ryknęła Tokuno.
— Woda porwie cię w połowie drogi, jak nie szybciej — rzucił Tenzou.
Świetnie.
— Dam sobie radę, wiecie, że specjalizuję się w wodnych technikach! — wrzasnęła.
— Przestań! — sparował Sasuke.  — Mają rację, woda cię porwie!
— Pieprzenie — syknęła, wyrywając ramiona.
Hinata objęła ją delikatnie i obie wbiły wzrok w Kakashiego.
Mężczyzna dziękował sobie w myślach za to, że nie przerywał ćwiczeń. W innym przypadku jego ramiona przy takim tempie i parciu ze strony wiatru i oceanu - już dawno mogłoby wysiąść. Wpadł jednak w panikę, gdy brakowało mu już dosłownie kilku metrów, a dziewczyna zniknęła.
— Ino! — wrzasnął, ślepo wierząc w to, że zaraz pojawi się gdzieś obok.
Dał nura pod wodę i otworzył podrażnione już oczy. Dłońmi wykonywał silne ruchy, by jego ciało znajdowało się jeszcze przez chwilę pod powierzchnią. Nigdzie jej nie dostrzegał...
— INO! — ryknął, łapiąc oddech po wynurzeniu się.
Spostrzegł kilka metrów za sobą Akamaru, który desperacko zanurzał się pod falami i szukał dziewczyny z tak samo odznaczającym się w ślepiach strachem.
— Kaka! — Usłyszał wrzask, który stłumiła fala.
Zwrócił się za siebie, próbując odszukać źródło. Spostrzegł szamoczącą się dziewczynę, w chwili gdy pies minął go, prąc instynktownie w jej kierunku. Nie pozostając w tyle, rzucił się na falę i płynął w stronę blondynki, która znowu została pociągnięta w dół.
Hatake wyczuł mocne zawirowania wody, który stały się prawdziwym niebezpieczeństwem, nawet dla niego, który potrafił tak dobrze pływać. Narastająca panika dawała o sobie znać
Złapał w płuca powietrza i się zanurzył. Tym razem od razu wychwycił jej sylwetkę, jak i zarys Akamaru. Pies wypychał jej ciało głową w górę, ale prądy powstałe na dnie zaczynały nim szarpać. Kakashi nie mógł dłużej zwlekać. Spłynął w dół, chwycił Yamanakę za przedramię, a psa pociągnął za skórę na karku. Z całych sił machał nogami, chcąc wyciągnąć ich stamtąd jak najszybciej.
Wypuścił z siebie całe powietrze, tworząc natłok bąbelków wokoło twarzy, gdy chwycił go silny skurcz. Potrzask?
Pies, którego udało mu się wyciągnąć z wirującego dna, podpłynął pod ramię mężczyzny, tak by ten mógł go chwycić i z powodzeniem zaczął przeć ku górze.
— Masz u mnie pierdolony stek! — wrzasnął, gdy wybili się na powierzchnię.
Akamaru wydał z siebie słabe szczeknięcie, wskazując na własne zmęczenie jednak i radość ze swego rodzaju pochwały.
Kakashi skontrolował nieprzytomną Ino i zaczął się mocniej denerwować, gdy ta się nie poruszała. Ciężko mu było unormować oddech, jednak jakoś go okiełznał. Pies podpłyną bliżej, gotów do wzięcia na swój grzbiet dziewczyny.
Chwilę później płynęli w stronę brzegu, popychani przez fale, które przynajmniej teraz okazały się przydatne.
— Ino! — wrzasnął Shikamaru, wbiegając po pas do wody.
Ściągnął blondynkę ze zwierzęcia i pognał z nią na brzeg, gdzie czekali przyjaciele i tłum gapiów, który kibicował Kakashiemu.
Nara położył narzeczoną na piachu, a Sakura przystąpiła do oględzin. Przyłożyła do klatki piersiowej ucho, z ulgą słysząc i czując mocne uderzenia. Shikamaru klęczał po drugiej stronie, a Kakashi stał u stóp nieprzytomnej dziewczyny, podpierając się dłońmi o uda. Dyszał głośno ze zmęczenia, nie chcąc pokazać bólu, jaki jeszcze promieniował z łydki.
Żyje!, nim jednak Sakura zdążyła to oznajmić, Ino zaczęła się krztusić, dając upust wodzie, zalegającej w jej wnętrzu.
— Matko jedyna, Ino — jęknął Nara, gdy błękitne tęczówki z uwagą zlustrowały jego twarz.
— Coś ty tam robiła?! — wrzasnęła Sakura, nie wyzbywając się oskarżycielskiego tonu.
— Nawet nie wiesz ile strachu nam napędziłaś! — Hinata przycupnęła obok, zbierając z twarzy Ino blond kosmyki, które się do niej poprzyklejały.
— Złapał mnie skurcz... — wychrypiała. — Położyłam się na wodzie, tak jak uczono mnie za dzieciaka... Chciałam przeczekać, po chwili zorientowałam się, że woda wyniosła mnie tak daleko od brzegu... Te pale były takie obślizgłe! — wrzasnęła, poruszając się gwałtownie.
— Nic jej nie jest! — Kiba machnął ręką i zwrócił się w kierunku Akamaru, który leżał na piachu i ciężko dyszał. — Widzisz? Nikt ci nawet nie podziękuje!
— Świnia! — Ashi uderzyła go w głowię i popchnęła do wody.
— Nawet nie wiecie, jak jestem wdzięczna... — Blondynka z pomocą ukochanego i różowowłosej, usiadła i spojrzała na Kakashiego. — Dziękuję... Bardzo dziękuję,
Akamaru szczeknął głośno w odpowiedzi. Konan, Itachi, Sasuke, Tenten i Neji rozganiali gapiów, a Chouji jadł chipsy, nadal mocno przejęty sytuacją.
— Do usług  — rzucił żartobliwie Hatake, biorąc głęboki oddech.
Zachwiał się. Sakura chwyciła go mocno i oboje opadli na piach. Przycisnęła usta do jego mokrych włosów, z których wciąż spływała woda i zamknęła oczy, obejmując go ramieniem.
— Bohater... — szepnęła, zaciskając palce na jego zimnej skórze.
Uniósł na nią wzrok i uśmiechnął się w zmęczony sposób.
— No — westchnęła Yamanaka, spoglądając na swojego wybawiciela — teraz to już musisz ją zdjąć.
Wskazała palcem na mokrą, przylegającą do jego ciała koszulkę i uśmiechnęła się złowieszczo.
— Mówiłem, że nic jej nie jest! — wrzasnął Inuzuka, siedząc wodzie, która sięgała mu żeber i nadal masował obolałe na głowie miejsce,
— Zamknij dziób! — Ashi rzuciła w jego okolicę, ubitą kulkę z mokrego piachu, by go ochlapać.
Kakashi odchylił do tyłu głowę i popatrzył na Sakurę, na której twarzy nadal malował się strach.
— Muszę... — westchnął.


Sakura i Shikamaru pomogli Ino przyczłapać się na jej ręcznik, tak samo jak Itachi i Sasuke - Kakashiemu.
Szarowłosy stanął na środku miejscówki i ściągnął w końcu mokrą koszulkę, po czym rzucił ją na piach.
— Tch... — parsknął Sasuke, widząc zaślepione sylwetką Hatake dziewczęta.
— Wygrałeś — mruknął Itachi.
Kakashi spojrzał na dziewczyny, które nagle odwróciły od niego wzrok i rozpoczęły zajadłą konwersację. Zwrócił wzrok ku przyjacielowi i spojrzał na niego karcąco.
— Nawet mnie w to nie mieszaj — rzucił, rozciągając obolałe mięśnie, na co dotarły do nich westchnięcia niemalże wszystkich dziewcząt z sąsiednich zbiorowisk.
— Nie jesteś zazdrosna? — mruknęła Konan, mierząc wzrokiem wszystkie laski, które mu się przyglądały.
— Jestem — odparła, spuszczając głowę. — Ale jakie to ma znaczenie, skoro... — Jej wypowiedź przerwały ramiona, które oplotły jej brzuch i mocno pociągnęły do tyłu.
— Liczysz się tylko ty — mruknął jej do ucha, kończąc jej kwestę.
Chwilę później złożył pod nim delikatny pocałunek, na co przyjaciółki zachichotały.
Sakura oparła tył głowy o jego bark i spojrzała na jego twarz. Nadal nie oddychał równomiernie, ale odzyskiwał szybko siły. Patrzył na nią w tej chwili zupełnie tak jak na początku. Nic się nie zmieniło.
— Kocham cię.
— Kochasz mnie?
Wyszeptali to równocześnie. Nie rozumiał jej wątpliwości, ale nigdy nie miał zamiaru przestać jej tego udowadniać.
Musnął jej usta, zamykając przy tym oczy. Chwilę później zajrzał w jej, które emanowały energią. Przytulił ją do siebie.
Zupełnie nie zwracając uwagi na szmer niezadowolenia obcych dziewcząt.
Jak się później okazało, również chłopców, którzy dostrzegli różowowłosą.


< < ♥ > >


— Jak się czujesz? — spytała Hinata, gdy chłopcy rozkładali namioty na polu campingowym, osadzonym po sąsiedzku z plażą.
— Lepiej... — westchnęła Ino, przyglądając się pracy Shikamaru. — Choć nadal mam nieodparte wrażenie, że moje ciało wypełnia woda.
— Szybko się go raczej nie pozbędziesz — rzuciła Sakura, siadając obok przyjaciółki, na wielkim pniu, służącym za siedzisko przy palenisku.
Pole było strzeżone i nic nie miało prawa się tu wydarzyć. Zaczynając od kradzieży, a kończąc na napaściach. Przyjaciele postanowili wybrać się na jakiś obiad, a następnie odwiedzić, przez wszystkich chwaloną, Muszelkę - klub nocny, który byłby ostatnim miejscem, jakie mogli wykorzystać do zabawy, przed powrotem do codziennego życia shinobi.
Najpierw jednak postanowi przygotować sobie nocleg. I nikt nie wiedział jak to wszystko się potoczy, skoro Sasuke i Kiba wylądowali w jednym namiocie.
— Życie singla jest do dupy — skwitował Kiba, walcząc z jednym ze śledzi. — Obiecaj mi, że nie będziesz mnie dotykać! Ani przed snem, ani w trakcie, ani po nim!
Sasuke posłał mu najbardziej tajemniczy uśmiech, na jaki było go stać.
— Nie kurwa! Nie śpię z nim! — Inuzuka rzucił młotkiem o ziemię i się wyprostował. — Akamaru! Śpimy pod gołym niebem!
— Sasuke, nawet się nie wygłupiaj... — rzucił Itachi, mijając ich namiot. — Zaczynam się o ciebie martwić.
— No nawet sobie nie żartuj! — warknął, grzebiąc w plecaku.
— Ino, my nie musimy tam iść — szepnęła Hinata, wodząc wzrokiem za patykiem, którego Kiba rzucał psu. Zwróciła jednak spojrzenie na przyjaciółkę. — Nie sądzę, byś była na siłach...
— Przestańcie! — krzyknęła, łapiąc się za głowę. — Nic mi, kurka wodna, nie jest!
— Prawie osierociłaś dziecko — prychną Shikamaru, przechodząc obok nich z matami dla niego i ukochanej.
Ino zmrużyła złowieszczo powieki i siarczyście zaklęła pod nosem. Nie przyjechała tu po to, by siedzieć na tyłku. Dlatego ten, w jej mniemaniu bardzo głupi i nic nieznaczący, wypadek nie mógł być czymś, co ją zatrzyma.


Gdy słońce pozostawiło po sobie już tylko pomarańczową poświatę, która oświetlała spód chmur - byli w połowie drogi do Muszelki. Muzykę dało się usłyszeć już z daleka. Połowa lokalu znajdowała się na wielkim tarasie, który oblegany był już przez tłumy młodych ludzi.
— Ouu, dziś się troszkę pobawimy! — Yamanaka klasnęła w dłonie, a po chwili zaczęła wygładzać materiał swojej zielonej sukienki, przewiązanej pod piersiami, cienką, brązową wstążką.
— Ty to lepiej na siebie uważaj, co? — fuknął Kiba, zawieszając wzrok na jakiejś brunetce. — Nabroiłaś dziś wystarczająco.
— Od kiedy ty pouczasz innych? — zdziwił się Sasuke, łypiąc na niego z kpiną.
Inuzuka odszedł jednak, zwiedziony śnieżnobiałym uśmiechem dziewczyny. Shino, Chouji, Neji i Tenten zostali na polu campingowym, zmęczeni zabawą w wodzie.
Reszta jednak nie zamierzała próżnować w ostatni wolny wieczór i z wielkimi chęciami ruszyła do klubu.
Ino i Konan wpadły w tłum, ciągnąc za sobą Ashi i Hinatę. Zaczęły tańczyć, śmiejąc się głośno i dając upust wszelkim negatywnym uczuciom, jakie ostatnio im towarzyszyły.
— A co z tobą? — Kakashi potrząsnął delikatnie dłonią Haruno, którą cały czas trzymał w swojej.
— Nie mam siły tańczyć — odparła spoglądając na niego. — Na razie posiedzę z wami, chyba, że będę bardzo przeszkadzać.
— Nie będziesz — uśmiechnął się, obejmując jej szyję ramieniem.
Pociągnął dziewczynę do chłopaków, którzy zajęli już jakiś większy stolik i usiedli obok Itachiego i Yamato.
— Piwo? — Usłyszała nad uchem.
Zwróciła za siebie wzrok i uśmiechnęła się do Sasuke.
— Zbierasz zamówienia? — zaśmiała się, odwracając całkiem w jego stronę.
— Tak wyszło — odparł, uciekając gdzieś wzrokiem.
— Przejść się z tobą? — zaproponowała, podnosząc się z powrotem na nogi.
Poprawiła jeansowe spodenki i biały top, rozglądając się po ludziach. Od początku miała wrażenie, że jest obserwowana i dopiero teraz dostrzegła źródło niepokoju.
W rogu tarasu, przy dużym stole, siedziała spora grupa osób, a pośród nich siedmiu mężczyzn, którzy bezczelnie spoglądali w jej stronę.
— Jeżeli chcesz — odpowiedział, spoglądając tam gdzie ona. — Też to zauważyłaś?
— Ta — syknęła, mierząc się wzrokiem z jakimś rudowłosym cepem, który nie podchodził jej stamtąd najbardziej.
W końcu odpuścił, a ona ze sporą satysfakcją położyła dłoń na ramieniu Kakashiego, który zagadał się ze starszym Uchihą.
— Co chcecie do picia?
— Piwo — odparli równocześnie.
— Idziecie? — spytał Itachi, wyglądając na Konan. — Jak będziecie ich mijać, powiedz jej, żeby tu na chwilę przyszła.
Dziewczyna skinęła głową.
Nie zauważyła i nie wyczuła spojrzenia Kakashiego. Chodź nie okazywał żadnych emocji, wobec Sasuke, nadal był o nią zazdrosny i nie potrafił zapomnieć o jej dawnych uczuciach względem niego. Przymykał na wszystko oko, ponieważ jej ufał, ale to co siedzi w głowie, było oporne na wszelkie próby eliminacji.
Odprowadził ich wzrokiem, z uwagą przyglądając się gestykulującej dziewczynie, która z zapałem o czymś opowiadała. Jego spojrzenie powiodło jednak za jego plecy i zatrzymało się na tym samym stoliku, o którym mówiła Haruno.
Dwoje z mężczyzn podniosło się i weszło w tłum, nie pozornie zbliżając się do dziewcząt.


— Masz przeczucie, prawda? — mruknął Sasuke, obserwując jak dziewczyna stuka palcami o bar.
— Ty też — sparowała, podpierając głowę na dłoni. Obróciła ją tak, by móc się przyjrzeć chłopakowi i uśmiechnęła się. — Hana.
— Hm? — Uniósł do góry brew i zerknął na nią.
— Hana, to nie taki zły pomysł — kontynuowała, obserwując jak barman ustawia na tacy ich, jeszcze puste, kufle. — Powinieneś nad tym poważnie pomyśleć.
— Nie wiem... Nie znam jej, w ogóle. Tyle co z widzenia.
— Ale ona ciebie zna — prychnęła z ironią, na co chłopak wydął policzki. — Żartuję...
— Po powrocie postaram się coś zdziałać. Kiba mówił, że ona też kogoś szuka na to całe wesele... Jeżeli mam to wpisać jako swój kolejny, dobry uczynek... To czemu by nie?
Zmiana jaka w nim zaszła, była naprawdę wielka. Jej serce było w stu procentach oddane Kakashiemu, ale czasem zastanawiała się, jakby potoczyły się losy ich wszystkich, gdyby Sasuke nigdy nie odszedł z wioski.
— Nad czym myślisz? — spytał nagle.
— Gdybyś nie dowiedział się prawdy od Itachiego, nadal by cię z nami nie było — rzuciła bez ogródek.
Zdziwił się, jednak zmarszczył czoło i odwrócił od niej wzrok.
— Nie chcę o tym gadać...
— Przepraszam, piękna — rozległo się za nimi, a Haruno poczuła na ramieniu czyjąś wielką, szorstką dłoń.
Sasuke zwrócił za siebie podminowany wzrok i zmierzył gościa od góry do dołu. Zielonooka nie miała już na tyle odwagi, by pójść w jego ślady. Przejścia minionych miesięcy nadal odznaczały na niej swoje piętno.
— Czego chcesz? — fuknął Uchiha.
Rudowłosy łypnął na niego złowrogo i nic sobie z tego nie zrobił. Ot, to był jego błąd.
— Zatańczysz? — kontynuował, próbując zwrócić w swoją stronę dziewczynę, sparaliżowaną strachem,
— Nie zatańczy, spieprzaj stąd — warknął brunet, tym samym podjudzając obcego do awantury, która była im wszystkim w tej chwili najmniej potrzebna. Zrzucił jego rękę z ciała przyjaciółki, która miała wrażenie, że zdjęto z niej słonia.
Sakura wykorzystała okazję, gdy barman podał jej tacę z piwami. Wzięła ją do jednej reki i złapała Sasuke za przed ramię, urywając jego wypowiedź, skierowaną do rudowłosego; przepełnioną siarczystą wiązanką wszelakiego rodzaju bluźnierstw.
Wiedziała, że na tym się nie skończy, ale chciała odwlec to na tyle, na ile się dało.
— Czemu to zrobiłaś? Już prawie bym go uderzył!
— No właśnie! — warknęła, sadzając go pomiędzy Naruto, a Shikamaru. — Pilnujcie go i nie pozwalajcie mu się oddalać.
— Jakieś problemy? — Kakashi spojrzał na nią uważnie, a ona powiodła wzrokiem na stolik w rogu.
Nie dobrze.
Gości nie było. Więc mogli być wszędzie. Ot, prosta dedukcja.
— Zbliżają się wielkimi kroczkami — uśmiechnęła się ironicznie i rozstawiła na stole piwa.
Podniosła swój kufel i wypiła haustem przynajmniej połowę, chcąc w jakiś minimalny sposób zastopować nerwy, które narastały w jej wnętrzu. Odstawiła naczynie, uderzając nim o drewnianą powłokę stołu i podparła się pod boki.
— Idę do dziewczyn — rzuciła, uśmiechając się. Cmoknęła w policzek szarowłosego i popląsała do roztańczonych ludzi.
— Coś się szykuje, prawda? — mruknął Itachi, spoglądając w stronę dziewcząt znad szkła.
Kakashi robił dokładnie to samo. Oboje owiani silnym spokojem, sprawiali wrażenie nadchodzącej zagłady.
— Ta — zatwierdził Sasuke.
— Przynajmniej nie będziemy narzekać na brak rozrywki. — Kakashi rozsiadł się wygodnie i obserwował różowowłosą, która wiła się na zasłużonym już parkiecie.
— Ja już miałem jej dzisiaj wystarczająco dużo — bąknął Shikamaru. — Naprawdę, więcej mi nie trzeba.
— Nie marudź — westchnął Uzumaki. — Najwyżej posiedzisz i popatrzysz.
Sasuke i Kakashi wymienili znaczące spojrzenia, po raz pierwszy w życiu widząc to, że Naruto jest... zazdrosny.


< < ♥ > >


Mijały godziny. Jedna, druga, trzecia.
Dziewczyny wędrowały pomiędzy stolikiem, łazienką, a parkietem. Cały czas będąc pod stała obserwacją chłopców, jak i tych obcych. Sakura czuła na sobie napór wzroku rudowłosego, jednak nic z tym nie robiła. Żadna z nich nie chciała prowokować żadnej sytuacji, chcąc ten wieczór spędzić w spokoju.
— Ejj! — krzyknęła Konan i ściągnęła do siebie przyjaciółki.
Zbliżyły się do niej i spojrzały na miejsce, które wskazywała palcem Tenshi.
— No nie wierzę — prychnęła Ino, po czym zaśmiała się głośno.
— Przestańcie, należy mu się! — Hinata stanęła w obronie swojego przyjaciela z drużyny i wbiła fiołkowe spojrzenie w jego stronę.
Ich uwagę przykuł wrzask chłopców z Konohy, którzy zaczęli skandować imię Inuzuki, który pokazał im na odchodne język.
Tak.
Kiba właśnie opuszczał lokal w towarzystwie niebanalnej brunetki, której radosny uśmiech budził sympatię. Trzymała go za dłoń i pociągnęła w stronę wody.
— Przygoda na jedną noc? — mruknęła Ashi, zakładając ramiona na piersi.
— Oj! — Sakura machnęła ręką, podrygując w rytm muzyki. — Kiba jest jaki jest, ale kobietom łatwo ulega. To nie ten typ.
— Najwyżej ją skrzywdzimy, jeżeli ona skrzywdzi jego. — Hinata wzruszyła ramionami i poszła tańczyć, pozostawiając dziewczęta w głębokiej konsternacji.
— Eee? — Konan zerknęła na Sakurę.
— Mają na tyle silną więź jako członkowie jednej drużyny, że traktują się jak rodzeństwo — odparła.
Chciała jeszcze coś dopowiedzieć, ale kłąb dymu papierosowego osłonił jej twarz. Zaczęła się krztusić i rozwiewać go dłonią, aż w końcu spostrzegła pochylającego się nad nią rudowłosego.
— Witaj Wisienko — mruknął, a do jej nozdrzy dotarł okropny zapach z jego ust.
— Co ty sobie kurwa wyobrażasz?! — Ino ze złością wytrąciła mu z ręki papierosa i zdeptała go, by przypadkiem parkiet się nie zajął.
— Kobiecie nie przystoi się tak wyrażać... — mrukną, po chwili przyglądania się blondynce.
— Zwykłej nie, ale shi — zaczęła, jednak Konan zakryła jej dłonią usta i odciągnęła dwa metry w tył.
— Mieliśmy się nie sprzedawać z tym, że jesteśmy ninja, nie pamiętasz?! — syknęła, z uporem wpatrując się w ciemnozielone tęczówki mężczyzny.
— Twoja przyjaciółka ma cięty języczek — westchnął, prostując się.
— Tylko wobec takich prostaków jak ty — warknęła Ashi.
Haruno z niepokojem spostrzegła, że stoi za nią kolejny z tej ekipy. Tak jak za Ino, Konan i Hinatą.
— Kłopoty — mruknęła pod nosem.
— Jeśli będziecie posłuszne, zamienimy to w naprawdę przyjemny wieczór — mruknął mężczyzna, zakładając na nią ramię. — Jestem Akiro, a to reszta mojej bandy. Polubimy się.
— Nie sądzę — odparła, łypiąc na niego złowrogo.
Dotyk obcego mężczyzny nadal przysparzał jej strach i paraliż. Najgorsze w tym wszystkim było to, że chłopcy odeszli od stolika, prawdopodobnie by towarzyszyć palącemu na zewnątrz Shikamaru.
— Maisu, zabieramy je! — krzyknął, na co mężczyźni pochwycili wszystkie dziewczęta.
Tłum nie reagował. Wszyscy się odsunęli. Bali się. Czy to było tutaj normalne?
— Kim do cholery jesteście?! — wrzasnęła Yamanaka, gdy ciągnęli je w stronę bocznego wyjścia.
— Można powiedzieć, że handlarzami — westchnął rudowłosy.
— Nie zrobicie z nas dziwek! — ryknęła Konan, zaraz po tym, jak wypadła z jednym z nich na piach.
— Zostawcie nas, bo pożałujecie. — Ashi emanowała złością.
Sakura natomiast w spokoju dała prowadzić się przed siebie.
W między czasie udała się do barmana, który cały czas sprawiał wrażenie zlęknionego. Cała ta szajka polowała tu sobie na dziewczęta, które potem wywozili daleko stąd. Nikt nie mógł się ich stąd pozbyć, a że ninja nie byli tam mile widziani, ci nie mieli żadnych obaw.
Do dziś, nie wiedząc na kogo się natknęli.
— Nie wiecie, z kim właśnie zaczęliście — westchnęła Ino, zachowując ten sam spokój co Haruno. Plan zakładał zarówno złość dziewcząt jak i irracjonalną powagę.
Wciągnęli je w sporą zatoczkę i okrążyli, sądząc, że mają jakąkolwiek przewagę.
— Teraz pokażecie nam, ile jesteście warte — zażądał ich szef.
— Jak sobie życzysz — westchnęła Haruno, której dłonie otoczyła zielona poświata.
Mężczyźni przyglądali się kolejno każdej z nich. Hinata aktywowała Byakugana; połowa ciała Tenshi zamieniła się w drobne karteczki; Tokuno przyzwała swoje dwie katany. Ino złożyła dłonie do pieczęci i po chwili opadła na kolana.
Jeden z mężczyzn zaczął okładać się sam po twarzy, na co jego koledzy zareagowali przerażeniem.
— Jesteście ninja?! — krzyknął Maisu.
— Bez znaczenia, zaraz z wami skończymy! — ryknął Akiro, którego ręce zaczęły się trząść.
Zważając na ich ruchy i ekwipunek, można było łatwo wywnioskować, że nie byli to shinobi. A raczej masochiści, którzy nie przejęli się ostrzeżeniem ze strony dziewcząt.
— Jesteście tylko babami — syknął.
— A my ich mężczyznami. — Stonowany głos Yamato zmroził krew w żyłach, nawet u dziewcząt.
Napastnicy zwrócili się za siebie. Zgraja konoszańskich chłopców stała w miejscu, odcinając im jedyną drogę ucieczki. W tle, jeden z oponentów, nadal chodził tyłem i tłukł się po twarzy.
— Chcecie odebrać nam rozrywkę? — jęknęła Konan, mierząc się wzrokiem z Itachim.
— Nie, wy po prostu rozegracie to nieuczciwie — westchnął starszy Uchiha.
— Ostatni raz tłukłem się w ten sposób chyba w Akademii... I to z tobą, Sasuke — prychnął Naruto, uderzając pięścią w drugą, otwartą dłoń.
— Jakie to, kurwa, uciążliwe — Shikamaru przeciągnął się i ziewnął.
— Ino, wróć do siebie — krzyknął Kakashi.
Wrogi mężczyzna opadł na piach, znokautowany przez samego siebie, a błękitne tęczówki Yamanaki zostały odsłonięte.
— Przynajmniej zdążyła sobie poużywać — mruknęła Ashi.
Sakura przeniosła znudzony wzrok na mężczyzn. Nawet bez znokautowanego, było ich więcej niż chłopaków, jednak nie zrobiło to na nich większego wrażenia.
— Ten, który skończy z limem, stawia reszcie piwo! — zakomunikował Sasuke, po czym odbił się od ziemi i pewnie natarł na oponentów.
Chłopcy rzeczywiście nie użyli żadnej techniki i wykluczyli nawet typowe dla shinobi uderzenia. Po prostu okładali się pięściami, świetnie się przy tym bawiąc. W przeciwieństwie do złej szajki, dla której ta walka była poważna. Sytuacja była nader komiczna... Sakura skupiła wzrok na Kakashim.
Jego ruchy były szybkie i silne. Trzymał mocno gardę, ale gdy już ktoś się do niego zbliżał, wyprowadzał zdecydowane ruchy. Mimo to widziała, że szukał sobie kogoś spośród nich za specjalnego przeciwnika. Kogoś, kto stanął tuż za nimi, czego nie wyczuła przez nieuwagę.
— Puszczaj! — wrzasnęła Ashi, gdy chwycił ją w pasie.
Tenzou powalił przeciwnika i dał susa w jej kierunku, lecz zastygł w bez ruchu. Dziewczęta cofnęły się, by przypadkowym skinieniem nie doprowadzić do tragedii.
Tokuno czuła na szyi stal zimnego noża i bała się przełknąć ślinę.
— Każ swoim koleżkom puścić moich ludzi. — Akiro docisnął drobne ciało dziewczyny mocniej do siebie. — Inaczej ukrócimy ją o główkę.
— Sakura, Konan! — ryknął Sasuke, widząc jak dziewczęta wrząc ze złości, straciły nad sobą panowanie.
Pieczęć Yin na czole Haruno zaczęła emanować dziwną poświatą, a nad głową Tenshi zawisło wielkie, papierowe ostrze, które było w stanie przeciąć nawet skałę.
— Puść ją, albo nie ręczę za siebie — syknął Yamato.
Kakashi wyczuł jego złowrogą energię i doskonale wiedział, że choć jego przyjaciel był z reguły niesamowicie rozważny, były takie sytuacje kiedy tracił kontrolę. Takie jak dziś.
— Jakieś sugestie, Shikamaru? — mruknął Naruto, którego lisie wąsy się wyostrzyły.
Jeszcze tego brakowało, by przez głupich rzezimieszków, zdemolować pół plaży z pomocą gigantycznego, niewyżytego emocjonalnie Kuramy.
Przeciwnicy zaczęli cofać się w stronę szefa, tak jak on, razem z Ashi. Konoha miała pewność, że nie oddadzą jej bez walki, a ta z drugiej strony mogła poskutkować tragedią.
— Miło było was poznać — Akiro zaśmiał się głośno i przerzucił sobie Ashi przez ramię. — Może jeszcze kiedyś się zobaczymy.
— BAWICIE SIĘ BEZE MNIE?! — Znajomy głos rozdarł niebo, niczym piorun w burzową noc.
Głowy wszystkich oprócz Yamato, zadarły się ku górze. Kiba zeskoczył z klifu i zleciał prosto na rudowłosego, wytrącając mu w ten sposób z rąk Tokuno, którą w mgnieniu oka przechwycił Yamato.
Chłopcy ponownie wpadli w przeciwników, tym razem z udziałem Inuzuki i na dobre rozpoczęli dziecięcą bijatykę.


< < ♥ > >


— Dzień pełen wrażeń — westchnęła Ino, spoglądając na obsypane gwiazdami niebo. — Mam nadzieję, że to już koniec.
— Padam na twarz, chcę już spać — jęknęła Konan, opierając się czołem o klatkę piersiową Itachiego.
— Już idziemy na camping — odparł, spoglądając na drzwi całodobowego sklepu.
Dzwoneczek zadzwonił, a przed wejściem pojawili się Sasuke i Naruto, z siatkami pełnymi szklanych butelek.
— Trzeba było nie wymyślać takich głupich zakładów — prychnęła Sakura, obserwując ich zgorzkniałe miny.
Oboje czuli rosnącą pod okiem śliwę i nie odzywali się, pławiąc w potoku łez przegranych.
— Chodźmy, bo uśniemy na stojąco — mruknęła Hinata.
Każdy wziął od chłopaków swoje piwo i od razu je otworzył. Szli pięknie oświetloną promenadą, śmiejąc się głośno i dyskutując o minionym dniu.
— Zaraz Kiba... A co z twoją dziewczyną? — spytała Haruno, wyglądając na przyjaciela zza klatki piersiowej Kakashiego.
Szarowłosy przechylił butelkę, wziął dużego łyka i również popatrzył na chłopaka.
Inuzuka spoglądał twardo przed siebie... Po chwili jednak opuścił głowę i pociągnął głośno nosem.
— Zapytała mnie skąd jestem... Gdy powiedziałem, ze z Konohy, poinformowała mnie o tym, że ma tam kuzynkę — westchnął.
— To świetnie! — krzyknęła Konan. — Może znalazłeś sobie partnerkę na wesele!
— Czyją kuzynką? — spytała Ino, idąc pod rękę z Shikamaru. Wyczuła najwyraźniej, że to w jej rodzinie leży problem.
— Kirame... — warknął, odwracając głowę w bok.
Wszyscy oprócz Tenshi i Itachiego, którzy nie rozumieli tej sytuacji, wybuchnęli śmiechem. Tak głośnym i tak silnym, że w oknach niektórych mieszkań pozapalały się światła, a przecież zegary wybiły piętnaście minut temu drugą w nocy.
— Podobno po rodzinie nic nie ginie, ale wiesz — zachichotała Ino.
— Daj spokój, dziób jej się nie zamykał jak tamtej! — wyrzucił ramiona ku górze. — Nigdy więcej, naprawdę...
Wypił resztę piwa i wrzucił butelkę do mijanego kosza. Po chwili poczuł, jak ktoś zarzuca mu ramię na szyję.
— Spokojnie, pamiętaj, że śpimy w jednym namiocie... Pocieszę cię — mruknął Sasuke.
— A poprzytulasz mnie troszkę? — spytał szatyn.
— Zawsze!
— Ja pierdolę, jesteście obleśni — prychnął Uzumaki, imitując wymioty.
Droga na camping zeszła im w świetnych nastrojach.
Gdy dotarli do swojego obozowiska, reszta wycieczki już spała. Tylko Akamaru czuwał przy przygasającym ognisku i czekał na przyjaciół.
Dziewczęta wzięły co najpotrzebniejsze i pobiegły do pobliskich sanitariatów by wziąć prysznic, a mężczyźni usiedli wokoło ognia i zaczęli rozprawiać na temat wesela, który dziewczyny miały już za sobą. Gdy te wróciły, nastąpiła zamiana ról.
Kakashi wszedł do namiotu, w którym siedziała już Haruno i wyciągnął z torby swój ręcznik. Popatrzył na dziewczynę, która owinęła się w śpiwór i uśmiechnął się ciepło.
— Zimno — mruknęła.
— Noce są zimne, szczególnie nad lodowatym oceanem — zdjął koszulkę i rzucił ją w kąt. — Do tego wiatr się wzmaga... Zaraz wrócę, a ty załóż mój polar.
_
Wyszedł przed budynek, cały wilgotny. Prysznic trochę go orzeźwił, zwłaszcza, że te kilka piw dawało o sobie znać. W minimalnym stopniu, ale jednak.
— Fajkę? — mruknął Shikamaru, który czekał już na zewnątrz, oparty o fasadę sanitariatów. — Wiesz, pytam z grzeczności...
— A daj — rzucił, wyciągając dłoń do kartonika.
Nara zakrztusił się, prawie wypluwając nieodpalonego papierosa.
— Palisz? — palnął w końcu. — Przecież ochrzaniałeś Sakurę, gdy wyczułeś od niej nikotynę.
— Kiedyś mi się zdarzało, przy gorszym okresie — westchnął, zabierając od niego zapalniczkę. — Nabrałem ostatnio ochoty, a nie było okazji. W końcu mamy wolne. — Wzruszył ramionami.
Zaciągnął się. Lekko, by się nie udusić. Uchylił usta i wciągnął dym głębiej, do samych płuc, gdzie przez chwilę go trzymał.  Zadziałało kojąco na nerwy dzisiejszego dnia.
— Wywal to — mruknął Itachi, podchodząc do nich z Sasuke.
Ten jednak zbył jego słowa i spalił całego papierosa, póki wszyscy nie wyszli spod pryszniców. Strzelił petem w mokrą od rosy trawę i ruszył w stronę namiotów, zaraz za resztą.
Wiatr rozpętał się na dobre. Schronienie jego i Sakury znajdowało się najbliżej lasu, gdzie słychać było skrzypiące konary i szelest liści.
— Myślicie, że dobrze zrobiliśmy spuszczając im łomot i pozwalając uciec? — spytał Kiba, wycierając włosy ręcznikiem. — Może jednak powinniśmy powiadomić jakieś lokalne władze.
— Myślisz, że jeszcze kiedykolwiek się tu pojawią po tym, co im zgotowaliśmy? — prychnął Uzumaki.
— Tutaj nie, ale znajdą sobie w końcu inne lokum i porwania nie ustaną — skwitował Shikamaru.
— Przejdę się rano tam gdzie trzeba — wtrącił Yamato. — Jeżeli nie znajdę nikogo odpowiedniego, wyślemy kogoś z Konohy.
Chłopcy poznikali po chwili w swoich namiotach. Kakashi również wsunął się do swojego. Zamknął go i rzucił ręcznik obok koszulki. Odwrócił się w stronę dziewczyny, która otulona jego polarem i śpiworem, spoglądała na niego uważnie.
Przemieścił się na czworaka nad nią i spojrzał jej w oczy. Przewróciła się z boku na plecy. Różowe włosy rozsypały się na kocu, z którego zrobiła sobie poduszkę.
— Nadal ci zimno? — szepnął.
Wyczuła woń alkoholu zmieszaną z tytoniem i męskim żelem pod prysznic. Zadziałało jak narkotyk... Przyjemny dreszcz przeszedł przez jej ciało, a wewnątrz buchnęło gorąco.
— Tak — odparła, będąc w dziwnym letargu.
Wpił się w jej usta i zaczął rozsuwać śpiwór. Po chwili okrył ich nim jak kołdrą, nadal znajdując się nad dziewczyną. Położył dłonie na jej udach i zaczął sunąć nimi w górę. Mruknięciem wyraził swoje zadowolenie, gdy wyczuł, że ma na sobie tylko bieliznę, bokserkę i jego bluzę. Zdjął go z niej i wsunął dłonie pod podkoszulek. Objął jej biodra, ciepłymi dłońmi, a kciukami kreślił kółka na jej skórze, całując ją czule.
Wplotła dłonie w jego szare, mokre włosy i odchyliła do tyłu głowę, gdy muskał jej delikatną szyję. Westchnęła cicho i zadrżała.
— Cichutko... — mruknął, okalając jej obojczyk gorącym oddechem. — Nie jesteśmy sami.
Zagryzła dolną wargę, gdy kawałek się odsunął i spojrzał jej w oczy.
— Niech zazdroszczą — zachichotała.
Jego mina stężała.
— A skąd masz pewność, że w większości namiotów nie dzieje się to samo? — spytał, gładząc jej skórę pod piersią. — Nie usłyszysz tego, wiatr zagłusza większość dźwięków.
Uniosła do góry głowę i zatrzymała usta tuż przed jego wargami, spoglądając prowokacyjnie w oczy.

— Więc nas też nie usłyszą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz